ˏˋ°•*⁀➷Rozdział 13ˏˋ°•*⁀➷
*+:。.。 。.。:+*
Bezradność.
To słowo opisuje tak wiele sytuacji, w których chociaż raz ktoś z nas się znalazł. Stoisz tam, patrzysz, a strach sprawia, że nie potrafisz wykrzesać z siebie ani jednego słowa. Każdy przeżywa bezradność inaczej, inni gorzej, inni lepiej.
Wan Lii przeżywała ją w ciszy, bawiąc się pod ławką palcami. Jej wzrok lądował najczęściej na podłodze, ewentualnie na osobie, która aktualnie przeżywała kryzys. Mimo wszystko starała się z całej siły utrzymać maskę pocieszyciela.
Starała się... Naprawdę się starała.
- Kurna! Postaw się na moim miejscu! Gadasz, że mam się nie przejmować, a sama kurwa na moim miejscu pewnie byś panikowała. - wykrzyczała Mia, która siedziała obok w autobusie.
Naprawdę się starała!
W tamtym momencie dziewczyna zamknęła się, pierwszy raz ktoś uświadomił ją w smutnej prawdzie. Potrafiła się utożsamić z wieloma problemami, lecz nie wszystkimi.
Takie sytuacje zaczęły się powtarzać. Najbardziej bolały gdy zdarzały się w jej rodzinie. Kiedy jej wujek ze złością w oczach zatapiał swoje smutki w alkoholu usłyszał jej rady, wybuchł. Wan Lii skłamałaby mówiąc, że wcale po tej sytuacji nie spędziła całej nocy na cichym płaczu. Wszystkie złe emocje wciąż się w niej gotowały, może gdyby w tamtym momencie wykrzyczała wszystko co siedziało w jej sercu to może jej stan byłby lepszy.
Nie zrobiła tego, nie chciała zwrócić uwagi innych. Cierpiała w milczeniu... w sumie to niezupełnie. Odkryła metodę na uwolnienie przynajmniej części emocji. Pisanie. Opisywała wszystko bezstronnie, ukazując wszystkie wady i zalety.
I w taki sposób powstał scenariusz. Scenariusz, pełen uczuć.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Erwin i Carbonara byli nierozłączni. Nawet gdy w grupie wybuchała drama to ta dwójka nadal trzymała się razem. Nie byli w stanie obrazić się na siebie. Ich kłótnie często kończyły się godzinnym lub dwugodzinnym fochem.
Rodzina Erwina była... specyficzna. Pozwalali mu na wszystko jednocześnie trzymając go w klatce, z której nie było wyjścia. Nicollo szybko to zauważył, Knuckels albowiem mógł spędzać czas na mieście, lecz rzadko kiedy wychodził z akademika. Zanim trafił do liceum, robił to samo. Siedział całymi weekendami w domu. Wychodził tylko gdy ktoś z ich starej grupki organizował spotkanie. Co dziwne, na spotkania wydawał się być zawsze podekscytowany i wesoły. Stawał się nagle liderem całej grupy.
To kompletnie się nie kleiło.
Carbonarze to nie przeszkadzało, w końcu za takiego przyjaciela (i lidera) był w stanie nawet zawsze organizować spotkania. Zaczął go coraz częściej zapraszać do siebie, czy nawet namówił swoich rodziców na wspólne wyjazdy z nim.
Co zdziwiło Nicollo to niesamowita szczerość Erwina przy starszych osobach. Większość osób w takich sytuacjach gryzło się w język i starało się zachowywać kulturalnie. Siwy natomiast bawił się jakby był u siebie. Atmosfera od razu stawała się luźniejsza, wszystko wydawało się takie swobodne.
Wydawało się, ale tylko dla chłopaków. Pewnego dnia rodzice Carbonary zrobili mu głośny raban, wytykając mu wszystko co drażni ich w synu. Oczywiście nie obeszło się bez krytyki jego towarzystwa. Co dziwne, nie mieli problemu do większości z nich. Uważali wręcz, że Nico powinien się od nich uczyć szacunku. Zatrzymali się chwilę przy Erwinie.
- Słuchaj Nicollo. Cieszymy się, że ty i Erwin macie ze sobą taką bliską relacje. Ale to był ostatni wyjazd z nim! On źle działa na ciebie! Zachowujesz się przy nim jak najgorszy brudas i patus. On sam nie potrafi się kompletnie zachować, ja rozumiem śmiechy śmiechami ale to my musieliśmy czyścić waszą brudną kanapę! Albo to my musieliśmy was budzić, gdy zaspaliście na autobus! - mówiła mama chłopaka, a z każdym słowem raniła swojego syna. Przez chwilę starał się bronić swojego przyjaciela, lecz po pierwszej wymianie słów poddał się. Mieli rację, ale Knuckels był jedyną osobą, która dosłownie była dla niego jak brat.
