11 - kings and queens

There's only two types of people in the world:
The ones that entertain, and the ones that observe

~ Circus, Britney Spears

Seokjin bez pukania wchodzi do namiotu, akurat kiedy klęczę przy łóżku, między nogami Jimina. Przez moment nawet go nie zauważam, a jedynie dalej wsłuchuję się w piękne jęki i sapnięcia mojej miłości, który zaciska palce w moich włosach, kiedy znów zasysam się na jego męskości. Ustami otaczam jego penisa, dłonią podtrzymując jego udo, mocno za nie chwytając. Jimin jest rozkoszny, przesłodki, kiedy to on dostaje tyle przyjemności. I pewnie słuchałbym go dalej, delektując się słodkim "tak mi dobrze, Jeonggukie", czy "proszę, nie przestawaj", gdyby nie Jin i jego wielkie jak nasz główny namiot cyrkowy ego.

Mężczyzna staje jak gdyby nigdy nic na środku naszej małej własności, jakim jest nasz namiot i odchrząkuje. Jimin zasłania się leżącym nieopodal szlafrokiem, a ja wstaję z klęczek, choć niechętnie. Wolałbym wyrzucić stąd niechcianego gościa i wrócić do scałowywania stresu z każdego skrawka ciała Jimina, ale na to nie ma już szans. Muszę więc się trochę uspokoić i wysłuchać naszej obrażonej gwiazdy. Seokjin przelotne zerka na moje wybrzuszenie w spodniach, ale nie komentuje tego. Najwyraźniej jego sprawa jest ważniejsza niż mój wzwód. Odnoszę wrażenie, że ludzie lubią nam przeszkadzać w takich momentach.

– O co chodzi? – pytam, a on od razu się gorączkuje.

– O co chodzi?! O to, że moja twarz nadal jest sina, a Taehyung jeszcze mnie nie przeprosił. Mija drugi dzień, do kurwy nędzy! Kazałem ci coś z tym zrobić.

Wzdycham, bo co innego mi zostaje? Nie chcę wtrącać się w ich rodzinne sprawy, zwłaszcza, że z ich rodziną jest coś bardzo nie tak. Nie chcę stawać po żadnej ze stron, nie chcę wchodzić między nich, bo niczego dobrego z tego nie będzie. Seokjin nie jest jednak typem, co sam rzuca się na wroga z pazurami, tylko napuszcza na niego psy. Tym psem jestem teraz ja.

– Nie widziałem się z twoim bratem od tego czasu. Nie ma go w namiocie, a dopiero dziś dajemy występ i będzie musiał nas chcąc nie chcąc przebrać. Przynajmniej mnie. Porozmawiam z nim wieczorem.

– Za długo to trwa – warczy Seokjin, mierząc mnie groźnie wzrokiem.

– Sam przecież mogłeś z nim pomówić.

– Od czegoś cię w końcu mam, prawda? – mówi, sięgając wypielęgnowaną dłonią do mojego policzka. Najpierw gładzi go, a potem łapie między palce moją brodę i obraca, by mi się przyjrzeć. Zabieram jego rękę i łapię ją mocno, aż jego skóra robi się biała.

– Nie pozwalaj sobie. Nie jestem Namjoonem – ostrzegam go, więc ten wyrywa rękę i wychodzi, krzycząc na odchodne, że mam czas do jutra, inaczej żaden z widzów nie usłyszy już jego serenady.

Siadam zrezygnowany na łóżku i od razu przytula się do mnie Jimin. Jakiś czas nic nie mówi, tylko głaszcze moje plecy. Dopiero ja się odzywam.

– To trudniejsze, niż myślałem – mówię, mając na myśli oczywiście prowadzenie cyrku. Tyle pracy jeszcze nigdy nie miałem i codzienne problemy pracowników powoli zaczynają mnie przytłaczać. Zastanawiam się jak Namjoon sobie z tym radził. Zaczynam sądzić, że handel euforią to nic w porównaniu do rozwiązywania sporów między ludźmi.

– Dajesz sobie świetnie radę – pociesza mnie, ale wiem, że jego też to męczy.

