Rozdział 6
Rozdział 6
Łatwiej powiedzieć, ale trudniej zrobić. Zwłaszcza w przypadku Mistrza Eliksirów, który nie nawykł do okazywania cieplejszych uczuć względem innych ludzi. A już na pewno nie względem kogoś, kto miał nigdy nie poznać tej jego ludzkiej strony. Kiedyś wymógł taką obietnicę na Albusie, ale ten stary manipulator przez własną głupotę kopnął w kalendarz. Severus i tak przedłużył mu życie o prawie rok, ale mimo wszystko czasem zastanawiał się, czy nie mógł zrobić więcej.
– Myślisz tak intensywnie, że jeszcze trochę i para uszami ci pójdzie. – Usłyszał.
Mistrz Eliksirów popatrzył na Pottera, który usiadł obok niego na ławce pod ścianą domu i podał mu kubek z herbatą. Czasem naprawdę miał ochotę czymś strzelić tego chłopaka, który zaczął się czuć przy nim zadziwiająco swobodnie. Jak to sam kiedyś ujął, Severus nie mógł już mu nic zrobić. Nie był jego nauczycielem, nie mógł go karać, odbierać punktów ani traktować jak najgorszą zarazę. Tamte czasy już minęły. Czasem żałował, że zostawił bachorowi więcej wspomnień, niż początkowo planował.
– Inteligentni ludzie potrafią prowadzić dyskusje sami ze sobą, Potter – powiedział, biorąc od niego kubek. – Ty takiego cudu nigdy nie doświadczysz.
– Język by ci zgnił, gdybyś czasem powiedział mi coś miłego? – zapytał. – Nie jesteśmy w szkole. Wokół nie ma Ślizgonów, którzy donieśliby swoim rodzinom, że ich opiekun domu przejawia ludzkie uczucia względem Gryfona.
– Sądziłem, że lubisz moją złośliwość.
– Bo lubię, ale każdy potrzebuje czasem jakiejś odmiany.
– A może ja jednak jestem złym człowiekiem?
Harry popatrzył na niego i prychnął.
– Proszę cię. Gdybyś był zły, nie ratowałbyś mnie ciągle i nie wciskaj mi tu kitu, że to przez wzgląd na Dumbledore'a, moją mamę, czy kogokolwiek innego. Poza tym Teddy lubi siedzieć u ciebie na rękach. Podobno dzieci od razu wyczuwają złe osoby, więc jeśli szukasz dowodu, że taki nie jesteś, to myślę, że ten dowód właśnie ucina sobie drzemkę.
– Przyszedłeś, żeby zawracać mi głowę czymś konkretnym, czy zwyczajnie ci się nudzi i uznałeś, że mnie podenerwujesz samą swoją obecnością? – zapytał w końcu Mistrz Eliksirów.
– W zasadzie to poradzić się. Oczywiście o ile nie zamierzasz mnie przekląć, bo pewnie musiałbym naruszyć twoją strefę osobistą.
– W takim razie lepszym wyborem byłaby Granger albo Weasley.
Harry pokręcił głową.
– Nie. Poruszenie takiego tematu z nimi byłoby nieco ryzykowne. Nie, dlatego że nie zrozumieliby, ale chodzi o ich bezpośrednie podejście. Hermiona pewnie zaczęłaby wszystko analizować, sięgnęłaby do książek, statystyk i wszystkiego, co mogłaby znaleźć, a Ron pewnie na początku byłby w szoku i zaczął dociekać, dlaczego pytam o takie rzeczy. Po prostu uważam, że nie udzieliłby mi takich odpowiedzi, jakich szukam.
– I w twoim kurzym móżdżku zrodziła się myśl, że ze mną będzie inaczej?
Severus nie mógł sobie darować uszczypliwości względem tego chłopaka. Po prostu nie potrafił. Ich relacja w jakiś sposób opierała się na tym i nie umiał sobie wyobrazić, co byłoby, gdyby nagle z tego zrezygnowali. Zrobiłoby się naprawdę dziwnie, bo jak mieliby wtedy rozmawiać? Takie lekkie złośliwości pomiędzy nimi były czymś, bez czego zapewne nie potrafiliby się obyć.
