ˋ°•*⁀➷Epilog 1/2ˏˋ°•*⁀➷


*+:。.。  。.。:+*


Erwin otworzył leniwie swoje oczy. Ciemność za oknem oraz głośne stukanie kropli wody o szybę wskazywały tylko na jedno, była burza. Niechętnie wstał z łóżka i spojrzał na godzinę w telefonie. Zbliżało się południe. Był piątek, więc na spokojnie mógł sobie na to pozwolić. Właściwie w każdy dzień mógł sobie na to pozwolić.

Szybka wizyta w toalecie, a później już nie taka szybkie przeszukiwanie szafy w celu odnalezienia czystych ubrań. Nagle usłyszał pukanie do drzwi, pośpiesznie wstał i jak najszybciej otworzył je.

- Carboo! - krzyknął z radością w głosie. Nicollo przytulił chłopaka, zawsze tak robili na powitanie. Knuckles bardzo doceniał taki gest "brata", był on jedną z nielicznych osób, które przychodziły go odwiedzać w sprawach niebiznesowych.

- Co tam u ciebie? - spytał białowłosy, zamykając za sobą drzwi. Oparł się o jedną ze ścian, a wzrokiem błądził po ciele Erwina. Po krótkiej analizie mógł westchnąć z ulgą.

Dzisiaj jeszcze nic nie brał...

- Nic ciekawego. Wiesz, nie zdarza mi się często wychodzić z tego pokoju. Co się stało z Sanem? Nie widziałem go od... od... - odpowiedział, zacinając się na końcu. Kurna, zleciało już tyle czasu, że sam przestał liczyć dni, które spędził całkowicie samotnie.

- Od trzech tygodni. San wyjechał. Ktoś u niego z rodziny jest mocno chory. Z tego co mi wiadomo aktualnie robi za nianie trójki dzieciaków. - odparł Carbonara, uśmiechając się pod nosem. Ten sam uśmiech udzielił się siwemu, które po usłyszeniu ostatniego zdania cicho parsknął śmiechem.

- San i bycie nianią? Nie mogę sobie tego wyobrazić. - po wypowiedzeniu tych słów nastała niezręczna cisza. Ani jeden, ani drugi nie mieli już żadnych tematów do poruszenia. Chociaż nie, Carbo miał, lecz nie chciał się nimi dzielić z chłopakiem obok.

- Jest jutro impreza u mnie o 20. Wbijesz? - zmusił się do wypowiedzenia tych słów. Uciekł wzrokiem na podłogę, przyglądając się porozrzucanym śmieciom.

- Jasne! - odpowiedział bez chwili namysłu. Siwowłosy naprawdę chciał mieć jakąś wymówkę by wyrwać się z tego miejsca, chociaż na chwilę posmakować wolności, którą sam sobie odebrał.

- Tylko żeby było jasne, żadnych narkotyków. Alkohol w umiarkowanych ilościach, a jak chcesz sobie zapalić papieroska to zapraszam na balkon. Zrozumiano?

- Tak jest, szefie!

- Erwin, ja nie żartuje. Szczególnie jeśli chodzi o to pierwsze...

- Wiem, wiem. Serio, nic nie odwalę.

- Niech ci będzie.

⚛》》》◆《《《⚛


- Okej, Erwin. Co tym razem? - spytał zmęczonym tonem Alex Andrews, na jego twarzy gościł sztuczny, bardzo sztuczny, uśmiech.

- Na jak długo jestem zawieszony? - mówiąc to Knuckles skrzyżował swoje ręce. Oczywiście nie mógł powstrzymać się od miny obrażonego dziecka, doskonale znał odpowiedz, lecz jego ADHD i tak zawsze kazało mu zadawać to jedno, głupie pytanie. Tak jakby odpowiedz na nie miała być jakimś zbawieniem lub pocieszeniem.

