Rozdział 8

Udało mi się wyrobić z nowym rozdziałem jeszcze przed końcem weekendu.^^ Dajecie mi niezłego kopa i ładujecie wenę. Dziękuję i zapraszam do czytania. Bawcie się dobrze.

W najbliższym czasie spodziewajcie się też one-shota.

Rozdział 8

– Nie znoszę burz – mruknął któregoś dnia Harry. – Zawsze mam wtedy takie wewnętrzne uczucie niepokoju.

Severus popatrzył na niego uważnie. Dwadzieścia minut wcześniej dostrzegli na horyzoncie czarne, burzowe chmury. Od razu pobiegli na plażę zabezpieczyć łódź. Dla starszego czarodzieja burza oznaczała, że ocean wyrzuci sporo potencjalnych składników do eliksirów. Mógł w ten sposób zaoszczędzić sporo pieniędzy. Harry jednak nie przepadał za burzami. Jako dziecko bał się grzmotów i błyskawic. Wujostwo nigdy nie próbowało nawet dodać mu otuchy w takich momentach. Ciotka zawsze ganiła go, żeby nie zachowywał się jak tchórz. Harry szybko wtedy kończył swoje obowiązki i uciekła do swojej komórki. Tam czuł się o dziwo najbezpieczniej. Zwijał się wtedy w kłębek na łóżku, zakrywał całkiem kocem i udawał, że na zewnątrz wcale nie uderzają pioruny.

– Źle ci się kojarzą? – spytał Severus. Kiedy pierwsze krople deszczu zaczęły spadać, kończyli właśnie mocowanie ochronnych okiennic na tarasie. Co jak co, ale Harry zdecydowanie nie miał ochoty na większe naprawy, jak to miało miejsce po jego pierwszej burzy na Hawajach.

– Coś w tym rodzaju – odparł. Odetchnął z ulgą, kiedy bezpiecznie wrócili do środka domu i usiedli na kanapie. Harry od razu skorzystał z okazji i przytulił się do męża, który otoczył go ramieniem. – Ciebie nie przerażają?

– Skłamałbym, mówią, że napawają mnie pewną dozą niepokoju. Ale nie, nie przerażają mnie. Powiedziałbym w sumie, że w jakiś sposób fascynują. Jako dziecko nie lubiłem ich, tak samo, jak ty. Chyba żadne dziecko nie przepada za burzami. A potem poszedłem do Hogwartu i zmieniłem swój sposób myślenia.

Zielone oczy popatrzyły na niego pytająco.

– Zacząłem się zastanawiać, dlaczego się boję. Im dłużej analizowałem wszystko, ty bardziej dochodziłem do wniosku, że mój strach jest nie na miejscu. Zacząłem czytać na temat burz i zrozumiałem, że nawet przyroda musi czasem pokazać swoją siłę. Takie zjawisko idealnie odzwierciedla, że ma swoje sposoby, żeby inni poczuli przed nią respekt.

– To ciekawa perspektywa. Ale nie wiem, czy zdołam ją podzielić – powiedział szczerze Harry.

– Nie musisz, ale możesz spróbować. Może zmniejszy nieco to uczucie niepokoju, które jest w tobie.

– Może, ale wiesz co? Jest coś co lubię w burzy.

– Tak?

Harry pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.

– Mogę się wtedy bezkarnie do ciebie przytulać – zauważył, a Severus parsknął pod nosem.

– Bachor. Cały czas to przecież robisz.

– Bo mogę. A poza tym lubię się przytulać do swojego męża – zamruczał. – Lubię też z tobą robić inne rzeczy.

– Ach tak? – Severus zerknął na niego wymownie. – A co takiego?

– Chodźmy do sypialni, to zaraz ci zademonstruję wszystko w praktyce.

– Czuję się skuszony – powiedział. Wstał z kanapy, łapiąc Harry'ego za rękę i pociągnął go za sobą.

,,,

Burza skończyła się dopiero rano. Harry obudził się w tak dobrym humorze, że po śniadaniu poszedł z Severusem na plażę przeszukać, jak to nazywał morskie śmieci. Bez słowa skargi wrzucał do wiaderka jadowite meduzy wyrzucone na plażę. Severus w tym czasie wkładał do koszyka wszystko, co wydawało mu się przydatne: martwe kraby, wodorosty, muszle, kamienie, kawałki drewna i inne rzeczy. Czasem znajdywali także zaginione w toni oceanu różne rzeczy.

Przypomniała im się rozmowa, jaką w czasie powrotu z Hogwartu odbyli z kapitanem Morskiego Upiora. Opowiadał im o zaginionych skarbach, zarówno mugolskich, jak i magicznych. Od kiedy załoga znów była wolna, przemierzali kolejne akweny wodne, spotykali różne osoby i słuchali opowieści i legend. A potem wyruszali ponownie, nie raz znajdując skarb z historii.

– Ocean to potężna siła – powiedział im wtedy Cadmon, patrząc na fale. – Kto go nie szanuje, ten nie pożyje długo, przemierzając go.

– Czy zawsze chciałeś zostać piratem? – spytał wtedy Harry. Był ciekaw, co takiego sprawiło, że ten czarodziej zdecydował się na takie życie.

