26

Yoongi:

Na szczęście, tuż po wyjściu z dormu, zdołałem się w miarę opanować, zaraz udając do pobliskiej apteki, by zakupić te witaminy i jak najszybciej wrócić do Jimin'a. Powinienem od razu za nim pójść, jednak mimo wszystko wolałem ochłonąć, co udało się dopiero na chłodnym powietrzu.

Podczas stania w kolejce, zdążyłem przekląć się w myślach setki razy. Na pewno go wystraszyłem, a teraz ciężko mu będzie zastosować się do moich zaleceń odnośnie jedzenia. Czasami byłem naprawdę słabym chłopakiem, szczególnie podczas takich sytuacji. I coraz częściej zastanawiałem się czy jestem dla niego odpowiedni.

Znowu się dołujesz z samego rana, Yoongi. Kup to i wracaj do dormu, na pewno Jimin nie będzie na ciebie zły.

Moje przemyślenia przerwała farmaceutka, która szybko sprzedała mi potrzebne leki, na szczęście nie prosząc o żadne autografy, dzięki czemu zaraz opuściłem tę aptekę, zmierzając z powrotem do dormu. I zanim zacząłem narzekać na tłumy o tak wczesnej porze, poczułem w kieszeni wibracje. Zawahałem się, widząc na wyświetlaczu numer Taehyung'a. Czy to dziecko wymyśliło mi kolejny problem do kolekcji? Zapewne tak, inaczej by nie dzwonił.

- Ha... - zacząłem, jednak Kim nie dał mi dojść do słowa, sprawiając, że stanąłem w jednej chwili, prawie wypuszczając ten telefon z ręki.

- Taehyung, jesteś tego absolutnie pewien? – zapytałem po kilku sekundach ciszy i wpatrywania się w pusty chodnik przede mną. Wiedziałem, że jeśli Park'owi coś się stało, to tylko i wyłącznie moja wina. – Zaraz tam będę, obudź Seokjin'a jeżeli możesz... jest przy tobie Jungkook? Uniesie Jimin'a, prawda? Ubierzcie się szybko, bo nie mamy czasu.

Rozłączyłem się po tych słowach, szybko układając jakiś plan i puszczając się pędem w stronę dormu. Starałem się pozbyć wszystkich negatywnych myśli, nasuwanych przez mój mózg, jednak w obecnej chwili było to niemożliwe.

Wyląduje w szpitalu, do tego przez ciebie! Jak mogłeś go tak zaniedbać?!

Miałem tylko nadzieję, że Taehyung trochę dramatyzował, chociaż po przybyciu na miejsce i ujrzeniu Park'a leżącego w łóżku i prawie zlewającego się ze śnieżnobiałą pościelą, nogi zaczęły się pode mną uginać.

Yoongi, spokojnie, musisz być silny, dla niego.

Rzuciłem siatkę z lekami na sąsiednie łóżku, przysiadając na tym Jimin'a i sprawdzając jego stan. Taehyung mówił prawdę, dlatego nie mieliśmy czasu do stracenia.

- Przepraszam, Jiminnie – wyszeptałem jeszcze, zanim wstałem i rzuciłem się biegiem do swojego pokoju. – Jedziemy do szpitala, teraz, szybko, proszę, hyung. – Zacząłem nieco panikować, ciągnąc Seokjin'a do wyjścia. Wiedziałem, że ja nie będę w stanie prowadzić, dlatego był mi do tego potrzebny. – Nie wybaczę sobie, jeśli cokolwiek mu się stanie, hyung – dodałem, jak tylko wkroczyliśmy do pokoju Taehyung'a, Hoseok'a i Jimin'a. Zazwyczaj starałem się nie okazywać takich emocji, jednak teraz nie potrafiłem. Życie najważniejszej dla mnie osoby było poważnie zagrożone, przez co starałem się zmusić cały świat do współpracy ze mną.


Taehyung:

Powinienem zachować spokój, panika w takich sytuacjach nie była wskazana, ale kto by się nie przejął, gdyby przyjaciel leżał w takim stanie tuż pod twoim nosem?!

- Jestem pewien! Hyung, ratuj!

Słuchałem uważnie poleceń, starając się zapamiętać jak najwięcej. Kiwałem głową bardziej do siebie niż rozmówcy, w końcu mnie nie widział.

- Dobrze, ale wróć szybko! - Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko, próbując zebrać myśli.

- Jungkookie, ubieraj się. Pojedziemy z nim zaraz do szpitala. Sprawdzaj, czy oddycha.

