ˏˋ°•*⁀➷Rozdział 6ˏˋ°•*⁀➷
Znowu 16+... ale tym razem trochę lżejsze.
Przepraszam.
*+:。.。 。.。:+*
Jeśli ktoś z was powiedziałby mi, że będę o późnej godzinie siedzieć nad przeprosinami dla kogoś, prawdopodobnie wyśmiałbym was. Teraz jednak możecie śmiać się ze mnie, bo dokładnie to robiłem. Siedziałem na łóżku, wpatrując się pusto w ekran telefonu.
- Grzesiek, idź kurwa już spać. - mruknął wkurzony Hank, który przez światło wydobywające się z telefonu za cholerę nie mógł zasnąć. Przyciemniłem jasność na maksa, lecz wciąż mu to przeszkadzało. Kolejny raz olałem jego prośbę, musiałem się porządnie skupić. Carbo mocno podkreślił, że mam zastanowić się nad doborem słów. Jeśli to zjebie, to mogę nie wyjść z tego cało.
- Ej, kochać, przez jakie h? - spytałem przyjaciela, który na moje pytanie podniósł jedną brew do góry. Jego mina wręcz krzyczała "Co ty odpierdalasz?"
- Przez ch. - odpowiedział niechętnie po czym wstał ze swojego łóżka i przeniósł się na moje. Ja natomiast wystukiwałem kolejne słowa do notatnika. Czytając od początku cały tekst, który liczył ledwie 50 słów, znowu uznałem go za bezwartościowy. Usunąłem "niepotrzebne" linijki i tak zostałem z jednym zdaniem, które miało jakieś znaczenie.
- "Brakuje mi ciebie"? Bawisz się w poetę czy co? - skomentował, na co ja się wzdrygnąłem. - Ty! Nie gadaj, że chcesz komuś miłość wyznać na imprezie Halloweenowej?!
- Nie, debilu. - odpowiedziałem, uderzając go delikatnie w twarz, na co on cicho syknął. Przez chwilę zastanawiałem się, czy może nie powiedzieć mu prawdy, znaczy części prawdy. Hank był moim przyjacielem, czułem do niego duże zaufanie. - Chce przeprosić jedną osobę. Próbowałem lecieć z głowy, ale wtedy mi się mylą słowa.
- Ty?! Wielki Montanha musi przeprosić? Co się stało z twoim wielkim ego? - przyjaciel wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, na co ja przewróciłem teatralnie oczami. Przestał się śmiać, gdy zauważył moją kamiennie poważną twarz. To był dla niego znak, że nie żartowałem.
- Ehh... Zgaduję, że nie powiesz mi, o jaką osobę chodzi. W takim razie powiedz mi tylko, na czym polega konflikt i jak zwariowana ta osoba jest. - zaczął mówić już normalnym tonem, poczułem ulgę. Z jego pomocą pójdzie mi szybciej.
- Konflikt? Hm... Powiedzmy, że ta osoba mnie zdenerwowała, przez co ja zrobiłem jej coś złego. - z trudem udało mi się odnaleźć słowa, które nie mówiły wprost o moim zachowaniu. W końcu, gdybym powiedział całą prawdę, Hank nazwałby mnie jakimś chorym gwałcicielem czy innym zboczeńcem.- Jeśli chodzi o szaleństwo to tak pół na pół. Chociaż bliżej mu do Jessiego Pinkmana niż do normalnego człowieka.
- Przestać mi tu sypać nawiązaniami do seriali, których nie obejrzałem. - skrzywił się, posyłając mi groźny wzrok.
- To znak ,że powinieneś wreszcie je obejrzeć. Miałeś czas by obejrzeć wszystkie sezony przyjaciół to breaking bad na luzie ,tez dasz radę.
- Teraz to nie mam czasu. Dobra kurwa, bo nigdy nie wymyślimy tych przeprosin, a ja chce się na jutro wyspać.
- No dobra. To żeby ci było łatwiej, to powiem ,że jest całkiem zwariowany i nie mogę wyskoczyć z jakąś nudną gadką.
- Mhm... zaraz, zaraz. To chłopak?
Kurwa, mogłem ugryźć się w język. Już widziałem ten jego podejrzany uśmieszek, delikatnie się spiąłem.
- Tak. No co? - odpowiedział udając obojętność. Zadziałało, jakimś cudem nie usłyszałem żadnego złośliwego komentarza z jego strony. I w sumie dobrze, nie mam pojęcia jakbym miał się zachować ,gdyby wyleciał mi tu z gadką o mojej relacji z Erwinem.
Przez około godzinę omawialiśmy różne scenariusze, każdy kolejny sprawiał, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chciałem robić z siebie klauna, ale każda z opcji zmuszała mnie do zrobienia czegoś niezgodnego z moim charakterem. Słowo przepraszam ledwo przejdzie mi przez usta, a błaganie o wybaczenie to już w ogóle nie w moim stylu.
- Dobra, to ustalone! Robisz to na imprezie, bierzesz go w jakieś ciche miejsce i tam przepraszasz. Zadbam o to by żaden debil nie kręcił się po korytarzach. - odpowiedział triumfalnie, klepiąc mnie po plecach. Ja jedynie ze słabym entuzjazmem potwierdziłem jego słowa. Over szybko zerwał się z mojego łóżka i wskoczył do swojego. Przykrył się kołdrą, zwijając się jak rolada. Uśmiechnąłem się pod nosem po czym szybko napisałem do Carbonary o swoim planie. Myślałem, że odpisze mi dopiero jutro rano, ale po kilku sekundach zauważyłem, że już odczytał moją wiadomość. Prawie zszedłem na zawał, gdy ten szybko odpisał krótkie "Ok. Masz tego nie zjebać.". I ta jebana kropka nienawiści. Przełknąłem głośno ślinę. Podłączyłem telefon do ładowania i z trudem starałem się zasnąć.
┌──═━┈━═──┐
Zostało 5 dni do imprezy...
Zmęczony siedziałem na kolejnym nudnym spotkaniu samorządu. Myślałem dosłownie że na nim zasnę. Wybudził mnie głośny trzask. Do pokoju wbił spóźniony Max Power, jebany debil. Ma tak ważną funkcje, a zachowuje się jakby kompletnie miał to gdzieś.
