15 - poisoned plants
...kiedy wszystkie inne ewentualności zawodzą, cokolwiek pozostaje, nieważne jak nieprawdopodobne, musi być prawdziwe.
~Arthur C. Doyle
⑅
Jimin spina się. Od razu czuję jak jego ciało zaczyna drżeć. Łapię go mocno za dłoń, by dodać mu otuchy. Za chwilę mój ukochany nakłada na twarz maskę i uśmiecha się, kiedy na naszym horyzoncie pojawia się Namjoon.
Cały cyrk wita go z otwartymi ramionami. Nasz lider podchodzi po kolei do wielu osób, by się z nimi czy to przywitać, czy chociażby uścisnąć dłonie. W tłumie nie ma Seokjina, co zauważam od razu, ale w tej chwili mam własne problemy na głowie. Kiedy Namjoon podchodzi do nas, Jimin obejmuje go mocno za szyję.
– Chyba ktoś się stęsknił – śmieje się nasz przywódca, a zaraz po tym ściska także i mnie. – Dobrze was widzieć. Gdzie Jinnie? – pyta, ale zgodnie z prawdą odpowiadam, że nie wiem. – Pójdę więc do niego.
– Może lepiej pójdę z tobą – odzywam się, a wtedy Jimina palce mocno zaciskają się na połach mojego płaszcza. – Musisz o czymś się dowiedzieć.
Niedługo później siedzimy w namiocie Namjoona sami. Odesłałem Jimina do namiotu, bo wiem, że obecność RM'a tylko bardziej go stresuje, a chcemy zachowywać pozory normalności. Nie możemy dopuścić do tego, by ktokolwiek dowiedział się prawdy o Taehyungu.
– I nic więcej nie wiadomo? – pyta Namjoon, dolewając nam trochę alkoholu, który przywiózł specjalnie "z daleka". Pierwszą szklankę opróżniliśmy podczas mówienia o tym, jak Tae zostawił po sobie jedynie list. – Czy to nie dziwne, że tak nagle zniknął? Nic nie mówił Jiminowi?
– Mówił, że chciałby kiedyś zacząć żyć na własną rękę. Pewnie uznał, że najlepszą okazją do opuszczenia nas będzie moment kiedy nie będzie cię w pobliżu – mówię, krzywiąc się lekko po łyku brunatnego płynu. Namjoon odpala cygaro.
– Seokjin pewnie był zrozpaczony.
– Był zrozpaczony także tym, że zabrałeś mu bez ostrzeżenia siostrę. A w dodatku wróciłeś bez niej – odzywam się, chcąc zejść z tematu Taehyunga, a zacząć ten kolejny – niewygodny, ale nie dla mnie.
Namjoon wzdycha i rozkłada się wygodniej w fotelu. Kiedy tylko dotarła informacja o jego powrocie, postawiliśmy mu jego namiot, by mógł wygodnie odpocząć po podróży. Postawiliśmy też namiot Jisoo i Yoongiego. Ten jeden jak się okazało – niepotrzebnie, bo pozostawał pusty.
– Nie mówiłem ci wszystkiego, Jeongguk. Ale powiedziałem tyle, ile uznałem za słuszne.
– Teraz mi powiesz?
Namjoon kiwa głową, ale i tak długo zbiera się zanim ostatecznie mi odpowiada. Słucham go uważnie, chcąc dobrze zapamiętać moment, kiedy to jemu jest z jakiegoś powodu głupio. Nigdy nie widziałem, by czuł się zawstydzony. To zupełna nowość.
– Mówiłem ci, że muszę na chwilę zniknąć. Złożyło się to akurat z marną próbą tych policjantów. I po części dlatego też wolałem usunąć się w cień. Wiesz, mój biznes jest bardzo opłacalny, ale niebezpieczny. Zdążyłeś już to pewnie zauważyć. Jestem dumny, że tak dobrze poradziłeś sobie sam z euforią. Prowadzenie cyrku to też nie lada wyzwanie. Ale jest to niezawodna przykrywka – mówi, popijając co chwilę alkohol z cienkiej, ładnie rzeźbionej szklanki. – Ci nieco mądrzejsi gliniarze czasami coś zwęszą. Zazwyczaj wtedy ulatniamy się z miasta wcześniej. Tym razem obawiałem się, że połączyły siły dwa oddziały policji.
– A drugi powód twojego zniknięcia czego dotyczył?