Cadmon uśmiechnął się wtedy. Na świecie minęło tysiąc lat, ale dla niego nie było to odczuwalne. Tysiąc lat w niewoli magicznej mgły sprawiło, że czas w jakiś sposób zatrzymał się dla niego, ale nie dla innych. Jego rodzina już dawno odeszła z tego świata. Miał dwie młodsze siostry, których potomków próbował odszukać. Nie planował zostać piratem, ale trudny dorastania sprawiły, że zaciągnął się na jeden z okrętów, żeby wspomóc finansowo rodzinę. Z każdego rejsu przywoził zapłatę, za którą mogli przeżyć kilka miesięcy i mógł zapłacić za wykonanie swojej różdżki, a potem różdżek sióstr.

W czasie jednego z rejsów, kiedy to płynęli z dostawą do jednej z osad, zostali zaatakowani przez statek piracki. Niemal cała załoga zginęła. Cadmon przeżył, bo był młody, silny i obezwładnił czarami większość pirackiej załogi. Dzięki swoich zdolnościom i intuicji zdołał aktywować magiczną mapę, która wskazywała położenie skarbów. Zawarł wtedy układ z kapitanem statku, że pomoże mu odnaleźć widniejące na niej bogactwa, ale chce dostać część z nich, żeby zapewnić swojej rodzinie byt.

– Cwany jesteś. Podoba mi się to – stwierdził wtedy kapitan.

Przez dwa lata Cadmon służył na statku piratów. Obawiał się, że ci mogą zachować się niehonorowo i w momencie, gdy będzie opuszczał okręt, pożegna się z życiem. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca i wrócił do domu ze skrzynią bogactw. Zapewnił rodzinie byt, siostrom odpowiednie posagi, a sam zaczął marzyć o własnym statku. Mniej więcej wtedy poznał Belinusa, który został później jego pierwszym oficerem. Młody czarodziej kształcił się wtedy na budowniczego statków. Wiedział wszystko o magicznych właściwościach drewna. Morski Upiór był jego dziełem, którego budowa zajęła lata, ale był z niego niesamowicie dumny. Kiedy więc Cadmon zaproponował mu dołączenie do swojej załogi, przystał na to od razu. W tym czasie nie było tutaj zbyt wielu statków, które przewoziły towary na większą skalę.

Nigdy nie atakowali pierwsi, ale nie stronili od walki, jeśli ktoś zaatakował ich. To nie były czasy, kiedy okazywało się litość. Wtedy walczyło się o przetrwanie i Cadmon doskonale o tym wiedział. A potem spotkali Salazara i zaczęła się ich niewola.

– Więc nie odnalazłeś swoich krewnych? – spytał Harry.

– Nie – przyznał kapitan ze smutkiem w głosie.

– A pytałeś może w Ilvermorny? – spytał Severus. – To szkoła magii w Ameryce Północnej.

– Nie jestem na bieżąco, jeśli chodzi o szkoły magii. W moich czasach nie słyszano o nich. Musiały dopiero powstawać.

– Ilvermorny? – spytał Harry, patrząc na męża.

– To szkoła magii, gdzie uczą się czarodzieje ze Stanów Zjednoczonych i Kanady – wyjaśnił. – Nie znam jednak jej lokalizacji. Można też wziąć pod uwagę stworzenie drzewa genealogicznego.

– Istnieje takie zaklęcie? – spytał Cadmon. – Naprawdę mam wiele do nadrobienia – przyznał, kiedy Severus skinął głową na potwierdzenie swoich słów. – Potrafisz je rzucić?

– Nigdy go nie rzucałem, ale znam formułę. Mogę spróbować.

Kilka chwil później Cadmon rozłożył na stole w swojej kajucie czysty zwój pergaminu, a Severus rzucił zaklęcie. Kiedy pergamin zaczął się jarzyć lekkim światłem, kapitan zgodnie z poleceniem upuścił na niego trzy krople krwi. Dosłownie sekundę później na pergaminie ukazały się imiona rodziców Cadmona, linie prowadzące do niego i jego sióstr, a następnie kolejne świadczące o tym, że te należące do kobiet rozrastały się. Sądząc po datach urodzenia kilka osób nadal żyło, a dwie daty wskazywały na nastolatków, którzy zapewne byli uczniami amerykańskiej szkoły magii. Kapitan podziękował serdecznie. Miał już jakiś punkt zaczepienia w poszukiwaniach.

– Cadmon miał rację – powiedział Harry. – Ocean jest potężny i groźny. Ale też i piękny.

Severus podniósł wzrok znad koszyka, do którego wrzucił właśnie jakąś dużą muszlę.

– To prawda – zgodził się.

– Ciekawe, jak idą mu poszukiwania krewnych.

– Nie wiem. Ale myślę, że kiedyś się dowiemy.

Harry uśmiechnął się. Załoga Morskiego Upiora może i była zakręcona, ale polubił ich. Mieli swój niezaprzeczalny urok.

W pracowni Severus sprawnie zajął się zebranymi okazami i posortował wszystko do odpowiednich pojemników, a Harry poszedł zająć się swoimi pacjentami. Tego dnia miał umówione kilka osób. Jego gabinet cieszył się sporą popularnością. Wszyscy zawsze go chwalili i powtarzali, że jest niesamowicie cierpliwy i ma magiczne dłonie. Młody czarodziej uśmiechał się tylko wtedy tajemniczo. Ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo prawdziwe było to stwierdzenie.

