21 - broken glass

Czasem obracam się i czuję w powietrzu twój zapach i nie mogę, kurwa, nie mogę nie wyrazić tego potwornego kurewsko koszmarnego fizycznego bólu kurewskiej tęsknoty za tobą.

~Sarah Kane: "Psychoza 4.48"


Yoongi przełyka ślinę kolejny raz, starając się tym samym zwilżyć trochę suche gardło. Poci się, choć w namiocie wcale nie jest jakoś szczególnie gorąco. Unosi wzrok znad kuli. Głowa ciąży mu tak samo, jak powieki. Wstaje. Dopada do kuferka, który chowa w jednej z szafek i wyciąga kilka ostatnich sztuk tabletek. Bierze dwie i chowa to, co zostało w to samo miejsce. Gdyby miał więcej siły, pokruszyłby tabletki i rozsypał ich trochę po stole, ale teraz znalezienie czegoś ciężkiego zdaje się zbyt wielkim wysiłkiem. Poczeka. I tak mu się nie śpieszy.

Jego plany także muszą niestety poczekać. Hoseok wpada do namiotu i oznajmia, że Namjoon wrócił.

Wstaje, choć każdy krok sprawia mu ból. Ma wrażenie, jakby miał zaraz zemdleć. Pociąga nosem, zaraz wycierając go w rękaw. Wychodzi z namiotu i mruży oczy, gdy oślepia go słońce. Hoseok patrzy na niego i kręci głową. Potem coś do niego mówi, ale Yoongi każe mu tylko się odczepić. Nikt mu nie będzie mówił, jak ma przeżywać swoją żałobę.

W namiocie, do którego zaprowadza go Hoseok jest Namjoon, Seokjin i dwójka mężczyzn, którzy robią za ochronę. Odkąd w strzelaninie zginął Byron i Ben, RM nie odchodzi od ochrony nawet na dwa kroki. Panuje tu taki smród, że trenerowi zwierząt prawie się cofa.

Dopiero po chwili Yoongi dostrzega, że wszyscy się na coś gapią. Patrzy więc na środek dywanu, gdzie ktoś rzucił jakieś prześcieradła. A nie, myśli Yoongi. Chodzi raczej o to, co jest pod tymi prześcieradłami.

– Czy to... – zaczyna Seokjin, krążąc koło dwóch zawiniątek. Jest cały blady, a jego twarz jest opuchnięta od płaczu i czerwona po nieprzespanej nocy. Yoongi ma wrażenie, że minęło tak wiele czasu, kiedy widział Seokjina pomalowanego i z nosem zahaczającym o księżyc, że już w ogóle nie pamięta, jak ten chłopak wygląda, kiedy nie jest kupką nieszczęścia. – Namjoon, wyjaśnij mi to.

– Zobacz sam to nie będę musiał nic wyjaśniać – odpiera lider cyrku i wyciąga z kieszeni cygaro, które podpala mu zaraz jeden ze sługusów. Yoongi myśli o nich Lewy i Prawy, bo są identyczni. Choć może tylko mu się wydaje, że są podobni.

Seokjin w końcu po wahaniach i jeszcze kilku łzach, kuca koło pierwszego prześcieradła i odkrywa je, zaraz odskakując od materiału. Zasłania usta ręką, starając się nie zwymiotować.

Spod prześcieradła wystaje teraz głowa trupa. W pół zgnita i zielono–szara. Skóra zapadła się najpewniej parę dni temu i Yoongi cieszy się, że ciało przed nim ma zamknięte oczy. Woli nie myśleć o tym, ile robaków zdążyło się zalęgnąć w oczodołach.

Ale poza tym, trup ma tak mocno rozharataną buzię, że ledwo daje się stwierdzić, jakiejś płci jest.

Seokjin po chwili uspokaja się, ale zaraz jego obrzydzenie przeradza się we wściekłość. Odkrywa drugie prześcieradło, spod którego zionie identyczny widok. Oba ciała są w zaawansowanym stadium rozkładu. Pojawiły się już plamy opadowe i ich skóry zmieniły kolor. Brzuch jednego jest rozdęty od gazów rozkładowych.