Mam dla niego mniej czasu i nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy gdzieś sami. Nawet szybki spacerek po terenie cyrku kończy się teraz jakimś wezwaniem, bo każdy musi coś ze mną uzgodnić i każdy potrzebuje mojej pomocy, a ja nie chcę nikomu odmawiać. Brakuje mi jednak chwili wytchnienia.

Uśmiecham się do Jimina i całuje jego usta. Atmosfera jest już inna, niż wcześniej i wiem, że dopiero po show wrócimy do tego, na czym skończyliśmy i już żałuję tego, że muszę czekać. Jimin musi jednak zrobić swoje codzienne ćwiczenia, a ja muszę zająć się jak zwykle sprawami cyrku.

Do wieczora pochłaniają mnie więc problemy przeróżnego rodzaju. Dopiero po obiedzie jednak przychodzi mi zmierzyć się z totalną głupotą ludzką. Jeden z naszych ochroniarzy prowadzi mnie do Taehyunga, który znalazł sobie kryjówkę w przyczepie naszej kochanej kucharki. Mina Kima na mój widok to mieszanka przerażenia i złości. Zaczynam wierzyć, że cała ich rodzina mnie wprost uwielbia.

– Przyszedłem porozmawiać o Seokjinie – mówię, a Taehyung jeszcze mocniej wciska się we wnękę między ścianą a kanapą, na której ostatecznie siadam. – Opowiesz mi co się stało?

Taehyung milczy. Podciąga kolana i obejmuje je ramionami, kładąc na nich swoją brodę. Oczy ma pełne łez, a usta ma spierzchnięte. Wygląda jak kupka nieszczęścia i nie wiem, czy bardziej jestem na niego wkurzony, za robienie bezsensownych scen, czy jest mi go teraz szkoda.

– Nie będę zły – obiecuję, ale nim chłopak się odzywa mijają kolejne minuty.

Nie przypominamy tej dwójki, którą byliśmy, kiedy się poznaliśmy. Tae był zawsze bardzo gadatliwy, ale buzia mu się nie zamykała głównie przy Jiminie. Przy mnie był jak Jisoo. Cichy i skupiony. Z tym, że ja byłem już inny i od tego przerażonego i skrzywdzonego dzieciaka oddzielał mnie kanion. Taehyung wiedział, że jeśli sam mi niczego nie powie to go do rozmowy zmuszę.

– Seokjin to głupia kurwa i każdy doskonale o tym wie – mówi, przez co moje brwi unoszą się do góry. Nie wiem, jaką definicję słowa "kurwa" zna Taehyung, ale Seokjina tyłek zna jedynie dotyk Namjoona i jest to fakt, a nie opinia. Milczę jednak, czekając aż reszta emocji się z niego wyleje. – Każdy wie też, że bywa nieznośny, irytujący i po prostu... – zacina się, zagryzając dolną wargę. – Byłem u niego, bo chciałem się przytulić.

– Przytulić?

– To mój starszy brat. Z założenia, bracia powinni o siebie dbać i się chronić. Masz rodzeństwo?

Przełykam ślinę. Oczyma wyobraźni widzę przed sobą trzy pary oczu, przyglądające mi się zza drzwi.

– Nie – odpowiadam.

– Więc tego nie zrozumiesz. Rodzeństwo powinno o siebie dbać, a Seokjin ma zarówno mnie, jak i Jisoo w poważaniu, dopóki żyje sobie w dostatku na rachunek Namjoona.

– Seokjin pracuje w cyrku, tak samo jak wy.

– Śpiewa – mówi z kpiną w głosie chłopak, chcąc podkreślić, że to, co robi Jin jest czymś, czym gardzi. – Nieważne. W każdym razie, Seokjin to pieprzona diva i kiedy ktoś o tym zapomina, robi się nieprzyjemnie. Ja o tym zapomniałem, bo kiedy poprosiłem, by mnie przytulił, kazał mi się wynosić z jego namiotu i mu nie przeszkadzać. Malował paznokcie. Rozumiesz? Paznokcie. Nie mógł odłożyć pędzelka, bo musiał sobie nałożyć lakier – parska Taehyung, ale jego oczy znów napełniają się łzami. – Chciałem tylko się przytulić. Jisoo nie ma. Yoongiego też nie. Jimin jest już zajęty, bo tak to przynajmniej on o mnie dba, a teraz mówi tylko o tobie. Nie ma też Namjoona, do którego czasami chodziłem. Został więc on, a potraktował mnie jak śmiecia.