- Ciekawe ile panienek po drodze wyrwał. - mruknął po cichu do Capeli, który akurat siedział obok mnie. Oczekiwałem jakiegoś cichego śmiechu albo nawet przewrócenia oczami. Ten natomiast od razu uciszył mnie, widziałem że jego wzrok wodzi za mężczyzną. Gdy ich spojrzenia się spotkały, mógłbym przysiąść na wszystkie moje oszczędności, na twarzy Maxa pojawił się delikatny uśmiech. Natomiast ciało Dante od razu sie rozluźniło, tak jakby wiedział co się ma zaraz stać.
Na początku Pisicela zaczął mocno czepiać się mnie oraz Hanka. Doszło nawet do tak kuriozalnych argumentów jak zła pozycja podczas siedzenia czy bieganie po korytarzu. Przez chwilę kłóciłem się z nim, ale gdy sam Andrews przyznał mu rację, poddałem się. Hank natomiast przez cały czas grzecznie przytakiwał, od początku wiedział, że nic tutaj nie zdziałamy. Później doszło do jakiś mniejszych słownych przepychanek z innymi członkami samorządu. Niektórzy brali drobne uwagi zbyt do serca, a inni wręcz przeciwnie, mocne oskarżenia traktowali jak drobnostkę.
Była jednak jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Przez ten cały czas Capela nigdy nie został zaczepiony, on po prostu tutaj był. Na początku myślałem, że po prostu ma szczęście. Praktycznie przez ostatni czas siedział głównie w swoim pokoju i nie miał kiedy coś odwalić. Oczywiście ja dostałem ochrzan właśnie za to że nic nie robiłem, lecz może nie mogli użyć dwóch takich samych argumentów na różnych osobach?
- Capela, zostaniesz chwilę po spotkaniu. - to zdanie powiedziane przez Pisicele rozwiało wszystkie moje wątpliwości. Chociaż pojawiło się zdecydowanie za dużo pytań w mojej głowie.
- Dobra. To tyle na dzisiaj. Przedyskutujemy jeszcze kilka szczegółów na temat imprezy halloweenowej i damy wam znać na kolejnym spotkaniu co i jak. - odparł spokojnie Andrews. Dopiero teraz wszystko zaczynało sie łączyć... tak na prawdę to nie.
- Capela, idziesz? - spytał Hank, wstając od stołu tak jak reszta osób.
- Eee... Muszę jeszcze zostać na spotkaniu. - mruknął unikając kontaktu wzrokowego. Obaj nie chcieliśmy tego komentować, nie wiedzieliśmy zbytnio nawet co mamy na to powiedzieć. Jeszcze kilka dni temu cała nasza trójka była w dupie, a teraz nagle Dante może sobie na spokojnie gadać z "wyższą rangą". Szczerze to, niezbyt mnie to obchodziło. Zasłużył sobie na to, przynajmniej jeden z naszej trójki nie ma przejebane.
└──═━┈━═──┘
Ciche stęknięcia dochodziły z ciasnego oraz ciemnego pokoju. Jedyne zródło światło było zasłonięte zasłoną. Delikatne promienie słońca oświetlały jedynie jego agresywne dłonie, które aktualnie badały tors drugiego.
- Kurwa... Co cię tak nagle wzięło? - mruknął chłopak próbując uspokoić swój oddech. Nie udało mu się to, jego ciało choć spięte, poruszało się w taki sposób by wyższy miał do niego lepszy dostęp. Lekko odchylił szyje, a już po chwili poczuł mokre pocałunki na niej.
- Załatwiłem ci posadę, więc nie marudź. Wiesz jak trudno było przekonać Janka do tego. Musiałem na szybko pozbywać się jakiś brudów na ciebie. - mruknął Max przerywając na chwilę swoje ruchy. Zrobił udawaną naburmuszoną twarz, na co Capela zareagował cichym śmiechem.
- Brudów? Przecież ja nigdy nic nie zrobiłem. - odpowiedział marszcząc delikatnie brwi, wciąż jednak na jego twarzy widniał uśmiech. Wystarczyło jedno spotkanie, szybka pogadanka i już załatwił dla siebie jak i dla swoich przyjaciół łatwiejsze zadania.
- Też mi się tak wydawało. - powiedział powoli odpinając guziki od koszuli Capeli. - Czy możemy o tym pogadać później?
Chłopak nie miał innego wyboru, musiał się zgodzić. Widząc problem w spodniach Powera, wiedział, że nie ma teraz czasu na takie rozmowy.
16+
Nagle wyższy zaczął panicznie przeszukiwać swoje kieszenie w spodniach. Na jego twarzy widniało duże zakłopotanie. Z perspektywy Capeli wyglądało to co najmniej komicznie.
- Niech zgadnę, nie masz przy sobie ani lubrykantu ,ani prezerwatyw. - stwierdził, co Max nieśmiało potwierdził. Ciężkie westchnięcie uciekło z jego ust, przez ten czas zrobił duży research. Wiedział jedną rzecz, on na pewno nie pozwoli mu wejść w niego na sucho.
- Dobra i tak nie miałem ochoty dzisiaj na to.- Dante mruknął niechętnie, po czym chwycił za jego pasek od spodni. Szybkim ruchem zmienił się z Maxem miejscami, teraz to on podbierał zimną ścianę.
- Wow, wow! Co tak agresywnie? - spytał głupio, tak jakby zapomniał swoje wcześniejsze zachowanie. Sam zachowywał się jak niewyżyta bestia, lecz wystarczył jeden agresywniejszy ruch ,a jego ciało przeszywały ciarki. Cicho jęknął czując znajomą dłoń na swoim kroczu. Niższy z dużą pewnością siebie, która w pewnym momencie wyglądała wręcz jak obojętność, rozpiął jego rozporek i przez materiał bokserek gładził jego męskość.
Minęło kilka sekund i pozbył się kolejnej przeszkody. Widząc jak duży problem posiada jego "partner" ,postanowił się nad nim zlitować. Jego dłoń powoli stymulowała członka Powera. Starał się by jego ruchy były dopracowane i choć sam by tego nigdy nie przyznał, każde stękniecie lub jękniecie tego idioty, delikatnie go nakręcało. Nie musiało minąć dużo czasu, by powolne ruchy zmieniły sie w o wiele szybsze i bardziej energiczne.
