15

Jungkook

Idąc za radami Jimin'a postanowiłem nie zostawiać tej dwójki i jakkolwiek spróbować im pomóc. Chociaż nie czułem się na siłach, aby pracować nad albumem, przyjąć projekt, który został mi niedawno zaoferowany, wspierać przy tym Nebu oraz jeździć dodatkowo do Minchul'a, to robiłem wszystko, aby wcisnąć to w ten cały mój "urlop".

Jeden z moich managerów został oczywiście powiadomiony o nowym punkcie w grafiku, zarezerwowanym na wizyty u Jieun, zapewne domyślając się, że znowu mam z nią romans, dlatego musiał mnie podwójnie chronić. Ale za to również miał płacone, dlatego nie powinien narzekać, ciesząc, że może ze mną w ogóle pracować.

Pośród tego całego chaosu znajdowałem również czas dla ukochanego, specjalnie wstając wcześniej, aby mieć jeszcze czas na zaznanie największej dawki bliskości w postaci namiętnego seksu. Nowa stylizacja starszego już od dobrych kilku tygodni nie pozwalała mi na wytchnienie, odkąd sam zacząłem błagać go o ciągłe zbliżenia, które co prawda z czasem trochę ograniczyliśmy. Te czarne włosy zaczynały się naprawdę zabawnie kontrastować z moimi niemal białymi, a przy comeback'u dadzą ciekawy efekt upadłego anioła i demona. I choć nasze charaktery zostały źle dopasowane do tych stylizacji, moje fanki nie miały o tym pojęcia, uważając mnie za idealnego mężczyznę, który był w stanie zrobić dla nich wszystko, nawet po tylu latach.

Bardzo łatwo mogłem przenieść takie zachowanie właśnie na spotkania z Minchul'em, które na początku ograniczały się do patrzenia jak dziecko się bawi, oczywiście podczas spokojnych rozmów z Jieun. Dopiero po kilku wizytach odważyłem się zrobić coś więcej niż zakup prezentów, próbując się dołączyć do jego zabaw, wraz z nooną. Zdążyłem stracić naprawdę wiele przez te cztery lata i widząc jak ode mnie ucieka, chowając się w ramionach swojej mamy, mogłem jedynie posłać jej smutne spojrzenie, wiedząc, że gdybym z nimi był od początku takie spotkania wyglądałyby zupełnie inaczej.

Przywiązanie się do tych wesołych oczu i uroczego uśmiechu okazało się naprawdę łatwym zadaniem. A pierwsze podanie mi klocka podczas jednej z zabaw, nadzorowanej pilnie przez Jieun, było dla nas naprawdę sporym przełomem. Nie mogłem się nacieszyć z tak niewielkiego gestu, który z każdym następnym spotkaniem zaczął się przeradzać w pierwszy posłany w moją stronę uśmiech, pierwsze poproszenie o pomoc oraz pierwsze przytulenie. Na nazwanie mnie "tatą" również trochę musiałem poczekać, jednak tuż po usłyszeniu tego magicznego słowa wiedziałem, że już nigdy nie byłbym w stanie go zostawić.

Chętnie uczyłem się odpowiedniej opieki nad małym, starając się zapamiętać każde słowo Jieun, która o dziwo miała do mnie cierpliwość, chyba wyrobioną dopiero przy dziecku. A te kilka godzin tygodniowo powoli przestawało mi wystarczać. Chłopiec dopytywał się o mój dom, o to, czy z nimi zamieszkam, o to dlaczego mnie przy nich nie było i dlaczego odwiedzam ich tak rzadko. Na niektóre z tych pytań nie potrafiłem odpowiedzieć, nawet nie przez samą wagę takich słów, a strach i brak możliwości porzucenia swoich obowiązków dla widywania ich codziennie. Nawet noona przestała mi aż tak przeszkadzać, bo jej charakter trochę się zmienił przy Minchul'u. Nie mogliśmy się przedrzeźniać, wypominając wszelkie błędy, kiedy chłopczyk tego słuchał, dlatego byliśmy dla siebie milsi, o wszelkich wulgaryzmach już kompletnie zapominając.

Po zakończeniu nagrań do projektu, który mimo wszystko manager jakoś dał radę wepchnąć do mojego grafiku, jak zwykle powiadomiłem Jimin'a, że wybieram się do swojego syna i będę dopiero za dwie godziny. Niestety moje idealne plany zostały trochę pokrzyżowane jak tylko dotarłem na miejsce. Jieun musiała jechać do swojej mamy, która wylądowała w szpitalu, nie chcąc zabierać ze sobą Minchul'a, czy zostawiać go u sąsiadki, skoro miał jeszcze mnie, przez co w pośpiechu otrzymałem wszelkie instrukcje, dostając dodatkowo jakąś wyprawkę i fotelik, po czym zostając siłą wypchnięty na zewnątrz i poproszony o odpowiednią opiekę. Nie wiedziałem, co się dokładnie stało, jednak noona wyglądała na przejętą, chyba od zawsze stawiając rodzinę na pierwszym miejscu, dlatego też zrezygnowała z kariery właśnie dla naszego syna.

Patrzyliśmy jak odjeżdża w pośpiechu po szybkim ucałowaniu małego i poklepaniu mnie po ramieniu. Dopiero Minchul był w stanie ściągnąć mnie z powrotem na ziemię, wyrywając z przemyśleń o zdrowiu mamy Jieun.

- Zobaczę taty dom? Mama też pojedzie? – Mała ręka, która wylądowała na moim policzku zmusiła mnie do przeniesienia na niego spojrzenia i posłania niewielkiego uśmiechu. Nie mogłem pokazać, że taka możliwość naprawdę mnie przeraża, dlatego znów wykorzystałem swoje aktorskie sztuczki, nabyte przez granie w jednej z dram, przywołując wszystkie szczęśliwe momenty, starając się spojrzeć na ową sytuację od tej pozytywnej strony.

- Tak, zobaczysz kochanie. I zrobimy kurczaka na obiad jeśli chcesz. – Specjalnie uderzyłem w jego ulubione danie, aby nie zaczął dopytywać się o Jieun, zaraz będąc przez niego przytulony i poproszony o szybkie zabranie go do mojego domu.

Cała dwudziestominutowa droga została umilona piosenkami, których zdążył mnie przez ten czas nauczyć i które chętnie ze mną śpiewał, mówiąc, że tak jak mamusia i tatuś chce kiedyś zostać piosenkarzem, co niezwykle mnie cieszyło, bo naprawdę tego pragnąłem, a Jieun znała mnie na tyle, aby dobrze o tym wiedzieć, oczywiście nigdy nie poruszając takiego tematu, chcąc raczej pozwolić mu wybrać ścieżkę, którą w przyszłości pójdzie.

Po trzecim powtórzeniu piosenki o psie sąsiadki mamy Minchul'a, którego chłopiec naprawdę polubił, mogliśmy w końcu opuścić pojazd. Mały na razie nie pytał o Jieun, będąc zbyt zafascynowany podziemnym parkingiem i mimo wszystko nie dając się wziąć na ręce, nawet dłoń niechętnie podając ze względu na swoją "samodzielność", z którą już musieliśmy walczyć.

Przez to wszystko zapomniałem opowiedzieć chłopcu o Jimin'ie, dopiero w windzie wspominając, że mieszkam z przyjacielem, który jest naprawdę miły i kochany i nie powinien się go bać. Minchul przytaknął na te słowa, obiecując, że się postara, chociaż wiedziałem jak to będzie wyglądać.

Włożenie kluczy w drzwi już spowodowało, że mały uczepił się mojej nogi, nie pozwalając przez chwilę ruszyć i prosząc o wzięcie na ręce. Oczywiście to uczyniłem, zaraz przekraczając próg i zamykając za sobą nogą, ponieważ obydwie ręce miałem zajęte przez rzeczy małego oraz samego ich właściciela.

- Jiminnie, wróciłem... i przyprowadziłem ze sobą gościa, mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko – powiedziałem na początku do powietrza, dopiero po chwili zauważając go w kuchni i właśnie tam się kierując.

Minchul schował się w mojej koszulce, szepcząc coś do siebie i ściskając materiał mojego górnego ubrania naprawdę mocno, prawie go ze mnie zrywając.

- Nie bój się, kochanie. Mówiłem ci, że Jiminnie jest naprawdę miły... i pomoże nam przygotować kurczaka jeśli tylko chcesz – zaproponowałem, bo akurat to danie mogło zdziałać cuda.

- Kurczaka? – Chłopiec powtórzył swoje magiczne słowo, odrywając ode mnie głowę i spoglądając niepewnie w stronę starszego, niestety tylko na chwilę, zaraz powracając do poprzedniego stanu zawstydzenia i strachu. – Ma włosy jak mamusia... - zauważył, nadal chyba nie będąc do końca przekonany co do niego.

