19

Jungkook

Przekroczyłem tylne wejście do wytwórni, nie mając zamiaru się z nikim witać, czy nawet na kogokolwiek patrzeć. Zmierzałem po prostu do gabinetu CEO, aby to wszystko zakończyć, najlepiej witając go przy tym jakimś "miłym" słowem.

Musiałem się ukrywać, zasłaniając maską swoją twarz, naciągając czapkę prawie na same oczy, kiedy płaszcz wraz z szalikiem zajmował się resztą ciała, nie pozwalając osobom postronnym rozpoznać mnie choćby po najmniejszym palcu, które ukrywały się w rękawach mojego okrycia.

Przygryzałem mocno dolną wargę, nie myśląc w tej chwili o bólu, aby włożyć trzęsącymi się dłońmi swoją kartę i nacisnąć przycisk w windzie, udając się tym samym pod odpowiednie drzwi. Nie słuchałem pytań jego asystentki, po prostu przekraczając próg gabinetu i prawie od razu rzucając dość sporą torebkę z materiałami na biurko Yoongi'ego, którego chyba trochę przestraszyłem tą nagłą wizytą.

- Jungkook? – zapytał zaraz, na co się zaśmiałem, mrucząc ciche: "nie widać?" i wycofując się już z pomieszczenia. Mężczyzna próbował mnie zatrzymać, co było jego błędem. Szybkie złapanie go za koszulkę i mocne odepchnięcie, które sprawiło, że starszy wylądował po prostu na kanapie pozwoliło mi ruszyć dalej, z powrotem do Bohee, czekającej na mnie na parkingu.

- Oppa... Wszystko w porządku?

- Możecie przestać zadawać te pytania? – wysyczałem przez zęby, uspokajając tym samym dziewczynę, która ruszyła już, nie chcąc drążyć tego tematu. Widziałem, że Min za mną pobiegł, jednak nie miał okazji złapać już naszego samochodu.

Młodsza szybko dostarczyła mnie pod wskazany adres, nie zadając już żadnych pytań, jedynie prosząc o kontakt, kiedy już ochłonę. Ona nie znała całej prawdy, nie chciałem jej niczego mówić. I zapewne tylko dlatego pozwoliła mi powrócić do normalnego życia.

Przekroczenie progu mieszkania, wywołało jeszcze większy wstręt. Tuż po zamknięciu drzwi i zdjęciu z siebie zbędnych dodatków, pozostając jedynie w koszulce, bieliźnie i spodniach, moje spojrzenie od razu powędrowało na rozbity obraz, który kilka dni temu wylądował na podłodze, tak samo jak akcesoria stojące na komodzie, czy szklany stolik, służący za zwykłą ozdobę.

Nie mogłem przerwać rutyny, do której przywykłem. Wiedziałem, że w każdej chwili Soogeun może wpaść tutaj ze swoimi gorylami, dlatego ruszyłem do łazienki.

Przyzwyczaiłem się do tego odbicia. Tych pustych oczu, zapadniętych policzków, bladej cery i kilku ciemnych śladów na twarzy. Nienawidziłem oglądać reszty swojego ciała, zdejmując koszulkę jednym ruchem ręki i wrzucając ją do wysokiego kosza na pranie. Zerwałem jeden z opatrunków, nie chcąc zatrzymywać na dłużej wzroku na wystających żebrach, czy kościach biodrowych, czego szczerze nienawidziłem.

Zdjęcie spodni naprawdę wiele mnie kosztowało, nie tylko ignorowanego bólu, ale i wstydu z pozwolenia im na te wszystkie fioletowe ślady. Rzuciłem z impetem pozostałymi dwiema częściami ubioru, wchodząc już pod prysznic i nie oszczędzając swojej skóry, której jeszcze nigdy nie traktowałem tak brutalnie, chcąc zmyć wszystkie te ślady i przywrócić Jungkook'a, którego te dziesięć dni odebrały zapewne bezpowrotnie.

Ukryłem się pod grubą warstwą ubrań, nie mogąc już znieść tych wszystkich otaczających mnie luster – zarówno w garderobie, jak i salonie oraz łazience. Moja decyzja była dość prosta. Chwyciłem pierwszy lepszy przedmiot, uśmiechając się do siebie szyderczo i uderzając prosto w swoje odbicie.

- Zabiłeś człowieka, więc ja zabiję ciebie! – krzyknąłem przy następnym lustrze, rozbijając je jak dwa poprzednie. Byłem w swoim żywiole, chociaż przez te kilka minut. A na moich ustach w końcu zagościł uśmiech, wyładowując całą złość wraz z powoli ulatniającą się adrenaliną. W łazience już nie byłem w stanie wymierzyć ciosu statuetką, zawieszając spojrzenie na mętnych oczach i po prostu decydując się zrobić to ręką, co odrobinę ją rozcięło, jednak uspokoiło moje nerwy.

- Kiedyś cię zabiję... - obiecałem, śmiejąc się i obmywając uszkodzoną rękę, nawet nie przejmując się zatamowaniem krwi, bo po opuszczeniu mnie wszystkich sił, nie dotarłem nawet do kuchni, czując, że moje kroki były w stanie zanieść mnie jedynie na kanapę w salonie, na której umieściłem dłoń w materiale koszulki, powoli odpływając. Może ze zmęczenia albo bólu, ewentualnie chęci zregenerowania sił, by wykorzystać jeden z fragmentów szkła do zabicia potwora, który zastąpił Jungkook'a.


Jimin

Dziesięć dni bez Jungkook'a były dla mnie niczym wieczność. Budziłem się w hotelu, za każdym razem szukając dłonią jego ciała przy sobie. I za każdym razem trafiałem na pustkę. A to bolało jeszcze bardziej, bo wiedziałem, że zamiast bycia przy mnie, mój ukochany naraził się na ogromne niebezpieczeństwo, a ja nie mogłem nic zrobić, by mu pomóc. Ale nie zamierzałem pozostać biernym. Choć z początku naprawdę miałem zamiar udać się do SM i poprosić o przyjęcie mnie, Taehyung odwiódł mnie od tego pomysłu. Albo raczej Irene, która zaproponowała inne rozwiązanie, gdy dowiedziała się, co też się dzieje z Big Hit. Sama miała ciągle problemy przez tę chorą wytwórnię, z którą Velvetki nadal walczyły w sądzie. Umowy były naprawdę nieciekawie dla nich skonstruowane, a w dodatku przekupni sędziowie zawsze działali na korzyść tych krętaczy. Niedawno jednemu z prawników udało się znaleźć pewną lukę, której nie mogli wykorzystać, ale która nam mogła bardzo pomóc. Materiały, które gromadziły gwiazdy SM nie mogły być wykorzystywane przez nie, by w żaden sposób nie zagrozić wytwórni. Ale jeśli przekażą je nam, my możemy się nimi bezproblemowo posługiwać. Dlatego zmobilizowałem wszystkie byłe gwiazdy tego piekła do przekazania mi cennych dowodów, które mogłyby bardzo zainteresować prasę, nawet jeśli sąd nie brał ich nigdy pod uwagę. Dałem sobie na to dwa tygodnie. Jeśli w tym czasie Jungkookie nie wróci, wyciągnę go stamtąd nawet siłą.

