13 - cry for me
Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć.
~Arthur C. Doyle
⑅
Słyszymy głos Seokjina. Leżę z Jiminem w łóżku i obejmuję jego zwinięte w kulkę ciało. Spodziewamy się tego. Spodziewamy się trudnego poranka. Całą noc nie spałem. Bolą mnie mięśnie i całe ciało. Boli mnie głowa. Jimin zamyka oczy, kiedy rozlega się głos naszej wielkiej gwiazdy.
– Co to ma kurwa być? – słyszę i chwilę później do naszego namiotu wchodzi najstarszy Kim w towarzystwie Stiega, jednego ze swoich sługusów. Unoszę się na łokciach i patrzę na kartkę, którą trzyma w dłonie Jin. Tę samą kartkę, którą Jimin w środku nocy pokrył literami, układającymi się w list pożegnalny. – To jakiś żart? – pyta, a ja zakładam na twarz maskę, musząc udawać zaskoczenie.
Jiminowi nawet udaje się rozpłakać, kiedy po "zapoznaniu się" z treścią listu cytuję ostatnie słowa Taehyunga wszystkim zgromadzonym na śniadaniu. Kilka osób zalewa się łzami. Hoseok jedynie słucha z szeroko otwartą buzią. Seokjina nie ma z nami. Kiedy tylko nawrzeszczał na nas w namiocie, wrócił do siebie. Kazałem Stiegowi go pilnować.
– "Lata spędzone w cyrku będę wspominał najczulej, jak się da. Byliście moją rodziną i przyjaciółmi, ale czas ruszyć do przodu. Wychodzę bez pożegnania, by nikt nie próbował mnie zatrzymać. Nie szukajcie mnie i pamiętajcie, że was kocham. Kocham moją siostrę, brata, kocham was i proszę, byście nie mieli mi tego za złe. Wasz Taehyung" – czytam zgromadzonym, zaraz wkładając list do kieszeni w mojej lnianej koszuli. Wolę mieć go przy sobie.
Rozlegają się pytania. Każdy chce wiedzieć, czy to prawda, ale ja odpowiadam tylko, że wiem, tyle co oni. Jimin później odzywa się i mówi, że Taehyung ostatnio mu wspominał coś o marzeniach i o tym, że zawsze chciał zacząć żyć na własną rękę. Ludzie mu wierzą. Wiedzą, że Jimin i Taehyung byli blisko. Późno w nocy spali, a wcześniej tańczyli przy głośnej muzyce i raczej nikt nie słyszał niczego podejrzanego. Nawet strzału z pistoletu.
Po śniadaniu idę do Seokjina. Nie chcę z nim rozmawiać, ale jako głowa Euphorii wypada bym się zorientował jaki jest jego stan. Seokjin nie płacze, nie lamentuje, tylko chodzi w kółko po pokoju i zastanawia się na głos, gdzie jest jego brat.
– Jin – mówię, ale mężczyzna nie reaguje. – Seokjin – powtarzam, ale nadal moja obecność pozostaje niezauważona. – Taehyung odszedł. Napisał list...
– W dupę sobie wsadź ten list – warczy Kim i siada na łóżku z założonymi rękoma. – To do niego niepodobne. Odejść? Prędzej podejrzewałbym o to siebie, ale nie jego. I gdzie on kurwa niby jest, co? – pyta, a ja wzdycham, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo się denerwuję. Seokjin jest jednak na tyle sam zdenerwowany, że nie zauważa mojego dziwnego zachowania. – Pokaż mi ten list jeszcze raz – mówi, wyciągając rękę w moją stronę, ale kłamię, że zostawiłem go w notesie.
– Lepiej będzie jak go przechowam. Pokażę Namjoonowi, po jego powrocie – mówię, chcąc trzymać się planu. "Nie pokazywać nikomu listu. Namjoonowi wmówić, że się zgubił."
– Wydaje mi się podejrzany. Może coś mu się stało?
– Jin, musisz zrozumieć...