- A jak się uśmiecha to znikają mu oczy, popatrz – poprosiłem szeptem, znów zwracając tym uwagę chłopca na czarnowłosego, co wywołało jego śmiech i zaklaskanie w dłonie, przełamując tym samym pierwsze lody. Byłem trochę zazdrosny, bo nawet ja tak szybko go do siebie nie przekonałem, tym jednym uśmiechem, przez który również ja te kilkanaście lat temu, oszalałem na punkcie swojego ukochanego.


Jimin

Nie miałem w zwyczaju żałować decyzji, które podejmowałem. Jedynym wyjątkiem były te, które przypłaciłem utratą Jungkook'a. Ale poza nimi, starałem się raczej myśleć, że wszystko, co robię, to zawsze najlepsza opcja z możliwych.

Trzymając się tej zasady starałem się zaciskać zęby i nie komentować częstych nieobecności Jungkook'a. Sam w końcu pchnąłem go ku temu, by jednak zaopiekował się małym Minchul'em, dlatego nie miałem do niego pretensji, gdy oznajmiał mi, że jedzie do syna.

Jednak, gdy zostawałem sam, zaczynałem martwić się, że może przez to, jego uczucie do Jieun odżyje. Takie obawy nie mogły jednak zawładnąć moim sercem, bo nie pozwalałem sobie zwątpić w naszą miłość. Ostatnio, gdy tak się stało, ożeniłem się. Drugi raz nie mam zamiaru się w to bawić.

Zamiast spędzać czas w pustym mieszkaniu, częściej bywałem w wytwórni, ewentualnie w domu Taehyung'a, z którym odnowiłem przyjaźń. Chyba w końcu byłem na tyle dorosły, by znajdować czas nie tylko dla mojego ukochanego, ale także Kim'a, z którym dawniej stanowiliśmy maknae line, z czasem niestety go zaniedbując.

O ile Tae cieszył się z moich odwiedzin, o tyle mała Daehyun nie lubiła mnie za bardzo. Zresztą nic dziwnego. Nie widywała mnie za często, a gdy wpadałem na kilka minut, złożyć życzenia z okazji urodzin, czy świąt, zwykle nie bawiłem się z nią, będąc zwyczajnie zazdrosnym, że V dorobił się swojego potomstwa, a ja nie. Ta przeklęta myśl ciągle była mi kulą u nogi, ale starałem się z nią walczyć, nabierając w końcu na to siły. Skoro nie mogłem być ojcem, to zawsze pozostawała mi opcja opieki nad małymi Bangtanami moich przyjaciół. O ile wiedziałem, Jin hyung też już załatwiał ostatnie formalności z Sofii nooną, by mogli adoptować jakiegoś chłopczyka. 

Wracając jednak do rodzinki mojego najlepszego przyjaciela - próbowałem wkupić się w łaski dziewczynki i jej młodszego brata, pomagając Tae w opiece nad nimi, zwłaszcza, że przyjął ofertę dramy i musiał z kimś zostawiać maluchy na kilka godzin, więc czasem nasza księżniczka bawiła się w kącie sali, a jej brat jak zwykle spał obok niej, podczas treningów z Taeil'em. A dzięki temu szybko znalazłem sobie miejsce w serduszku Dae, stając się tym samym jednym z tych lubianych wujków.

Tak samo jak ja, tak i Jungkook cieszył się spotkaniami ze swoim synem. Uśmiechałem się z radości słysząc, jak mały Minchul powoli przełamuj się i zbliża do ojca. Choć nie znałem tego dziecka osobiście, nie mając ani razu z nim styczności, lubiłem go, bo zmieniał mojego ukochanego w lepszego człowieka. W pewnym sensie też go kochałem. Jak miałbym odrzucić część mojego Jeon'a?

Tego popołudnia nie miałem szczególnych planów. Wychodziłem akurat z Big Hit po treningu, mając zamiar już jechać do mieszkania, wiedząc, że mam jeszcze dużo czasu, nim wróci Jungkookie, gdy dostałem wiadomość do Kim'a. Musiał jechać na plan zdjęciowy, a Joohyun została wysłana na dwa tygodnie w trasę po Azji, więc nie miał co zrobić z dziećmi. Zwłaszcza, że w trybie natychmiastowym miał udać się aż na Jeju i zabranie maluchów sprawiało dużo kłopotów. Dlatego zadzwoniłem do niego natychmiast po oczytaniu SMS-a.

- Jiminnie, błagam cię, Hobi hyung'a nie ma, rodzice na wakacjach, rodzeństwo też... Muszę wyjechać na trzy dni na te zdjęcia! Wiem, że Jungkookie mnie zabije, bo będą wam przeszkadzać, ale nie mam z kim ich zostawić! - Taehyung prawie płakał mi do słuchawki. Słyszałem, że w międzyczasie krząta się po domu, prawdopodobnie pakując rzeczy na wyjazd. - Później go przeproszę, wybronię cię jakoś, ale błagam, weź do was Dae i Joo!

- Jasne, nie ma problemu. Najwyżej wyląduję z nimi w hotelu - zapewniłem ze śmiechem, idąc na parking, gdzie wsiadłem do mojego ulubionego samochodu, tego samego, który dzieliłem z Jeon'em. W ramach podziału majątku, który w końcu udało się przeprowadzić z Raim, zostało mi to auto i pieniądze, czyli tak, jak chciałem. Moje małżeństwo było już tylko przykrym wspomnieniem.

- Zapłacę wam za ten hotel, ale błagam przyjedź!

- Jasne Taetae, już jadę.

Pół godziny później byłem na miejscu, odbierając maluchy i potrzebne mi rzeczy. Taehyung zdążył już wyjechać na lotnisko, a ja jeszcze chwilę mocowałem się z fotelikiem dla naszej małej księżniczki. W końcu zabrałem dzieciaki do mieszkania, gdzie miały okazję być pierwszy raz. Już starałem się jakoś ułożyć sobie w głowie, co powiem mojemu ukochanemu. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie wielkiej awantury i pogodzi się z zaistniałą sytuacją, ewentualnie poczeka z wybuchem na czas, gdy dzieci już wrócą do domu. No, zawsze pozostawał jeszcze hotel...

W mieszkaniu pierwszym co zrobiłem, było nakarmienie Joohyung'a, o co prosił mnie Tae, a mała Dae stwierdziła, że chce pooglądać bajkę. Posadziłem ją w salonie, zajmując się przez chwilę jej bratem, który po nakarmieniu i przewinięciu zasnął. Ułożyłem go w nosidełku, by mógł bezpiecznie drzemać, natomiast Daehyun grzecznie leżała na dywanie, zajęta bardziej blokiem rysunkowym, niż telewizją, którą ostatecznie wyłączyłem.

Widząc, że wszystko na razie jest w porządku, poszedłem do kuchni, by móc zająć się obiadem dla całej naszej trójki. Akurat wyciągnąłem rzeczy z lodówki, zastanawiając się, co zrobić, by zadowolić zarówno małą, jak i trzy razy bardziej wymagającego Jungkook'a, gdy usłyszałem Jeon'a i jego dziwne ostrzeżenie. Zaskoczony spojrzałem w stronę wejścia do kuchni, gdzie pojawił się mój ukochany razem z chłopcem, którego w ciemno mogłem nazwać jego synem. Podobieństwo było dla mnie oczywiste, jakbym widział dużo młodszego Kookie'ego.

- Cześć mały - powiedziałem z łagodnym uśmiechem, nie chcąc go wystraszyć, ale Minchul natychmiast schował twarz w koszulce taty. To było tak urocze i tak bardzo przypominało spłoszonego króliczka, jakim był Jeongguk na samym początku kariery, że nie mogłem pohamować szerokiego uśmiechu. Zaraz usłyszałem komentarz Kook'a, który zakończył się śmiechem dziecka i jego słodką reakcją w postaci oklasków.

- Ratujecie mi życie z tym obiadem - stwierdziłem, podchodząc o krok bliżej. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. - Cześć aniołku. Jestem Jimin, dla przyjaciół Chim Chim. Jeśli pozwolisz mi zostać twoim przyjacielem, to możesz mnie tak nazywać, zgoda?

Mały pokiwał nieśmiało głową, przez co znów uśmiechnąłem się, robiąc słynne kreski z oczu.

- A ty jak masz na imię?

- Minchul. - Jego głos był bardzo cichy, ale tak samo melodyjny, jak Jungkook'a.

- Miło mi cię poznać Minchulie. To jak, przybijesz piątkę z nowym przyjacielem? - zapytałem, wystawiając rękę, o którą delikatnie uderzył swoją. - Zuch chłopak. Tak samo, jak jego tatuś.

Mały zaraz uśmiechnął się szeroko, zerkając na Jeon'a.

- Jungkookie... Ja też mam dla ciebie małą niespodziankę...

Nie zdążyłem wyjaśnić, o co chodzi, gdy do pomieszczenia zajrzała Daehyun.

- Cześć wujku Kookie - przywitała się grzecznie, podbiegając do niego, trzymając w ręce swój blok. - A kto to? - zapytała zaciekawiona, wskazując rączką na chłopczyka. Zaraz złapałem ją i podniosłem, by dzieci mogły na siebie popatrzeć.