Miałem już naprawdę pokaźny stosik nagrań, które mogłyby się przydać. Jechałem właśnie do hotelu, by tam zostawić kolejne, gdy dostałem wiadomość od Hoseok'a. Ignorowałem jego telefony, ale wiadomości czytałem. Dlatego gdy zakomunikował mi, że Yoongi mu powiedział, iż Jeon wrócił, zawróciłem z piskiem opon, mało nie powodując małej kolizji na drodze, pędząc prosto do wytwórni. Musiałem jak najszybciej zobaczyć mojego króliczka.

Na miejscu zastałem tylko naszego szef, przeglądającego ze zdumieniem nagrania, na których widzieliśmy trening z trainee, którzy byli wręcz katowani przez trenera. W głowie mi się nie mieściło, że można tak postępować z biednymi dzieciakami. Co prawda sami kiedyś obrywaliśmy za nieposłuszeństwo, ale nigdy nie zostaliśmy aż tak dotkliwie pobici. Jednak nie to teraz zajmowało moją głowę.

Jak się okazało, Jungkook wpadł do wytwórni tylko to zostawić i zmył się. Z relacji Min'a wyglądało na to, że był niesamowicie zdenerwowany. Hobi, który również znajdował się w gabinecie twierdził, że nasz delikatny maknae mógł tym wszystkim zostać złamany psychicznie, przez co na pewno nadal był w niebezpieczeństwie. Znaczyło to również tyle, że nie powinien teraz zostawać sam.

Odepchnąłem się od biurka, chcąc jak najszybciej go odnaleźć. Hoseok poprosił Yoongi'ego, by póki co Jeon mógł znaleźć się pod naszą opieką w ich mieszkaniu. Po pierwsze dlatego, że jeśli uciekł, to Lee pewnie będzie próbował go dorwać w jego mieszkaniu, a po drugie, nie wiedzieliśmy, co się stało, więc dodatkowe osoby do opieki na pewno będą potrzebne. Najstarszy zgodził się kiwnięciem głowy, choć póki co był widocznie zaaferowany okrucieństwem, które widział na ekranie. Wiedziałem, że nie należy do osób, które można by nazwać tyranami, nawet jeśli sprawiał takie wrażenie. Dlatego Jung razem ze mną pobiegł do samochodu.

Oczywiście pierwszym przystankiem, który musieliśmy odwiedzić był hotel, aby zabrać resztę dowodów. Poprosiłem przyjaciela, by pojechał po nie, a spotkać mieliśmy się dopiero w ich mieszkaniu. Sam udałem się do apartamentu Jungkook'a, wierząc, że powinienem go tam zastać. Na szczęście nie myliłem się. Nie byłem w tym miejscu od dziesięciu dni, ale widocznie mój ukochany owszem. Mieszkanie wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado. Porozbijane, zniszczone rzeczy mogły świadczyć albo o szale, w jaki wpadał Jeon albo o ewentualnej wizycie przydupasów Lee.

Jungkook'a zastałem na kanapie. W pierwszej chwili pomyślałem, że jest martwy. Prawie serce mi stanęło, gdy zobaczyłem jego bladą twarz, dlatego natychmiast znalazłem się przy nim, sprawdzając wszystkie funkcje życiowe. Oddech był ledwo wyczuwalny, ale tętno stabilne. Wystraszyła mnie jednak zraniona ręka, z której sączyła się cienka stróżka krwi, w większości chyba już wchłonięta przez koszulkę. Ułożyłem mojego Jeongguk'a na boku, przynosząc apteczkę i zgrabnie wyciągając szczypcami kolejne fragmenty szkła. Zdarzył nam się już podobny wypadek, gdy Taehyung i mój królik bawili się w berka. Młodszy rozbił wtedy lustro i manager musiał go opatrzyć.

Upewniony, że ręka jest cała, żadne ścięgno nie zostało naderwane, założyłem opatrunek, całując delikatnie opuszki jego palców. Nie było czasu, by zostać tu dłużej. Delikatnie uniosłem mężczyznę, zabierając go z tego miejsca. Ułożyłem go w samochodzie, samemu zajmując miejsce za kierownicą i popędziłem prosto do mieszkania Yoongi'ego i Hoseok'a. Na miejscu czekał już Jung, prowadząc mnie do pomieszczenia, który chyba był jakimś pokojem gościnnym. Położyłem maknae na łóżku, tłumacząc szybko starszemu, co zastałem w mieszkaniu. Hobi zaproponował rozebranie młodszego i sprawdzenie stanu jego ciała. Chyba obawiał się tego samego, co ja. Nie wiedziałem jednak, czy jestem gotów na zobaczenie jego ran. Każda z nich będzie mi przypominać, że nie potrafiłem zaopiekować się najważniejszą dla mnie osobą, pozwalając jej na tę samobójczą misję. Jednak zdrowie Jungkook'a było najważniejsze. Rozebraliśmy więc go, a widząc sińce, zadrapania, drobne rany, poczułem, jak po moim policzkach ciekną łzy.

- Jiminnie... - usłyszałem cichy głos Jung'a, ale machnąłem na niego ręką szybko wycierając oczy i prosząc o jakąś apteczkę, maści, cokolwiek, bym mógł się nim zająć.

Byłem w połowie smarowania jednego z większych fioletowych cieni, gdy zobaczyłem jak Jeon otwiera oczy. Natychmiast zaprzestałem jakichkolwiek działań, skupiając się już tylko na moim ukochanym.

- Jungkookie, jak się czujesz? - zapytałem cicho, odgarniając delikatnie jego blond włosy z czoła. Dopiero wtedy jego spojrzenie skupiło się na mnie. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy dłoń młodszego zacisnęła się na mojej szyi. Złapałem ją, próbując się uwolnić, a wtedy do akcji wkroczył Hoseok. Gdy mój ukochany z niewiadomych nam przyczyn rzucił się w jego stronę, puszczając tym samym mnie, złapałem go od tyłu, unieruchamiając przy tym ręce. Mocno się zapierałem, by nie dał rady mi się wyrwać.

- Jungkookie, króliczku, uspokój się, proszę! To ja, Jimin! Nic ci nie grozi! Jesteś bezpieczny! Jungkookie, proszę, spokojnie! - błagałem rozpaczliwie, dopóki Jeon nie zaniechał swoich szalonych prób ucieczki. W końcu się opanował, ale to nie znaczyło, że zamierzałem go puścić.

- Kochanie, spokojnie. Usiądź, zajmiemy się tobą. Dobrze?


Jungkook

Walka z demonami była doprawdy zabawna. Zamiast dwunastki dzieciaków miałem przed sobą wielkiego bohatera Big Hit, przyszłą gwiazdę SM, która czasami bała się własnego cienia, nie mogąc poradzić w normalnym świecie. Nie żałowałem żadnego zadanego mu ciosu. Lubiłem patrzeć na ból, szczególnie tego słabego człowieka, którego błagania i prośby kompletnie do mnie nie docierały. Gdybym tylko mógł po prostu posunąłbym się do gorszych metod, które również były mi przedstawiane, niestety nigdy nie pokazane, bo najczęściej prowadziły one do śmierci. A słabego Jungkook'a mogłem jedynie torturować, rozkoszując się widokiem krwi i słowami, które kierowane prosto w jego ucho, tak bardzo raniły nie tylko jego umysł, ale i serce.

- Twój synalek już dawno nie żyje – oznajmiłem mu z szyderczym uśmiechem, trzymając go za włosy, aby nie mógł ode mnie uciec. – Znaleźliśmy ich razem z tym twoim chłoptasiem Jimin'em. To zabawne, prawda? Zniknąłeś, a on sobie do nich uciekł i ułożył od nowa życie, w którym już nie ma miejsca dla ciebie – kontynuowałem, kiedy łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Tak, to jeszcze bardziej mnie nakręcało. – Nie masz do czego wracać. Zabiłem ich wszystkich. – Końcowe słowa poprzedzone uderzeniem jego czołem o lustro naprzeciwko, zakończyły naszą rozmowę, z której wyszedłem w pełni zadowolony, wiedząc, że złamałem go po raz kolejny, spełniając tym samym swoją pracę.

