6 - good for u


Rozkosz z początku smakuje, potem katuje



Tupię nogą. Czasami robię tak, gdy się nudzę, czyli przy Namjoonie dość często o dziwo, ale to wynika z mojej "roboty". Nigdy nie wchodzę z nim do środka, gdy jest z kimś umówiony. Zawsze czekam na zewnątrz, a do środka wchodzi z nim jedynie Marco. Marco jest bardzo cichy. Tak bardzo, że zaledwie dwa razy słyszałem, żeby się odzywał, a znam go tyle samo czasu, co samego Namjoona, czyli trzy lata. Marco jest Włochem i Jimin mówi, że nie zna za dobrze angielskiego, ale ja myślę, że jemu jest wygodniej udawać niemowę. Gdy ktoś pyta o Namjoona może wzruszyć ramionami lub pokręcić głową, a mnie czekają pytania. Zawsze odpowiadam "nie wiem". To prawda. Nigdy nie wiem co robi Namjoon, po co, z kim i czy to mu się opłaca. Ja tylko stroję na straży "w razie gdyby". Ale w razie gdyby jeszcze nigdy nie nastąpiło. Tym lepiej. Dlatego żuję powoli swoją dolną wargę i tupię cicho butem. Jego szpiczasty czubek okręcam o wyszczerbienie w podłodze. Potem deptam pełzającą mrówkę. Patrzę na zegarek. To prezent od Jimina z okazji poprzednich urodzin. Był drogi i noszę go jak trofeum, patrzę na niego jak na skarb. Pokazuje piątą, co oznacza, że stoję w miejscu prawie pół godziny. Obstawiam, że minie jeszcze drugie tyle nim Namjoon i Marco wyjdą z mieszkania, ale mylę się. Wychodzą już teraz.

Bez słowa ruszam za Namjoonem i Włochem, który oczywiście się nie odzywa. Namjoon za to mówi, że nawet było miło. Mówi to sarkastycznie, bo wiem, choć wiedzieć nie powinienem, że mieli do załatwienia jakiś nieopłacalny biznes, więc mężczyzna, do którego się udali ma na pewno kłopoty. Nie wnikam w to, bo wiem, że ciekawość mi się nie opłaci. To już na dziś ostatnie miejsce, do którego musiał udać się Namjoon, więc zaraz wsiadamy do samochodu czekającego przed kamienicą. Namjoon zdejmuje w aucie swój kapelusz i sięga po cygara. Lubi je palić, choć śmierdzą. Są okropne, ale on mówi, że mają swój urok. Ja tego uroku nie widzę, więc krzywię się lekko, a on się śmieje. Kiedyś dał mi posmakować, ale prawie wyplułem płuca przez nie.

Dojeżdżamy do domu. Główny namiot widać już z daleka, bo stoi na lekkim wzniesieniu. W okolicy dużo jest dolin i górek, więc przez to każdy widzi, że jesteśmy w mieście.

Wychodzę z samochodu i gdy słyszę, że na dziś jestem wolny, uśmiecham się lekko i ruszam w stronę swojego namiotu. Swojego, ale nie tylko mojego. Właściwie to się do niego wprosiłem.

Idę ścieżką miedzy atrakcjami dla widzów, którzy skorzystają z nich po pokazie. Niektórzy pewnie się już schodzą, bo i parking zaczyna się zapełniać czasami drogimi, a czasami rozpadającymi się wózkami. Każdy lubi się trochę rozerwać, ale na teren jeszcze nikogo nie wpuszczają. Jest za wcześnie. Przygotowania jednak trwają. Mijam Edith i Josepha, którzy niosą w stronę namiotu na nowo pomalowaną tarczę dla Jisoo. Witają się ze mną, a ja się kłaniam. Przechodzę obok grupki mężczyzn – Tommena, Klarka, Bena i Vladimira. Każdy jest z innej części świata i każdy tu występuje w stroju klauna. Na razie mają jednak swoje normalne ubrania. Ben wygląda elegancko, bo tak lubi, a reszta odpoczywa przed występem i nie przejmuje się wyglądem. Witam się i z nimi. Chcą mnie poczęstować papierosem, a Klark i łychą, ale odmawiam. Jimin nie lubi, gdy pije, a ja nie mam wstrętu jedynie do cygar. Oni to wiedzą, ale zawsze pytają z uprzejmości.