- Capela...Kurwa, przestań... - wyszeptał wyższy, czuł się onieśmielony własnym zachowaniem. Dante natomiast miał inne plany niż słuchanie go. Widząc, że ten jest blisko dojścia postanowił trochę wykorzystać to. W ostatniej chwili faktycznie zatrzymał swoje ruchy dłonią, ale jednocześnie swój kciuk umiejscowił na środku główki przyrodzenia. Zdziwiony chłopak spojrzał na niego, wciąż szybko oddychał i ledwo był świadomy tego co się dzieje.
- Jakie brudy ma na mnie Pisicela? - wypalił od razu robiąc kółka kciukiem. Jego wzrok mówił sam za siebie. Tak psychopatycznej determinacji jeszcze nikt u niego nie widział. Jego delikatnie zmarszczone brwi, jego usta ułożone w idealną kreskę. To wszystko sprawiało, że Max kompletnie nie wiedział co ma zrobić.
-O co c-ci kurwa chodzi? - wyjęczał bezbronnie widząc w jak chujowej sytuacji się znalazł.
- Już ci powiedziałem, czekam na odpowiedź. - mruknął wpatrując się prosto w oczy chłopaka. Ten przez chwilę walczył ze samym sobą, nie chciał mu tego mówić ale przeciąganie orgazmu sprawiało mu naprawdę duży ból.
- Mam... mam je w szafce w p-pokoju. Dokończ... t-to ci pok-pokaże. - wymruczał, a ostatnie co zobaczył to zdziwiony wzrok Capeli. Chyba sam nie spodziewał się, że tak łatwo pójdzie. Zaraz po tym Power zamknął oczy i odchylił swoją głowę. Chłopak dał mu możliwość dojścia i wrócił do agresywnych ruchów dłonią. Z głośnym jękiem doszedł, przeżywając jakże cudowny orgazm. Ubrudził nieźle dłoń Capeli, dużo białej maści znalazło się również na podłodze.
- Zobacz co zrobiłeś, debilu. - mruknął z pogardą. Patrzył na swoją brudną dłoń, przez dłuższą chwilę kompletnie nie ruszał się nią. Dopiero po jakimś czasie zabrał ją z przyrodzenia chłopaka. Wytarł ją o losową szmatkę, która akurat leżała na jednym z pudeł. Co prawda teraz ta część jego ciała była delikatnie ubrudzona kurzem, lecz nie przejął się tym. Ewentualnie nawet tego nie zauważył, za bardzo był skupiony na wpatrywaniu się w oczy Maxa. W takim sposobu dał mu końcowo do zrozumienia jedną rzecz, to on tutaj dominuje.
Widząc tę delikatną nutę niepewności, która przeszywała całe ciało kreweciarza, postanowił przełamać się i zrobić coś czego początkowo nie planował. Podszedł do niego bliżej i złożył szybki pocałunek na jego chłodnych ustach. Ciężko to nawet nazwać pełnoprawnym pocałunkiem, było to raczej szybki cmoknięcie, którego żaden z nich nie pociągnął dalej. Jeden z niepewności, drugi ze strachu.
koniec 16+
Po tym zdarzeniu Dante wiedział dokładnie czego musi szukać. Wiedział również, że jego taktyka moralnie była bardzo... ciekawa. Z jednej strony czuł jakieś poczucie winy, lecz Max sam pisał się na taką relację z nim.
- Pieprzenie się w schowku... On to ma niezłą wyobraźnie. - powiedział w myślach przypominając sobie jak jeszcze przed chwilą musieli po cichu uciec ze wspomnianego pomieszczenia. Dopiero po fakcie zorientowali się o jednej ważnej rzeczy, nie posprzątali po sobie. Obaj woleli nie wyobrażać sobie reakcji jakiegoś ucznia lub ,co gorsza, sprzątaczki.
Wchodząc do pokoju Powera spodziewał się bałaganu, ale to co zobaczył kompletnie przerosło jego oczekiwania. Ledwo widoczna podłoga była zaśmiecona przez... właściwie to wszystko. Od papierków po batonach, okruszków po ciastach oraz losowych zgniecionych kulek papieru do skarpetek, bielizny, nie tylko męskiej, czy nawet zużytych prezerwatyw. Na to ostatnie zrobiło mu się aż nie dobrze. Max starał się wiele rzeczy jak najszybciej zmieść pod łóżko, ale nie szło mu to jakoś dobrze.
- Twój współlokator nie narzeka na ciebie? - spytał, stając pod ścianą. Czuł że to jedyne miejsce gdzie jest w miarę czysto. Niestety, jego intuicja go zawiodła. Delikatnie zmienił pozycje swoich nóg i poczuł jak nadeptuje na coś. Odsunął swojego buta i zauważył zgniecioną figurkę lego. O krok od tragedii... Gdyby był tutaj w samych skarpetkach już dawno płakałby z bólu.
-Nie.- odpowiedział krótko i zwięźle.- Ale panienki Nelsona już tak.
- Tommy Nelson jest twoim współlokatorem? Nie pierdol...
- No widzisz. Największe krewety muszą trzymać się razem.
Capela pokręcił jedynie oczami, teraz wszystko łączyło się w całość. To oczywiste, że taki bałagan mogli mieć tylko oni. Nawet ekipa Erwina nie byłaby w stanie wytrzymać w takim syfie, a to już coś mówi. Chociaż Tommy kojarzył mu się ze stanowczością, to wiedział o jego zamiłowaniu do podrywania losowych dziewczyn. Cicho westchnął, właśnie teraz czuł się jak jedna z tych "dziwek". Ale w przeciwieństwie do nich, miał z tego korzyści. I to naprawdę duże.
- Dobra pokaż mi te brudy. - odparł po kilkusekundowej ciszy. Widząc zmęczony wzrok Powera wiedział że musi użyć bardziej stanowczego tonu.- W.tej.chwili.
- No.dobrze. - odpowiedział Max udając jego poważny ton głosu. Zaczął leniwie przeglądać szafki. Gdy stwierdził że w nich nic nie znajdzie, przeniósł się na szafki nocne oraz, co ani trochę nie zdziwiło Dante, miejsce pod jego łóżkiem.
Capela jeszcze nie wiedział że w tym pokoju spędzi kilka godzin, a w trakcie poszukiwań kreweciarza uda mu się nawet zrobić kilkuminutową drzemkę. Czas dla niego dłużył się bardziej niż na najnudniejszej lekcji (tak zwanej chemii). Dlatego też to co działo się za tymi drzwiami pozostało ich słodką tajemnicą. I bardzo dobrze.