Otworzenie oczu i dalsze ignorowanie bólu nie przyniosło niczego dobrego. Jak tylko zacisnąłem zęby, zorientowałem się, że nie znajduję się ani w mieszkaniu jednego z managerów SM, ani w swoim apartamencie, a ciemne oczy przede mną należą do osoby, która już dawno dla mnie umarła.

Nie musiałem długo myśleć nad swoim przywitaniem, chwytając go dość mocno za szyję, aby cały żal zamienić w czystą chęć mordu, nie musząc go dzięki temu nigdy więcej oglądać. Nie potrzebowałem do tego dużych pokładów siły, która pojawiała się w obliczach zagrożenia lub wiszącej nade mną kary. A widok bezradności i strachu w oczach ofiary tylko mi jej dodawał.

Ręka chłopaka nie była w stanie niczego zdziałać w obecnej sytuacji, kiedy jego organizm dawał mu jasne sygnały, zapewne dorzucając do tego jakieś uczucia, z którymi nauczono mnie łatwo walczyć. Dlatego zamiast wyrzutów sumienia znów pojawiła się satysfakcja, gdy starszy próbował złapać choć trochę powietrza, usiłując coś przy tym powiedzieć.

Moja zabawa niestety została szybko przerwana przez drugiego osobnika, z którym również postanowiłem się jak najszybciej uporać.

To trening, Jeon! Wybieraj odpowiednie miejsca!

Wycelowałem prosto w brzuch następnej ofiary, będąc zbyt szybko obezwładnionym, na co zareagowałem próbami wyrwania, przy mocnym zaciskaniu zębów. Chwilę się szamotałem, nie patrząc w konkretny punkt, a szukając czegoś pod ręką – lampki, krzesła, po prostu czegoś ciężkiego, co mogłoby obalić mężczyznę za mną.

Zasyczałem, czując jak zarówno moje starania, jak i siły powoli opadają. Dopiero teraz postanowiłem rozejrzeć się po pomieszczeniu, skądś go kojarząc, jednak nie mając pojęcia dlaczego nie znajduję się w swoim mieszkaniu. Moje spojrzenie zatrzymało się również na lekko zdezorientowanym mężczyźnie, masującym uszkodzony brzuch, którego rozpoznałem po chwili.

- O, Hoseok. A za mną zapewne stoi mój ukochany... - Zacząłem grać swoją rolę, wysilając się na jakiś uśmiech, czego również zostałem nauczony w "cudownym" SM. Niestety mój przemiły ton głosu zapewne wszystko zdradzał, dlatego nie łudziłem się, że ten idiota mnie od razu puści.

- Która to sala? – Zaśmiałem się, powoli wszystko załapując. – Siódemka? Nie podpisałem trzeciej umowy, więc nie możecie. Ale to było sprytne... szybko mnie ściągnęliście, muszę wam pogratulować, bo metody wymyśliliście niezłe – powiedziałem, patrząc prosto w oczy fałszywego Hoseok'a. – Albo może przymusiliście mnie do tego?! ZABIJĘ WAS! Nie wyraziłem zgody, do kurwy nędzy! – wykrzyczałem, chcąc spojrzeć na swoją rękę, na której powinny być jakieś ślady po tym odurzeniu. Niestety przez dłonie mężczyzny za mną nie byłem w stanie tego zrobić, dlatego w ciemno obstawiłem, że to jednak prawda.

- Puść mnie! I nie dotykaj! Słuchałem się! Wykonałem ostatnie polecenia! Chciałem tylko na chwilę pojechać do mieszkania... NICZEGO NIE ZROBIŁEM! – wytłumaczyłem im, znów próbując się wyrwać, jednak mocny uścisk starszego, przy moim słabym ciele, które ostatnio nie otrzymywało niczego wartościowego, żywiąc się kolejnymi ciosami po źle wykonanym rozkazie, szybko opadło z sił, a ja znów czułem, że nie jestem w stanie ustać na własnych nogach. Wpadłem w ramiona ciemnowłosego, którego twarz miałem teraz na wyciągnięcie ręki, jednak nie mogłem już niczego zrobić, nie tylko przez silny uścisk na moich rękach i brak sił, a również przez myśl, która pojawiła się w mojej głowie.

- Skąd wiedzieli, że z tobą jestem? Powiedziałem im? Hyung...? Powinienem użyć tych szkieł... chciałem to zrobić, ale zasnąłem – wyznałem mu cicho, nie wiedząc, czy mówię to do prawdziwego Jimin'a, czy może jednak jego sobowtóra, którego dla SM z pomocą ich pieniędzy niezbyt ciężko byłoby znaleźć. – Nie mam już dzisiaj sił... nie zrobię dla was niczego, dopóki nie dacie mi jeść... - Zmieniłem znów swój tok myślenia, nie wierząc w tak piękny scenariusz znalezienia się przy Jimin'ie, szczególnie kiedy nigdy nie zastałem go w naszym mieszkaniu. – Jeśli znów chcecie mnie złamać, to nie tędy droga... Chyba jeszcze plecy nie zostały przyozdobione, prawda? – zaproponowałem, śmiejąc się krótko, czując jak moja głowa opada na bok i gdyby nie ręce mężczyzny, zapewne upadłbym na ziemię.

Chyba zauważyli, że nie jestem w stanie zrobić im już czegokolwiek, dlatego zostałem przeniesiony na jakieś posłanie, gdzie co prawda trzymano mi dalej ręce, jednak o dziwo nie robiono nic więcej.

Powoli zasychało mi w gardle, a do mojego ciała oprócz bólu spowodowanego siniakami i głodem, docierało zimno, którego nie mogłem dopasować do obecnej pory roku.

- No to chyba odwiedzę ojca – zażartowałem do siebie, po przełknięciu sporej ilości śliny, która umożliwiła mi otworzenie ust. – Nie mówię o tym w Busan, niee... Chyba, że go zabiliście? – zapytałem, jednak moje spojrzenie nadal utkwione było w oparciu tego czegoś na czym leżałem. – Sam bym was zabił, gdybym tylko odzyskał siły – przyznałem, uśmiechając się do siebie zadowolony, nadal próbując zrozumieć gdzie dokładnie jestem.

Zmęczonym wzrokiem badałem sufit nade mną, zaraz przenosząc spojrzenie na ciemnowłosego, w którym doszukiwałem się tak dobrze znanej mi osoby. Jednak widziałem w nim jedynie zagrożenie, które musiałem za wszelką cenę wyeliminować, aby wypełnić swój cel i uciec z tego piekła.


Jimin

Wszystkie słowa, które padały z ust Jungkook'a były tak przerażające, że czułem się, jak w jakimś koszmarze. Chociaż moje ręce miały ochotę opaść, załamując się tym samym całkowicie przez to, w jakim stanie jest Jeon, to trzymałem go mocno, nie pozwalając na zrobienie krzywdy mi, Hoseok'owi, a przede wszystkim samemu sobie. Serce pękało, gdy słyszałem oskarżenia pod naszym adresem, tak naprawdę kierowane do tych psychopatów z SM, którzy zdążyli naprawdę namieszać w głowie mojego króliczka.

