ˏˋ°•*⁀➷Rozdział 12ˏˋ°•*⁀➷


Czy to nowy rozdział w niedziele o normalnej godzinie?!

Możliwe.

*+:。.。  。.。:+*

Carbonara oczekiwał niecierpliwie na swojego przyjaciela. Ubrany w ciepłą kurtkę ,stał na przystanku i co jakiś czas zerkał na swój telefon. Był wkurzony, w ciągu kilku minut rzucił wszystko i wsiadł w pierwszy lepszy autobus jadący w stronę akademika. Czemu? Powodów było wiele, wszystko było jednak spowodowane rozmową z Vasquezem. Krótką, treściwą ale również pełną emocji rozmową.

- Hej bracie! - krzyknął Erwin podbiegając do stojącego chłopaka. Na widok siwego Nicollo zmarszczył brwi. Spodziewał się go zastać w okropnym stanie, a ten wyglądał na szczęśliwego.

- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz? - spytał prosto z mostu poważnym tonem. Wielki uśmiech Knuckelsa zmienił się w mniejszy, delikatniejszy.

- Chodzi o Vaskiego? - mówiąc to oparł się o szybę przystanku. Czuł, że czeka go poważna rozmowa. Czy chciał jej? Niezbyt. Spodziewał się jej, ale nie tak szybko. W końcu dopiero co skończył pieprzyć się ze swoim nowym kochankiem. Na to wspomnienie nieznacznie zarumienił się.

- Czyli wiesz. Słuchaj, o ile zawsze staram się ciebie bronić to teraz serio przesadziłeś.

- Carbo, ale posłuchaj mnie. Vasquez też święty nie był. Nie widziałeś jak-

- Erwin, P-R-Z-E-S-A-D-Z-I-Ł-E-Ś.

- Ja przesadziłem!? Nasz związek to była jakaś tragedia i ja próbowałem jakoś to ratować, a on? Nigdy nie wiedział czego chce, miał jakieś posrane fantazję i-

- To po co w ogóle byliście w związku?! Wytłumacz mi to!

- Długa historia...

- Mamy czas. W dodatku nie masz wyboru, bracie. Każdy w grupie uważa cię za zimnego chuja, na twoje nieszczęście pochwalił się każdemu w jaki sposób zerwałeś z nim. Starał się początkowo bronić ciebie, ale każdy już sobie wyrobił opinię.

- Co?! Jebany...kurwa dobra powiem ci.

- Zamieniam się w słuch.

- Usłyszałem od kogoś, że Vasquez podkochuje się we mnie. Przez kilka godzin starał się przekonać siebie, że również coś do niego czuje. Kochałem go, ale jak przyjaciela. Jednocześnie po dostaniu tej informacji nie byłem w stanie spojrzeć na niego tak samo, za każdym razem gdy mnie przytulał lub dla żartów flirtował, to wszystko zmieniało swoje znaczenie. Nie mogłem go wprost odrzucić, wtedy nasza grupa od razu by się rozpadła. No i jakoś to wyszło. Przez pierwsze tygodnie serio myślałem, że go kocham. Później zostało mi tylko robić maskę idealnego związku w mediach społecznościowych. Zadowolony?

Po tak obszernej odpowiedzi Nicollo przeżył coś więcej niż szok. Siwy nie należał do osób, które dzieliły się ze swoimi problemami. Nawet gdy o nich mówił często usuwał wiele szczegółów, tak by nikt przypadkiem nie zaczął traktować jego słów poważnie. Wyjątkiem był Nicollo, z nim potrafił być szczery. Wtedy natomiast dodawał masę niepotrzebnych szczegółów, które teoretycznie miały ukazać cały obraz sytuacji, lecz jedynie komplikowały wszystko.

- Ja... Dobra słuchaj, powiem ci wprost. Przez tą całą dramę związkową nasza grupa się rozwaliła. Nie mówię, że to tylko twoja wina. Sam jednak widzisz jak to kurwa wygląda.- zaczął spokojnie, chociaż drżący głos zdradził jego stres kryjący się w środku. Przełknął ślinę. -Czemu nie mogłeś zerwać z nim wcześniej?