Wieczorem, kiedy siedzieli na tarasie, Severus pisał list do mistrza Domnalla, a Harry sięgnął po dziennik Salazara. Przez jakiś czas nie sięgał po niego ze względu na brak czasu. Ostatnio obaj mieli nieco więcej pracy, ale żaden z nich nie narzekał. Severus z prawdziwą pasją oddawał się swoim badaniom i był bliski wynalezieniu kolejnych eliksirów. Od czasu do czasu pisał do swojego byłego nauczyciela, konsultując się z nim, w niektórych kwestiach. Domnall w swoich listach wspominał czasem o rzadkich składnikach eliksirów i Severus czuł lekkie ukłucie zazdrości, czytając jego słowa.

– Marszczysz brwi – odezwał się nagle Harry.

– Co proszę?

– Brwi. Zawsze tak robisz, gdy nad czymś intensywnie myślisz. Co takiego napisał twój mistrz, że niemalże słyszę twój tok myślowy?

– Wspomniał o rzadkich składnikach, które zdobył.

– Och, rozumiem. – Harry uśmiechnął się szeroko. – Jesteś zazdrosny.

– Zazdrosny? Ja? A niby o co? – spytał zaskoczony.

– Proszę cię. Już ja dobrze wiem, że hasło „rzadki składnik", działa na mistrzów eliksirów, jak kocimiętka na koty – zaśmiał się. – Więc? Co chciałbyś zrobić?

– Zdobyć coś rzadkiego, przeprowadzić kolejne eksperymenty, dokonać odkrycia i zaprezentować je na kolejnym sympozjum.

– Innymi słowy chcesz postawić na swoim. To ciekawe. A myślałem zawsze, że to ja lubię być w centrum uwagi? Tak twierdziłeś.

– Będziesz mi to teraz wypominał, bachorze?

Harry roześmiał się wesoło. Pochylił się w stronę Severusa i pocałował go czule.

– Nie. No, może troszkę – powiedział, obejmując jego szyję ramionami.

– To o czym tym razem czytałeś w dzienniku? Może podpowie mi coś? – spytał Severus, wciągając go na swoje kolana.

– Myślę, że nawet wiele ci podpowie. Posłuchaj: „Nigdy nie widziałem miejsca, w którym dostępnych byłoby obok siebie tak wiele drzew i roślin, mających właściwości lecznicze. Tutejsi uzdrowiciele są biegli w swej sztuce, dzięki dostępowi do składników najwyższej jakości. Ponadto wierzą, iż wąż posiada legendarne ziele życia." Co na to powiesz?

– Nigdy nie słyszałem o czymś takim jak ziele życia.

– W takim razie chyba najlepiej byłoby poszukać informacji u źródła. Mam rację?

Severus westchnął, domyślając się już, co się święci.

– Widzę, że nie możesz przeżyć bez przygód już ani chwili dłużej. Dokąd tym razem?

– Do Babilonu.

,,,

Zanim wyruszyli, obaj czarodzieje postarali się dowiedzieć, jak najwięcej o współczesnym Babilonie. To nie była Ameryka, czy Europa, gdzie mogli się spokojnie poruszać. Kraje bliskiego wschodu miały swoje tradycje i kulturę. Często dość niechętnie patrzyły więc na obcych. Nie wiedzieli, jak ma się to w przypadku czarodziejów. Severus oczywiście widywał na sympozjach przedstawicieli tamtejszych społeczności czarodziejskich, jednak nigdy nie miał okazji wdać się w jakąś głębszą dyskusję, z którymś z nich. Dlatego razem z Harrym spędzili kilka wieczorów nad wszelkimi materiałami, do których udało im się dotrzeć.

Babilon był starożytnym miastem położonym w Mezopotamii, nad Eufratem, dawną stolica Babilonii, gdzie obecnie znajdowało się mugolskie stanowisko archeologiczne Atlal Babil. Formalnie należało do Iraku.

Babilon, jak się okazało miał bardzo długą i dość burzliwą historię. Pierwsza wzmianka o samym Babilonie pochodziła z czasów panowania króla Akadu z XXIII wieku przed naszą erą. W okresie monarchii III dynastii z Ur mieściła się tu siedziba ensich – zarządców niewielkiej prowincji. W roku 1894 p.n.e. przywódca jednego z plemion amoryckich, niejaki Sumu-abum obrał Babilon za swoją siedzibę, zakładając słynną I dynastię z Babilonu. Rola miasta wzrosła znacznie za panowania Hammurabiego, szóstego władcy z tej dynastii, który stworzył duże imperium ze stolicą w Babilonie właśnie. W 1595 r. p.n.e. miasto zostało zdobyte, złupione i spalone przez Mursilisa I, króla hetyckiego, by następnie wpaść w ręce Kasytów, ludu z gór Zagros, którym w XVI w. p.n.e. udało się przejąć kontrolę nad Babilonią i utworzyć tu własne państwo o nazwie Karduniasz. Władali oni Babilonią przez następne 400 lat, a Babilon – stolica ich państwa – przeżywał w tym okresie zmienne koleje losu, między innymi padając dwukrotnie łupem agresorów z zewnątrz. W 1235 r. p.n.e. asyryjski król Tukulti-Ninurta I najechał Babilonię, pojmał jej kasyckiego władcę Kasztiliasza IV i zdobył Babilon, wywożąc z niego liczne skarby, w tym posąg boga Marduka.

