Cud

Rico

To był cholerny maraton. Vic biegnie najszybciej, jak tylko umie. Sprawia mi to niezły problem, ale w końcu ją łapię i obejmuję ramionami, by mi już nie uciekła. Jednak nie przewidziałem tego, że nagle rzeźba terenu natychmiastowo się obniży. Oboje tracimy grunt spod nóg i spadamy ze wzgórza. Już nie mam jej w ramionach. Sami na własną rękę staramy się nie zderzyć z jakimś drzewem. Wydaje się to trwać wieczność. Cały świat wiruje, a my wraz z nim. W końcu zatrzymujemy się na miękkiej powierzchni, usłanej liśćmi. Daję sobie chwilę, by wrócić do rzeczywistości. Gdy odzyskuję równowagę, zauważam, że Vic chce się już zerwać i biec dalej. Szczerze to zapomniałem o mojej ranie, która teraz zapewne wygląda gorzej niż na samym początku. Jednak w tym momencie się tym nie przejmuję. Najważniejsza jest dla mnie Victoria i porozumienie się z nią. Spoglądam na nią i widzę obłęd w jej oczach. Tak, jakby zamieniła się w dzikie zwierzę. Schylam się i powoli idę w jej kierunku, uspokajając ją.

- Csii.. Vic to ja – mówię z wyciągniętą przed siebie ręką. – Jesteś bezpieczna. Nic ci ze mną nie grozi..

Widzę płomyki w jej oczach. Jest przestraszona, nieufna i poruszona gniewem. Muszę uważać na jej każdy ruch. Dzieli nas zaledwie metr, gdy zatrzymuje się przy drzewie, uprzednio się cofając. Czuje, że jest w pułapce. Jej źrenice znów się zwężają.

- Victoria! – krzyczę.- Wróć do mnie! Victoria!

Czekam na jakikolwiek znak. Póki, co ona wciąż jest gotowa do ataku. Jednak zauważam zmianę. Jej źrenice wracają do normalnego stanu. Ona rozpoznaje mnie i chowa głowę w dłoniach, zsuwając się po drzewie. Słyszę jej cichy płacz.

- Spokojnie. Jest już wszystko dobrze. – Bez wahania podchodzę do niej i ją przytulam, a ona płacze mi w pierś. Coś złego się z nią dzieje. – Co się stało z Tobą? Czułaś coś? Odpowiedz mi, jak już się uspokoisz. – kiwa lekko głową. Chwilę czekam, kołysząc się z nią, by się uspokoiła. W końcu podnosi głowę, wyciera twarz i próbuje coś powiedzieć.

- Nie wiem, co to było.. – mówi. – To tak, jakby coś wzięło nade mną władzę. Kazało mi zabijać, bez skrupułów. Nie chciałam Cię skrzywdzić.. – po jej policzkach spływają łzy. Od razu je wycieram opuszkami palców.

- Wszystko dobrze, mała. Jestem tu. Wiem, że nie chciałaś tego zrobić. Musimy się dowiedzieć, co wzięło nad tobą górę. Zdarzało ci się tak częściej?

- Nie. Nigdy wcześniej. To pierwszy raz, kiedy coś takiego się stało. Miałam wrażenie, że gdybym nie zrobiła tego, on by nas wszystkich skrzywdził.. Ach! Lena! Co z nią? – pyta, patrząc na mnie z przerażeniem w oczach.

- Luke pobiegł z nią od razu do Środkowego Budynku. Tam się nią zajmą.

- To wszystko moja wina, gdybym zareagowała szybciej i nie pozwoliła mu wbić tego sztyletu w jej ciało. To moja wina. – znów zalewa się łzami. Kręcę głową i znów wycieram jej łzy.