- Nie wiem. Czy możemy zostawić już ten temat? - błagalny ton siwego pokazywał idealnie jego zmęczenie całym tematem. Chciał jak najszybciej wrócić do pokoju i przytulić się do kochanka. Zimno zaczęło mu coraz bardziej doskwierać.

- Erwin, proszę cię. Chcesz powtórkę z Heidi? - tym razem to Carbo błagał brata o przynajmniej chwile skupienia. Chciał dla niego dobrze, lecz jego zachowanie skutecznie utrudniało mu wszystko.

- Heidi była głupia i naiwna. W dodatku końcowo nasz plan się udał, jej ojciec do dziś załatwia nam dragi. - tłumaczył się Knuckels. Dłonie, które trzymał w kieszeniach kurtki, zaczynał coraz mocniej ściskać w pięści. - Jakoś gdy się z nią rozstałem to nikt nie miał problemu!

- Bo zrobiłeś to normalnie, jak człowiek. Ten związek nawet nie był publiczny! W cztery oczy powiedziałeś jej całą prawdę, którą po kilku dniach zaakceptowała. A Vasquez? Kilka słów przez telefon, zerwanie bez podania żadnego konkretnego powodu. - Białowłosy z każdą chwilą tracił cierpliwość do chłopaka. Najchętniej uderzyłby go w twarz i krzyknął głośne "Obudź się".

- ... Jesteście nudziarzami. Nie widzisz ile w tym wszystkim jest zabaw?

- Co-Jakiej zabawy?!

- No właśnie. Ja przynajmniej żyję pełnią życia. Oczywiście, że chciałem zerwać z Vaskim wcześniej. Ale wtedy wszystko zakończyłoby się tak szybko, zero emocji.

- Gadasz jakbyś był jakiś pojebany.

- Bo może jestem? Serio, nie zauważyłeś tego? Ile razy ja raniłem osoby zakochane we mnie? Kiedy to była Eva albo Heidi to wszyscy śmialiście się ze mną, ale jak już to jest Sindacco to nagle "nieee niee jakie straszne!".

- Erwin. Teraz naprawdę przesadzasz.

- No co? Mówię prawdę!

Carbonara nie wytrzymał, zanim się obejrzał jego dłoń spotkała się z policzkiem rozmówcy. Ten jedynie cicho syknął i spojrzał zawiedzionym wzrokiem w stronę "brata". Obaj nawet nie pożegnali się ze sobą, odeszli bez słowa.

Jeśli lider grupy znika, to cała grupa zaczyna się rozpadać.


»»——⍟——««


Po wolnych dniach każdy był gotowy na powrót do szkoły... no dobra prawie każdy. Nikomu nie chciało się ponownie wstawać rano i męczyć się w akademiku z innymi. Na szczęście już po pierwszym dniu uczniowie zaczęli żyć na nowo, w końcu każdego doszły słuchy jakoby związek Erwina i Vasqueza się zakończył. Dodatkowo paczka przyjaciół Erwina mocno się od siebie oddaliła, cała szkoła więc była wolna od ich żartów i wandalizmu. Dla jednych była to dobra informacja, dla drugich nie. I w tym wszystkim znalazł się on, Dante Capela. Nigdy nie sądził, że wraz z Dią będą włamywać się do pokoju Maxa i Nelsona.

- Długo ci to zajmie? - mruknął czarnoskóry wpatrując się w chłopaka, który aktualnie próbował otworzyć drzwi wsuwką do włosów. Obejrzał przed misją kilka poradników na youtubie oraz trenował to w domu. Nic dziwnego, że Dia miał wrażenie jakby przyglądał się profesjonaliście.

- Już zaraz.- szepnął w odpowiedzi. W tym samym momencie udało mu się otworzyć drzwi. - Już.

- Dobra robota. Nie sądziłem, że umiesz w takie rzeczy. - Garcon jak najszybciej ruszył do środka. Capela natomiast po usłyszeniu poczuł dziwne ukłucie w sercu. Zwykła pochwała zadziałała na niego jak przynęta. Jego mózg robił z niego debila, wymyślając coraz dziwniejsze scenariusze tego co może się stać zaraz. Max w końcu zawsze go chwalił, nawet gdy coś mu nie wychodziło.

