15

Yoongi:

Nigdy nie lubiłem czekać, jednak przez te wszystkie lata jako trainee i później jak Suga, wyrobiłem sobie cierpliwość, szczególnie do członków naszego zespołu. Z Jimin'em tak nie miałem, nawet kiedy się wahał, mogłem sobie poczekać. Spodziewałem się najgorszego. Odrzucenia i ponownego pozostawienia samemu sobie, na szczęście Park przystał na moją propozycję, od razu kierując się w stronę wind.

Nieco mi ulżyło, a w moim sercu pojawiła nadzieja. I choć widziałem, że Jimin był nadal w lekkim szoku, to nijak mu nie pomagałem się z niego otrząsnąć, nie przy ludziach i nie bez jego zgody.

W windzie zachowałem od niego pewną odległość, wiedząc, że mogę go zdenerwować jakimkolwiek narzucaniem. Dopiero pod pokojami mogłem się odezwać, zapraszając do siebie i otwierając drzwi, by zaraz wejść do środka. Seokjin nadal był w restauracji, dzięki czemu mogliśmy na spokojnie porozmawiać.

Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem. Widziałem, że się boi, zapewne mnie. Nie potrafiłem dłużej tego znieść, zbliżając się do niego i chcąc zabrać głos, jednak rudowłosy mnie z tym uprzedził i dopiero po jego wypowiedzi mogłem się odezwać.

- Nie zamierzam już niczego ukrywać... to było po tej rozmowie w Big Hit. Jungkook miał niczego nie mówić, tylko go zastraszyłem, nawet go wtedy nie dotknąłem... Jednak nie zachował tego dla siebie. Pamiętasz co powiedział Ci Taehyung podczas lotu do Japonii? Nie mogłem siedzieć z założonymi rękoma... ja... poszedłem wtedy do pokoju maknae i Namjoon'a, wykorzystując nieobecność lidera. Znów chciałem go nastraszyć, jednak przypomniałem sobie Twoje przerażenie tą sytuacją i możliwością powiedzenia prawdy przez Taehyung'a. Nie chciałem, żebyś cierpiał, dlatego go uderzyłem, licząc na to, że następnym razem zachowa takie fakty dla siebie.

Moje wyznanie sprawiło, że zaschło mi w gardle. Zapewne kosztowało mnie to miłość Jimin'a, jednak chciałem być z nim szczery.

- Wiesz jak bardzo Cię kocham, nigdy bym Cię nie skrzywdził - dodałem, podchodząc już do niego i łapiąc jego ręce.

Jungkook:

Nagła zmiana w zachowaniu szatyna, jego słowa i gesty, sprawiły, że pozbyłem się tego okropnego noża.

Uśmiechnąłem się, znów mocno wtulając w jego ciało i ciesząc z tej bliskości. Poprzednie słowa nie miały już dla mnie żadnego znaczenia. Chłopak się martwił i nie powiedział mi wprost, że mnie zostawia.

- Hyungie, nie płacz, wszystko jest już w porządku. - Może się powtarzałem, jednak nie chciałem, aby mój Taehyung był w takim stanie. To ja z naszej dwójki byłem tym, który czasami lubił się posmucić, kiedy Kim tryskał energią, zawsze mnie wtedy pocieszając. Role się odwróciły, co w naszym związku było dość częstym elementem, bo mimo wszystko nasz wiek mentalny był na takim samym poziomie.

- Chodźmy do łazienki, Tae, a później wrócimy do restauracji, hmm? - zaproponowałem, odrywając się od niego na chwilę i posyłając mu pokrzepiający uśmiech.

