Rozdział 4
Rozdział 4
Harry dotrzymał obietnicy i sporo czasu spędzał u Andromedy, pomagając jej przy Teddym. Na początku ciągle bał się, że niechcący zrobi dziecku krzywdę, ale z wizyty na wizytę było coraz lepiej. Odnosił też wrażenie, że mały chłopiec wręcz cieszy się, gdy go widzi.
– Jest słodki – mówił Severusowi, chociaż ten miał minę, jakby chciał go wykopać ze swojej pracowni. – Ale wymaga naprawdę dużo uwagi. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z małym dzieckiem, więc nawet nie zdawałem sobie sprawy, jaka to ciężka praca.
– Mów dalej, a zacznę współczuć Petunii, że musiała się tobą zajmować – odparł starszy czarodziej, wrzucając do kociołka coś, co wygląda, jak pokrojone flaki. Harry wolał nie wnikać, co to naprawdę było.
– Ciotka nie zajmowała się mną więcej, niż musiała. Od tego był Dudley. Ja bardzo szybko musiałem nauczyć się, sam się sobą zajmować. Jakby mogła, to by mnie nawet czubkiem paznokcia nie dotknęła, ale przynajmniej nie skończyłem na ulicy.
– Brzmisz, jakbyś nie miał jej za złe tego, jak cię traktowała.
Mistrz Eliksirów nie był pewien, czy był zaskoczony, czy spodziewał się po Petunii zachowania, o którym opowiadał mu Potter. Zamykanie dziecka w komórce pod schodami, zmuszane do pracy od najmłodszych lat, karanie za wszystko, co tylko mogło jej wpaść do głowy, negowanie magii i zatajanie prawdy o rodzicach chłopaka, było tylko czubkiem góry lodowej.
Harry zastanowił się przez chwilę nad jego słowami, zanim odpowiedział:
– I mam, i nie mam. Ciężko mieć komuś coś za złe, jeśli nie miało się nigdy porównania. W podstawówce czułem się wyobcowany, bo wszystkie dzieci miały rodziców, a ja nie. Dopiero gdy Ron zaprosił mnie do Nory, zrozumiałem, że wychowywałem się w bardzo toksycznym środowisku. Nie miałem pojęcia, że relacja z moimi krewnymi nie jest normalna.
– Długo ci zajęło, żeby to zrozumieć, ale skoro nie miałeś porównania, to nie jest to aż takie dziwne.
Złoty Chłopiec uśmiechnął się lekko. Zrozumiał ostatnio coś jeszcze. Lubił towarzystwo tego wrednego Mistrza Eliksirów. Przekomarzanie się z nim i obrzucanie wyzwiskami, było całkiem fajne. Czasem też, kompletnie nieświadomie, mężczyzna obdarzył go jakimś komplementem.
Nadal ciężko było mu się odnaleźć w niektórych sytuacjach i był wdzięczny, że mógł poskładać swoje życie z daleka od ciekawskich oczu innych. Oczywiście pisał do Rona i Hermiony, zapewniając ich, że wszystko z nim w porządku, ale potrzebuje w końcu trochę czasu dla siebie. Przeprosił też przyjaciela za sytuację z Ginny, gdy ten napisał mu, że dziewczyna nadal ma nadzieję, że się zejdą.
„Przeproś ją w moim imieniu". – Napisał wtedy. – „To nie jest tak, że jej nie lubię, ale nie czuję już tego, co było kiedyś. Oboje męczylibyśmy się tylko, gdybyśmy spróbowali znowu. Czuję się emocjonalnie wyprany ze wszystkiego. Nadal miewam okropne koszmary i próbuję znaleźć sobie jakiś cel w życiu. Powiem jej to wszystko, jeśli kiedyś się zobaczymy, ale na razie nie czuję się mentalnie gotowy na takie spotkania. Myślałem, że nie przeżyję wojny i nie chciałem nikogo do siebie przywiązywać".