Ruszył do środka i jak najszybciej kucnął przy ścianie. Dia sam zajął się szukaniem teczek z brudami. Dante wskazał mu jedynie miejsce, gdzie wspomniane przedmioty znajdowały się ostatnio. Niestety tym razem nie było ich tam, więc poszukiwania Dii wydłużyły się.

- Capela, na łóżko. - szepnął Garcon, który nagle pojawił się przy chłopaku. Zdezorientowany zaczął się rozglądać. Jego wyobraźnia zaczęła mu płatać figle. Czy Dia chce tego samego co Max? No tak, może to wszystko było tylko wymówką. Przełknął głośno ślinę i posłusznie usiadł na łóżku.

- Ale co ty robisz? Schylaj się. - usłyszał kolejne polecenie, które jeszcze bardziej utwierdziło go w tej posranej teorii. Kolejny raz grzecznie zaczął szperać pod łóżkiem, oczekując jakiegoś dotyku od tyłu. Po kilku sekundach poczuł dłoń jeżdżącą po jego plecach, przez chwilę zahaczyła o nagi fragment jego skóry, gdzie akurat jego koszula podwinęła się.

- Masz coś? - spytał zniecierpliwiony. Policzki Dante'go zaczynały go coraz mocniej piec. - Znalazłem kilka teczek z brudami, ale wciąż brakuje mi mojej, Carbonary i Erwina.

Chłopak przestał szperać pod łóżkiem i spojrzał wprost w oczy czarnoskórego. Róż na jego bladych policzkach był cholernie widoczny. Dia udawał, że tego nie widzi. I tak po tej misji miał w planach rozprawić się z Capelą za śmietnikami.

- Masz. - odpowiedział dając mu dwie teczki, należące do Erwina i Carbonary.

- Okej, gdzie jest moja? - spytał, wyczuwając powoli jakiś podstęp.

- Nie wiem. - Capela wzruszył ramionami, chociaż nawet z daleka było widać jak na jego twarzy przez sekundę pojawił się zdradziecki uśmiech. Dia nie należał do cierpliwych osób. Od razu chwycił go za szyje i mocno przycisnął do ziemi.

- Mów i nie marnuj mojego czasu. - odparł, po chwili poczuł jak blade dłonie powoli ciągną go za materiał bluzy.

- Powiem ci na ucho. - zaśmiał się Dante, nie robiąc sobie nic z coraz silniejszego uścisku na swojej szyi. Podobało mu się to. Kiedy Dia nachylił się nad nim wystarczając blisko wbił się w jego usta. Był pewien, że uwiódł go tak samo jak Powera. Jakże duże było jego zdziwienie, gdy zamiast oddania pocałunku otrzymał ostrego ciosa w twarz. Dia jak najszybciej oderwał się od niego, wstając z podłogi.

- Ty jesteś kurwa posrany na łeb. - obrzydzony wykrzyczał to i agresywnie zaczął wycierać swoje usta materiałem swojej bluzy. Capela wiedział jedno, miał przesrane. Od razu poczuł pierwsze kopniaki skierowane w jego brzuch. Mruknął najciszej jak mógł, nie chciał by ktoś ich przyłapał. Chociaż krzyk Garcon zdecydowanie mógł ich już zdradzić. Kolejne uderzenia nie bolały już tak bardzo, wyjątkiem były te skierowane w twarz. Musiał albowiem wtedy wpatrywać się przez kilka sekund we wkurwioną twarz Dii. Wiedział, że ten widok będzie mu się śnił po nocach w najgorszych koszmarach.

- Masz czas do końca dnia by dać mi moją teczkę, inaczej połamie ci rękę. - rzucił zostawiając Capele samego w pokoju. Wziął oczywiście ze sobą wszystkie teczki i nie zwracając uwagi na nic ruszył do swojego pokoju, a szkoda! Bo jeśli jego mózg chociaż raz działałby trochę lepiej, to zauważyłby, że przez ten cały czas on jak i Dante byli obserwowani.

Metaliczny posmak krwi, pot i ból w każdej możliwej części ciała. To właśnie odczuwał pobity uczeń. To właśnie odczuwał pobity uczeń, który zaczynał mieć wyrzuty sumienia do tego co robił.


Czy aż tak brakowało mu uwagi?

Nie wiedział. Po około dwóch minutach wstał z ziemi i chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju. Tak samo jak Max nie zauważył tego, że drzwi od pokoju przez cały czas były uchylone, a co najważniejsze, że przy nich stała jedna osoba.