Zachowałem czujność do końca, więc w momencie, gdy jego ciało przestało się szarpać i zrobiło bardziej bezwładne, natychmiast zmieniłem chwyt na taki, by nie upadł. Przez kilka sekund zdawało się, że odzyskał rozum i mnie rozpoznaje, ale to także były tylko mrzonki.

- Hyung, proszę, idź zrób coś do jedzenia - poprosiłem cicho, starając się nie rozpłakać.

- Dasz sobie radę Jiminnie?

Kiwnąłem głową, powoli przenosząc mojego biednego króliczka z powrotem na łóżko. Usiadłem na skraju, dla bezpieczeństwa wciąż trzymając jego ręce, jednak nie mocno. Uchwyt mogłem w każdej chwili wzmocnić, ale wątpiłem, by w takim stanie Jungkook zrobił teraz cokolwiek.

- Jungkookie - zacząłem spokojnie, gdy się uciszył i z niepokojem przesuwał oczami po pokoju, prawdopodobnie próbując określić, gdzie teraz jest. - Króliczku mój. Wszystko jest już dobrze. Uciekłeś od nich, jesteś bezpieczny. Słyszysz kochanie? Nie ma tu nikogo z SM. To ja, twój Jiminnie. - Wszystko mówiłem powoli, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Podniosłem jego dłonie do ust, całując ich grzbiety. - Kochanie, wytłumaczę ci wszystko, co się stało. Hoseok skontaktował się ze mną po tym, gdy odwiedziłeś Yoongi hyung'a. Znalazłem cię w mieszkaniu, byłeś nieprzytomny i przywiozłem cię tutaj. Bałem się, że mogą cię szukać. Teraz jesteśmy w mieszkaniu Yoongi hyung'a i Hoseok'a. Hobi robi ci coś do jedzenia, zaraz tutaj wróci. Jesteś bezpieczny. Nikt ci już nigdy nie zrobi krzywdy. Przysięgam.

Puściłem dłonie chłopaka, kładąc je delikatnie na jego policzkach, by zbliżyć się do jego twarzy i ucałować czoło.

- Nie mam pojęcia, co te potwory ci zrobiły, ale to naprawdę ja. - Nie byłem pewny, jak mam mu to udowodnić. Starałem się więc sięgnąć po informacje, które znamy tylko my. - Jungkookie, pamiętasz? Przed jednym z koncertów w Japonii kazałeś mi założyć sukienkę, bo chciałeś sprawdzić, czy tak też cię podniecam. Po premierze pierwszej dramy, w której grał Tae, chciałeś udowodnić mi, że byłbyś lepszym aktorem i skończyło się na tym, że uszkodziłeś sobie tyłek, przez co marudziłeś, bo tydzień nie mogliśmy się kochać. Zobacz Jungkookie. - Podniosłem dłoń, by pokazać mu noszony przeze mnie pierścionek. - Nasze obrączki. Dałem ci taką samą, byś pamiętał, że jesteś tylko mój, a ja tylko twój. Kochanie, to naprawdę ja, Jimin.

Jeon patrzył na mnie ledwo przytomnie, a ja ściskałem jego dłoń, drugą ręką gładząc włosy. Po chwili do pomieszczenia wszedł Hobi, niosąc miseczkę z jedzeniem. Już miałem zapytać, dlaczego tak mało i takie byle co, skoro nasz maknae był głodzony, ale uprzedził mnie i spokojnie wyjaśnił, że nie możemy napchać go jedzeniem, które zniszczony żołądek by zwrócił. Dał mi więc miseczkę z łyżeczką i zostawił nas samych. Pomogłem Jungkook'owi podnieść się trochę wyżej na poduszce i zabrałem się za karmienie go, bo już po próbie przejęcia przez niego sztućca było widać, że nie da rady nawet go utrzymać. Tak bardzo chciało mi się płakać, ale powstrzymywałem się. Któryś z nas musiał być tym silniejszym. A to ja jestem jego hyung'iem. Muszę bronić mojego króliczka. Jedynie głos mi się łamał, gdy w kółko niczym mantrę powtarzałem, że wszystko dobrze, że jest bezpieczny.

Gdy miseczka była już pusta, Jeon zdawał się trochę spokojniejszy. Klęczałem na podłodze przy jego łóżku, nie zrywając z nim kontaktu wzrokowego, po prostu pozwalając mu patrzeć, gotów w każdej chwili zerwać się na równe nogi i go złapać, jeśli znowu miałby jakiś atak.

W ciągu kilku godzin dostał jeszcze dwie miseczki jedzenia, przy czym ostatnią zjadł samodzielnie. Czułem się naprawdę potwornie. Dwa tygodnie to stanowczo za dużo. Mogłem wyrwać go z tego piekła po tygodniu. Co ja gadam... Nawet jednego dnia nie powinienem był pozwolić mu tam spędzić.

- Tęskniłem za tobą Jungkookie - wyznałem, gdy młodszy jadł trzecią porcję owsianki. - Nie mogłem zostać w mieszkaniu, przeniosłem się do hotelu. Też zbierałem materiały przeciwko SM. Joohyun mi pomogła. Dotarłem do większości byłych gwiazd z tego piekła. Chciałem cię z ich pomocą uwolnić stamtąd, oddając je Lee w zamian za ciebie. Ale zdążyłeś sobie sam poradzić, w dodatku przyniosłeś materiały. Przepraszam, że nie zdążyłem króliczku.

W końcu nie wytrzymałem i po moich policzkach pociekły łzy. Otarłem je jednak szybko.

- Rozmawiałem też raz z Jieun. Minchul dopytywał o ciebie. Też tęskni. Z jego babcią jest lepiej. Może uda im się wrócić szybciej, niż przypuszczali. Znów będziesz mógł się z nim bawić.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, które zaraz się uchyliły i do środka zajrzał Yoongi. Widać było, że jest zmęczony, ale przede wszystkim zmartwiony. To jednak nic dla mnie nie znaczyło. Na sam jego widok poczułem ogromną wściekłość. Zerwałem się na równe nogi i nie dając mu możliwości na powiedzenie czegokolwiek, złapałem za przód jego koszulki.

- Jesteś z siebie dumny hyung? - warknąłem, patrząc mu prosto w oczy. - Wytwórnia była warta tego, byśmy stracili Jungkook'a? Widzisz, w jakim jest stanie? Przez ciebie prawdopodobnie nigdy już nie wróci na scenę. Nie będzie mógł robić tego, co kocha. Bo zgodziłeś się na to! Przysięgam ci hyung, jeśli on z tego nie wyjdzie i do końca życia będzie żył w świecie, który mu tam stworzyli, to osobiście zadbam o to, byś znalazł się w takim samym gównie, w jakie trafi Lee, gdy już się z nim rozprawimy.

Nie dałem starszemu możliwości, by mi odpowiedział. Widziałem tylko, jak Hoseok kładzie rękę na jego ramieniu i kręci głową, a ja znów znalazłem się przy łóżku ukochanego, który leżał zmarnowany. Widocznie siły nadal nie do końca mu wróciły, choć nabrał troszkę koloru. Słyszałem tylko, jak drzwi się znów zamykają, byśmy mogli zostać sami.

- Nikt już cię nie skrzywdzi kochanie. Obiecuję.

I chociaż chciałem wierzyć, że wszystko już będzie dobrze, to w tych ukochanych czekoladowych oczach znów co jakiś czas zapalała się nienawiść.