Gdy w końcu widzę na horyzoncie swój namiot, poprawiam odruchowo włosy. Sprawdzam, czy koszula się nie wygniotła. Leży idealnie. Dzięki Namjoonowi zawsze wyglądam jak gangster, jak cała jego świta. Długi płaszcz, jaki mam na sobie jest czarny. Nigdy wcześniej bym nie powiedział, ale nawet ubranie budzi respekt. Ciemne kolory, spodnie w kant, skórzane paski i koszule z guzikami, które nie mają prawa odpaść. Namjoon nosi jeszcze kapelusz, czy jak sam woli – cylinder, ale ja częściej zostawiam włosy wolne od czapek.

W namiocie siedzi Jimin, piękny jak zawsze. Osłaniam zasłonę i widzę, jak uśmiecha się do mnie lekko i ślicznie. Siedzi przed toaletką i ma na sobie tylko długa tunikę. Na łóżku spoczywa jego kostium. Maluje się, bo zaraz zaczną schodzić się ludzie, zobaczyć cyrk, zobaczyć sztuczki, zwierzęta i poczuć trochę magii. Buzia Jimina jest w brokacie. Gwiazdki ma przy jednym oku i ciągną się one z policzka przez brwi do włosów aż. A strój jest różowy i pasuje do jego nowego koloru włosów. Jimin miał już całą tęczę na głowie. To przyciąga wzrok. Coś innego niż blond, brąz, czerń i ewentualnie rudy jest raczej niezwykłe. On cały jest niezwykły.

Nigdy nie rozmawiamy o interesach. Zawsze jest tylko uśmiech, bo Jimin cieszy się, że mnie widzi. Jakby coś było nie tak, to raczej by mnie już nie zobaczył.

– Dobrze, że jesteś – odzywa się, bo najwyraźniej makijaż jest już gotowy. Wstaje z miejsca i zrzuca na ziemię tunikę.

Uwielbiam patrzeć na jego ciało. Nie jestem już dzieckiem, z resztą Jimin zawsze był dla mnie piękny. Jego jasna skóra, ładnie wyrzeźbione uda, czy krągłe pośladki zachwycają mnie za każdym razem. Podchodzę do łóżka i biorę z niego strój. Podchodzę do Jimina od tyłu i kucam, dając mu podeprzeć się na moim ramieniu. Chłopak podnosi nogę, wsadzając ją w nogawkę. Potem to samo robi z drugą. Naciągam materiał na jego smukłe ciało. To dla mnie chwila bliskości. Chcę być już zawsze przy Jiminie i chcę spełniać jego życzenia. To w końcu dzięki niemu jestem kim jestem, mam się gdzie podziać, do czego wracać, co jeść i na czym spać. Zapinam suwak, gdy materiał leży na jego ciele. Wtedy dopiero Jimin odwraca się do mnie przodem. Staje na palcach i zarzuca mi ręce na ramiona. Cmoka mój policzek. Przez te kila lat nie urósł ani centymetra, za to ja przerosłem i go i choć nie dużo to dodaje mi do odwagi. Niewiele, ale zawsze. W końcu przy Jiminie w moment potrafię zamienić się z prawie dorosłego Jeongguka znów w dziecko, które wstydzi się odezwać i ruszyć. Sam wzrok Jimina sprawia, że taki jestem. Ale dla niego mogę być kim tylko sobie zapragnie. Łapię starszego w talii, lekko go przyciągając. Uwielbiam to napięcie między nami. Jakby iskry jarzyły się między naszymi głowami, jakby atmosfera nagle gęstniała. Jego zadziorny uśmieszek jest tym, czego chciałbym posmakować, ale szybko karcę się za to w myślach. Nie powinienem domagać się czegoś takiego. Dla mnie najważniejsze jest jego własne szczęście, choć o zazdrości już wiele razy się przekonałem. Czasami tylko przed snem, Jimin dotyka swoimi wargami tych moich, ale tak delikatnie, że ledwo można nazwać to muśnięciem. Chciałbym zatrzymać jego usta na moich na wieczność, jedynie czekam na pozwolenie, które akurat teraz nie następuje.