- Nawet tak nie mów. Nikt nie wiedział, co się stanie. Ten mężczyzna pojawił się znikąd i zaatakował w najmniej oczekiwanym momencie. Nie możesz się za to obwiniać. Jako jedyna miałaś możliwość podejścia do niego i to pozwoliło ci go zabić. To też jest zastanawiające. Musimy te sprawy wyjaśnić. Chodźmy. – pomału wstaję i podaję jej rękę. Ona mnie chwyta i wstaje. Postanawiam wziąć ją na swoje plecy. Ona wtula twarz w moje barki. Zastanawiam się, jak jej pomóc. Nie wiem jak. Mam nadzieję, że Alessia da radę.

W międzyczasie Luke zaniósł Lenę do Środkowego Budynku. Zawrzało w środku. Wielu zajęło się ratowaniem dziewczyny. Zabrano ją na salę ze szklanym stołem. Położono ją na nim. Luke został zmuszony do pozostania poza pomieszczeniem. Jednostki specjalne uruchomiły smugi światła, które od razu połączyły się z ciałem Leny. Fioletowa smuga owinęła się wokół noża, czyniąc z niego pył, który podążył za światłem. Wprowadzono ją w stan snu, który miał wspomóc walkę organizmu. Oczywiście nie zostawili rany otwartej. Srebrna smuga przybyła znikąd, zbliżyła się do szramy, zasklepiając ją swą mocą, jednocześnie kojąc cały ból. Oddział ratunkowy czuwał nad wszystkim, a Luke odchodził od zmysłów za drzwiami.

Luke

Co ja mam czynić? Moja ukochana leży w tamtej sali, moje dziecko umiera, a ja nic nie wiem, co tam się dzieje. Drzwi są zamknięte i choćbym chciał, nie wejdę przez nie. Nie mam takiej możliwości ani mocy, chociażby jak Chris. W każdym razie chodzę jak opętany w tę i z powrotem. Wymyślam coraz czarniejsze scenariusze. Do diabła! Co się z nimi dzieje! Czy nikt nie może mnie poinformować?! Moja dusza cierpi przez tę niewiedzę, a moje serce krwawi. Nie mogę tak dłużej. Podbiegam do drzwi i uderzam w nie ciałem, by puściły. Lecz te stoją tak, jak stały. Próbuję kolejny raz i kolejny, ale to nie działa. Poddaję się. Zsuwam się po ścianie zrezygnowany i chowam twarz w dłoniach. Jestem sam tu na korytarzu. Nie ma nikogo. Cisza mnie otacza ze wszystkich stron. Mój niespokojny oddech doprowadza mnie do szału.. Nie wiem, czego mam się spodziewać. Wariuję.

Nagle słyszę delikatne przekręcanie się klamki. Z pomieszczenia wychodzi wysoki mężczyzna w białym mundurze.

- Witam. Nazywam się Henry Anthred. – podaje mi dłoń wysoki blondyn. – Czy rozmawiam z Luke'iem?

- Tak, dokładnie. Luke Trevart – odwzajemniam uścisk dłoni – Jak z Leną, co się z nią dzieje?

- Wprowadziliśmy ją w stan snu. Chcemy, by sama poradziła sobie z tym osłabieniem. Podaliśmy jej bordową smugę, która dostarczy do krwi odpowiednią ilość składników potrzebnych do regeneracji. Powinna wrócić do siebie w przeciągu dwóch dni.

-A co z dzieckiem? – pytam bez wahania.

- Jeśli matka poradzi sobie ze wszystkim, istnieje prawdopodobieństwo, że dziecku nic nie będzie. Jednak istnieje zagrożenie poronienia, nawet jeśli matka dziecka wyzdrowieje. Bóg jeden wie, co się stanie. Przepraszam, ale muszę wracać – odpowiada i wraca do sali. Czuję lekką ulgę, jednak teraz bardziej obawiam się o moje dziecko. Boję się, że nie przeżyje. Nie chcę jego stracić. Musi istnieć jakieś wyjście

Boże, jeśli mnie słyszysz, spraw, by przeżyło! Proszę.. Łzy spływają mi po policzkach.