Jimin:

Słowa Sugi uderzały we mnie niczym ciosy. Miałem ochotę zatkać uszy, byle nie dopuścić do siebie tych słów, chociaż tak bardzo chciałem znać prawdę. Jedyne, co ciągle chodziło mi po głowie, to: "Mój Yoongi skrzywdził Kookie'ego". W pierwszym odruchu chciałem się wyrwać, płakać i krzyczeć. Nie byłem jednak w stanie. Wyznanie chłopaka mnie sparaliżowało. Patrzyłem na jego dłoń, która chwyciła moją. Czułem, jak się trzęsę przez płacz, który hamowałem z całych sił. Nawet w takiej sytuacji nie chciałem pozwolić sobie na uronienie choćby jednej łzy. Poczułem, że opadam z sił.

- Hyung... - szepnąłem, powoli osuwając się na podłogę.

Usiadłem na niej nadal nie wyrywając się z jego uścisku. Nie mogłem. Musiałem jednak zebrać to wszystko do kupy. I chciałem, by on moje myśli słyszał.

- Podniosłeś na niego rękę, bo ja się bałem. Uderzyłeś to dziecko, z mojej winy. Jungkookie, który tak bardzo się ciebie boi, miał ranę, której nie zauważyłem.

Delikatnie cofnąłem dłoń, za którą mnie trzymał. Musiałem zebrać myśli, ukryłem więc na moment twarz za palcami.

I tak nagle, jak to przytłaczające uczucie się pojawiło, tak nagle całe przerażenie uleciało, przemieniając się w czystą wściekłość. Z moich ust wyrwał się szaleńcy śmiech, a wraz z nim popłynęły długo hamowane łzy. Otarłem policzki szybkim ruchem, po czym zerwałem się na równe nogi i nim starszy zdążył jakkolwiek zareagować uderzyłem go pięścią w klatkę piersiową na tyle mocno, by to czuł, ale jednocześnie nie robiąc mu choćby najmniejszej krzywdy. Odsunąłem się od niego i w przypływie złości podszedłem do zasłony i złapałem za nią gwałtownie ciągnąc tak, że zerwała się z okna. Odwróciłem się w stronę chłopaka, który nadal stał w tym samym miejscu.

- Mnie też uderzysz, gdy cię nie posłucham?! – wrzasnąłem, nie mogąc się już powstrzymać.

Złapałem za wazon stojący na stoliku obok okna i cisnąłem nim o ścianę. Podszedłem jeszcze do lustra zawieszonego na szafie uderzając w nie pięścią.

- To wszystko moja wina - powiedziałem cicho, patrząc jak dłoń zaczyna mi krwawić w jednym miejscu, rozcięta przez szkło. - To przeze mnie taki jesteś. Gdyby mnie nie było, nie nienawidziłbyś go. Moja wina...

Opadłem na kolana nie mogąc już dłużej tego wytrzymać.

Taehyung:

Kiwnąłem tylko głową zgadzając się na propozycję młodszego. Skierowaliśmy się w stronę łazienki. Ludzie musieli mieć z nami niezłe przedstawienie, bo czułem, jak obserwują nas, gdy idziemy korytarzem. Jednak nie zwracałem na to uwagi, tak długo jak manager o niczym nie wie.

Będąc już na miejscu przemyłem twarz wodą, by się trochę uspokoić.

- Jesteś jeszcze głodny, Jungkookie? - zapytałem cicho, opierając się o zlew i patrząc na jego odbicie. - Bo może lepiej, żebyśmy się już tam nie pokazywali dzisiaj... Pójdziemy do pokoju, odpoczniemy, pogramy w coś, albo obejrzymy. Co ty na to?

Yoongi:

Wiedziałem co Jiminnie sobie teraz myśli. Skrzywdziłem w końcu jego pierwszą, prawdziwą miłość. To tak, jakby uderzył ktoś mojego Jimin'a, na pewno nigdy bym tego nie wybaczył, zarówno sobie, jak i oprawcy. Byłem prawie pewien, że zaraz wyrwie się z mojego uścisku, jednak on przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się w nasze ręce, po czym upadł na podłogę. Od razu przy nim przykucnąłem, nie chcąc, aby znowu przy mnie płakał.