– Zaraz zaczyna się występ – mówi Jimin, przechylając głowę w jedną ze stron, przez co zbliżam się do jego szyi, zostawiając na niej odcisk warg. – Jeonggukie... – mruczy, a ja cieszę się z tej bliskości. Jestem w końcu bardzo, bardzo blisko, ale nadal za daleko. Nagle Jimin odsuwa się, ale pozwala mi na trzymanie się w talii. – Jak mój makijaż?

– Idealnie – odpowiadam szczerze, przenosząc jedną z dłoni z jego smukłego boku na jego policzek, zgarniając kosmyk włosów z jego buzi.

– Ładnie wyglądam? – dopytuje. Uwielbia komplementy, które mógłbym słać mu całymi dniami.

– Pięknie, przecież wiesz – śmieję się lekko, ale on nigdy się nie peszy. Jiminie jest pewny siebie i wie, że jestem przy nim jak piesek. Rzuca kość, a ja biegnę merdając ogonkiem.

– Będziesz przy scenie?

Jestem. Gdy gasną światła, na podest wchodzi Namjoon, by wyciągnąć królika z kapelusza. Stoję zaraz przy kotarze i opierając się plecami o ścianę oglądam występ. Pilnuję. Widzę, jak wiele ludzi przyszło. Nie widzę wolnych miejsc. Od tej strony wygląda to inaczej niż, gdy byłem w cyrku pierwszy raz.

Wtedy, zafascynowany widokami i sztuczkami, jakie prezentowali cyrkowcy myślałem o nich, jak o magikach. Dałem porwać się tej magii. I nigdy bym nie przypuszczał, że ci ludzie będą mi rodziną, a przypadkowi ojcowie z matkami i dziećmi na widowni będą teraz obcy i nieważni.

Każdy szczegół był zawsze jak najlepiej dopracowany na występie. Sztab organizatorów na czele z Namjoonem dbał o guziki, które musiały być dopięte. Były. Za każdym razem show robiło ogromne wrażenie i nigdy nic nie szło źle. Każdy znał swoją rolę na pamięć, trenował i ćwiczył po tysiące razy, by dać występ godny zapamiętania, szczególnie przez właśnie małe, wierzące w czary dzieciaki, takie jakim kiedyś ja sam byłem. Teraz byłem dorosły, ale szczerze przyznać muszę, że nadal w tych występach jest coś magicznego. A klimat, który otacza cię, gdy kroczysz pełnymi gości uliczkami cyrku i widzisz, jak każdy pcha się do namiotów, by poznać swoją przyszłość, czy zobaczyć kobietę z brodą jest nie do podrobienia. Jestem częścią tego wszystkiego i mam tu swoją rolę. Teraz mogę spokojnie patrzeć, jak Jisoo w stroju pełnym kolorowych piór i z maską na twarzy strzela płonącymi strzałami do tarczy, omijając przypiętego do niej klauna, który udaje przerażenie. Jisoo nigdy nie chybia. Tym razem także strzała wpada idealnie nad uchem klauna.

Publiczność jest zachwycona i teren cyrku zostaje pełny do późnych godzin wieczornych, ale ja i Jimin już po głównym spektaklu udajemy się do jego namiotu, gdzie zamiast czułych przytuleń dostajemy w twarz Taehyungiem, który jak zwykle nie może usiedzieć w miejscu.