Alessia

Przebywając wśród mych podopiecznych, coraz częściej zastanawiam się nad ich losem, nad tym, co ich czeka w czasie wojny. Ciężko będzie, jak którekolwiek z nich zginie. Każde na swój własny sposób zapisało się na kartach historii świata, a przede wszystkim Acredolu. Nikt się nie spodziewał, że w końcu trafi do nas naznaczona i to jeszcze w tak przypadkowym spotkaniu. Nie była do końca pewna, czy trafię na nią akurat we Włoszech. Bardzo często zmieniała miejsce zamieszkania, odkąd ją obserwuję. Wiele w jej życiu się zmieniło, ona sama poddała się temu, a wszystkie zdarzenia ukształtowały jej charakter i osobowość, za którą wiele gangów ją ceni i darzy szacunkiem. Sama nawet tego nie jest świadoma, ile osób się jej boi i szanuje. Mimo swego młodego wieku odważyła się na czyny, które mało kto by wykonał. W zasadzie, oprócz ataku na prezydenta Rosji, mam na myśli naskok na skąpego miliardera, który zdobył majątek na kłamstwie.

To był maj trzy lata temu. Kolejny dzień, który spędziłam na obserwacji Victorii i zapisywaniu ważnych informacji na jej temat. Dla niektórych ta praca wydawałaby się nudna i żmudna. Obserwować dziewczynę dzień w dzień, to jakiś absurd! wydawać się może komuś, ale tak naprawdę to była dla mnie rozrywka, jak i praca, którą mi przydzielono. Cieszę się z tego bardzo, ponieważ odkąd żyję, rzadko młodym Strażnikom przydzielano ważne osoby. Oczywiście, że nie narzekam, bo nie mam, na co. Czuję się przez to wyjątkowo. Wracając.

Victoria przebywała wtedy w warsztacie z przyjaciółmi. Brakowało jedynie Rico. Vic wiedziała, że musiał pozałatwiać parę spraw. Nie ingerowała w jego życie prywatne i sprawy, które załatwiał często i po cichu. Bała się o niego, ale bardzo mu ufała i miała pewność, że jeśli będzie chciał jej powiedzieć, to tak zrobi. Nigdy na niego nie naciskała. Po prostu byli rodziną i darzyli siebie miłością. A w gangach przestępczych rzadko coś takiego występuje. Tylko, że oni są inni. Zauważyłam to dopiero po czasie. Po stracie rodziców Rico przejął obowiązki rodzicielskie i zajął się Victorią. Musiał to zrobić, bo czuł się za nią odpowiedzialny i chciał ją chronić, co robi do teraz. W każdym razie paczka przyjaciół rozmawiała w najlepsze o błahostkach, by nie przejmować się gorszymi problemami. Po prostu tego dnia chcieli odpocząć i się rozluźnić, gdyż ich ostatni miesiąc był pracowity i praktycznie przeżyty na walizkach. Nagle z hukiem wpadł do warsztatu Rico, o mało nie przewracając skrzynki z kluczami. Wszystkich zaskoczył jego stan. Iskry tańczyły w jego oczach. Victoria też tak ma, kiedy jest czymś podekscytowana albo kiedy jest zawzięta. To cecha rodzinna. Oni oboje są bardzo do siebie podobni, a rzadko kiedy można to dostrzec.

- Mamy misje – powiedział pełen goryczy i wstrętu słyszanych w głosie.

- Jaka misja? – zapytała Victoria, krzyżując ręce na piersi i opierając się o maskę auta. – O czym ty mówisz bracie?

- Dimitrij Gawriłow, miliarder, który dorobił się na kłamstwie. – mówił. Widać było, że nie jest z tego ani trochę zadowolony, a wręcz obrzydzony i zirytowany. – Oszukał organizację charytatywną, by zgarnąć 5 miliardów dolarów..

- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. – odpowiedziała Eleni.

- Chodzi mi o to, że mamy możliwość zorganizować napad na niego i odzyskać ukradzione pieniądze. – odrzekł Rico. Wszyscy widzieli, że nie był zadowolony z tego, jak się ta sytuacja potoczyła. On i Victoria wyznają własne wartości, które są ważniejsze od zwykłej potrzeby zaspokojenia pragnień ludzkich. Przyjaciele o tym wiedzą, dlatego nigdy nie podważali ich decyzji, jeśli chodziło o te rzeczy. Nigdy.

