Los tak chciał


Chris

Świt. Nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Miałem strasznie niespokojny sen, ponieważ podświadomość podsuwała mi obrazy, gdzie Victoria się nie obudziła i już nigdy nie otworzyła swych oczu. Przez to czuję się bardziej zmęczony, niż po dniu pełnym walk. Cały czas żyję nadzieją, że to wszystko okaże się złym snem. Naprawdę.. Nie mogę jej drugi raz stracić. Ne pozwolę jej na to. Jest dla mnie zbyt ważna. Kocham ją..

Jednocześnie miałem przeczucie, że coś się zmieniło. Tak, jakby dwie rozdzielone części połączyły się w jedność. I wcale wiele się nie myliłem. Gdy otwieram oczy, moje podświadome nadzieje okazują się prawdą. Spostrzegam przy sobie skuloną Victorię, której włosy rozproszone są na całej poduszce, a jej twarz i dłonie otulają moją rękę. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Wróciła do mnie. Jest ze mną z powrotem. Od razu przytulam ją do siebie, nie zważając na to, czy się obudzi. Całuję ją w jej spokojne czółko. Łzy zakręciły mi się w oczach. Odzyskałem ją. Czuję, jak ona się wybudza ze snu. Unosi delikatnie głowę i od razu spogląda na mnie swymi ciemnymi, lecz z iskrą ognia oczami. Widzę po niej, że jest szczęśliwa i tak jak ja cieszy się, że jesteśmy znów razem. Widzę, jak po jej policzku spływa łza. Mam nadzieję, że to łza szczęścia. Od razu przejeżdżam opuszkiem kciuka, wycierając zgubę. Teraz najważniejsza jest dla mnie ona, jej szczęście i ta chwila. Chwila jak z tych wszystkich filmów, o miłości, tęsknocie i smutku, która kończy się przeważnie happy endem. Nie mogę się na nią napatrzeć. Każdy cal jej twarzy jest dla mnie cudem. Po tak długim czasie rozłąki ponownie mam możliwość, by być tak blisko niej. Nie zdążyłem się nawet spostrzec, a nasze usta połączył namiętny pocałunek, pełen miłości, tęsknoty i szczęścia. Nie obeszło się bez słonego posmaku, którego nadawały jej łzy. Wybaczam jej to, bo nie lubię, jak płacze, ale wiem, że są to łzy szczęścia. Po tej długiej chwili całuję ją jeszcze w policzek, a następnie Victoria kuli się w mych ramionach. Leżymy tak, obserwując, jak słońce wspina się po niebie. Jest nam dobrze, a czas szybko mija, gdy jesteśmy razem.

Lena

Nie mogę uwierzyć, że zostaniemy rodziną z prawdziwego zdarzenia. Maleństwo cały czas rośnie i ma się dobrze. Jestem pod stałą opieką lekarską. Nic mi nie grozi, także mogę być naprawdę spokojna. Luke jest tak bardzo szczęśliwy, że często stara mi się niepotrzebnie dogodzić. Już nieraz mu powiedziałam, ze nie trzeba, że sobie poradzę, ale ten swoje. Raz się zdenerwowałam i na niego nakrzyczałam, bo miałam dość tego, że nic nie mogę zrobić. Muszę mieć jakieś obowiązki, bo tak naprawdę zwariuję, jeśli niczego nie zrobię. Luke się trochę zmartwił i przez pół dnia nie rozmawialiśmy ze sobą. Przed kolacją przyszedł do mnie z kwiatami, klęknął i przeprosił. Powiedział, że wymienimy się obowiązkami, że pozwoli wykonywać mi lżejsze prace. Przytuliłam go do siebie. Wiem, ze robi to bym czuła się jak najlepiej i ze względu na dziecko. Ale nie może wszystkiego mi ograniczać. Nie jestem z tych kobiet, które uwielbiają, jak za nie coś się zrobi. Nie potrafię wiele usiedzieć na miejscu, mimo że czasem mam ochotę nic nie robić. Na Szczęście doszliśmy do porozumienia i jest wszystko dobrze.