Czy od tego czasu zaczął trzymać go na dystans? Nie, nigdy nie byłby w stanie tego zrobić. Wymyślił w miarę wygodną i dobrą wymówkę na brak wyjazdów razem. Ich przyjaźń toczyła się dalej, miewała gorsze i lepsze momenty, lecz niespokrewnieni bracia zawsze muszą trzymać się razem, prawda?
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Erwin poza trzymaniem mojej dłoni, wzrokiem błądził po sali. Jego "przyjaciele" wkroczyli powoli na sale i zajęli miejsca. Choć to bardzo egoistyczne, to w środku liczył na przynajmniej jakiś uśmiech skierowany w jego stronę. Niestety, ci byli tak samo szczęśliwy jak zawsze, tak jakby nie robiło im to różnicy czy siwy jest z nimi.
David, Heidi, Dia usiedli obok Vasqueza, który mocno trzymał w uścisku dłoń Speedo. Wszyscy rozmawiali ze sobą, no może poza Albertem. Czy ten widok zakuł chociaż delikatnie w serce Erwina? Pff... delikatnie to mało powiedziane. Mógł być tam z nimi, a aktualnie męczył się w niezręcznym towarzystwie, składającym się ze mnie i Mii.
Kolejni byli San, Laborant oraz ojciec Heidi, Kui. Jego obecność zdziwiła wiele osób, teoretycznie rodzice również byli zaproszeni na sztukę, lecz większość zwyczajnie nie miała czasu by w tygodniu w środku dnia oglądać jakiś występ. Większość rodziców, która się zjawiła, należała do aktorów. No i oczywiście głównej pomysłodawczyni, mama i tata Wan Lii siedzieli na samej górze, by mieć jak najlepszy widok. Wracając do wspomnianej wcześniej trójki, ci byli zmuszeni usiąść o jeden rząd dalej od głównej ekipy, każdy już wiedział, że będą co chwilę się odwracać by wymieniać między sobą jakieś uwagi dotyczące show.
Ostatecznym ciosem dla Erwina był widok Nicollo, który przybity szedł ze swoją dziewczyną za rękę.
- Kylie, widzisz jakieś wolne miejsce? - spytał, nie patrząc nawet w oczy wspomnianej uczennicy. Ta mruknęła coś do niego i wskazała palcem na trzy wolne miejsca przy San'ie. Carbonara przez cały czas wydawał się być... nieobecny. Od razu pocieszyło to Erwina, który westchnął ze spokojem. Czyli jednak, on był tym ważnym. Bez niego Carbo był nikim, był wydmuszką, był jedynie cichym wiatrem, był samotni-
- Siema! Jednak udało mi się zjawić na czas! - głośny krzyk wyrwał chłopaka z przemyśleń. Nagle na twarzy Nicollo wymalowała się radość, kiedy tylko chłopak w masce przytulił i poklepał go po plecach. Tym chłopakiem był Joseph Gebbels, aka Silny. Znał go, kurwa oczywiście, że znał tą zamaskowaną mordę. Czy naprawdę on zastąpił Erwina w życiu Carbo? Co za jebana ironia losu.
Łatwo się domyślić jak bardzo zniszczony humor miał Knuckels, chociaż sztuka się nawet jeszcze nie zaczęła.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Sztuka się rozpoczęła...
Początek był dosyć zwyczajny, niczym w typowych szkolnych komediach. Trójka przyjaciół szykuje się do szkoły, nic ciekawego.
- Gilbert, a ty? Jaki masz cel na ten rok szkolny? - spytał jeden z bohaterów, opierając twarz na barku innego aktora, który był wspomnianym Gilbertem.
- No jak to jaki? Mieć jeszcze więcej dziwek niż w tamtym roku. - odpowiedział pewnie, a w tle zaczęła przygrywać skoczna muzyka. Usłyszałem jak Mia parsknęła cicho śmiechem, czy naprawdę w dzisiejszych czasach nasz humor upadł aż tak nisko?
Z grzeczności próbowałem nadążyć za wydarzeniami dziejącymi się na scenie, kilka razy sam zacząłem się śmiać. Okej, niektóre żarty Wan Lii się serio udały.
- Marie była zakochana w Gilbercie i, mimo że znałam się na takich tematach jak miłość doskonale, w żadnym stopniu nie byłam w stanie jej pomóc. - mówiła Wan Lii, będąc postacią pewnego rodzaju narratora. Nagle na scenę wbiła blondynka ubrana w skąpe ciuchy.
-Sienna, wyglądam tak okropnie. Nic dziwnego, że Gilbert nie chce ze mną gadać. - wyjęczała pretensjonalnym tonem. Sienna przeszukiwała pudło z dekoracjami i dopiero po chwili zareagowała głośnym westchnięciem.
- Nieprawda! Musisz mu tylko wprost powiedzieć o swoich uczuciach. Takie podchody u niego zawsze się, źle kończą. - powiedziała Lii klepiąc blondynkę po plecach, ta jednak szybko odepchnęła ją od siebie.