- Co ja kurwa zobaczyłam. - pomyślała Wan Lii wpatrując się w ledwo co idącego Capele. Chciała mu pomóc, ale nie wiedziała czy to dobry pomysł. Innymi słowy, bała się.- I znowu muszę zmieniać scenariusz!


»»——⍟——««


- No nie gadaj! - krzyknął Hank łapiąc się za głowę. Informacja, którą usłyszał zmroziła mu krew w żyłach. Nie... to niemożliwe, powtarzał sobie w myślach.

- Tak... mnie tez to załamało. - odparła Effy gładząc dłonią lewy bark swojego chłopaka. Jej zmartwione spojrzenie mówiło jedno, współczuła mu jak cholera.

- No niestety, AOD na serio musiało przełożyć swój koncert. - powiedziałem z wielkim żalem w głosie. To była najgorsza informacja jaką kiedykolwiek usłyszałem.

- Ale czemu?! - wydarł się Over a w jego oczach pewnie już dawno pojawiłyby się łzy, gdyby nie obecność Effy. Ten nie chciał by dziewczyna widziała go z tej delikatnej i dziecięcej strony. Musiał zostać twardy i nieugięty.

- Podobno jakiś debil handlował jakimś gównem pod klubem w którym mieli występować. Później się okazało że sam właściciel był w to zamieszany i aktualnie mają jakieś problemy w sądzie. Na szybko zmienili miejscówkę no ale datę też musieli. - wytłumaczyłem najspokojniej jak mogłem, chociaż cierpienie w środku wyżerało moją duszę.

- Jebani dilerzy! Po co komu te głupie narkotyki?! - powiedziała zdenerwowana dziewczyna. Krzyżując ręce, wpatrywała się na przemian w dwójkę chłopaków.

- Żeby się rozerwać. Jeśli komuś się znudził alkohol to bierze taki syf. - odpowiedziałem przecierając dłońmi oczy. - Musimy teraz czekać taaak długo. Mam nadzieję, że ten jebany właściciel wraz z tym dilerem dostaną najgorszą karę na świecie. Za sabotaż AOD należy im się.

- Dokładnie! - chórkiem Hank jak i jego dziewczyna potwierdzili moje słowa.

- Jeszcze teraz cała szkoła ma to gdzieś! No tak, bo kurwa koniec shipu Erwin x Vasquez jest ważniejszy niż najlepszy zespół jaki istnieje! Nie mogę z głupoty ludzi. - mówił chłopak tym razem żywo gestykulując. Oj wczuł się typ nieźle. Na wzmiankę o Erwinie odwrócił wzrok, przypominając sobie od razu naszą noc. Od tamtego czasu nasz kontakt był ograniczony. Dużo pisaliśmy, ale obaj baliśmy się podejść do siebie na przerwię. No bo co by ludzie pomyśleli? Erwin od razu po rozstaniu się z Sindacco od razu leci do mnie, plotki rozchodziłyby się w tempie natychmiastowym. Wolałem uniknąć jak na razie tego.

Kompletnie odmienną taktykę stosował Vaski, który po może dwóch dniach po rozstaniu zaczął wręcz nachalnie wpychać się do życia Alberta Speedo. Ta dwójka już wcześniej była ze sobą blisko, lecz dwuznaczne teksty stały się dla nich ostatnio codziennością. Nikt nie wie czy żartują czy może serio coś czują do siebie, ale wygląda to... podejrzanie. W kilka dni nagle się w sobie zakochali? A może naprawdę Erwin miał rację z tym zdradzaniem? Chuj wie.

- Nie martw się Hank. Mamy przynajmniej czas na wymyślenie jakiegoś baneru. O! Może nauczymy się na pamięć jakiejś ich nutki, zrobimy baner, że chcemy z nimi zaśpiewać i wtedy jest szansa, że wezmą nas na scenę. - próbowałem rozweselić przyjaciela, co mi się skutecznie udało. Ten od razu podekscytował się pomysłem. Biedna Effy próbowała ogarnąć naszą burzę mózgów, co szło jej bardzo ciężko. To wszystko zostało przerwane, gdy w naszym pokoju rozległ się głośny huk. Przez drzwi wbił nie kto inny jak ten jebany siwy chuj.

