4 - dont tease the lion
Lew idąc zaciera ogonem ślady swych łap, lecz czym zatrzeć ślady ogona?
⑅
Ludzie klaszczą, gdy kłaniamy się nisko i po kolei schodzimy ze sceny. Uśmiecham się ładnie, bo wiem, że choć gwiazdą wieczoru nie jestem to mój strój i tak przyciąga spojrzenia - ich ciekawskie spojrzenia, które nigdy wcześniej nie widziały kogoś tak wygimnastykowanego, kogoś kto zakłada nogę za szyję i jeszcze się przy tym dobrze bawi. Ale wiem, że widownia otwiera szeroko usta na nasz widok nie tylko dlatego, że jesteśmy w jakiś sposób uzdolnieni, czy po prostu dziwni. Jesteśmy inni. Nie jesteśmy stąd i to tak ich fascynuje. Zawsze jest to jakiś dodatkowy plus, który zachęca ich do przyjścia na pokaz i zapłacenia za bilet. Dlatego też na widowni nie ma ani jednego wolnego miejsca. Niektórzy przepychają się, by zająć siedzenia w pierwszym rzędzie. Jakieś dzieciaki trzymają barierki, a ich usta układają się w duże "O".
Gdy show się kończy, wracam do swojego namiotu. Nie jest może tak duży, jak naszego prowadzącego, czy naszej gwiazdy, ale i tak nie mogę narzekać. Mój namiot jest bardziej przytulny niż ten Namjoona i na pewno jest w nim cieplej niż w małym pałacu Seokjina.
Zdejmuję kostium, a potem siadam przed toaletką i zmywam makijaż. Zostawiam jedynie brokat we włosach, bo musiałbym umyć je, by się go pozbyć, a na razie jestem zbyt zmęczony, by to zrobić. Wiem, że czeka mnie jeszcze pakowanie, bo dziś w nocy, czyli za dosłownie kilka godzin będziemy się już stąd zabierać. Pula występów się skończyła, tak samo jak pula zadań i obowiązków w tym mieście. Namjoon jest zadowolony. Słyszę, jak gwiżdże chodząc między namiotami. Zatrzymuje się, by z kimś porozmawiać i słyszę jego śmiech. Nie omija i mojego namiotu. Odsłania zasłonę, którą zawsze mam opuszczoną i wchodzi do środka.
– Pamiętasz, że zaraz się pakujemy? – pyta, a wtedy patrzę na jego twarz odbijającą się w lustrze. Kiwam głową na "tak". Namjoon podchodzi bliżej. Odkłada na moją toaletkę swój kapelusz. Kładzie mi rękę na ramieniu. Może i bym się zawstydził, bo siedzę przed lustrem nagi, ale Namjoon już tyle razy widział mnie, gdy się przebierałem, że mam to w poważaniu. Mimo tego wiem, że lustruje moje ciało wzrokiem. Nawet zagryza dolną wargę, gdy jego oczy przyglądają się moim dolnym partiom ciała. W końcu patrzę na niego, a on posyła mi swój klasyczny, ciepły uśmiech. – Byłeś dziś świetny, Jiminie – mówi, więc też się uśmiecham. – Jak zawsze z resztą.
– Ty też – odpowiadam, a on na chwilę zjeżdża dłonią na moje plecy. Pierścionki na jego palcach są chłodne.
– Zajrzysz do Taehyunga? – pyta nagle, więc znów kiwam głową. – Chciał o czymś porozmawiać, ale nie mam za bardzo czasu. Wiesz, jaki on jest.