– Co to kurwa jest? – pyta Seokjin i choć ton jego głosu jest chłodny to nie da się nie wyczuć nuty histerii.

– Zemsta, której żądałeś – mówi Namjoon i wstaje, by podejść do kochanka. Seokjin odsuwa się jednak od niego, nie dopuszczając, by dotknęły go palce RMa. – Pochowałbym ich wcześniej, ale kazałeś przywieść sobie ich głowy.

– Masz mnie za idiotę? – pyta, będąc teraz niczym rozdrażniona lwica, gotowa do ataku. Jego oczy błyszczą od łez, ale zęby zaciskają się tak mocno, że jeden z ochroniarzy nagle podchodzi bliżej szefa, bojąc się, że nasza rozgoryczona diva rzuci się na niego z łapami. – Skąd mam wiedzieć, że to Jimin i Jeongguk? Ich twarze... – parska, wskazując na dwa trupy. – To co z nich zostało jest nie do rozpoznania. A reszta ciała? Mógłbym sprawdzić czy mają pieprzyki na dupach, gdyby wcześniej te tyłki im nie odpadły! To cholerne zielone trupy! – krzyczy, znów zasłaniając usta. – Zabieraj to stąd!

Jeden z ochroniarzy wychodzi, by po chwili wrócić z osiłkami, którzy choć krzywią się i zatykają nosy, wychodzą z obiema denatami na dwór.

– Miałeś ich zabić i podać mi na talerzu, a nie znaleźć przypadkowe trupy na cmentarzu i rozwalić im twarze, bym ich nie poznał – mówi Seokjin. Hoseok wychodzi z namiotu i zaraz słyszę, jak wymiotuje. Yoongi stoi w miejscu. – Naprawdę masz mnie sobie za nic...

– Seokjinie, przecież zrobiłem, czego chciałeś – mówi Namjoon, ale drugi mężczyzna znów odtrąca jego dłoń. – To oni. Przysięgam. Po prostu zabicie człowieka nie zawsze idzie po myśli i nie każdemu starcza kulka w łeb. Trochę walczyli.

– Trochę? Wyglądają, jakby po czaszkach przejechały im czołgi!

Namjoon w końcu łapie Seokjina za ramiona. Ten zamiera, ale złość nie opuszcza go nawet na chwilę.

– Masz co chciałeś – mówi. – Chciałeś bym zabił tych, którzy zabili Taehyunga. No więc masz.

– To nie oni.

– Mówię ci, że tak.

Seokjin znów płacze. Chyba powoli mięknie, bo jego upór jest coraz mniejszy.

– Na pewno? – dopytuje, a Namjoon kiwa głową. – Obiecujesz?

– Tak. Wieźliśmy ich z Edenu, dlatego tak długo to trwało.

– Jak zginęli?

Namjoon nie odpowiada, tylko przytula Seokjina, który tym razem ulega.

Yoongi nie chce dłużej na to patrzeć, więc odwraca się, by wyjść z namiotu. Słyszy tylko, jak Seokjin pyta o Jisoo, ale nie ma ochoty na kolejne kłamstwa, więc wychodzi, przechodząc koło Hoseoka, który czeka pod namiotem naprzeciwko. Od wymiotowania jest cały blady, ale chyba już czuje się lepiej.

– Poczekaj – prosi jasnowidza, który zatrzymuje się na chwilę. – To naprawdę oni?

– Nie wiem. Namjoon mówi, że tak.

Hoseok kiwa głową. Po chwili jednak znów się odzywa.

– Przyjdź do mnie wieczorem do przyczepy. Chcę cię o coś zapytać.

Yoongi zgodnie z jego życzeniem, wieczorem zmusza się do tego, by nie poszukać kolejnych tabletek, albo by nie wyprosić o nie Namjoona, tylko składa wizytę opiekunowi zwierząt. Hoseok akurat bawi się z kotką, kiedy jasnowidz go odwiedza. Chwilę później piją już razem wiśniową nalewkę z przepisu mamy Junga.