Ponownie opuściłem pokój w pośpiechu, by udać się do sypialni hyungów. Obudzenie Jin'a nie było szczególnie trudne, ale nie miałem czasu na wyjaśnienie mu całej sytuacji. Poprosiłem tylko, by starszy ubrał się szybko, bo potrzebujemy go w roli kierowcy. Wróciłem do pokoju, gdzie Jungkook stał już w pełnej gotowości. Sam wciągnąłem spodnie, które jako pierwsze wpadły mi w ręce po otworzeniu szafy. Znalazłem też jakieś dresy dla Jimin'a i z pomocą króliczka ubraliśmy go. Chłopak zaczął coś bardzo niewyraźnie i cicho mamrotać, co dawało pewność, że jeszcze w jakimś stopniu kontaktuje ze światem.

- Głupi Jiminnie. - Poczułem, jak po moich policzkach pociekły łzy, które szybko otarłem rękawem. - Ty i twoje durne diety. Głupek. Głupek...

W końcu pojawił się Yoongi. Rzucił coś na łóżko, siadając przy moim rówieśniku. Zaraz wybiegł, po chwili przyciągając ze sobą najstarszego, który na widok Jimin'a doznał chyba szoku.

- Możemy już z nim jechać. Jungkookie, proszę, weź go. – Błagałem cicho, ściskając ramię maknae, który zaraz spełnił moją prośbę. Całą grupą praktycznie wybiegliśmy z dormu. Każda sekunda wydawała się teraz dużo szybciej płynąć, a w dodatku od każdej jednej zależało, czy Jimin zaraz nie straci oddechu.

W samochodzie zająłem miejsce przy kierowcy, odwracając się cały czas, by widzieć, co się dzieje za nami. Chyba pierwszy raz widziałem Min'a w takim stanie. Wręcz zaryzykowałbym stwierdzenie, że nigdy wcześniej nie wydawał mi się tak... ludzki. Zastanawiałem się kilka dni wcześniej, jak mógł mi się podobać i jakim cudem Jimin z nim wytrzymuje, skoro był zdolny nawet do podniesienia ręki na mojego króliczka. Teraz to chyba zrozumiałem. On go kochał. A Chim na pewno czuł do starszego to samo. I gdyby nie tragiczna sytuacja, w której się obecnie znajdowaliśmy, zapewne bym się wzruszył. Teraz jednak moje łzy były spowodowane strachem o życie przyjaciela.

- Głupi Jiminnie... - szepnąłem ponownie.


Jimin:

Balansowanie na granicy świadomości i snu, było dość męczącym i dziwnym uczuciem. Nie mogłem ani skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie, ani przed tym tak do końca uciec. Zdawałem sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Słyszałem głosy moich przyjaciół, czułem dotyk na moim ciele, ale nie miałem siły na niego reagować. Nawet otworzenie oczu wydawało mi się w tej chwili nie lada wyzwaniem, choć ciągle próbowałem zapytać ich, co się dzieje. W pewnym momencie poczułem, jak zostaję wyciągnięty z łóżka. Jednak wtedy znowu odpłynąłem.

Jawa wróciła w momencie, gdy do moich uszu docierały dźwięki typowo uliczne. Miejski szum wydawał mi się w tej chwili czymś dziwnym, przecież byłem w dormie. Czułem też, że otaczają mnie czyjeś ramiona.

- Hyung... - Nie byłem do końca pewien, czy udało mi się to powiedzieć, czy jedynie pomyślałem, starając się przekształcić myśli w słowa. A miałem dużo do powiedzenia.

- Yoongi... hyung... prze... praszam... - Udało mi się w końcu wyszeptać. Miałem tylko nadzieję, że mój Suga jest tu ze mną i to słyszy. - Przepraszam...


Jungkook:

Stałem jak wryty, nie potrafiąc wykonać najmniejszego ruchu. Nigdy nie byłem przy takich sytuacjach, zazwyczaj to ja mdlałem z wycieńczenia, jednak to manager znajdował mnie w podobnym stanie, ewentualnie Namjoon hyung i pomagał mi wtedy jakoś się pozbierać, a szpital nie był konieczny, dlatego nie rozumiałem co stało się Jimin'owi. Dopiero polecenie Taehyung'a wyrwało mnie z tego zamyślenia. Kiwnąłem tylko głową, podchodząc do łóżka, na którym leżał czerwonowłosy i biorąc go na ręce z niezwykłą łatwością. Faktycznie schudł i tak jak wcześniej nie mogłem sobie pozwolić na bezproblemowe przenoszenie go z miejsca do miejsca, tak teraz nie musiałem nawet używać dużo siły, by umieścić go w samochodzie, po chwili już obserwując jak wszyscy do niego wsiadają. Zawahałem się, nie będąc pewnym czy również powinienem z nimi jechać. Nie dogadywaliśmy się ostatnio z Jimin'em i raczej nie chciałby, żebym przy nim był, zresztą, miał Yoongi'ego, który po raz pierwszy w życiu, pokazał przy nas swoje cierpienie. Zazwyczaj tylko narzekał na długie treningi i mało snu, jednak strach i rozpacz trzymał w sobie, prezentując nam wyćwiczoną maskę zimnego człowieka, nieposiadającego większości negatywnych emocji. Starałem się zrozumieć to wszystko, pojąć uczucie, którym darzy się ta dwójka, jednak zanim zdołałem to zrobić, Jin hyung podał mi jakąś koszulkę i bluzę, każąc się ubrać i wsiadać do tyłu, co uczyniłem po ówczesnym spojrzeniu na starszego i chwili zastanowienia. Niestety, byłem za daleko, żeby pocieszyć płaczącego Taehyung'a. Mogłem jedynie obserwować wszystkich, wysłuchując kolejnych poleceń Seokjin'a. Zostałem poproszony o wykonanie telefonu do managera, co uczyniłem, biorąc sprzęt z rąk najstarszego Kim'a. Wiedziałem, że Taehyung nie byłby w stanie tego zrobić, chociaż znał sytuację lepiej ode mnie.

- Manager hyung, my... - zacząłem, kiedy zaspany Sejin odebrał ode mnie. Nie miałem pojęcia jak to wszystko wyjaśnić. Uciekliśmy, bez słowa, do tego prawie całą grupą... - Jedziemy do szpitala, Jiminnie hyung źle się poczuł i...

- Który szpital? I co dokładnie się stało? Którym samochodem pojechaliście? – Manager zasypał mnie pytaniami, na które starałem się odpowiadać zgodnie z prawdą. Niekiedy to Seokjin podpowiadał mi co mam mówić i pomimo dwóch rzędów siedzeń, oddzielających nas od siebie, staraliśmy się jakoś komunikować, aby manager Kim nie wpadł w szał.


Yoongi:

Dla mnie była to walka z czasem. Poganiałem Jungkook'a, przez co prawie biegiem dotarł pod ten samochód. Kiedy ułożył go na drugim siedzeniu, od razu zająłem miejsce obok niego, przyciągając do siebie i głaszcząc po głowie. Cieszyłem się, że Taehyung pomyślał o ubraniu Jimin'a. Był naprawdę zimny, pomimo dodatniej temperatury panującej na zewnątrz. Nie myślałem teraz o konsekwencjach takiej ucieczki. Powinniśmy zadzwonić do Sejin'a, jednak skupiłem się tylko i wyłącznie na zmuszaniu mojego ukochanego do utrzymywania świadomości i nieodpływania do krainy snów.

- Jiminnie, nic się nie stało, nic Ci nie będzie, tylko nie zasypiaj – prosiłem, drżącym głosem, głaszcząc go po głowie i wpatrując się w tę piękną, chociaż tak cholernie zmęczoną twarzyczkę. – Kocham Cię, pamiętasz? Masz ze mną zostać, mów coś do mnie, Jiminnie. – Nie obawiałem się takich wyznań. Jechali z nami wszyscy wtajemniczeni, a wiedziałem, że mój czerwonowłosy potrzebuje teraz wsparcia, nawet słownego. – Przepraszam, że wyszedłem i przepraszam za ten wybuch złości... nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję, tylko masz mi z tego wyjść. – Naprawdę byłem skłonny zacząć ignorować denerwujących mnie ludzi, czy też rzeczy. Wcześniej mówiłem, że to awykonalne, jednak teraz ta sprawa wydawała się taka prosta i łatwa w realizacji. – Zrobię wszystko, żeby nie opuszczać Cię już na krok... – obiecałem jeszcze, chociaż wiedziałem, że wiąże się to z odpuszczeniem sobie następnej piosenki, jednak nie będę w stanie zawitać do studia, dopóki Park nie wyzdrowieje.