- Księżniczko, to jest Minchul, synek wujka Kookie'ego. Minchul, aniołku, nie bój się, to jest Daehyun. Opiekuję się nią i jej bratem, bo ich tata pojechał na trzy dni do pracy - wyjaśniłem łagodnie, choć bardziej te słowa kierowałem do Jungkook'a, błagając w duszy, by mnie nie zabił.

- Cześć! - Mała natychmiast radośnie pomachała do Min'a, posyłając mu uśmiech, identyczny jak jej ojca. - Wujku, chcię jeść! Kujczaka!

- Widzę, że wszystkie dzieci można nakarmić tym samym - stwierdziłem, posyłając uśmiech w stronę Jeon'a. - Co tam masz księżniczko? - zapytałem, wskazując na jej blok.

Mała natychmiast pokazała swój rysunek, dumna, że ktoś się nim zainteresował.

- To jeśt wujek Hobi i wujek ksiąśe! Dam wujkom lysunek, gdy wlócą! Tata mófił, źe niedłuko!

- Tak ci tęskno do tych wujków?

- Tak, bo pszyfiozą mi plesenty!

Roześmiałem się radośnie, głaszcząc ją po włosach.

- To co maluchy? Robimy kurczaka? Będziecie małymi pomocnikami kucharza?

- Tak! - Kim natychmiast się ożywiła, rzucają blok na podłogę.

Podszedłem z małą do zlewu, by umyć jej rączki, po czym postawiłem Dae na podłodze i znalazłem w szufladzie fartuszki, które czasem używałem, by osłonić spodnie przed zabrudzeniem. Zawiązałem jeden dla dziewczynki, drugi podając ukochanemu, by zrobił to samo z synem.

- Minnie, nje bój sie - powiedziała radośnie Daehyun, patrząc z dołu na chłopczyka, nadal siedzącego na rękach Jeongguk'a. - Wujek Chim jeśt dzifny, ale zabafny. Umje zfieźątka z papieru. Ja teś juś umiem! Pokaźe ci!

- Daedae, nie zaczepiaj go, skoro się boi - upomniałem ją, łapiąc za boki i sadzając na blacie. - Ja będę kroił warzywa, a ty je ułożysz w misce, dobra?

- Tak!

- Czy mój mały przyjaciel też chce nam pomóc? - zapytałem, odwracając się do mojego chłopaka i jego syna, by móc znów nawiązać relację z mniejszym Jeon'em. Na starszego z nich na razie bałem się patrzeć.


Jungkook

Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Liczyłem, że te kilka godzin, a może i całą noc, spędzimy w trójkę, a nie w... piątkę! Wiedziałem, że Minchul nie będzie miał większego problemu z Jimin'em, którego nie dało się nie lubić, nawet przez to ciągłe aegyo, które fundował nam przez swój uśmiech, jednak większa ilość osób mogła źle na niego zadziałać, dlatego bacznie obserwowałem jego reakcje, na razie nie skupiając się na problemie, który powstał przez Kim'a i grafik, nad którym nie potrafił zapanować oraz przez mojego ukochanego, niepotrafiącego najwidoczniej odmówić mu przysługi, jak dla mnie dość sporej.

Opanowałem się tylko ze względu na mojego syna, który nie mógł zauważyć, że się denerwuję, a tym bardziej na kogoś złoszczę. Przyjąłem to po prostu do wiadomości, witając z córką Taehyung'a, a następie przysłuchując się całej rozmowie, na razie nie wtrącając i przytakując jedynie Jimin'owi na to stwierdzenie o kurczaku.

Czułem, że Minchul już nie ściska mojej koszulki tak mocno jak na początku, uważnie obserwując wesołą dwójkę i chyba próbując jakoś przyswoić do siebie nowe informacje.

- Mamusia też nam pomoże? – zapytał, przenosząc na mnie wzrok, jak tylko Jimin zaproponował mu współpracę przy gotowaniu, zmuszając mnie do momentalnego zaciśnięcia ust w cienką linię i szybkiego wymyślenia jakiegoś dobrego planu odciągnięcia go od tego tematu. W końcu nie mogłem mu powiedzieć, że nie zobaczy jej przez najbliższe kilka godzin, bo miałbym awanturę.

- Mamusia... musiała nakarmić zająca, dlatego na razie nie pomoże nam przy obiedzie – wyjaśniłem, zmieniając przy tym głos na ten wyćwiczony, stosowany ostatnio tylko przy nim, bo aegyo nadal się wystrzegałem, nie pozwalając na upokarzanie w przeróżnych programach.

- Zająca? – Ucieszył się zaraz chłopiec, kładąc sobie rączki na policzkach, będąc naprawdę przejęty moimi słowami, co wykorzystałem, aby posadzić go na blacie, już kompletnie odciągając jego umysł od Jieun i prezentując swój popisowy układ do jednej z ostatnio nauczonych piosenek, które o dziwo działały na chłopca, a wraz z jego mamą oczywiście nie mogliśmy powstrzymać się przed korzystaniem z tej metody przy każdej możliwej okazji.

Nawet nie patrzyłem w stronę Daehyun i Jimin'a, bo wiedziałem, że i tak będzie mi to wypominane do końca życia.

Przykucnąłem, robiąc z rąk zajęcze uszy i dodatkowo starając się zaprezentować wszystkim jakąś uroczą minkę, która na pewno rozbawi Minchul'a, po czym zacząłem już śpiewać tę, jak dla mnie, niemającą żadnego sensu piosenkę.

- Na kubeczku z porcelany mieszka zając malowany, kiedy tylko się poruszy to w herbacie moczy uszy. Mówię wam, mówię wam, co ja z tym zającem mam... Siedzi zając na kubeczku, lewą nogę moczy w mleczku, ale mleczko nie dla niego, on by wolał coś innego. Mówię wam, mówię wam, co ja z tym zającem mam... Wytarł zając mokre uszy, zrobił cztery wielkie susy. Usiadł w lesie, zerwał nacie, co ja teraz powiem tacie? Mówię wam, mówię wam, co ja z tym zającem mam...

Przy każdym kolejnym zdaniu prezentowałem inny element "wspaniałego" układu, specjalnie siadając, czy też udając smutek albo rozczarowanie, pamiętając, że robię to nie tylko dla wywołania jego uśmiechu, a również własnego świętego spokoju, dlatego ignorowałem fakt, że oprócz jednego wesołego obserwatora miałem jeszcze dwójkę dodatkowych.

Oryginalny tekst piosenki zawierał w sobie krótkie wspomnienie o mamie, które sprawnie zamieniłem na tatę, ciesząc się, że wybrnąłem jakoś z kolejnego kłopotu, spowodowanego przez brak logicznego myślenia i szybkiego przeanalizowania tego tekstu, co było przecież niezbędne.

- No co ja z nim mam? No co? Powiesz mi, kochanie? – Tuż po skończonej piosence, podbiegłem do chłopca, znów biorąc go na ręce, aby połaskotać go chwilę, wywołując tym samym jeszcze więcej uśmiechu, po którym chyba mogłem powrócić do propozycji Jimin'a. – To jak, pomożesz Dae i Chim Chim'owi? – zapytałem, sadzając go ponownie na blacie i schylając się na jego poziom, aby patrzeć mu w oczy i móc trzymać za jedną rękę, drugą oczywiście przytrzymoując w pasie, by nic mu się nie stało.

- Tatuś też? – odpowiedział, zerkając niepewnie w stronę dwójki i łapiąc mnie przy tym za ucho, abym mu chyba nie uciekł. Starałem się nie skrzywić, odczepiając tę mało delikatną rączkę od swojego ciała i wiedząc już, że raczej nie mam szans na wzięcie prysznica.

- Tak, też wam pomogę – obiecałem, pozwalając mu zejść z blatu i samodzielnie podejść do Jimin'a, chociaż mojej ręki przy tym nie puszczał.

Mogłem w końcu skrzyżować spojrzenia ze starszym, pokazując mu tym samym, jak bardzo jego pomysł i ta cała sytuacja z małym przedszkolem nie przypadła mi do gustu.

Minchul ma być tutaj tylko przez kilka godzin, ewentualnie całą noc, jeśli Jieun będzie potrzebowała więcej czasu, a nie przez trzy pieprzone noce!

Tylko w myślach mogłem sobie pokrzyczeć, oczywiście nie powstrzymując się przed pokazaniem swojej złości mimiką twarzy, dość szybko się opanowując, gdy usłyszałem głos syna.

- A pan umie zrobić pieska z papieru? – zapytał, niepewnie szturchając jego nogę. Na zadane pytanie sam chciałem znać odpowiedzieć, ponieważ o takich umiejętnościach starszego nie miałem okazji się dowiedzieć.

Tak samo jak o wizycie tej dwójki!