- Za tydzień już będziesz normalnie chodzić do szkoły. Coś jeszcze? - odpowiedział zbierając dokumenty z biurka. Zbliżała się godzina 16, a on był zmuszony do słuchania tego idioty. Nie miał zwyczajnie sił na myślenie, a sama obecność siwego chuja przyprawiała go o ból głowy.

- Tutaj cię zdziwię. Mam serio super pomysł, taki serio fajny i w 100% bezpieczny. - na te słowa Andrews załamał się w środku. Nie pozbędzie się go już tak łatwo. Erwin wyjął z torby kilka pogniecionych papierków, które na szybko starał się rozprostować. Alex usiadł na swoim fotelu biurowym i głośno westchnął.

- Klub mechaniczny? Jeszcze powiedz, że ty byś go prowadził. - parsknął cicho śmiechem, przeglądając kartki. Nie był to głupi pomysł, ale czuł tu jakiś podstęp. - Skąd nagle taki pomysł, panie Knuckles?

- No słuchaj! Przez to siedzenie w pokoju trochę mi odbiło, ale nie w takim złym sensie. Kiedyś ktoś mi powiedział bym poszerzał swoje horyzonty czy coś takiego-

- Nikt ci tak nie powiedział.

- Morda. Znaczy... no ogólnie zacząłem się interesować wszystkim. Wiesz, że Van Gogh odciął sobie ucho?

- To chyba każdy wie. Dobra, mów do rzeczy.

- No to słuchaj, samochody. Każdy prawdziwy facet je uwielbia. W klubie mechanicznym moglibyśmy naprawiać sprzęty innych i różne takie. No sam przyznaj, zajebisty pomysł.

- Pomyślę nad tym. Jak na razie garaż jest zajęty, więc musisz trochę poczekać.

- Wyjebcie to kółko artystyczne. I tak nikt na to chodzi. Kogo obchodzi sztuka?!

- Uwierz mi, dużo osób lubi rysować.

- Rysować mogą wszędzie, a nie akurat w garażu.

- Czułeś kiedyś smród farb olejnych albo innych gówien, których tam używają? No właśnie.

- Szukasz dziury w całym. Mówię ci, tam są sami debile.

- Erwin, przesadzasz. Już ci mówiłem, przemyślę to.

- No mam nadzieję.

Głośny pisk osuwającego się po podłodze krzesła rozbrzmiał po całej sali. Erwin wstał z niego i ruszył do wyjścia.

- Masz o tym myśleć. Na serio, to jest bardzo dobry biznes! - krzyknął odwracając się w stronę Alexa. Dopiero gdy jego ciało przywaliło w drzwi, odwrócił się tyłem i szybko je otworzył. Wychodząc, zostawił Andrewsa z wieloma pytaniami w głowie.

Jedno z nich było proste:

" Jak można być aż tak dużym zjebem?"


⚛》》》◆《《《⚛


- Siema Dante!- siwy bez żadnych oporów krzyknął w stronę Capeli, który dopiero po jego krzyku obudził się z własnych fantazji. Jego wzrok, który wcześniej był utkwiony na Xanderze, aktualnie wylądował na siwej czuprynie.

- Hej. - mruknął krótko, chowając ręce do kieszeni swojej kurtki. Stał aktualnie przed wyjściem ze szkoły. Burza mocno się nasiliła, co jakiś czas można było usłyszeć grzmot pioruna. Xander niczym niewzruszony szedł z parasolką w dłoni w towarzystwie kilku dziewczyn.

- Zakochałeś się w nim? - spytał wścibsko Erwin stając na palcach by chociaż na chwilę spojrzeć prosto w oczy Capeli. Właściwie to oko, bo jedno z nich było przykryte grzywką.

- Co?! Nie! Gadaliśmy może z... kilka razy. Nie jesteśmy nawet przyjaciółmi. - odparł, lecz rumieniec na jego twarzy sam go zdradzał.