Jungkook

Błądziłem myślami znów nie wiedząc, jak zareagować w obecnej sytuacji. Czy powinienem walczyć? Błagać? Czy to kolejny test, który zakończony niepowodzeniem, poskutkuje następnymi siniakami i ranami?

Szukałem wzrokiem kamer, jednak na żadną nie natrafiłem, czując jedynie pieczenie na jednej z dłoni i ból przy każdym oddechu, powstający zapewne przez obite żebra. Nie liczyłem na pomoc, wiedząc, że ucieczka może być tylko moją zasługą. Musiałem po prostu wyeliminować przeszkody, nie chcąc ich więcej oglądać, szczególnie osoby, której już nie ufałem, zwłaszcza w tym miejscu.

Słuchałem swojego oprawcy, wywracając jedynie oczami na wszelkie słowa, które miałem ochotę wyśmiać, gdyby nie ból powstający przy każdym takim działaniu. Wyrwałem swoje dłonie, sycząc, jak tylko poczułem na nich coś ciepłego, domyślając się, że to usta tego mężczyzny. Musiałem przyznać, że nowa taktyka naprawdę mnie zaskoczyła, jednak nie chciałem pokazywać, że ich rozszyfrowałem. Na razie po prostu udawałem potulnego niewolnika, jak zwykle słuchającego wszystkich rozkazów i wyczekującego końca, czy też usłyszenia tych dwóch słów: "test zaliczony". Jeśli przyszedłby do nas Soogeun, prosząc o ukaranie któregoś z sobowtórów, nawet nie mrugnąłbym okiem, od razu wykonując polecenie. W końcu tylko posłuszeństwo może pozwolić mi przejść wszystkie testy i wylądować na scenie, jeśli nie potrafiłbym się stąd uwolnić.

Tłumaczenia starszego zaczynały mnie drażnić. Musiałem przymykać co jakiś czas oczy, kiedy w mojej głowie pojawiały się obrazy rozbijanych luster i odbicia, które zobaczyłem w łazience. Już rozumiałem, skąd na mojej dłoni znalazł się ten opatrunek.

On go założył? Ten facet? Skoro mnie znalazł... to musi być ktoś od Soogeun'a.

Jednak dalsza analiza została przerwana przez kolejny gest, od którego starałem się uciec, nie pozwalając na dotykanie moich policzków, a tym bardziej okazywanie takich czułości.

- Nie dotykaj mnie... wiem co knujecie – wyszeptałem, znów zaciskając nieco zęby, aby jakoś wyładować złość, pojawiającej się przy jego słowach, a której moje ręce i nogi nie mogły spożytkować na czyimś miękkim ciele.

Przywołanie wspomnień przez ciemnowłosego, zmusiło mnie do uważnego rozglądania po pomieszczeniu. Czułem jak moje dłonie zaczynają się trząść, a oddech przyspiesza. Tego nie mógł wiedzieć sobowtór Jimin'a, dlatego niczego już nie rozumiałem.

Kara... Złość... Soogeun... Japonia... Kamery... Gdzie są kamery...? Tae...? Pierścionek...

Przekręciłem odrobinę swoją rękę, aby przenieść wzrok na prawą dłoń, na której nie widniał wspomniany przedmiot.

- Nie mam... - wyszeptałem, starając się wygrzebać w swojej pamięci jedno z utraconych wspomnień. Byłem pewien, że ów pierścionek zabierałem ze sobą do SM. Najwyraźniej podczas jednego z testów po prostu go straciłem.

Nie miałem sił niczego tłumaczyć, o cokolwiek pytać, po prostu patrząc na mężczyznę, by nie tracić go z oczu, starając się odnaleźć w nim osobę, która powinna teraz przebywać w Europie, i która opuściła mnie już na samym początku tego piekła.

Nie myślałem o tym, skupiając się tylko na jedzeniu, które w ciągu kilku godzin zostało mi dostarczone aż trzy razy. Nie dziękowałem, ani też nie prosiłem o więcej, wiedząc, że każde słowo, szczególnie to życzliwe może wywołać ich złość. Mimo wszystko zbierałem w jednej z szufladek w swoim umyśle potrzebne mi informacje, czerpane od ciemnowłosego mężczyzny. Wyglądało na to, że faktycznie dostarczyłem te materiały i chyba uciekłem od Soogeun'a, a to nie było mieszkanie tamtego managera albo któregoś z goryli CEO SM.

Obserwowałem uważnie twarz starszego, powoli rozumiejąc, w jakiej sytuacji się znalazłem. Niestety łzy, które pojawiły się na jego twarzy zmusiły mnie do cichego śmiechu, dając tym samym niemałą satysfakcję. Nie komentowałem tych nowo nabytych informacji, szybko kończąc jedzenie i oddając mu miskę. Niestety wypowiedzenie tak dawno niesłyszanego imienia, które było najbliższe mojemu sercu odrobinę mnie złamało, nawet jeśli nie powinno, szczególnie w takiej sytuacji.

- Minchul... - powtórzyłem to imię, spuszczając na chwilę wzrok, by pozwolić tęsknocie zająć miejsce wszelkich negatywnych emocji, tak bardzo chcąc powrócić do naszych wspólnych zabaw, nauki oraz spędzania czasu właśnie w trójkę, z Jimin'em, moim ukochanym Jimin'em...

Znów podniosłem wzrok, jednak w tym samym momencie do pokoju ktoś wszedł. Spiąłem się lekko, czując, że byłbym już w stanie się jakoś obronić, a nawet walczyć, gdyby zaszła taka potrzeba. Dzięki zapalonej lampce byłem w stanie rozpoznać w nim Yoongi'ego, któremu chyba zanosiłem materiały jeszcze jakiś czas temu. Ale to reakcja Jimin'a najbardziej mnie ucieszyła. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy jego dłoń złapała mężczyznę za koszulkę. Liczyłem na jakąś ostrzejszą scenę, jednak oni zaczęli rozmawiać, dlatego wywróciłem oczami, przekręcając się w ich stronę, by mieć dobry widok na cały pokój. Trochę ugniatałem sobie w ten sposób uszkodzone biodro, jednak ignorowałem to, bardziej dbając o przetrwanie, niż ciągłe uczucie bólu.

Nawet po całym tym tłumaczeniu ciemnowłosego, gubiłem się we własnych myślach, czasami mając ochotę sprawdzić, czy to naprawdę Jimin, oczywiście własnymi sposobami, a nie słowami, które zamknięte na klucze w szufladkach, nie potrafiły do mnie dotrzeć.

Godziny mijały, a mężczyzna siedzący przy moim posłaniu nie zmuszał mnie do niczego poza jedzeniem i rozmową. Tylko raz zmusił mnie do wyładowania na nim swojej złości, kiedy jego usta znów dotknęły mojej twarz, a odzyskane siły pozwoliły mi złapać go za włosy, aby tak jak mnie uczono chcieć uderzył jego głową o coś twardego. Niestety starszy był silniejszy, ponownie mnie unieruchamiając. Jedynie słowami mogłem go jakoś ranić, chętnie wykorzystując informacje o jego rodzinie, byłej żonie, czy związku ze mną. Wytknąłem mu chyba wszystkie możliwe błędy, aby go złamać, tak jak mnie uczono. I dopiero po kilkunastu minutach to wszystko mnie opuściło, ustępując miejsce zmęczeniu.