Jimin siada na toaletce, więc odpinam mu kostium i zaraz zasłaniam przed wzrokiem Tae ręcznikiem. Wiem, że Kim i tak widział go już wiele razy bez ubrań, ale wolę nie dokładać mu niemądrych myśli, skoro cała jego głowa jest ich pełna.

– Znów gdzieś wyszła w nocy – skarży się Taehyung. Ja siedzę na łóżku, Jimin zmywa z twarzy brokat. Tae chodzi w tę i wewte po pokoju. Mówi oczywiście o Jisoo, swojej siostrze. Taehyung lubi robić z igły widły, więc nie jest to pierwszy tego typu jego atak zmartwień. – Jestem pewny, że to sprawka Namjoona.

No tak. Taehyung uważa, że wszystko to jest wina Namjoona, ale jednocześnie uważa, że Namjoon potrafi wszystko załatwić. Oczywiście pozostaje też kwestia tego, że bez Namjoona nic co dzieje się teraz wokół nas, nie miałoby miejsca.

– Jisoo to duża dziewczynka – odzywa się Jimin, ścierając bawełnianą chusteczką pomarańczową szminkę z ust. – Może chodzi do Hoseoka? Wiesz, że ona coś do niego czuje.

– Niby tak, ale wiesz, jaki jest Hoseok.

Hoseok jest najmilszym człowiekiem, jakiego znam i choć bardzo lubi Jisoo to na pewno nie żywi do niej tych samych uczuć co ona do niego. Przykre, ale kamiennie serce Jisoo chyba nie podda się tak łatwo i nie da się złamać.

– Może jedynie ją posuwa w nocy? – mówi Jimin, a Tae ze złości aż czerwienieje.

– Moją siostrzyczkę?! – burzy się, jakby to było coś dziwnego, że dwudziestoletnia dziewczyna, w dodatku tak ładna jak Jisoo uprawia seks. Jeszcze w takiej społeczności jak nasza. Sam Jimin miewał wcześniej różne przygody, o których czasami mi opowiada, a od których to ja kipię.

Innym wytłumaczeniem zniknięć Jisoo jest Namjoon we własnej osobie, a przynajmniej tak uważam ja i Jimin, choć nie piśniemy o tym ani słowa. Namjoon ma słabość do Kimów, co jest dość śmieszne. W końcu Taehyung, Jisoo i nasza wielka gwiazda Seokjin są rodzeństwem, których relacje z nim samym są bardzo zagmatwane. Seokjin oficjalnie jest ulubieńcem Namjoona i nawet się w tym nie kryje. Wystarczy wejść do jego namiotu, by dostrzec najlepsze rzeczy, które zazwyczaj są prezentami. Seokjin nikogo innego do siebie nie dopuszcza i jego złośliwy typ bycia gdzieś rozpływa się, gdy na horyzoncie pojawia się Namjoon. Taehyung jest natomiast beznadziejnie zakochany w partnerze brata i zdaje się, że Jin doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wręcz, podkręca tylko zazdrość Taehyunga. Nie kryje się nigdy z ukazywaniem uczuć, choćby były one wymuszone, bo jak wiadomo – Namjoon nie jest idealnym kandydatem do związku. Wystarczy spojrzeć na to, jak on sam patrzy na Jimina. Jimin natomiast zarzeka się, że oprócz znikomego dotyku – ręki na ramieniu, czy przelotnemu całusowi w czoło, to Namjoon nigdy nie wykorzystał swojej przewagi. Podziwia z daleka, wkurzając mnie samym faktem podziwiania Jimina. Mojego Jimina, jak lubię myśleć o nim. Gdyby to ode mnie zależało, to Jimin resztę życia spędziłby zamknięty w wieży, byleby tylko uchronić go przed tymi spojrzeniami, które on sam tak bardzo kocha.