- Jiminnie... - zacząłem, jednak chłopak mi przerwał, mówiąc coś do siebie. Chyba starał się ułożyć wszystko w jedną całość. Pozwoliłem mu na to, po prostu wpatrując się w niego smutnym wzrokiem. Położyłem mu niepewnie dłoń na ramieniu, chcąc ponownie zabrać głos, jednak Park nagle zmienił swoje nastawienie. Już nie płakał, pozbył się szybko swoich łez, wstając gwałtownie, co zmusiło mnie do wykonania tego samego działania. Po chwili od niego oberwałem, jednak ból, który mi zadał był niczym w porównaniu do jego łez. Kaszlnąłem kilkakrotnie, aby pozbyć się dziwnego uczucia w klatce piersiowej.

To, co zrobił po chwili, nieco mnie przestraszyło. Wiedziałem, że go skrzywdziłem, jednak nie rozumiałem jego motywów.

- Jiminnie, zostaw to, zaraz sobie coś zrobisz. Wiesz, że nigdy Cię nie uderzę. - Mój głos był naprawdę spokojny. Chciałem pozwolić mu wyładować tę złość, miał do tego prawo, więc nie ingerowałem w jego działania, podążając jedynie zbolałym wzrokiem za kolejnymi przedmiotami i rękoma Jimin'a. Seokjin mnie zabije i zapewne manager, ale to na siebie wezmę całą winę, chyba zasłużyłem.

Dopiero przy lustrze potrafiłem ruszyć się z miejsca, chcąc go powstrzymać przed tym ciosem.

- Jimin, nie! - Podbiegłem do niego, ale było już za późno. - To nie jest Twoja wina...

To ja jestem potworem.

Swoją myśl, oczywiście zostawiłem dla siebie. Nie byłem w stanie przyznać się do tego przez kimkolwiek, szczególnie Park'iem. Wiedziałem, że to już koniec, jednak nie chciałem go przerażać jeszcze bardziej.

- Chodźmy do łazienki... - poprosiłem go, pomagając mu wstać i nie pozwalając dotknąć tej krwawiącej dłoni.

Niczego więcej nie dodałem, bałem się słów, które mogą wypłynąć z moich ust. Nienawidziłem Jungkook'a i wiem, że gdybym tylko mógł, zapewne skrzywdziłbym go nawet bardziej.

Jungkook:

Chętnie opuściłem lobby. Widziałem jak wszyscy patrzą na nas, mówiąc coś między sobą. Jedynym plusem tego miejsca był język. Nikt nie rozumiał koreańskiego, dzięki czemu mogliśmy być spokojni.

Po wejściu do łazienki, stanąłem za Taehyung'iem, nie chcąc mu przeszkadzać w przemywaniu twarzy.

- Dobrze, hyung - odpowiedziałem mu krótko na jego propozycje. I chociaż chciałem dokończyć te lody, to dla naszego dobra wolałem tam nie wracać.

- Ja wybieram repertuar. - Bardzo szybko odszedłem od tamtego tematu, powracając już do naszej codziennej rutyny, którą zresztą uwielbiałem, tak samo jak Taehyung'a.

Może yao... JUNGKOOK! ... Nic nie słyszałeś, hyung.

Zmieszałem się trochę, drapiąc po głowie i zaraz kierując do wyjścia. Muszę go kiedyś poprosić o wyłączenie tych nadprzyrodzonych mocy, bo inaczej się wykończę.

Jimin:

Byłem mu całkowicie posłuszny, chociaż miałem ochotę kompletnie zdemolować to pomieszczenie. Poszedłem za nim do łazienki i usiadłem na brzegu wanny pozwalając, by woda obmyła moją ranę i pociekła wraz z krwią po śnieżnobiałej porcelanie. Patrzyłem na to i czułem, jak wraz z nią wszystko odpływa, cała złość, niepewność i strach.