Ron zrozumiał i zapewnił go w kolejnym liście, że wszystko przekazał Ginny, ale jego siostra nie chciała tego przyjąć do wiadomości.
„Od lat była w tobie zakochana". – odpisał. – „Chociaż zastanawiam się, czy faktycznie nie miała jakiegoś zbyt dużego wyobrażenia o tobie. Zanim cię poznała, to nasłuchała się tylu opowieści o tobie, że nic dziwnego, że pewnie wyobrażała sobie nie wiadomo co. Mama próbowała jej wyjaśnić, że wyobrażenia, a rzeczywistość to nie jest to samo. Na razie neguje wszystko, ale w końcu jej przejdzie".
Jakiś czas później Ron napisał mu, że Ginny ponownie spotyka się z Deanem Thomasem. W zasadzie ucieszył się, że dziewczyna też układa sobie życie. Mógł sobie tylko wyobrażać, jak ciężko musiało być w Hogwarcie, gdy panoszyli się tam Śmierciożercy. Wiedział, że Snape robił, co mógł, żeby chronić uczniów, ale też nie mógł wtedy zdradzić swojej prawdziwej roli. Voldemort musiał mu wierzyć.
Harry cholernie podziwiał tego faceta, chociaż nie mówił tego głośno. Jak odważnym trzeba było być, żeby przez tyle lat wodzić za nos kogoś takiego, jak Voldemort? Gdyby chciał to zmierzyć, pewnie zabrakłoby mu skali. Snape może i był wredny do szpiku kości i ciężko było się z nim czasem dogadać nawet w najprostszych sprawach, ale to nie zmieniało faktu, że to dzięki temu facetowi wygrali wojnę.
Swoje osiemnaste urodziny Harry spędził w zasadzie w domu. Wybrał się tylko na kilka godzin do Andromedy i Teddy'ego. Gołym okiem widać było, że z kobietą jest coś nie tak i spytał nawet, czy dobrze się czuje.
– Tak. Wszystko w porządku – zapewniła go. – Jestem tylko trochę zmęczona. Opieka nad małym dzieckiem nie jest łatwa.
– To może prześpij się trochę, a ja z nim posiedzę – zaproponował. – Już mi coraz lepiej idzie opieka nad nim. Płacze tylko czasami.
Andromeda uśmiechnęła się, ale podziękowała na razie za jego ofertę.
– Gdyby coś się działo, nie wahaj się wysłać do mnie patronusa – przypomniał jej, gdy zbierał się do wyjścia. Zapewniła go po raz kolejny, że wszystko jest pod kontrolą, ale czuł podświadomie, że nie mówi mu prawdy.
Jego podejrzenia potwierdziły się, gdy kilka dni później w kuchni pojawił się dość mizernie wyglądający patronus i płaczliwym głosem Andromedy poprosił, żeby Harry się u niej zjawił. Chłopak natychmiast zerwał się od stołu.
– Pójdziesz ze mną? – zapytał Severusa, a ten tylko skinął głową i wstał. – Dziękuję.
Wolał mieć obok siebie kogoś, kto w razie potrzeby znał się na udzieleniu pierwszej pomocy. Może Andy miała wypadek? A może to z Teddym było coś nie tak? Miał nadzieję, że nic poważnego się nie stało.
Aportowali się przed domem kobiety i szybko weszli do środka.
– Andy? – zawołał Harry, rozglądając się.
Znaleźli ją płaczącą w salonie. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żeby stała się jej jakaś fizyczna krzywda. Teddy spał spokojnie w łóżeczku, nieświadomy, że z jego babcią coś się dzieje.
– Andy, co się stało? – zapytał, podchodząc do niej. Usiadł obok niej na kanapie i dopiero wtedy zobaczył otwarty przed nią album ze zdjęciami.
– Już nie mogę – powiedziała cicho. – Tęsknię za nimi. Przepraszam... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Powinnam być silna dla Teddy'ego. Tylko on trzyma mnie przy życiu.