Namjoon kręci głową z lekkim śmiechem, więc obiecuję, że zajrzę do Tae. Potem zostaję w namiocie sam i zerkam na ramię, na którym chwilę temu spoczywała ręka Namjoona. Seokjin by mnie zabił. Tae by mnie zabił, choć nic złego nie robię. Malu by mnie zabił. Wystarczy, że ktoś kładzie na mnie palec, a Malu już mocniej zaciska zęby i gotuje się do walki. Zazdrośnik, myślę, patrząc na chwilę na siniaka pod moim okiem, którego do tej pory ukrywał makijaż. Wiem, jaki jest Namjoon. Gdyby nie jego duma pewnie zaprosiłby mnie do siebie prędzej czy później, nie zważając na Seokjina. Zastanawiam się, dlaczego więc Namjoon nie pozbędzie się Malu? Mógłby to zrobić. Właściwie to wystarczyłoby jego jedno słowo. Myślę, że wiem, dlaczego się go nie pozbywa, ale wolę o to nie pytać. Im mniej wiem, tym spokojniej śpię. Albo w ogóle śpię.
Ubieram na siebie długą bluzkę, która zasłania moje pośladki, ale nie na tyle, by każdy po kolei się za mną nie oglądał. Czekam w namiocie dopóki muzyka na terenie cyrku nie ucichnie. Goście wracają do domów. Wtedy u nas robi się głośno. Każdy schowa namioty, kilku ludzi pomaga ze zwierzętami. Inni zajmują się zabezpieczeniem rekwizytów i naszych rzeczy. Wychodzę z namiotu.
Noc jest chłodna. Nie widać ani jednej gwiazdy. Czerwono–biały namiot pada na ziemię, niepodtrzymywany dłużej przez stelaż. Ktoś krzyczy, by "dać to na górę", ktoś inny by "uważać na skrzynie". Robi się tłoczno. Idę w stronę namiotu Taehyunga, który dzieli go z siostrą, ale wiem, że Jisoo nie będzie w środku. Na pewno pomaga Hoseokowi przy pudlach. Jeden z nich ostatnio chorował i Hoseok martwił się, że nie przeżyje najbliższych podróży. A Jisoo ma słabość nie tylko do pudli, ale też do samego Hoseoka, więc na pewno obieca, że zajmie się psem.
Wchodzę do namiotu Tae, ale nie ma w nim nikogo. Przewracam oczami. Zerkam przelotnie na leżące koło ich toaletki pióra, które Jisoo nosi zawsze podczas występu. Musiała się przebrać, o czym świadczy też leżący na otwartej walizce strój – zwiewna sukienka z jeszcze większą ilością pór i maska, którą też zawsze na sobie ma.
Wychodzę z namiotu i kieruję się do innej części naszego cyrku. Idę między przyczepami, a co rusz ktoś mnie zaczepia. Nie mam czasu, więc zbywam ich, uśmiechając się tylko do co niektórych. Błąd.
Za ramiona nagle łapie mnie Malu, który wyrasta spod ziemi w najmniej oczekiwanym momencie. Nie jestem nawet blisko jego baraku, więc pewnie albo sam mnie szukał, albo pomagał w ogarnięciu terenu, który trzeba było do rana opuścić.
Piszczę, gdy mnie dotyka, ale z zaskoczenia. Ludzie dookoła zerkają na nas, albo na mój ledwo zakryty tyłek. Szybko jednak ulatniają się, bo przecież z Malu się nie zadziera. To taka niepisana zasada.
Mężczyzna jest bardzo wysoki i choć może nie jest jakoś szczególnie umięśniony, to sam wzrost i jego czarna, jak węgiel skóra przyciągają uwagę. Ma duże dłonie, którymi oplata praktycznie całe moje chudsze ramiona. Patrzy na mnie z góry, bo choć my – azjaci, jesteśmy od nich – czarnoskórych z zasady niżsi to ja chyba i tak wyróżniam się stosunkowo niskim wzrostem. Namjoon, Taehyung, Hoseok i Seokjin są ode mnie wyżsi, choć na pewno nie są tak wielcy jak Malu. Patrzę w jego brązowe oczy. Chyba jest zły. Jego długie palce zaciskają się na mojej skórze. Duże usta zbliżają się do moich, ale Malu mnie nie całuje. Omija moją buzię i zahacza wargami o ucho.
– Czego tu szukasz, królewno? – pyta, więc odpowiadam, że szukam Taehyunga. – A co on może kurwa robić? Lata za Namjoonem pewnie – mówi głośniej, odsuwając się ode mnie.