Chłopiec był zmuszony puścić moją rękę, aby jakoś im pomagać, chociaż przez pierwsze minuty kazał mi przy nim stać, co oczywiście robiłem, dopóki nie przekonał się choć trochę do Jimin'a, skupiając na wyznaczonym zadaniu i pozwalając mi tym samym zająć gotowaniem ryżu, bo o opuszczeniu kuchni nawet nie myślałem, zapewne wszczynając tym bunt i panikę.

Zastanawiałem się, jak starszy to wszystko widzi. Trzy dni z dwójką Kimów, z którymi nie utrzymywaliśmy zbytnio kontaktów przez te wszystkie lata, dopiero niedawno jakoś zaczynając powracać do starej przyjaźni, co najwidoczniej Taehyung zaczął od razu wykorzystywać.

- Trzy dni? Za te trzy dni zapłaci mi zarówno on, jak i ty, Jiminnie – obiecałem szeptem, podczas wspólnego wkładania brudnych naczyń do zmywarki, wykorzystując dzieci zajęte chwilowo powierzonym im zadaniem i chyba nawet jakąś rozmową, choć nieśmiałą ze względu na charakter Minchul'a.

Posłałem mu jeszcze poważne spojrzenie, zamykając już urządzenie i kontynuując przygotowania w trochę słabszym humorze, który dopiero mój syn był w stanie poprawić, odciągając całkowicie od wiszącego nade mną celibatu i skupiając na sobie całą moją uwagę. Oczywiście gdybym mógł przywitać się chociaż z Jimin'em, sprawa wyglądałaby inaczej, bo teraz starałem się nie patrzeć na niego jak na swojego chłopaka, a zwykłego przyjaciela, ewentualnie współlokatora. Nie wiem, czy Jieun zaakceptowałaby fakt, że nasz syn był świadkiem tego jak jego tata całuje się z innym mężczyzną, dlatego musieliśmy pozostać w ukryciu.

Pora samego posiłku wcale nie była łatwa. Nawet jeśli Minchul jeszcze przed trzydziestoma minutami sam domagał się jedzenia, teraz znów musiałem chwytać się wszelkich sztuczek, aby go jakoś nakarmić. Chłopiec przechodził różne etapy – od samodzielnej konsumpcji, przez całkowite odmówienie dalszego działania, aż po moje pochwycenie widelca i przekonywanie go, że piesek ich sąsiadki będzie smutny, jeśli chłopiec nie zje swojej porcji. To wszystko nie było dla mnie nowością przy Jieun, jednak obserwujący mnie Jimin wywoływał lekkie zażenowanie, na szczęście nieobjawiające się w żadnym geście, czy też mimice twarzy.

Dopiero po jedzeniu namówiłem Minchul'a na zabawę z Dae, przez co miałem chwilę czasu na szybki prysznic i relaks, zarówno fizyczny, jak i psychiczny, odrywając się myślami od nowych problemów, które pojawiły się przez wizytę Kimów. W końcu Jimin miał z samego rana trening z Taeil'em, a ja w tym czasie miałem teoretycznie wolne, dlatego na pewno zostanę zwerbowany do opieki nad tą dwójką.

- Kolejne dzieci... jakby to jedno mi nie wystarczało... - wyszeptałem do siebie, wiedząc, że takie słowa są tylko i wyłącznie spowodowane zmęczeniem, bo kochałem Minchul'a i na pewno nie żałowałem, że znalazł się w moim życiu.

Nie miałem czasu na suszenie włosów, czy nakładanie jakichś odżywek, dlatego po szybkim przebraniu wróciłem pędem do salonu, zauważając tylko, że mój syn oraz córka Taehyung'a są tak zajęci zabawą, że nawet nie zarejestrowali mojego powrotu, co chciałem wykorzystać, łapiąc siedzącego na fotelu Jimin'a za rękę i zabierając go po cichu do kuchni, gdzie w końcu mogłem przez krótkie kilkanaście sekund przywitać się z nim pocałunkiem.

- Jeśli będziesz mi wypominał zająca, nie odezwę się do ciebie już do końca życia – obiecałem, mimo wszystko się uśmiechając, bo chociaż przez chwilę mogłem się znaleźć w jego ramionach.


Jimin

Patrzyłem na nadal wystraszonego chłopca, czekając na jakąś reakcję. Nie zdziwiło mnie, że dzieciak zwrócił się do swojego taty. Zresztą to było urocze, gdy wchodził z nim w interakcje. Miałem okazję widzieć wtedy mojego ukochanego w odsłonie, jaka jeszcze nie ujrzała światła dziennego. Jednak nie spodziewałem się, że Jungkook posunie się do tego, by aż tak dawać się manipulować brzdącowi. Patrzyłem szeroko otwartymi oczami na prezentowany układ do dziecięcej piosenki, nie mogąc się przestać dziwić. Z tego stanu wyrwała mnie Dae, która zaczęła śmiać się razem z Minchul'em, bijąc swojemu wujkowi brawo.

Oczywiście mojej uwadze nie umknęło zdenerwowanie, jakie odczuwał Jungkook, bo choć uśmiechał się do syna, zupełnie ignorując pierworodną Tae, to czułem, że czeka mnie za dobroć surowa kara.

Patrzyłem na małego Jeon'a, który podszedł do mnie, nadal trzymając dłoń taty. Uśmiechnąłem się na jego pytanie. Origami nauczyłem się składać w czasie bardzo leniwego popołudnia, jeszcze przed ślubem z Raim, która miała naprawdę niesamowite zdolności manualne. Składałem dla niej kwiaty, by sprawiać jej radość. To było jedno z tych nielicznych szczęśliwszych wspomnień po znajomości z nią.

- Umiem aniołku - powiedziałem, delikatnie gładząc jego włosy. - Umiem też żyrafy, kaczki i zające - dodałem, ale wolałem nie sprawdzać, jak na to zareaguje mój chłopak.

Później poszło już z górki, gdy dzieci dostały swoje zadania i zajęły się nim na tyle, bym mógł przejść do szykowania kurczaka. Na szczęście pilnowałem ich nie tylko ja, ale także Jeon, więc byłem spokojniejszy, że nie zrobią sobie krzywdy.

Miałem okazję przekonać się, jak bardzo brzdące są podobne do swoich rodziców. Dae stanowczo odziedziczyła ufność wobec świata po Tae, nie bojąc się nowych znajomości, gadając przy tym jak najęta, a mały Min widocznie onieśmielony jej obecnością, raczej starał się jej słuchać, niż samemu coś opowiadać.

Oboje siedzieli na podłodze z miską, w której mieszali łapkami warzywa. Dziewczynka opowiadała zawzięcie o swoich wujkach, których chciała przedstawić nowemu koledze. Mówiła mu o Hobi'm, Yoongi'm i Jin'ie. Wspomniała o wujku Namjoon'ie, na którego wszyscy wołają "potwór". Tłumaczyła mu, że to dlatego, że jest taki wielki, a nie straszny, co nawet mnie ubawiło. Usłyszałem też jak określa mnie mianem "wesołego krasnoludka", ale i tak zniosłem to lepiej niż Jungkookie tytuł "słodkiego zająca".

W międzyczasie odebrałem wiadomość od Taehyung'a, zapewniając go, że wszystko jest w porządku. Zaraz jednak usłyszałem groźbę Jeongguk'a, na którą tylko się zaśmiałem. Wiedziałem, że tak łatwo nie będzie.

Obiad bardziej przypominał zabawę niż posiłek. Min zaczął kręcić nosem, a zachęcona do strojenia fochów Dae poszła w jego ślady, żądając karmienia jej. Ostatecznie wylądowała na moich kolanach, zadowolona z takiego obrotu spraw i zajadała spokojnie kurczaka. Oboje patrzyliśmy z uśmiechami, jak drugi wujek męczy się ze swoim synem.

Najedzone dzieci postanowiły w końcu się razem bawić, choć przekonanie do tego Min'a też wymagało chwili. Jungkook zaraz zniknął w łazience, a ja zostałem z Bangtaniątkami. Spróbowałem dołączyć do ich zabawy, składając obiecane zwierzątka. Dae wykorzystała to, wiedząc już, co potrafię, więc poprosiła o zrobienie sobie korony z papieru. Próbowałem nawiązać też relację z Minchul'em, na którego chyba działał mój uśmiech, bo w końcu na jego głowie wylądowała papierowa czapka, a w rączkach trzymał zające, zadowolony z tych prostych zabawek. Ostatecznie jednak nasza księżniczka pogoniła mnie od nich, by mogli bawić się sami, a ja usiadłem w fotelu, obok wciąż śpiącego Joo. To dziecko jest cudowne. Tylko dać mu jeść, zmienić pieluchę i może spać cały dzień.

Patrzyłem na bawiącą się dwójkę, gdy do pomieszczenia wrócił Jungkook. Po oglądzie sytuacji podszedł do mnie, zabierając do kuchni, gdzie zostałem przyszpilony do blatu kuchennego. Zadowolony, z przyjemnością oddałem pocałunek, obejmując młodszego w pasie.

- Jeśli będziesz mi wypominał zająca, nie odezwę się do ciebie już do końca życia.

