Ptaszyna

Rico

Rozglądam się w poszukiwaniu Victorii. To miejsce jest nadzwyczaj cudowne i przerażające jednocześnie. Wejście przez bramkę było niczym przejście przez delikatną zasłonę. To uczucie mam cały czas w głowie. Nie umiem się go pozbyć, ponieważ było magiczne. Nie spodziewałem się nigdy, że magia może istnieć. A teraz jestem w jej wnętrzu, do którego mają dostęp tylko nieliczni. Najwyraźniej Bóg wybiera takie osoby, które mogą tu wejść. Może te, które mają wielkie zadanie do wykonania? Jeśli tak, to czemu ja tu jestem? Nic na temat swego przeznaczenia nie wiem.

Przechodzę między nagrobkami, ale nie widzę tożsamości tych ludzi. Są dziwnie rozmazane, a każdy pomnik w fatalnym stanie. Jakby minęły wieki, odkąd oni zeszli z tego świata. Wciąż się zastanawiam, dlaczego akurat znalazłem się na cmentarzu. Czy z Victorią się coś stało? Mam nadzieję, że nie. Nie wytrzymałbym tego. Z coraz szybciej bijącym sercem przeszukuję teren, metr po metrze. Gdzie ona do cholery jest?! To się staje nie do wytrzymania. Boję się o nią. Nagle czuję dziwne wibracje w powietrzu. W oddali dostrzegam dwie białe smugi światła. Trudno idę do tego, może ona tam jest? Wędruję coraz szybciej, biegnę, uważając by nie stracić równowagi przez wystające korzenie. Gdzie ona? Tracę pomału nadzieję.

Nagle staję jak wryty. Moja siostra.. Ona leży na grobie rodziców. Z jego wnętrza właśnie pochodzą te smugi światła. Przerażający widok. Światło otacza ją ze wszystkich stron. Jej rana znikła. Wygląda znów jak zdrowa, pełna sił Victoria, którą tak dobrze znam. Mam nadzieję, że tylko śpi, że te najgorsze obawy nie są prawdą. Podchodzę do niej i upadam na klęczki. Dotykam jej dłoni. Przeszedł mnie dreszcz. Jej ręka jest zimna. Może dlatego, że leży na tym grobie w samej bluzce? Nie widzę, by jej klatka piersiowa się poruszała. Nachylam się nad nią i sprawdzam jej oddech. Nie ma go.. Jak to możliwe?!

-Victoria! -szturcham jej ramię. Co się dzieje? - Victoria, wróć do mnie! To jest niemożliwe. Tego twoje przeznaczenie nie uwzględnia! - Przykładam jej dłoń do ust, a następnie do policzka, po którym od razu spływają łzy. To nie jest prawda. Ona żyje.. Musi..

Lena

Nie ma go już dobrą godzinę. Nie wiemy, co myśleć. Boję się o nich. A co, jeśli nie ma stamtąd wyjścia? Mój umysł nasuwa coraz gorsze myśli. Większość siedzi, opierając się o ścianę plecami. Tylko ja i Alessia chodzimy tam i z powrotem, by się jakoś rozluźnić, ale nic nam nie pomaga. Widzę po jej twarzy, że stara się wejść swoją świadomością do tego miejsca, ale nie może. Obie nie wiemy, co robić. Irytuje mnie ta cała sytuacja. Tkwimy w punkcie wyjścia.

-Co się dzieje?- zadaje pytanie Eleni. Jednak nie oczekuje od nas odpowiedzi, ponieważ wie, że nikt jej nie zna. Nagle przybywa Anthony. Nikt się go tu nie spodziewał, nawet nie widać zmęczenia na jego twarzy, a prawdopodobnie biegł. Dziwni są ci Strażnicy. Odchodzi z Alessią na bok i rozmawiają. Obserwuję ich bacznie. Widać po nim, że jest przejęty całą tą sytuacją. W końcu Victoria jest niezwykle cenna dla nich, zresztą dla nas też. Podchodzą do nas.