– Gówno muszę zrozumieć! – krzyczy, a w jego oczach pojawiają się łzy. – Zawsze musiałem dbać o tego idiotę! Nigdy nie poradziłby sobie sam! Dlaczego w liście nie ma nic o Namjoonie? Przecież miał na jego punkcie obsesję! Czemu nie ma nic o Jiminie, skoro to jego przyjaciel? Na prawdę, byłby skłonny wyjść w środku nocy i nas zostawić?
– Ze skarbca zniknęło parę tysięcy – mówię, pamiętając jak wczoraj w nocy ukryłem część pieniędzy w sekretnym miejscu własnego namiotu i nanosiłem poprawki w jednym z notesów. – George to sprawdził dziś. Tae najpewniej się przygotował. Wziął dużo swoich rzeczy.
– Nie wziął najważniejszej – mówi Seokjin, a mnie coraz mniej podoba się ta rozmowa. Jeśli Seokjin zacznie węszyć możemy mieć kłopoty.
– To znaczy?
– Byłem w jego namiocie. Dziwnie czysto, ale jeśli Tae przygotowywał się do ucieczki to dlaczego nie zabrał apaszki? To była jedyna pamiątka po mamie i nawet z nią spał. Wątpię, by...
– Seokjin – przerywam mu, zaraz podchodząc do niego na metr odległości. Mężczyzna spogląda na mnie, ale nie ma w nim już tej złości, co chwilę temu. Teraz nie jest gwiazdą, divą i marudą, tylko zmartwionym bratem. Jestem pewny, że gdyby znał prawdę to by mnie rozszarpał. – Taehyung odszedł – powtarzam, jak wcześniej i tym razem chyba to do niego dociera.
Jin płacze. Szlocha, ale nie mam prawa mu przerywać, czy przeszkadzać. Stracił brata. Wiecznie działającego mu na nerwy, ale nadal brata. Brata, którym jak powiedział musiał się opiekować i, o którym najpewniej całe życie będzie teraz myślał, gdzie się podziewa.
Siedzę z nim chwilę, by się trochę uspokoił, a potem wołam do niego Ellę. Wychodzę z namiotu i prawie od razu wpadam na Hoseoka.
– Możemy porozmawiać? – pyta i choć tak bardzo chcę odmówić, zgadzam się.
Siadamy na krzesłach w jego namiocie. Jak zwykle meble i podłoga świecą czystością. Nie mam jednak czasu na oglądanie wnętrza, bo Hoseok przechodzi do rzeczy.
– Co się tak naprawdę stało z Taehyungiem?
– Nie wiem – odpowiadam bezpiecznie, ale jego oczy lustrują mnie uważnie wzrokiem.
– Cholera, Jeongguk, boję się, że coś mu się stało – mówi, a ja powtarzam gadkę, jak do Seokjina.
– Wiem, że to dziwne i nagłe, ale jeśli to jest faktycznie jego decyzja to co mamy zrobić? Odszedł i musimy uszanować jego decyzję, nawet jeśli się nam ona nie do końca podoba.
– A co jeśli to nie była jego decyzja? – pyta, a ja podnoszę na niego wzrok. Nagle dziwnie ciąży mi fałszywy list w kieszeni. Muszę się przemęczyć. Za jakiś czas wszyscy zapomną, a na pewno nie będą aż tacy podejrzliwi. – Co jeśli ktoś mu w tym pomógł?
– Kto?
– Namjoon – mówi Hoseok, wyglądając najbardziej poważnie, jak tylko się da. Już nie raz mówił mi, że Namjoonowi nie wolno ufać, ale wydawano mi się, że potrafi maskować tą ostrożność i niechęć względem niego.
Przez chwilę nic nie mówię. Obaj wiemy, że to, że Namjoona tu nie ma nie znaczy, że nie wie, co tu się dzieje. Sam nie raz zastanawiałem się, czy ktoś przypadkiem nie śledzi mnie i jeśli faktycznie tak jest to mogłem już zacząć pisać swój własny pożegnalny list.