– Popatrz na mnie – powiedział Harry, ujmując delikatnie jej twarz w dłonie. – Mnie też ich brakuje. Ja też nie miałem jak opłakać rodziców czy Syriusza. Rozumiem, co czujesz.
– Ten durny bachor chociaż raz mówi do rzeczy – odezwał się nagle Severus, zaskakując kobietę.
– Wybacz. Myślałem, że stało się coś naprawdę złego i poprosiłem go, żeby ze mną przyszedł – wyjaśnił Harry.
– Nic się nie stało – zapewniła go.
– Jesteś w naprawdę kiepskim stanie, Andromedo – powiedział Mistrz Eliksirów. – Nie muszę być magomedykiem, żeby to zauważyć. Obawiam się, że potrzebujesz specjalistycznej pomocy i przede wszystkim zmiany środowiska. Tutaj zadręczysz się wspomnieniami.
– Mam porzucić własny dom? – zapytała. – I gdzie pójdę z małym dzieckiem?
– Zabieramy cię do nas – oznajmił stanowczo ku zaskoczeniu dwójki, siedzącej na kanapie. – Co się tak oboje na mnie gapicie? Ten bachor nie spałby po nocach, zastanawiając się, czy wszystko z tobą w porządku i nie dawałby mi żyć. Pakuj się i nie dyskutuj.
– Ale... – zaczęła.
– Potter, bądź chociaż raz tak miły i wezwij swojego skrzata domowego. O ile mnie pamięć nie myli. twój ojciec chrzestny ci go zostawił. Zajmie się pakowaniem.
– Stworku? – powiedział młodszy czarodziej i stary skrzat zjawił się od razu.
Na widok Andromedy zaczął od razu się z nią witać. Pamiętał ją bardzo dobrze. Bywała przecież w młodości na Grimmauld Place, a poza tym sama wywodziła się z rodu Blacków. Harry szybko wyjaśnił mu, co się dzieje i że potrzebują jego pomocy przy pakowaniu.
– Pani Andromeda nie może teraz zostać sama – powiedział Stworek. – Stworek jest dobrym skrzatem i wie, kiedy trzeba się panią zaopiekować. Zajmie się też paniczem, jeśli trzeba – dodał, zauważając dziecko.
– Twoja pomoc na pewno nam się przyda – zapewnił go Harry, a stary skrzat wyprostował się dumnie, jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie.
– Ale ja nie mogę wam siedzieć na głowie. Mówiłeś, że Severus nie pała sympatią do dzieci – próbowała znowu, a Mistrz Eliksirów zgromił chłopaka wzrokiem.
– Nie lubię wkurzających bachorów, które nie wiedzą, co to jest szacunek. Potter nadal jest na szczycie mojej listy – powiedział.
– Cudownie – mruknął wspomniany magnes na kłopoty i wywrócił oczami.
Dwie godziny później wszyscy byli już w domu, który Severusowi zostawił Dumbledore. Andromeda z wdzięcznością wzięła od Severusa eliksir na uspokojenie, a potem drugi na sen.
– Ja się zajmę Teddym – zapewnił Harry, trzymając na rękach swojego chrześniaka, który właśnie uznał, że należy zmienić kolor włosów na pomarańczowy. – Odpocznij spokojnie. Nigdzie się nie wybieramy.
Udało mu się transmutować jedno z krzeseł w dodatkowe łóżeczko dla dziecka, które ustawił w swoim pokoju. Nie mógł pozwolić, żeby Andy w takim stanie robiła wszystko sama. Stworek w tym czasie zajął się kuchnią i zgodnie ze swoim charakterem Severus uznał, że to zmiana na lepsze.
– Nie wiem, jak ci dziękować – powiedział Harry szczerze, gdy mogli spokojnie porozmawiać. – Nie musiałeś tego robić.
– Owszem, musiałem. Jeśli wtedy byłeś spanikowany, to wolę sobie nie wyobrażać, co działoby się później. Zrobiłem to dla własnego komfortu psychicznego.
