Czas.

Czas jest nieubłagany. Mknie swym równym tempem, sprawiając, że nasze życie ciągle się zmienia. Czasem potrafi być bezlitosny i okrutny, niosąc nieszczęście. Lecz niejednokrotnie pokazuje, że może być dobrym ojcem, który przynosi niejedną pozytywną wiadomość. Wiele razy złościmy się na czas, bowiem nie prowadzi naszych dróg tak, jak byśmy chcieli. Nieraz próbowaliśmy nim sterować, starając się zmienić własne przeznaczenie. Może jest to niezrozumiałe, ale prawda jest taka, że czas jest niezwykle związany z naszym przeznaczeniem, aczkolwiek się różnią. Czasu nie możesz zmienić, przeznaczenie owszem, ale tylko częściowo, gdyż naprowadzamy je tylko na inne drogi. To, co jest z góry zaplanowane, dopełni się. Nie uciekniemy przed własnym losem, które sporządził nam Bóg od chwili poczęcia. Czas daje nam często naukę, którą z początku trudno zrozumieć. Często uczymy się na własnych błędach, ponieważ czas jest najlepszym nauczycielem tak samo jak życie. Musimy zaakceptować to, że czasu nie da się zdominować, zmanipulować, zatrzymać ani zmienić. Musimy nauczyć się korzystać z każdej sekundy. Pewnego razu zapatrzymy się na przyszłość i minie nam całe życie. Warto korzystać z każdej sekundy życia, niezależnie od danej chwili. Nawet jeśli wszystko sypałoby się, miejmy świadomość, że nic nie trwa wiecznie i czas zmieni swój tor, a nam się polepszy.

Ja w to wierzę każdego dnia, nawet kiedy myślę, że całe moje życie legło w gruzach, znajduję wiarę i czekam. Czekam, aż ujrzę pierwsze światło w tunelu. Ponieważ z każdego miejsca jest wyjście, chociaż czasem sytuacja skłania nas do myślenia, że jest inaczej. 

Nadzieja matką głupich, powiadają. Jednak uważam inaczej. Nadzieja umiera ostatnia i wielokrotnie się to w moim przypadku sprawdziło. Głęboko wierzyłam, że on nie zginął, że tak naprawdę to wszystko było zaplanowane. Wiele razy ludzie w moim otoczeniu mówili, że nie powinnam wierzyć, ponieważ widziałam to, co tam się wydarzyło. Ja jednak nie dawałam za wygraną. Jakiś głos w mojej głowie mówił mi, że on żyje i niedługo go spotkam. I okazało się to prawdą. Niedługo po tym całym wypadku znalazłam się tutaj i drugiego dnia go ujrzałam. Nie była to odpowiednia chwila, ale jednak czas pokazał mi, że moja wiara nie poszła na marne. Niestety długo się jego obecnością nie nacieszyłam. Musieli go zabrać, ale moja nadzieja na spotkanie go jest większa i wiem, ze teraz okaże się prawdą. Muszę tylko dać temu czas, który i tym razem mnie nie zawiedzie. Pocieszam się tym, że jest w tym samym miejscu, co ja. Pewnego dnia będziemy znów szczęśliwi razem. Tak samo jak są teraz szczęśliwi Rico i Eleni oraz Lena i Luke. Ci drudzy są wręcz w siódmym niebie. Spodziewają się dziecka, które będzie w oczkiem w głowie obojga rodziców. Niedawno byli u lekarza tutaj w bazie, który potwierdził ciążę i oznajmij prawidłowe rozwijanie się płodu. Nie miał żadnych uwag, a na wizytę umówił ich, gdy Lena będzie w 6 tygodniu ciąży. Luke strasznie przejął się przyszłą rolą ojca. Gdy tylko ma czas wolny, dogadza Lenie w każdy sposób, staje na rzęsach, by Lena była zadowolona. Widziałam nieraz, że jej to zbytnio się nie podoba, i że ma dość Luke'a, ale nie potrafi mu powiedzieć nie. Wcale jej się nie dziwię, po prostu nie chce martwić ukochanego.  Zazdroszczę im, że są szczęśliwi, i że są razem. Niewyobrażalnie tęsknię za Chrisem, a świadomość, że jest tutaj, jeszcze bardziej pogłębia moją tęsknotę. Nie mogę się doczekać dnia, w którym go zobaczę. Alessia wciąż nie chce mi powiedzieć, co z nim jest, i dlaczego go nie mogę zobaczyć. Strasznie mnie to niepokoi. A jeśli jest więziony i nikt mi tego nie chce powiedzieć? Moje myśli cały czas schodzą na ciemne tory, co wcale mi się nie podoba. Brakuje mi go. Chcę znów poczuć jego silne ramiona, które dawały mi spokój i bezpieczeństwo. Chcę czuć jego ciepło, dzięki któremu wiedziałam, że jest przy mnie, i że mnie kocha. Chcę widzieć w jego oczach to całe uczucie, które nas łączy, te iskry, gdy jest szczęśliwy, ten cudowny uśmiech, który dodaje mi otuchy. Chcę mieć świadomość, że już nic nas nie rozłączy. Nie chcę już tak tęsknić. To uczucie spala większość mojej siły, którą potrzebuję na rewolucję, którą sama wywołałam. 