– Właściwie nie czego, a kogo.
Przez chwilę znów milczymy. Ja wsłuchuję się w deszcz, który coraz mocniej zaczyna padać i przez to odbija się od przykrywy namiotu, a Namjoon patrzy na dno swojej szklanki. Zaraz odkłada ją.
– Jakiś czas temu Jisoo zajęła się naszym wspólnym problemem. Myślałem, że będzie na tyle zaradna, by radzić sobie z nim za każdym razem. Ale ona postanowiła zrobić mi na złość.
– Nie mów, że...
– Będę miał dziecko.
Słowa rozbrzmiewają w mojej głowie, jak złe zaklęcie. Namjoon nie wydaje się ani trochę radosny, więc nie mam pojęcia, co na to odpowiedzieć. Milczę więc i czekam.
– Z oczywistych względów wolałem się nikomu nie chwalić. Jisoo z resztą po rozmowie ze mną doszła do wniosku, że jednak nie przemyślała zbytnio swojego genialnego planu. Wiesz jakie czasami są kobiety – wzdycha lider. – Ale oprócz tego pojawił się jeszcze jeden problem. Yoongi miał dość koszmarną wizję.
– Jego wizje czasami są bardzo nieoczywiste...
– Tak, ale tym razem śnił mu się poród. I to dziecko... – Namjoon wstaje, by nalać sobie więcej picia. Wychyla prawie połowę szklanki na raz. Ta rozmowa musi go sporo kosztować. – To nie jest nawet dziecko, Jeongguk. Jisoo nosi w sobie potwora.
– Potwora?
– To... szkarada. Musi być chore, a ta choroba sprawia, że wygląda bardziej jak diabeł, niżeli człowiek.
Nadal siedzę cicho, bo nie wiem jakie słowa mogłyby wyrazić to, co czuję. Wizje Yoongiego podobno zawsze się sprawdzają.
– I co teraz? – pytam po chwili, gdy cisza zaczyna być przytłaczająca.
– Kiedy się dowiedziałem, było za późno na te wszystkie magiczne herbatki. Yoongi z resztą powiedział, że to może i przez nie coś takiego zaczęło w niej rosnąć. Nie wiem, Jeongguk, nie wiem. Ale pewny jestem, że błędem byłoby zostawienie tu Jisoo. Seokjin wpadłby w szał. Myślałem, że Taehyung też. Zabrałem ją więc do pewnego miasta, gdzie podobno radzili sobie z takimi problemami. Ale tam powiedzieli nam, że już za późno i, że nie mogą zająć się takim przypadkiem, bo matka może tego nie przeżyć.
– A więc musi urodzić?
– Tak. Zostawiłem ją w Blue Horn. To mieścina, w której występuje obecnie podobny cyrk do naszego. Też rozprowadzają euforię, ale na mniejszą skalę. Jest tam mój dobry, zaufany znajomy. Przypilnuje ją aż nie minie parę miesięcy.
Kiwam głową, na znak, że rozumiem. Namjoon znów nam dolewa. Nie wiem, czy mój żołądek będzie mógł znieść taką dawkę procentów, zwłaszcza, że jestem kłębkiem nerwów.
– Mówię ci to w tajemnicy, Jeongguk. To nie może się wydać. Yoongi obiecał trzymać buzię na kłódkę.
– Po co go ze sobą wziąłeś?
– W razie kolejnych wizji, oczywiście.
– A jak wytłumaczysz brak Jisoo Seokjinowi?
– Powiem mu o tym, że jego słodka siostra jest w innym cyrku, gdzie daje występy i uczy innych swoich magicznych sztuczek.
– Nie uwierzy.
– Będzie musiał. Nikt mu w końcu nie powie, jaka jest prawda.
Rozumiem to jako groźbę, więc kiwam głową, a potem obaj wypijamy resztę butelki.
Kiedy Namjoon jest już wystarczająco pijany, podpytuje jeszcze o Taehyunga, ale nie mówię mu nic więcej. Powtarzam, że nic nie wiem, nic nie słyszałem, nic nie widziałem. Trzymam się ustalonego wcześniej planu. Kiedy trochę trzeźwieje, wracam do siebie, gdzie na dzień dobry wita mnie zrozpaczony Jimin.