Chyba nasze zachowanie w nocy nie pozostawiało wiele wyobraźni. Jeśli ktoś by tylko uważniej przyjrzał się namiotowi Taehyunga, zauważyłby brak prześcieradła, w które zawinęliśmy jego ciało. Zauważyłby też ślady prowadzące z jego namiotu na ścieżkę. Każdy już zdążył na pewno zauważyć drogę, którą "uciekł" chłopak. Jako, że nawet w nocy wejście do cyrku jest pilnowane, musieliśmy wymyślić coś innego, a mianowicie dziurę w ogrodzeniu. Nikt nie zastanowił się jednak, dlaczego Taehyungowi potrzebna była dziura, a nie sprawne nogi, dzięki którym mógł przeskoczyć przez płot. Gdyby ktoś był na tyle uważny, mógłby usłyszeć kłótnię. Zagłuszała ją muzyka z posiadówki w naszej stołówce, ale skończyła się ona zanim zapakowałem ciało Kima do samochodu i wywiozłem trzy kilometry za miasto. Nie była to aż tak spontaniczna reakcja. Kiedy tylko Jimin strzelił do Taehyunga, od razu wiedziałem, gdzie ukryjemy jego zwłoki. W lesie zaraz za mieściną, w której obecnie występowaliśmy zdążyliśmy zakopać już kilku innych delikwentów, których nazwiska Namjoon zapisał w notesie i kazał się ich pozbyć. Do tego grona dołączył wczoraj właśnie Tae. Kiedy ja kopałem jego grób, Jimin sprzątał. Krwi było tak dużo, że ledwo uporał się z tym do rana.
– Wyczyść paznokcie – upomniał mnie, kiedy wróciłem do naszego namiotu.
Był wtedy zupełnie innym Jiminem. Poważniejszym, ale już się nie łamał, nie płakał. Wydawało mi się jednak, że wtedy też zobaczyłem w nim coś jeszcze.
Wolność.
– Dlaczego uważasz, że Namjoon mógłby mieć cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Taehyunga? – pytam Hoseoka, odrzucając gdzieś na później wspomnienia nocy i wieczoru.
– Mówiłem ci, jakie mają ze sobą relacje. Cała ich trójka. To skomplikowane. Każdy wie też, jak Namjoon ich traktuje. Każdego z osobna. Myślę, że Tae wcale nie chciał odchodzić tylko ktoś mu w tym pomógł – mówi Hoseok, oferując mi tak jak wczoraj nalewkę, ale odmawiam. Muszę teraz trzeźwo myśleć, nie mogę dać ponieść się emocjom.
– Hoseok, tak naprawdę to nie mam na to teraz siły. Mam za sobą kilka ciężkich dni – wyjaśniam, a on kiwa głową. – Wiem, że to ważne, wiem, że to nasz Tae, ale muszę iść jeszcze uspokoić Jimina. Bawienie się w detektywa, jeśli mam dowód na to, że chłopak sam nas opuścił nie jest teraz na moje nerwy.
– Przecież każdy mógł napisać taki list – parska Hoseok. – Dobra, przepraszam, faktycznie masz dużo na głowie. Chcę tylko byś wiedział, że mogę się tym zająć. Coś mi tu śmierdzi – mówi, a ja się waham.
Gdybym odwiódł go od tego pomysłu mogłoby to się wydać podejrzane, że nie zależy mi na "prawdzie". Ale przecież nie mogę go namawiać, by zaczął węszyć, czy udawać detektywa, bo jeszcze faktycznie na coś wpadnie. Wystarczyłoby, by porozmawiał z Benem, który widział mnie w środku nocy szukającego Jimina. Do tej pory nie mam pewności, czy nikt nas nie słyszał – strzału, kłótni, ani nie widział później – z zawiniętymi w prześcieradło zwłokami, czy po prostu wchodzących lub wychodzących z jego namiotu, czy to wieczorem, czy nad ranem. Młot, a kowadło dosłownie.
– Nie wiem, Hoseok, naprawdę nie mam do tego głowy. Rób co chcesz – mówię, bo te słowa wydają się teraz najodpowiedniejsze.