Byłem przyzwyczajony do ciągłego obserwowania mojej osoby, czasami nawet w toalecie nie mając żadnej prywatności, dlatego ignorowałem obecność Jimin'a, po prostu układając kolejny plan, tym razem nie ucieczki, a pozbycia się tego potwora. Jednak przy hyungach nic nie mogłem zdziałać, zasypiając tuż po szybkim prysznicu.


Hoseok

Wydawało się, że cała ta sytuacja jest ponad wszelkie siły. Nie dość, że Jungkookie był niczym wrak człowieka, nie potrafiący zobaczyć już rzeczywistości, a żyjąc w jakimś dziwnym uniwersum stworzonym przez SM, to jeszcze Yoongi łamał się coraz bardziej. Słowa Jimin'a chyba mocno go dotknęły, bo gdy tylko drzwi mojego pokoju się zamknęły, zobaczyłem szczerą rezygnację w jego oczach. Ale nie ze mną te numery. Natychmiast złapałem starszego w ramiona, przytulając mocno i prowadząc do sypialni.

- Hyung, spokojnie. Wszystko się ułoży. Pomożemy mu, przecież wiesz. Musimy teraz skupić się na tym, by poświęcenie naszego Kookie'ego nie poszło na marne. Wykorzystamy jutro wszystkie materiały. Mam też trochę od Jimin'a.

Opowiedziałem Min'owi, co za naszymi plecami robił Jimin, pokazałem mu też rzeczy, które zdobył. Nie zamierzałem źle oceniać przyjaciela przez to, co planował. W końcu sam bym stanął na rzęsach, byle ratować mojego Yoongi'ego, gdyby zaszła taka potrzeba.

Przytuliłem go mocno, obsypując go pocałunkami, by choć trochę się rozchmurzył.

- Jungkookie z tego wyjdzie. Zobaczysz kochanie. Jeśli trzeba będzie, to wyślemy go do lekarzy, prawda? Poradzi sobie z tym. To dzielny mały królik. Nawet jeśli złapali go w sidła, to wiem, że narobi im na buty i ucieknie. Uwierz w naszego Jeongguk'a. I nie martw się tym, co powiedział Jimin. Wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni tak samo. Nawet, gdybyś mu tego zakazał, wiesz, że nasz maknae i tak zrobiłby to, co uznałby za słuszne. Chim jest teraz bardzo zdenerwowany. Gdy młody odzyskał przytomność rzucił się na nas, myśląc, że jest znów w SM. Nic dziwnego, że Jimin jest tym przerażony. Ale nie jesteś ich wrogiem hyung. To wszystko jedna wielka gra Lee. A my nie możemy pozwolić, by w nią wygrał, bo wtedy wszyscy skończymy jako jego marionetki.

Starałem się jak mogłem, by dodać otuchy mojemu ukochanemu, który w końcu kiwnął głową. Zabrałem go wtedy do kuchni, by zjadł obiad. Wiedziałem, że przez stres związany z tym wszystkim, zaczął opuszczać posiłki, a jako jego żona musiałem dbać o męża.

Cicho dyskutowaliśmy na temat następnych kroków. Starszy miał się zająć rozmową z Lee, przedstawiając nowe warunki umowy między wytwórniami. Przygotowany posiłek zaniosłem także naszym gościom, prosząc Jimin'a, by zjadł coś w końcu, jednak on odmówił zjedzenia porządnego obiadu, zadowalając się tym samym lekkostrawnym daniem, które dostał Jungkook.

Niedługo po posiłku Kookie znowu zaczął szaleć, przez co pobiegliśmy do nich, próbując jakoś załagodzić sytuację, ale Jimin wywalił nas stamtąd, powtarzając, że sobie poradzi. Naszym zadaniem było więc zabezpieczenie mieszkania tak, by młodszy z niego nie uciekł, bo wtedy naprawdę mógłby wpaść w tarapaty. Dopóki nikt nie wiedział gdzie jest, był bezpieczny. Suga z pomocą inteligentnego systemu w swoim domu, zabezpieczył drzwi wejściowe tak, by nie można ich było otworzyć bez hasła z żadnej strony, a okna osłonił antywłamaniowymi roletami. Było to mało komfortowe, ale niestety konieczne.

Razem z Min'em siedziałem do późna, składając materiały, które mieliśmy. Jeon naprawdę się spisał, kradnąc nawet zapis z kamer zamontowanych w budynku. Z przerażeniem oglądaliśmy, jak nasz przyjaciel był bity i zmuszany do karania trainees. Najgorszy był jednak moment, gdy coś się w nim złamało i prawie rzucał dzieciakami po ścianach, przez co jedno z nich prawdopodobnie wylądowało w szpitalu. Zadowolenie, które widziałem na gębie CEO SM napawało mnie tak wielkim obrzydzeniem, że miałem ochotę osobiście do niego pójść i najpierw zrobić z nim dokładnie to samo, co on robił wszystkim swoim niewolnikom. Zabicie go nie dawałoby takie satysfakcji. To stanowczo byłaby zbyt łagodna kara dla tego potwora.

W pewnym momencie usłyszeliśmy, jak drzwi od pokoju się otwierają i ze środka wyszli nasi przyjaciele. Jimin troskliwie obejmował swojego ukochanego, ale po minie tego drugiego widziałem, że nie jest tym zachwycony. Starszy z nich zapytał tylko, gdzie jest łazienka, zaraz prowadząc do niej Jungkook'a.

W końcu udał mi się zagonić zmęczonego Min'a do łóżka, który zasnął jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Ja również odpłynąłem, ale obudziłem się około piątej, mając jakieś dziwne przeczucia. Wysunąłem się z objęć starszego, idąc po cichu do pokoju, gdzie zostali Park i Jeon. Uchyliłem powoli drzwi, zaglądając do środka.

- Jiminnie? - zapytałem cicho, widząc go dzięki poświacie, która padała zza moich pleców dzięki włączonej w korytarzu lampie. - Dlaczego nie śpisz?

- Nie mogę hyung - mruknął w odpowiedzi. Skulony siedział na podłodze przy łóżku, gładząc głowę śpiącego maknae.

- Powinieneś odpocząć.

- Hyung, a jeśli on się zbudzi i spróbuje nas pozabijać? Nie boję się, że umrę. Boję się, że jeśli odzyska zmysły i zobaczy, co zrobił, to nigdy sobie tego nie wybaczy.

Tok rozumowania Jimin'a uderzył we mnie tak mocno, że momentalnie się rozbudziłem. Usiadłem obok niego, obiecując, że teraz ja będę czuwał, a on niech ułoży się na końcu materaca i spróbuje jednak zasnąć. Nie miał chyba już siły się ze mną kłócić, bo grzecznie spełnił moją prośbę.

Tak, jak podejrzewałem, niedługo po mnie w pomieszczenia wszedł Yoongi pytając, co tu robię. Wyjaśniłem mu szeptem obawy Jimin'a, a starszy zaraz chciał zająć moje miejsce, próbując odesłać mnie do spania. Jednak tym razem to ja byłem nieugięty, upierając się, że to on musi odpocząć, bo jego przytomny umysł będzie bardziej potrzebny do odpowiedniego rozegrania całej tej sprawy. Dlatego to ja pilnowałem, by nic złego się nie wydarzyło. W końcu więcej problemów nie potrzebujemy.


Jungkook

Codzienne koszmary wraz z nocnymi lękami i napadami paniki nie opuszczały mnie od dziesięciu dni. Tym razem wszystko w moim śnie ułożyło się w logiczną całość, dlatego tuż po przebudzeniu i zignorowaniu bólu, podwinąłem nogi pod brodę, obejmując je rękoma i patrząc najpierw na swoje kolana, czując przy tym jak zarówno moje dłonie, jak i reszta ciała lekko się trzęsą.