- Nie bądź taka pizda, Dante. Zagadaj do niego nooo~ - mruknął w odpowiedzi, szturchając chłopaka w ramię. Ten jedynie spojrzał na niego ze złością na twarzy. Erwin wiedział, że jeśli się nie odsunie to może skończyć z dużym guzem na czole. Dlatego też już po chwili znalazł się jak najdalej od niego.

- Masz zamiar tak czekać na cud? Ehh... Przecież mówili, że będzie dzisiaj padać. - siwowłosy zwrócił uwagę na brak parasolki u chłopaka. Nawet on miał ją przy sobie, a to coś mówi.

- Ukradli mi ją. - odpowiedział Dante, a jego rozmówca jeszcze bardziej się skrzywił. Poczuł to dziwne uczucie w sercu, coś w stylu poczucia winy.

- Słuchaj, dałbym ci swoją, ale jeśli zostanę tutaj te 10 minut dłużej to mój zawias może się zwiększyć i wiesz... - starał się wytłumaczyć, ale uciszenie przez Capele dało mu do zrobienia by zamknął swoją jadaczkę. Ciche "jest okej" było dla niego jednoznacznym znakiem.

Można je było odczytać jako "Weź już spierdalaj."


⚛》》》◆《《《⚛


Idąc w stronę swojego pokoju napotkał w deszczu na kilka znajomych twarzy. Uciekający przed deszczem Albert z Vasquezem czy kłócący się Hank z Effy. Erwin widząc tych drugich zaczął się zastanawiać czy jedno z nich serio płaczę, czy to tylko krople z nieba. Może niebo płacze za nich? Cała ich sprzeczka zakończyła sie ostrym ciosem w twarz Overa. Z czystej litości siwy podszedł do chłopaka.

- Rzuciła cię? -spytał prosto z mostu.

- Nie. Ja rzuciłem ją. - początkowo nie mówił nic, lecz po chwili zrozumiał jak bardzo potrzebuje kogokolwiek do wygadania. Nawet jeśli tą osobą był Knuckles.

- Dogadywaliście się całkiem dobrze. - mruknął kręcąc oczami. Było to dla niego co najmniej nielogiczne. No ale jak to on, musiał ominąć kilka rozdziałów w książce, a i tak pisał na jej temat recenzje.

- Ta. Wiesz, ludzie się zmieniają. Oboje się męczyliśmy w tej relacji, chociaż jak widać głównie ja.

- Może ona też, ale nie chciała tego pokazywać. No wiesz, dobijać cię do końca.

- No chyba lepiej, żeby w takiej sytuacji była ze mną szczera.

- Hmm... Okej. W takim razie jakbyś się czuł gdyby walnęłaby ci tekstem typu "byłeś słaby w łóżku" albo "masz małego"?

- Po pierwsze to nieprawda po drugie mam normalnego kutasa, co za dużo to niezdrowo!

- Ehh... To był tylko przykład, ale widząc twoją reakcję to już wiem czemu ta cała Effy oszczędziła sobie szczerość z tobą.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.

- O ten tramwaj co nie chodzi.


⚛》》》◆《《《⚛


Erwin niepewnym krokiem wkroczył do pokoju Carbonary i Davida. Sam nie wiedział czy zaprosił aż tyle osób czy pokój skurczył się przez ostatnie miesiące. Chwiejnym krokiem dotarł do stolika z przekąskami oraz alkoholem. Na sam widok trunku zmarszczył brwi.

Jeden łyczek mu nie zaszkodzi, prawda?

Wziął puszkę piwa i zaczął z niej pić. To nie był jeden łyczek, raczej cztery lub nawet pięć. Jako że puszka była już prawie pusta to wyrzucił ją do śmieci. Spojrzał w górę na sufit. Było mu duszno, ale nie mógł tego pokazać. Nie mógł zepsuć tej imprezy.