Przez resztę drogi, starałem się uspokoić sam siebie, szepcząc jakieś zapewnienia i obietnice. Dopiero kiedy zaparkowaliśmy pod szpitalem, odezwałem się do Jungkook'a, prosząc go o ponowne przeniesienie Jimin'a, co oczywiście po chwili uczynił. Kroczyłem z nimi równo, wypytując się Seokjin'a o managerów, ponieważ nie skupiałem się na rozmowie, którą przeprowadził maknae w samochodzie. Sejin zaraz miał się tutaj zjawić, zapewne z wszelkimi dokumentami, dlatego zająłem się rozmową z Jimin'em, a kiedy podszedł do nas jakiś lekarz, zacząłem przedstawiać mu sytuację, podając wszelkie szczegóły i odpowiadając na pytania. Mój ukochany zaraz został zabrany na badania, jednak nas pozostawiono na korytarzu i kazano czekać.

Usiadłem na najbliższym krześle, starając się opanować i zacząć logicznie myśleć. Po chwili pojawił się przy mnie Seokjin, szepcząc jakieś słowa otuchy, których i tak nie słuchałem.

Nigdy więcej, Jiminnie...


Jimin:

Udało mi się na moment otworzyć oczy, ale wszystko przysłaniały plamki, dlatego zamknąłem je z powrotem. Miałem wielką ochotę zasnąć i nie rozumiałem, dlaczego Yoongi każe mi tego nie robić.

- Spać... - Udało mi się jeszcze szepnąć, potem już nie miałem siły nawet na to. Zachowałem jednak jakiś ślad świadomości. Jungkook rozmawiał dość głośno przez telefon. Starałem się skupić na dźwiękach, by przetrwać w tym dziwnym stanie.

Nie potrafiłem określić, ile czasu rzeczywiście minęło, ale dla mnie były to sekundy. W jednej chwili czułem ramiona Yoongi'ego, które zaraz zostały zastąpione czyimiś innymi. Potem dołączyły do tego wszystkiego obce głosy. Chciałem zapytać, gdzie jestem, ale to też był za duży wysiłek. Musiałem jednak jakoś to sprawdzić, otworzyłem więc oczy z wielkim trudem. Tym razem czekałem, by plamki zniknęły sprzed oczu i zobaczyłem jedynie biały sufit i jakiegoś człowieka pochylonego nade mną. Dopiero po chwili zorientowałem się, że fartuch, który ma na sobie oznacza, że jest lekarzem, a ja trafiłem do szpitala.

Nie... Managerowie mnie zabiją...

Patrzyłem zmęczony, jak pobierają ode mnie próbki krwi, badają, osłuchują. W końcu spróbowali wbić mi się w żyłę, by podać kroplówkę, ale już po chwili okazało się, że naczynko pękło. Mówili coś o odwodnieniu, które było powodem tego, jednak nie rozumiałem za wiele ze słów lekarzy. A końcu jednak udało im się wbić igłę i usłyszałem tylko, że wszystko będzie dobrze.


Taehyung:

Gdy dotarliśmy do szpitala spodziewałem się, że odczuję ulgę, bo w końcu ktoś zajmie się moim przyjacielem. Tak się jednak nie stało, zamiast tego czułem tylko większe napięcie i strach o Jimin'a. Zwłaszcza, gdy nie pozwolono nam na wejście z nim do sali i kazano czekać. Jeśli ja byłem zestresowany, to bałem się wiedzieć, jak w tej chwili czuje się Yoongi. Spodziewałem się, że zacznie się kłócić z lekarzami o możliwość wejścia do swojego chłopaka, on jednak zrezygnowany zajął miejsce na najbliższym krześle. To był dla mnie taki widok, jakby właśnie godził się z tym, że... że Jimin'owi nic już nie pomoże.

Rozejrzałem się za Jungkookie'm, do którego natychmiast podszedłem i zapłakany wtuliłem się w niego. Nie chciałem mówić na głos tego, o czym myślałem. On na pewno też był teraz wystraszony, a ja nie mogłem mu w żaden sposób pomóc.

Jeszcze większe problemy zwiastowało przybycie managera. Co prawda Sejin był tym ,,łagodniejszym" z naszych opiekunów, bo nie zdarzało mu się podnieść na nas ręki. Jednak cała ta sytuacja była po prostu siedliskiem dla kolejnych kłopotów. Gdy tylko manager załatwił wszystkie formalności dostaliśmy taki opierdziel, że aż chciałem zasłonić mojemu króliczkowi uszy, by nie musiał słuchać tego wszystkiego. Stan Jimin'a nie był bezpośrednio winą żadnego z nas, ale nie dopilnowaliśmy go. Czułem wyrzuty sumienia. Tak skupiłem się na sobie i Jungkook'u, że nie zwracałem uwagi na przyjaciela, który wyraźnie potrzebował pomocy. Czułem się z tym cholernie źle.