– Poniekąd chyba tak właśnie jest – przyznał Harry, upijając herbaty ze swojego kubka.
– No dobrze. Skoro już postanowiłeś zawrócić mi głowę głupotami, to słucham. Co jest aż takim osobistym problemem, że nie możesz o tym rozmawiać z panną Wiem To wszystko i jej chłopakiem?
– Andy twierdzi, że powinienem znaleźć sobie faceta – wypalił, a Severus wypluł herbatę, której się właśnie napił.
– Zatłukę tę babę kiedyś – mruknął cicho pod nosem, gdy już przestał kaszleć. – A ciebie zatłukę, za raczenie mnie takimi rewelacjami. Co mnie obchodzi, co ten babsztyl ci nagadał?
– Cóż... W zasadzie zasugerowała mi, żebym zaprosił cię na randkę.
Severus po raz pierwszy w życiu naprawdę poczuł ochotę, żeby rzucić na kogoś Avadę. Ta baba z jakiegoś powodu uznała, że ich ze sobą wyswata, chociaż wyraźnie dał jej do zrozumienia, że uważa Pottera za zbyt młodego. Skoro spotkała się z oporem z jego strony, to najwyraźniej postanowiła urobić tego durnego bachora. I co z tego, że był naprawdę atrakcyjny, skoro nie umieli ze sobą rozmawiać inaczej niż przez złośliwości.
– Potter! – syknął. – Nie wiem, co jej nagadali na tej jej terapii, ale zapewniam cię, że nie jestem typem, który chodzi na randki.
– Czyli pomijasz ten etap i od razu idziesz z kimś do łóżka?
– Na litość Merlina! Czy ty się słyszysz?! – Wziął głębszy oddech, żeby się uspokoić. – Umówmy się, że tej rozmowy nigdy nie było.
– Dlaczego?
– Czyli mam rozumieć, że chciałbyś iść na randkę ze swoim starym, wrednym profesorem, który wyzywa cię od durnych bachorów? Brzmi jak klasyczny przykład masochizmu.
– Słuchaj... Może jak pójdziemy, to Andy da nam spokój? Powiemy, że nie zaiskrzyło, czy jak to tam się mówi i będzie spokój. Co myślisz? Wybierzemy się do jakiegoś mugolskiego miasta, gdzie nikt nas nie zna na te kilka godzin.
Severus zastanowił się przez chwilę. W zasadzie, dlaczego nie? Nie miał nic do stracenia. Mieszkając z Potterem od prawie roku, doszedł do wniosku, że chłopak nie jest aż tak upierdliwy i głupi, jak się wydawało za czasów szkolnych. Zdawał sobie sprawę, że wtedy wmawiał sobie, że chłopak jest kopią swojego ojca, ale tak było mu łatwiej zachować pozory, że jest przeciwko niemu i wszystkim Gryfonom. Znał rodzaje magii, o których mówiło się wprost, że są mroczne, ale taki właśnie był. Był mrocznym czarodziejem, ale czy miał prawo wierzyć słowom Pottera, że nie był zły?
– Zgoda – powiedział. – Może faktycznie wtedy ta kobieta da mi spokój i przestanie gadać bzdury, jakby jej podali jakiś wątpliwej jakości eliksir.
– Zakręcona sytuacja – mruknął Harry, gdy skończył się śmiać. – Ale wiesz co? Pomijając jej próby wyswatania nas, to życie tutaj jest naprawdę w porządku. Mógłbym tu zamieszkać na stałe. I tak nie mam domu.