Żegnam się z mężczyzną i wychodzę, kierując się prosto do namiotu mojego i Jimina. Chłopak siedzi przed toaletką, kiedy wchodzę do środka. Patrzy się na swoje odbicie i wiem doskonale, co myśli. Martwi się. Tak wiele wydarzyło się przez ostatnie godziny, że obaj nie wiemy co robić. Jimin patrzy na mnie, kiedy odchrząkam.
– Pewnie każdy już się domyśla, że to ściema – mówi cicho, posyłając mi słaby uśmiech. – Boję się, Jeonggukie. Nigdy się tak nie bałem.
Rozumiem go. Zabicie Malu, czy Robba było niczym, bo i oni byli niczym. Może ich koledzy za nimi raz zatęsknili, ale to wszystko. Z Taehyungiem było inaczej, a i tak mieliśmy szczęście, że nie było wczoraj w nocy Namjoona. Nie wiemy jednak jak zareaguje on na tą wieść i, czy aby już o niej nie wie. Sam jestem kłębkiem nerwów, ale wolę nie dobijać Jimina rewelacjami Hoseoka. Seokjina zdaję się, że przynajmniej na razie jakoś powstrzymałem. Wolałbym jednak, by z Jungiem nie połączyli sił.
Siadam na łóżku, naprzeciwko starszego i staram się odczytać coś więcej z jego twarzy.
– To co powiedziałeś wczoraj – zaczynam ostrożnie, bo tak naprawdę to nie mieliśmy siły i odwagi o tym porozmawiać. Trzeba było zająć się tym, co było naglące, ale teraz wiem, co Jimin miał na myśli mówiąc, że kiedy dowiem się prawdy to będzie koniec. Z tym, że się mylił. – To niczego nie zmieniło między nami.
Jimina oczy zachodzą łzami.
– Jiminie, nadal cię kocham i to się nie zmieni. Rozumiem cię. Rozumiem to, przez co przeszedłeś. Ale jesteś dla siebie zbyt surowy.
– Jak można być zbyt surowym dla... – mówi, kiedy pierwsza łza spływa po jego policzku.
– Przetrwałeś i poradziłeś sobie, będąc jedynie przestraszonym, pozostawionym sobie dzieckiem. Co miałeś zrobić? – pytam, a on zaciska zęby, ścierając łzę. Jego podpuchnięte oczy pamiętają doskonale wczorajszy płacz.
– Teraz zabiłem swojego przyjaciela. A to chyba jeszcze gorsze niż puszczanie się – mówi i już teraz wiem, że będzie go to męczyło. Wyrzuty sumienia mogłem jednak starać się mu jakoś pomóc zagłuszyć.
– Miałeś prawo pomyśleć, że to jego wina.
– Ale nie była jego.
– Nie możesz teraz tego rozgrzebywać. Taehyung był twoim przyjacielem, ale czy kiedykolwiek naprawdę cię rozumiał? – pytam, a Jimin wzrusza ramionami. – Chodź do mnie – proszę, a on posłusznie wstaje i siada koło mnie na łóżku. Obejmuję go ramieniem. – Nic się nie zmieniło. Nie pozwolę na to, by coś się stało.
Jimin najpierw kiwa głową, ale po dłuższej chwili, patrzy mi w oczy. I czuję straszny chłód biegnący mi wzdłuż pleców.
– Jeśli Seokjin się dowie to mnie zabije – mówi i choć bardzo chciałbym go pocieszyć to wiem, że to prawda. – Yoongi też. Może tym bardziej Yoongi. A jeśli Namjoon zacznie coś podejrzewać będzie po mnie.
Resztę dnia spędzam z Jiminem na odpoczynku, nie licząc występu o ósmej. Wyciągam królika z kapelusza i dziwnie mi samemu ubierając się w pustej garderobie. Taehyung zawsze dopinał guziki z tyłu mojego fraka. Teraz pozostaje to wspomnieniem. Po występie bez słowa wracamy do namiotu. Myślę, że szybko zaśniemy. Cała nieprzespana noc za nami, ale kiedy tylko staję nago w namiocie, po zrzuceniu z siebie przebrania scenicznego, Jimin przylega do mojego ciała i mnie całuje.