- O-o czym ty gadasz? Ja nic do niego nie czuję! - krzyknęła wkurzona.
- To czemu zachowujesz się jakbyś coś do niego czuła? - wtrąciła się Sienna.
- Jak niby się zachowuję?
- Ubierasz się w seksowne ciuchy, zawsze próbujesz zwrócić na siebie uwagę przy nim, w twoich oczach pojawiają się gwiazdy, gdy go widzisz...
- Co?! Ja nie-
Nagle grupka chłopaków wbiła na scenę skutecznie zagłuszając rozmowę dziewczyn.
- Dlaczego Marie znowu chce uwieść Gilberta? - spytał jeden z nich ,niosąc drabinę w dłoniach.
- Nie chce go uwieść! - krzyknęła w swojej obronie blondynka.
- To dlaczego wyglądasz tak? - spytał kolejny, przeczesując swoje białe włosy, które miał ścięte na "grzyba".
- Tak to znaczy jak? - zadała pytanie, a jej oddech znacznie przyśpieszył. Dłońmi zakryła swój widoczny dekolt.
- Jak wydmuszka, tylko takie Gilbert lubi. - odpowiedział jej uczeń z czarną czapką założoną na tył.
- Jeśli jesteś oczywiście kobietą, ponieważ każdy wie, że jeśli chodzi o facetów to ma jeden konkretny typ, którym jestem ja. - zza kurtyny wyłonił się siwowłosy chłopak, który z wręcz ironiczną gracją przechadzał się wokół sceny. Końcowo pstryknął Marie w nos i zaśmiał się złośliwie w jej stronę.
- C-co?! Przecież on nie jest... - szok na twarzy Marie był nie do opisania.
- To ty nie wiedziałaś? - dodał białowłosy.
- Marie, dziwnie się zachowujesz. Wszystko w porządku? - spytała Sienna używając przy tym zmartwionego tonu, który wypadł cholernie sztucznie.
- Nie! Kurwa! Tak! Kocham się w Gilbercie i on kocha mnie! Więc kurwa Eric nie patrz się na mnie w taki sposób bo każdy wie że wcale się z nim nie pieprzysz i jedynie udajecie swój ten pseudo romans, w dodatku jesteście dla siebie okropni oraz to jest posrane że każdy chce byście byli razem a ostatnio nawet się do siebie nie odzywacie i możecie mnie wszyscy zjechać ale nigdy przenigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz, gdy wreszcie odczepiłeś się od niego! Bo go kurwa kocham! - wykrzyczała, a po wymownej ciszy widownia zaczęła klaskać, będąc pod wrażeniem gry aktorskiej aktorki.
Jedynie Mia wyglądała na sparaliżowaną. W sumie to... ja też czułem się dziwnie oglądając wydarzenia dziejące się przede mną. Uczucie, które mi towarzyszyło było dziwną odmianą deja vu. Ale to była fikcja, wiadomo pewne sprawy mogły się przypadkowo pokrywać z moimi,lecz...
Zaraz, zaraz...
- Czy...-powiedział w myślach Capela.
- To... - pomyślała Mia.
- Jest... - Erwin w szoku nie był w stanie powiedzieć ani jednego słowa.
- Sztuka... - Carbo spiął się przez własną myśl.
- O nas? - rozejrzałem się wokół. Zdziwienie na twarzy wiele osób mówiło mi jedno, czuli to samo co ja.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
- Pozbędziemy się tej trójki i wtedy już nic nam nie przeszkodzi w naszym planie! - powiedział gruby i niski chłopak, który co chwile brał gryza donuta.
- Ee... Jakim planie, Jack? - odpowiedział głupio siedzący na krześle Milo, delikatnie opalonym z krótkimi białymi włosami chłopak.
- No jak to jakim planie?! Mój przyjaciel wyleciał ze szkoły! Gdy pozbędę się tej trójki to będę mieć władzę całkowitą i z łatwością zatuszuje swoje korumpstwo.!
- A nie możesz zwyczajnie z nimi pogadać o tym i się dogadać?
- Chcesz być zastępcą szefa? To siedź cicho.
- Ja chce tylko by laski się do mnie lepiły.
- No przepraszam, ale baby to nie muchy i nie lepią się do gówna.
- Czy ty właśnie mnie obraziłeś?
- Nie, obraziłem tylko twój koński ryj.
- Ty za to wyglądasz jak kula do kręgli.
- Ta kula do kręgli zaraz znajdzie sobie lepszego partnera w akcji jeśli nie ogarniesz dupy.
Śmiech na sali idealnie zakończył scenę. Jack opuścił moje pole widzenia i zamiast niego pojawił się chłopak z emo grzywką, ubrany w czarną bluzę. Nieśmiało poruszał się na scenie, od razu wiedziałem kogo udaje.
- Drake! Co tam? - odparł Milo z uśmiechem na twarzy.
- A jak mam niby się czuć? Straciłem pozycję przez ciebie! Teraz jestem nic nie warty... jestem niczym... - odpowiedział smętnie wspomniany wcześniej chłopak.