Mistrz Eliksirów poczuł się dziwnie. Nic dziwnego, że Złoty Chłopiec nie wspominał do tej pory o wyprowadzce. Gdzie niby miałby pójść? Na pewno nie znowu do Petunii, dla której był solą w oku i największym problemem w jej życiu. Jednak z drugiej strony nie oddała swojego siostrzeńca do sierocińca. Zajęła się nim, chociaż zrobiła to bardzo niechętnie. Może jednak zostało w niej trochę cieplejszych uczuć względem siostry i z tego powodu postanowiła to zrobić. Nie wiedział i nie miał zamiaru pytać. Nie chciał nigdy w życiu już więcej wiedzieć tej kobiety. Zawsze była dla niego okropna. Uważała, że to przez niego Lily skończyła w tej szkole dla dziwadeł, jak określała Hogwart.
Tym sposobem kilka dni później wybrali się razem do Dublina. Uznali, że to będzie odpowiednie miejsce, a poza tym byli też ciekawi tamtejszej magicznej ulicy. Wprawdzie pierwotny plan zakładał jedynie mugolską część miasta, ale odwiedzenie odpowiedniczki ulicy Pokątnej okazało się zbyt kuszącą wizją.
– Nie rozumiem połowy z tego, co mówią – mruknął Harry, nadymając policzki w geście irytacji.
– Irlandczycy często mieszają angielski z celtyckim.
– Wiem. Na początku miałem problem, żeby zrozumieć Seamusa. W końcu uświadomiliśmy go, że jego akcent i naleciałości sprawiają, że nie wiemy, o czym mówi. Zaczął więc zwracać uwagę na pewne rzeczy, ale i tak czasem nie szło go zrozumieć. To w zasadzie ciekawe. Jest tyle języków na świecie, mugole się ich uczą. Czemu czarodzieje tego nie robią?
– Robią, ale to niewielki odsetek. Większość na własną rękę uczy się angielskiego. Pamiętasz Turniej Trójmagiczny i naszych gości.
– Gości pamiętam, a o tym tragicznym turnieju naprawdę wolałbym zapomnieć. Był traumatyczny z różnych powodów.
– Mówisz o Diggorym?
Harry westchnął cicho.
– Też. Nie zasłużył na to, co go spotkało. Był naprawdę w porządku, chociaż ojca miał wrednego. Odnosiłem wrażenie, że tak naprawdę nie interesował się synem. Chodziło mu tylko o to, żeby mieć się czym pochwalić. Zrozumiałem też wtedy, co to znaczy być samotnym w tłumie. Twoi Ślizgoni też nie ułatwiali mi życia – powiedział, zerkając na jedną z witryn. – Zwłaszcza Malfoy. Nigdy tak naprawdę nie zrozumiałem, dlaczego był dla mnie taki wredny. Nic mu nie zrobiłem. To on pierwszy zachował się jak cham.
– Niech zgadnę. Obraził Weasleya?
– Zwyzywał go od biedaków. Naprawdę mógł sobie darować takie uwagi. Teraz trochę lepiej rozumiem jego sytuację, ale to go nie usprawiedliwia. Pewnie mścił się na mnie, bo kazałem mu wtedy spadać.
– O tak! Urażona duma dziedzica Malfoyów. – Severus miał ochotę się roześmiać. Jako dziecko Draco był rozpieszczony do granic możliwości i myślał, że wszystko mu wolno. Sytuacja zmieniła się, gdy Czarny Pan postawił przed nim zadanie. Przekonał się wtedy, że stoi po niewłaściwej stronie, a ludzie, którzy mogliby mu pomóc, zrazili się do niego dawno temu. – Pewnie do dziś nie może ci tego wybaczyć.
– Niespecjalnie mnie to obchodzi. Niech sobie żyje swoim życiem. Ja mam taki właśnie zamiar. Chcę żyć spokojnie i na uboczu. Nie potrzeba mi kolejnych problemów.
– Złoty Chłopiec usuwa się w cień?
– Dokładnie tak.