Prychnąłem na to, wsuwając dłonie w tylne kieszenie jego spodni.

- Zająca? Jakiego zająca? Z tego co wiem, jesteś moim króliczkiem - stwierdziłem zadowolony, ściskając jego pośladki. Szybko jednak zaprzestałem tej zabawy, wiedząc, że dzieci w każdej chwili mogą zacząć nas szukać.

- Poza tym nie musisz zabijać mnie i Tae. Wysłał mi SMS-a. Okazało się, że to nie jego potrzebowali na planie zdjęciowym i wróci jeszcze dziś przed północą. Zabierze dzieciaki, więc nie musisz się martwić, że twój wolny dzień zamieni się w pracę w przedszkolu - poinformowałem go gładząc te jasne włosy. - Jestem z ciebie dumny Jungkookie. Naprawdę dobry z ciebie ojciec - pochwaliłem go, całując jeszcze raz ukochanego, ale zaraz przerwał nam płacz. 

Młodszy wystrzelił jak z procy, bojąc się chyba, że coś się stało Minchul'owi, a ja ruszyłem za nim. Jednak hałasu nie narobił Jeon, lecz Joo, który stwierdził, że to jednak czas na pobudkę. Dae tłumaczyła Min'owi, że ta mała, hałaśliwa kulka to jej brat i nie ma się czego bać. Oczywiście chłopiec już chował się za nogą swojego taty, więc to ja wziąłem na ręce Joohyung'a, który natychmiast się uciszył. Tae powtarzał, że to dziecko miało chyba jakąś manię przytulania, bo wystarczyło wziąć je na ręce, by przestało się wydzierać.

- A kto tu się obudził? - zapytałem wesoło, natychmiast całując go w główkę, na co mały zaśmiał się radośnie.

Usiadłem z nim na podłodze, a Dae zaraz przybiegła do nas, przynosząc ulubionego misia swojego braciszka.

- JooJoo, zobać! Pan Miś! - powiedziała radośnie, machając przytulanką.

Jeden kryzys był już zażegnany, więc dzieci wróciły do zabawy, choć tym razem Jeon musiał w niej brać udział. Patrzyłem na nich z boku, zajmując się najmłodszym. Chłopczyk z chęcią siedział między moimi nogami, bawiąc się swoimi zabawkami, które Taehyung zapakował do torby, a gdy odrzucił którąś kawałek dalej, raczkował po nią zawzięcie. Szczególnie upodobało mu się rzucanie we mnie pluszowymi klockami, co bawiło nie tylko jego, ale i całe otoczenie.

W końcu Dae zaproponowała, by obejrzeć jakąś bajkę, które też dostałem na wyposażeniu do nich, więc urwisy wybrały wspólnie jakieś stare produkcje Pixar, które jeszcze ja pamiętałem ze swojego dzieciństwa. Widocznie mój przyjaciel podzielał opinię, że obecne kreskówki żadnej rozrywki za sobą nie niosą.

Z braku lepszego zajęcia, usiedliśmy z Jungkook'iem na kanapie, by dołączyć do fascynującego seansu. Mały Joo zmęczony rzucaniem, spał w moich ramionach, a reszta towarzystwa siedziała na dywanie, zajęta oglądaniem Wall-e'ego.

Podniosłem się na chwilę, by móc spojrzeć na Jungkook'a, który prawie spał, oparty na moim ramieniu.

- Aż tak cię wymęczyli? - zapytałem cicho, gdy te senne oczy spojrzały na mnie. - Wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz zrobię kolację, wykąpiesz małego i ich położymy. Będę spał dzisiaj na kanapie, jeśli Jieun nie przyjedzie po Min'a, to na pewno będzie mu najlepiej z tobą. Nie powinien widzieć, że śpimy razem w łóżku. A jutro możesz na mnie nawrzeszczeć za sprowadzanie nam gości na głowę.

Ucałowałem szybko czoło młodszego i podniosłem się, by położyć w tym miejscu szkraba, prosząc o popilnowanie go, po czym poszedłem do kuchni, zrobić dzieciakom kanapki na kolację. Wystarczyło podsunąć im talerz na dywan razem z sokami, by same grzecznie zjadły posiłek. Bajki jednak działają cuda.

Wróciłem na kanapę z butelką dla Joo, który obudzony przyglądał się się wujkowi, śmiejąc do niego. Wziąłem bobasa znów na ręce, by go nakarmić i w dalszym ciągu oglądałem robociki walczące o florę.


Jungkook

Na szczęście charakter Jimin'a nie należał do wrednych, które chętnie wykorzystałyby nawet najmniejszą głupotę do drażnienia swojej drugiej połówki, oczywiście na żarty. Ja miałem to w zwyczaju, dlatego obawiałem się, że starszy w końcu nie wytrzyma i zacznie odpłacać mi tym samym. Ale jak mogłem zwątpić w tego kochanego człowieka, który troszczył się nie tylko o mnie, a również wszystkich ludzi wokół? Szczególnie dzieciaki, których najwyraźniej mu brakowało. Nie myślałem o tym wcześniej, będąc całkowicie pochłonięty swoimi sprawami i nie poświęcając mu wystarczająco uwagi, co jako jego chłopak musiałem jak najszybciej naprawić.

Uśmiechnąłem się na jego słowa, mimo wszystko zaczynając trochę żałować, że miałem o to wyrzuty, choć oczywiście do tego nie chciałem się przyznawać, dziękując mu za komplement i wtulając się jeszcze na chwilę.

- Jeśli chcesz mogą tutaj częściej wpadać albo ja mogę częściej przywozić Minchul'a. Noona na pewno nie będzie miała nic przeciwko... a widzę, ile przyjemności sprawiają ci takie interakcje z dziećmi... - Chciałem coś jeszcze dodać, jednak nagły płacz szybko mnie od tego oderwał, zmuszając do natychmiastowego udania się do salonu, w którym na szczęście to dziecko Tae robiło hałas, a Minchul nieprzyzwyczajony do bobasów, zaraz do mnie przybiegł, dlatego to Jimin'owi zostawiłem ten problem, biorąc po prostu syna na ręce i pozwalając mu schować się w moich ramionach.

Nie mogłem napatrzeć się na obrazek, który został mi zaprezentowany przez przebudzenie Joohyung'a. Od uśmiechu zaczęły boleć mnie policzki, kiedy Jiminnie pocałował chłopca, uspokajając już tym jednym gestem. Nie mogłem powstrzymać się od wydania z siebie pojedynczego odgłosu zachwytu, który chyba zwrócił uwagę Minchul'a, zaraz domagającego się spojrzenia na niego.

- Zgadywanki, tato, pobaw się ze mną w zgadywanki – poprosił, kręcąc się, aby opuścić już moje ręce. Postawiłem go, dając zaprowadzić się na dywan i po raz ostatni zerkając w stronę tej uroczej dwójki. Nie mogłem się powstrzymać, aby nie zrobić im zdjęcia, co skończyło się również wspólnymi zdjęciami z Minchul'em i Dae. I chociaż mała bardziej się cieszyła z takich sesji, chyba mając to po Taehyung'u, któremu jeszcze za czasów istnienia zespołu potrafiłem narobić dziennie po sto selek, mój kochany zajączek również chętnie się do mnie przytulał, słuchając jakie pozy może robić, aby najlepiej wychodzić na zdjęciach. To już był ładny trening przed jego przyszłą karierą idola, bo w to, że nim zostanie nie wątpiłem. Miał zbyt duże predyspozycje po naszych umiejętnościach wokalnych oraz moich tanecznych, aby nie wysłać go za te kilka lat do jakiejś dobrej szkoły tanecznej, bo na lekcje wokalu może równie dobrze przychodzić do mnie. Oczywiście przed skończeniem szkoły nie oddamy go do żadnej wytwórni, aby miał okazję zaznać tego, czego sami z Jieun nie mogliśmy, rozpoczynając karierę w młodym wieku i musząc pogodzić ją z nauką. Ale to były moje plany, których jeszcze nikomu nie zdradzałem.

Po sesji zdjęciowej przeszliśmy w końcu do zabawy. Musiałem udawać przeróżne zwierzęta albo postacie z bajek, kiedy Daehyun i Minchul mieli za zadanie odgadnąć je, zbierając tym samym punkty, które później mogli wymienić na deser. Oczywiście robiłem wszystko, aby na twarzy mojego syna cały czas widniał uśmiech, chociaż tym razem również Dae poświęcałem niewielką ilość uwagi, nie czerpiąc z interakcji z nią tak dużej przyjemności, jak z tych z Minchul'em.