-Victoria jest poza terenem naszego miasta, chociaż wcale za mur nie wyszła. Nie w tym znaczeniu oczywiście -stwierdza. Jednak nikt go nie może zrozumieć. Jest poza, ale jednak jest wciąż wewnątrz. Jak my to mamy rozumieć? - Victoria jest w strefie Zero i Pół, czyli wciąż jest na terenie Acredolu, ale jednocześnie poza nim. Jak to możliwe, pewnie zadajecie sobie pytanie.. -nie musi czytać nam w myślach, by wiedzieć, że to właśnie mamy na myśli. - Victoria weszła do Bramy Snów. To oznacza, że znajduje się w strefie przeznaczonej na sny i marzenia. Tak jakby weszła w głąb swego serca. Brama Snów wybiera nieliczne osoby, które mogą tu przebywać. Najczęściej są te, których los nie oszczędził w przeszłości oraz których nie ma zamiaru oszczędzić w przyszłości.

To się robi pomału coraz bardziej przerażające. Victoria będzie jeszcze bardziej cierpieć w przyszłości? Nie ma jakiegoś sposobu, by tego uniknęła? To okrutne, że ta ognistooka ptaszyna znów będzie miała podcięte skrzydła. Jej życie nie jest usłane różami. Musi wywalczyć sobie szczęście.

- Nad Victorią ciąży jakieś przykre fatum? - pyta Luke. Wszyscy chcemy się dowiedzieć czegoś więcej.

-To nigdzie nie było zapisanie, tak samo nie umiem teraz tego powiedzieć. - rzuca Anthony. - Bóg może sam szykuje jej coś, co może mimowolnie zniszczyć jej życie. Ale może o to Mu chodzi. Może chce sprawdzić, czy jest na tyle silna, by się podnieść. W końcu nie na darmo dostała to przeznaczenie.

Nie mam pojęcia, co o tym mam myśleć. Podchodzę do Luka, siadam obok niego i wtulam się, a on obejmuje mnie ramieniem. To jest za trudne. Tak ciężkiego życia nigdy sobie nie wyobrażałam. Boję się, że Victoria się złamie i nie da rady powstać. Chociaż wiem, że ma silnego ducha i ogromną wolę walki. Jednak los przygotowuje dla niej piekielne trudne zadanie i nie jestem pewna, czy pod jego brzemieniem Victoria nie straci chęci do życia. Dodatkowo boję się, tego, że sama nie podołam zadaniu, które się we mnie rozwija. Mam wątpliwości, czy będę dobrą matką, czy będę mogła liczyć na pomoc przyjaciół, czy Luke mnie nie zostawi. Tysiące myśli na raz przychodzi mi do głowy. A jeśli okaże się, że nie dam rady, to co wtedy? Oddam dziecko innym rodzicom. Tak będzie najlepiej. Przyszłość jest niepewna, pełna obaw, które nie dają mi spokojnie zasnąć.

Victoria

Czuję, jak wszystko wokół mnie wiruje, a ja sama widzę wszystko jak przez mgłę. Nie pamiętam do końca, gdzie jestem. Wiem tylko, że mój ból urwał się w momencie, gdy upadłam na ziemię. Może rosa ma jakieś magiczne właściwości? A poza tym, gdzie są te dwa strumienie światła, które widziałam? Czy to byli oni, czy mi się to tylko zdawało? Raczej w to wątpię, ponieważ wiem, co widziałam. A może to dlatego, że tęsknie okropnie za nimi? Jednak czuję ich obecność. Wiem, że byli przy mnie zawsze, a teraz ta obecność się podwoiła i obejmują każdą powierzchnię mojego ciała. Jak to jest możliwe, skoro nie mam z nimi żadnego kontaktu? Podświadomie wiem, że to przez dziwne wibracje w powietrzu. Czy to wy? Co do mnie mówicie? Nie rozumiem was. Jesteście?

