10

Na wstępie tak jak (chyba) zawsze chce przeprosić za wszelkie błędy; ortograficzne, gramatyczne i interpunkcyjne itd. no sorki ale jestem słaba z gramatyki... Wiem w takim razie po co zabieram się za pisanie... Nie wiem... Po prostu chce się podzielić z kimś tym co wymyślę... (Trochę długi ten wstęp...)

**************

Pov. Ashley

Siedzę w jakiejś ciemnej uliczce opierając się o budynek. Jem lody i się tnę. Wiem... To głupie ale inaczej nie mogę... To pomaga mi się odstresować... Ciągle tracę krew z nowych ran... Cicho płaczę, ale przestaję kiedy słyszę kroki. Milknę.

- Ash... Jesteś tutaj...? Kochanie...

Pov. Tord

Wchodzę do ciemnego zaułku. Jak ona mogła to zrobić! M-moja Ash... Moja ma-ła biedna Ash...

W pewnym momencie widzę krew. Idę po jej śladach.

- Ashley gdzie jes... - Zamieram widząc ją całą we krwi. Pod biegam do niej. - Ashley co ty sobie zrobiłaś! - Krzyknąłem wkurzony. Jak ona mogła...? Ona natomiast skuliła się w kulkę i zaczęła płakać. - A-ash... Nie płacz... - Powiedziałem już spokojnym i łagodnym głosem. - Jestem tu... - Przytuliłem ją.

- ...Z......Zostaw......Mnie... - Wyszeptała próbując mnie odepchnąć, ale za miast tego jeszcze bardziej ją przytuliłem.

- Wracamy. - Powiedziałem tonem nie uznającym sprzeciwu.

- Nigdzie z tobą nie idę! - Przytuliłem ją mocniej. Wyciągam telefon i dzwonię po Patryka i Paula.

- ...Tak......Tak jesteśmy...tu......Tak......Czekam... - Rozłanczam się. - No to teraz mała czekam na Paula i Patryka...

- Nie jestem mała! - Zaczęła się wyrywać kiedy przyjechali moi rodzice. Podbiegli do nas i Patryk podał coś Ashley co ją uśpiło. Odpłynęła w moich ramionach. Podniosłem ją i zaniosłem ją do auta.

- To... Do bazy...?

- Nie Paul do domu... - Ruszyliśmy w drogę do domu. Naszego domu... Mojego... Mojego i jej...

~ Time skep 3h ~

Odpiąłem się i wysiadłem. Po czym zrobiłem to od strony Ash. Zabrałem ją na ręce, wszedłem do domu i po kierowałem się do jej... To znaczy naszego ale większość rzeczy w nim jest jej albo ona wybierała; pokoju. Położyłem ją na łóżku. Rozebrałem do bielizny i ubrałem w moją bluzę. Zmieniłem bandaże i wyrzuciłem stare. Usiadłem obok niej i czekałem aż się obudzi.

Pov. Kawaii

Kurwa nie ma Torda ani Ashley ani Toma ani Paula czy też Patryka...  Co znaczy że  Maya teraz dowodzi... Kurwa... Ale to nie znaczy że za coś się zabiorę... O nie... Będę się dalej opierdalać...

Pov. Paula

Siedzę w swoim gabinecie i zastanawiam się jak to mieć depresję... Jak to jest się samo okaleczać...  Pakuję przy okazji plecaki z opatrunkami i wszystkimi podobnymi rzeczami na wojnę.

Przypomniał mi się pocałunek z Ethan'em...
Cała się zarumieniłam że wstydu że nic nie zrobiłam...

- Ethan... Co ty ze mną robisz...?  Nie mogę przesłać o tobie myśleć...

Pov. Tom

Przesyłam właśnie tajnym kodem informacje o przygotowaniach White Leadera Tordowi. Teraz tylko uciekać z tond bo jeszcze się skapną...