- Grzesiu! Dzwoniłem do ciebie chyba z 10 razy! - w taki sposób przywitał się ze mną Erwin. Nosz japier-

- Miałem wyciszony telefon. O co chodzi? - odpowiedziałem spokojnie. Widząc jego podekscytowane oczy oraz minę mówiąco "mam zajebisty plan", zaczynałem się bać jego kolejnych słów.

- Chodź na chwilę za mną. - poprosił, wyciągając dłoń w moją stronę. Przewróciłem oczami po czym chwyciłem jego rękę. Była mniejsza od mojej. Zimna, byłem w stanie poczuć każdą kość po warstwą skóry. Mimo to pozwalałem by ta ciągnęła mnie w nieznane. Gdy opuściliśmy pokój pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech. Lubiłem momenty takie jak te, miałem nadzieję, że ani Hank ani Effy nie zaczną snuć jakiś teorii przez jeden głupi gest. Idąc za Knuckelsem miałem wrażenie jakbym błądził po labiryncie ze ślepym. Na szczęście ta plątanina korytarza nie była zrobiona bez celu, już po chwili nasza dwójka znalazła się pod wejściem na dach.

- Erwin, nie mamy kurtek. Pada pierdolony śnieg. Ja tam nie idę! Nie ma mowy! - od razu wybiłem mu ten posrany pomysł z głowy. Zrobił naburmuszoną minę. Oj czułem, że już zacznie krzyczeć. Otworzył usta by po chwili je zamknąć. Zastanawiał się chwilę nad doborem słów, pewnie próbował wymyśleć jakiś fajny tekst by poczuć się jak główny bohater jakiegoś filmu lub książki.

- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę zrobić to tutaj. - powiedział wijąc się na boki. Ręce schował za siebie, bawiąc sie co jakiś czas swoimi palcami tam. Przybliżył się do mnie po czym stanął na palcach. Zanim się obejrzałem ten złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

Okej. OKEJ. To było... urocze. W tym nie było żadnego pożądania, żadnej agresywności, tylko czyste uczucie. Nie spodziewałem się, że coś takiego jest w stanie zawstydzić mnie mocniej niż jebany seks. Czułem jak moje policzki stają się czerwieńsze.

- Tylko po to mnie stamtąd wyciągnąłeś? - spytałem odwracając wzrok do Erwina, który wyglądał na bardzo zadowolonego.

- Nie. Chciałem z tobą pogadać, ale przepuścić taką okazję to grzech. - odpowiedział po czym parsknął cicho śmiechem. W zemście również wbiłem się w jego usta. Nie potrafiłem zrobić tego z taką delikatnością jak on, lecz starałem się jak mogłem by pocałunek nie wyszedł na zbyt agresywny. Oddał pocałunek, co prawda z małym trudem. Dopiero gdy stróżka śliny spłynęła po jego brodzie, ocknął się. W końcu nadal byliśmy w jebanym akademiku, ktoś z łatwością mógłby nas zauważyć. Dłońmi delikatnie próbował mnie odepchnąć.

- O czym chcesz gadać? - spytałem odrywając się od jego warg. Ten przetarł je, teraz to jego policzki były całe czerwone.

- Chodzi o koncert AOD. Moi ludzie na złość wysłali tam dilera by zrobić mi na złość. Dodatkowo nie wiem jak, ale to nie może być przypadek, że AOD gra akurat w klubie gdzie nie mam wstępu. - zaczął mówić i z każdym słowem robiło się coraz mniej kolorowo.

- Zaraz... Jak nie masz wstępu? - spytałem niezbyt rozumiejąc ostatnią część zdania.

- Kiedyś się tam nieźle naćpałem i robiłem jakieś posrane rzeczy. Mam zakaz, ale tylko tam! - wytłumaczył pośpiesznie. Spojrzałem na niego z zawiedzeniem i uderzyłem się dłonią w czoło. Idiota. - No ale wracając! Pomyślałem, że wtedy może chciałbyś pójść ze mną-

- Erwin, nie. Umówiłem się już wcześniej z Hankiem, że razem z nim pójdę na ten koncert. Mamy już opłacone bilety.