- Hyung... - szepnąłem nadal nie odrywając wzroku od czerwonej stróżki. - Obiecaj mi. Obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz. Nie mówię o Jungkook'u, lecz o kimkolwiek. Jeśli... jeśli ktokolwiek cię zdenerwuje, proszę nie bij go i przyjdź do mnie. Zrób wtedy ze mną co chcesz. Uderz mnie, kochaj się ze mną. Cokolwiek, żebyś to wyładował. Ale nie podnoś już ręki na nikogo więcej.

W końcu spojrzałem w jego oczy. Wydawał się taki smutny. A ja musiałem jeszcze bardziej uderzyć w jego serce.

- Powinienem myśleć racjonalnie i zostawić cię w tej chwili. - wyznałem. - Ale nie potrafię. Gdybym teraz stąd uciekł... Hyung...

Nie zwracając uwagi na moją dłoń oparłem głowę na jego ramieniu.

- Ja nie potrafię już żyć bez ciebie. Więc proszę nie rań już nikogo, a zwłaszcza siebie. Proszę. Jeśli w tym całym szaleństwie jestem czegoś pewien to tego, że mimo wszystko cię kocham.

Taehyung:

Zaśmiałem się cicho słysząc słowa Jungkook'a. Ruszyłem za nim. Bardzo chciałem złapać go za rękę, ale zauważyłem, że akurat manager wychodził z restauracji, więc się powstrzymałem.

- Znowu jakieś yaoi? - zapytałem cicho, nim zdążyłem ugryźć się w język. - Wybacz... - zmieszałem się od razu czując, jak na moje policzki wstępuje czerwień. Odwróciłem wzrok w drugą stronę, byle ukryć to przed króliczkiem.

Bardzo zabawny żarcik Tae, bardzo...

Yoongi:

Byłem zadowolony tylko z jednego faktu. Jimin pomimo swojego wybuchu złości, poszedł ze mną grzecznie do tej łazienki. Nie chciałem, aby miał poharataną rękę, dlatego musiałem działać szybko. Posadziłem go na brzegu wanny, odkręcając zimną wodę i oczyszczając tę ranę. W międzyczasie słuchałem jego słów, pogrążając się w jeszcze większym smutku.

Czy byłbym w stanie to zrobić? Dla Jimin'a? Sam tego nie wiedziałem. Znałem swój porywczy temperament, nad którym nie potrafiłem zapanować. Lubiłem czuć władzę, nie tylko w łóżku, ale i codziennym życiu. Park był inny, zazwyczaj umiał się kontrolować i poddać drugiemu człowiekowi, niezależnie od swojej pozycji. Te wszystkie lata stresu i ciągłego przemęczenia zmieniły mnie w człowieka, jakim nigdy nie byłem, nie wiem czy jeszcze jestem w stanie wrócić do poprzedniego stanu.

- Jiminnie, to wszystko jest mocno popierdolone... nigdy Cię nie uderzę, już mówiłem, jednak jest też inna kwestia, której na razie nie chcę poruszać – zacząłem, nadal trzymając jedną ręką jego dłoń, kiedy drugą gładziłem delikatnie jego włosy. – Wiesz, że Cię kocham i zrobię dla Ciebie wszystko, ale... to cholernie ciężkie. – Westchnąłem, przymykając na chwilę oczy i oczywiście w międzyczasie nadal obmywając jego dłoń. – Obracam się w innym towarzystwie. Wiem, że ciężko pracujecie, jednak nie musicie się martwić o następne albumy, promocje, występy, nagrania, kiedy my wpasowujemy się w narzucone nam słowo. Do tego Jungkook, ważna część tego zespołu, jak nie najważniejsza. Zazwyczaj nie chce się podporządkować, przez co pojawiają się kolejne problemy. Gdybym na niego od czasu do czasu nie nakrzyczał, zapewne w ogóle by nas nie słuchał. Nawet do managerów potrafi pyskować, słyszałeś, prawda? Dlatego jest to naprawdę ciężkie, Jiminnie. I nie mówię, że to jedyny powód, bo jest ich o wiele więcej.