Wychodzę z pokoju w którym przebywałem i kieruję się w stronę tylniego wyjścia. Nie mogę się doczekać May. Jest taka ładna... A jej włosy są tak miękkie i pachnące... Kocham ją... Tak bardzo ją kocham, ale ona na pewno tego nie odwzajemnia... Tak bardzo chciałabym poczuć smak jej pięknych malinowych ust... Tak bardzo jej pragnę. Tylko dla niej chce żyć...

Myślałem opuszczając tereny White Army. Teraz tylko dojść do mojej armii i będzie dobrze.

Pov. Ashley

Budzę się na czymś miękkim. Bardzo miękkim. Otwieram delikatnie oczy i podnoszę trochę głowę.

- Tord...? - Szturcham go w ramię.

Wstaje i idę po schodach w dół. Tak dawno tu nie byłam... Idę do salonu. O ile w ogóle pamiętam czy tu jest gdzieś salon... Wchodzę i na kanapkę widzę Paula i Patryka.

- H-hej... - Spuszczam głowę w dół ponieważ przypomniało mi się co zrobiłam.

- Jesteś! Jak my się martwiliśmy. - Słychać zbieganie po schodach. To najprawdopodobnie Tord. - A on najbardziej. - Paul wskazuje na niego palcem. Przytulam się do niego.

- Przepraszam! - Zaczynam płakać. Ostatnio robię to coraz częściej...

- Już... Już ciiii. Już dobrze... Jestem tu... - Trochę się uspokajam. - Idź spać... Powinnaś odpoczywać...

- D-dobrze... - Nadal ze spuszczoną głową idę w stronę schodów, do pokoju i do łóżka

Pov. Tord

- Patryk... Będziesz mógł zacząć ją leczyć...?

- Tak Tordi. - Przytulił mnie

- B-boję się o ni-ą...

- To zrozumiałe... - Powiedział Paul dołączając się do przytulania.

Pov. Maya

Krzyczę na żołnierzy bo rozpierdzielili połowę boiska bombami.

- Jak Lider to zobaczy to będzie po was! Macie to wyrównać! Jasne?! - Zapytałam się tych głąbów. To znaczy żołnierzy...

- Tak jest! - Odpowiedzieli wszyscy chórem. ("Chórem" 666 słowo dop. Aut.)

- To zabierać się do roboty! - Wykrzyknęłam w ich stronę. - E Nick! (Miałam go uśmiercić na wojnie ale chyba  tego nie zrobię... dop. Aut.) - Zawołałam widząc chłopaka z Elity. - Przypilnuje ich... - Zrobiłam małą przerwę w zdaniu. - Proszę...

- Spoczko Maya. -  Powiedział przyjaznym głosem chłopak. - Ruszać się ćwoki! - Dodał w stronę żołnierzy.

Wchodzę do mojego gabinetu. Mam zamiar dowiedzieć się gdzie jest Tord i czy coś się stało...

Pierwszy sygnał... Drugi sygnał... Trzeci... Czwa- odebrał

- Halo...?

- O to ty Paul... Gdzie wy do cholery jasnej jesteście?!

- Em... Ashley ma problemy...

- Co zrobiła...? - Lekkie zmartwienie.

- lepiej żebyś zobaczyła... Jutro przyjedziemy... Pa... - Rozłączył się! No co za... Co za gnój...

Ktoś wpada do mojego biura.

- Maya! - Tom wbiegł do pokoju w którym obecnie przebywam i mnie przytulił. - Stęskniłem się!

- Tom... - Delikatnie się za rumieniłam. - Ja też...

- Wiesz gdzie jest Tord?  Mam dla niego bardzo ważne informacje.

- Nie mam bladego pojęcia... Sama chciała bym wiedzieć...

*Kaszel kaszel kaszel kaszel* Szybko odlepiam się od Toma i odwracam w stronę biurka. W szafach szukam inhalatora. Jest! Naciskam kilka razy i po chwili się uspokajam.

Odwracam się w jego stronę. Oczywiście najpierw upewniam się czy aby na pewno schowałam inhalator.