- Ji-Ji-min... Jiminnie? – wyszeptałem do siebie, patrząc zdezorientowany na mężczyznę przy moim łóżku, który nie był moim czarnowłosym aniołem. – Proszę – dodałem jeszcze, zamieniając ten wzrok na błagalny, by móc znaleźć się przy ukochanym.

Hoseok obudził śpiącego na końcu łóżka Jimin'a, kiedy ja poprosiłem Jung'a o opuszczenie pokoju, aby zaraz przysunąć się niepewnie do ciemnowłosego i uciec w jego ramiona.

- Hyung... To było najgorsze co mogłem zrobić... Przepraszam, naprawdę nie jestem pieprzonym Ironman'em... i teraz... Hyung, ja tego nie chciałem... nie chciałem nikogo krzywdzić... Ich... ich była dwunastka. Otrzymałem zespół... Miałem pracować nad swoim charakterem... Oni widzieli we mnie idola, wzór do naśladowania. Cieszyli się, że będę ich nauczycielem, a ja... ja musiałem to wszystko zniszczyć... Każdy siniak na moim ciele to odmowa... kiedy widziałem w nich Minchul'a... nie potrafiłem... nie potrafiłem zadać im ciosu... Uciekałem do naszego mieszkania pod głupimi pretekstami, zabrania jakichś ubrań albo kosmetyków, ale... nigdy cię w nim nie zastałem... Wiedziałem, że to moja wina, ale... nie mogłem sobie z tym poradzić... Zacząłem tę tęsknotę zamieniać na nienawiść... Liczyłem wszystkie dni... powoli przyzwyczajając się do takiego życia... dopóki Bohee, moja przyjaciółka, nie przypomniała mi, po co tam poszedłem. To ona wręczyła mi materiały, zabrała do Big Hit i zawiozła z powrotem do mieszkania... Nie będę w stanie dalej ze sobą żyć, hyung... – oznajmiłem na koniec całego tego wywodu, już dawno godząc się ze swoim losem, nie do końca wiedząc, jak powinienem rozegrać to wszystko. – Jestem potworem... prawie zabiłem jednego z tych dzieciaków... Jiminnie? – W końcu oderwałem twarz od jego koszulki, przenosząc spojrzenie na jego oczy, pokazując mu jak bardzo jestem tym wszystkim przerażony. – Chciałbym zobaczyć jeszcze kiedyś Minchul'a, ale... boję się, że go skrzywdzę... dlatego nie pozwól mi nigdy więcej go spotkać... zamknijcie mnie gdzieś, nawet tutaj... nie chcę wam niczego zrobić... - Mówiąc to, przejechałem opuszkiem uszkodzonego palca po lekko zaczerwienionej szyi starszego, zaraz wracając w jego ramiona i dalej nie mogąc pogodzić się z rzeczywistością, poszukując najlepszego rozwiązania.


Jimin

To był naprawdę ciężki dzień i miałem szczerą ochotę zasnąć, by nabrać sił. Jednak nie mogłem. Nadal priorytetem dla mnie pozostał mój Jungkookie, dlatego czuwałem przy nim, nie pozwalając sobie ani na moment położyć głowy na poduszce. Było zbyt ciemno w pomieszczeniu, bym mógł go widzieć, ale i tak starałem się wypatrzeć kontury jego ciała.

- To moja wina Jungkookie - szepnąłem, ocierając oczy, by nie pozwolić sobie na płacz. - To moja wina, że cię nie zatrzymałem.

Bolało mnie wszystko, co powiedział mi prosto w twarz. Wypomnienie wszystkich błędów, przyjęcie ich na klatę wiele mnie kosztowało. Ale zgadzałem się z nim. Wszystko, co powiedział było prawdą. Popełniłem błąd zostawiając go wtedy, a konsekwencje tego ciągną się za nami do dziś. Taka właśnie była przeszłość i nic nie mogło tego zmienić.

Gdy już czułem, że jeszcze trochę i zamknę oczy, drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Hobi. Zdradziłem mu moje obawy, a przyjaciel chętnie mnie zastąpił w czuwaniu. Ułożyłem się w nogach Jeon'a, zwijając w kulkę jak kiedyś, gdy jako idole musieliśmy spać w różnych miejscach w dziwnych pozycjach i w końcu zasnąłem.

Nie dane mi było zbyt długo odpocząć, bo poczułem szturchanie i prośbę o obudzenie się. Uniosłem się, patrząc zaspany na twarz Hobi'ego, którą widziałem tylko za sprawą nadal zapalonej lampy na korytarzu.

- Co...? - zapytałem cicho trochę zdezorientowany, ale głos Jungkook'a, proszący starszego o wyjście, natychmiast mnie rozbudził. Usiadłem gwałtownie, a gdy poczułem, jak młodszy się we mnie wtula z lekkim wahaniem, pozwoliłem sobie otoczyć go ramionami. Przez kilka sekund miałem wrażenie, że wszystko już będzie dobrze.

Słuchając jego opowieści o tym, przez co musiał przejść, czułem, jak moje ciało spina się coraz bardziej. Jak zawsze w takich sytuacjach uspokajałem go, gładząc po włosach i plecach, samemu starając się zachować spokój.

- Przepraszam, że nie dałem rady cię zatrzymać Jungkookie - szepnąłem w jego włosy, pozwalając mu na ukrycie się w mojej koszulce. - Kochanie, proszę nie myśl tak. Nie jesteś potworem. Jesteś tylko ich ofiarą. Tak samo jak tamte dzieciaki. Byłeś tylko marionetką. Narzędziem, które wpadło w ręce psychopatów. Każdy cios, który zadałeś tym dzieciom nie był z twojej własnej woli. To oni cię do tego zmusili. To jest ich wina, nie twoja, rozumiesz? Te dzieciaki na pewno też to wiedzą. Przecież są tam i widzą, co się dzieje z idolami. Mój Jungkookie...

Nie miałem pojęcia, kim jest jego przyjaciółka, ale obiecałem sobie, że znajdę ją i podziękuję. A jeśli będzie trzeba to spróbuje i ją wyrwać z tego piekła. Zasługiwała na to. Uratowała mojego ukochanego.

Młodszy odsunął się trochę, by spojrzeć na moją twarz. Skupiłem się od razu na jego oczach, widząc w nich już nie nienawiść, lecz przerażenie. Wyznanie, które do mnie skierował sprawiło, że mało nie stanęło mi serce. Pozwoliłem mu na ponowne ukrycie się. Nie chciałem wzmacniać uścisku, by go nie połamać, ani nie zadawać zbędnego bólu.

- Jungkookie... Kochanie, obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Ale nie możesz w ten sposób myśleć. Proszę cię. Przecież to twój ukochany synek. Nie zrobiłbyś mu krzywdy. Wiem to. Nie skrzywdziłbyś własnego dziecka. Nie podniósłbyś ręki na tę niewinną istotę o oczach takich, jak twoje. Proszę, walcz z tym, co napchali ci do głowy ci wariaci. Jeśli nie dla mnie i nie dla siebie, to chociaż dla Minchul'a. Jesteś dla niego tak ważny Jungkookie, jak on dla ciebie. Wyjdziesz z tego, powoli krok po kroku, odzyskasz siły, wróci ci jasne myślenie. Wiem, że na razie to będzie dla ciebie trudne. Ale będę przy tobie. Nie ważne co, zawsze znajdziesz mnie u swojego boku. Nie boję się mojego Jungkook'a. Kocham cię całym sercem. I wiem, że ty też sobie poradzisz. Jeśli będziesz tylko chciał, to gdy odpoczniesz i odzyskasz trochę kolorów, zadzwonimy do niego, dobrze? Będziesz mógł porozmawiać z nim jak zawsze. Ale musisz dla niego walczyć.