XI–VIII wiek przed naszą erą był okresem zamieszania w Babilonii, który związany był z przybyciem i osiedlaniem się na jej obszarze plemion chaldejskich. Babilonem rządziło kolejno kilka różnych dynastii, których władcy, poza problemami wewnętrznymi, musieli sobie radzić też ze stałym zagrożeniem, jakim stawała się rosnąca w siłę Asyria. Około 730 roku przed naszą erą jeden z asyryjskich władców, zdobył Babilon i przyjął tytuł „króla Babilonu", tworząc tym samym unię personalną Asyrii i Babilonii. Jeden z następców, który chciał położyć kres ciągłym buntom w Babilonii, zdecydował się na radykalne rozwiązanie. Na jego rozkaz w 689 roku przed nasza erą wojska asyryjskie zdobyły i splądrowały Babilon, mordując jego mieszkańców i wydając miasto na pastwę płomieni. Babilon odzyskał wspaniałość w pierwszej połowie VI wieku p.n.e., odbudowany przez Asarhaddona i później za panowania dynastii nowobabilońskiej. Z tych czasów pochodziły Brama Isztar, zrekonstruowany i powiększony ziggurat Etemenanki czy wiszące ogrody Semiramidy.

Ostateczny upadek miasta dokonał się za czasów panowania Partów w III wieku naszej ery i zostało ono ponownie odkryte w 1899 roku przez mugola, którym był niemiecki archeolog Robert Koldewey.

– Te ogrody miały być niesamowitym miejscem – przyznał Severus. Kiedy tylko natrafił na wzmiankę o wiszących ogrodach, natychmiast poszukał więcej informacji na ich temat.

– Myślę, że dobrym pomysłem będzie wynajęcie sobie przewodnika – powiedział Harry, podnosząc wzrok znad przewodnika, który czytał. – Miejscowi potrafią być bardzo terytorialni. Wolałbym nagle nie wejść gdzieś, gdzie nie powinienem.

Severus skinął głową. Zdecydowali się na nocleg w Bagdadzie, gdzie zamierzali poszukać jakiegoś przewodnika, który zgodziłby się pokazać im to, co ich interesowało. Oczywiście Severusa najbardziej ciekawiło ziele życia i chciał się dowiedzieć wszystkiego na jego temat.

Bagdad przywitał ich niesamowitym upałem. Harry miał wrażenie, że nagle cały tlen wyparował i nie ma żywcem czym oddychać.

– A myślałem, że przywykłem do upałów – jęknął, kiedy wylądowali w punkcie aportacyjnym. Żałował, że nie mógł mieć na sobie krótkich spodenek. Rzucili więc obaj na siebie dyskretne zaklęcia chłodzące.

Po zameldowaniu się w hotelu udało im się dowiedzieć, gdzie mogą znaleźć jakiegoś czarodziejskiego przewodnika. Jahan był typowym przedstawicielem tutejszych czarodziejów. Około trzydziestoletni, śniady i w tutejszym stroju, oprowadzał za odpowiednią opłatą zarówno czarodziejów, jak i mugoli.

– Ostatnio nie mamy tu zbyt wielu turystów – przyznał szczerze, kiedy skończyli się targować o zapłatę. – A szkoda. To prawdziwa kolebka cywilizacji. Interesuje was coś szczególnego?

– Wiszące ogrody – powiedział Severus od razu.

– Rozumiem. Oczywiście chodzi o te czarodziejskie, a nie zwykłe, które od wieków są ruiną?

– To te ogrody nadal istnieją? – spytał Harry zaskoczony.

– Oczywiście. No i wiadomo, że niemagiczni nie mają o tym pojęcia. Oni znają tylko tę część historii Mezopotamii, która nie zawiera w sobie magii – wyjaśnił Jahan, kiedy wsiadali z nim do samochodu terenowego. – Mogę wam opowiedzieć więcej, kiedy będziemy jechać. To kawałek od Bagdadu.

Brytyjscy czarodzieje od razu się zgodzili. Czytać książki to jedno, ale posłuchać opowieści od kogoś miejscowego, to zupełnie inna sprawa.

Jak się dowiedzieli mieszkańcy starożytnej Mezopotamii nie tylko znali i uprawiali wiele gatunków roślin, lecz także niezwykle wysoko cenili ogrodnictwo. Zapalonymi ogrodnikami bywali nawet babilońscy władcy, którzy sprowadzali do swych ogrodów rzadkie rośliny z dalekich krajów.

Pierwsze zapiski o ziołach powstały dzięki Sumerom. Właśnie z Mezopotamii pochodzą bowiem najdawniejsze, wykonane w III tysiącleciu przed nasza erą rysunki na glinianych tabliczkach świadczące o używaniu znanych również dziś ziół i przypraw. Na licznych reliefach sumeryjskich można rozpoznać między innymi cynamon, cebulę, czosnek, koper włoski, tymianek, gorczycę, kminek, kolendrę, portulakę, lukrecję, jałowiec, liście wawrzynu, szafran, piołun i babkę. Wspomniane były w tamtejszych tekstach jako rośliny lecznicze lub przyprawy.

Najwięcej przypraw Sumerowie używali zapewne do mięsa. Stanowiły one dla nich równie ważny dodatek, jak sól do chleba.