┌──═━┈━═──┐
Zostały 3 dni do imprezy...
Przygotowania kojarzą się zawsze z dużym wysiłkiem fizycznym. Jeśli chcesz by coś się udało musisz rozdzielić sobie przygotowania na trzy etapy.
Pierwszy etap to rozpisanie sobie najważniejszych punktów,
Gdzie? Kiedy? Co? I jak?
- Impreza halloweenowa. Mniej więcej w środku jej trwania. Przeprosiny. Dokładny plan w notatce 1. - mówiłem sobie w myślach wpatrując się w notatnik na moim telefonie. Specjalnie usiadłem na końcu klasy by nikt przypadkiem nie zaczął czytać tekstu widocznego na nim lub co gorsza, by stara nauczycielka nie zabrała mi go na czas nieokreślony.
...
Kolejny etap to zorganizowanie sobie pomocy. Robienie czegoś samemu jest oczywiście dopuszczalne, ale nawet w najprostszych wydarzeniach mogą się zdarzyć sytuacje zwyczajnie pechowe. Najlepszym tego przykładem jest sytuacja gdy spokojnie idziesz sobie ulicą, a jakiś debil wjeżdża w kałuże i plami cały twój strój. Albo siedzisz sobie w parku i nagle ptak sra ci na bluzkę. Albo siadasz ławce i nie wiesz że jest ona aż tak brudna, więc przez cały czas chodzisz z brudnym tyłkiem dopóki ktoś nie zwróci ci uwagi. Wtedy dopiero zaczyna sie karuzela wstydu i paniki. Dlatego dobra ekipa to podstawa, to oni będą w stanie załatwić ci nowe spodnie lub podwieźć cię na miejsce.
- Wow, Grzesiek. Nie wiedziałem, że aż tak się tym przejmiesz. - powiedział ledwo powstrzymując śmiech David. On i Carbonara ze skupieniem wpatrywali się we mnie. Może to co robiłem było już lekką przesadą?
- Hmm... Myślę że jeśli użyjesz czegoś o zapachu wina to mu się spodoba. - odparł Nicollo. Pytanie się jaki zapach uwielbia Knuckels mogło się wydawać głupie i dziwne, lecz diabeł tkwi w szczegółach. Nie chciałem by takie głupie szczegóły zadecydowały o mojej porażce.
- Dobra dzięki. - podziękowałem im, kiwając delikatnie głową. Już wiedziałem by pożyczyć jeden perfum od Powera.
...
Trzeci, najważniejszy etap, to finał. Odliczanie. Ostatnie momenty przed wybuchem.
Został 1 dzień do imprezy...
Widząc datę w kalendarzu, poczułem nagły zew energii. Najważniejszy etap to nie zrujnowanie wydarzenia przed jego rozpoczęciem. Innymi słowy, musiałem ograniczyć jakikolwiek kontakt z Erwinem. Nasza relacja nie mogła się ani polepszyć, ani pogorszyć. Nie mogła mi się również zmienić opinia na jego temat i na odwrót.
I chciałbym teraz wam powiedzieć, że udało się, że wszystko poszło gładko, ale wtedy musiałbym uciec się do tak żałosnego zabiegu, jak fikcja literacka. Czasami przez brak kontaktu z kimś odbieramy pewne sytuacje inaczej. Przykładowo, widząc jak twój ukochany po długiej nieobecności całuje się z jakąś kobietą ,od razu pomyślisz o zdradzie, myśli typu "może to tylko przyjacielski całus?" "Może to jego siostra?" nigdy się nie pojawią.
- Vasquez! Szybko, bo nas jeszcze ktoś zauważy! - krzyknął Erwin, wybiegając z dużymi torbami z jakiegoś budynku. Za nim był wspomniany szatyn. Obaj wyglądali na szczęśliwych i podekscytowanych.
Ale była jedna rzecz, która kompletnie zmieniała kontekst tej sytuacji. Trzymali się za ręce. W tamtym momencie przypomniały mi się te wszystkie momenty, w których siwowłosy tak samo, jak teraz, pełen adrenaliny ganiał się ze mną po szkole. To jak za każdym razem łapałem go za dłoń, by nie mógł mi uciec. To jak podczas pierwszego pocałunku również go trzymałem, a może i nie. Może to tylko mój mózg płatał mi figle, by czuć się jeszcze gorzej. Nie zmieniało to faktu, że stałem tam i wpatrywałem się pusto w nich. Co ciekawe, moją obecność wpierw zauważył Sindacco, któremu od razu zszedł uśmiech z twarzy.
- H-hej? - powiedział niepewnie, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak niepokojąco musiałem w tamtym momencie wyglądać. Złoty wzrok skierowany w moją stronę już kompletnie mnie dobił. Jesienny powiew delikatnie zawiał w moją stronę, kosmyki moich włosów nagle były w kompletnym nieładzie. Otworzyłem swoje usta, miałem tyle rzeczy do powiedzenia. To była moja okazja, jedna na milion. Jebać jakiś tam plan, liczy się to co jest teraz. Wszystkie moje przemyślenia połączyły się w jedno, przez dosłownie kilka sekund nie kontrolowałem swojego głosu. Byłem zdominowany przez tę całą frustrację, która gniezdziła się we mnie od początku naszej kłótni.
- Zepsułeś mnie. - te słowa wyszły z moich ust i od razu pożałowałem swojej decyzji. Kurwa, co to było?! Chciałem jakoś odkręcić to, ale gula w gardle uniemożliwiała mi to. Obaj spojrzeli się na mnie, potem na siebie, a później znowu na mnie.
Gdy odzyskałem umiejętność mówienia było już za późno. Niezręczna cisza została przerwana przez cichy śmiech Erwina, a ja po raz pierwszy raz w życiu poczułem się jak największy debil, jaki żyje na tej planecie. Chciałem zachować resztki szacunku, więc, zamiast odbiec od chłopaków, spokojnym krokiem oddaliłem się od nich. Chociaż nawet to mi nie wyszło, bo gdy tylko usłyszałem głos Vasqueza za sobą od razu przyśpieszyłem kroku, przez co finalnie i tak odbiegłem od nich. Dopiero gdy byłem w kompletnie innej dzielnicy miasta zrozumiałem że szatyn jedynie krzyknął w moją stronę krótkie "Do zobaczenia!"