- Oh, nie mów tak! Stanowisko w samorządzie szkolnym nic nie znaczy-
- Właśnie znaczy! Dla mnie, dla mojej rodziny, dla mojej dziewczyny! Całe życie mi się przez to wali. Zawsze się tak starałem, a teraz? Nic z tego nie mam...
- No zawsze możesz udawać przewodniczącego. Od czegoś ma się tą wyobraźnie.
- Dobra, weź już nie pieprz głupot.
- Zaraz mogę ciebie.
- Jak dasz mi stanowisko w samorządzie...
- Zgoda.
- Zaraz co?!
Dwójka chłopaków zaczęła się namiętnie całować na co kilka osób odwróciła z obrzydzeniem twarz, inni gwizdali lub głośno krzyczeli, a jeszcze inni postanowili zachować ten widok bez komentarza. Jedną z takich osób był Dante, który z każdą sekundą denerwował się coraz bardziej.
Każda kolejna scena z postacią, przypominającą jego, podnosiła poziom jego wkurwienia.
Zrobię wszystko dla pozycji w samorządzie.
Mogę nawet być twoją dziwką!
Mam w dupie swoich przyjaciół...
I tak jakoś za nimi nie przepadałem.
Najważniejsza jest praca.
Słowa wypowiedziane w kolejnych scenach mąciły mu kompletnie w głowie. Podczas jednej z nich nie wytrzymał.
- Pieprzysz się z Milo? - Gilbert zadał pytanie, które rozśmieszyło publiczność. Wzrok nienaturalnie spiętego Drake'a dodała jedynie oliwy do ognia.
- Nie no co ty. - odpowiedział chłopak, a Gilbert jedynie zaczął się niezręcznie śmiać po czym opuścił scenę. Kolejne oklaski wybrzmiały na całej sali.
Dante wstał ze swojego siedzenia i pewnym krokiem ruszył w stronę sceny. Powolnie klaskał, a jego sztuczny uśmiech był skierowany w stronę szatynki, która akurat stała z boku ,blisko kurtyny.
- Brawo! Naprawdę, nie spodziewałem się tego po tobie, Wan Lii. - odparł prawdziwie zdesperowanym tonem. W tamtym momencie każdy mógł się przekonać jak bardzo zniszczonym psychicznie człowiekiem był.
- Dante, to nie tak jak myślisz- - zaczęła się tłumaczyć, lecz szybko przerwało jej uciszenie przez chłopaka. Ten pewny siebie wszedł na scenę i odwrócił się w stronę widowni.
- Pff... Nie mogę. Zniszczyliście mi już wystarczająco życie, a ty chcesz nadal to ciągnąć? Może serio jedynie czekać aż sam popełnię samobója, bo wy jakoś niezbyt chcecie mi pomóc z odejściem z tego świata. - mówił, a w trakcie kilka osób zaczęło głośno na niego buczeć. Ktoś nawet rzucił tekstem "Wypierdalaj ze sceny!".
- Nie! Ja nawet nie... - Szatynka próbowała na spokojnie wytłumaczyć mu cały zamysł, lecz widząc jak na scenę wchodzi z poważną miną Janek, poczuła jak zaczyna jej się kończyć tlen do oddychania. Czekała jedynie na jakąś wiązankę słów, obrażającą jej osobę. Nie doczekała się. Zamiast tego Juan spokojnie próbował wytłumaczyć Capeli by ten opuścił scenę.
- Przeszkadzasz w przedstawieniu. Z nią pogadasz jak się całość zakończy, okej? - spytał, lecz w odpowiedzi dostał jedynie przerażający, krótki śmiech.
- No tak! Znowu ja jestem ten zły, co nie? Co z tego że to ty wszystko rozpocząłeś!? - krzyknął odpychając od siebie jak najdalej Janka. Obrócił się ponownie w stronę Lii. - Ej,a czy w swoim scenariuszu dodałaś fragment, że Drake później próbował przespać się z bratem swojej ex dziewczyny?
Na sali wszyscy zaczęli do siebie szeptać, każdy wiercił się na krześle, a kilka osób spojrzało podejrzanie w stronę Dii.
- Nie...Tego nie było w scenariuszu. - odparła po cichu zmieszana szatynka, niezbyt wiedząc co ma zrobić w tej sytuacji.
- Teraz już jest! - krzyknął nie kto inny jak sama wymieniona, Nine Garcon. Ubrana w eleganckie ciuchy z nienawiścią w oczach patrzyła na swojego ex. Noga na nogę, czerwone szpilki i w takim samym kolorze szminka na ustach. Wyglądała jakby zaraz miała spalić całą szkołę, w dobrym tego słowa znaczeniu.
Dia nerwowo zerwał się z siedzenia i ruszył do wyjścia. Za nim pobiegł David wraz z Heidi.