W międzyczasie mieliśmy okazję pooglądać jak mój ukochany obrywa klockami od małego Joohyung'a, co cieszyło nie tylko dzieci, a również tę niewielką część mojego serca, która jeszcze nie poddała się urokowi bycia ojcem, pozbywającego mnie wszelkich negatywnych cech. Dość szybko zostałem oderwany od owej zabawy, bo dzieci przypomniały mi o obiecanej nagrodzie, a po otrzymaniu niewielkich przekąsek kontynuowaliśmy zabawę, po godzinie zmieniającej się w seans filmowy, dzięki któremu w końcu miałem trochę wytchnienia, chętnie siadając na kanapie i nawet nie będąc w stanie skupić się na bajce. Bardziej skoncentrowałem się na moim nowym ulubionym widoku Jimin'a z małym Joohyung'iem, wpatrując się w nich z uśmiechem i dopiero po kilku minutach czując, jak moja głowa powoli opada na ramię starszego, kiedy oczy niestety same zaczynają się zamykać.

Uśmiechnąłem się lekko, słysząc zadane pytanie.

- Godzina na siłowni, trzy godziny prób z tancerzami, dwie w studiu i sześć z dzieciakami... tak, jedyne o czym teraz marzę, to sen – wyszeptałem dość cicho, aby nie przeszkadzać Minchul'owi i Daehyun w oglądaniu oraz małemu Joohyung'owi w spaniu w ramionach Jimin'a.

Oczywiście nie żaliłem się w ten sposób, po prostu nie spodziewając, że akurat dzisiaj zastanie mnie w mieszkaniu takie przedszkole. Wtedy na pewno nie wpakowałbym się w taki rozkład dnia.

Przytaknąłem lekko na kolejne słowa starszego, wiedząc, że będę musiał napisać zaraz do Jieun, by dopytać ją o tę wizytę w szpitalu. Niestety zostawienie mnie samego z małym Kim'em na tyle mnie przeraziło, aby rozbudzić w jednej sekundzie, zmuszając do zajęcia nieco normalniejszej pozycji i cichych próśb, by chłopiec się nie obudził. Jak na złość, gdy tylko Jimin się oddalił, Joohyung otworzył swoje całkiem spore oczy, przyozdobione już ładnymi rzęsami, wpatrując się we mnie i zaczynając cieszyć, kiedy posyłałem mu nieco nerwowy uśmiech, nie mając pojęcia, jak w takiej sytuacji zareagować. Z Minchul'em, czy też Daehyun sprawa była prostsza, gdy z takim bobasem naprawdę nie miałem pojęcia, co czynić i powoli umierałem tutaj na zawał.

Dopiero powrót starszego uratował mnie od katastrofy, jaką mógł być płacz, kiedy małemu Joo cokolwiek by nie spasowało. Odsunąłem się, robiąc mu miejsca i wzdychając z ulgą.

- Nie rób mi tak, Jiminnie. Wiesz, że znam się teraz tylko na czterolatkach – wyszeptałem, znów mogąc przez chwilę zrelaksować, oczywiście powracając przy tym do obserwowania ukochanego, karmiącego dziecko Tae, na szczęście niezainteresowane już mną.

Jieun niestety oznajmiła mi, że nie jest w stanie zostawić teraz mamy samej w szpitalu, dlatego dostałem długą instrukcję na przeróżne sposoby usypiania Min'a, w razie czego mając do niej dzwonić.

Po skończeniu bajki starałem się rozbudzić, wiedząc, że jeszcze czeka mnie najgorsze zadanie. Pozwoliłem starszemu zająć się Joohyung'iem, kiedy sam posprzątałem po kolacji dzieci, robiąc coś również dla ukochanego i zanosząc mu to do salonu z prośbą o grzeczne skonsumowanie posiłku.

- Chodź, kochanie, umyjemy się i pójdziemy spać. – Te kilka słów zaraz wywołało bunt. Chłopiec nie pozwolił wziąć się na ręce, ani zaprowadzić do łazienki, przez co po kilku minutach próśb i obietnic, w końcu zgodził się ze mną pójść, oczywiście za pokazanie mu półki z nagrodami.

- Też będę kiedyś takie miał. I będę tańczyć na scenie jak tatuś i mamusia – oznajmił, stojąc już na korytarzu i oglądając wszystkie ustawione nagrody. Nie mogłem powstrzymać zadowolonego uśmiechu, mając świadomość, że to przez moje opowieści chłopiec postanowił porzucić poprzednie marzenie o zostaniu strażakiem, przez co Jieun już nieraz chciała mnie zabić.

- A jak zamieszka tatuś już z mamusią będziemy mieć taaaak dużo nagród. – Ucieszył się Minchul, dotykając znów swoich policzków podekscytowany, wywołując tym mój lekki smutek. Wiedziałem, że nie mogę mu mówić, że nigdy się tak nie stanie, dlatego zaproponowałem już pójście do łazienki, a po szybkiej kąpieli i zajęciu go przez chwilę rysowaniem, sam wziąłem kolejny prysznic, pytając jeszcze Jimin'a, czy nie potrzebuje jakieś pomocy z dziećmi Tae, po czym już wróciłem do prawie usypiającego Minchul'a, który niestety rozbudził się na mój widok, prosząc o kołysankę z repertuaru jego mamy.

Znałem tylko te najstarsze piosenki, dlatego zdecydowałem się na "Peach", wiedząc, że chłopiec i tak nie zrozumie przesłania tego utworu, chociaż te o złamanym sercu sobie odpuściłem. O dziwo tuż po trzech zaśpiewanych piosenkach Minchul usnął w moich ramionach, nie wspominając już ani słowem o Jieun, za co byłem wdzięczny całemu światu, również mogąc zgasić lampkę i położyć się spać, mając przy tym nadzieję, że Jiminnie poradził sobie jakoś z Daehyun.


Jimin

Popołudnie z dziećmi nie było dla mnie żadnym szczególnym wyzwanie, w przeciwieństwie dla Jungkook'a, który starał się jakoś odnajdywać w roli ojca. Ja od zawsze lubiłem zabawy z dziećmi, wiedząc, jak mogę sprawić im radość lub zająć na dłuższy okres czasu. To jednak nie było takie proste dla młodszego, co w pełni rozumiałem i akceptowałem.

Po telefonie do Jieun dowiedzieliśmy się, że Min jednak zostanie u nas na noc, dlatego byłem gotowy na spanie na kanapie. Nie miałem żadnych pretensji o to, wiedząc, że mimo wszystko musimy patrzeć na dobro dziecka, które mogłoby źle zareagować na wieść, że śpię razem z jego tatą w jednym łóżku. No cóż, dorosły Jimin na pewno nie zamierza być dumnym szczeniakiem, roszczącym sobie wyłączne prawo do ukochanego. Z Minchul'em mogę się nim podzielić.

Joohyung i Daehyun mieli u nas zostać jeszcze jakieś trzy godziny. Starszaki bawiły się oderwane już od bajkowej rzeczywistości, a ja miałem czas, by zmienić pieluchę Joo. Nie wiem, co jest w tym mleku, które Tae kazał mi dla niego robić, ale to, co wychodziło z małego, śmierdziało gorzej niż to, co Namjoon produkował po kuchni Jin'a.

Z uśmiechem podziękowałem za kolację przyniesioną przez Jungkook'a, ale po moim pytaniu, czy sam coś zjadł, szybko uciekł do syna, próbując już go przekonać do mycia. Nie było to zbyt proste, zwłaszcza, że tylko on miał się udać do łazienki, co ominęło Dae, zadowoloną z tego faktu. Chyba nigdy nie zrozumiem podejścia dzieci do kąpieli.

Zdążyłem w tym czasie zjeść przyniesiony mi posiłek, po czym zabrałem się za uśpienie maluszka, chodząc z nim w tę i z powrotem po pokoju. Na szczęście w przeciwieństwie do starszych Bangtaniątek, nie miał problemu z szybkim odleceniem i już po chwili grzecznie leżał w nosidełku, śpiąc w najlepsze.

Kookie zdążył w tym czasie zabrać swojego aniołka na korytarz, skąd dało się słyszeć ich wymianę zdań. Poczułem, jak z moim ust znika uśmiech, gdy usłyszałem radość Min'a, wspominającego o przeprowadzce Jungkook'a. Nic na ten temat nie wiedziałem, zwłaszcza, że młodszy stwierdził, iż nie ma zamiaru przenosić się do Jieun. O czymś nie wiedziałem, czy po prostu mały nie znał tej smutnej dla niego prawdy? Nie zmieniało to jednak faktu, że w tej chwili czułem się winny. Może, gdybym nie zjawił się ponownie w życiu Jungkook'a, w końcu ułożyłby sobie życie, właśnie przy IU i swoim synu?

- Wujku, dlaćeko płaćeś? - zapytała Dae, wdrapując się na moje kolana. Dopiero, gdy poklepała mnie po policzku, zwróciłem uwagę, że faktycznie, z moich oczu pociekła łza.

- Nie płaczę - zaprzeczyłem natychmiast, posyłając jej uśmiech.

- Oćy ci sie poćą?

- Skąd wiesz? - zapytałem, śmiejąc się cicho.

- Mama tak mófi, kiedy płaće, jak naryśuje jej piekny oblazek.