– Jasne, że tak. Przecież nie, dlatego że masz sumienie i serce na właściwym miejscu.
– Dobrze, że się rozumiemy.
Harry może i nie do końca określiłby to, jako zrozumienie, ale nie ulegało wątpliwości, że Snape wiedział, co robi. Wolał sobie nawet nie wyobrażać, co mogłoby się wydarzyć, gdyby zostawili Andromedę samą sobie. Aż go ciarki przeszły na samą myśl.
Kolejne tygodnie nie były łatwe. Mając w domu jeszcze dwójkę lokatorów, z których jedno było małym dzieckiem, wymagającym ciągłej uwagi, musieli wypracować sobie nowy plan dnia. Rano wszyscy jedli razem śniadanie przygotowane przez Stworka, Severus zaszywał się w swoim laboratorium i zajmował pracą, a Harry Teddym. Namówili Andromedę, żeby skontaktowała się z zaufanym magomedykiem i poszła na terapię. Dwa razy w tygodniu aportowała się na spotkanie i już było widać efekty. Uśmiechała się szczerze, a nie na pokaz, miała więcej cierpliwości i nie protestowała, gdy jej organizm domagał się odpoczynku.
– Nie jesteś sama – powtarzał się Harry.
– Wiem – odpowiadała. – Ale jeszcze niedawno tak właśnie myślałam. Straciłam wszystkich bliskich i chociaż wiedziałam, że była wojna, to nie mogłam się z tym pogodzić.
– Rozumiem. Dopóki nie pojechałem do Hogwartu, też myślałem, że jestem sam na świecie. A potem poznałem Rona i Hermionę. Wszystko się wtedy zmieniło.
– Czyli jesteśmy do siebie podobni. Ja zawsze byłam czarną owcą w rodzinie, bo nie podzielałam poglądów mojej rodziny. Niby mam jeszcze młodszą siostrę, ale co z tego? Wyszła za mąż za czarodzieja czystej krwi i spełniła oczekiwania rodziców.
– No tak. Za Lucjusza. Nie wiem, czy oni tak naprawdę podzielali poglądy Czarnego Pana. W czasie bitwy o Hogwart uciekli. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje i nie wiem, czy chcę wiedzieć. Podjęli swoją decyzję.
– Nie pałasz do nich sympatią – zauważyła, przyjmując od Stworka filiżankę z herbatą. – Dziękuję. Zawsze był z ciebie świetny skrzat domowy – powiedziała, obdarzając go komplementem, od którego stary skrzat niemal zaczął płakać ze wzruszenia.
– Twoja pomoc jest naprawdę nieoceniona, Stworku – dodał Harry.
– Stworek tylko wykonuje swoją pracę – mruknął skrzat.
– Ale robisz to naprawdę świetnie.
Po tych słowach Stworek stwierdził, że musi zerknąć do śpiącego panicza i zniknął.
– On też odżył, od kiedy nie musi być na Grimmauld Place. Matka Syriusza nie była raczej zbyt uczuciową osobą? – zapytał, patrząc na Andy.
– Była taka jak większość kobiet z czystokrwistych rodzin. Liczyło się dla niej, żeby dobrze wyjść za mąż i urodzić dziedziców rodu. Między niektórymi takimi parami rodzi się miłość, ale inne trwają w takich zaaranżowanych związkach tylko, dlatego że nie chcą dopuścić do skandalu. Reputacja jest dla nich ważniejsza od uczuć, więc potem znajdują sobie kochanków i kochanki.
– A co druga strona na to?
– Udają, że o niczym nie wiedzą, bo sami robią dokładnie to samo.
– Myślisz, że twoja siostra kogoś ma?