Zachowane receptury kapłanów sumeryjskich zawierają też informacje o sporządzeniu z roślin proszków i nalewek, które stosowali w celach leczniczych, oraz kremów i perfum służących jako kosmetyki. Prawdopodobnie właśnie w Mezopotamii zrodziły się podstawy kosmetyki ziołowej, wywodzącej się z pierwszych doświadczeń dotyczących leczenia zewnętrznych uszkodzeń ciała. Sumerowie nie tylko uprawiali wymienione rośliny, lecz także nimi handlowali. Już w III tysiącleciu przed nasza erą karawany z takim ładunkiem wędrowały wzdłuż gór Elbrus, przez północny Iran, a stamtąd w kierunku południowym przez Beludżystan. Z Indii trafiły do Mezopotamii cynamon i imbir.

O powszechnym zamiłowaniu mieszkańców starożytnej Mezopotamii do uprawy roślin świadczy fakt, że wielu władców w chwilach wolnych od trudów rządzenia zajmowało się pielęgnowaniem ogrodów. Niektóre z nich, na przykład w Lagasz, Uruk i innych miastach, zajmowały powierzchnię dwóch hektarów. Wydzielano w nich specjalne działki do uprawy określonych gatunków roślin użytkowych. Ogrody te należały do pałaców lub świątyń. W słynnym Kodeksie Hammurabiego pochodzącym z XVIII wieku przed naszą erą, znajdują się paragrafy poświęcone prawnej ochronie ogrodów. Król Sumeru i Akadu, Sargon I, panujący w latach 2340 – 2284, oprócz oficjalnych tytułów określany był także jako „strażnik ogrodów" i „miłośnik nowych gatunków roślin". Ze swych wypraw wojennych przywoził różne, nieznane mu dotąd rośliny, które starał się aklimatyzować. Pośród jego zdobyczy znalazły się również róże. Właśnie dzięki temu władcy zawdzięcza się najstarsze w dziejach wzmianki o tych kwiatach.

Podobnie postępowali i późniejsi władcy Mezopotamii, którzy także w dziennikach swych wypraw opisywali rośliny widziane w dalekich krainach.

Na podstawie badań archeologicznych mugolscy uczeni doszli do wniosku, że asyryjskich królów musiało przepełniać nienasycone pragnienie odkryć. Będąc na obcych terytoriach, chyba każdy żołnierz miał przewieszoną przez ramię torbę, do której zbierał miejscowe okazy botaniczne. Badali je zaś uczeni, którzy szli za wojskiem.

Sprowadzane w ten sposób rośliny wzbogacały florę w parkach będących pod opieką bóstw mezopotamskich, które – jak wierzono – chętnie przyjmowały taką ofiarę jako dar za zwycięstwo władcy odniesione w wyprawie wojennej. W ogrodach należących do boga Marduka, opiekuna Babilonu, rośliny sadzono w osobnych kwaterach wedle ich zastosowania i zapachu.

Okazało się, że sami władcy szczycili się tytułem rolnika, a także okazywali szczególne łaski tym spośród poddanych, którzy takim zajęciem się parali. Wyjaśnia to, dlaczego zawody plantatora ziół, a także kucharza, należały w Mezopotamii do uprzywilejowanych wobec prawa. Zapewne z tego samego powodu sumeryjscy kucharze zwolnieni byli od służby wojskowej.

Zajęcie ogrodnika było więc bardzo szanowane w Mezopotamii. Jednak w utworze poetyckim mówiącym o dwóch bogach – pasterzu Dumuzi i ogrodniku Enkimdu, ubiegających się o rękę bogini Inany, która początkowo była zakochana w ogrodniku, wygrywa pasterz. Jego argumenty o wyższości zawodu pasterza przekonały boginię. Enkimdu jednak nie obraził się, lecz udostępnił swe pola rywalowi i pośród cennych prezentów podarował nowożeńcom przyprawy ze swych ogrodów. Tak w sumeryjskiej literaturze odzwierciedla się przekonanie nie tylko o wysokiej randze zawodu ogrodnika, lecz także o zaletach charakteru jego przedstawicieli.

– To mi się podoba coraz bardziej – przyznał Severus.

– Ja wiem jedno. Neville byłby zachwycony, słysząc to. Muszę mu wysłać sowę. Na pewno bardzo chętnie tu przyjdzie – przyznał Harry. – Jeden z moich przyjaciół ze szkoły zajmuje się zawodowo roślinami – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie Jahana.

– Tutaj każdy miłośnik roślin jest wysoko ceniony. To się nie zmieniło. Nasze plantacje są nadal słynne na cały świat – powiedział, a potem wrócił do opowiadania.

Wspomniał też o wielkich osiągnięciach medycyny sumeryjskiej. Charakteryzowała się bogatą wiedzą zielarską i była wolna od zabobonów oraz zaklęć magicznych. W specjalnych ogrodach bogini Baba, patronki lecznictwa sumeryjskiego, uprawiano zioła o zastosowaniu farmakologicznym. Warto zauważyć, że pierwsza znana w historii medycyny recepta lekarska, polecająca kurację roślinno-mineralną, została sporządzona właśnie przez sumeryjskiego lekarza w połowie III tysiąclecia przed nasza erą. Bohater najstarszego eposu świata, Gilgamesz, wierzył, że tylko ziele może wybawić go od choroby i śmierci oraz dać mu życie wieczne. Po śmierci swego przyjaciela Enkidu, Gilgamesz udał się na poszukiwanie cudownego ziela. Znalazł je na dnie pramorza i zerwał. Kiedy wracał do miasta Uruk, bogowie uczynili straszny upał, by skłonić Gilgamesza do kąpieli w chłodnej wodzie. Roślinę, pozostawioną na brzegu, pożarł wąż. Gilgamesz utracił ją nieodwołalnie.