Mistrz Eliksirów przyjrzał mu się uważnie. Potter naprawdę się zmienił i nie powinno go to dziwić. Do Hogwartu przyjechał, jako dzieciak, którego wszystko zadziwiało. Pamiętał jego minę, gdy wszedł z innymi do Wielkiej Sali po raz pierwszy. Dopiero potem dowiedział się, że Petunia niczego mu nie wyjaśniła, ale nie mógł pokazać po sobie, że mu w jakiś sposób współczuje. Z biegiem lat widział, jak bardzo chłopaka przytłacza jego pozycja w czarodziejskim świecie, jak wielkie są oczekiwania wobec niego i jak bardzo jest samotny. Nadal jednak nic nie zrobił. Mógł go jedynie chronić przed najgorszym z ukrycia. A potem dowiedział się, co zaplanował Albus. Chłopak miał dosłownie zostać złożony w ofierze, żeby pozbyć się Czarnego Pana. Nie było gwarancji, że wyjdzie z tego żywy, ale wydarzył się cud. Zniszczony został tylko fragment duszy, który zagnieździł się w Potterze. Odruchowo zerknął na jego czoło. Słynna blizna była już tylko zwykłą blizną i powoli bladła. Za kilka lat w ogóle może całkiem zniknąć. Skoro chłopak chciał usunąć się w cień, to równie dobrze mógł dla niego przygotować odpowiednią maść.
– A co z tobą? – zapytał nagle Harry. – Też planujesz pozostać na uboczu? Pytam z czystej ciekawości, bo w zasadzie nie rozmawialiśmy o tym. Równie dobrze może przyjść moment, gdy będziesz chciał znaleźć sobie inne miejsce do życia.
– Nie planuję wyprowadzki – przyznał. – Skoro już musisz zaspokoić swoją ciekawość, to zamierzam zostać tam na stałe. Mam dom po rodzicach, ale jest tak przesiąknięty czarną magią i złymi wspomnieniami, że nie zamierzam tam wracać.
– Czyli dobrze ci się ze mną mieszka. – Harry wyszczerzył się radośnie do niego. – W zasadzie cieszy mnie to. Jakoś nie chciałbym mieszkać sam. Za dużo bym wtedy myślał o tym, co się wydarzyło.
– Tobie myślenie nie grozi.
Gryfon zachichotał.
– I tym właśnie mówię. Z jakiegoś powodu przy tobie zapominam na chwilę o wszystkim, co złe. Nawet o tym, że traktowałeś mnie kiedyś jak najgorsze, co może być. Obiecałem sobie jednak, że nie będę patrzeć wstecz i ruszę naprzód. W zasadzie to ciekawi mnie, czy Ron w końcu oświadczy się Hermionie.
– Na brodę Merlina... Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest słuchanie bzdur o związku Weasleya i Granger. Nie trzeba być geniuszem, żeby zgadnąć, kto tam rządzi.
– Oczywiście, że Hermiona, ale jeśli Ronowi to pasuje, to mnie nic do tego.
– Fascynujące – mruknął starszy czarodziej.
Na obiad poszli do mugolskiej części Dublina, żeby spróbować tutejszych specjałów. Harry stwierdził, że gulasz irlandzki jest naprawdę smaczny i spróbuje kiedyś go ugotować.
– Nie będę testerem – oświadczył od razu Severus.
– Przecież wiesz, że radzę sobie z gotowaniem. Całkiem często to robię.
Mistrz Eliksirów nie skomentował tego, bo faktycznie musiałby to przyznać. Gryfon faktycznie radził sobie w kuchni i jeszcze nikogo nie otruł. Sam zresztą powiedział, że gotowanie to jedna z tych rzeczy, których musiał się szybko nauczyć, bo inaczej ciotka nie dawałaby mu żyć. Ciągle robił w tamtym domu za skrzata domowego i przywykł do takiego traktowania. Gdy czymś się zajmował, było mu łatwiej znosić różne rzeczy.