Nieraz odzywa się moje sumienie. Przez ciebie zginą tysiące ludzi. Po co atakowałaś wtedy tego prezydenta? Rozpętana wojna nie polepszy sytuacji. Chciałaś zaspokoić swoje cele? Za mało ci niebezpieczeństw i tego wszystkiego? Będziesz główną przyczyną rzezi, która cię czeka. Ja tylko chciałam, by ludzie nie byli gnębieni i mogli żyć swobodnie. Przecież on sam zabijał tysiące, a ja chciałam zmienić bieg ich tragicznego losu. Swymi czynami doprowadziłam do wojny, za którą będę musiała odpowiedzieć. I albo zginę, albo wygram, lecz się nie poddam. Mimo że moje sumienie niejednokrotnie sprawia, że czuję się winna przyszłej śmierci, wierzę w możliwość zwycięstwa. Podobno nade mną tkwi proroctwo, które pokona zło. Nieprzypadkowo nosze Imię Victoria. Moi rodzice znali przepowiednię i wiedzieli, że na mych barkach spoczęła obrona świata. Jednak sama tego nie dokonam. Dziwnym trafem do Acredolu przybywają ludzie, którzy skądś dowiedzieli się o mym pobycie tutaj i o przepowiedni. Wszyscy chcą się przyłączyć i walczyć u mego boku, ale dlaczego? Nikt nie jest w stanie mi na to odpowiedzieć. Nawet Anthony, który powinien znać odpowiedź. Nie umie mi pomóc, co mnie martwi. Najczęściej są to ludzie, którzy idą tą samą ścieżką, co ja i chcą zrobić coś dobrego, ponieważ zrozumieli, że źle czynią. Jedni przeszli więcej, inni mnie, mimo to każdy z nich chce pomóc. Wszyscy dostali własne mieszkania. Widzę ich nieraz w sali treningowej, czy na siłowni, gdzie pod okiem doświadczonych żołnierzy szkolą się do walki nową bronią. Sama wiele czasu tam spędzam. Trening mnie odpręża, lecz nie ćwiczę z bronią czarną. Mam jakoweś doświadczenie, a z nową bronią jeszcze nie chcę mieć do czynienia. Póki co moją ofiarą jest worek bokserski i manekin. Teraz chcę przypomnieć wszystkie chwyty w karate i doszkolić się w tej dziedzinie. Zakończyłam swoje trenowanie wiele lat temu, gdy zmuszona byłam walczyć o życie. Ulica nauczyła mnie innych tajników walki, ale najpierw musiała dostać w kość, by wiedzieć, co używać, a co nie. Teraz chcę poznać więcej. Gdy to skończę, zacznę trening z bronią czarną, bo z białą nie mam żadnych problemów i dawno opanowałam ją całkowicie. Anthony pokazał mi raz laboratorium, gdzie pracowali nad nową generacją karabinów i innych czarnych modeli, lekkich jak piórko i zabójczo dokładnych, przy tym o ogromnej mocy. W głębi duszy chciałam je wypróbować, ale się bałam. Oczami przyszłości widziałam wiele krwi na swoich rękach przez te maszyny. Póki co chcę zostać przy własnych siłach i zdolnościach. 

Ostatnio nawet Anthony przyszedł z parą tajemniczych ludzi. Chciał koniecznie mi och przedstawić. Początkowo nie wiedziałam po co. Jednak wszystko mi wyjaśnił. Oboje są płatnymi mordercami, którzy postanowili się przyłączyć do naszego przedsięwzięcia za prośbą Anthony'ego. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego, lecz wyjaśnienia same przyszły z czasem. Sprowadził do Acredolu Norweżkę imieniem Prisma, która nigdy nie ujawniała swego nazwiska. Na pozór zwykła dziewczyna o blond włosach i głębokich niebiesko-szarych oczach, uwidocznionych zza granatowych oprawek okularów. Właśnie.. Pozory mylą i w tym przypadku okazały się prawdą. Otóż zwykła to ona nie jest. Posiada nietypowy dar, ponadprzeciętną inteligencję, zmysł taktyczny, opanowanie i sposób działania z zimną krwią. Niczym sam Sherlock Holmes z opowiadań Chrisa wstąpił w ciało tej dziewczyny. Anthony uważa, że ona bardzo pomoże w planowaniu działań na moją wojnę. Jednak zanim tu dotarła, postawiła warunek, który Anthony musiał spełnić. Chciała, by jej narzeczony przyjechał wraz z nią. Anthony przystał na ten warunek i tym oto sposobem wysoki brunet o ciemnym spojrzeniu, pochodzący z Portugalii, Luis Alves, dołączył do naszych szeregów wraz z ukochaną. Niemałym zaskoczeniem dla mnie był widok nowej pary. Mimo zapewnień Anthony'ego, który ręczył za nich, że są niegroźni i pomogą nam, nie mogę  się do nich przekonać. Cały czas jestem sceptycznie nastawiona i w ich obecności zachowuję ostrożność. Czas jednak pokaże, czy owi wojownicy nie zdradzą nas, a przy tym pomogą. 