– Nieważne. Poszukam go – mówię, ale Malu nie pozwala się wyminąć. – Daj mi spokój – wzdycham, ale on łapie moją buzię w dłoń. Wkurzam się, bo Malu nigdy nie słucha, co się do niego mówi. – Nie wkurwiaj mnie – syczę, odsuwając się od jego ciała. Zwracam tym uwagę kilku osób i tylko drażnię Malu.
– Grzeczniej – mówi, a ja widzę jak ze złości aż zaciska szczękę. Parskam śmiechem.
– To ty kurwa grzeczniej. Powiedziałem, daj mi spokój. Lepiej idź zapakuj moje rzeczy na jakąś przyczepę – mówię, machając na niego lekceważąco ręką. Ktoś za nami cicho się śmieje. Nie lekceważy się Malu, ale teraz jestem zły. Zapominam o tym, że siniak pod okiem jeszcze nie zbladł. Myślę, czy by nie powiedzieć Namjoonowi, kto mi go sprezentował.
Odchodzę, szukając dalej Taehyunga. Chodzę po terenie cyrku jakiś czas, wchodząc nawet do namiotu Seokjina, ale tam znajduję tylko naszą gwiazdę. Jin leży na łóżku i skubie skórki przy paznokciach. Jego namiot jest największy, najpiękniejszy i wygląda naprawdę bogato – jak na kurwę Namjoona przystało.
– Szukam twojego brata – mówię, ale Seokjin nie zaszczyca mnie nawet spojrzeniem. – Hyung... – odzywam się znów, bo choć nikt tu o uprzejmości nie dba, to by wyciągnąć coś od Kim Seokjina trzeba się postarać. – Widziałeś Tae?
– A ty Namjoona? – pyta, podnosząc się z łóżka. Siada przy toaletce. Każdy z artystów ma jedną. Z tym, że moja jest z pięknego, białego drewna, ta Tae i Jisoo jest pomalowana na zielono, a ta Seokjina jest złota, a rama wokół lustra ułożona jest w kwiecisty wzór. Seokjin poprawia swoje włosy. – Obiecał do mnie jeszcze dziś przyjść.
Nie mogę oczywiście powiedzieć, że Namjoon był u mnie, bo wiem, że wtedy nici z informacji o Taehyungu. Seokjin jest jeszcze większym zazdrośnikiem niż Malu. I też bije, gdy się wkurzy. Nagle wzdycha ciężko i spogląda na mnie.
– Tae mówił, że będzie u Yoongiego – mówi od niechcenia, a wtedy dziękuję i wychodzę.
Robi się coraz chłodniej. Teren cyrku jest oświetlony, więc idę uliczkami, którymi chwilę temu chodziły dzieciaki z rodzicami trzymającymi je za ręce. Szukam namiotu wróżbity, a gdy go odnajduje i wchodzę do środka, uderza we mnie zapach mięty – ulubiony zapach Yoongiego.
Siedzi przy tej swojej świętej szklanej kulce i opiera bladą buzię o rękę, a rękę o blat stolika przykrytego obrusem w gwiazdki. Tae siedzi obok i odwraca się do mnie, gdy tylko wchodzę do środka. Yoongi zdaje się nie zauważać mojej obecności. Żadna nowość. On w ogóle sprawia wrażenie niczego nie zauważać, ale jednocześnie zdaje się wszystko widzieć. Nigdy nie lubiłem jego towarzystwa. Przerażał mnie. Inaczej ma się w jego obecności Taehyung, który jest zafascynowany zdolnościami wróżki i gdy tylko coś go trapi to chodzi do Yoongiego to "obgadać".
– Wyczarował z fusów, że jutro będzie koniec świata? – pytam ze śmiechem, a Tae przekręca oczami. – Co tacy smętni?
Tae przez chwilę jedynie milczy. Zerka na Yoongiego, ale ten nie odrywa oczu od kuli, w której odbijają się nasze zdeformowane przez krzywiznę szkła twarze. Siadam na krześle przed stolikiem i pstrykam palcem w kulę. Tae łapie moją rękę, jakby chciał mnie zbesztać.