Ten seks jest wyładowaniem emocji. Emocji, które niebezpiecznie nagromadziły się w naszych ciałach. Emocji, które cały dzień nas przytłaczały. Teraz mam wrażenie, że to wszystko stało się tak dawno temu. Nie mam już krwi i ziemi na rękach. Teraz miedzy palcami czuję tylko ciało kochanka.
Tym razem to Jimin przejmuje kontrolę. Na pewno jest mu to potrzebne, a ja nie protestuję. Dawno już tego nie czułem, ale teraz zbliżenia są przecież zupełnie inne. Nie ma bólu, czy upokorzenia, co jest ważniejsze niż samo spełnienie. Ale sam Jimin jest tak samo czuły i delikatny, jak ja za pierwszym razem, kiedy kochałem się z nim i dbałem o jego komfort. A nawet śmiać mi się chcę z całej tej sytuacji, z naszego dobrania się. Dwóch mężczyzn, w dodatku wykorzystywanych wcześniej, teraz postanawia zrobić wszystkim na złość. Ale tak. Tak właśnie jest. I choć może obaj do końca jeszcze nie pogodziliśmy się z naszą przeszłością, to mamy prawo do kontrolowania przyszłości.
I naprawdę przepraszam, Taehyung. Naprawdę. Może nawet wzdrygam się, myśląc o twoim zimnym ciele, z którego uciekła krew, które leży parę metrów pod ziemią, którego mam nadzieję, że nikt przez najbliższe lata nie znajdzie. Przepraszam, że tak musiało być. Przepraszam, że nie udało mi się temu zapobiec, ale w obliczu upadku Jimina, mojego Jimina to twoja śmierć jest mnie ważna. Jeśli kiedyś byłeś zakochany to zrozumiesz.
Jimin całuje mnie mocno i wzdycha w moje usta, kiedy obaj kładziemy się na ciepłej pościeli, tak różnej od zakrwawionego prześcieradła. Ląduje na plecach, a on unosi się nade mną, zaraz przygotowując mnie do naszego zbliżenia. Może nawet trochę drżę, nie wiem, czy tylko z podniecenia, czy jest w tym jednak nutka strachu? Ale Jimina dłonie zaraz odpędzają ten strach, bo kiedy tylko chce to potrafi on być stanowczy i seksowny. Nie musi pokazywać, że nie tylko ja muszę dbać o niego. Teraz to role się odwracają i mija dłuższa chwila, ale w końcu czuję go w sobie i jest to uczucie absolutnie nieporównywalne do tego, co z bólem znosiłem, będąc dzieckiem.
– Ach, Jimin... – sapię, kiedy wchodzi we mnie do końca, a potem sam wydaje z siebie przeciągłe jęknięcie, jakby czekał na tą chwilę całe życie.
– Jesteś tylko mój, rozumiesz? – pyta, po jakimś czasie poruszając się bardziej chaotycznie, ale nadal tak cholernie dobrze. – Nie możesz już ode mnie odejść, bo ci nie pozwolę. Jesteś mój, kurwa, rozumiesz? Mój... – powtarza, a ja zaciskam zęby i oczy, kiedy przyspiesza. Jimina ręce lądują na mojej szyi, ale nie dusi mnie, tylko trzyma. Całuje mnie znów i zaraz słyszę, jak szepcze, że mnie kocha.
Nie mam nawet siły mu odpowiedzieć, bo czuję, jak blisko jestem. I ten orgazm też jest wyjątkowy. Inny, nowy. Fala przyjemności przechodzi przez moje ciało, a ja spinam się i przez chwilę o niczym nie myślę. O niczym. Pustka jest stępiona przyjemnością.
A potem Jimin kończy i jedyne co potem wiem, to to, że błyskawicznie szybko zasypiamy.
A rano pierwsze co do mnie dociera, to wieść o powrocie Namjoona.
|Za chwilę będą święta, więc oczywiście życzę Wam ich wesołych, spokojnych i smacznych! Odpocznijcie przez te kilka dni wolnego! 💕💜 |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top