– Nie – powiedziała pewnym głosem. – Narcyza kocha Lucjusza. To właśnie jedno z tych małżeństw, które jednak skończyły się szczęśliwie. Pamiętam, jak krzyczała na mnie, gdy dowiedziała się, że spotykam się z mugolakiem. Moi rodzice nie chcieli o tym w ogóle słyszeć. Tylko Syriusz mnie wtedy poparł, ale on miał podobną sytuację do mojej. Wszyscy Blackowie odebrali nasze zachowanie, jako zdradę czystości krwi.
– Słyszałem o tym. Dlaczego czysta krew jest aż tak ważna dla niektórych?
– To przekonanie wywodzi się jeszcze z dawnych czasów. Uważano wtedy, że dziecko czystej krwi będzie miało wyjątkowe cechy i wielką moc. Czyli będzie idealne. Oczywiście teraz wszyscy wiemy, że to tak nie działa, a świeża krew jest wręcz wskazana, ale stare rodziny prędzej wymrą, niż to głośno przyznają. Popatrz na siebie. Dysponujesz naprawdę silnym magicznym rdzeniem. Nie masz teraz różdżki w ręce, ale czuć to. Ci, którzy są bardzo wyczuleni na magię, mogą być nią aż przytłoczeni. Coś mi mówi, że nawet Severus to wyczuwa.
Harry nie był pewien dlaczego, ale czuł, że jego policzki zrobiły się jakby cieplejsze. Czy to miała być jakaś aluzja? Do tej pory potrafił tylko powiedzieć, że jakiś chłopak jest przystojny, ale nie zwracał nigdy uwagi na własną płeć w tym kontekście. Andy już wcześniej sugerowała mu coś takiego, ale wtedy uznał, że to było tylko takie przekomarzanie się i nie brał tego na poważnie. Teraz pewnie też nie miała na myśli niczego konkretnego, ale zasiała w nim jakieś ziarno ciekawości i siłą rzeczy, zaczął się zastanawiać nad samym sobą.
Nigdy nie myślał o randkowaniu z chłopakami. Zawsze uważał, że naturalną koleją rzeczy dla mężczyzny jest po prostu znaleźć sobie żonę, założyć z nią rodzinę, a potem na nią pracować. Taki wzorzec obserwował w zasadzie wszędzie. Wuj Vernon pracował, a ciotka Petunia zajmowała się domem, ojciec Rona pracował, a jego mama była gospodynią. Nawet rodzice Malfoya mieli taki podział ról. Oczywiście, że znał też pełno pracujących kobiet i nie było to nic dziwnego, ale nigdy nie spotkał jednopłciowej pary. Albo spotkał, ale nawet o tym nie wiedział. Bo na co niby miałby wtedy zwrócić uwagę?
Miał takie jedno nikłe wspomnienie, jak wuj przeklinał głośno, że w jego pracy był ktoś taki. Wyzywał tamtego mężczyznę od zboczeńców i nie krył swojego niezadowolenia, że mają kogoś takie w firmie. Harry nie wiedział, co się potem działo, ale też jakoś specjalnie się tym nie interesował. Był za mały, żeby w ogóle zrozumieć, co się stało. Wiedział tylko, że jeśli wuj ma zły humor, to lepiej było zejść mu z oczu i udawać, że się nie istniało.
Westchnął, kładąc się wieczorem do łóżka. Tej nocy Teddy spał w pokoju babci, więc postanowił poczytać coś jeszcze. Hermiona przysłała mu kilka mugolskich powieści i jedna z nich naprawdę go wciągnęła, ale tego wieczoru nie mógł się skupić na fabule. Jego myśli ciągle wracały do rozmowy z Andromedą. Czy w ogóle miałby odwagę spróbować umówić się z jakimś chłopakiem? Biorąc pod uwagę, że jako Harry Potter był osobą publiczną, to odpowiedź brzmiała: nie. Może jeśli odczeka jakiś czas, to jego życie w końcu nabierze jakiejś normalności, a ludzie przestaną się na niego gapić na ulicy. Z tą myślą zamknął oczy i w końcu zasnął.
---
Kogo zaskoczyłam? Przyznać się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top