Nie usłyszeliśmy wszystkiego, bo z sali wyjechało łóżko, na którym leżał Jimin. Aż mi się zrobiło słabo na jego widok. Do jego ręki biegła rurka, przez którą powoli cieknął płyn. Nawet jego czerwone włosy zdawały się stracić swój blask w obliczu tego, co się stało z jego organizmem. Nie pozwolono nam jednak nic do niego powiedzieć, bo zaraz pielęgniarki odwiozły go korytarzem znikając za drzwiami jednej z sali. Zatrzymał się przy nas lekarz, którego słowa wszyscy spijaliśmy, pragnąc jak najwięcej informacji. Stwierdził, że chłopakowi nic poważnego nie jest, jedynie mocno się odwodnił, co spowodowało to osłabienie. Powiedział też, że prawdopodobnie tego wieczoru będzie mógł wrócić do nas, ale najpierw musi trochę odpocząć i dostać jeszcze kilka kroplówek. Poczułem ogromną ulgę ukrywając twarz w dłoniach.


Jungkook:

Stanąłem pod ścianą na korytarzu, przypatrując się temu wszystkiemu. Niestety, byłem jeszcze dzieckiem i nie miałem dużego doświadczenia w pobytach w szpitalu. Badania kontrolne wyglądały inaczej, niż takie normalne przyjęcie. Chciałem już wrócić do dormu, oczywiście z Jimin'em, tyle że w pełni zdrowym, ewentualnie znaleźć się w ramionach Tae i zostać obsypanym słodkimi pocałunkami.

Właśnie! Taehyung!

Szybko przypomniałem sobie o stanie psychicznym mojego chłopaka, jednak zanim zdołałem się ruszyć, to on wtulił się we mnie jako pierwszy. Czułem potrzebę przeproszenia go i jakiegoś pocieszenia, chociaż byłem w tym beznadziejny, dlatego po prostu przyciągnąłem go do siebie bliżej, głaszcząc po plecach i starając się jakoś uspokoić. Na razie nie potrafiłem wydukać choćby jednego słowa, skupiając na wyłączeniu emocji i uspokojeniu Taehyung'a. Niestety, zanim zdołałem to zrobić, w korytarzu pojawił się Sejin. Automatycznie odsunąłem od siebie V, tylko po to, aby nie denerwować go jeszcze bardziej. Spuściłem głowę, wysłuchując wszystkiego grzecznie i czekając aż reprymenda dobiegnie końca. Przerwał ją dopiero wychodzący lekarz, z dwiema pielęgniarkami, które zawoziły gdzieś Jimin'a. Mężczyzna za to podszedł do nas, aby udzielić nam jakichś informacji, dzięki którym mogłem w końcu pocieszyć mojego biednego Tae.

- Widzisz? Nic mu nie będzie, wyjdzie jeszcze dzisiaj – powiedziałem, jak tylko lekarz opuścił nas, zostawiając samych na korytarzu. Od razu go do siebie przyciągnąłem, głaszcząc po włosach i przytulając policzek do jego głowy. – Nie płacz już, Taehyungie, wszystko jest w porządku. – Starałem się jak mogłem, aby mój aniołek już się nie smucił. Przez ostatni tydzień nie uronił ani jednej łzy, a teraz ponownie rozpaczał, do tego przez bezmyślnego Park'a.


Yoongi:

Z jednej strony byłem tym wszystkim załamany, miałem ochotę wstać i wbiec do tej sali, aby uścisnąć jego dłoń i znów zapewnić go, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałem jednak, że ani Seokjin, ani lekarze nie pozwolę mi tam wejść, dlatego wpatrywałem się w swoje dłonie, zwieszone przede mną, starając się ułożyć wszystkie myśli.

- Chciałem o niego zadbać, ale było już za późno... za późno zdecydowałem się na tę cholerną opiekę, hyung... ja powtarzam ten pierdolony scenariusz, to skończy się tak samo – wyszeptałem na tyle cicho, aby tylko najstarszy Kim mógł usłyszeć moje słowa. Musiałem wyrzucić z siebie to wszystko, inaczej wpadłbym w szał i zapewne zdemolował połowę tego szpitala. Zamiast tego, pozwoliłem przytulić się przyjacielowi, wysłuchując pocieszenie, które przerwał dopiero wchodzący Sejin.