- Czasem można zgarnąć znacznie więcej, niż początkowo się zamierza. – odpowiedziała Victoria. Spojrzała głęboko w jego oczy i po chwili powoli pokiwał głową. Był to znak, że zrozumiał słowa wypowiedziane przez siostrę. Po chwili i reszta wiedziała, o co chodzi. – Za dwa dni o tej porze będziemy pod jego siedzibą z całym planem i sprzętem. Wiecie doskonale, co robić. – uśmiechnęła się Vic. – Miał to być dzień regenerujący siły, niestety czeka nas zadanie, które albo ukróci naszą kryminalną sławę, albo ją wzbogaci. Wszystko zależy od tego, jak to wszystko się powiedzie. Idźmy lepiej teraz do swych domów na odpoczynek. Od samego rana trzeba wziąć się do pracy. Dobranoc. – uśmiechnęła się raz jeszcze. Złapała Chrisa za rękę i poszła w towarzystwie Rico do domu.

Następnego dnia wszyscy wzięli się żwawo do pracy. Najpierw ustalili plan włamania. Posiadłość Gawriłowa była dość rozległa, a willa mieściła się w jej centralnej części. Ogród składał się z wielu partii, które bardzo różniły się od siebie. Na jednej części występowała natura, na innej boiska do różnych sportów, na kolejnej basen i tak to się ciągnęło, aż cała przestrzeń została zagospodarowana. Od zapomnianego wejścia musieli przejść przez pole do golfa, boiska do koszykówki, siatkówki i piłki nożnej, by następnie ominąć wybieg dla koni, sad i potok. A to i nie koniec atrakcji. Na ich drodze stało mini zoo, pole do krykieta i kort do tenisa. Musieli przejść jeszcze spory kawałek czystej zieleni, by znaleźć się pod luksusową willą. Następnie przełamać wszelkie zabezpieczenia i wejść do środka. Gdy już zrobiliby to, spotkałaby ich antywłamaniowa maszyna, która strzelała siecią, chwytając i uniemożliwiając ruch włamywaczom. Na 3 poziomie pod powierzchnią ziemi znajdował się skarbiec, gdzie leżało grzecznie skradzione 5 miliardów dolarów i o wiele więcej majątku Gawriłowa. Dimitrij nie ufał bankom i wolał chować wszystko w bezpiecznym sejfie. Fakt, nikomu nie udało się ukraść pieniędzy. Od ekipy Victorii zależało to, czy się plan powiedzie.