- Jezu! Hank ma przecież innych przyjaciół i pierdoloną dziewczynę!

- Ty chyba czegoś nie rozumiesz, ja chce tam pójść nie tylko przez Hanka. Przecież wiesz jak dużym fanem AOD jestem. Nie mogę przepuścić takiej okazji.

- Aha? To co ja mam robić?! Cała szkoła na to idzie.

- Trzeba było nie ćpać tyle.

No tak, było za pięknie. Nasza kłótnia pogłębiała się z każdym zdaniem. Końcowo Erwin fuknął na mnie wkurzony i odszedł pośpiesznym krokiem do swojego pokoju. Wiem, że ma teraz ciężki okres. Grupa jego przyjaciół się sypie, w dodatku niedawno zakończył swój związek. To jednak nie tłumaczyło jego egoistycznego podejścia do życia.

Wróciłem do swojego pokoju i starałem się zapomnieć o kłótni przed chwilą. W takich momentach naprawdę doceniałem Hanka. Taki przyjaciel to skarb, wiadomo nie jest idealny ale jeśli typ jest w stanie poprawić mi humor nie wiedząc nawet czemu wróciłem smutniejszy, to jest zajebisty.

»»——⍟——««


- Power do kurwy nędzy! Jak to zgubiłeś teczki z brudami?! - krzyknął Pisicela, rzucając pobliską książką o ziemię. W sali samorządu szkolnego bywało burzliwie, lecz teraz atmosfera był tak ostra jak zupka chińska o smaku chilli.

- Nie wiem! Ktoś musiał się włamać do mojego pokoju i wykraść je! Nie ma ani jednej, więc to musiał być jakiś "super bohater". - mówił Max próbując uspokoić swojego "szefa".

- Miałeś nikomu nie mówić o tym!

- I NIE MÓWIŁEM!

- To co? Ktoś przypadkiem włamał się do twojego pokoju i zaczął sprawdzać każdy jego kąt?

- Nie no, nie wiem. Może wiatr je wywiał czy coś?

- Power, debilu. Ty miałeś te dokumenty pod łóżkiem. Słyszysz?! POD ŁÓŻKIEM! JAK KURWA WIATR MIAŁ JE WYWIAĆ!

- Eeee... NIE WIEM!

Dłonie Pisiceli już po chwili znalazły się na twarzy Maxa i zacisnęły sie na niej bardzo mocno.

- Pomyśl, komu wspomniałeś o tym? Może ta babka co się kłóciłeś z nią w busie? Ta od narkotyków? Nie wiem, jej siostra? - Janek nerwowo sięgnął do wspomnień Maxa i starał się by ten debil coś sobie przypomniał. Na jego szczęście nad jego głową pojawiła się świecąca żarówka. No tak! Już sobie przypomniał!

- Capela! - krzyknął znienacka, aż Janek odsunął się od niego.

- Co kapela? Powiedziałeś jakiejś grupce grajków o tym? Jebanej kapeli?

- Nie! Chodzi mi o Dante Capele! Jemu powiedziałem coś tam kiedyś.

- No co?! Ile on będzie miał dram w tym roku?

- No już ma dwie.

- To było pytanie retoryczne, debilu.

Po kilkunastu sekundach głuchej ciszy ta dwójka wymieniła się podejrzanymi spojrzeniami.

- Co chcemy z nim zrobić? - spytał Power zacierając swoje rączki.

- Coś się wymyśli. Teraz muszę lecieć na lunch. - odparł totalnie bez żadnej grozy w głosie Janek, przez co zawiódł cholernie swojego rozmówce.

- Janeczek, ale ty przed chwilą jadłeś lunch. - powiedział z pretensją w głosie.

- To był przed-lunch. Pamiętaj, najpierw masa, później masa. - odpowiedział wychodząc z sali.

- A to nie było najpierw rzeźba, później masa?


»»——⍟——««


Jeśli miałbym wybrać osobę, która w ostatnim czasie zaskarbiła sobie aprobatę od innych byłaby to Wan Lii. Wszyscy już wcześniej uważali ją za "dobrego ziomka", lecz to co zrobiła teraz było czymś lepszym niż te wszystkie głupie czyny jakie zrobił Jezus. Urządziła albowiem sztukę teatralną w dzień, gdzie akurat mamy najcięższe lekcję. Nic dziwnego, że cała szkoła z chęcią chciała pójść na to wydarzenie. Szczerze kibicowałem jej, zasługiwała na taką uwagę.