– Dlatego go uderzyłeś?

– Uderzyłem go, kiedy wypomniał mi, że jestem pijany. Piłem wcześniej, to fakt, ale nie byłem pijany. Powiedział "jesteś taki sam jak nasz ojciec i tak samo jak on skończysz". Dlatego dałem mu w twarz.

Znów milczymy. Przyczepa kucharki jest mała oraz przytulna. Kobiety nie ma w środku, ale zostawiła nam herbatę, jakby spodziewając się gości. Nie ruszyliśmy jej. Zastanawiam się za to, czy wolno mi poruszyć ten temat. Taehyung sam zaczął. Sam złamał zasadę nie rozmawiania o życiu przed cyrkiem, a teraz moja ciekawość rosła.

– Nie jestem jak nasz tata – mówi Taehyung, samemu ciągnąc to dalej. Czekam cierpliwie, nadstawiając uszu. – Seokjin wiedział, że wbija szpilkę i wepchnął ją do samego kurwa końca, a potem jeszcze się dziwił, że mu oddałem.

Teraz Taehyung płacze. Ściera łzy z bladej twarzy, która jest smutna i naprawdę zmęczona. Przekrwione oczy niby wodospad.

– Jaki był wasz tata? – pytam, uruchamiając lawinę wspomnień, którymi dzieli się chłopak. Siedzi dalej pod ścianą i mówi i opowiada i streszcza wiele lat życia. Jakby zmowa milczenia nie działała, jakby naprawdę chciał się pozbyć tych emocji, więc słucham. Siedzę i słucham historii jego rodziny i dziwię sie coraz bardziej.

A potem wracam do siebie, do namiotu i od razu przytulam się do Jimina, który zdezorientowany łapie mnie w swoje ramiona. Kładę się z nim na łóżko. Myślę o Kimach, kiedy drobne ręce ukochanego przeczesują moje włosy. Myślę o tym, kim naprawdę są, czując pocałunek na czole.

– Coś się stało? – pyta Jimin, a ja kręcę głową na nie.

Kim to była potęga finansowa Korei jeszcze sprzed wojny. Dziadkowie i pradziadkowie Taehyunga, Seokjina i Jisoo byli tak bardzo zamieszani w lewe interesy, w nielegalną produkcję broni, że wiadomym było, że do co najmniej czwartego pokolenia będzie nad nimi ciążyło widmo klęski. Klęski, która w końcu przyszła. Taehyung miał wtedy osiem lat i jak mówi, pamięta zdecydowanie za dużo. Jin był starszy o trzy wiosny, Jisoo młodsza była o dwie. Tae pamięta ich piękny dom i ogród, gdzie bawił się z bratem i matką. Pamięta, jak kobieta uczyła ich piosenek, jak grała dla nich na pianinie.

– To chyba moje najpiękniejsze wspomnienia – mówił Taehyung jeszcze przed kilkoma minutami, kiedy nadal siedzieliśmy w przyczepie. – To była cisza przed burzą, ale czułem się wtedy bezpieczny, spokojny i kochany.

Niedługo potem interesy poszły nie tak, jak się tego spodziewali. Ich ojciec zadłużył się. Nadużywał alkoholu, który w końcu go zabił.

– Była noc, kiedy usłyszałem, jak mama krzyczy. Poszedłem więc do sypialni rodziców i zobaczyłem ją płaczącą nad ojcem leżącym na podłodze, wśród butelki i rozsypanych pieniędzy.

Bez głowy rodziny interesy szybko podupadły, a dług nie zniknął. W końcu przyszli ci, którym należały się pieniądze.

– Zabili mamę. Zabili moją opiekunkę i opiekunkę Jisoo. Seokjin jeszcze prosił ich, by nas oszczędzili. Właściwie to tyko dzięki niemu żyjemy. Wybłagał nasze życia, więc nam je darowano. Rezydencję zniszczono i na koniec podpalono, a my zostaliśmy bez domu i rodziny.

– Co było dalej?

– Dalej był Namjoon. Spadł nam z nieba.

Było to ponad dziesięć lat temu. Teraz świat powoli zapomina o wojnie, ale wtedy pomocna dłoń była jak decyzja o życiu i śmierci.