Tak właśnie wyglądały ich zamiary, a szczegółami zajęli się dopiero po ustaleniu zarysu drogi. Eleni zajęła się opracowywaniem zabezpieczeń, które chroniły posiadłość, dom i sejf. Potrzebowała 12 godzin na to, by wszystkie zabezpieczenia mieć pod własną kontrolą i w dniu misji ostatecznie je zablokować. Chris i Ivo zajęli się szykowaniem transportu dla pieniędzy i potrzebnego sprzętu do włamania. Luke, Junsu i Rico zajęli się sprowadzeniem dwóch terenowych samochodów i dopracowaniem silnika. Victoria i Lena dopracowywały plan, by był jak najlepiej wykonany. Rozważały każde możliwe posunięcie, by podczas jego spełniania, nie było żadnych błędów. I to różniło ich od innych gangów. Współpraca i dokładność. Pracowali do późnej nocy, by następnego dnia być gotowym na wszystko. Na szczęście rozpoczęcie działań zaplanowane było na późne popołudnie, więc ekipa mogła się wyspać i na spokojnie domówić wszystkie elementy planu. O godzinie 16 zaczęli się zbierać. Zapakowali wszystko do samochodów terenowych. Ubrani byli bardzo podobnie, praktycznie cali na czarno, a każde z nich miało dodatek, który charakteryzował jego osobowość. Na wierzchu ubrania Vic były dwa wisiory, z którymi się nie rozstawała. Ruszyli spod warsztatu w kierunku posiadłości Gawriłowa, wybierając drogi najmniej używane, by nie wzbudzić podejrzeń. Na miejsce dojechali o zaplanowanej porze. Przygotowali wszystko włamania. Eleni zablokowała zabezpieczenia. Mogli działać. Droga przez partie ogrodu była najprostsza. Okazało się, że Gawriłowa nie ma w domu, co pomogło ekipie dostać się do willi, po uprzednim zdjęciu zabezpieczeń. Ominęli wszystkie pułapki i wszystko początkowo szło dobrze. Jednak nie przewidzieli jednego.., że właściciel posiadłości będzie miał trzy duże psy, które przebywały w domu. Nie mogli się wycofać, za daleko zaszli. Musieli czymś zająć psy, które groźnie szczerzyły kły na ich widok. Nie wiedzieli, ile jeszcze obrońców jest na tym terenie, ale te trzy wystarczyły, by włamywacze zaczęli zastanawiać się, co dalej. Musieli działać spontanicznie. Nie było innego wyjścia. Ivo i Junsu postanowili zająć się tymi psami, gdyż wcześniej mieli już doświadczenie ze zwierzętami, strzegącymi posesji, a reszta ekipy ostrożnie i cicho kierowała się na niskie poziomy, by dostać się do sejfu. I w końcu im się udało. Od razu Eleni złamała kod zabezpieczający sejf i wyłączyła kamery. Ekipa od razu zgarniała sztabki pieniędzy do czarnych toreb. Musieli się pospieszyć, lecz 5 miliardów nie jest tak łatwo spakować. Po 15-minutowej pracy udało im się to zrobić, lecz została jeszcze druga część planu. Wyjęli dodatkowy sprzęt i zaczęli pakować dalej. W końcu wszystkie torby były zapakowane i się wycofali. Zamknęli doszczętnie sejf, pozostawiając go bez 1/3 zawartości. Wycofali się do Junsu i Ivo, i musieli wracać. Z ogromnym wysiłkiem przenieśli wszystko przez długi teren, lecz nagle usłyszeli ujadanie psów. Tętno im przyspieszyło, a oni sami nie czekając, ruszyli przed siebie do zapomnianego wejścia. Po ciężkim wysiłku znaleźli się poza ogrodzeniem, spakowali torby do samochodów i odjechali. Po drodze przystąpili do charytatywnej organizacji, zostawiając torby z pieniędzmi pod drzwiami i z karteczką. Wszystko zwrócone, kłamca zrabowany, dług spłacony. Niech was Bóg błogosławi.. Odjechali, po drodze zahaczając o inne organizacje i zostawiając im torby z pieniędzmi. To, co zostało rozdali najbardziej potrzebującym i po północy wrócili do domu. Taki wyczyn się ceni, a przede wszystkim zostaje w pamięci. Właśnie przez ten czyn i trud inne gangi nabrały szacunku do młodej przywódczyni i jej ekipy. Wiedzą, że jest do wszystkiego zdolna i nie chcą z nią zadzierać. Victoria jest niesamowita, a jej czyny pokazują, ile w życiu może poświęcić dla dobra drugiej osoby.

- Alessia.. - Z zamyślenia wyrywa mnie głos, który jest mi dobrze znany, ponieważ jego właściciel długo nie ufał mej osobie. Rico i Victoria stoją przede mną. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to stan chłopaka. Jego ubranie i ciało w większej części pokrywa krew, brud i liście. Vic wygląda podobnie. Ich widok mnie dziwi i trochę niepokoi. Spotkało ich coś strasznego na terenie Acredolu? Chociaż nic mnie już nie zdziwi, nie po ucieczce Chrisa poza teren miasta.

- Co się z wami stało? – pytam, wskazując na białe dwa fotele przed moim biurkiem, by usiedli. Oboje zajmują miejsce. Jestem ciekawa, co ich spotkało.