Pogładziłem włosy dziewczynki, pytając, czy chciałaby jeszcze coś do picia albo jedzenia, ale odmówiła, wracając na dywan, by móc dokończyć rysunek.

- Wujku... - odezwała się nagle, nadal marząc kredką po kartce.

- Tak księżniczko?

- Pofiem ci seklet - powiedziała cicho, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.

- Naprawdę? Jaki? - zapytałem, kładąc się na brzuchu, by zbliżyć się do małej.

- Wujek Yoonki nie jeśt juś ksieciem. Minnie jeśt. Bo Minnie jeśt baldzo fajny - powiedziała cicho i zaśmiała się uroczo, chowając buźkę w swoich małych rączkach.

Zaśmiałem się razem z nią, przykładając zaraz palec do buzi, by przypomnieć jej, że musimy być ciszej, bo jej brat śpi.

- Ale nje móf nikomu wujku - powiedziała surowym tonem, robiąc przy tym gniewną minę.

- Nie powiem. To będzie nasza tajemnica.

Szybko wyprostowaliśmy się, gdy do pokoju wpadł przebrany w piżamę Min. Zaraz zajął się pomocą Daehyun w dokończeniu rysunku, a Jungkook oznajmił mi, że skoczy pod prysznic, jeśli nie jest potrzebny. Maluchy prawie już spały na dywanie, więc zająłem się rozłożeniem kanapy, na której mogłem na razie położyć dziewczynkę, nim przyjedzie po nią tata.

Gdy Jeon chciał już zabrać małego do sypialni, Dae dała mu szybko buziaka w policzek i powiedziała słodko "doblanoc Minnie", na co spłoszony chłopczyk uciekł do nogi Kook'a, zarumieniony po uszy i tylko pomachał do nowej koleżanki.

- Chodź spać księżniczko - powiedziałem, kładąc poduszkę, przyniesioną z pokoju gościnnego. Nie chciało mi się tam spać, materac był strasznie niewygodny. Jungkook tłumaczył mi, że kupił taki dlatego, by nikt nie chciał u nas nocować.

Mała wdrapała się na kołdrę, zwijając na niej w kulkę i szybko zasnęła, wymęczona tym dziwnym dniem. Siedziałem przy niej, głaszcząc włosy małej i słuchałem cichego śpiewu z pokoju obok. Uśmiechałem się do siebie, szczęśliwy, że mimo wszystko Jungkookie poradził sobie z nowymi obowiązkami.

W międzyczasie wysłałem do Tae wiadomość z prośbą, by nie dzwonił do drzwi, tylko napisał mi, kiedy już będzie na miejscu, by zabrać swoje maluchy. Dlatego nikt się nie obudził, kiedy otwierałem przyjacielowi, prosząc o nie hałasowanie. Mężczyzna zabrał nosidełko z synem, a ja poniosłem Dae, gdy już przepieliśmy fotelik do jego samochodu i poznosiliśmy wszystkie rzeczy. Taehyung przepraszał mnie cały czas szeptem za to całe zamieszanie i mówił, że jeśli Jungkook będzie chciał mnie zabić, to mam go wzywać, by mógł mnie wybronić. Zapewniłem, że dam sobie z tym radę, a jak coś, może mi zostawiać maluchy pod opieką, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Wróciłem do mieszkania, zamykając drzwi i mając zamiar też się w końcu położyć. Jednak mijając drzwi do sypialni, zatrzymałem się na moment. Uchyliłem je ostrożnie, zaglądając do środka. Uśmiechnąłem się na widok dwóch gryzoni, śpiących obok siebie. Widziałem ich zarys za sprawą wpadającego przez okno światła.

Zazdroszczę ci Jungkookie. Naprawdę ci zazdroszczę.

Wycofałem się z pokoju kierując już na kanapę. Położyłem się wygodnie, zakładając ręce pod głowę. Patrzyłem w ciemność zastanawiając się, co jeszcze zmieni się w naszym życiu i czy ceną tych zmian nie będzie nasze rozstanie.


Jungkook

Noc z Minchul'em na szczęście tylko raz została przerwana przez małego, który przebudził się pytając o mamę. Pomimo zaspania starałem się znów odciągnąć go jakoś od tego tematu, co niestety nie trwało kilka minut, a ponad pół godziny. I dopiero po opowiedzeniu długiej bajki zapamiętanej podczas jednej z zabaw z małym, mogliśmy ponownie usnąć, drugi raz budząc się już nad ranem. Jieun przyjechała zaraz po ósmej, prosząc ówcześnie o adres i trochę dziwiąc się kiedy ujrzała w mieszkaniu Jimin'a, szykującego się na lekcje z Taeil'em. Nie mieliśmy czasu tego wyjaśnić, bo Minchul rozpłakał się na jej widok i kobieta starała się go jakoś uspokoić, obiecując, że później zadzwoni i porozmawiamy. A po krótkim pożegnaniu z płaczącym chłopcem, czego widok łamał mi serce, wrócili do swojego domu, znów zostawiając mnie tylko z Jimin'em. Na początku stałem kilka minut w korytarzu, nie wiedząc, co powinienem zrobić i nie mogąc przyzwyczaić się do takiej ciszy, którą przecież uwielbiałem. Dopiero głos ukochanego sprowadził mnie z powrotem na ziemię i pomimo zmęczenia zmusił mój mózg do przeproszenia go za nocowanie na kanapie, oczywiście w postaci Jungkook'a rozkładającego przed nim nóżki i proszącego o nadrobienie straconego przez dzieci czasu.

Po pierwszej wizycie Minchul'a w moim mieszkaniu, chłopiec znalazł się tutaj jeszcze dwa razy, kiedy Jieun chciała posiedzieć u chorej mamy, by dotrzymać jej towarzystwa. Widziałem, że Jiminnie zdążył się dzięki temu z nim zaprzyjaźnić, co cieszyło mnie równie mocno, jak spędzanie czasu z moim dzieckiem. Nie mogliśmy niestety wychodzić na spacery, do parku albo na plac zabaw, bo raczej nie potrafiłbym wytłumaczyć się z tego fankom, dlatego wykorzystywałem ten czas na zabawę w mieszkaniu, pomieszaną poniekąd z nauką. Nie chciałem zaniedbywać muzycznego wykształcenia mojego syna, nawet w tym wieku. A gdy poznałem wszelkie metody, które pomogą mu w następnych etapach nauki, zaczęliśmy ćwiczyć nie tylko śpiew, ale i taniec. Oczywiście dawałem mu możliwość wyboru, nie chcąc go do niczego zmuszać na siłę, choć chłopiec przekonany przeze mnie do zostania piosenkarzem za te kilkanaście lat, chętnie brał we wszystkim udział, co prawda z dużymi przerwami na normalną zabawę. Jiminnie również był w to włączany, odkąd Minchul dowiedział się, czym tak naprawdę starszy się zajmuje. A takie spędzanie czasu tylko w trójkę tworzyło z nas nawet lepszą rodzinę niż tę udawaną podczas wizyt w domu noony. Lepiej dogadywałem się z ukochanym, będąc w końcu nauczonym przy swoim synu cierpliwości, którą również wykorzystywałem w życiu codziennym, co moi współpracownicy, jak i Jimin zaczęli od razu zauważać, chyba nie mogąc nacieszyć z tych zmian. Zimna strona została również wyparta przez tę ciepłą. I jedynie od czasu do czasu zdarzało mi się na coś narzekać, najczęściej i tak chowając po prostu w ramionach starszego, pozwalając mu na opiekę nade mną, kiedy cokolwiek mnie przerastało.

W moim życiu, niedawno zniszczonym przez wiadomość o dziecku, znów zapanował spokój i idealny ład, a wszystko tylko i wyłącznie dzięki Minchul'owi. Ten mały człowieczek otrzymał większość miejsca w moim sercu, chociaż Jiminnie oczywiście swojej części nie stracił, po prostu fani i muzyka zostali strąceni na dalszy plan, któremu ostatnio nie poświęcałem zbyt wiele czasu, przekładając również datę comeback'u, ponieważ nie wyobrażałem sobie powrotu na scenę w takim momencie.

Niestety wszystkie moje piękne scenariusze na przyszłość miały się zepsuć przez jedną nieprzemyślaną decyzję, gdy pewnego dnia, tuż przed wizytą u Minchul'a, otrzymałem telefon od Jieun.

- Coś się stało? Zaraz wsiadam do auta, jeśli chodzi o kolejną wizytę w szpitalu. Powinienem być na miejscu za jakieś dwadzieścia minut – powiadomiłem ją na wstępie, otwierając już drzwi do samochodu i pomagając sobie barkiem w trzymaniu telefon, a co za tym szło w normalnej rozmowie z kobietą.

- Nie, Jungkook. Dzwonię w tej sprawie. Nie przyjeżdżaj dzisiaj, dobrze? Bałam ci się powiedzieć... Przepraszam... Ja... Ja i Minchul... musimy lecieć do Europy. Wiem, że się do niego przywiązałeś, zauważyłam to... i chyba go pokochałeś, prawda? Dlatego nie miałam serca, aby powiedzieć ci o tym wcześniej... Jungkook, przepraszam.