Mężczyzna był wściekły, nie tyle wylądowaniem Jimin'a w szpitalu, ale niedopilnowaniem go. Wziąłem wszystko na siebie, zapewniając, że już nigdy na to nie pozwolę i będę przy nim cały czas, nawet podczas pracy. Sejin poprosił mnie jeszcze, abym zawiadomił o tym resztę zespołu, kiedy on wykona kilka telefonów do Bang'a i managerów. Oczywiście przystałem na to, jednak jak tylko mężczyzna zniknął z zasięgu wzroku, zleciłem to Seokjin'owi, ponieważ nie byłem teraz w stanie zebrać nawet myśli. Dopiero kiedy wyprowadzili Jimin'a z tej sali, rzuciłem się w jego stronę, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Najstarszy Kim w porę zareagował, łapiąc mnie i nie dopuszczając do niego.

- Spokojnie, wysłuchajmy lekarza, Yoongi – poprosił, wskazując na gościa w kitlu, który posłał nam niewielki uśmiech, już zaczynając wszystko wyjaśniać. Spodziewałem się podobnej diagnozy, dlatego zasypałem go pytaniami dopiero pod koniec tego wywodu. Chciałem się jak najszybciej znaleźć przy Park'u, jednak wiedziałem, że na razie jest to niemożliwe.

Dlatego muszę zrobić to podstępem.

Kiedy mężczyzna zostawił nas samych, poprosiłem wszystkich, aby wrócili do dormu. Wiedziałem, że mnie nie posłuchają, szczególnie Taehyung, dlatego udałem się do Sejin'a, tylko on miał taką władzę, aby zmusić ich do powrotu.

Manager oczywiście chętnie ze mną współpracował, wysyłając ich do samochodu i każąc jechać na próby. Mogłem teraz na spokojnie przemknąć się do odpowiedniej sali, unikając wzroku pielęgniarek i lekarzy, a Sejin'a zostawiając przy informacji. Niestety musiałem chwilkę odczekać, aż jakaś kobieta opuści pomieszczenie, w którym prawdopodobnie leży Jimin. Jednak gdy tylko zniknęła w innej sali, zaraz wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i podchodząc szybkim krokiem do łóżka, na którym leżał mój Jiminnie.

- Mój ty głupi chłopaku – wyszeptałem, zajmując przy nim miejsce, po ówczesnym podsunięciu sobie krzesła pod tyłek.

Złapałem jego dłoń, schylając się i składając na niej motyli pocałunek. Wydawał się w tym momencie taki kruchy i delikatny, przez co każdy mój ruch starałem się w pełni kontrolować. I chociaż miałem ochotę się na niego rzucić i zacząć go przytulać i przepraszać, to postanowiłem zachować spokój, po prostu badając go swoim spojrzeniem i głaszcząc kciukiem jego skórę.

- Przepraszam, że nie zareagowałem w porę... powinienem był to zrobić... co ze mnie za chłopak... - Zacząłem się obwiniać, spuszczając głowę i zawieszając wzrok na naszych dłoniach. Widoczny kontrast jeszcze bardziej mnie zdołował, chociaż nie miałem pojęcia czemu. Może to przez całą tę szpitalną oprawę, ewentualnie opaskę na jego nadgarstku. Nie mogłem dłużej powstrzymywać tych wszystkich emocji. Zamrugałem kilkakrotnie, zaraz czując gorące łzy, spływające po moich policzkach.


Taehyung:

Pozwoliłem Kookie'emu pocieszać mnie, choć miałem do siebie wyrzuty, bo to przecież ja byłem starszy i nie powinienem się tak rozklejać, a raczej być wsparciem dla mojego króliczka. Jednak z naszej dwójki to zawsze on był tym bardziej opanowanym i choć było po nim widać, że przejął się zaistniałą sytuacją, to nie okazywał tego tak otwarcie. Nie potrzebowałem dużo czasu, by się uspokoić, bo zaraz wziąłem głębszy oddech hamując kolejne łzy.

Jimin dzisiaj wyjdzie. Nic złego mu się nie stało. To tylko chwilowa słabość.

Przekonywałem sam siebie do pozytywnego myślenia o stanie przyjaciela. Wiedziałem, że dopóki nie zobaczę go ponownie w pełni sił, mogę jedynie w ten sposób starać się jakoś przetrwać ze świadomością o własnej głupocie. Gdybym tylko nie olewał jego osoby w ostatnim czasie, może nie skończyłoby się to tak tragicznie. Samolubnie spędzałem czas tylko z moim chłopakiem.

W pewnym sensie uczyliśmy się na nowo swoich zachowań. Nieśmiałość, która pojawiła się wraz z naszym uczuciem względem siebie, powoli zanikała. Znów nie mieliśmy problemu z przebieraniem się przy sobie, przytulaliśmy bez problemu, coraz częściej też pojawiały się pocałunki. Zwłaszcza w momentach, gdy byliśmy sami. Potrafiliśmy siedzieć nawet kilkanaście minut i nic innego nie robić (no, oczywiście oprócz odrywania się od siebie tylko po to, by zaczerpnąć kolejny oddech).

