Jeden

- Cholerne zabobony - przeklnęłaś w myślach biegnąc w stronę swojego domu.

Wiele razy przekonałaś się, żeby nie sprzeciwiać się matce. Musiałaś być przed zachodem słońca w domu.

A najlepiej zanim jeszcze zaczęło zachodzić.

Twoja mama strasznie wierzyła w opowiadaną od pokoleń historię o dziewięciu braciach i nie miała zamiaru wystawiać cię na ich pożarcie. Jeśli istniał cień szansy, że to prawda, to trzeba uważać.

Czasami myślałaś, że ta historia była opowiedziana tylko po to, żeby straszyć niegrzeczne dzieci, które nie wracały na czas.

Natomiast ty byłaś już w drugiej liceum i twoim marzeniem było zostać do późna na zewnątrz. Marzyłaś patrzeć w rozgwieżdżone niebo, ale nie przez szybę okna w swoim pokoju.

Chciałaś być wolna, a żyłaś jak w klatce.

Już nawet nie chodziło o imprezy, o których wiele razy słyszałaś od znajomych. Nie pragnęłaś mieć chłopaka jak każda dziewczyna w twoim wieku. Chciałaś jedynie swobodnie chodzić po zachodzie słońca.

Wracałaś właśnie ze spotkania ze swoją najlepszą przyjaciółką. Biegłaś coraz szybciej przeklinając słońce, które zaczęło wcześniej niż normalnie zachodzić. Patrzyłaś na niebo, które pokryło się pomarańczami, czerwienią i żółcią. Na drugiej części sklepienia można było zobaczyć jak ta wielka plama ciepła walczy z zimną i ciemną nocą.

Mieszkałaś sama z matką. Ojciec raz przez nieuwagę został dłużej w pracy i nie wrócił. Dlatego twoja mama zaczęła wierzyć w to jeszcze bardziej.

Tata wiele razy wracał na ostatnią chwilę. Zawsze w pośpiechu zamykał drzwi i nigdy się za siebie nie oglądał. Gdy był w domu zasuwał wszystkie żaluzje.

Wiedziałaś, że teraz to twoja kolej by wrócić w ostatnim momencie. Gdy spostrzegłaś ostatnie promienie słońca wbiegłaś na swoją ulicę. Usłyszałaś za sobą jakiś przerażający dźwięk, więc pod jego wpływem zmusiłaś swoje wymęczone ciało do jeszcze szybszego biegu.

Nie wiedząc czemu czułaś się obserwowana co niezwykle cię przerażało. Kroki dobiegały do ciebie z każdej strony. To było straszne. Miałaś wrażenie, że wariujesz.

Jakieś szepty dotarły do twoich uszu, ale nie mogłaś ich zrozumieć. Albo raczej nie chciałaś. Wbiegłaś szybko do domu i zamknęłaś drzwi opierając się o nie plecami.

Zsunęłaś się na zimną podłogę i nie mogłaś złapać oddechu. Wraz z zamknięciem wejścia ucichły wszystkie dźwięki, a głucha cisza odbijała się echem po twojej głowie.

Co to było?

Przełknęłaś nazbieraną ślinę i ruszyłaś do kuchni, by się napić. Gdy zapaliłaś światło podskoczyłaś wystraszona prawie opadając na ziemie.

- Czyś ty do reszty zgłupiała! - krzyknęła twoja matka wstając z krzesła.

Zamknęłaś oczy uspokajając swoje serce i weszłaś wgłąb pomieszczenia łapiąc za szklankę.

- Przecież zdążyłam - mruknęłaś i napiłaś się zimnej wody.

Czułaś jak napój spływa po twoim gardle i przełyku pozostawiając przyjemne uczucie. Twoja mama patrzyła na ciebie wściekle.

- Nie prowokuj mnie do narzucania ci kary [T/I] - zagroziła palcem. - Jesteś już prawie dorosła. Powinnaś wiedzieć, że to niebezpieczne - przypomniała.

- Wiem mamo, przepraszam. Zagadałam się z Sunmi - podrapałaś się po karku czując skruchę.