Za oknem jest cudowna pogoda. Muszę namówić przyjaciół, byśmy wybrali się na spacer. Na terenie za Bramą jest cudowne jezioro z parkiem wokół. Tam możemy pochodzić i się rozluźnić. W końcu tyle nas czeka, a tak naprawdę dopiero teraz jesteśmy wszyscy razem. No dobra nie wszyscy. Strata Ivo boli najbardziej. Był nam naprawdę bliski. Spędziliśmy z nim tak wiele chwil. Tęsknię za nim. Bardzo wiele nas łączyło. Oczywiście jako przyjaciół. Żadne z nas nigdy nie chciało niczego więcej. Uznaliśmy, że nie chcemy psuć przyjaźni, gdyby coś nie wyszło. Ale chyba już wtedy wiedział, że dla Luke'a jestem kimś więcej niż przyjaciółką, koleżanką po fachu. Zaczęło się dokładnie w rok po moim dołączeniu do ekipy. Cały czas chciał się jakoś do mnie zbliżyć. Droczył się ze mną i te sprawy tak, jak to robią przyjaciele. W końcu dowiedziałam się od Victorii, że wpadłam mu w oko. Zachowałam to dla siebie i udawałam, ze nic nie wiem. Przy każdym spotkaniu z nim czułam ucisk w dołku, ponieważ każdego razu obawiałam się, że może do czegoś dojść. I moim obawom stało się zadość, gdy podczas pewnej pełni ten złapał mnie za dłonie i pocałował, i dopiero wtedy wyznał mi miłość. Prawdę powiedziawszy nie byliśmy od razu razem. Nie byłam pewna swoich uczuć względem niego. Lecz po jakimś czasie postanowiliśmy spróbować. I jak widać wszystko się udało. Z czego jestem zadowolona, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jestem moją prawdziwą miłością i każdy spędzony z nim dzień sprawia, że jestem najszczęśliwsza na świecie. Nigdy nie wyparłabym się tej miłości, a gdybym musiała decydować, skoczyłabym za nim w ogień. Jest dla mnie bardzo ważny.

Wracając, schodzę właśnie po schodach do przestronnego, jasnego salonu. Na szczęście ich wszystkich tu zastałam, bo akurat każdemu skończyła się seria treningowa.

- Słuchajcie. Jest taka piękna pogoda, a my ją marnujemy tutaj. Może pójdziemy na spacer do parku? Co wy na to? – pytam.

- No w sumie jest to nie najgłupszy pomysł. –odpowiada Eleni.

-No to zbierajcie się i za 10 minut spotkajmy się tutaj.- uśmiecham się szeroko i wracam do sypialni, by się przebrać. Idzie za mną Luke i gdy oboje znajdujemy się w pokoju przytula mnie od tyłu i szepcze do ucha.

- Strasznie cię kocham.

- Ja ciebie też – odpowiadam. Trwamy tak jakiś czas, aż w końcu patrzę na zegar i mówię. – Tyle czasu minęło, a my nie gotowi. Ruszaj się. Zaraz wychodzimy. – Biorę przypadkowe jeansy i bluzę z szafy, i się przebieram. Dodatkowo zakładam kurtkę i szalik. Czekam na Luke'a i po chwili jesteśmy gotowi. Schodzimy na dół, gdzie znajduje się już większość ekipy. Po chwili dołączają do nas Victoria i Chris, i wychodzimy z domu, kierując się w stronę parku. Jak na zimę jest bardzo przyjemna pogoda, a słońce przyjemnie ogrzewa nasze twarze. Potworzyły się w naszej paczce pary, tylko biedny Junsu nikogo nie ma i idzie sam. Jednak mu to nie przeszkadza. Nigdy jakoś nie okazywał potrzeby znalezienia drugiej połówki, tak jakby to go nie interesowało, wręcz czasem zachowywał się jak socjopata, ale się zdążyliśmy do tego przyzwyczaić. Droga do parku wcale nie jest długa i w końcu znajdujemy się przy jeziorze. Przymrozek zdobi całą alejkę, upiększając tym cały krajobraz, jaki tu jest, mimo braku śniegu. Co jakiś kawałek są ławki, także będziemy mogli potem sobie posiedzieć i razem porozmawiać. Jednak teraz wybieramy spacer. Objęta przez Luke'a czuję się bezpieczna i ważna. Na pewno ma tak każda z nas, będąc blisko ukochane osoby. Najszczęśliwsza jest zapewne Victoria, bo odzyskała swój świat i szczęście. Widać to po niej. Wrócił jej dawny uśmiech, twarz nabrała koloru i świeżości, a oczy ikry, którą od zawsze w nich miała. Tyle, ile ona przeżyła, mało kto doświadczył. Pod tym względem jest niesamowita, bo wciąż znajduje siłę i jest wytrwała. Podziwiam ją od momentu, kiedy o niej usłyszałam i kiedy ją poznałam.