W micie tym odzwierciedla się wiara, że wąż posiada ziele życia. Ona właśnie jest przyczyną obecności węża jako atrybutu i symbolu bogów-uzdrowicieli. Dopiero poznanie mezopotamskiego eposu o Gilgameszu pozwoliło wyjaśnić znaczenie tego zwierzęcia w kulturze Mezopotamii, a także zrozumieć, dlaczego wąż ozdabia laskę greckiego boga medycyny Asklepiosa - rzymskiego Eskulapa.

– O właśnie! O tym chciałbym wiedzieć więcej – powiedział Severus. Mit może i był ciekawy, ale jego interesował ten właśnie konkret. – Czym dokładnie jest ziele życia?

– Chodzi pewnie o zioło Jiaogulan – powiedział Jahan. – To właśnie "zioło życia" lub "ziele długowieczności". Podobno w tradycyjnej medycynie chińskiej najbardziej ceni się je za to, że przedłuża życie. Pochodzi z południowych Chin i podobno od lat zamiast tradycyjnej zielonej herbaty ludzie piją napar z Jiaogulan, a ich średnia wieku sięga stu lat. Oczywiście mówimy o osobach niemagicznych. W związku z tym w Chinach nazwano je "zielem długowieczności", a niektórzy nawet mówią, że może dać nieśmiertelność.

– Rośnie w ogrodach? – spytał ciekawie Harry.

– Oczywiście, że tak – zapewniła Jahan. – Ale o szczegóły pytajcie tamtejszych zielarzy. Zielarstwo nie jest moją domeną. Pamiętam tyle, ile nauczyłem się w szkole.

– To i tak więcej, niż te imbecyle, których uczyłem latami – mruknął Severus.

– Och? Nauczyciel?

– Uczyłem eliksirów przez prawie 20 lat.

Jahan skinął głową. Widać było, że Severus musiał mu w jakiś sposób zaimponować swoją profesją.

Kiedy dotarli do czarodziejskiej części Babilonu, kontynuował opowieść o historii miasta i zakładanych w nim ogrodach:

– Spadkobiercą Sumeru był potężny Babilon, którego wiszące ogrody zaliczono do siedmiu cudów starożytnego świata. – opowiadał Jahan. – Kazał je zbudować asyryjski król Szamsziadad V dla swej ukochanej żony Sammuramat. Istnieją też hipotezy, według których wiszące ogrody zbudował dopiero na początku VI wieku p.n.e. babiloński król Nabuchodonozor II dla swej żony Nikotris. Olbrzymie drzewa, miały pnie grubości do 3 i pół metra oraz wysokości do 14,8 metra, były ciągle zielone i owocowały jak w naturalnych warunkach. Sadzono tam także kwiaty i palmy daktylowe. Właśnie w cieniu palm mogły rozwijać się rośliny wrażliwe na ostre słońce i surowy klimat Babilonii. Również wielki władca Nabuchodonozor tytułował się „rolnikiem Babilonii" i „meliorantem pól".

Z glinianych tabliczek zgromadzonych w bibliotece Aszurbanipala w Niniwie można się było dowiedzieć, że Babilończycy znali ponad 250 różnych ziół. Babilońscy lekarze, których prawa i obowiązki uregulował Kodeks Hammurabiego, stosowali w lecznictwie między innymi korzeń lukrecji, pestki dyni, bieluń dziędzieżawę, lulek czarny, a także proszek z sosny oraz pączki i młode pędy wierzby i śliwy. Wyznawali oni zasadę, by surowe zioła stosować wewnętrznie, a różnego rodzaju maści zewnętrznie. Wiedzieli też, że światło słoneczne wywiera niekorzystny wpływ na własności lecznicze ziół, dlatego suszyli je w cieniu, co do dziś zalecano dla zachowania w nich większej ilości substancji lotnych. Babilończycy umiejętnie klasyfikowali rośliny zielne. Do jednej grupy zaliczali czosnek, cebulę i por, do innej miętę i bazylię, a osobną grupę tworzyły szafran, kolendra, ruta i tymianek.

– Brzmi to niemalże, jak nauki, które pobierają magomedycy – przyznał szczerze Severus.

– W dokumentach czarodziejów są zapiski, że sporo z nich potrafiła w jakimś stopniu czarować. Wnioskuję więc, że może nie byli wykształconymi czarodziejami, ale na pewno zdolnymi zielarzami i warzycielami – powiedział Jahan, skręcając z głównej drogi. Kilka minut później obaj brytyjscy czarodzieje zobaczyli przed nimi falujące powietrze.

– Miraż? – zapytał Severus.