- To jest akurat najmniej istotne. – odpowiada Rico. Widzę po nim, że czymś się przejmuje. Podobnie wygląda Victoria. Niepokój coraz bardziej ogarnia moją duszę. Czekam na odpowiedź, marszcząc czoło w skupieniu. – Zaatakował Lenę pewien mężczyzna, który pojawił się znikąd..

- Coś się jej stało? –pytam, przerywając mu wypowiedź. Moje serce zaczęło bić szybciej. W końcu to moja podopieczna..

- Owszem. Napastnik wbił jej nóż prosto w brzuch, przez co życie jej dziecka zostało zagrożone. – Spoglądam na Victorię, która patrzy na swe ręce. Jednak zauważam, jak łzy spływają po jej policzkach, robiąc ślady na jej brudnej twarzy. – Podczas spaceru wokół jeziora nie było nikogo, a on nagle znalazł się przed nami i zaatakował Lenę. Potem, gdy Luke chciał się na niego rzucić, on go odepchnął, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Tak postąpił z każdym, kto próbował się do niego zbliżyć. Tak, jakby wytworzył barierę, która go chroniła. Jednak, gdy stanął twarzą w twarz z Victorią, ta moc jakby znikła. On całkowicie się tego nie spodziewał, a ona zaczęła go atakować ostrzem. Próbował się bronić, ale Victoria... Właśnie.. Ona wtedy wpadła w szał i z nienaturalną nienawiścią zaczęła wbijać w jego klatkę piersiową sztylet. Gdy złapałem ją za ramię, by ją zatrzymać, ona odwróciła się przecięła mi policzek. Miała wtedy nienaturalnie zwężone źrenice. Po chwili wróciły do normalnego stanu, gdy krzyknąłem. Przerażona zaczęła uciekać, a ja pobiegłem za nią. Z tego, co wdziałem, Luke zabrał Lenę do Środkowego Budynku. Chcę się dowiedzieć, co się stało w parku i czemu Victoria tak się zachowywała. – Coś złego wpadło do Acredolu. Muszę skontaktować się z Anthony'm. Nie odpowiadam Rico, tylko przesyłam sygnał do Systemu, by powiadomił Anthony'ego o tej sytuacji. Widzę niecierpliwą minę Rico, lecz się nie odzywa. Mam nadzieję, że mnie rozumie. Po chwili otrzymuję odpowiedź.

- Idziemy. – mówię i wstaję z fotela. Szybkim krokiem wychodzę z oszklonego pomieszczenia na korytarz, oświetlany światłem słonecznym, wpadającym tu ze szklanego sufitu. Przechodzimy na kryształową platformę, która przenosi nas do biura Anthony'ego. Bez pukania wchodzę do środka. Anthony stoi oparty o swe biurko, a przy nim stoją jego dwaj zaufani pomocnicy.