Naszło mnie dziś na wspomnienia i przemyślenia, bo nawet nie zauważyłam, że jesteśmy w połowie drogi. Tak szybko czas zleciał. Patrząc w przeszłość, cieszę się, że oderwałam się od tej całej szarej rzeczywistości, mimo że wiodłam życie rajdowca. To i tak było dla mnie już nudne. Ciągłe wyścigi, ciągła rywalizacja, szara rzeczywistość. Wszystko się tak samo zawsze toczyło. Moi rodzice, mimo że dumni ze mnie, wiecznie pogrążeni byli w alkoholu. Kiedy tylko była możliwość, kupowali skrzynki wódki i opijali moje zwycięstwo, a nawet zatapiali smutki przegranej. Mój brat wyprowadził się z domu, bo nie mógł wytrzymać tego. Zawsze po tym, jak rodzice się upijali, to zaczynała się kłótnia i afera bez żadnej przyczyny. Mój brat za każdym razem starał się mnie chronić, ponieważ ojciec i matka wyżywali się na mnie za to, że przegrałam albo że nie zajęłam pierwszego miejsca. Mój brat zawsze osłaniał mnie swoim ciałem. Wiedział, ze potrafię się obronić, ale wiedział też, że nie jestem zdolna do podniesienia ręki na rodziców. Wielokrotnie dostałam z pięści w twarz albo w brzuch. Słaniając się na ziemi, chronił mnie wtedy jak tylko mógł. Gdy wszystko ucichło, a rodzice stracili świadomość i pousypiali przy stole, zabierałam brata do pokoju i opiekowałam się nim. Wiele razy było trzeba dzwonić po pogotowie. Za każdym razem była ta sama wymówka. Pobito go. Przed przybyciem ratowników. Szybko sprzątałam butelki, otwierałam okna, przenosiłam rodziców do pokoju, by niczego nie było widać. Zawsze miałam bardzo mało czasu. Najpierw kryłam rodziców. A gdy nie udało mi się butelek posprzątać, mówiłam, ze miałam domówkę. Musieli uwierzyć mi na słowo. Niestety w końcu brat nie wytrzymał i nas opuścił. Mam z nim kontakt do teraz, bo go mimo wszystko nie straciliśmy. Musiałam sama stawić czoło pijanym rodzicom. Czasem jednak nie udawało mi się wystarczająco osłonić od ciosów i chodziłam z siniakami, ale za każdym mówiłam, że w coś się uderzyłam i tak się wylało, bo mam słabe naczynka krwionośne. I udawało mi się przekonać ludzi z branży i przyjaciół. Jednak nic nie trwa wiecznie i w 2 miesiące przed spotkaniem Victorii, moi rodzice zmarli na martwicę wątroby i zniszczenie innych narządów. Był to dla mnie okropny cios. Mimo krzywd wyrządzonych, wciąż ich kochałam i nadal kocham. Ostatni raz widziałam się z bratem na ich pogrzebie. Od przyłączenia się do Victorii więcej go nie widziałam. Czasem do mnie dzwoni, ale wie, że musi być ostrożny, bo może naprowadzić innych na nas. Tęsknię za nim. Ale wiem, że jest szczęśliwy. Ma rodzinę, kocha ich i broni. Znalazł dobrą pracę i niczego mu nie brakuje. Na całe szczęście, bo ni wybaczyłabym sobie, jeśli by mu coś się stało, a ja nie miałabym mu jak pomóc, przez dzielące nas kilometry. Ale najważniejsze, że oboje teraz jesteśmy bezpieczni i teoretycznie nic nam nie grozi. Porzucając Norwegię, porzuciłam przeszłość, ale nigdy nie zapomniałam skąd pochodzę, bo jestem z tego dumna.