Mówi mi przez łzy, że był pewien, że coś mi się stało. Wbiega mi ramiona i zaczyna całować po całej twarzy. Trzęsie się i łka, a ja tulę go mocno i zaraz kładę nas na łóżku.
Wiem, że Jimina wykańczają wyrzuty sumienia. Teraz, kiedy wrócił Namjoon pewnie jest mu jeszcze gorzej. Boi się, że prawda wyjdzie na jaw. Ma nadzieję, że szybko przeniesiemy się z tego miasta do innego, przez co namiot Taehyunga pójdzie w zapomnienie. Na razie Seokjin zabronił czegokolwiek stamtąd ruszać. Jimin zabrał tylko tą jedną apaszkę, kiedy Jin nam o niej przypomniał. Cały czas nosił ją przy sobie, gdzieś schowaną, by tylko nikt sobie o niej nie przypomniał i nie zaczął jej szukać.
Przez połowę nocy uspokajam ukochanego, który rano jest tak wykończony, że ledwo ma siłę, by podnieść się z łóżka. Tłumaczę więc wszystkim na śniadaniu, że Jimin po prostu ma teraz takie wahania nastrojów przez odejście jego przyjaciela. Seokjin słysząc to wybucha i krzyczy:
– Przez jakie odejście?! Taehyung zniknął, ale na pewno nie odszedł sam!
Namjoon zaczyna uspokajać kochanka, ale rodzi się przez to tylko większa kłótnia. Nie chcę być jej świadkiem, więc kiedy Jin zaczyna jednocześnie wrzeszczeć i płakać, zabieram jedzenie i wracam do Jimina.
Chłopak siedzi na łóżku i znów cały się trzęsie. Ma szeroko otwarte oczy, z których leje się wodospad łez.
– N–nie zostawaj mnie samego – bełkocze, więc od razu do niego podbiegam, by go przytulić. Wpina we mnie paznokcie, jakby bał się, że za moment od niego ucieknę. – Słyszę, jak krzyczą.... Czy oni... czy oni wiedzą?
– Nie, Jiminie, nic nikt nie wie. Cichutko już, nie bój się – mruczę mu do ucha, starając się go uspokoić delikatnym kołysaniem. Poprawiam spadający mu z ramienia cienki szlafrok, który obecnie jest jego jedynym okryciem. – Nikt się nie dowie – mówię mu do ucha, a on jeszcze ciaśniej wtula się w moje ciało.
– Tylko mnie nie zostawiaj, Jeonggukie... nie możesz mnie zostawić samego – powtarza, płacząc ciągle, więc przez kolejne godziny tylko go głaszczę i obejmuję, co jakiś czas przypominając o tym, że jestem tu i nigdzie się nie wybieram.
Udaje mi się wcisnąć w Jimina jakieś jedzenie, a potem herbatę, choć on prosi o jakiś alkohol. Odmawiam, nie chcąc by utopił smutki w burbonie. Prawie cały dzień spędzam z nim w namiocie. Wychodzę tylko na chwilę, by pójść do Namjoona powiedzieć o paru sprawach związanych z euforią i przy okazji oddać mu notatnik, jaki przekazał mi prawie trzy miesiące temu.
Kiedy mam już wychodzić z jego namiotu, zatrzymuje mnie.
– Seokjin nie daje mi spokoju. Zapytam więc tylko raz. Czy jest coś, w sprawie Taehyunga, o czym powinienem wiedzieć?
– Nie – mówię, mając nadzieję, że brzmię naturalnie. W środku jednak szaleję z nerwów.
– A list? Masz go?
Namjoon każe mi go przynieść, więc na moment wracam po niego do siebie.
– Chyba lepiej żeby był u mnie, nie uważasz? – pyta, a ja wspinając się na wyżyny aktorstwa, mówię, że to chyba bez znaczenia. Namjoon wzdycha, ale zaraz chowa list do szuflady. – Mam nadzieję, że wszyscy się do jutra trochę uspokoją. Mamy w końcu występować jeszcze parę razy w tej mieścinie. Bilety sprzedają się tu nad wyraz dobrze.
Niedługo później znów jestem przy Jiminie, który na szczęście przespał moją nieobecność. By zabić czas, ćwiczę, co często robię, kiedy buzują we mnie emocje. W namiocie mamy wiele swoich rzeczy, więc nie muszę iść do jakiś przyczep po ciężary tylko wykorzystuje te, które chowam w skrzyni.