Kucnąłem pod śmietnikami i szybko przecierałem dłońmi swoje oczy, by udawać przed samym sobą, że wcale nie jestem bliski załamania. Przecież nie jestem jakąś wkurwiającą dziewczyną, przecież mam innych przyjaciół, przecież nie jestem zazdrosny.
...
Zostało 0 dni do imprezy...
Jeśli całe przygotowania pójdą w pizdu, to nie zostaje ci nic innego niż poddać się. Ale moje ego oczywiście nie pozwoliło mi na zostanie w pokoju i oglądanie pod kocem smutnych filmów.
Zamiast tego postanowiłem faktycznie przyjść na imprezę i... właściwie to nie wiem co dalej. Ułożyłem swoje włosy, ubrałem garnitur i wypsikałem się perfumami, które pożyczyłem od Maxa. Nie miałem dla kogo się stroić, ale chciałem wyglądać jak zawsze na pewnego siebie. Jedyne co może mi pomóc w takiej sytuacji to poczucie wyższości nad innymi, a najłatwiej jest to osiągnąć zwykłym dbaniem o szczegóły w wyglądzie.
- Ziomek, to jest impreza halloweenowa, a nie studniówka. Za kogo ty się niby przebrałeś? - spytał się Pisicela, który stał w kącie pokoju. Tak, jego obecność zdziwiła mnie tak samo jak was. Darowałem sobie pytania co tu robi, nie miałem ochoty na dłuższy dialog z nim.
- Za pierdolonego amerykańskiego psychopatę, nie zauważyłeś? - odpowiedziałem mu ze stoickim spokojem. On natomiast spojrzał się na mnie z zaciekawieniem by jak największy debil wpisać wspomnianą nazwę w przeglądarce.
- Aaaa... ty faktycznie. Dobre Grzesiu! - odpowiedział pstrykając palcami, a jego śmiech wypełnił cały pokój. No dobra, nie tylko jego, w pokoju jakimś cudem znalazł się również Capela. Ten niczym posłuszny piesek śmiał się z nim. Mogłem jednak mu to wybaczyć ponieważ miał fajne przebranie wampira.
- Hank już poszedł? - spytałem na siłę wymuszając u siebie uśmiech. Naprawdę czułem z każdą sekundą coraz większe zirytowanie wszystkim. Nigdy bym się nie spodziewał, że jeden siwy chuj jest w stanie zniszczyć mi całkowicie humor przez... właściwie nie wiem przez ile czasu będę w takim stanie.
- Ta. Jakbyś widział jego przebranie to byś się zesrał. Powiem ci tylko tyle, tworzy mordercze duo ze swoją dziewczyną. - powiedział Capela bawiąc się kosmykiem swoich czarnych włosów, czy on serio zafarbował sobie znowu włosy z głupiego powodu? Chociaż czy przebranie na halloween to taki głupi powód? Można na ten temat dyskutować.
- Ta? To zajebiście. - odpowiedziałem zbierając się już do wyjścia. - Nie wiem czemu na mnie czekaliście, ale ja już jestem gotowy.
- Nie czekaliśmy na ciebie, po prostu jako samorząd musi upewnić się, kto idzie na imprezę ,a kto nie. W tamtym roku sam wiesz jak dłużyło się śledztwo z "nielegalnym towarem".- powiedział czarnowłosy z profesjonalizmem i pewnością w głosie. Rzadko widział go w takim wydaniu. Pokręciłem jedynie głową, a z moich ust wydobył się cichy śmiech. Opuściłem pokój i szybkim krokiem ruszyłem w stronę szkoły.
└──═━┈━═──┘
- Właściwie ta impreza to idealna wymówka, by zachowywać się trochę bardziej jak członek samorządu. - pomyślałem będąc już całkiem blisko bramy wejściowej. Od razu zauważyłem dobrze znaną mi grupkę oraz dym wokół nich. Idealnie. Podszedłem do nich i głośno kaszlnąłem by zwrócić ich uwagę. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć poczułem mocny uścisk na moim ramieniu.
- Grzesiuuu... Jak dobrze że jesteś! Dzisiaj wcielasz ten swój plan w życie, prawda? - powiedział ucieszony Carbonara i puścił mnie.
- Co? Jeśli chodzi ci o Erwina to... - zacząłem mówić, lecz widząc ich szczęśliwe twarze, zawiesiłem się. Zapomniałem kompletnie co mam powiedzieć, właściwie to nawet nie wiedziałem czemu do nich podszedłem. Demencja w tym wieku? Słaba sytuacja.
- Myśleliśmy, że twoje dużego ego uniemożliwi ci powiedzenie "przepraszam". - mruknął Vasquez, już sam jego głos wywoływał u mnie delikatny niepokój. Unikałem kontaktu wzrokowego z nim, tak było bezpieczniej. Po chwili David zaproponował mi szluga, chciałem odmówić ale znowu nie dane było mi powiedzenie czegokolwiek. Heidi akurat wołała ich na "coś ważnego", a ci debile od razu pobiegli za jej głosem.
Wspomnianemu chłopakowi wypadło z rąk całe opakowanie z papierosami, zostawienie ich tutaj może być w sumie zaliczone jako śmiecenie. Jako przykładny obywatel, schowałem je w swojej kieszeni w spodniach. Nie poczułem z tego żadnej satysfakcji, więc nie zostało mi nic innego niż ruszyć na salę gimnastyczną.
┌──═━┈━═──┐
Jak się pewnie spodziewacie, nie bawiłem się jakoś super na imprezie. Wszyscy albo gadali z innymi albo tańczyli. Ewentualnie upijali się, oczywiście sokiem pomarańczowym.
- Ej Montanha! My to się idealnie nadajemy na budowę. - powiedział Hank, którego zmusiłem do stania ze mną. Akurat Effy zniknęła z koleżankami, więc ten i tak nie miał nic innego do robienia.
- Czemu? - spytałem podnosząc jedną brew do góry.
- Bo zajebiście podpieramy ścianę.