– Czego od was chciał?

Nic za darmo, pomyślałem, a wtedy Taehyung przyznał, że z bratem dostarczali euforię pod wskazane adresy.

– Nikt nie podejrzewa dziecka. Wchodziliśmy, gdzie chcieliśmy. Nawet nie wiesz, jak się wtedy bałem. Podejrzani ludzie, prostytutki, krew i alkohol... i w tym wszystkim ja z woreczkiem pełnym białego proszku. Gdybym tego nie robił, pewnie skończylibyśmy w jakimś burdelu, nie wiem, może byśmy szybciej umarli z głodu. Trzy sieroty. Najwięcej jednak robił Seokjin. Wykonywał najcięższe prace, bo był najstarszy. Dbał o nas. A potem okazało się, że umie śpiewać. Jisoo miała swoją przedziwną zdolność rzucania do celu i dlatego Namjoon przeniósł nas do cyrku. Ameryka była czymś zupełnie innym od domu, który znaliśmy, ale wtedy zrozumiałem, że mój dom to teraz tylko moja rodzina.

Taehyung podczas opowieści dużo płakał, choć starał się hamować łzy. Rozumiałem już dlaczego określenie "skończysz jak ojciec" tak go zabolało.

– Kiedy trochę dorosłem zacząłem zauważać, co dzieje się między Jinem, a Namjoonem. Seokjin się zakochał i to wtedy stał się taki oschły. Kiedyś taki nie był. Dałby się za mnie zabić, a teraz z chęcią to mnie by się pozbył. Z Jisoo już nawet nie rozmawia.

– Dlaczego?

– Bo Namjoon posuwa także ją. Tylko mnie nigdy nie chciał – żalił się Tae.

Wiedziałem już wcześniej o jego fatalnym zauroczeniu. Każdy wiedział. Z tym, że to zawsze boli, kiedy lepszy jest ktoś inny. W tym przypadku najbliższa rodzina.

– Jisoo kocha kogoś innego i Namjoona traktuje jako ratunek. Nadal jesteśmy mu wdzięczni. Jest dla nas jak anioł stróż czasami. A czasami jest jak najgorszy koszmar. Zniszczył mi brata. Teraz niszczy siostrę. A mimo tego nadal go kocham.

Wracam do rzeczywistości. Do Jimina, głaszczącego moje włosy. Po ustaleniu, że Taehyung przeprosi brata skończyła się moja rola. Seokjin chciał kary dla Tae, ale myślę, że największym bólem będzie właśnie to jedno słowo "przepraszam". Chciałem zapytać jeszcze o wiele. O Yoongiego, o Namjoona, ale zabrakło odwagi. Po prosu bałem się, że Tae się rozleci już kompletnie. Bałem się odpowiedzialności za niego.

Jimin od razu jednak wyczuwa, że coś jest nie tak, że coś mnie trapi, więc wbrew zdrowemu rozsądkowi opowiadam mu o Kimach. Nie wiem dlaczego nie dochowuję naszej niepisanej tajemnicy z Tae. Może dlatego, że dla mnie to Jimin był tym ratunkiem, jakim kiedyś był dla Taehyunga starszy brat, a potem RM. Z Jiminem jednak czuję się spokojniejszy.

– Nie wolno rozmawiać o poprzednim życiu – mówi Jimin, lecz jego głos jest opanowany. Sam przecież opowiedział mi co nieco o sobie. Nadal za mało, ale zawsze coś. – Kimowie to przykra historia. Taehyung coś mi kiedyś wspominał, ale nie miałem pojęcia, że jego rodzice nie żyją. I nie wyobrażam sobie Seokjina jako bohatera.

– Mówił, że Jina zmienił związek z Namjoonem.

– Nic dziwnego – prychasz. – Wieczne zdrady, te interesy, które prowadzi, presja jaką czuje Jin i tak dalej i tak dalej. Namjoon nie jest święty.

– A Taehyung? Jego uczucia są trochę popieprzone, nie sądzisz?

– Miłość Tae do Namjoona jest skomplikowana. Podziwia go z daleka, ale gdyby tamten tylko się zbliżył, Tae uciekłby bez zastanowienia. Tae kocha przecież Yoongiego.

– Skąd wiesz?