I ten obraz naszej bajki przerwał Jimin. Nieświadomie przypomniał mi, że istnieje coś więcej na świecie, niż tylko mój maknae. Przyjaciele, rodzina, marzenia, wszystko, o co chciałem walczyć. Co prawda Jungkookie stanowił obecnie centrum mojego życia, ale nie mogłem zapominać o tym, że o te sprawy poboczne też trzeba dbać.

W końcu odezwał się do nas Min, prosząc, abyśmy wrócili już do dormu. I choć wizja była kusząca, bo dostałbym kolejne cenne minuty z moim chłopakiem, to nie mogłem porzucić w tej chwili mojego przyjaciela. Jednak Yoongi, jak to Yoongi, załatwił nam wyjazd, w dodatku na próbę. Widocznie chciał nas czymś zająć, samemu martwiąc się o Park'a. Rozumiałem jego powody postępowania, dlatego nie kłóciłem się dalej i nie proponowałem, by jechał z nami, a jedynie dałem się poprowadzić Jungkook'owi w stronę wyjścia zostawiając za sobą salę z przyjacielem.


Jimin:

Początkowa senność, którą cały czas czułem, bardzo powoli opuszczała mój umysł. Każda minuta, w której do mojego organizmu trafiały krople nieznanej mi substancji, przybliżała mnie do odzyskania sił i faktycznie tak było. Starałem się pozostać przytomny, choć nadal zamykałem oczy, było mi tak po prostu wygodniej. Nie pilnowałem tego, co się dzieje wokół mnie. Zorientowałem się, że gdzieś mnie przewożą, ale to też zignorowałem. Choć wydawało mi się, że przez chwilę poczułem obecność moich przyjaciół. Starałem się sobie to jakoś poukładać w głowie. Lekarz mówił, że będzie w porządku. Chłopaki też byli tutaj, więc nie jestem sam z tym wszystkim. Póki co, managerowie nie zrobią mi krzywdy. Co prawda, ta kara się jedynie odwlecze w czasie, bo spotka mnie na pewno. Póki co wolałem o tym nie myśleć.

Gdy moje łóżko się zatrzymało, a po chwili wszystkie pomieszane odgłosy ucichły, postanowiłem rozchylić powieki. Poszło mi to teraz dużo łatwiej, jakby wróciła mi kontrola nad poszczególnymi częściami ciała. Pielęgniarka jeszcze sprawdzała coś przy mojej kroplówce i powiedziała pocieszająco, że na pewno się z tego wyliżę. Podziękowałem jej lekkim skinieniem głowy i uśmiechem. Po opuszczeniu przez nią pomieszczenia, poczułem się momentalnie samotny. Chciałem, by mój Yoongi był tutaj przy mnie. Tak, jak w samochodzie. Poranne spięcie nie miało już dla mnie żadnego znaczenia. Chciałem tylko, by był tu teraz ze mną.

Jakby ktoś z góry usłyszał moje błagalne wołanie, bo zaraz drzwi ponownie się otworzyły i do środka wślizgnął się mój ukochany. Patrzyłem bez słowa, jak siada przy mnie zaraz ujmując moją dłoń w swoje. Bardzo delikatnie ścisnąłem je, czując muśnięcie ust na skórze. Już chciałem mu coś odpowiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa, przepraszając za absurdalne rzeczy. Przecież to nie jego wina, że jestem idiotą. Aż mnie coś zabolało w sercu, gdy zobaczyłem jego łzy. Po raz pierwszy zrozumiałem, dlaczego Min ciągle mi powtarzał, że mam się nie mazać. Uczucie bezsilności w takiej sytuacji było wręcz przytłaczające.

- Hyung... proszę, nie płacz. - Udało mi się powiedzieć w miarę normalnie, jeśli chodzi o płynność, ale głos miałem nadal trochę za cichy. - To moja wina, bo się przejąłem głupotami. Słyszysz? Hyung, proszę. Nie mogę sięgnąć, by otrzeć ci policzki. - Udałem oburzonego, starając się jakoś oderwać go od złych myśli. - Nic mi nie jest, prawda? Kilka kroplówek i będę jak nowy.

A potem rozróba przygotowana przez managerów. Hura...

- Hyung, proszę, przestań płakać. Obiecuję, że będę już grzeczny i będę cię słuchał. Nie tylko w łóżku, ale i na co dzień. – Posłałem mu delikatny uśmiech.