- Kurwa to było tak suche, że aż muszę sie napić.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Podszedłem do stolika z przekąskami oraz piciem. Chwytając za kubek, obróciłem się za siebie. Po Hanku nie było już śladu, pewnie pobiegł już do swojej kochanej. Napiłem się wspomnianego trunku, serio wymieszali jebany sok z alkoholem. Nagle światła na sali zgasły, a muzyka powoli ściszyła się. Słysząc głośny krzyk Dj'a skrzywiłem się. Był nim Samir, dobrze się na tym znał i muszę przyznać, że serio był zajebisty. Niestety, nie miałem ochoty na żadne tańce.
- Hej Grzesiu! Co tak sam stoisz? - no tak, jeszcze jej brakowało. Głos Mii po lewej stronie wcale mnie nie pocieszył.
- Nie wiem, tak jakoś. - odparłem wzruszając ramionami. Zaczęła coś mówić, z początku nawet ją słuchałem, ale po jakimś czasie muzyka całkowicie ją zagłuszyła. Błądziłem wzrokiem po sali, aż wreszcie napotkałem znajomą twarz.
ᴺᴼᵂ ᴾᴸᴬᵞᴵᴺᴳ : Save your tears - the weeknd
Erwin tańczył na środku sali, oczywiście nie sam. Przy nim był ten jebany Sindacco. Znowu czułem ten pierdolony ból, to dziwne uczucie przeszywające całe moje ciało. Mia musiała to zobaczyć, byłem pewien że jej usta wreszcie się zamknęły.
I saw you dancing in a crowded room
You look so happy when I'm not with you
Każdy ruch siwowłosego przyprawiał mnie o dreszcze. Nie wiem czy to wina alkoholu czy serio mam zrytą psychę, ale z każdą kolejną sekundą czułem coraz większą potrzebę podejścia bliżej.
But then you saw me, caught you by surprise
A single teardrop falling from your eye
- Zatańczymy? - spytała Mia, a ja automatyczne zgodziłem się. Chwyciłem za jej małą dłoń i ruszyłem również na środek sali, tak by być jak najbliżej Erwina i Vasqueza. Dopiero będąc bliżej mogłem przyjrzeć się dokładnie twarzy chłopaka. Początkowo moje ruchy były dosyć sztywne, lecz za każdym razem gdy odwracałem wzrok od Mii, stawały się odrobinę luźniejsze.
I don't know why I run away
I'll make you cry when I run away
Okej, możecie pomyśleć, że naprawdę mam jakiś zryty mózg, spokojnie ja też tak myślę. W pewnym momencie zacząłem wyobrażać sobie że to ja jestem szatynem, który tańczył z Erwinem. Od razu poczułem jak moje ciało staje się bardziej energiczne. Boże, ja naprawdę za nim tęskniłem. Gdy to zrozumiałem, czułem się okropnie. Tak jakby ktoś wywiercił mi dziurę w żołądku. Poczucie winy mieszało się ze złością i desperacją, starałem się jednak tego nie pokazywać Mii. Nie powinna widzieć mnie w takim stanie.
You could've asked me why I broke your heart
You could've told me that you fell apart
I znowu wróciłem do świata wyobraźni, znowu tańczyłem z Erwinem. Niebieskie światła ledwo co oświetlały nasze ciała. Mocno ścisnąłem jego dłoń, a on zdecydował się wykonać obrót. Nie mogłem powstrzymać sie od uśmiechu. Nagle ktoś wpadł na niego, od razu zareagowałem i złapałem go.
But you walked past me like I wasn't there
And just pretended like you didn't care
Wpatrywałem się w jego złote oczy, mógłbym przysiąść na wszystkie swoje pieniądze, że te w tej ciemności świeciły się jeszcze mocniej niż w dzień. Ułożyłem dłoń na jego policzku gładząc go delikatnie. On jedynie cicho mruknął zadowolony.
I don't know why I run away
I'll make you cry when I run away
Wtedy dopiero obudziłem się. Nie tańczyłem z nim,a moja dłoń nie znajdywała się na jego policzku. To wszystko robiłem z Mią, była moją ofiarą. Czułem się jakbym ją wykorzystał i trochę tak było. Od razu odsunąłem dłoń od jej twarzy i kontynuowałem taniec. Znowu odwróciłem wzrok od niej, lecz to co zobaczyłem zaskoczyło mnie.
Take me back 'cause I wanna stay
Save your tears for another
Siwowłosy wpatrywał się we mnie ze złością w oczach. To był moment, sekunda a może i mniej. Nasze oczy spotkały się, a on energicznie opuścił salę. Jego partner do tańca ciężko westchnął i sam udał się w jakiś ciemny kąt. W moich oczach pojawił się błysk, może nie jest za późno?
Save your tears for another day
Save your tears for another day
Puściłem Mię i pobiegłem za siwym. Nie chciałem zgubić go po drodze, jednocześnie chciałem by nasze spotkanie wyszło naturalnie. Szukałem go po korytarzu, ale za cholerę nie mogłem go odnaleźć. Po drodze zaczepił mnie wściekły David wraz z Carbonarą. Próbowałem się jakoś wytłumaczyć ale po minucie poddałem się i rzuciłem szybkie "Śpieszę się" po czym wyminąłem ich.
To była chyba najlepsza decyzja jaką podjąłem, ponieważ za rogiem stał Erwin, który zaczepił jakąś losową osobę.
- Nie sory, nie mam. - mruknął jakiś uczeń po czym pośpiesznie odszedł od niego. Chłopak uderzył dłonią w swoje czoło po czym oparł się o ścianę, zamykając jednocześnie oczy. Stanąłem obok niego i w tym momencie zacząłem układać sobie w głowie co mogę do niego powiedzieć. Ten niespodziewanie otworzył oczy i zauważył mnie. Delikatnie się wzdrygnął, ale na tym skończyła się jego reakcja.
- Masz szlugi? - spytał się mnie. Kurwa, oczywiście że tak! Dziękowałem w tym momencie Davidowi, za to że przed szkołą upuścił to jebane opakowanie ze szlugami. Energicznie zacząłem szukać wspomnianego przedmiotu w kieszeniach. Błagam, nie mogło mi to wypaść podczas tańca. Odetchnąłem z ulgą wyjmując paczkę papierosów z mojej tylnej kieszeni w spodniach.