Na koniec ponownie westchnąłem, wyrzucając z siebie chociaż część tego, co we mnie siedzi. Miałem nadzieję, że Park mnie zrozumie, chociaż w niewielkim stopniu.

Jungkook:

Zrobiłem niezadowoloną minę, uderzając go w ramię.

- Nie rób tego, Tae, bo też sprzedam duszę diabłu i zażyczę sobie... podobnej mocy, albo... kontroli czyjegoś umysłu... wyobrażasz to sobie?! – Owa myśl mocno mnie podekscytowała, aż podskoczyłem w miejscu. – Kontrolowałbym wszystkich hyungów i musielibyście to mnie nazywać swoim hyung'iem. – Zaśmiałem się złowieszczo, zacierając ręce i wchodząc już do windy. – Ewentualnie chciałbym podróżować w czasie, wtedy cofnąłbym się do naszego debiutu i ćwiczył jeszcze ciężej, dzięki czemu teraz nie myliłbym się przy żadnym układzie. – Ten pomysł był nawet lepszy. Zazdrościłem Tae tej supermocy, chociaż przynosiła mi same kłopoty w postaci zażenowania.

- Skąd ją masz, Taehyung? Odziedziczyłeś ją po mamie? Czytałem kiedyś, że tak można – pochwaliłem się, przytulając do jego ramienia. Zignorowałem hyungów, którzy również wsiedli do tej samej windy. Zresztą, byli zajęci sobą i swoimi sprawami.

Jimin:

Poprosiłem go tylko o jedną rzecz. Nic więcej. A mimo tego usłyszałem odmowę. Brakowało mi argumentów. Przy Yoongi'm czuję się jak dzieciak. Jest między nami dwa lata różnicy. Tylko i aż tyle. Czy to dlatego nie potrafiłem go czasem zrozumieć?

- Jestem za głupi, żebyś mi o tym mówił? Myślisz, że nic nie zrozumiem? Yoongi-hyung, wiesz, że chcę ci pomóc. Wiem, że Jungkook lubi sprawiać problemy. A najchętniej to by zostawił zespół i zrobił solową karierę. Nieraz o tym wspominał.

Westchnąłem. Przez to wszystko i ten męczący dzień czułem się okropnie.

- Chyba muszę to wszystko spokojnie przemyśleć - powiedziałem w końcu, podnosząc się już. - Przepraszam za to, co zrobiłem w pokoju. Porozmawiamy jutro, dobrze? - zapytałem cicho, ale nie czekałem na odpowiedź. Cofnąłem rękę i opuściłem pomieszczenie, nim Yoongi zareagował.

Gdy wszedłem do mojego pokoju zastałem Hoseok'a, który najwyraźniej czekał na mnie. Widząc mój stan i zranioną dłoń wystraszył się, zaraz biegnąc do łazienki, gdzie trzymał apteczkę, którą zawsze ze sobą woził. Fani uważali, że to Jin był naszą mamą, ale Hobi równie dobrze sprawdzał się w tej roli dbając o takie szczegóły. Pomógł mi opatrzyć niegroźną ranę o nic nie pytając. Dopiero gdy już obaj się umyliśmy i próbowałem zasnąć przysiadł się do mnie.

- Jiminie, nie mam pojęcia, co się z wami wszystkimi dzieje, ale martwię się, tak samo, jak Namjoon i Jin-hyung. Jeśli możemy wam jakoś pomóc, to powiedz.

Kiwnąłem tylko głową wiedząc, że i tak nie mogę go wtajemniczyć w nasze sprawy. Wystarczy, że wiedzieli Tae i Jungkook, co już było błędem. Patrzyłem, jak starszy wraca na swoje posłanie.

Mimo całego zmęczenia nie mogłem zasnąć jeszcze przez jakieś trzy godziny. Ciągle męczyło mnie, co powinienem zrobić.

Yoongi skrzywdził Jungkook'a.

Maknae sobie zasłużył.

Yoongi jest zły.

Nie, on taki nie jest. Przecież nigdy by mnie nie skrzywdził.