- Siema Erwin! Myśleliśmy, że się nie zjawisz! - jego wzrok wylądował na osobie przed nim. Był to David. Przy nim stał zmartwiony Carbonara wraz ze swoją dziewczyną, Kylie. Po chwili przy nich zebrała się reszta ekipy, Vasquez, David, Dia, Laborant oraz Heidi. Każdy z nich ze sztucznym uśmiechem starał się zachowywać naturalnie przy chłopaku, chociaż jeśli chodzi Vaskiego to ten ograniczył się jedynie to cichego powitania i z niechęcią zgodził się na grupowego przytulasa.

Reszta imprezy nie była już taka kolorowa.

Zaczęło się od pierwszych zawrotów głowy u Erwina. Tak jak wcześniej, nie mógł sobie pozwolić na zepsucie tej imprezy nagłym rzyganiem. Udał się do łazienki. Kolejny raz przeżył nie mały szok, ostatni raz kiedy tu był łazienka była zdecydowanie mniejsza. Musieli mieć jakiś remont, ciekawe czemu. Na początku od razu pochylił się nad muszlą klozetową, lecz na jego szczęście nie zbierało mu się na wymioty. Postanowił więc na chwilę schować w kabinie prysznicowej, którą była zakryta żółtą zasłoną. Była to idealna kryjówka, miał zamiar jedynie posiedzieć tam chwilę. Po pierwszych zawrotach głowy wszystko w jego organizmie zazwyczaj się normowało i mógł w spokoju bawić się na parkiecie.

Tak też się działo, już po kilku minutach cały świat stał się ostrzejszy i muzyka aż tak nie drażniła jego głowy. Miał już wychodzić gdy nagle do łazienki wbił ktoś, a dokładniej dwie osoby. Ciche mlaskanie i pojękiwanie wskazywało na jedno, za żadne skarby Knuckles nie mógł teraz wyjść ze swojej kryjówki. Skulony siedział pod ścianą kabiny. Wysunął się na chwilę, chciał wiedzieć kim była para zakochanych. Jeśli byłby to Carbo z Kylie, to nic nie stało mu na drodze by po prostu w pośpiechu wyjść. Tak samo z większością par szkolnych. Ale nie! Musiał to być pierdolony Speedo z Vasquezem. Jeśli przerwałby im miłosne igraszki to skończyłby martwy. To na pewno.

- Ahh~ Vasquez~ - jęki białowłosego były dla siwego wkurwiające. Zakrył swoje uszy, ale ten darł się wniebogłosy. A to na niego ludzie narzekają, że jest głośny.

- Zawsze nie mogę się przy tobie powstrzymać~ - słowa Sindacco wywołały w nim odruch wymiotny. Boże, co to za tekst niczym z taniego pornola?

- Nie gadaj już nic, tylko pieprz mnie! Pieprz mnie tak, bym jutro nie mógł w stanie chodzić. - kontynuowali dalej swoją gadkę, która dla nich była okropnie podniecająca, a znowu dla Erwina była idealnym przykładem żenady. Chociaż już po chwili żałował, że nie zatrzymali się na grze wstępnej. Słyszał dzwiek zsuwających się ubrań, w pewnym momencie nawet bokserki jednego z nich wylądowały przy nim. Zrobił krzywą mordę z obrzydzenia i potajemnie rzucił je gdzieś na bok.

Głośne jęki oraz dźwięk obijających się o siebie ciał rozległy się po całym pomieszczeniu. Jeden drugiego rżnął tak jakby nie było jutra. Ciekawe czy byli tylko po alkoholu czy może jakieś ziółko wchodziło tutaj w akcje.

- O boże~ Vasquez... j-ja~ Mhmm~ - z reakcji dwójki chłopaków Erwin mógł z łatwością odgadnąć, że białowłosy właśnie szczytował. Okej, jeszcze chwila i będzie koniec tego piekła.

- To co? Następna runda? - głos szatyna, choć agresywny, miał w sobie nutkę romantyczności. No ale co z tego, siwy po jego słowach miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Przez kolejne minuty miał zapewniony świetny podcast ruchających sie chłopaków.

Następnych rund były dwie, więc możecie sie jedynie domyślać jak długo siwy spędził pod tym jebanym prysznicem.