- Witajcie – mówi bez cienia emocji. Mam nadzieję, ze wyjaśni nam, co tu się dzieje. – Siadajcie. – wskazuje ręką na czarne fotele. Jego gabinet, tak jak inne, jest oszklony z każdej strony. Tak naprawdę okna są stałym zamiennikiem ścian we wszystkich pomieszczeniach na piętrach. Światło zyskujemy z promieni słonecznych, które nawet nocą dają nam oświetlenie. Siadam zaraz obok Victorii i czekam, aż Strażnik zacznie mówić. – Dowiedziałem się o zaistniałej sytuacji. Przez chwilę nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, lecz gdy połączyłem się z Systemem, powiedziano mi, że zabezpieczenia zostały lekko uszkodzone przez pozaziemskie siły. Nie do końca wiedziałem, co to ma oznaczać. Dopiero po chwili zrozumiałem, gdy mój doradca przyniósł mi starą księgę zapisaną złotym atramentem. – Nagle przenieśliśmy się na stepy, porośnięte zieloną, lecz gdzieniegdzie suchą trawą. Wokół nas nie było ani jednej żywej duszy. Jedynie wiatr hulał miedzy wzgórzami, poruszając trawiaste morze. – Wśród wzgórz zielonych, gdzie żywe morze otula twardą ziemię, zderzyły się dwa potężne wojska, od których zależeć miał los świata. Z jednej strony Biali Wojownicy nacierali w porządku i czystości na Wojowników Czarnej Krwi, którzy w chaosie, krzyku i skowycie uderzali zatrutą bronią. Początkowo zwycięstwo stawało po stronie Południa, lecz nagły blask oślepił siły wroga, jednocześnie skazując ich na głuchą śmierć. Dźwięk cudownej stali zbroi zdawał się ogłuszać i przy tym zabijać skalane plemię. Polegli wojownicy zamieniali się w pył, który dotknąwszy powietrza, znikał na zawsze. – Słowa zamieniały się w obraz. Usłyszeliśmy cichy i daleki tętent paru kopyt, który po chwili przerodził się w lawinę śnieżnobiałych koni, biegnących z północy. Z południa dobiegł nas skowyt i ujadanie. Przed czarnymi, ciemniejszymi od nocy końmi biegły rozwścieczone, ogromnej postury psy. Jeźdźcy, z obu stron odziani w zbroje zbliżone do koloru rumaków, natarli na siebie w wielkim chaosie. Ci, którzy polegli od razu zamieniali się w złoty lub czarny pył i znikali. -Lecz Białe Szeregi nie wszystkich zniszczyli. Niektórym udało się zbiec, zamieniając się w kruki, by polecieć w leśną gęstwinę i tam osiąść, wyczekując dnia, w którym nabiorą siły i uderzą raz jeszcze z ogromną potęgą na Białych Wojowników dowodzonych przez dziewczynę Czarnej Krwi. – Widzimy, jak niedobitki w postaci ptaków uciekają z pola walki. W tym momencie wróciliśmy do biura Anthony'ego, który patrzył na nas, trzymając w ręku księgę. Iluzja nie pokazała nam, kim była ta dziewczyna, lecz pomieszała wszystko w głowie. Czekamy cierpliwie, aż Strażnik coś powie, lecz najwidoczniej mu się nie spieszny. Głęboką ciszę przerywa Victoria.

- Jak mamy rozumieć te słowa? – mówi prawie szeptem. Nie jest w stanie powiedzieć nic głośniej. Chyba zrozumiała przesłanie, ale chce się upewnić.

Zanim jednak Anthony odpowiada, patrzy na nią z litością i współczuciem.

- Nikt by się nie spodziewał, że jedno przeznaczenie zapisane jest w różnych miejscach.. Moje dziecko, w twych żyłach ni tylko płynie krew Indian, ale także Wojowników Czarnej Krwi. – Co?! Wszyscy patrzymy na niego w jednym wielkim osłupieniu. Wszyscy poza Victorią, której obawy się potwierdziły. Tylko, jakim cudem ona jest potomkinią tych wojowników? Z tego, co zdążyłam wywnioskować, białe wojska to siły Strażników, których w przeszłości było bardzo wielu. Lecz nie wiem, kim są siły czarne. Anthony spogląda na mnie. Wydaje mi się, że zagląda w mój umysł, lecz ja nie umiem przed nim go zamykać. – Otóż, jak się pewnie domyślacie Biali Wojownicy są Shumerami, a Wojownicy Czarnej Krwi to Najemnicy. – Robi się coraz ciekawiej, zważając na to, że cofamy się w okres średniowiecza.. – Najemnicy stanęli po stronie zła na długo przed pojawieniem się pierwszego człowieka. Zakładali klany i walczyli ze sobą o ziemie, niczym ludzie podczas tworzenia się narodów i państw. Po pojawieniu się człowieka i zakładaniu przez niego królestw, pustoszyli ziemię swymi plagami, a zło siali w sercach ludzi. Jednak trafiali na takie osoby, które im się oparły i nie pozwoliły pokalać ich duszy. Wiele wieków później na ziemię zostali zesłani Shumerowie, którzy początkowo mieli chronić dobrych ludzi. Początkowo byli rozproszeni po całym świecie, lecz w końcu po upływie dwóch tysiącleci utworzyli własne państwo, którego cywilizacja, jak mówiłem wcześniej, była o wiele bardziej rozwinięta niż we współczesnych krajach. Wielokrotnie dochodziło do bitew z udziałem obu stron, lecz ta była najpotężniejsza i przyniosła najwięcej strat. Stało się to parę wieków przed zbombardowaniem cywilizacji Shumerów. – Nastała cisza. Nikt nie wie, co ma powiedzieć. Sprawdzam myśli podopiecznych. Oboje mają pustkę, chociaż Victoria kształtuje jedno pytanie, które jest bardzo istotne.