Po treningu przynoszę sobie gorącą wodę i kiedy rozbieram się, by się wykąpać, Jimin się budzi.
– Jak się czujesz, kochany? – pytam.
Jimin ma podpuchnięte oczy i włosy w nieładzie. Wstaje z łóżka i podchodzi do mnie, więc pozwalam mu się w siebie wtulić. Przyciągam go mocno do siebie, a on uspokaja się.
– Chodź, kąpiel cię rozluźni – mówię, całując go w czoło, a potem wchodzę z nim do naszej wanny.
Jimin układa się na moim torsie, a ja zaczynam oblewać jego ciało ciepłą wodą. Całuję go po szyi, a on wzdycha cicho. Potem dłonie układam na jego udach.
– Boję się, Jeonggukie – mówi cicho, zaraz dotykając palcami moich rąk, które suną powoli wzdłuż jego nóg.
– Nie pozwolę, by coś ci się stało, kochanie.
– A co jeśli...
– Zniszczę każdego, kto tyko spróbuje cię skrzywdzić – mówię, a słowa płyną prosto z mojego serca. Nigdy nie pozwolę, by coś złego spotkało miłość mojego życia. - Od razu przytulam go do siebie jeszcze mocniej. – Kocham cię, Jimin. Kocham cie, jak nikogo innego. Tylko na twoim szczęściu mi zależy. Jeśli będzie trzeba, poświęcę się dla ciebie.
– Nie! – mówi od razu przerażony, odwracając się w moją stronę. Układa się w wannie tak, by być do mnie przodem. Łapie moją twarz w swoje dłonie. Jest naprawdę przestraszony. – Zabraniam ci!
Znów przyciągam go do siebie. Jimin opiera się mnie rękoma, a twarz wtula w moje ramię.
– Wszystko będzie dobrze, obiecuję – mówię, ale chłopak znów zaczyna się trząść.
– To wszystko moja wina... – płacze, a ja odciągam go od siebie, by popatrzeć mu prosto w oczy. – To przeze mnie...
– Musimy o tym zapomnieć, Jiminie.
– Tae był moim przyjacielem... – płacze dalej, ale ja sukcesywnie ocieram jego łzy.
– Wiem o tym, ale czasu nie cofniesz, kochanie. Musisz zacząć żyć dalej. Dla własnego dobra.
Woda robi się w końcu zimna, ale my jeszcze chwilę w niej wypoczywamy. Długo uspokajam znów Jimina, który jest chodzącą kulką nerwów i łez. Tulę go do siebie, ale on i tak obwinia się i zadręcza.
Sadzam go na skraju łóżka, zabierając się za wycieranie go. Dotykam jego nóg.
– Jutro występy, Jiminie.
– Nie mam na nie siły.
– Wiem.
Jimin widzi, jak zaczynam masować jego mięśnie. Spod skóry wyrastają mu cienkie włoski, których starszy często się pozbywa, ale najwyraźniej ostatnio nie miał na nie czasu.
– Muszę się nimi jutro zająć – mówi od razu, samemu dotykając swojego kolana.
– Pozwól mi zrobić to za ciebie – odpowiadam i chwilę później szukam już brzytwy.
Jestem bardzo ostrożny, bo nie chcę skaleczyć ukochanego. Rozsmarowuję najpierw mydło po jego nogach, a potem przejeżdżam po skórze ostrzem. Kiedy łydki są gotowe, smaruję je lekko jednym ze specyfików z toaletki Jimina, by pachniały ładnie i były nawilżone. Mój kochany uwielbia takie luksusy, więc często kupuję mu podobne kosmetyki na prezent. Nie szczędzę żadnego kremu. Potem zajmuję się jego udami, pomiędzy którymi znajduje się jedna z moich ulubionych słodyczy. Całuję nogi Jimina przed nałożeniem mydła. Starszy wzdycha, kiedy dłońmi przejeżdżam po jego pośladkach, kiedy każę mu się odwrócić na brzuch. A kiedy z powrotem przekręcam go na plecy, brzytwę kieruję także po jego brzuchu, pozbywając się linii włosów, która ciągnie się od pępka do jego krocza.
– Tam też? – pyta mnie chłopak.
– Jeśli tego sobie życzysz – mówię, a on rozchyla nogi, by dać mi pole do manewru.