- Wiesz co... Muszę już gdzieś iść... - Powiedziałam i po prostu wyszłam zostawiając go na środku pokoju w którym znajduje się mój gabinet.

~ Time skep dzień wojny ~

Pov. Kawaii

Stoję razem z Nickiem i moim oddziałem na naszej pozycji i czekamy na znak od Torda żeby zaatakować.

- Nick~ jej już ten sygnał...? Nudzi mi się...

- Eh... Kawaii ile razy mam ci powtarzać że go nie ma...

- Ale mi się tak bardzo nu- sygnał!

- Wreszcie!

- Ruszać dupy! Musimy ich okrążyć! - Powiedziałam i cały nasz oddział poszedł na kolejną swoją pozycję.

Plan był taki: atak z zaskoczenia. Najpierw mała liczba żołnierzy. Ale później atak powietrzny i napływ naszych podwładnych.

Zaczynamy strzelać do białych. Ich mundury robią się szkarłatne. Szkarłat to piękny kolor... Bardzo piękny... To chyba najpiękniejszy kolor na świecie!

Pov. Tord

Stoję na czele mojego oddziału i witam białego śmiecia.

- Atak! - Ten biały gnojek myśli że mnie pokona jeżeli zaatakuje szybciej? Jest w błędzie.

Skinieniem głowy daje znak na atak. Zaraz powinni być tu inni otaczając białych. White Leader nigdy nie był dobry w planowaniu... Dla tego musimy wygrać. I to zrobimy. Widzę oddział Ashley, Toma i May, Kawaii i Nicka. Pauli i Patryk są obok mnie tak samo jak Paula razem ze swoim oddziałem ratowników. Strzelam do żołnierzy białego debila. Przepraszam pomyłka... Miało być białego samobójcy... Nie to jeszcze nie to. A no tak! Białego lidera...

~ Mały Time skep kilka godzin ~ (moje "kilka" = 3. dop. Aut.)

Pov. Nick (zrobię z niego chłopaka dla Kawaii! Tylko muszę go jeszcze narysować... ~ dop. Aut.)

Widzę jak pocisk leci w stronę Kawaii. Biegnę do niej jak najszybciej tylko mogę żeby ją osłonić. Odpycham ją a sam dostaję w ramię.

- N-nick! - Klęka przy mnie.

- Nic mi nie jest...

- Paula! - Wymieniona dziewczyna podbiega do nas.

- Rety Nick! - Też przy mnie klęka i zaczyna opatrywać.

- Nic mi nie jest. - Kawaii wstaje i strzela do zbliżających się do nas wrogów.

- Ta...  Idziesz do Torda tam będziesz najbezpieczniejszy. - Posyła mi ciepły uśmiech. - On z tobą pójdzie. - Pokazuje na jakiegoś jej podwładnego.

- Na prawdę nic mi nie jest! - Wstaję z ziemi.

Pov. Tord

Kopię białego lidera.

- Nie będę Cię błagał o litość... Po prostu mnie zabij. Wiem że to właśnie chcesz zrobić. - Posłał mi wyśmiewający uśmiech. Kopnąłem go w twarz.

- Tak bardzo pragniesz śmierci...? - Zaśmiałem się psychopatycznie. Wyjąłem mój sztylecik i zrobiłem cięcia na nadgarstkach. Na szyji. I jeszcze kilkadziesiąt razy. Pokopałem go jeszcze. - Za chwilę się wykrwawisz... Wiesz co... Posiedzę tu z tobą tak dla pewności...

~ Time skep ~

Pov. Maya

I stało się... White Leader nie żyje... A pozostałość jego armii jest teraz czerwoną a nie białą... No cóż... Jak to mówią... A tak!
Life is brutal. Patrząc na te wszystkie gwałty... Morderstwa... Wojny... Tak już jest... Ale ostatnio dręczy mnie coś... Chyba zaczynam czuć coś więcej do Toma... Więcej niż tylko znajomi (którymi i tak nie jesteśmy) albo przyjaciele... Co jeśli to tylko zauroczenie i jeśli mu o tym powiem i mi przejdzie go zranię...? Nie chcę tego...  Tak bardzo tego nie chcę tego... Czego...? To proste... Żeby mnie znienawidził... Właśnie tego nie chcę... Nie chcę zostać znienawidzona przez Toma... Przyznaję się ok?!