– Dla niemagicznych tak. Dla czarodziejów to bariera chroniąca ogrody – wyjaśnił Jahan. Kilka chwil później ich oczom ukazało się otoczone murem wzgórze, zza którego widać było wysokie palmy, krzewy i inne rośliny, które otaczały kilka mniejszych budynków. Na samym szczycie wzgórza zaś wznosił się piękny pałac, rodem z arabskich opowieści. – Kawał chaty – przyznał Harry, kiedy wysiedli z samochodu.

– To siedziba pana Shahriara – wyjaśnił Jahan. – Jest potomkiem założycieli ogrodów. Jego rodzina opiekuje się nimi z pokolenia na pokolenie.

– Lukratywny interes rodzinny – podsumował Severus, idąc w ślady małżonka i przewodnika.

– Podobno jest bardzo przystojny i ma własny harem – powiedział Jahan z uśmiechem.

– Ciekawostka – mruknął Severus.

Podeszli za przewodnikiem do bramy i po kilku zdaniach wpuszczono ich na teren ogrodów. Czegoś takiego żaden z nich nigdy jeszcze nie widział. Wszelkie miejsca, gdzie było to możliwe, wypełniała najróżniejsza roślinność. Ogród podzielono na sektory, w których osobno rosły rośliny medyczne, przyprawy, rośliny znane tylko czarodziejom albo takie, których działanie odkryli mugole. Harry więc nie zdziwił się, że kiedy podszedł do nich jeden z tutejszych zielarzy, jego małżonek zaczął z nim negocjować o możliwość zakupu niektórych roślin. Najwyraźniej zielarz był zapaleńcem uwielbiającym się targować, bo dyskutował z Severusem dobre 20 minut. Upór Mistrza Eliksirów i jego tytuł musiały być sporym plusem, bo zielarz zgodził się sprzedać mu wybrane rośliny za łączną cenę 30 galeonów. Severus dorzucił jeszcze jeden z płóciennych woreczków z solą z Wieliczki. Na ten widok zielarzowi od razu rozbłysły oczy. Tak czysta sól, była tutaj towarem na wagę złota.

– Zdzierstwo i tak – burknął Severus, ale zapłacił. Dla niego była to okazja jedna na milion i nie miał zamiaru rozpamiętywać dłuższy czas, że musiał tyle zapłacić za kilka roślin. W tym oczywiście za możliwość otrzymania małej sadzonki ziela życia, które interesowało go najbardziej. Oczywiście zielarz z początku nie był specjalnie chętny do podzielenia się akurat tą rośliną, ale Severus nie na darmo był kiedyś Postrachem Hogwartu. Pod jego intensywnym spojrzeniem zielarz musiał się w końcu ugiąć.

Harry zachichotał tylko, widząc to. Uwielbiał, kiedy jego małżonek stawał się taki władczy. Miał wtedy ochotę mruczeć.

Nagle poczuł, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się i rozejrzał, ale nie zauważył nikogo podejrzane. Doszedł po chwili do wniosku, że musiało mu się jednak coś wydawać i po chwili podążył za małżonkiem, żywo dyskutującym z zielarzem. Nie był więc do końca świadomy obecności osoby, która obserwowała go z ukrycia.

Severus z kolei wypytywał czarodzieja o pozostałe właściwości ziela życia. Ekstrakt z niego okazał się obniżać poziom cholesterolu u mugoli. Z kolei inna grupa naukowców odkryła, że działa ono ochronnie na wątrobę. Do tego ekstrakt z ziela działał wspomagająco na kilka innych chorób i Severus nie mógł się już doczekać eksperymentów, jakie będzie mógł przeprowadzić po powrocie do domu. Harry chichotał tylko. Już wiedział, że nie zobaczy pewnie męża przez kilka dni. Kiedy starszy czarodziej znalazł coś, co go naprawdę intrygowało, potrafił spędzać w swojej pracowni wiele godzin.

– Co to? – spytał nagle Harry, zauważając ścieżkę prowadzącą do drzew cedrowych. Przed nimi stał jakiś dziwny posąg. Postać niby miała ciało człowieka, ale o straszliwej twarzy z długimi włosami, wąsami i lwich pazurach.

– To Huwawa – wyjaśnił Jahan. – Potwór, który strzegł krainy cedrów na polecenie jednego z bogów. Według mitu Gilgamesz ściął jedno z drzew, czym naraził się boski gniew.

– Interesujące. Lubię słuchać takich historii. Dają mi poczucie, jak wielki i różnorodny jest świat.

– Świat jest wielki, ale jednocześnie jest też czasem bardzo mały – powiedział filozoficznie Janah. Harry mógł się z nim nie zgodzić w tej kwestii i poprosił o opowiedzenie całej historii o krainie cedrów.

– Król Uruk marzył o wielkim cedrze i odnalazł go w tej krainie – zaczął opowadać przewodnik. – Gilgamesz ściął drzewo, a jego przyjaciel Enkidu pomagał mu, odrąbując gałęzie. Jednakże strażnikiem tej krainy z nakazu bogów był potwór Huwawa. Czyn króla Uruk zaniepokoił go, w związku z czym zesłał on nań głęboki sen. Enkidu próbował zbudzić swego przyjaciela, co mu się udało. Gilgamesz ubrał się w odświętną szatę i złożył przysięgę na życie swej matki, Ninsun, i ojca, Lugalbandy, że pozbawi życia potwora, w nadziei, że zyska w ten sposób sławę. Przyrzekł nie wracać do swego miasta, dopóki nie pokona Huwawy, nawet w przypadku, gdyby okazał się on bogiem. Wtedy Enkidu podjął próbę odciągnięcia swego towarzysza od tego zamiaru, opisując mu wygląd potwora. Jednak syn Ninsun nie przestraszył się.