Słodkości zostawiam sobie na koniec. Chcę go dziś wypieścić i sprawić, by się rozluźnił. Ostrzem mknę więc po skórze zaraz nad jego męskością, a potem łapię ją w dłoń, by przez przypadek jej nie naciąć. Jimina podnieca mój pożądliwy wzrok i mocniejszy dotyk. Widzę, jak oddycha coraz ciężej. Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Znów każę mu się obrócić. Jeśli mam pozbyć się włosów z jego ciała, chcę to zrobić porządnie.
Potem zmywam całe mydło i tak jak w przypadku łydek, smaruję dokładnie uda, brzuch, krocze i między pośladkami Jimina. Przy tym ostatnim punkcie specjalnie zjeżdżam śliskimi palcami trochę niżej, masując tym samym wrażliwy splot mięśni. Jimin dłużej nie chce czekać. Pociąga mnie za rękę i całuje mnie od razu namiętnie. Otwieram usta, by pozwolić mu wtargnąć do moich ust językiem. Chwytam go w talii i pociągam tak, by był na skraju łóżka. Odsuwam się od niego, a on piszczy cicho niezadowolony.
– Rozłóż nogi, Jiminie, zajmę się tobą najlepiej jak umiem – mówię, a mój zdolny i wygimnastykowany ukochany rozkłada nogi tak, że robi przede mną szpagat. Nie czekam dłużej, tylko od razu schylam się do jego przyrodzenia.
Jimin zaciska palce na moich włosach, kiedy moje wargi pracują bez wytchnienia na całej jego długości. Palcami masuję go między pośladkami, co jakiś czas wsuwając w niego jeden, lub dwa palce. Językiem oplatam główkę jego penisa i zasysam policzki, a Jimin wzdycha głośno, zaraz wypchnięciem bioder pokazując mi, że jest mu dobrze. Zataczam kółeczka wokół jego czubka, zaraz śliniąc go obficie i znów chowam zdecydowaną jego większość w gardle.
– Jeonggukie... mój Jeonggukie... – słyszę, co brzmi jak prośba. Łapię penisa starszego w wolną dłoń, a sam odsuwam twarz.
Druga ręka dalej rozciąga jego mięśnie, zaczynając coraz to agresywniej się w niego zagłębiać. Jimin opiera się na łokciach i patrzy na mnie z rozchylonymi wargami, a na jego twarzy maluje się błogość. Przewraca oczami, gdy dodaję jeszcze jeden palec do jego wnętrza.
– Weź mnie – prosi, więc sięgam po maść, którą wcześniej smarowałem jego skórę i nakładam ją na swoją męskość.
– Wypnij mi się – mówię, a Jimin rumieni się mocno i na chwiejnych nogach ustawia się na materacu.
Czuję, że tego właśnie dziś potrzebuje mój ukochany. Chce oddać mi kompletnie kontrolę. Zazwyczaj nasze zbliżenia są przepełnione romantyzmem. Uwielbiam, gdy Jimin kładzie się na mnie, kiedy to ja jestem na dole i kiedy kocha mnie, patrzy mi w oczy i całuje prosto w usta. Kiedy pozwala mi być górą, najczęściej kochamy się tak, że ja siadam, oparty o poduszki, a on znajduje sobie miejsce na moich nogach i nabija się na mnie w swoim ulubionym tempie. Tego wieczoru wiem, że Jimin chce się poddać. Chce być bez władzy, ale jednocześnie chce poczuć się dobrze. A ja chcę mu to zapewnić.
Widząc go na czworakach, z wysoko uniesioną pupą i buzią schowaną w pościeli, ledwo mogę się powstrzymać. Ustawiam się za nim i powoli wsuwam się w niego, czując jak zaciska mięśnie.
– Och, boże... – słyszę.
Łapię go za biodra, by przytrzymać go w miejscu. A kiedy mija chwila, zaczynam poruszać się w jego wnętrzu coraz szybciej, aż nie osiągam odpowiednio mocnego tempa. Jimin krzyczy w poduszkę i zaciska na niej dłonie. Jego plecy wyginają się w lekki łuk, ale kiedy nabijam go na siebie do końca, prostuje je, jakby to było dla niego za dużo.
To nasz najostrzejszy seks. Jest mi tak dobrze, że odpływam, ale po jakimś czasie zaczyna mi czegoś brakować.