– Namjoon kazał mi z tobą porozmawiać – mówię.
– Kocham cię Jiminie, ale chciałem porozmawiać z nim, nie z tobą.
– Wiesz, że więcej zdziałam jak najpierw powiesz mi – odzywam się, mimo tego, że Tae nienawidzi tego, że tak jest. – Chodzi o Seokjina?
– Chodzi o ciebie.
– O mnie? – pytam, jakby to była najdziwniejsza rzecz na świecie.
– Widziałeś co masz pod okiem? Myślisz, że makijażem wszystkich oszukasz?
Tym razem to ja przekręcam oczami. Zerkam na Yoongiego. Patrzy na nas, ale zdaje się mieć nieobecny wzrok. Od nadmiaru mięty jest mi trochę niedobrze.
– Daj spokój – rzucam od niechcenia, ale Kim łapie w swoje duże dłonie moją twarz. Dłonie Malu są większe, ale i chłodniejsze. Tae patrz na mnie z troską, nie pożądaniem, czy złością. – Dam sobie radę.
– Po prostu każesz mu się odpierdolić, a on przyjdzie do ciebie dzień później i zrobi co chce. Jiminie, wiesz, że Namjoon może się pozbyć Malu jeśli tylko zechce. Nie potrzebujemy go.
Wiem o tym. Wiem, że pozbycie się Malu jest dziecinnie proste. Z tym, że nie chcę by Namjoon się tym zajmował, czy by Taehyung prosił o to kogoś innego. Sam chcę się tym zająć, bo nikt nie będzie bezkarnie mnie dotykał, czy bił. Nie jestem żadną laleczką, którą można wypieprzyć i rzucić w kąt.
– Tae – odzywam się, łapiąc jego ręce w te swoje – mniejsze. – Naprawdę poradzę sobie. Dziś jest idealna okazja, by mój jeden, duży problem zniknął.
– Sam nie dasz rady – mówi uparcie, a po chwili nasz wzrok wędruje na kaszlącego cicho Yoongiego.
– Tae ma rację – mówi, jeszcze bardziej mnie tym denerwując.
– No oczywiście, kurwa – mruczę niezadowolony i wstaję z miejsca. – Jeśli szukałem cię tyle czasu tylko po to, by usłyszeć to co teraz mówisz, to zmarnowałem jedynie cenne minuty.
Wychodzę wściekły z namiotu. Zakładam ręce na piersiach. Idę przez uliczki w stronę swojego namiotu, ale zatrzymuje mnie wysypana na ziemi prażona kukurydza. Patrzę na nią przez chwilę, jakby widok rozsypanych ziarenek miał cokolwiek zmienić. Ruszam dalej, depcząc popcorn.
Idę spokojnie, mijając cały nasz staff, rzadziej tych, którzy występują, lub tych którzy stanowią dodatkowe atrakcje po głównym pokazie. Chcę iść do namiotu, dopakować swoje rzeczy, ubrać na siebie jakieś spodnie i iść znaleźć Malu, ale to on znajduje mnie pierwszy. Wyrywam z jego uścisku swoją rękę, ale ten nie odpuszcza. Zaczyna iść w kierunku samochodów, którymi transportujemy nasze rzeczy. Celowo wybiera ten, prawie cały zapakowany, bo nikt już tam nie zajrzy. Każdy będzie pakował się tam, gdzie jest miejsce. Wchodzimy do środka, a on od razu rzuca mnie na ścianę podchodząc bliżej, przyszpilając moje ciało do drewnianej skrzyni. Odpycham go, lekko szarpiąc jego biały podkoszulek.
– Pojebało cię? Kazałem ci dać mi spokój – warczę, bo nienawidzę, gdy ten kretyn tak się zachowuje.
– A ja kazałem ci być grzeczniejszy – mówi, łapiąc moją szyję. Mocno. Na chwilę oddech zastyga mi w płucach. – Myślisz, że nie widzę jak świecisz dupą przed wszystkimi? Myślisz, że nie wiem, że Namjoon był u ciebie w namiocie?