- Hej Lii! Dopisz do scenariusza, że Drake był jebanym anonem i nie potrafił nawet zaprosić mni-przepraszam, swojej dziewczyny na jebaną randkę. A! Prawie bym zapomniała! Masz zapisane tam, że nigdy nie chciał się ze mną pieprzyć bo za każdym razem nie miał sił? Nic dziwnego skoro każdego dnia musiał zaliczyć obowiązkową sesję u Milo. - dodała po chwili, a Dante coraz bardziej spinał się na jej słowa.
- Gdybym nie był w samorządzie to nawet byś na mnie nie spojrzała. Jesteś jebaną gold digger. - wykrzyczał Capela do dziewczyny. Ja jedynie zagwizdałem z podziwem jak nagle ze zwykłego spektaklu robią nam się na żywo trudne sprawy. Erwin jednak przez cały czas wydawał się być spięty, coraz mocniej zaciskał swoją dłoń na mojej. Mia w połowie sztuki odpuściła robienie tego, szybko znudziła ją ta pozycja.
- Hej! Dajcie mojej córce kontynuować przedstawienie! - krzyknęła starsza pani, która była mamą Wan Lii. Kłótnia nastolatków jednak trwała w najlepsze, a nawet dołączyło do niej więcej osób. Już po chwili na scenie stali nie tylko Wan Lii, Pisicela i Capela, lecz również Max Power, Sussane, Hank czy nawet Silny, którego Carbonara skutecznie powstrzymywał od użycia przemocy względem kilka osób.
- Dajcie dziewczynie kontynuować! Zachowujecie się jak niewyżyte bachory! - krzyknął zamaskowany ,unosząc głos. Miał całkowitą rację, lecz krzyki oskarżające każdego nawzajem o jakieś posrane rzeczy były zdecydowanie głośniejsze. W końcu Nine nie wytrzymała, pewne cechy jej brata odezwały się w niej. Zwierzęcy instynkt, którym tak na co dzień gardziła. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, jej pieść znalazła się na policzku Dante'ego. Pomimo prawie zerowego doświadczenia w walce czy nawet ogólnie w sporcie, jej cios mocno zabolał chłopaka. W przenośni i dosłownie. W nim również odezwał się zwierzęcy instynkt, który kazał mu spierdalać gdzie pieprz rośnie. Nine wraz z Hankiem ruszyli za nim, reszta postanowiła sobie odpuścić pościg za nim.
Wan Lii stała z boku, przyglądała się wszystkiemu. Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Szybko przetarła je dłonią, lecz nawet ktoś z dużą wadą wzroku był w stanie zauważyć jak bardzo cierpi w tym momencie.
- J-ja... przepraszam! Ja tylko chciałam... - mówiła łamiącym się głosem, w jej głowie pojawiły się same najgorsze scenariusze. Po chwili poczuła na swojej skórze silne dłonie, które oplatały jej ciało.
Sussane wraz z Jankiem zamknęli ją w uścisku.
- Cii... Nie musisz się tłumaczyć, kochana. - odparła blondynka ze spokojem w głosie.
- Dzięki tobie każdy zna całą prawdę. To co robisz jest cholernie odważne. Wiadomo nie każdemu się spodoba, ale nie możesz się tym przejmować. - dodał Janek, głaszcząc ją po włosach. Przestali ją przytulać, gdy jej oddech kompletnie się unormował.
- To co? Kontynuujesz show? - spytała Sussane z uśmiechem na twarzy. Zdeterminowana twarz szatynki nie dała jednoznacznej odpowiedzi. Tej jednak nie doczekali się, ponieważ dziewczyna po chwili zniknęła ze sceny i przeszła na backstage.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Capela nerwowo uciekał przed goniąc go dwójką uczniów. Nie chciał w takim momencie umrzeć. Tak, dosłownie typ myślał, że za niedługo skończy w świecie martwych. Kręciło mu się w głowie, po drodze przywalił w jedną ze ścian. Przetarł dłonią krew lecącą z jego nosa. Na jego ustach również widniała szkarłatna ciecz.
Udało mu się zgubić Hanka i Nine, właściwie to ukrył się przed nimi w jednej z kabin w toalecie męskiej. Na jego szczęście ktoś siedział w jednej z kabin. Zaczął szeptem błagać by osoba siedząca tam, wpuściła go do środka. Słysząc zbliżające się kroki szykował sobie już pogrzeb w głowie. Nagle drzwi od kabiny się otworzyły, a tajemniczy jegomość wpuścił go do środka.
-Tutaj wbiegł! - krzyknął Hank sprawdzając na szybko wspomniane pomieszczenie. Widząc zamkniętą kabinę zaczął do niej pukać. Gdy już miał się wydzierać na Capele, usłyszał głośny kaszel.
- Zajęte. - odparł Xander, siedzący na toalecie. Capela przełknął najciszej jak mógł ślinę. Siedzenie na kolanach wspomnianego chłopaka było jedynym rozwiązaniem by za żadne skarby Hank nie zdołał go zauważyć w kabinie. W końcu gdyby stał, ten od razu poznałby jego buty.