Łapię go za ramię i podciągam, a on odrywa twarz od poduszki i prostuje się tak, by dotykać plecami mojego torsu. Kładzie głowę na moim ramieniu, a ja mocniej zaciskam palce na jego bicepsie, zostawiając siniaka. Drugą dłonią zasłaniam mu usta. I dobrze, bo po pierwszym pchnięciu, Jimin znów krzyczy.
Nasze ciała tworzą jedno, ale dla mnie najbardziej liczy się jego przyjemność. Co chwilę więc całuję go w szyję, czy szepczę mu do ucha.
– Dojdź dla mnie, kochany, nie każ mi czekać – odzywam się znów, kiedy czuję, jak Jimin jest już na skraju. Zawsze wtedy spina się mocno i drży. Przez to jak jest ciasny ledwo mogę się poruszać.
Jimin zawsze jest dla mnie dobry i wyrozumiały, kiedy podczas zbliżeń proszę by zwolnił, albo na mnie poczekał. Dba o mnie odkąd się tu pojawiłem. Dlatego też ja chcę dbać o niego. Chcę go chronić i kochać. Chcę byś dla niego całym światem tak, jak on jest dla mnie. Zawdzięczam mu życie i jeśli będzie trzeba stracę je dla niego. Ale na pewno nigdy nie pozwolę mu na jakiekolwiek cierpienie.
– Kocham cię – powtarzam parę razy, a to zgrywa się w czasie z jego finiszem. Ja sam dochodzę niedługo później, sapiąc głośno i naprężając mięśnie.
Kiedy nasze oddechy się uspakajają, wstaję, by zwilżyć ręcznik. Obmywam ciało Jimina, zwłaszcza jego krągłości, a potem sam się czyszczę. Zmieniam pościel, kiedy Jimin czesze się przed toaletką. Widzę, jak ledwo potrafi usiedzieć w miejscu ze zmęczenia. Mówi też, że piecze go pupa, więc przed snem sięgam jeszcze po kolejną maść dla niego, chcąc ulżyć mu w niekomfortowym poczuciu.
Kładziemy się do łóżka. Jimin od razu wtula się we mnie, a ja układam brodę na jego głowie. Jego mniejsze ciało idealnie pasuje do mojego uścisku. Wsadza kolano między moje nogi. Kiedy już myślę, że udało mu się zasnąć, starszy odzywa się.
– Nigdy nikt mi tak dobrze nie zrobił – wyznaje, szepcząc do mnie, choć w namiocie jesteśmy sami. – Byłeś dziś tak... dziki. Władczy.
– Myślałem, że takiego mnie potrzebowałeś.
– Tak. Dobrze mnie znasz, Jeonggukie – mówi i w końcu słyszę w jego głosie nutkę radości. – Kocham cię – mówi, a ja odpowiadam najoczywistszą oczywistością. – Byłeś wspaniały. Chyba będę potrzebował cię częściej takiego.
– Co tylko sobie życzysz, Jiminie.
– Dlaczego tak bardzo ci na mnie zależy? – pyta nagle, unosząc głowę. W namiocie jest ciemno, ale moje oczy przyzwyczaiły się już do mroku i widzę wyraźnie kontury jego twarzy i uważne oczęta.
– Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Dzięki tobie żyję. Zawdzięczam ci wszystko – wyliczam, a Jimin delikatnie się uśmiecha. – Nie znam nikogo tak niesamowitego. Sprawiasz, że nie mogę patrzeć na nikogo innego. Chcę tylko ciebie. Podziwiam cię od lat.
– Zakochałeś się we mnie już jako dzieciak?
– Tak. Oczywiście, że tak. Z bólem patrzyłem, jak znajdujesz sobie różne obiekty westchnień. Musiałem się ich pozbywać, bo nie mogłem wytrzymać myśli, że ktoś miałby cię kochać choć trochę tak mocno, jak ja.
– Zszokowałeś mnie wtedy, Jeonggukie – słyszę. – Kiedy zabiłeś Robba... byłem przerażony. Bałem się, że zaraz zabijesz i mnie.
– Nigdy bym cię nie skrzywdził, Jiminie.
Chłopak wychyla się i całuje mnie na dobranoc prosto w usta. Niedługo potem zasypiamy.
| Wczoraj wleciało nowe fanfiction: druga część please please please, czyli vhope! Zapraszam zainteresowanych na please me, please, a tu zobaczymy się za kolejne pięć dni, czyli dokładnie w sobotę! |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top