Trzecią i najmłodszą z rodzeństwa jest właśnie Jisoo, której myśli niełatwo przejrzeć. Sam za dużo nigdy nie widziałem, ale wydaje mi się, że Namjoon czegoś od niej chce i to coś ukryte jej pod jej sukienką, między jej nogami. Jimin natomiast jest święcie przekonany, że piękna Jisoo rozładowuje swoje napięcie właśnie na Namjoonie. Skoro Hoseok od lat pozostaje dla niej jedynie przyjacielem, to przerzuca się powoli na kogoś innego.

– Twoja "siostrzyczka" jest niewiele młodsza od ciebie – mówi Jimin, zakładając na siebie koszulę, która wcześniej leżała obok. Zrzuca ręcznik. Wstaje sprzed toaletki, przesiadając się koło mnie na łóżko. Kładzie głowę na moim ramieniu. – Jestem już zmęczony – mruczy, więc głaszczę jego plecy.

Taehyung jakiś czas się nie poddaje. Opowiada historie wysnute niewiadomo skąd i zdecydowanie za mocno martwi się o Jisoo.

– Może powód jej wyjść jest banalny? – wtrącam, bo naprawdę mam dość jego przemądrzałej gadki. Tak jakby Tae najlepiej wiedział co jest dobre dla ludzi dookoła. – W każdym razie, co ci szkodzi zapytać?

Tae odpowiada, że "to nie takie proste", a potem teatralnie wzdycha i opada na krzesło przy toaletce. Jeszcze trochę spędza na dzieleniu się wymyślnymi obawami, ale w końcu wychodzi, mówiąc, że może chociaż Yoongi mu pomoże. No tak, Yoongi zawsze jest w takich momentach dobrym przyjacielem, który mówi to, co Tae chciałby usłyszeć.

– Moim zdaniem, nawet jeśli Yoongi widzi przyszłość to nie zdradza jej Tae, bo nie chce go martwić – powiedział mi kiedyś Jimin i to jest to, z czym się zgadzam. Nie wyobrażam sobie, by Yoongi miał przekazać Taehyungowi złe wieści. Nawet jeśli mówi szyfrem, bo chyba inaczej w ogóle nie umie rozmawiać to mówi tak, że Tae zawsze wychodzi uśmiechnięty i szczęśliwy.

Pytam Jimina, czy jest zadowolony z występu, a ten mówi tylko, że bolą go trochę plecy. Proponuję więc, że się nim zajmę, dlatego chłopak kładzie się znów nagi na łóżku i pozwala moim dłoniom na wymasowanie bolących mięśni.

Jimin dużo ćwiczy, by jego ciało pozostało elastyczne i szczupłe. Przez to często ma różne skurcze i boleści. Staram się jak mogę by mu w nich ulżyć. Robię dla Jimina wszystko, czego ten sobie życzy. Chce by było mu dobrze. Jimin mruczy zadowolony, gdy moja dłoń zaciska się nad jego łopatką. Jego skóra jest miękka i ładnie pachnie. Moje oczy skupiają się na jego pośladkach. Jimin jest bardzo piękny i podoba mi się, ale nigdy bez jego zachęty go nie dotykam, a przynajmniej nie w tamtych miejscach. Tym razem jednak Jimin opiera się na łokciach i patrzy w moją stronę.

– Jesteś dla mnie za dobry, Jeonggukie – mówi, uśmiechając się słodko i zadziornie. – Możesz mnie tam też pomasować – dodaje, więc zgodnie z jego poleceniem schodzę dłońmi w dół jego pleców, finalnie dotykając jego pupy.

Masuję ją, uważając by nie przekroczyć granicy swojego pozwolenia. Nie wiem, ile mogę zrobić, nie wiem, jak daleko mogę się posunąć. Już sam fakt, że mogę go tam gładzić i oglądać to dla mnie wiele. Podziwianie go sprawia mi przyjemność. Czuję się potrzebny wiedząc, że Jimin chce mnie przy sobie, że przydaję mu się na coś.