Ale nie ma problemów z tym, by innym to robić.

Ale... Ja go kocham. I o mnie też.

I nawet nie jest w stanie ci obiecać, że więcej nikogo nie skrzywdzi.

Ale jeśli go zostawię to będziemy cierpieć obaj.

Ale może tak będzie lepiej?

Westchnąłem do swoich myśli. Zmęczony podjąłem decyzję. Mój dalszy związek zależał tylko od jutrzejszego dnia.

Taehyung:

Zamrugałem ogłupiały. O czym to słodkie stworzenie mówi?

- Ale o czym ty teraz mówisz Jungkookie? - zapytałem zaskoczony. - Co miałem odziedziczyć, króliczku? A jeśli podróżowałbyś w czasie, to ja chcę się przenieść do dinozaurów!

Uśmiechnąłem się szczęśliwy. Cała sytuacja, w której jeszcze niedawno się znajdowaliśmy jakby nigdy nie miała miejsca. Jedyny plus był taki, że miałem pewność, co do tego, kto go skrzywdził. Minus - już nic nie mogłem z tym zrobić. Ale skoro Jungkookie tak bardzo się upiera przy swoim... Postanowiłem z tego zrezygnować i skupić się na tym, aby od teraz, nigdy więcej nie dopuścić do takiej sytuacji.

Yoongi:

Wiedziałem, że na razie nie ma mowy o powrocie do tego, co było między nami jeszcze wczoraj. Jimin musiał to przemyśleć, a ja go dobrze rozumiałem. I chociaż niewielka cząstka mnie podpowiadała, abym go zostawił, właśnie dla jego dobra, to byłem na to zbyt egoistyczny. Za długo walczyłem, za długo się starałem, nie wiem czy wytrzymam następne siedem lat u jego boku jako zwykły przyjaciel. Zasmakowałem tego co najlepsze, dlatego nie oddam go tak łatwo.

Chciałem jeszcze opatrzyć mu tę dłoń, jednak zanim cokolwiek zrobiłem, uciekł z łazienki, a następnie z mojego pokoju. Po jego wyjściu zacząłem żałować tej rozmowy i wyznania prawdy, szczególnie kiedy mój wzrok powędrował na zdemolowany pokój. Emocje, które targały wtedy Jimin'em naprawdę mnie zaskoczyły. Chłopak nigdy nie zachowywał się w ten sposób.

- Zniszczyłeś go, Yoongi – wyszeptałem do siebie, zaczynając zbierać potłuczony wazon. Musiałem chociaż względnie to uporządkować. Nie znosiłem bałaganu, tak samo jak Seokjin, dlatego pomimo mojego lenistwa, zawsze przykładałem się do sprzątania, szczególnie po sobie.

Pół godziny zajęło mi zbieranie tych drobinek szkła i pozbywanie się zacieku na ścianie. Zasłonę jako tako powiesiłem, chociaż wyglądało to żałośnie.

Przynajmniej się starałem.

Mój współlokator powrócił dopiero po godzinie, kiedy już leżałem w łóżku po zawitaniu do łazienki i wzięciu prysznica. Oczywiście skomentował zniszczone lustro i naderwaną firanę, wpadając w lekki szał.

- Spokojnie, zapłacę za to z własnej kieszeni. Jutro pójdę do Sejin'a i wszystko mu wyjaśnię, idź już spać, hyung. – Próbowałem go zbyć, odkładając telefon na szafkę nocną i gasząc swoje światło.

- Nie powiesz mi jakie tornado przeszło przez nasz pokój? Czy nazywało się ono „Min Yoongi"? Czy może raczej „Kim Namjoon"? – Chłopak postanowił być nieugięty, ściągając mi kołdrę z ciała, przez co zgromiłem go wzrokiem.

- Min Yoongi. Pasuje? – odpowiedziałem, żeby się odczepił, zaraz zabierając mu to pokrycie.