Znów się zamyśliłam. Teraz jesteśmy już przy ławkach. Mamy zamiar odpocząć i porozmawiać. Jestem szczęśliwa, że mam ich wszystkich. Zastępują mi rodzinę, którą straciłam. Są dla mnie bardzo ważni.

Rzadko widzi się tutaj kogokolwiek, bo najczęściej mamy w różnych godzinach treningi, a poza tym nikogo tu nie było, jak zaczęliśmy spacerować. Nagle przed nami pojawia się cały na czarno ubrany mężczyzna. Nie zwiastuje nic dobrego. Nikt się nie spodziewa żadnego ruchu z jego strony. Najgorsze jest to, ze stoję najbliżej tego mężczyzny. Nie zdążyłam zareagować, gdy ten rzuca w moich kierunku i popychając mnie, wbija nóż prosto w mój brzuch. Czuję rozrywający mnie od środka ból. Moje dziecko jest narażone na śmierć. Ze łzami w oczach przez ból i strach upadam na ziemię. Każdy stoi osłupiały. Luke najszybciej z nich wszystkich wraca na ziemię. Tak naprawdę trwa to zaledwie parę sekund, ale nikt nie zdążył zareagować.

- Niee! – krzyczy zrozpaczony Luke. Niestety nie może nic zrobić, ponieważ jakaś siła odepchnęła go na trawnik, uniemożliwiając każdy ruch. Tak ów mężczyzna postępuje z każdym, który próbuje do niego podejść. Jest zadowolony z siebie, ale wtedy staje przed nim Victoria i na przekór wszystkiemu udaje jej się pokonać siłę. Z cholewki buta wyciąga nóż bojowy. Mężczyzna jest zdezorientowany, że komuś udało się pokonać jego moc. Victoria ma ogień w oczach. Idzie do niego szybkim krokiem, który przeradza się w bieg, a następnie rzuca się na niego z wyciągniętym ostrzem. Mężczyzna nie był w stanie zareagować. Victoria trafia w jego szyję, po czym krew z tętnic wypryskuje na jej twarz, a on pada na ziemię, krztusząc się własną krwią. Vic ugadza go jeszcze parę razy w klatkę piersiową, mimo że ten już jest martwy. Nikt nie spodziewa się szybkiego końca tej masakry. Ona sama z szałem wbija nóż w jego martwe ciało. Rico postanawia to przerwać, lecz nie spodziewa się tego. Gdy tylko łapie Vic za ramię, ona odwraca się szybko i rozcina mu skórę na policzku.

-Victoria! – krzyczy Rico. Krew rozlewa się na jego bluzę. Z ziemi widzę, jak jej źrenice są nienaturalnie zwężone. Jednak gdy słyszy głos brata, od razu wracają do zwykłego stanu, a z jej rąk wypada ostrze. Patrzy na niego przestraszona. Nie wie, co się stało. Nie była świadoma swoich ruchów. Cofa się, oddychając głęboko, odwraca się i biegnie przed siebie. Za nią od razu rusza Rico. Mimo tego, co się stało, nie zostawi jej teraz. Może sobie coś zrobić.

To wszystko trwało zaledwie minutę. Ja pogrążona w bólu i rozpaczy obserwowałam to wszystko. Luke bierze mnie na ręce, po czym biegnie ile sił do Środkowego Budynku, by mi jak najszybciej pomogli. Moje myśli skierowane są tylko na dziecko. Ból rozrywa moje serce i brzuch. Nie mogę przestać płakać. Strach, rozpacz i żal bierze górę nad tym wszystkim. Niestety wiem, czym to się skończy. Krew ścieka po rękach Luke'a. Wiem, ze to jest koniec. Nie da się nic zrobić. Tracę je..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top