- Okej. Tego się nie spodziewałem. - skomentował biorąc jednego papierosa. Z kieszeni swojej marynarki wyjął zapalniczkę. Dopiero teraz mogłem bliżej przyjrzeć się przebraniu siwowłosego. Czarny garnitur oraz ciemne okulary.
- Fajny kostium. Niech zgadnę, faceci w czerni? - spytałem, a ten z uśmiechem przytaknął mi.
- Carbo miał się przebrać ze mną, ale David przekonał go do przebrania się jako pracownicy mcdonalda. - zaczął mówić, kurwa czułem że ta rozmowa zaczyna się serio kleić. Nagle usłyszałem jakieś głosy na korytarzu. Oj nie, nikt mi nie przerwie tej chwili.
- Serio, będziesz palić na korytarzu? Chodź przynajmniej do jakiejś klasy.- zaproponowałem. Niepewnie chwyciłem go za rękę. Widząc, że kompletnie mu to nie przeszkadza, ruszyłem z nim w stronę najbliższej otwartej sali. Okazało się być to klasa chemiczna, była całkiem duża i co najważniejsze, posiadała okna, więc szybka ucieczka była tutaj wykonalna.
Zamknąłem za nami drzwi. Obaj usiedliśmy na podłodze, opierając się o szafki. Nauczyciele zawsze mówili, że znajdują się w nich jakieś groźne substancje chemiczne. Ale czy ktoś je serio widział? Nie wydaje mi się.
Przez pierwsze sekundy, a może i minuty, siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Erwin delektował się papierosem, ja natomiast co jakiś czas wyciągałem telefon by sprawdzić godzinę i na zmianę wpatrywałem się a to w podłogę, a to w chłopaka. Wreszcie wziąłem się w garść, to jest moja szansa. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem swoje usta.
- Jeśli chodzi o tą sprawę z nami, ja serio nie chciałem zrobić ci krzywdy. - powiedziałem, czułem jak coraz ciężej słowa przechodzą przez moje gardło, a nawet nie doszedłem do najważniejszej kwestii.- Ja naprawdę rozumiem, że to było chujowe. Ale nie musiałeś aż tak się mścić.
- Więc mnie przepraszasz? - spytał przerywając moje słowa. Spojrzałem prosto w jego oczy. Oczekiwały ode mnie tego jednego, prostego słowa, które za cholerę nie chciało przejść mi przez gardło.
- Tak. Erwin, przepraszam. - powiedziałem trzęsącym się głosem. Tak jak wcześniej czułem się jakby ktoś wypalał mi dziurę w brzuchu, tak teraz miałem wrażenie jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Czy to pierwsze objawy zawału? Siwy uśmiechnął się po czym zaciągnął się papierosem. Z jego ust wydobył sie dym, który poleciał prosto na mnie. Zacząłem głośno kaszleć i przeklinać go. Ten jedynie śmiał się z mojej sytuacji.
- Słyszałem od chłopaków, że było ci ciężko beze mnie. - odparł drapiąc się po głowie.
- Skąd ty-czy ty to wszystko zaplanowałeś?! - krzyknął zirytowany. Jeśli moje myśli były prawdą, to szykowałem już pięści by spuścić chłopakowi niezły wpierdol.
- Nie no co ty, nie jestem aż tak zły. Ale od czasu, gdy spotkałem cie na mieście to trochę się zainteresowałem twoim stanem. Jak zobaczyłeś mnie z Vasquezem to wyglądałeś tak... bezradnie. Nie wiedziałem czy jesteś zły, smutny, a może zniesmaczony? - tłumaczył gestykulując energicznie dłońmi.
- To samo mogę powiedzieć o tobie, gdy tańczyłem z Mią.
- Ale jak tańczyłem z Vasquezem to kątem oka widziałem jak patrzysz się na mnie. Mógłbyś czasem opanować się, bo serio to widać jak pożerasz mnie wzrokiem.
Wydałem głośne "HE?" i poczułem jak moje policzki powoli czerwienią się.
- Zamknij mordę, dopowiadasz sobie rzeczy, które się nie wydarzyły - odpowiedziałem czochrając go agresywnie po włosach. Ten natomiast dusił się z mojej reakcji. Przez kolejne minuty kłóciliśmy się o wszystko co możliwe, zdecydowanie tego mi brakowało przez te ostatnie dni. Lecz w pewnym momencie nastała znowu cisza, co oznaczało tylko jedno. Pora na ciężki temat. Zacząłem się bać, gdy Erwin wziął głęboki wdech a uśmiech z jego twarzy kompletnie zszedł.
- Więc... co będzie z nami? - spytał spuszczając głowę w dół.
- Jak to co? Myślałem że wracamy do tego co było poprzednio. - odpowiedziałem niezbyt rozumiejąc jego pytanie.
- Czyli nadal chcesz... no wiesz ten pseudo związek prowadzić?
- No tak! Znaczy, jest mi to obojętne, jeśli tobie zależy to się mogę dostosować.
Czułem jak zaczynają mi się plątać słowa, ciężko mi było przyznać nawet przed samym sobą, że ta posrana relacja z nim była dla mnie czymś... ciekawym. Podobało mi się to. Tylko oczywiście musiałem to zepsuć. Byłem pewien negatywnej odpowiedzi ze strony chłopaka, sam na jego miejscu wycofałbym się z takiej relacji jak najszybciej. Zamiast tego jednak usłyszałem coś innego. Coś co sprawiło że dosłownie zamarłem w miejscu.
- Chce wiedzieć, że ty też tego chcesz. - powiedział poprawiając swoją fryzurę po czym przybliżył się do mnie. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. - Pocałuj mnie.
W mojej głowie był totalny mętlik. Czy chciałem tego? Tak. Czy bałem się że to jakiś test chłopaka? Trochę. Czy bałem się że to zepsuje? No jasne!
Ale w tym momencie to ostatnie miało za małe znaczenie, uczucia zdecydowanie przejęły jakiekolwiek logiczne myślenie. Knuckels spodziewał się pewnie jakiegoś delikatnego całusa lub czegoś nieśmiałego, ja natomiast agresywnie wbiłem się w jego ciepłe usta. Mimo że czułem od niego tytoń, to i tak nie mogłem się powstrzymać od pogłębiania pocałunku. Tęskniłem za tym, a teraz wreszcie mogłem mu przekazać te wszystkie emocje jakie siedziały we mnie. Przerwałem na chwilę pocałunek by nabrać trochę powietrza po czym znowu wbiłem się w jego usta. Nasze języki walczyły o dominację, oczywiście mój wygrał. Byłem zbyt spragniony tej chwili by teraz pozwalać Erwinowi na dominację. Gdy opuściłem jego usta, nadal czułem niedosyt.