Zająłem miejsce obok Hanka w środkowym rzędzie na trybunach. Dzięki temu widziałem większość, no dobra jedynie czasami łeb tego jebanego silnego, który usiadł z jakiegoś powodu na prawie samym początku, zasłaniał mi trochę. Typ co zawsze ma na sobie czarną maseczkę, zdenerwował mnie trochę swoim zachowaniem. Widząc jednak jak wesoło gada z Nicollo Carbonarą, który usiadł obok niego, wybaczyłem mu trochę.

Wzrokiem szukałem dwóch osób. Pierwszy był Erwin, ten pomimo obrażenia na mnie zajął miejsce blisko mnie. Co prawda dzieliło nas parę randomowych uczniów, a dokładniej jakaś dwójka, ale wciąż byłem w stanie zauważyć jak co jakiś czas ucieka wzrokiem w moją stronę.

Drugim chłopakiem był Dante, który coraz częściej zaczynał pokazywać się w szkole. Jakimś cudem znosił złośliwe i agresywne zaczepki, a przynajmniej wyglądał jakby te nic dla niego nie znaczyły. W środku może cierpiał, lecz kontakt z nim był ryzykowny i też cholernie trudny. Z ciekawości napisałem do niego jak się czuje, lecz ten jedynie odczytał i nie odpisał. Capela zajął miejsce w samym rogu, tak by prawie nie było go widać. Na jego nieszczęście nad nim usiadła sama topka samorządu. Alex Andrews, Pisicela oraz Max. No to nici z bycia cieniem. 

Nagle poczułem jak ktoś ciągnie mnie za rękę.

- Hej. - szepnęła do mnie Mia, która magicznie zamieniła się miejscami z Hankiem. No to fajnie.

- Cześć. - odpowiedziałem jej z grzeczności. Jeśli będzie mnie zagadywać podczas show to jej wyjebie, nie żartuje.

- Kiedy się to zacznie? - nie. Jeszcze go kurwa brakowało. Obróciłem się w drugą stronę i zamiast jakiegoś losowego ucznia zobaczyłem pierdolonego Erwina.

- Z jakieś 5-8 minut? - mruknąłem patrząc na chłopaka ze zdziwieniem. Ten jednak swoim wzrokiem próbował zabić dziewczynę obok. No tak, teraz mu się odpaliła zazdrość. Czułem, że zaraz jedno z nich się wreszcie przełamie i powie coś obraźliwego. Na szczęście nie mieli okazji, ponieważ już po chwili na scenę weszła autorka całego przedstawienia.

- Witam wszystkich bardzo serdecznie! Widzę, że już prawie wszyscy są. Dziękuję za tak duże zainteresowanie całym projektem, nie sądziłam, że aż tyle osób będzie chciało obejrzeć moją sztukę. Jak pewnie wiecie, całość się nazywa "Euforia w twoim sercu" i opowiada o miłosnych dramatach w szkole. Mam nadzieję, że się wam spodoba. - mówiła, a przez dobry mikrofon jej głos było słychać w całej sali. Już po chwili na sali zapadła całkowita ciemność. Spokojna muzyka rozbrzmiała z głośników, a kurtyna zaczęła się powoli rozsuwać.

Poczułem mocny uścisk na obu moich dłoniach. Chciałem się wyrwać z obu, lecz postanowiłem skupić się na przedstawieniu, a nie na tych debilach obok mnie.

I to był błąd.

I to naprawdę duży błąd.






Okej kochani, nie wiem jakim cudem tak szybko udało mi się uporać z tym rozdziałem. Co prawda nie był sprawdzany,ale mam nadzieję, że wszystko jest git.

Mam też dla was trochę smutną informację, ponieważ za tydzień prawdopodobnie nie będzie rozdziału. Czemu? No cóż... jadę na koncert, a kolejny rozdział jaki mam zaplanowany jest długi, bardzo długi. Nie wiem czy się wyrobie (jest duża szansa, że nie). Przepraszam, ale Young multi czeka na mnie w Łodzi XDDD


Wynagrodzę wam to jakoś ,obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top