- A dobra! Sory, pomyliłem cię z kimś. - powiedział zawstydzony Over. Zaczął drapać się nerwowo po głowie po czym szybko ruszył do wyjścia z łazienki.
Dante jak najszybciej zerwał się na własne nogi. Czarnoskóry chłopak o niebieskich włosach uratował mu właśnie przed chwilą życie.
W głowie miał totalny mętlik. Jak ma rozpocząć rozmowę z nim? Czy może w ogóle nie powinien się odzywać? Cholera... sam nie wiedział. Znał chłopaka z widzenia, kilka razy gadali. Jego opinia o nim nie była jednak zbyt dobra, kojarzył go jako przydupasa Janka, wróć, byłego przydupasa.
Xander wykonał pierwszy ruch jakim było otwarcie drzwi od kabiny.
- Leci ci krew z nosa. - mruknął, lecz Dante nie był w stanie czy był to jedynie złośliwy komentarz czy faktyczna troska. Zaraz się jednak przekonał, że była to druga opcja. Niebieskowłosy chwycił za papier do rąk i delikatnie go zmoczył by po chwili przetrzeć nimi miejsca z zaschniętą krwią.
- Czemu... - mruknął, nie wierząc w to co się dzieje. - Czemu mi pomagasz?
Jego schrypnięty, zmęczony głos musiał w pewien sposób rozczulić serce jego bohatera, który posłał od razu w jego stronę delikatny uśmiech.
- Wyglądasz na gościa, który wpakował się w niezłe kłopoty. - odpowiedział po czym wyrzucił brudny papier i umył swoje dłonie. - Nie wiem czy mnie znasz, Xander Wayne. A ty?
- Oczywiście, że cie zna-Nie znasz mnie?! To ja, Dante Capela! Gadaliśmy juz kiedyś ze sobą. - mówił Capela, chociaż z każdą sekundą zaczynał się coraz bardziej cieszyć, że chłopak go nie kojarzy. Przeklnął siebie, mógł nie zdradzać swojego imienia. Przestraszył się, że zaraz Xander połączy kropki i będzie kolejną osobą, która będzie nim gardzić.
- Nie kojarzę. Nie było mnie w szkole przez kilka miesięcy i już nie pamiętam imion każdego ze szkoły. - powiedział drapiąc się po głowie. Oczy Dante zaświeciły się w szoku, a może ekscytacji? Wayne nie wiedział o nim, o jego ujawnionych sekretach...
- To nic takiego. - to jedyne co zdołał z siebie wydusić.- Dziękuję, Xander.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Hałas spowodowany "szeptami" publiczności robił się coraz głośniejszy, z każdą minutą każdy tracił nadzieje na kontynuację show.
Ja w sumie sam traciłem na to nadzieję. Nagle na scenę wyszła sama Wan Lii. Wszyscy w miarę szybko uspokoili się.
- Kochani, bardzo przepraszam, lecz z przyczyn niezależnych ode mnie nie jestem w stanie kontynuować przedstawienia. Dziękuję mimo wszystko, że przyszliście tutaj. To wiele dla mnie znaczy. Może kiedyś uda mi się zrealizować tą sztukę w całości... - po wypowiedzeniu tych słów nastała chwilowa cisza. Musiałem ją przerwać, widok zmartwionej szatynki ranił moje serce. Zerwałem się z krzesła i zacząłem klaskać. To samo po chwili zrobił Erwin , a później Mia. Zanim się obejrzałem cała sala stała i głośno wiwatowała dziewczynie. Widząc jej pogodną twarz mogłem sam do siebie powiedzieć "Misja zakończona powodzeniem".
- Dziękuje wam... Ja chciałam...Ja chce byśmy wszyscy raz na zawsze zażegnali wszystkie konflikty. Jesteśmy ludźmi i to jeszcze młodymi. Każdy z nas popełnia masę błędów. Wiem, że to może być trudne dla wielu osób , ale przebaczmy sobie nawzajem. Nie musimy się wszyscy kochać, ale widząc taką...nienawiść wśród nas... - jej głos powoli zaczynał się łamać. W miarę szybko ogarnęła się. Odsunęła się od mikrofonu i kaszlnęła, by po chwili znowu przybliżyć urządzenie do siebie.- Proszę, nie niszczmy innym żyć z głupich powodów.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Przemowa Wan Lii była odebrana przez uczniów różnie. Jednak każdy zdobył się na chociaż udawanie miłego, przez krótki moment, ale lepsze to niż nic. Widok szczęśliwej ekipy Erwina był zdecydowanie czymś na co wiele osób czekało. Nawet Dia, który kompletnie nie wiedział o co chodzi, przytulił Siwego i mruknął mu coś do ucha.
Usłyszałem kilka przeprosin za jakieś pierdoły, głównie od ludzi z samorządu. Może kiedyś bardziej bym się tym przejął, lecz funkcja w samorządzie szkolnym przestała mieć dla mnie aż tak duże znaczenie.