Słowa noony, niekiedy zagłuszane przez hałas dochodzący z miejsca, w którym się znajdowała, na początku do mnie nie docierały. Z całkowitego opanowania, przeszedłem do ogromnej złości, zaciskając rękę na kierownicy i próbując przeanalizować nowo usłyszane informacje.

- Jak kurwa wyjeżdżacie?! Jieun! Jaka Europa?! O czym ty mówisz?! Czemu od razu tego nie powiedziałaś?! Jeśli żartujesz... Ugh, na którym lotnisku jesteście?! Nie pozwolę na to, noona! Nie zabierzesz go, nie teraz!

Łatwo rozszyfrowałem pochodzący z otoczenia hałas, który skojarzyłem z lotniskami, na których przecież tak często bywałem. Od razu ruszyłem, nie odrywając telefonu od ucha i wysłuchując jej wyjaśnień.

- Jungkook, proszę cię, nie krzycz. To tylko kilka miesięcy... moja mama jest chora, muszę przy niej być. Odesłali nas do Europy, bo tutaj nie są w stanie podjąć się takiego leczenia... - wyjaśniła, choć to wcale mnie nie uspokajało. Starałem się skupić na drodze, jednak dręczące mnie myśli o utracie swojego dziecka na tak długi okres czasu, nie potrafiły opuścić mojego umysłu, zmuszając mnie do złamania kilku przepisów i mimo wszystko nieprzerywania tej rozmowy.

- Właśnie dlatego nie wyobrażałem sobie dalszego życia z tobą! Ale skoro to mój syn, co zresztą test niedawno potwierdził, nie możesz decydować o jego życiu sama... Incheon, tak?!

- Jungkook, nie przyjeżdżaj, proszę...

- Odpowiadaj!

- Tak, Incheon.

Po tych słowach, po prostu się rozłączyłem, rzucając telefon na bok i zakładając już maskę, aby nie robić zbędnego mi w tej chwili zamieszania. Całą drogę nie mogłem powstrzymać się od przekleństw kierowanych w stronę Jieun, która najwyraźniej nie liczyła się z moimi uczuciami, sądząc, że Minchul należy tylko do niej, chociaż podpisując papiery mające na celu zbadać, czy chłopczyk faktycznie jest moim synem, poniekąd dała mi do niego jakieś prawa, z których teraz miałem zamiar skorzystać.

Po szybkim znalezieniu jakiegoś miejsca parkingowego i naciągnięciu kaptura na głowę, ponownie do niej zadzwoniłem, biegnąć już w stronę wejścia i pytając się o ich położenie.

Nie byłem pewien jak zareaguję, kiedy już ich zobaczę, jednak zmuszałem się do przywrócenia tego opanowania sprzed kilkudziesięciu minut.

- Proszę cię, nie rób żadnych scen. – Noona zatrzymała mnie kilka metrów przed Minchul'em, trzymanym przez starszą kobietę, jak mogłem się domyślać – mamę Jieun. Nie uraczyłem jej nawet jednym spojrzeniem, chcąc wyminąć jej ciało i dostać się do swojego dziecka, które patrzyło w naszą stronę, chyba nie rozpoznając mnie w tej masce.

- Nie zabierzesz go, Jieun, nie zgadzam się – powiedziałem twardo, łapiąc ją za nadgarstek i odtrącając jej rękę, chociaż zrobiłem to na tyle delikatnie, aby żaden z ochroniarzy się nami nie zainteresował. – To również mój syn... a ty wywozisz go na drugi koniec świata? Jak możesz? Szczególnie informując mnie o tym w ostatniej chwili. Jesteś naprawdę bezczelna...

- Czegoś się od ciebie nauczyłam. – Parsknęła, wyrywając rękę z mojego uścisku, który miał na celu odsunięcie jej na bok, co starała się udaremnić, siłując się ze mną zawzięcie. – Byłam z nim przez te cztery lata, nie zostawię go teraz tobie, zrozum to, Jungkook... i nie każ mu wybierać, nawet nie waż się poruszać takiego tematu.

Zacisnąłem zęby, patrząc w jej oczy i mając coraz większą ochotę odepchnąć ją od siebie siłą, by zabrać w spokoju Minchul'a i wrócić z nim do mieszkania.

- Nawet nie chciałaś dać mi szansy, abym się z nim pożegnał... - zauważyłem, w jednej chwili zmieniając swoje nastawienie i czując, jak opanowuje mnie smutek.

- Tata?! – Głos, który do nas dobiegł, zdezorientował noonę na tyle, bym mógł ją wyminąć, łapiąc biegnącego w moją stronę Minchul'a, tuż po kucnięciu i rozłożeniu rąk z szerokim uśmiechem na twarzy, którego nikt niestety nie był w stanie zobaczyć przez założoną maskę.

- Kochanie... jak się czujesz? Wszystko w porządku? – Tylko takie pytania przychodziły mi w tej chwili na myśl. Wiedziałem już, że nie wygram w tej sprawie i jedyne, co mogłem zrobić to pożegnać się z małym. – Kocham cię, wiesz? Tatuś cię naprawdę mocno kocha – wyszeptałem, kiedy jedną ręką głaskałem jego włosy, powstrzymując się usilnie od łez i nie chcąc go już nigdy wypuszczać ze swoich ramion.

- Też bardzo kocham tatusia. - Wyznanie, które już nieraz słyszałem, w obecnej sytuacji zadziałało na mnie zupełnie inaczej, wywołując pierwsze łzy, a przez kolejne pytania chłopca moje serce pękło już całkowicie. – Tatuś jedzie z nami? I zamieszkamy już razem?

- Kochanie... - zacząłem, odsuwając go w końcu od siebie, aby spojrzeć w jego oczy, wycierając szybko swoje łzy i zsuwając z twarzy maskę, licząc, że kaptur w pełni ochroni mnie przed fankami.

Niestety nie wiedziałem, co mam mu w tej chwili powiedzieć, dlatego Jieun starała się zakończyć to pożegnanie.

- Dlatego nie chciałam, żebyś przyjeżdżał... utrudniasz mu ten wyjazd, Jungkook. – Po tych słowach, noona wzięła go na swoje ręce, osłaniając rękoma, jakby bojąc się, że wpadnę na pomysł wyrwania naszego dziecka z jej objęć i ucieczki z nim. – Idź już, proszę cię, idź...

- Minchul, kochanie, przepraszam – wyszeptałem jeszcze, patrząc na Jieun i prosząc cicho o ostatnie przytulenie go, na które kobieta na szczęście pozwoliła. Tym razem nie odezwałem się już do niego, całując go jedynie w czoło i prosząc, aby był grzeczny i nie denerwował mamusi. Wiedziałem, że gdyby nie Jimin, na pewno nie wahałbym się przed zostawieniem wszystkiego za sobą i wyjechaniem razem z nimi, o czym noona zapewne dobrze wiedziała, dlatego nie chciała nam tego utrudniać.

- Proszę cię, nie zrywaj ze mną kontaktu. Macie dzwonić... albo ja będę. Codziennie. Obiecaj, noona, obiecaj, proszę – błagałem ją, podczas oddawania małego, który chyba nie rozumiał tej sytuacji, dlatego jeszcze nie zaczął płakać.

- Obiecuję, ale idź już.

Wiedziałem, że powstrzymanie jego łez nie będzie łatwe, dlatego wpadłem na inny pomysł.

- Tak, idę... do łazienki. Zaraz wrócę, Minchulie – powiedziałem, posyłając mu jeszcze smutny uśmiech i głaszcząc go po głowie, po czym oddaliłem się od nich, nasuwając już maskę na twarz i patrząc na nich po raz ostatni, aby zaraz zniknąć w tłumie, kierując się do wyjścia.

Nie wiem, ile czasu spędziłem w samochodzie, nie mogąc opanować wszystkich emocji i czekając, aby ujrzeć odlatujący samolot, po otrzymaniu wiadomość od Jieun o zajęciu miejsc na pokładzie. Starałem się tłumaczyć jakoś tę sytuację swojemu umysłowi, pocieszając się tymi kilkoma miesiącami, wiedząc, że nie jest to rok, czy nawet długie lata. Jednak po powrocie do mieszkania jedyne, co mogłem zrobić to schowanie się w ramionach ukochanego, nie powstrzymując łez, które płynęły z moich oczu od dobrych dwóch godzin.

- Jiminnie... Noona go zabrała... Nie zobaczę go... i nie przytulę... przez kilka miesięcy... Nic nie wiedziałem... nie powiedziała mi... nawet nie chciała pozwolić się z nim pożegnać... - Starałem się cokolwiek wyjaśnić, nie potrafiąc już nic więcej dodać i po prostu wtulając w niego jeszcze mocniej, zanosząc się kolejnym szlochem, który pokazywał, jak łatwo mnie złamać. – Ale... to tylko kilka miesięcy... może jakoś dam radę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top