– Minęło już kilka lat, a ty nadal się mnie wstydzisz – śmieje się lekko chłopak, obserwując moją piekącą od wstydu twarz. Nic nie poradzę na to, że on sam tak bardzo mnie onieśmiela. – To tylko ciało. Dotknij mnie, jak chcesz – mówi, ale nie wiem, co robić. Nie przestaje masażu, ale nie posuwam się ani o krok dalej. Nie chcę wprawić go w zakłopotanie, nie chcę by było niezręcznie.

Może się to wydawać groteskowe, bo w końcu jestem dorosły, mam fizyczną przewagę nad Jiminem i generalnie przy jego brokacie i kolorowych włosach wyglądam na tego poważniejszego, ale przy nim ulatuje moja chłodna obojętność, której wymaga w pracy Namjoon. Przy Jiminie nadal jestem tym bojącym się wielu niedorzeczności dzieciakiem, który pozwalał ojcu robić ze sobą, co tamten tylko wymyślił. Teraz znów jestem speszony, ale tym razem nie przeszkadza mi to. Nawet lubię to, że Jimin mnie zwyczajnie zawstydza. Robi to specjalnie, ale dobrze jest czasami nie musieć grać, nie musieć nosić tej maski silnego, kiedy prawda jest troszeczkę inna.

Jimin widzi moje wahanie, więc bierze sprawy w swoje ręce. Obraca się na plecy. Widzę w dalszym ciągu jego goliznę, jego smukłe ciało, brzuch z wyraźnie zarysowanymi mięśniami, jego wypracowane uda. Wystawia do mnie ręce i łapie w nie moje dłonie, by położyć sobie na wysokości żeber. Patrzy mi w oczy i choć bardzo chciałbym uciec wzrokiem to trwam w tej chwili razem z nim, badając emocje, które kryją się w jego nieodgadnionym spojrzeniu.

– Jiminie... – mówię, ale sam nie wiem, jak dalej pociągnąć ten temat. Nie chcę, by Jimin myślał, że nie chcę go dotykać. Chcę. Bardzo, bardzo chcę.

– Jesteś już dojrzałym mężczyzną, prawda? – odzywa się, nie spuszczając ze mnie oczu. Prowadzi moje dłonie niżej. – Jak wywołać w tobie te emocje?

– Zrobię co będziesz chciał – zapewniam, nie wiedząc, czy go w tym momencie nie zawodzę. Nie wiem, co począć.

– Chcę, byś sam wiedział, co robić – mówi, zatrzymując się na swoim podbrzuszu. Potem jedną z moich rąk przenosi na swoje udo. – Sypiasz w moim łóżku, ale nie śpisz ze mną – mówi i przez chwilę nie wiem, co to oznacza, ale gdy do mojej głowy dociera wyjaśnienie znów lekko czerwienieję na policzkach. – Chciałbym by było inaczej.

Jimin traktował mnie kiedyś jak dzieciaka i wcale mu się nie dziwię. Miałem piętnaście lat, gdy dołączyłem do trupy. W głowie miałem nadal chęć zabawy. Wtedy Jimin się mną opiekował. Opiekował, jak opiekuje się dziećmi, czy młodszym rodzeństwem. Ale nie jestem już "mały" i on doskonale o tym wie. Jimin wie, jak na niego patrzę. Nie raz dałem mu do zrozumienia, że nie chcę, by ktokolwiek inny kręcił się w jego pobliżu. Jimin mnie podpuszcza, bo chce mnie sprawdzić.

Raz mnie sprawdził. I przeszedłem test.

Nie spodziewał się może, że widok obcych rąk na jego ciele tak mnie zdenerwuje. Obcych, dużych i czarnych rąk, bo Jimin uwielbia takich, jak Malu – wielkich, silnych i o ciemnej karnacji. Zawsze trochę mnie to boli. Pochodzenie zawsze było problemem. Ale kiedy ktoś trzyma łapy w spodniach osoby, która zawsze zasypia wtulona w MOJĄ klatkę piersiową to krew uderza mi do głowy.