- Hank! A ty gdzie byłeś? - krzyknąłem, widząc swojego przyjaciela pod ścianą.
- No zgadnij! Co się działo, że wszyscy tacy szczęśliwi? - spytał, podchodząc bliżej do mnie.
- Lii wygłosiła jakąś przemowę i nagle wszyscy ogarnęli, że wypadałoby się pogodzić.
- Serio? Nie mogła tak od razu?
- Zaraz...zaraz... Nie powiem kto ciągle przeżywał sytuację z mopem!
- Cii... Każdy był wkurwiony, więc się nie liczy!
- Ta. Przyznaj się, że jesteś drama queen, a nie.
- Morda. Drama to będzie jak AOD znowu przeniesie swój koncert.
- No właśnie. Ej w ogóle przez tych ludzi ja się czuję jakby się kończył jakiś sezon serialu czy coś.
- Ty kurwa, dosłownie. Brakuje jedynie...
- No kogo?
- Jego. Obróć się.
Zrobiłem jak mi kazał. Mój wzrok od razu napotkał skradającego się Capele. Wymieniliśmy się spojrzeniami z Overem, obaj dokładnie wiedzieliśmy co trzeba zrobić.
Podbiegliśmy do Dante i zastawiliśmy mu wyjście z sali.
- Kurwa. - przeklnął pod nosem, oczekując na niezły wpierdol. Zamiast tego dostał jedynie kosę w żebra od Hanka...oczywiście lekko.- Kurwa!
- To za zdradzenie ziomków! Jeśli kupisz nam obu oryginalne plakaty AOD to MOŻE ci wybaczymy. - powiedział Over, wymachując dramatycznie dłońmi.
- Coś was jebło w głowę? Czy ja śnie? Kurna, a może ktoś mi coś dołożył do kawy. - mówił spanikowany Capela. Chyba sam nie wierzył w to co się dzieje.
- Nie, to się dzieje naprawdę. Za niedługo koncert AOD, chcemy przed nim się trochę wyluzować. Znaczy wiesz, ja mam wyjebane ale Over przeżywał stratę ciebie gorzej niż śmierć swojego psa. - odparłem szturchając przyjaciela w ramię.
- Ej! Nieprawda! - krzyknął i wbił mi łokieć w brzuch.
Po krótkiej wymianie zdań, w której tak naprawdę Capela jedynie ciągle wyrażał swoją skruchę, postanowiliśmy jak za starych czasów przytulić się w trójkę. Czy nasza relacja z Dante będzie taka sama jak kiedyś? Nie, w końcu musi jakoś zasłużyć by ponownie zdobyć nasze zaufanie. Zwyczajnie nie chcemy już walczyć ze sobą, ta walka zmęczyła całą naszą trójkę.
Spokój.
Szczęście.
Wybaczenie.
...
...
...
- Zdradziłeś mnie... pierwszy?!
- Ej! Mówi ten co wykorzystał Grześka do-
- Zamknij mordę!
Głośne krzyki Erwina oraz Vasqueza rozniosły się po całej sali. No tak, nie mogło wszystko pójść tak idealnie. To miał być perfekcyjny finał!
Nasza trójka postanowiła opuścić salę i ruszyć na korytarz. Wiele osób wzięło z nas przykład. W momencie gdy ekipa Erwina przeżywała kolejny kryzys, reszta bawiła się świetnie w swoich gronach.
Było idealnie...
No tak! To zawsze moja wina, tak?!
Było idealnie.
Jak niewiadomo na kogo zwalić to zawsze wina Erwina!
Było kurwa idealnie.
...
...
Cisza. Nastała cholerna cisza. Miałem wrażenie jakby czas w jednej chwili zatrzymał się. To tylko zabawy mojego mózgu... Dlaczego więc to jest takie... prawdziwe?
Złoty wzrok przeszywał moje ciało. Patrzył się na mnie z góry, niczym anioł stróż, chociaż mu bliżej było do diabła. W takim razie kim był? Upadłym aniołem?
Wśród szczęśliwego tłumu wyróżniał się cholernie, głównie swoją obojętną twarzą. Jego złote oczy, piękne jak zawsze, świeciły wyjątkowo mocno.
To był koniec. To był finał. Dlaczego więc patrzył się tak na mnie? To on nie ma szczęśliwego zakończenia, nie ja!? Wzrok przeszywający moje ciało, wchodził pod moją skórę i rozcinał moje serce na drobne kawałeczki.
Jego wzrok mówił tylko jedno:
To jeszcze nie koniec.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
Kilka miesięcy temu...
- Hej Erwin, mam głupie pytanie. - spytałem siedząc na naszym wspólnym dachu.
- Wal śmiało. - odpowiedział po czym wyjął ze swojej kieszeni paczkę fajek oraz zapalniczkę. We wspomnianej paczce czekały na nas dwa papierosy. Z grzeczności zaproponował mi jednego, a ja nie miałem serca mu odmówić.