- Dlaczego jestem potomkinią Wojowników Czarnej Krwi? – pyta z niepokojem w głosie.


- Drogie dziecko. W gwiazdach zapisane jest twoje przeznaczenie. Najemnicy znali wszystkie tajemnice, oprócz tych, które dotyczyły dobra. Wiedzieli, że ty zmienisz bieg historii i chcieli Cię wykorzystać do własnych celów. Gdy twoi rodzice zaplanowali mieć kolejne dziecko, jeden z żywych Najemników zawładną ciałem twego ojca i dał swoje nasienie. Przez to masz krew Indian, jak i Wojowników Czarnej Krwi. – Victoria słucha w skupieniu, a jej źrenice z sekundy na sekundę robią się coraz większe. Jej serce zaczyna coraz szybciej bić. – Lecz nie wiedzieli, że ten plan w przyszłości obróci się przeciwko nim.

- Skąd wtedy pojawił się ten mężczyzna i mój obłęd? – pyta, opierając ręce na nogach i pochylając się lekko do przodu.

- Z wynikających błędów zabezpieczeń skorzystali Najemnicy, którzy musieli znaleźć twoje miejsce pobytu. Zapewne szukali ciebie wszędzie. Wdarli się do środka i czekali na odpowiedni moment. Ów mężczyzna był jednym z Najemników, Najemników natarł na Lenę, ponieważ stała mu na drodze do ciebie. Chciał cię zgarnąć do ich szeregów z myślą, że ich plan się powiedzie i skorzystają na twoim przeznaczeniu. Lecz nie spodziewali się, że odeprzesz ich atak. Część twej duszy wzięła górę nad drugą połową i kazała atakować, przez co popadłaś w obłęd. Musisz mieć świadomość, ze w połowie jesteś Wojownikiem Czarnej Krwi i gdy zetkniesz się z czarnym krewnym, twoja świadomość będzie dominowana przez świadomość wojownika. Na pewno znasz opowieść o dwóch wilkach, które toczą walkę. Wygra ten, którego nakarmisz. I będziesz musiała nauczyć się, jak poskromić wilka, który dominuje rozsądek, sumienie i dobro. – Victoria kiwa głową i nic już nie odpowiada.

Minęły dwa dni, w których Lena walczyła o życie. I w końcu się jej udało. Sama z siebie przerwała stan snu, ukazując zdrowie. Początkowo nie wiedziała, co się stało, myślała, że to tylko sen, lecz gdy zauważyła złoty opatrunek na jej brzuchu, wszystko sobie przypomniała i wpadła w panikę. Łzy leciały ciurkiem po jej policzkach, ponieważ myślała, że je straciła. Odkleiła opatrunek i zauważyła bliznę, którą drżącą dłonią dotknęła. Wtedy dotarły do niej słowa, niemające ludzkiego właściciela.

- Ono żyje. Nie płacz. Cierpienie się skończyło. Twoja walka nie poszła na marne. Żyj w szczęściu.

Gdy te słowa słyszała, zauważyła pewną złotą iskrę, która opadała wprost na jej bliznę. Poczuła, jak ciepło rozchodzi się po jej ciele i całe cierpienie, i strach odeszło w jednej chwili. Luke wpadł do sali i wdziąc swą ukochaną, podbiegł do niej i przytulił. A widząc, że blizna jaśnieje, zrozumiał przesłanie i jego cierpienie zakończyło się tak szybko, jak pierwotnie przyszło. Bóg ich pobłogosławił. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top