Wiedziałaś jak bardzo się martwi i niemal umiera ze stresu gdy nie ma cię zbyt długo. Nie chciałaś żeby przechodziła tego samego co z ojcem. I chociaż nie do końca wierzyłaś w tą historyjkę, to jeśli sprawiało to, że była spokojniejsza, byłaś gotowa się przyporządkować.

- Mówiłam ci przecież, że słońce dzisiaj szybciej zachodzi - westchnęła opadają na krzesło i podpierając się. - Proszę, następnym razem bądź ostrożniejsza - dodała spoglądając na ciebie łagodnie.

- Jasne, mamo - uśmiechnęłaś się. - Pójdę się umyć. Zmęczyłam się tym bieganiem - zaśmiałaś się cicho i ruszyłaś do góry.

Wsunęłaś się do ciemnego pokoju i zapaliłaś małą lampkę na biurku. A wtedy szept przeleciał przez twoje ciało pozostawiając na nim dreszcze.

Zamrugałaś kilkakrotnie wpatrując się w zasłonięte przez żaluzję okno. Zrobiłaś krok w jego stronę, a z jednego, łagodnego głosu zrobiły się już dwa.

Przekręciłaś trochę głowę w bok i zmarszczyłaś brwi. To jakiś żart?

Pewnie pod twoim oknem znajdują się jakieś świerszcze czy inne robactwo i zaczynają swój koncert. Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie tego wszystkiego.

Przecież co noc wpatrywałaś się w niebo i nigdy nie towarzyszyły temu tak dziwne dźwięki. Niczym ludzkie.

Pchana jakąś niewidzialną siłą ruszyłaś do okna z wyciągniętą dłonią. Pokusa by zobaczyć co to jest była silniejsza niż jakikolwiek inny instynkt, niż ostrzeżenia czy wpajane od zawsze zachowania.

Z każdym krokiem szepty przybierały na sile i stawało się ich coraz więcej. Czułaś jak twoje ciało reaguje na to wszystko jakimś cichym przyzwoleniem i dreszczem. Jakby z jednej strony pragnęło tego, ale w głębi wiedziało, że jest to złe.

Oblizałaś usta i wsunęłaś dolną wargę między zęby delikatnie dotykając firanki. Wystarczyło jeszcze chwycić żaluzję i delikatnie ją odsunąć by zobaczyć źródło dźwięku.

Dotknęłaś już mniej przyjemny materiał zasłony i gdy miałaś ją odrobinę unieść światło w pokoju zostało nagle zapalone, a szepty jakby odcięte od pomieszczenia. Wystraszona odskoczyłaś od okna i spojrzałaś w stronę drzwi.

- Nie poszłaś się jeszcze myć? - zagadała twoja mama zdziwiona i wsunęła się do pokoju.

- Właśnie miałam zebrać swoje rzeczy - mruknęłaś czując jak czerwienisz się lekko. Prawie zostałaś przyłapana przez swoją mamę na czymś nielegalnym w tym domu.

Kobieta podeszła do ciebie lekko marszcząc brwi. Czyżby coś podejrzewała? Mama sięgnęła nad tobą.

- Firanka ci się zawinęła - powiedziała widząc twoje zdziwione spojrzenie. - Uciekaj się myć - uśmiechnęła się łagodnie.

Pokiwałaś szybko głową i uciekłaś do łazienki. Usiadłaś na brzegu wanny i oparłaś łokcie na kolanach. Wsunęłaś palce w swoje włosy odrobinę przerażona.

Czyżby to dlatego twój ojciec tak wariował?

Chcąc przestać o tym myśleć wsunęłaś się pod strumień ciepłej wody, która zmywała zmęczenie z twojego ciała. Kilkanaście minut później zapomniałaś o całej tej nieprzyjemnej sprawie.

Po prostu rzuciłaś ubrania na fotel i zgasiłaś światła. Niewiele myśląc podeszłaś do okna i swoim zwyczajem wsunęłaś głowę między zasłonę, a zimną szybę.

I zamarłaś.

Przed twoim domem stała spowita w cieniu postać, która wpatrywała się w ciebie niczym głodne zwierzę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top