- V-vasquez... Nie czuję moich nóg~ - wyjęczał po cichu Albert.

- Tak jak chciałeś, jutro nie ruszasz się z mojego łóżka. - odpowiedział ledwo co normując oddech Sindacco. Chwycił swojego chłopaka niczym pannę młodą i opuścił łazienkę. Czy inni uczestnicy słyszeli ich jęki z łazienki? Tak, dlatego też nikt nie odważył im przerywać. Po usłyszeniu dźwięku zamykanych drzwi Erwin jak najszybciej zerwał się z miejsca. Prawie się porzygał gdy początkowo zauważył na ścianie plamę... nasienia. No tak. Chociaż to jeszcze było nic, bo już po kilku sekundach przypadkowo wdepnął w... sami wiecie co. Szeptem zaczął spanikowany krzyczeć. Wytarł swojego trampka o dywan i pośpiesznie wyszedł z łazienki.


⚛》》》◆《《《⚛


Potańczył chwilę z losowymi kobietami, lecz nie miał zbytnio do nich szczęścia. Każda zawsze okazywała się zajęta i co najgorsze bardzo wierna swojemu partnerowi. Z facetami wolał już nawet nie próbować. W taki sposób skończył na balkonie w towarzystwie z nieznajomymi palaczami.

- Siwy! Siema! - głośny krzyk nad jego uchem przyprawił go o ból głowy. Odwrócił się by sprawdzić do kogo należał ten głos. Ciemna kominiarka zdradziła mu już wszystko.

- Silny! O kurwa, nie wiedziałem, że cie tu zobaczę. - odparł zdziwiony obecnością chłopaka.

- No ja i Carbo to teraz najlepsze ziomki, więc wiadomo musiał mnie zaprosić. Trochę się spóźniłem, ale chyba nie ominęło mnie dużo? - powiedział zbijając pione z chłopakiem.

- Niezbyt, w sensie zazwyczaj na imprezach nic się nie dzieje.

- Mhm... Czyli niezła stypa?

- Co?! Nic takiego nie powiedziałem!

- Po twojej minie to widać, nie podoba ci się tutaj.

- Nie miałem szansy się jeszcze rozkręcić, to tyle.

- Ta, ta... W takim razie mam coś co ci w tym pomoże.

Silny wyjął ze swojej kieszeni saszetkę z dziwnym proszkiem.

Nie... Nienienienie.

Oddech Erwina automatycznie przyśpieszył, pot powoli pojawiał się na jego ciele.

- Nie. Serio podziękuje. - odparł, prawie krztusząc sie powietrzem.

- To najlepszy towar, mówię serio! - przekonywał go Joseph, lecz na sam widok tego świństwa robiło mu się niedobrze.

- Carbo mówił, że nie chce żadnych narkotyków. Lepiej to schowaj.

- Pff... Okej, twoja strata.

Po tych słowach zamaskowany chłopak podszedł do grupki chłopaków na drugim końcu balkonu.

Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować połowa imprezowiczy była na ostrym haju. Erwin siedział z boku, obserwując dzikie zachowanie narkomanów. Nie chciał w żaden sposób być powiązany z nimi. Widok załamanego Carbonary, który starał się ocucić Davida, zdecydowanie rozczulił serce siwego. Podbiegł do niego i starał się uspokoić. Trzymając go mocno za rękę opuścił pokój i wyszedł z nim na korytarz.

- Kurwa! Miało być bez żadnych narkotyków. - krzyknął załamany. Uderzył kilka razy głową o ścianę. Zdecydowanie nie był w dobrym stanie psychicznym.

Czy Erwin chciał to pogarszać? Nie, ale wiedział, że jeśli nie powie prawdy w tej chwili to będzie czuł sie winny.

- To był Joseph. - powiedział przełykając głośno śline. Wzrok białowłosego wyrażał mocne zdziwienie połączone ze zawodem.- Silny sam mi proponował narkotyki na balkonie. Odmówiłem, ale szybko znalazł sobie nowe ofiary.