- Ta wasza grupka znajomych... Nie kłócicie się? - zadałem pytanie. Erwin zaciągnął się papierosem i wypuścił dym ze swoich ust. Sam powtórzyłem jego ruchy.
- Nie, a czemu pytasz? - odpowiedział, jego niepewny ton głosu dużo zdradzał. To nie była prawdziwa odpowiedź.
- Nic takiego, Carbo ostatnio jedynie mi wspomniał coś o - -nie zdążyłem dokończyć, a Erwin ze zszokowaną twarzą wpatrywał się we mnie. Z dłoni wypadł mu papieros, a on sam zorientował się o tym dopiero po kilku sekundach.
Widząc jego reakcje zrozumiałem, że lepiej nie poruszać dalej tego tematu.
- Nieważne. To nic takiego. - dodałem, a twarz siwego stała się spokojniejsza. I tak nie obchodziła mnie jakoś mocno jego grupa znajomych, w końcu z jakiegoś powodu zawsze trzymali się razem
- Kurna! To był mój ostatni szlug. Ehh... - jęknął niezadowolony po czym położył się na plecach. Podłoże dachu było dosyć zimne, lecz jego jesienna czerwona kurtka ocieplała jego ciało.
- Nie jęcz tak. - skomentowałem śmiejąc się z głupoty chłopaka. Kto normalny wypuszcza papierosa ze zdziwienia? Przy obecnej inflacji taki jeden szlug to serio dużo pieniędzy.
Obaj po chwili wpadliśmy na genialny pomysł. Znaczy wiecie, ja miałem wyjebane w jego cierpienie spowodowane brakiem tytoniu, ale wolałem pójść mu na rękę niż wysłuchiwać jego ciągłych stęków i jęków proszących o chociaż jedno zaciągniecie.
Zaciągnąłem się papierosem i wypuściłem dym prosto w usta Erwina. Powtórzyliśmy to kilka razy, pod koniec Knuckels zajął moją rolę i sam wypuszczał dym w moją stroną.
- Ty, to jest zdecydowanie oszczędniejsze. - odparłem widząc wypalającego się już szluga. Przybliżyłem się do siwego, chciałem go jedynie objąć w pasie. Robiło się zimniej, to chyba logiczne, co nie? Zamiast tego nagle poczułem jego wargi na moich. Oddałem ten niespodziewany, lecz przyjemny pocałunek.
- Czy jestem dziwny bo lubię zapach tytoniu? - spytał odrywając się ode mnie.
- Hm... Nie. Każdy może lubić co chce, chociaż w twoim przypadku wolę nie znać listy twoich ulubionych rzeczy. - odpowiedziałem szczerze.
- Czemu nie?
- Jesteś trochę pierdolnięty na łeb.
- Ale i tak mnie lubisz.
- Bo muszę.
- Nic nie musisz.
- Mówisz jakbym miał jakiś wybór.
- Ehh... Lubię to w tobie. Udajesz wolnego ptaka, lecz przy mnie stajesz się o wiele...
- Opanowany? Głupi? Nie, wydaje ci się.
- Mhm...
Cisza.
- No mów dalej. Widzę, że coś cię gryzie.
- Moi przyjaciele chyba mnie nie lubią.
- Oh... Czemu tak myślisz?
- Nie umiem gadać o swoich prawdziwych uczuciach.
- Ogólnie czy-
- Ogólnie.
- To się najeb. Po pijaku łatwiej się mówi.
- Oh, okej. Nie pomyślałem o tym.
≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫
- Montanha, gdzie ty się patrzysz? - spytał się Hank ,szturchając mnie w ramię.
- Erwin tam był. - odpowiedziałem, powoli wychodząc ze wcześniejszej iluzji.
- Grzesiu ale... - zaczął Capela.
- On chce coś zrobić. Coś niebezpiecznego.
- Grzesiu, Erwin dawno wyszedł ze szkoły.
Rozejrzałem się wokół. Korytarz był pusty. Opierałem się o ścianę, a przy nie stali jedynie Hank i Dante.
- Co- Co się stało? - spytałem niepewnie.
- Nie pamiętasz? Wypiłeś swoje picie, poczułeś się gorzej, Erwin chciał się tobą zająć w swoim pokoju, ale Vaski mu na to nie pozwolił. No i zemdlałeś. Tak w dużym skrócie. - opowiedział wszystko Hank, a ja próbowałem sobie przypomnieć chociaż jedno z tych zdarzeń.
- Nie mam kurwa pojęcia o czym ty gadasz...
Dobra żyje! Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwa krótsze ponieważ inaczej bym się nie wyrobiła XDD
Jak sami widzicie, finał zbliża się wielkimi krokami. Mam zaplanowany jeszcze jeden max 2 rozdziały i epilog. Ogólnie to rozdział kompletnie nie sprawdzony , ale mam nadzieje że dużych błędów nie ma bo serio nie mam sił tego sprawdzać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top