Starszy w końcu sobie odpuścił, idąc do łazienki, kiedy ja mogłem już spokojnie zasnąć, oczywiście myśląc ciągle o tej sprawie z Jimin'em.

Jungkook:

Taehyung jak zwykle się ze mną zgrywał, przez co westchnąłem ciężko, kiedy już opuściliśmy tę windę, zaraz wchodząc do swojego pokoju. Oczywiście ówcześnie pożegnałem się z hyungami kilkoma ukłonami, w końcu lądując na upragnionym łóżeczku.

- Taeeeeeeee! Przestań z tyyyyyyyyym. – Specjalnie przeciągałem litery, układając się wygodnie i zdejmując buty z nóg. – Przecież wiem, że czytasz mi w myślach. – Mówiąc to, przekręciłem się na bok, patrząc w jego stronę i posyłając mu urażone spojrzenie, jednak nadal z lekkim uśmiechem na twarzy.

Taehyung:

Nareszcie w pokoju...

Z tą myślą rzuciłem się na swoje łóżko. Materac miał dobre sprężyny i moje ciało podskoczyło do góry, co wywołało we mnie radość i nastrój do zabawy. Szybko zsunąłem buty i spojrzałem na Jungkook'a. Słysząc jego stwierdzenie zamrugałem zaskoczony.

Już o tym coś mówił, przypomniałem sobie. Gdy trenowaliśmy razem w Big Hit. A przynajmniej chciał ćwiczyć, bo mu na to nie pozwoliłem. Naprawdę tak myśli?

- To by było bardzo fajne, gdybym to potrafił, Jungkookie – powiedziałem, kładąc się na swoim posłaniu bokiem, by móc go widzieć. - Ale ja nie mam żadnych supermocy. Prędzej ty ją masz, bo biegasz jak opętany królik.

Pokazałem mu język i zaśmiałem się radośnie.

Jungkook:

A ten dalej swoje...

Nie wierzę Ci, wiem, że mnie słyszysz.

Nie odzywałem się, uśmiechając po prostu do niego.

Zawsze mi czytasz w myślach, a to mnie trochę krępuje.

Pokiwałem głową, długo tak nie wytrzymując i zaraz przenosząc się na jego łóżko. Jednak nie przytuliłem go, a siadłem na brzegu, wpatrując w niego i kontynuując swój wywód.

A kwestia biegania to ćwiczenia i samozaparcie, zresztą, nie dam Ci wygrać w tej dyscyplinie, nikomu nie dam... ha, już chciałem coś dodać, ale się powstrzymałem, zaczynam to kontrolować, suupeeer.

Znów się do siebie uśmiechnąłem, kiwając głową i tykając Taehyung'a palcem.

Już się nie wygłupię, hyungie, ale i tak do tej pory zdążyłeś się aż za dużo o mnie dowiedzieć.

Zmarszczyłem się nieco, udając urażenie.

Taehyung:

Patrzyłem na poczynania Jungkook'a próbując hamować uśmiech. On naprawdę sądził, że słyszę, co siedzi w jego główce wnioskując po minach, które teraz odstawiał.

Czy powinienem się trochę z nim podroczyć?

Podniosłem się szybko do siadu.

- Jungkookie... - zacząłem konspiracyjnym szeptem. - Te pogłoski o mnie to prawda. Fani mówią, że jestem kosmitą nie bez przyczyny. Ja naprawdę przyleciałem z planety B612 i u mnie wszyscy czytają sobie w myślach.

Ledwo powstrzymałem śmiech, który cisnął mi się na usta.

- Ale nie mogę tego za często robić, bo mogą mnie namierzyć tajni agenci i trafię do jakiegoś ośrodka, by mnie pocięli szukając moich czułek.

Jungkook:

Taehyung przeraził mnie jeszcze bardziej. Szybko się od niego odsunąłem, robiąc fikołka do tyłu i zeskakując z jego łóżka.

- A więc fani mieli rację, huh? Czemu mi nigdy nie powiedziałeś? – zapytałem tym razem MOCNO urażony, spierając głowę na brzegu łóżka i wpatrując się w niego z pewnej odległości.