– Chcesz znać moje zdanie? – pyta Yoongiego w pewnej chwili, a ten odpowiada westchnięciem. Nie ma sensu mówić "tak", bo to zdanie nie ma znaczenia, ale nie ma serca powiedzieć "nie". – Nic tu się nie zgadza. Nic.

– Czyli co?

– Nie wierzę w to, że Jimin i Jeongguk mogliby zabić Taehyunga. Jimin był jego przyjacielem. A Tae nie skrzywdził by muchy. Nie mieli powodu.

– Może jest coś o czym nie wiemy?

– Może. Ale to dziwne.

– Gdyby byli niewinni, nie uciekaliby z cyrku. I nie zastrzeliliby dwójki naszych.

– Nie dowiemy się już, czy byli winni, bo Namjoon ich zabił. O ile oczywiście to są oni – mówi, popijając co jakiś czas cierpki, ale przyjemnie chłodny trunek. – Ale myślę, że Seokjin miał rację. Podrzucił mu jakieś przypadkowe ciała i tyle. No i gdzie jest Jisoo?

– Namjoon mówi, że zostawił ją w tym drugim cyrku.

– Po co?

– Nie mogę ci powiedzieć – odpiera jasnowidz. Obiecał zatrzymać w tajemnicy prawdziwy powód ich ostatniej podróży. Miał zapomnieć o miastach, które odwiedzili i o nazwiskach lekarzy, którzy badali Jisoo. Aż do rozwiązania, dziewczyna miała być Edenie. Yoongi wiedział, że gdyby się wygadał, kolejna kulka z pistoletu RMa przecięłaby jego skórę, a potem najpewniej kość. Potylicę albo kość czołową. – Nie pytaj, bo nie mogę i tyle – doprecyzowuje, wiedząc, że Hoseok będzie chciał drążyć. Ale niespodziewanie odpuszcza.

– Właściwie to chciałem cię zapytać o coś innego – mówi i wstaje, zaraz odszukując coś w pudełku, które trzymał na komodzie. Pokazuje Yoongiemu naszyjnik. Jasnoróżowe oczko świeci w blasku świecy, a złoty wisiorek jest trochę zabrudzony. – Wiesz, co to jest?

– Chyba Taehyung miał coś takiego – mówi, pamiętając aż za dobrze, jak ten naszyjnik zwisał między obojczykami Tae, kiedy chłopak leżał nagi na jego łóżku. Był wtedy ubrany tylko w to i swój uśmiech. A teraz nie było już szansy na kolejny szczery śmiech i jego słodki, głęboki głos. Yoongi na chwilę zamyka oczy, musząc powstrzymać się przed kolejnym napadem histerii. Szkoda, że do kieszeni nie schował kilku zapasowych tabletek, które od razu poprawiłyby mu humor.

– To może wyjaśnisz mi, dlaczego naszyjnik mojej mamy był schowany w szkatułce Taehyunga? – pyta Hoseok, a Yoongi marszczy brwi. – Miała jeszcze pierścionek z takim oczkiem, ale podejrzewam, że jest on u Seokjina.

– Seokjina? Chyba nie rozumiem.

– Pytałeś się kiedyś Tae, skąd go ma?

– Mówił tylko, że to prezent.

– W takim razie już wszystko wiem – odpiera Hoseok, zerując swój napój. Tego wieczoru upijają się do nieprzytomności, a rano, Yoongi w końcu dopada do tabletek, ale tym razem ma więcej chęci i rozkrusza je, móc potem wciągnąć nosem, przez co euforia przychodzi do niego szybciej.