– Spierdalaj – mówię jeszcze, ale on odrywa moje ciało od drewnianej powierzchni na chwilę, by zaraz znów mnie do niej przyszpilić, przez co uderzam głową o skrzynię. Jestem coraz bardziej zły.
– Wiedziałem, że Namjoon też cie posuwa – warczy wściekle, jak pies którym jest, więc wystawiam ręce, by uderzyć go kilka razy w tors.
– Nie posuwa – udaje mi się wydobyć głos. Malu się śmieje. Podnosi z łatwością moje ciało i rzuca mnie na inną skrzynię. Znów podchodzi, by złapać mnie za gardło.
Jestem tak bardzo zły, że gdybym tylko był trochę silniejszy to z chęcią rozwaliłbym mu łeb, ale jak widać to na razie on ma przewagę.
– Specjalnie się tak ubrałeś? Bym miał łatwiej, co? Chociaż... łatwiejszy być już nie możesz – mówi jeszcze, a ja wyrywam się i kopię go, ale on takie ciosy przyjmuje jak łaskotki. Podwija moją długą bluzkę do góry i dotyka mojego brzucha.
Naprawdę nie mam ochoty na seks. Mam ochotę na zabicie tego frajera i na powrót do swojego namiotu, ale on ma inny plan. Malu już nie raz udowadniał, że ma problemy z agresją, dlatego też codziennie oddalałem się od niego, jak mogłem. Ale on ciągle przychodził. Powtarzał, że już jestem jego, jakby nasz seks coś oznaczał. Ale teraz był tylko problemem, a problemów człowiek musi się pozbywać. Trudno jednak to zrobić, gdy jest się duszonym i gdy zaraz zostanie się zerżniętym na jakimś kartonie z rekwizytami, które bawią dzieciaki.
Całkiem mocno go drapie, ale to nadal za mało. Malu trzyma mnie jedną ręką, ale i tak dobrze sobie radzi. Chwyta drugą swój podkoszulek, by go zdjąć.
Przez chwilę myślę, że jest jeszcze szansa, bo koło namiotu ktoś przechodzi, ale gdy widzi nas w środku od razu ucieka. Malu się śmieje, bo prawie każdy tchórzy na jego widok. Trudno przejść bez choćby krzty strachu koło mężczyzny metr dziewięćdziesiąt pięć, z kilkoma tatuażami na rękach i z niezbyt miłym wyrazem twarzy. Malu budzi postrach wśród naszej trupy, ale i nie tylko. Dlatego Namjoon tak często bierze go ze sobą na robotę. Malu nie wahałby się zrobić komuś krzywdy, tak jak teraz robi ją mi. Ale w rankingu Namjoona stroję o wiele wyżej. Dlatego cieszę się, gdy ten staje w drzwiach wagonu, a za nim stoi przestraszony Tae.
– Och, naprawdę? – rzuca ze śmiechem Malu i puszcza moją szyję. – I jeszcze ta kurwa tu potrzebna? – warczy kiwając głową w stronę Taehyunga, popychając mnie.
Upadam na jedną ze skrzyń. Jej wieko jest z naprawdę lekkiej drewnianej płyty, która pod moim ciężarem łamie się. I zamiast przejmować się kilkoma drzazgami i obitym łokciem przejmuję się czymś innym – czyimś przestraszonym "ała", które dobiega ze skrzyni, na którą właśnie wpadłem.
Wstaję szybko, mijając Malu i jak Tae, chowając się za Namjoonem, który niepewnie spogląda na skrzynie. Stoimy w czwórkę zdezorientowani, nie wiedząc przez chwilę co zrobić. W końcu to Malu podchodzi do skrzyni i wyrywa jej wieko. Na kupie woreczków z proszkami leży chłopak. Jest przerażony. Ma szeroko otwarte oczy, a twarz częściowo zasłania dłońmi. Ma piżamę i bose stopy. Są brudne, jakby dopiero co przebiegł bez butów całe miasto. I nie mam pojęcia jak blisko prawdy jestem, gdy o tym myślę. W oczy rzuca mi się jego uroda – jest jak my. Azjata. Ale nikt z trupy. Nie jest to żaden z naszej siódemki. Co więc tu robi?