– Było mi przykro, gdy Dudleya traktowali jak największy skarb, a mnie jak największe zło – powiedział, gdy idąc potem w kierunku portu, rozmawiali o różnych sprawach. Może wpływ na to miała zmiana otoczenia, że Harry poczuł się swobodniej i zaczął zwierzać z rzeczy, których wcześniej nie poruszał, twierdząc, że to przeszłość. Prawda była jednak taka, że nadal pewne zdarzenia z dzieciństwa były dla niego bolesne. – Wmawiałem sobie, że to, dlatego że ja nie jestem ich synem. Tak mi było łatwiej. Dla Dudleya zawsze było wszystko, czego chciał, a dla mnie to, co mu się znudziło, z czego wyrósł albo gdy coś zniszczył. Ciotka nie wydawała na mnie pieniędzy. Zawsze miałem wszystko z drugiej ręki. Pewnie dlatego dogadałem się z Ronem. Rozumiałem go w jakiś sposób. Potem okazało się, że mam całą skrytkę pieniędzy, ale nie umiałem się z tego jakoś specjalnie cieszyć. Nie wpadłem w jakiś zakupowy szał, bo wiedziałem, że jeśli pokażę u Dursleyów, że nie jestem biedny, to będzie jeszcze gorzej.
– Petunia nigdy nie zdołałaby odebrać ci pieniędzy – zapewnił go Severus. – Potterowie byli naprawdę starą rodzinę i jestem pewien, że w odpowiedni sposób zabezpieczyli swoje finanse. A nawet, gdyby tak nie było, to gobliny nie pozwoliłyby na to. Nie masz klucza, to nie możesz wejść.
Harry zaśmiał się tylko. Może jego dzieciństwo i lata w Hogwarcie nie należały do najłatwiejszych, ale zahartowały go. Był niezależny i potrafił o siebie zadbać, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby czasem ktoś mu w tym pomógł.
Zerknął na swojego towarzysza. Andy uważała, że do siebie pasują i potrafiliby się dogadać. Nie miał bladego pojęcia, dlaczego tak uważała. Może to była ta cała kobieca intuicja? A może naprawdę coś jej podawali na tej terapii?
Niemniej jednak uważał, że wyjście ze Snapem było całkiem miłe. Nie pokłócili się, dogryzali sobie tylko trochę i w zasadzie całkiem fajnie spędzili razem czasem, chociaż nie robili niczego szczególnie ekscytującego.
– Nigdy nie byłem w porcie – powiedział Harry, gdy spacerowali, przyglądając się cumującym statkom. – Zresztą nigdzie nie byłem. To miłe zmienić na chwilę otoczenie i coś zobaczyć.
Zatrzymał się, przymknął oczy i odetchnął mocno morskim powietrzem. To było miłe uczucie. Gdy uchylił powieki, z zaskoczeniem stwierdził, że starszy czarodziej mu się przygląda i lekko się zarumienił. Snape może i był poturbowany przez życie tak samo, jak on i niezbyt przystojny, ale właściwie co oznaczało, że mężczyzna był przystojny? Dla każdego mogłyby to być zupełnie inne cechy. Gdy to sobie uświadomił, zarumienił się jeszcze bardziej i popatrzył w ciemne oczy pytająco. Nie był pewien, kto zrobił pierwszy ruch i nawet nie miał ochoty się nad tym zastanawiać, bo po chwili zajęty był całowaniem się z tym facetem i niech go gęś kopnie, ale to było coś.
To nie były takie pocałunki jak z Cho czy Ginny. To było silniejsze i takie podniecające. Nie było w tym nic uroczego czy słodkiego. To była w zasadzie walka o dominację, którą celowo przegrał.
– Wow – mruknął, gdy w końcu się od siebie odsunęli. – Raczej nie powiemy Andy, że nie zaiskrzyło?
– Musielibyśmy skłamać – odparł Severus. – Poza tym ta wiedźma i tak by nam nie uwierzyła. Jest na to zbyt cwana.
– Cóż... W takim razie zostaje nam jeszcze jedno. Żebyś zaczął w końcu do mnie mówić po imieniu.
– Nie ma takiej opcji, ty durny bachorze – stwierdził, a potem ponownie pocałował chłopaka.
---
Miałam mega kryzys pisarski, który jeszcze tak do końca nie minął, ale mam nadzieję, że rozdział się wam podobał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top