Co jakiś czas z ust jasnowidza ulatuje jakieś słowo. Czasami układają się one w bezsensowne zdania, a czasami powtarza tylko imię. Kaszle, kiedy tabletka wpada nie w tą dziurkę w gardle. Cały dzień spędza nad wykańczaniem zapasów, które miały mu starczyć na kolejne pół roku. Kiedy pudełko zaczyna ziać pustkami, Yoongi idzie do Siergieja, jednego z nowych podopiecznych Namjoona. Daje mu wszystkie pieniądze, które wcześnie trzymał w skarpetce w poszewce poduszki.

– Byle szybko – prosi go, bo czuje, jak schodzi mu nie tylko cała euforia, ale i poczucie jakiegokolwiek sensu.

W zamian za prawie tysiąc dolarów, dostaje od Siergieja cztery opakowania proszku, ale ma siłę na opróżnienie tylko dwóch. Już po pierwszym jednak jego mózg zaczyna płatać mu figle. Może nawet słyszy w głowie ten śmiech, którego bał się już nigdy nie usłyszeć. Prosi go, by nie odchodził, ale on rozpływa się w powietrzu, kiedy pod jego sufitem rodzi się kolejna wizja. Teraz nie jest to Taehyung, a gwiazdy. Kiedyś Namjoon obiecał mu po nie sięgnąć. "Użyjesz dla mnie swoich zdolności", mówił. Ale teraz Yoongiemu wydaje się, że ta dziwna i nigdy nie do końca zrozumiała dla niego moc odeszła. Może był zbyt zmęczony, by zmusić się do myślenia, a może to, co działo się dookoła było jednym, wielkim, dziwnym snem. Może kiedy się obudzi, będzie mógł znów iść do namiotu Taehyunga, a potem posłuchać jego zmartwień. A potem może kilka z nich będzie mógł uleczyć...

– Przyjdziesz do mnie? – słyszy przy uchu, ale kiedy odwraca się w tą stronę, nikt koło niego nie stoi.

– Taehyungie? – pyta, wstając z łóżka. Szuka chłopaka pod łóżkiem, a potem zagląda do szafy. Śmieje się jak szalony. – To jakaś gra? – pyta. – Schowałeś się?

Taehyunga jednak nie ma ani pod łóżkiem, ani w szafie. Yoongi wyciera rękawem nos, bo znów męczy go ten przeklęty katar. Przez przypadek wpada na stolik, na którym stoi szklana kula. Turla się ona po nim i dociera do krawędzi. Spada i roztrzaskuje się o podłogę, a kilka jej odłamków rani bose stopy Yoongiego.

– Schowałeś się w kuli? – pyta jasnowidz, ale tym razem także nie dostaje odpowiedzi. Kuca na szkle, starając się złożyć kulkę w całość, ale drobiny jedynie go ranią. – Tae?

Znów słyszy cichy śmiech, a kiedy odwraca się ku jego źródła, widzi w końcu ukochanego krawca, ale z ziejącą dziurą w głowie.

– Tae, szukałem cię – mówi Yoongi, ale nie ma siły wstać z klęczek. – Gdzie byłeś? Mówili, że nie żyjesz.

Taehyung nie odpowiada. Pojawia się tylko po to, by zniknąć po mrugnięciu okiem. Yoongi czuje, jak ma zjazd. Docierają do niego odgłosy z zewnątrz i nagle czuje się znów tak okropnie samotny. Jest zimno, a jego stopy i dłonie bolą. Kręci głową. Może jeszcze raz słyszy cichy śmiech, ale znika bardzo szybko. To chyba tylko moja wyobraźnia, myśli, a potem sięga do stolika, na którym leży kolejny woreczek z proszkiem. Nie ma siły wstać, więc usypuje kilka kresek na podłodze koło rozbitej kuli.

Wciąga, ile tylko może. Zamyka oczy. Chce je otworzyć, ale nie może. Są zbyt ciężkie. Stara się ze wszystkich sił, bo może wtedy znów ujrzy TaeTae, ale przegrywa tą walkę. Czas na drzemkę, myśli. Usnę na chwilę.

Na chwilę. Na chwileczkę. Tylko na momencik.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top