– Co jest kurwa? – pyta sam siebie Malu, patrząc na nas co chwilę. Widzę zawartość skrzyni i przełykam głośno ślinę. Wiem, do czego to prowadzi. Do niczego dobrego.
Malu wyciąga chłopaka ze skrzyni za koszulę. Ten staje na nogach, ale widzę, że krzywi się z bólu.
– Coś za jeden? – pyta Malu, a Namjoon robi krok do przodu, zostawiając mnie i Taehyunga za sobą.
Chłopak patrzy po nas, szukając ratunku, ale nikt z nas nie ma nic co mógłby powiedzieć. Same pytania, ale chłopak początkowo na nie nie odpowiada. Chyba dopiero szturchniecie Malu przypomina mu o tym, że ma w ustach język.
– Przepraszam – mówi na wdechu, znów zasłaniając się rękoma. Jego buzia jest zaczerwieniona i zapłakana. W jego oczach zaczynają znów kumulować się łzy. Przez chwilę nawet mi go szkoda. Tylko trochę. I tak wiem, co zaraz się z nim stanie.
Namjoon wzdycha najpierw, a potem robi kolejny krok.
– Co tu robisz, mały? Zgubiłeś się? – pyta, a ja z Tae sami podchodzimy trochę bliżej. Chłopak wwierca wzrok najpierw w Namjoona, a potem we mnie.
– Uciekłem – mówi w końcu. Myślę o tym, ile może mieć lat. Może z szesnaście? Może z czternaście? Dwanaście? – Uciekłem z domu, bo tata mnie pobił – dodaje szybko, a jego klatka piersiowa unosi się szybko i opada. Boi się, w dodatku pewnie mu zimno. Moje ciało też ogarnia chłód.
– Jakoś nie wglądasz jakbyś dostał wpierdol – odzywa się Malu, stając zaraz przy chłopaku z rękami na piersiach. Sprawia wrażenie, jakby sam chętnie temu małemu spuściłby łomot. Dlatego wychodzę przed Namjoona i sam przyglądam się gówniarzowi.
– Gadaj, co tu robisz.
– Mówię, że uciekłem – powtarza, zaciskając szczękę. Dwie łzy spływają mu po policzkach.
– Dlaczego schowałeś się w skrzyni? – pytam dalej.
– A gdzie miałem się schować? Muszę się stąd wydostać – mówi, ale jego głos nie łamie się. Jest poważny i zdeterminowany mimo tego, że wygląda jak zbity szczeniak. – Proszę, nie dzwońcie po rodziców – dodaje jeszcze, znów szukając u nas zrozumienia.
Nie wie, że i tak go nie wypuścimy. Nie, kiedy widział skrzynie. Ich ilość i to, co było w co najmniej jednej z nich, nawet jeśli może nie rozumieć ich zawartości.
– Dobra, załatwmy to od razu – wzdycha Malu, zwracając się do Namjoona. – I tak nie możemy go stąd wypuścić. Zastrzel go i po krzyku.
Gdy pada słowo "zastrzel" oczy chłopaka rozszerzają się gwałtownie. Cofa się o krok i otwiera usta. Po chwili pada na kolana i układa dłonie, jak do modlitwy. Prosi. Płacze, jak na dziecko przystało i łka, błagając by go nie zabijać. Myślę sobie, że mogliśmy oszczędzić tego bałaganu i strzelić mu w łeb, kiedy by się odwrócił. Nie widziałby wyciąganej w jego kierunku broni, która do tej pory spoczywała przy pasku Namjoona pod jego płaszczem. Może umierałby myśląc, że nie zadzwonimy po jego rodziców.
– B–byłem dziś u was na pokazie – mówi przez łzy, drżąc na całym ciele. Aż sam chcę płakać widząc jego histerię. Głupi dzieciak. Mógł tu nie wchodzić. – P–proszę, musiałem uciec...