– Bo ich widziałem – mówi Jimin. Nie widzę jego twarzy, ale wiem doskonale, że się uśmiecha. Jimin wie bardzo dużo, tylko wygodniej jest mu czasami trzymać język za zębami.

Wydaje mi się to dziwne. Yoongi i Taehyung. Taehyung i Yoongi. Niczym abstrakcja. Widząc ich razem myślę – koledzy. Co najwyżej. Co prawda spędzają razem sporo czasu, Tae wyraźnie tęskni teraz za wróżbitą, ale poza plotkami to nigdy bym nie uwierzył w to, że tą dwójkę łączy jakaś romantyczna więź.

– Taehyung słyszy od Yoongiego zawsze to, czego akurat potrzebuje. Wśród całej tej zgrai popaprańców znalazł się dla niego ktoś, kto robi za ostoję, ktoś kto jest tajemniczy, ale przy tym nie niebezpieczny. A Yoongi zdaje się pierwszy raz kogoś tolerować.

– Mnie toleruje.

– Ciebie tolerować musi. Taehyunga nie, a jednak ciągle wróży mu z fusów, a od jakiegoś czasu też z kutasa.

Śmieję się lekko, Jimin także. Jest mi coraz bardziej szkoda zagubionego Tae, który rzucony na głęboką wodę szuka jedynie kogoś bliskiego. Kogoś kto będzie z nim bliżej niż chociażby Jimin, który pozostawał jego przyjacielem, nikim więcej.

– Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane? – pytam, a Jimin zmienia pozycję i teraz leży koło mnie na brzuchu. Patrzy na mnie lekko roześmiany i raz cmoka mój nos.

– Jest wiele rzeczy, które jedynie wydają się proste, Jeonggukie – mówi, zaraz łapiąc za moją dłoń. – Kiedyś opowiem ci więcej.

– Chciałbym wiedzieć teraz.

– Teraz musimy się zbierać na występ – mówi Jimin i wstaje z łóżka, zaczynając szukać swojego stroju, który jako jeden z niewielu trzyma u siebie, a nie w garderobie u Tae. Siada po chwili przed toaletką i zaczyna czesać swoje włosy. Maluje usta, potem nakłada brokat. – Jak występ się skończy, chcę byś poczekał na mnie za kulisami – prosi, więc obiecuję mu to i sam zaczynam się zbierać.

Podczas przymiarki stroju, Tae mówi, że był u brata. Przeprosił, choć Seokjin nie wydawał się zadowolony.

– Najpierw musiałem się jednak wyprosić, by w ogóle wpuścili mnie do jego namiotu – wzdycha Kim, zakładając na moją głowę kapelusz. Oglądam się w lustrze i dziękuję mu za poprawkę na mojej koszuli.

Do cyrku wchodzą goście. Sala wypełnia się śmiechami, głosami, zapachem prażonej kukurydzy, słodkiej waty cukrowej, czy hot dogów. Matki pilnują swoje pociechy, ojcowie rozglądają się po sali. Zza kulis widzę, jak przybywa widzów. Zaraz zabraknie miejsca.

Światła gasną, a ja wychodzę na znak na scenę, by dać dzieciom nutkę magii. Wyjmuję królika z kapelusza. Uśmiecham się, kiedy klaszczą. I wtedy to widzę.

Drugi rząd, zaraz przy wejściu do namiotu. Widzę go. Jestem pewny, że to żadne przywidzenie.

Micah. Poznałbym go wszędzie.

Czuję się jak w zwolnionym tempie. Głosy i śmiechy zaczynają się rozciągać, są coraz cichsze, jakby nagle muzyka i oni sami przestali mieć znaczenie. Widzę tylko parę niebieskich oczu wpatrzonych we mnie i otwarte ze zdziwienia usta brata. Siedzi na trybunie i trzyma czerwony balon. Wygląda dojrzalej, doroślej, choć sam ma nie więcej niż siedemnaście lat. Widzę jego jasne loczki, którymi często bawiła się mama, a za które czasami ciągnął go Abel. Ma pieprzyk prawie na samym środku czoła, jak tata. To on, nie ma szans bym go z kimś pomylił. Koło niego siedzi dziewczyna, ale nie zwracam na nią większej uwagi. Po prostu kłaniam się i schodzę ze sceny, bo moje pięć minut minęło.