Na wojnie dostałam ataku kaszlu... Chyba Paula domyśla się już że mam astmę... Eh... I teraz jak to ukryć...

Pov. Kawaii

Siedzę przy Nick'u (tak wiem zapomniałam zupełnie o tej postaci... ~ dop. Aut.). Jest taki biedny... I to tylko przez to że mnie uratował! No ja nie mogę... Jak ktoś taki jak on mógł chcieć poświęcić życie dla kogoś takiego jak ja... Eh... Od dawna mi się podobał... Szare włosy i zielone niczym las oczy... Jest miły, opiekuńczy, odważny, odpowiedzialny i... Przystojny... Wszystko super happy i wogóle ale nie wiem jak wyznać mu moje uczucia... Eh... Dla czego miłość i uczucia są takie trudne...?

~ Time skep sylwester ~  (Pojebany pomysł naszej [nie] kochanej [kaczusi :3] Mai ~dop. Aut.)

Pov. Ethan 

Idę do Pauli odwiedzić naszego małego przyjaciela i zanieść mu jedzenie (tak pamiętam o tym wątku ~ dop. Aut.).  Wbijam do jej gabinetu bez pukania.

- Hejo Paula! - Kładę jedzenie obok Blue. - Co tam porabiasz...? 

- A nic... Fajnie że przyszedłeś... A! zapomniała bym... Ashley zaprasza wszystkich na imprezę sylwestrową z alko!

- Zajebiście... Od kiedy moja siostra pije...  Ale dobra wpadnę! O której i gdzie...?

- O  18 się zaczyna w naszej sali. 

- Ok. Dobra muszę lecieć i jej pomóc.


~ W gabinecie Ashley ~

- Hej Ash pomóc w czymś...?

- Taaak! Kup dużo alko! Mam trochę ale to za mało... - Pokazuje na pełen stolik alko.

- Ok...? To idę! - Przytuliłem ją i wyszedłem. Teraz cel sklep.

~ Na imprezie ok. 22:27 wszyscy już upici i nie trzeźwi. Pov. Nick ~

- Ludie! Rozbierena buteka...! - Wykrzyknął już na prawdę pijany Tord. Oczywiście wszyscy się zgodzili.

Siedzimy wszyscy w kółku i Tord losuje.

- Pawda czy łyzwanie...? (pozdro dla kumatych ~ dop. Aut)

- Pawda.

- Cio najlepsiego pszytriafiło ci siiiiiiiie w życyu?

- Spoytkanie Mayusi~~~ - Teraz on kręci i wypada na mnie. - Ktio z naes podoia ciii sięęę najbaredziej z naas.

- Jeszczse tego nire powem. - Ściągam moją czapkę. Kręcę. Wypada na Kawaii. - Pytanide czy wyzwanie?

- Wyzwanie! 

- Wypiej 10 kieliszków czystrdj. - Jako że ona jest najmniej upita z nas to ktoś musi o nią zadbać żeby od reszty nie odstawała. Tord przyniósł rzeczy potrzebne. Kawaii pije. Teraz ona Kręci. Wypada na Mayę.

- Przeliż się z Asshley. - Chamski uśmiech.

- Zrozbię to. - Zbliżyła się do niej. Oberwała poduszką w twarz. - No ej! - Zaczęły się lizać. Tord i Tom momentalnie otrzeźwieli. Podlecieli od nich i jeden jedną odciągał a drugi drugą.