Chyba ktoś tu niedawno mówił coś o zaufaniu, a ty nie zaufałeś mi w takiej sprawie?

Postanowiłem tak tego nie zostawiać, zaraz wstając i rzucając się na niego.

- Tylko żadnych sztuczek, bo inaczej „wing chun" – ostrzegłem go, kiedy moje palce już zabrały się za gilgotanie. Zasłużył sobie na trochę śmiechu i cierpienia. Jak to zawsze powtarzał Jimin: „Łaskotki to taki trochę gwałt, tyle, że zamiast płakać, to się śmiejesz."

Taehyung:

Gdy mój uroczy króliczek zaczął mnie torturować nie wiedziałem, czy śmieję się z powodu jego palców, czy tego, że mi uwierzył. Po prostu to było tak zabawne, sam bym nie wpadł na taki dowcip nigdy w życiu. Udało mi się w końcu jakoś go zablokować, gdy zacząłem już płakać ze śmiechu, a mięśnie brzucha bolały coraz bardziej.

- Jak się zorientowałeś? - wysapałem w końcu z szerokim uśmiechem. - Co takiego zrobiłem, że zauważyłeś moją supermoc?

Jungkook:

Nie chciałem uszkodzić mojego V, dlatego nie wyrywałem się, kiedy złapał moje ręce. Już i tak wystarczająco go umęczyłem, jednak jego śmiech był również moich śmiechem, a takie zabawy przynosiły mi naprawdę dużo radości.

- Jak to co? Byłeś oczywisty, Tae. Cały czas komentowałeś moje myśli – wyjaśniłem. – „Może zaproponuję, żebyśmy obejrzeli yaoi?" – wypowiedziałem swoje myśli na głos, zmieniając go na bardziej męski. – „O, może obejrzymy yaoi, Jungkookie?" – Ten należący do Taehyung'a, powiedziałem głosem kobiety, śmiejąc się tuż po tym.

Taehyung:

Normalnie pewnie bym zaczął się z nim przedrzeźniać za to udawanie - wcale nie mojego - głosu, jednak moją uwagę przykuła treść wypowiedzi, a nie jej forma. Poczułem, że moje policzki przybierają kolor dojrzałych pomidorów.

- Ty... ty chciałeś oglądać yaoi? - zapytałem cicho, puszczając jego ręce i położyłem je sobie na policzkach, próbując w ten sposób zasłonić ten nieszczęsny kolor. - D... Dlaczego, Jungkookie? – zapytałem, jąkając się.

Mój króliczek chciał znowu coś takiego oglądać?! O czym on myślał?! Przecież... przecież to moje niewinne dziecko!

Jungkook:

Dopiero po chwili wyłapałem prawdziwy sens tych cytatów, przez co z mojej twarzy zniknął uśmiech, a zastąpiło go lekkie przerażenie, pomieszane z zawstydzeniem. Tak samo jak V, zrobiłem się cały czerwony na twarzy. Szybko spuściłem wzrok, uciekając z rękoma i nie wiedząc jak się z tego wytłumaczyć.

aishsaifsdufhasdoifpahspdfipasdhfasiodf

Zanim cokolwiek pomyślałem, zagłuszyłem fale nadawcze V, już na spokojnie analizując moje słowa.

- Umm... to... ja... umm... OBEJRZYJMY TO ANIME! – Postanowiłem uciec od tego tematu, posyłając mu uśmiech, jednak będąc nadal zażenowanym. W końcu sam wiedziałem czego chcę, powtórki z Japonii, jego ust na moim ciele i...

- Tylko się umyję! – skłamałem, wpadając w lekkie kłopoty. Nim Taehyung cokolwiek zauważył, czmychnąłem do łazienki, zamykając się w niej i wzdychając z ulgą.

- Mało brakowało, znowu... - wyszeptałem do siebie, siadając na razie na podłodze i rozważając powrót do chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top