Z każdym dniem przygotowania do walki idą coraz lepiej. Chociaż pracy jest wiele, dajemy radę. Nie można narzekać. O każdej porze trwają szkolenia, które mają wzmocnić nasze szeregi. Mimo obowiązku bycia na nich, moja obecność nie jest do końca stuprocentowa. Czasem potrafię leżeć cały dzień i rozmyślać nad tym wszystkim, co mnie spotyka. Na szczęście nie mogą mnie zmusić siłą do bycia na tych ćwiczeniach, ponieważ żołnierze nie mają prawa wchodzenia do budynków za Bramą, co mnie cieszy. Przynajmniej nie muszę się obawiać, że przyjdą i mnie zabiorą na salę treningową. Jeśli nie ma mnie tam, przychodzi Alessia i pyta się o powód. Początkowo myślałam, że będzie mi kazać iść. Jednak z czasem się przekonałam, że przymyka oko na tę sprawę. Wymyśla jakiś powód i przekazuje go naczelnym. Oni muszą uszanować zdanie mojego opiekuna. Całe szczęście. 

Dziś mam taki sam dzień, w którym nie uczestniczę w ćwiczeniach. Moje myśli wędrują w strefach tęsknoty. Niestety, ale z każdym dniem coraz ciężej mi znosić to. Czasem mam wrażenie, jak wszystko mnie przytłacza i nie pozwala się cieszyć życiem. Po prostu cały czas żyje w niewiedzy. Nikt mi nic nie chce mówić. O informacje sama muszę walczyć, jednak często na darmo. Zadziwiające jest to, że Alessia mnie jeszcze nie odwiedziła, a jest już południe. Najczęściej jest z rana. Ciekawe, co ją zatrzymało. Nie wiem sama.. Niepokoi mnie coś jeszcze. Ostatnio śnią mi się cały czas koszmary, w których Chris cierpi. Nie wiem z jakiego powodu. Za każdym razem widzę tylko jego twarz, która przedstawia sam ból, a on sam już nie może wytrzymać tego. Naprawdę się o niego martwię. Boję się, że moje obawy mogą się sprawdzić, a on sam cierpi katusze. Muszę go znaleźć. Wystarczająco długo nic nie wiedziałam. Albo mi powiedzą, co z nim, albo sama znajdę informacje. 

Wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju. Idę w stronę sektora ze Środkowym Budynkiem. Mam wrażenie, że on tam jest. Coś mną kieruje i tam prowadzi, mimo to idę swobodnie. Wchodzę do środka i od razu przechodzę na schody prowadzące do podziemi. Moje serce coraz szybciej bije, jakby przeczuwało, co się wydarzy. Idę ostrożnie i staram się nie zwrócić na siebie uwagi. Korytarze są słabo oświetlone, dzięki temu nie wyróżniam się zbytnio, a mój ciemny ubiór dodatkowo mnie kamufluje. Głęboka cisza panuje w całym budynku. Strasznie mnie to dziwi, bo w końcu tu jest pełno naukowców, którzy coś robią, badają, sprawdzają. Nagle docierają do mnie znane krzyki. Miałam rację. Biegnę do ich źródła. Serce łomocze we mnie, co przyspiesza mój niepokój. Docieram do otwartych drzwi i wyglądam do środka. Zauważam wiele świateł i dodatkowych sprzętów. Na środku siedzi mężczyzna, a ból wykrzywia jego twarz. Naukowcy coś zapisują na ekranach. Wszystko dzieje się za szybą, która minimalnie tłumi krzyki. Wbiegam do środka i przykładam ręce do szyby. Strach paraliżuje każdy mój mięsień. To jest.. Chris. Wiedziałam, że coś złego się z nim dzieje. Patrzę i nie mogę uwierzyć. On mnie zauważa, krzyczy coś do mnie, ale go nie słyszę. Nagle robi mi się ciemno przed oczami. Nic nie widzę, nic nie pamiętam. Pustka mnie otacza. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top