- Japier- Kurwa mać! Dlaczego?!

Nastała nieprzyjemna cisza.

Teraz serio ta impreza to jebana stypa


⚛》》》◆《《《⚛


Knuckles martwił się o swojego "brata". Pomimo wszelkich prób kontaktu z nim, ten nie odpisywał na jego wiadomości. Znaczy odpisywał, ale jego odpowiedzi składały się maksymalnie z czterech, czasami może z sześciu wyrazów. Był to widok niesamowicie smutny, ale całkiem zrozumiały. Nieudana impreza nie była czymś fajnym. Erwin jednak nie był w stanie wytrzymać już ani godziny dłużej w samotności. Musiał się ruszyć z tego jebanego pokoju. Ubrał na siebie ciepłe ubrania, ale nie za ciepłe. W końcu była już wiosna. Raz słonecznie, raz deszczowo. Tym razem słońce zawitało do miasta.

Ruszył w stronę szkoły, w głowie ułożył już sobie idealną wymówkę po co miał zjawić się w szkole. Akurat gdy doszedł usłyszał głośny dźwięk dzwonka na przerwę. Spojrzał na zegarek w telefonie, Nicollo powinien kończyć już lekcję. Czekał przy wyjściu ze szkoły na niego.

Jakże było jego zdziwienie gdy zobaczył go szczęśliwego wraz Kylie, Davidem oraz... Silnym. Tego ostatniego się tutaj nie spodziewał. W sercu poczuł małe ukłucie. Tak bardzo się bał o niego, a on wydaje się być w serio super kondycji. No tak, gdy tylko ich wzrok się skrzyżował białowłosy przestał się na chwilę uśmiechać. Siwy zagryzł nerwowo wargę, coś było nie tak.

- Hej Carbo! Nie odpisywałeś i trochę się martwiłem, że no...wiesz. - powiedział niepewnie. Nicollo po cichu dał znać Davidowi i Kylie by sobie poszli. Silny niewzruszony stał przy nim.

- Wszystko u mnie w porządku. U ciebie? - spytał ze sztucznym, delikatnym uśmiechem.

- W miarę. Widziałem na grupie, że chcesz zrobić nową imprezę. - odpowiedział i nerwowo zaczął gestykulować dłońmi. - Mogę ci pomóc z ogarnięciem pokoju.

- Nie, dzięki. Joseph mi pomoże. - mówiąc to puścił oczko w stronę zamaskowanego chłopaka. Ten jedynie cicho się zaśmiał Erwin stał niczym słup soli i nie mógł uwierzyć, że jego najlepszy przyjaciel wymienił go.

- Ale-ale mówiłeś, że żadnych narkotyków! Nie pamiętasz co ci mówiłem na imprezie! - podniósł swój głos, kompletnie nie ogarniając co sie dzieje.

- Pamiętam i tak się składa, że Silny mówi coś zupełnie innego. To ty sprzedawałeś innym narkotyki. - odpowiedział z obojętnością w głosie. To było już za dużo. Erwin podszedł do chłopaka bliżej. Joseph jedynie nerwowo kiwał głową, jebany potwierdzał własne kłamstwo.

- Carbo, czy ty się sam siebie słyszysz?! Przecież ja już tego gówna nie biorę od tak dawna. Na sam widok chce mi się rzygać! - mówił przejęty całą sprawą. Na chwile odwrócił się by spojrzeć w stronę Josepha, był pewien, że pod tą maską maluje się właśnie zwycięski uśmiech. Ponownie spojrzał na Nicollo. - Serio, wierzysz bardziej mu, a nie mi?!

- Erwin, czemu mam niby tobie wierzyć?

- Bo jestem twoim kurwa bratem!

- Jak mam ci uwierzyć po tym co zrobiłeś Gregoremu?!

Ciało Erwina zamarło w miejscu...

Odtworzyło się w jego głowie wspomnienie do którego już nigdy nie chciał wracać.