Wiem, że mnie poznał. Wiem, że moje czarne oczy spotkały te jego – ciekawskie i niebieskie, jak te ojca. Był w cyrku sam, inaczej bracia i rodzice kręciliby się gdzieś obok. Ale co on tu robi? Od Collbran dzielą nas setki kilometrów i kilka stanów. Miasto, w którym obecnie mamy przystanek nie ma nic wspólnego z tym małym, nic nie znaczącym i bardzo religijnym miasteczkiem, w którym się wychowałem.

Minęły trzy lata, prawie cztery odkąd uciekłem. Nie szukali mnie. W żadnej gazecie nie było mojego zdjęcia, w radiu nikt nie mówił o zaginięciu dzieciaka o azjatyckiej urodzie. Nic. Jakbym rozpłynął się w powietrzu. I nagle pojawia się on – Micah, jedzący przekąski i trzymający czerwony balonik, najpewniej dla swojej dziewczyny.

Przez chwilę zachowuję się zupełnie normalnie. Pokazuję kciuka w górę Juliet, która dziś dba o organizację występu. Uśmiecham się do Jimina, który czeka na swoją kolej. Potem wychodzę z namiotu, by zapalić. Nic nie myślę, bo nie wiem, o czym mógłbym w tym momencie. W moim sercu coś kłuje i to chyba lęk. Lęk, że to coś zmieni. Lęk, bo moja dotychczasowa obronna bariera ma wyszczerbienie. Nie jest niezniszczalna i może w każdej chwili pęknąć. Nie trudno połączyć fakty. Młody chłopak uciekający z domu plus banda cyrkowców wyjeżdżająca z miasta. Po uwzględnieniu tego, że cyrk słynie z występów "ludzi z orientu" naprawdę trudno uwierzyć w to, że nikt nigdy nie wpadł na mój trop. Nikt po prostu mnie nie chciał znaleźć. Nie jestem pewny jak powinienem się z tym czuć. Nie chcę wracać do domu, bo domem moim jest teraz cyrk. Teraz jestem dorosły i sam o tym decyduję. Widok brata jednak wywołuje u mnie sprzeczne emocje i sam nie wiem, czy są one poprawne, czy do czegoś prowadzą, poza szaleństwem.

Występ się kończy, a kiedy jestem już pewny, że żaden z zagubionych dzieci nie kręci się po cyrku, ochroniarze zamykają bramy. Osobiście sprawdzam, czy wszystkie samochody odjechały. Na środku pustego parkingu przypominam sobie, że obiecałem Jiminowi spotkać się z nim po występie, więc biegnę do niego, ale za kulisami nie ma nikogo. W namiocie zastaję go zmywającego makijaż.

– Przepraszam – mówię, a on nie odrywa wzroku od lustra.

– Za to, że znów coś ważniejszego cie zatrzymało? – pyta, a ja czuję się z tym tak strasznie źle, że od razu pochodzę do niego, łapię za jego dłonie i padam na kolana, wiedząc, że jeśli będę musiał przed nim błagać to będę to robił choćby całą noc.

– Nie ma nic ważniejszego od ciebie, przysięgam. Wiesz, że tylko na ciebie patrzę, wiesz, że tak bardzo cię kocham. Jiminie, spójrz na mnie – proszę, a on patrzy. Jego złość ulatuje. – Powiedz, że ty też mnie kochasz. Chce to usłyszeć kiedy jesteś tu ze mną, kiedy nie mówi przez ciebie alkohol.

– Kocham cię – mówi i słyszę w tym szczerość, słyszę w tym prawdę i aż chce mi się płakać. – Wiesz, że tak jest.

Całuję go. Jakby każdy jego drobny dotyk mógł zabrać cały ten ból i niepewność i strach i łzy. Tak właśnie jest. Zapominam przy nim o tym, że coś się dzieje, że do drzwi puka zwątpienie, bo może nie dam rady. Zapominam, bo znów jest tylko on. Jego ciepła skóra, namiętne pocałunki, oczy wpatrzone we mnie i prośby, raz cichsze, raz takie, że jestem pewny, że każdy od dawna wie, do kogo należymy.

Dokańczam więc to, co rano przerwał Seokjin.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top