Widziałem, jak się całują, jak ten agresywnie miętosi wargę Jimina w swoich zębach. Jimin był przy nim potulny jak baranek – mniejszy i słabszy. Nie zapomnę tego widoku, a nawet czasami mam go przed oczami, gdy zasypiam. Tae mówi, że Jimin sam się prosi o takie rzeczy, bo paraduje pół nago przed ludźmi z cyrku, a nie wszyscy tu są mili i wyrozumiali. Jest tu dużo mężczyzn, mało kobiet. A Jimin jak już mówiłem jest uosobieniem piękna. Malu też go źle traktował. A ten mężczyzna po występie zaciągnął go do przypadkowego namiotu. Znalazłem ich, gdy Jimin był już w połowie rozebrany. Co prawda czułem w kościach, że coś między nimi jest, że się spotykają. Ale teraz wiem, że Jimin robił to specjalnie.

– Chciałem byś był zazdrosny – powiedział, kiedy przytuliłem go do siebie, jak już tamtym mężczyzną zajął się Namjoon. Jego krew jeszcze nie zdążyła ostygnąć na moich knykciach. Jimin starł mi kroplę szkarłatu z czoła. – Przepraszam – dodał, zaraz zaczynając płakać. Nie wiedział, że to się tak skończy. Nie wiedział, że moje wtedy metr sześćdziesiąt i ledwo sześćdziesiąt pięć kilo ma szansę wygrać z tym, czym dysponował tamten. Robb. Tak na niego mówili, ale jego imię brzmiało jakoś inaczej. Robert nie, ale to już nieważne. Robba już z nami nie ma, bo jego usta znalazły się na ustach Jimina, a jego ręce na jego ciele.

Zapewniałem go wtedy, że nic się nie stało, że zrobiłem to i nie żałuję, bo teraz znów jest tylko dla mnie. Z resztą nie był to pierwszy raz. Namjoon ma wielu wrogów, a sam przecież wszystkich nie likwiduje.

Dlaczego właściciel cyrku ma tylu ludzi do sprzątnięcia, huh?

Jimin wie już, że nie oddam go nikomu.

– Jeśli kiedyś już nie będziesz mnie przy sobie chciał to po prostu się mnie pozbądź, bo nie wytrzymam trwania przy tobie, musząc oglądać, jak kto inny całuje twoje czoło – poprosiłem kiedyś, a on obiecał, że tak zrobi.

Pocałunki, no tak. W policzki i nos się zdarzają, w czoło oczywiście też. W ramię, czy w głowę są na porządku dziennym, ale nasze usta jeszcze nigdy się nie zetknęły, może jedynie się o siebie otarły. Szkoda, ale przyjdzie na to czas.

Ale teraz nie.

– Powiedz mi tylko, kiedy będziesz gotowy – odzywa się Jimin, ucinając napływające do mojej głowy myśli. Zakrywa się koszulą, a ja zabieram z niego ręce. – Jestem tu dla ciebie, pamiętaj. Poczekam, jeśli to za szybko.

Teraz myślę, że Jimin jest naprawdę kochany. Martwi się, że nie czuję się pewnie. Ciekawe, co by powiedział, gdybym mu przyznał, że seks nie jest dla mnie niczym nowym i, że ojciec zmuszał mnie do niego odkąd skończyłem osiem lat. Seks był dla mnie kiedyś jak ścielenie łóżka o poranku, czyli coś oczywistego. Z tym, że ścielenie łóżka nie wywoływało płaczu, krzyku, nie sprawiało, że nie mogłem się ruszać.

Nie wiem, czy chcę mu o tym mówić. Jimin już nie pyta o powód mojej ucieczki i nie rozmawiamy o mojej przeszłości. Ja nie pytam o jego życie przed cyrkiem, a on o moje. Taką mamy umowę. Nikt nie wie o sobie za dużo. Nie wiem, kim było rodzeństwo Kimów, czy Hoseok, albo Yoongi. Oni nie wiedzą kim ja jestem. Ja nie wiem nic o Jiminie.

I nikt nic nie wie o Namjoonie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top