Przeniosłem się na szyję chłopaka, ten dał mi niemą zgodę na kontynuowanie swoich działań. Wplótł swoją dłoń w moje włosy, zdecydowanie byłem z tego zadowolony. Początkowo jedynie delikatnie przejeżdżałem językiem po jego skórze, czując jak jego oddech przyśpiesza postanowiłem posunąć się dalej. Wpierw szybkie pocałunki, później czułe drażnienie a końcowo wgryzanie się w jego skórę. Zostawiłem kilka większych oraz mniejszych śladów. W międzyczasie odchylił lekko szyje, by dać mi do niej lepszy. Poluzował również krawat odpiął kilka guzików w koszuli. Do naszych uszów dochodziła stłumiona wolna muzyka, która idealnie nadawała klimat.
- Czy to dla ciebie wystarczająca odpowiedź? - spytałem odrywając się od jego szyi. Ten jedynie mruknął potwierdzająco. Oblizałem swoje usta po czym wróciłem do oznaczania go. Tym razem mój język przesuwał się po jego obojczyku. Zostawiłem tam również po sobie ślad, na co Erwin głośno jęknął. Od razu zakrył jedną dłonią swoje usta. Zaśmiałem się pod nosem po czym odpiąłem jeszcze dwa guziki. On sam pozbył się szybko marynarki, a ja uznałem to za znak zezwalający na dalsze moje ruchy. Moje dłonie jeżdziły po jego klatce piersiowej, badały ją przez materiał koszuli. Ponownie złączyłem nasze usta razem, nie chciałem się z niczym śpieszyć. Chociaż w środku sam nie wiedziałem co ja dokładnie tutaj robię. Moje dłonie same powędrowały niżej. Gdy już miały się brać za pasek od spodni chłopaka, usłyszeliśmy głośny huk. Tak jakby ktoś mocno przywalił w drzwi, czy coś w tym stylu. Oczywiście, że się wystraszyliśmy. Jeśli ktoś przyłapałby nas w takiej sytuacji, mielibyśmy przesrane. No tak, dlatego umówiliśmy się by nie robić niczego w szkole. Kolejny raz zachowałem się jak hipokryta, ale nie żałowałem. Erwin jak poparzony odsunął się ode mnie, szybko zaczął zapinać swoją koszulę oraz zakładać swoją marynarkę. Ja jedynie wstałem z podłogi i jak najszybciej podszedłem do drzwi. Gdy już miałem się odzywać usłyszałem ciche pojękiwania oraz głośne oddechy.
- Hank, może pojdzmy gdzieś indziej? - na te słowa delikatnie mówiąc zamarłem. Kurwa to była Effy z Hankiem. Jeszcze nigdy nie byłem tak wkurzony na swojego przyjaciela. Po usłyszeniu jak odchodzą, uderzyłem sie mocno dłonią w czoło.
- Nikt nie pukał. Tylko Hank z Effy chcieli się pieprzyć na korytarzu. - odparłem a siwy odetchnął z ulgą.
- Pff...Jak można się ruchać w szkole. Naprawdę są jacyś niewyżyci. - skomentował kręcąc oczami. Ja natomiast patrzyłem na niego zdziwiony, niezbyt rozumiejąc sens jego słów.
- Przecież my przed chwilą-
- Ale do niczego nie doszło, więc mogę.
- W sumie racja. Jebać ich.
- No i to rozumiem.
Resztę imprezy spędziliśmy paląc papierosy i co jakiś czas bujając się do lepszych kawałków muzycznych. Mimo że nie zatańczyliśmy ani jednego tańca na parkiecie, dla mnie i tak było idealnie.
I miałem nadzieję że tak zostanie, na zawsze.
└──═━┈━═──┘
- Mia, wszystko w porządku? - spytała Wan Lii widząc zasmuconą blondynkę, która siedziała na schodach w szkole.
- Tak, chyba, nie wiem. - odpowiedziała bawiąc się kosmykiem włosów.
- To wreszcie jak?
- Ehh... Tańczyłam z Grzechem, ale on przez cały czas wpatrywał się w Erwina i Vasqueza. Gdy ten pierwszy opuścił salę to pobiegł za nim, zostawiając mnie kompletnie samą na środku sali. Nie rozumiem, czy zrobiłam coś źle?
- Czekaj... Przecież widziałam jak tańczyliście. Gładził cię po policzku!
- No wiem! Wysyła mi jakieś sprzeczne sygnały, nie rozumiem!
- Może to jego nowa taktyka na wyrywanie panienek?
Mimo że słowa dziewczyny były czystą ironią, Mia wzięła je śmiertelnie poważnie. Była pewna jednej rzeczy, Erwin Knuckels jest przeszkodą, której musi się pozbyć.
I nawet chyba wie jak...
No witam. Zaczęła się szkółka co oznacza tylko jedno
brak czasu na cokolwiek ಠ⌣ಠ
Postanowiłam trochę wynagrodzić wam to długie czekanie, więc ten rozdział jest zdecydowanie dłuższy niż reszta. Jestem pewna, że znajdują się w nim jakieś mniejsze błędy, ale naprawdę nie mam już sił sprawdzać go XDD
Kolejny nie mam pojęcia kiedy wyjdzie, ale widząc mój obecny plan lekcji... no czarno to widzę. A! Jeszcze bardzo chciałabym podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami, nawet nie wiecie jak dużo to dla mnie znaczy. To mój pierwszy raz kiedy moja książka ma taką aktywność, więc no jaram się XDDD.
Co do dzisiejszego rozdziału to posłuchałam się RoxyPL ,która powiedziała mi "Więcej morwina" i czytała to zamiast Dziadów. Ogólnie to starałam się upchnąć tutaj jak najwięcej contentu, bo głupio mi było przerywać akcje w środku imprezy (zwłaszcza nie chciałam tego robić teraz, bo byście musieli czekać z 2 tygodnie na Morwin momento).
Także no, widzimy się w następnym rozdziale.
PS: W kolejnym zaczną się blachary, obiecuje ┗(`O ')┛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top