Patrzyłem, jak chłopak powoli się uspakaja, co było niezwykle trudne. Nie miałem jeszcze dość siły, by podnieść się z miękkiej poduszki i pokonać te kilka dzielących nas centymetrów, które wystarczyły, by otrzeć jego twarz. Odchyliłem na moment głowę i przymknąłem oczy.

- Hyung, bo ja nie spałem prawie całą noc – wyznałem mu cicho. - I bardzo chcę być tutaj z tobą, zwłaszcza, że kazałeś mi nie zasypiać. Ale tak bardzo teraz chcę spać... - szepnąłem, prosząc go w ten sposób o zgodę.

Choć wcale mi się nie uśmiechało tracenie go teraz z oczu, zmęczenie dało o sobie znać. To już nie był ten dziwny stan, a zwyczajna chęć odpoczynku.


Yoongi:

Na początku mój mózg nie przyswoił wszystkich informacji, na przykład tej, że Jiminnie nie śpi i wpatruje się w swojego ryczącego hyung'a. Zaraz go przeprosiłem, powstrzymując się przed tym i wycierając pozostałości rękawem. Naprawdę nie chciałem go martwić, dlatego szybko przywróciłem się do poprzedniego stanu, strzepując włosy z powrotem na oczy i kładąc głowę na naszych złączonych dłoniach.

- Nie martw się tym teraz, odpocznij sobie, Jiminnie – poprosiłem go, posyłając mu niewielki uśmiech i oczywiście patrząc na niego, nawet z tej pozycji. – Wiesz, że Cię kocham, prawda? – zapytałem jeszcze, podnosząc się już, by przenieść wolną rękę na jego policzek i pogładzić go delikatnie. – Śpij, ja tutaj zostanę – obiecałem po chwili, podnosząc się nieco, jednak tylko po to, aby złożyć pocałunek na jego czole, a tuż po tym powrócić z powrotem na krzesło. – Nie martw się managerami, wszystko załatwię – zapewniłem go jeszcze, przypominając sobie o Sejin'ie i jego słowach. Nie pozwolę, żeby to Jimin'owi za cokolwiek się oberwało, szczególnie po pobycie w szpitalu. I chociaż przed rozmową ich nie powstrzymam, to przed podniesieniem na niego ręki, owszem.

Czekałem aż czerwonowłosy zaśnie, a kiedy to zrobił, wyciągnąłem swój telefon, oczywiście wolną ręką i szybko wystukałem SMS-a do Bang'a. Opisałem mu pokrótce sytuację, ze swojej perspektywy, wiedząc jak managerowie potrafią wszystko podkolorować, szczególnie Hyunmoo, wykorzystujący każdą taką sytuację do podręczenia któregoś z nas. Sadysta. Ten facet był nawet gorszy ode mnie, czepiając się Jungkook'a najbardziej, jednak nie ingerowałem w to, niech Namjoon się tym zajmuje, ja mam o kogo dbać.

Jiminnie spał, dlatego nie pozostało mi nic innego jak przy nim czuwać. Wiedziałem, że prędzej czy później zjawi się tutaj Sejin i zapewne wygoni mnie do dormu, więc chciałem wykorzystać każdą sekundę daną mi sam na sam z Park'iem. Wystarczyła mi jego obecność i widok. Nie musiał nic mówić, czy też wykonywać jakichkolwiek gestów, aby na mojej twarzy gościł uśmiech, a po całym ciele rozlało się przyjemne ciepło. W końcu był bezpieczny i nareszcie z tego wyjdzie, teraz już na pewno nie pozwolę, żeby doprowadził się do podobnego stanu.

Spełnię wszystkie swoje obietnice, choćby miało mnie to kosztować karierę, albo wszelkie kontakty.

Nie wiem ile tak siedziałem. Może minęło kilka minut, jednak równie dobrze mogło to być kilka godzin, nie czułem upływu czasu, dopóki nie przyszedł Sejin, wyciągając mnie stąd prawie siłą i tak jak się domyślałem, odsyłając do dormu. Oczywiście nie posłuchałem się jego polecenia, siadając na korytarzu i postanawiają poczekać, aż Jiminnie się wyśpi. Wpatrywałem się przez ten czas w sufit, odtwarzając wszystkie spędzone z nim chwile. Naprawdę pragnąłem teraz znajdować się z nim w innym miejscu. Gdzieś w Ameryce, w hotelu, na wycieczce, ale tylko we dwoje. Taki scenariusz byłby idealny. Jednak zamiast niego był szpital, przez co ponownie narastała we mnie frustracja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top