~ Time skep 28 min. ~

Paula siedzi na kolanach Ethana w bieliźnie, Ashley ( ona jest w bieliźnie i bluzce) jest skuta z Tomem który nie ma koszuli, Tord ma być dla wszystkich miły i ni ma jednego buta. Ja jestem cały ubrany ale Kawaii ma mnie przytulać do zakończenia gry. Paul i Patryk zmyli się kiedy były głpkowate i poniżąjące pytania i wyzwania.

~ Time skep rano (czyt. 16) ~ Pov. Patryk

Idę obudzić młodych... Boje się jaki widok zastanę... Wchodzę iiiiiiiiiiii... {dramatyczna pauza} jeb o butelkę... kurwa! Dobra spokojnie Patryk. To ty tu jesteś ten dorosły i odpowiedzialny...

- Wstawać! - Wydarłem się na całą Armię. Pierwsza obudziła się Ashley zrywając się z podłogi tym samym ciągnąc Toma do pionu. Ok... To jest już dziwne... Potem budzi się Paula, Nick, Maya, Kawaii, a na końcu Tord.  

- Co kurwa! - Tord widząc Ashley szybko na podłodze szuka kluczyków od kajdanek żeby ją uwolnić. Znalazł i otwiera kajdanki.

- Dziękuję~ - Powiedziała i ziewnęła.

~ Time skep ~ Pov. Tom

Leżę na łóżku z kacem. Jak to się mówi... A tak: "Kac morderca nie ma serca". Eh... To prawda...  A więc wrcając... Leże sobie na łóżku z kacem mordercą i układam piosenkę dla mojej Crashi. Napisałem o jej pięknych włosach, oczach, zapachu, sposobie bycia i o całej jej! Ona chyba jest aniołem... (a tak na prawdę jego przeciwnością czyli demonem XD ~dop. Aut.) 

Pov. Kawaii

Postanowiłam upiec ciasto. Takie czekoladowo truskawkowe! Niby nie wolno być w kuchni po za tymi którzy mają dyżur ale co mnie to obchodzi! Po prostu mam to w dupie...

Mieszam składniki i zaczynam nucić piosenkę (icon for hire - hope of morning ~ dop. Aut.)

- My mind's a kaleidoscope, it thinks too fast

Blurs all the colors 'til I can't see past
The last mistake, the choice I made
Staring in the mirror with myself to blame
Sometimes I'm afraid of the thoughts inside
Nowhere to hide inside my mind
I'm scared that you'll compare and I'll look a lifetime past repair
I second guess myself to death, I re-solicit every step
What if my words are meaningless? What if my heart's misleading this?
I try to capture every moment as it comes to me
Bottle up the memories and let them keep me company


When the hope of morning starts to fade in me
I don't dare let darkness have its way.
- Przerwałam kiedy usłyszałam że ktoś wchodzi do pomieszczeni.

- Pięknie śpiewasz~ - Tym ktosiem okazał się Nick.

- H-hej... dziękuję... - Zarumieniłam się.

C. D. N.

**************

Bardzo powalona notka w której skarżę się na moją polonistkę którą lubię... Czytasz na własną odpowiedzialność... Jeżeli coś Ci  się  stanie... Czy ja wiem dostaniesz raka albo co to nie moja wina!  Żeby nie było ostrzegałam! (i tak wiem że nikt nie czyta notek więc po co się produkuję...? możę dla tego żęby mieć więcej słów XD ta wiem... jestem genialna... Ale kto tak nie robi...?)
Ha widzisz tyśka! Wyszło słupie! Udało mi się jest rozdział na 2500 słów! A nawet pewnie (na pewno) (na torta karmelowego)  na więcej! No to macie rozdział specjalny... Ta w za sądzie taki nie jest ale co mnie to... Piwi by była dumna... Wypracowania jej daje na minimum 200 słów a tu piszę na 2500... No mam przepisywać więcej niż 200 słów. Dajcie spokój! Po co żeby moja ręka się zmęczyła? No właśnie nie ma sansu (pozdro dla kumatych)

Ps. 2510 słów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top