Grzesiu? Słyszysz mnie?

DLACZEGO ON NIE ODDYCHA?!

Niech ktoś zadzwoni po karetkę!

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

TO WSZYSTKO TWOJA WINA!

Głośne krzyki oraz płacz kilku osób piszczały w głowie Knucklesa. Kompletnie bezradny, odwrócił się od dwójki chłopaków i zaczął iść przed siebie.

Sam nie wiedział w jakim celu, szedł przyśpieszając co chwilę kroku. Przechodząc obok ruchliwej uliczki wyobrażał sobie jak potrąca go auta, a idąc przy stawie miał przebłyski z topienia się. Obraz w oczach rozmazywał mu się, coś mokrego zlatywało po jego policzkach. To były łzy. Leciały bez końca z jego oczu, nie przejmował się tym. Jego wcześniej zrobiona czerwona kreska zmieniała ich kolor na delikatnie różowe. Szedł dalej. Nie mógł się zatrzymać...


⚛》》》◆《《《⚛


Siedział samotnie w kawiarni. Gdyby ktoś zobaczył teraz Erwina, przeraziłby się. Ten zawsze podekscytowany, pełen energii chłopak, wyglądał teraz na zmarnowanego życiem-

- Hej? - głos należący do Capeli nie zdołał zwrócić jego uwagi. Pusto wpatrywał się w stolik, na którym znajdowały sie chusteczki oraz uschnięty kwiatek w małym wazonie. - Wyglądasz jak gówno.

Nadal zero reakcji, pogrążony jakby we własnych myślach, tyle że żadnych nie posiadał. Może jedynie odtwarzał w kółko sytuacje z dachu.

- Zamówiłeś już coś? - po kilkusekundowej ciszy znowu się odezwał. Tym razem dostał już odpowiedz, ciche mruknięcie i pokręcenie głową. Lepsze to niż nic. - Normalnie bym się spytał co się stało, ale zgaduje, że nic mi nie powiesz.

Kolejne sekundy ciszy.

- Muszę zjeść obiad. - burknął tym razem siwowłosy.

- Erwin, jest już 17. - odpowiedział mu ze zdziwieniem w głosie.

-... Ta?


⚛》》》◆《《《⚛


Capela postanowił odprowadzić Erwina do akademika. Zwyczajnie bał sie co może ten chłopak odstawić, zwłaszcza w tak dziwnym stanie psychicznym.

- Powiesz mi o co chodzi, czy będę musiał zgadywać? - powiedział Dante, nie mogąc już dłużej znieść niezręcznej ciszy na przystanku. Autobus jak zwykle się spóźniał, więc wiedział, że będą musieli tak stać jeszcze co najmniej z 10 minut.

- Sprawa z Grześkiem wraca do mnie jak pierdolony bumerang. - mówiąc to zaśmiał się smutno, a w jego oczach ponownie zaczęły zbierać się słone łzy.

W tym momencie chłopak cholernie pożałował swojego pytania. Nie miał pojęcia jak może odpowiedzieć na to. Zdawał sobie sprawę z całej sytuacji i dobrze wiedział, że Erwin nawalił po całości.

W końcu po 5 minutach absolutnej ciszy zebrał się w sobie. Czuł już te kłótnie w samorządzie na temat jego okropnej decyzji. Ahhh... wręcz nie mógł się ich doczekać.

- Dzisiaj w nocy miałem odwiedzić Grześka w szpitalu. Chcesz pójść ze mną?

- Nie wpuszczą mnie.

- Niby czemu?

- Monte na pewno nie chce się ze mną widzieć. Ja sam nie wiem czy jestem gotowy na zobaczenie go.

- Weź już skończ pierdolić. Idziesz czy nie?

-... Jeśli to nie problem.




Dobra, postanowiłam podzielić epilog na dwie częśći bo w innym wypadku byłby zdecydowanie za długi (i też nie zdążyłabym go napisać-). Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie za to :(

To do zobaczenia w następną niedziele!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top