Nagle nastała zupełna cisza. Otacza mnie tylko nieprzenikniona ciemność. Tak jakbym popadła w odmęty mej pamięci. Jednak na samym końcu tej ciemności widzę jasny punkt. Widzę, jak w mych oczach rośnie. Z tego jednego blasku ujawniają się dwie postacie, różniące się wzrostem. Okryte są białymi płaszczami, spod których wyłania się biała szata do ziemi. Kierują się w moją stronę bosą stopą. Zadziwiający widok. Zjawy usiadł na ziemi naprzeciw mnie. Po chwili zdjęły kaptury.. Nie wierzę własnym oczom! Mama! Tata! To naprawdę oni. Do oczu cisną mi się łzy, których nie mogę powstrzymać. Spływają mi po policzkach. To takie cudowne, że mogę ich zobaczyć. Nie widać na ich twarzach żadnych śladów smutków, trosk czy gniewu. Mają nieskazitelny wygląd, a w ich oczach czai się ogień radości. Zastanawiam się, czy mi się to nie śni, a przy okazji, czy naprawdę tu są. Muszę się przekonać. Wstaję i rzucam im się w ramiona. Nie padam na ziemię. Otwieram oczy, które uprzednio zamknęłam. Tkwię w ich ramionach, otulona nimi. Nie zatrzymuję już łez. Spływają swobodnie po mojej twarzy. Słyszę jedynie bicie własnego serca, ale jednak czuję od nich ciepło. Oni tu są. Na pewno, bo czuję ich.

Tęsknię za wami.

My za tobą też. I za Rico.

Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć?

Przeznaczenia nie zmienisz, kochanie. Wszystko musi się wydarzyć, tak jak zostało wcześniej zaplanowane. Mimo, że wydaje się nam, że możemy zapanować nad nim, ono i tak się dopełni. Bez względu na naszą interwencję.

Dlaczego akurat musiało was zabrać? Jesteście mi bardzo potrzebni. Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. To dla mnie za trudne.

Wiemy to, ptaszyno. Życie nie jest łatwe, a twoje nie będzie usłane różami. Masz nad sobą potężne zadanie, którego byliśmy częścią. Musieliśmy zejść ze świata, byś mogła rozpocząć spełnianie go.

Nie rozumiem. Dlaczego to ja dostałam owe zadanie? Nie chciałam, byście ginęli za mnie. To okrutne, że musieli was poświęcić, bym ja mogła dopełnić przeznaczenia.

Zgodziliśmy się na to. To była nasza dobrowolna decyzja. Los wybrał ciebie, ponieważ doskonale wie, że sobie z tym poradzisz, a poza tym tkwi w tobie ogromna siła, którą musisz z siebie wydostać. Ona ci pomoże.

Jak to zgodziliście się na to? Kiedy? To niemożliwe.

Możliwe. Gdy tylko wiedzieliśmy, że będziesz dziewczynką, przybył do nas jeden ze Strażników i oznajmił nam owe przeznaczenie. Początkowo nie zgadzaliśmy się na to. Chcieliśmy cię chronić. Jednak twoi dziadkowie uświadomili nas, że przeznaczenia nie da się zmienić. A skoro zostało ono zaplanowane, musi się dokonać. Wtedy z wielkim bólem serca przystaliśmy na owe zadanie. Jednak nie wiedzieliśmy, kiedy ono nastąpi. Staraliśmy się żyć pełnią życia, jednak wciąż podświadomie wiedzieliśmy, że kiedyś to się dopełni. Modliłam się każdej nocy, by nie nastąpiło to, gdy byłaś malutka. Los wybrał moment, gdy byłaś już na to gotowa.

Nie byłam nigdy na to gotowa. Przyszło to w najmniej odpowiednim momencie. Noszę ciężar okrutnego brzemienia, które pod wpływem czasu nabiera coraz większych rozmiarów. Czy kiedyś to się skończy?

Nie bój się. Nic nie trwa wiecznie, ale będziesz musiała zdzierżyć wiele, by zostać w końcu wolną. Byłaś już na to gotowa od najmłodszych lat. Kochanie nie możemy ci więcej pomóc. Musimy już wracać. Cały czas nad tobą czuwamy i nad twym bratem. Wierzymy, że dasz radę. Działaj według własnych zasad i z własnymi wartościami. Pamiętaj, co jest dla ciebie najważniejsze, a nigdy nie zgubisz obranej drogi. Kochamy cię, ptaszyno. Pamiętaj.

Nie odchodźcie! Nie teraz. Błagam was!

Też was kocham.

Blask zniknął. Jestem sama w tej pustce. Otwieram swe oczy. Patrzę, a nie widzę. Słucham, a nie słyszę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top