Ponownie poczułem, jak jego palce przesuwają się po mojej szyi w miejscu, gdzie wcześniej mnie trzymał, prawdopodobnie z zamiarem uduszenia. Powinienem bać się, że zaraz to się powtórzy, że może za kilka sekund po prostu złapie moją głowę i skręci mi kark. Ale nie potrafiłem. Nadal był dla mnie tylko bezbronnym króliczkiem, któremu świat robił krzywdę.

Sięgnąłem po leżący przy mojej nodze koc, który służył mi wcześniej za poduszkę i okryłem nas, próbując w ten sposób stworzyć dla mojego ukochanego większy azyl bezpieczeństwa. Ucałowałem jego włosy, choć wiedziałem, że ryzykuję tym powtórką z wieczora.

Jungkookie, czy nie możesz o wszystkim zapomnieć? Czy nie może po prostu znów być jak dawniej?

Oparłem policzek o jego głowę czując, jak młodszy się rozluźnia. Podejrzewałem, że zasnął. Ale nie chciałem go puszczać. Nigdy już nie chciałem zostawiać Jeongguk'a samego.


Yoongi

Powrót Jungkook'a był dla nas wszystkich naprawdę sporym szokiem. Nie spodziewałem się, że w ciągu tych dziesięciu dni SM zdąży doprowadzić go do takiego stanu. Ale powinienem był to przewidzieć, w końcu innych metod jak całkowite zniszczenie człowieka, Soogeun i reszta świty zapewne nie przyjmuje. Już jego ojciec, również tworzący roboty, starał się nie odbierać im rozumu, dzięki czemu większość gwiazd poprzedniej generacji mogła ułożyć sobie normalne życie, uciekając całkowicie ze zniszczonego rynku muzycznego. Chociaż sam, jeszcze te dwa miesiące temu, miałem zamiar zmodyfikować charaktery nowych trainees i poniekąd kierować się przekonaniami poprzedniego CEO SM, teraz nawet nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Wiedziałem, że jeśli uwolnimy się z tego bagna, nigdy więcej w ten sposób nie pomyślę.

Materiały przyniesione zarówno przez Jeon'a, jak i Park'a, niestety nie mogły nam posłużyć do zamknięcia SM, a jedynie do odzyskania zrobionych zdjęć i zapewnienia sobie spokoju oraz oszczędzenia wytwórni i trenujących dzieciaków wraz z OTU.

Wszystkie nagrania, szczególnie te z Jungkook'iem, uświadomiły mi w jakim stanie psychicznym znajdują się obecni tam ludzie. Niestety ratować mogliśmy jedynie naszego maknae, któremu już na drugi dzień po jego powrocie zacząłem ściągać dobrego psychiatrę, obiecując to zresztą Jimin'owi, który cierpiał najbardziej z nas wszystkich. Nie wiem, jakbym zareagował, gdyby to Hoseok'a w ten sposób skrzywdzili. Raczej nie byłbym w stanie myśleć racjonalnie, po prostu wykorzystując wszystkie swoje środki na koncie, aby wysłać całe SM do więzienia i zamknąć w końcu tę piekielną wytwórnię.

Gdyby nie pomoc ukochanego, będącego przy mnie szczególnie po skończonych rozmowach z Jimin'em, który obwiniał mnie o wysłanie Jeon'a do SM, zapewne to wszystko dość szybko by mnie przerosło. Próbowałem również dostać się jakoś do maknae, ale nasz Jiminnie był jak tarcza, dopuszczająca jedynie Hoseok'a, który pomagał mu przez te dwa dni w opiece nad najmłodszym. Ja nawet nie byłem uwzględniany jako potencjalna pomoc, po prostu skupiając się na kopiowaniu zdobytych materiałów i układania nowego planu, nie tylko rozmowy, ale i późniejszej ewentualnej ucieczki. Na spotkanie z Soogeun'em musiałem również zabrać swoich ochroniarzy, jak i prawą rękę, która na pewno doradzi mi w niektórych sprawach. Bałem się zostawiać Jimin'a i Jungkook'a samych, dlatego sprowadziłem im Namjoon'a do pomocy, wiedząc, że Park na pewno pozwoli mu zbliżyć się do Jeon'a.

Umówione miejsce spotkania, tak jak to bywało w niezwykle delikatnych sprawach, należało do nieco mniej zatłoczonych lokali, aby móc bez problemu się komunikować. Przez całą drogę do restauracji, Hoseok trzymał mnie za rękę, pocieszając i powtarzając, że nie mam się czym martwić, co odrobinę mnie uspokoiło i nawet kiedy już zająłem z nim miejsce naprzeciwko mocno wkurwionego CEO SM, nie dałem się ponieść emocjom.

- Jeon Jeongguk podpisał ze mną umowę, domagam się jego powrotu – zaczął, czym zbytnio się nie przejąłem, powoli wyciągając nagrania z przyniesionej ze sobą torby.

- Jeon Jeongguk równie dobrze może was teraz pozwać, więc nawet nie poruszaj tego tematu, Lee – odpowiedziałem mu spokojnie, kiedy jego wzrok w końcu wylądował na wyciągniętych materiałach.

- Co to kurwa jest? – Młodszy prawie to wykrzyczał, chyba w ostatniej chwili przypominając sobie gdzie się znajdujemy.

- Umowa Jeon'a zostanie unieważniona, bez jakichkolwiek kar pieniężnych, a materiały, które zdobyliście nie wylądują w rękach mediów. – Podałem nasze warunki, obserwując zaskoczonego Soogeun'a, któremu z twarzy zniknęły nagle wszystkie kolory, a narastająca wściekłość objawiła się w zaciśnięciu zębów i posłaniu mi morderczego spojrzenia. Lee chyba zrozumiał, po co Jungkook pojawił się w jego wytwórni.

Wzruszyłem ramionami, posyłając mu niewielki uśmieszek i splatając swoje dłonie, aby pokazać mu, że pomimo problemów jakie nam stworzył, daliśmy radę się wybronić, nie pozwalając, aby ten smarkacz z nami wygrał.

Pojedyncze warknięcie i uderzenie jedną z płyt o stolik, chyba było jakimś potwierdzeniem przyjęcia naszych warunków, bo niczego oprócz kiwnięcia głową i szybkiego odejścia wraz ze swoimi gorylami, nie otrzymaliśmy.

Ciche odetchnięcie i krótkie przytulenie ukochanego, w pełni przekonało mnie, że to wszystko już za nami i mogliśmy powrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Ten krótki epizod co prawda zniszczył naszego kochanego maknae, któremu mogłem nie pozwalać na zrealizowanie swojego pomysłu, znajdując inne rozwiązanie, jednak pokazał mi również jak duże oparcie mam w Hoseok'u.

- Dziękuję, że przy mnie byłeś. Pomimo niektórych mało rozsądnych decyzji. Kocham cię, słońce moje – wyszeptałem mu, obejmując go ramieniem i decydując się na opuszczenie lokalu, aby na razie nie oddawać się żadnym przyjemnościom, a zająć zarówno Jeon'em, jak i w pełni odzyskanym Big Hit.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top