– Tata ci nie kupił zabawki, co? – rzuca Malu, opierając się plecami o jedną ze skrzyń. – I musiałeś zwiać? Już ja znam takie kościelne mieścinki, gdy biały tatulek jest głową rodziny, a jego dzieciaki są rozpieszczone jak dziadowski bicz, do chuja.
– Jego ojciec nie mógł być biały – mówi do mnie Taehyung cicho, ale zwraca tym uwagę chłopaka.
– Mój prawdziwy tata był z orientu – mówi, a Namjoon wzdycha patrząc na swój pistolet. – Jestem taki, jak wy – dodaje, chcąc nas na pewno udobruchać. Jeśli Namjoon go nie zabije, Malu to zrobi. – Nie mogę uciec z wami? Będę pracował, zrobię co chcecie – prosi jeszcze, ale Malu chyba denerwuje jego płaczliwy głos, bo zdziela go w policzek.
– Daj mu kurwa spokój, nie widzisz, że jest roztrzęsiony? – mówię, popychając jedną ręką czarnoskórego. Malu od razu spina się cały i widzę, jak pieprzona żyłka na jego czole pulsuje. Ale przy Namjoonie nie dotknie mnie nawet palcem.
– I tak zaraz go rozjebiemy.
Myślę o tym, że to jego chciałbym rozjebać, a nie tego dzieciaka. To w Malu powinna być wycelowana ta broń. Wściekam się, bo sam chciałem to zrobić, ale nie wiedziałem jak. I tak po wszystkim musiałbym pójść do Namjoona, bo nie wiedziałbym co zrobić z ciałem, w dodatku tak ogromnym. Serce bije mi teraz chyba tak samo szybko, jak temu gówniarzowi.
Patrzę na Namjoona, a on wtedy zerka na mnie. Zabieram mu pistolet, bo choć nigdy nie strzelałem, wiem jak to się robi. Nic trudnego. Dlatego bez namysłu celuję w wielkie ciało Malu i nim ten dokańcza swoje pytanie "czy mnie pojebało" – strzelam. Taehyung krzyczy, a dzieciak zasłania uszy, Namjoon natomiast stoi spokojnie. Malu upada na ziemie, częściowo też na jedną ze skrzyń. Pistolet ciąży mi w dłoniach, więc oddaje go Namjoonowi. Nie chce mi się nawet udawać, że to było coś nadzwyczajnego. Może nie dzień jak co dzień, ale raczej żadna nowość. Myślę, że Malu powinien się tego spodziewać – kulki lub rozpłatanego gardła.
– Uderzył mnie. Mnie się bezkarnie nie bije, ale chciałem to – wskazuję głową na Malu – zrobić sam – tłumaczę od razu Namjoonowi, od niechcenia spoglądając na Taehyunga, dla którego takie rzeczy zawsze będą "złe i brutalne". – Oszczędź dzieciaka. Może faktycznie go bili w domu? – mówię dalej. – Z resztą, faktycznie wygląda jak jeden z nas. To nie będzie nic dziwnego. No i potrzebujemy kogoś, kto zastąpi Malu.
Namjoon wyraźnie myśli o czymś. Nie żebym serio uważał, że ten dzieciak mógłby równać się z siłą dorosłego, tak dużego i silnego mężczyzny, ale naprawdę jest mi go szkoda. Mam serce, z tym, że nie dla gwałcicieli i kanalii. Taehyung wygląda jakby miał zaraz zemdleć, ale się nie odzywa. A ja patrzę jeszcze raz na dzieciaka i pytam:
– Jak w ogóle masz na imię, co?
– Jeongguk – opowiada młody po chwili namysłu, jakby musiał przypomnieć sobie, że też posiada imię. Patrzy na mnie. Jego oczy wyrażają wdzięczność, ale coś jeszcze. Wiem, że mogą być z nim kłopoty, ale przecież
ja uwielbiam kłopoty.
| Przypominam, że rozdziały będą pojawiać się regularnie, tj. co 5 dni.
Mam nadzieję, że jak do tej pory Wam się podoba! Jeśli ktoś jednak woli luźniejsze klimaty, a nie ma nic przeciwko innym shipom to zapraszam na time to play u will love that game, czyli yoonseoka ♡ |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top