Władca Uruk znalazł potwora. Odbyła się między nimi konwersacja, której treść uważa się za dość niejasną. W każdym razie po jej zakończeniu Gilgamesz zniszczył siedem cedrów, które strzegły domostwa wroga. Następnie wstąpił do jego domu i przyparł potwora do ściany. Uderzył go w policzek i spętał, zakładając mu też kółko do nosa, jak ujarzmionemu bykowi. Potwór, szczękając zębami, poprosił o pozwolenie na wygłoszenie słów do bóstwa Utu. Następnie jął prosić Gilgamesza, kląć się na ziemię, niebo i podziemia, aż zmiękczył jego serce. Syn Lugalbandy wyrzekł słowa:

– Puść schwytanego ptaka, niech idzie do swego domu, puść pojmanego wojownika, niech wraca na łono swej matki.

Enkidu przypomniał jednak Gilgameszowi o przysiędze. Jeśli Huwawa odzyska wolność, Gilgamesz nie będzie mógł wrócić do swego miasta. Potwór zwrócił się z wyrzutem do Enkidu, ale ten przeciął mu szyję.

Wojownicy schowali odciętą głowę Huwawy w sakwie, którą zdeponowali przed Enlilem. Bóstwo zapłonęło gniewem. Przeklęło morderców. Za karę za „położenie na potworze ręki" i „zniszczenie jego imienia" Enlil obiecał im spiekotę palącą twarze oraz ogień pochłaniający ich jedzenie i nawet wodę, którą chcieliby wypić. Z drugiej strony ofiarował Gilgameszowi siedem promieni, by ochraniały go, gdy będzie wracał.

– To dość smutna historia – przyznał Harry szczerze. Trochę żal mu było potwora, który zginął, wypełniając niejako swój obowiązek. Doskonale rozumiał taką sytuację.

– W jakimś sensie na pewno – zgodził się Jahan.

Kilka chwil później dołączyli do Severusa i tutejszego zielarza. Jego małżonek wkładał potrzebne mu rośliny i sadzonki do specjalnie przygotowanego koszyka. Harry wcale się nie zdziwił, że Mistrz Eliksirów co jakiś czas negocjuje o kolejną sadzonkę. Uważał tę cechę mężczyzny za bardzo pociągającą.

W pewnym momencie zielarz zaczął mruczeć coś w swoim języku i Jahan podszedł, żeby załagodzić ewentualny spór. Na jego oko szykowało się starcie twardych charakterów. Harry więc przysiadł sobie na murku, obserwując ich z rozbawieniem. Był tak skupiony na sytuacji, którą obserwował, że za późno zauważył jakiś ruch za sobą. W nozdrza uderzył mu dziwny zapach i pochłonęła go ciemność.

,,,

Harry z trudem otwierał oczy. Powieki ciążyły mu niesamowicie i nadal czuł ten dziwny zapach, który pozbawił go przytomności. Po kilku próbach udało mu się skupić wzrok na tyle, że dostrzegł swoje okulary leżące na poduszce obok niego.
– Co na gacie Merlina...? – warknął, rozglądając się wokół.

Leżał na wielkim łóżku, z jakąś zdecydowanie drogą pościelą i masą poduszek. Cała komnata wręcz krzyczała, że należy do kogoś niesamowicie bogatego. Meble, dywan, zasłony i cała reszta wyglądała na najwyższej jakości.

– To są chyba jakieś jaja – powiedział, kiedy zobaczył, że ma na sobie jakieś prawie przeźroczyste, bufiaste spodnie i bardzo podobną koszulkę, która odsłaniała mu brzuch. Niemalże wpadł w panikę, kiedy nigdzie nie zobaczył swojej różdżki. Wystarczyło jednak, że Harry skupił się na swojej magii i użył niewerbalnego „accio". Z ulgą zacisnął na niej palce.

– Widzę, że się obudziłeś – usłyszał nagle. Od razu skierował różdżkę w stronę właściciela głosu.

Mężczyzna był na oko w wieku Severusa, śniady jak wszyscy tutejsi mieszkańcy, o czarnych włosach i ciemnych oczach. Na twarzy miał wypielęgnowany zarost. Ubrany był dość prosto, w białą, długą szatę, ozdobioną jednak złotą nicią.

Harry skrzywił się mocno.

– Kim jesteś, gdzie ja jestem i co tu robię? – syknął.

– Spokojnie. Jesteś bezpieczny. Jestem Shahriar – przedstawił się. Harry miał wrażenie, że gdzieś już słyszał to imię, ale nadal był nieco zamroczony. – Jesteś w moim domu.

– A co ja tu robię? – powtórzył pytanie.

– Powiedzmy, że chciałem cię lepiej poznać – uśmiechnął się mężczyzna.

– To nie można było normalnie podejść i zagadać? – warknął Harry. – Nie przepadam za porwaniami.

– Wolałem, żeby twój towarzysz nam nie przeszkadzał w bliższym poznaniu się.

– Że co proszę? – Gdzieś w zakamarkach umysłu Harry'ego zaczynało się tworzyć pewne podejrzenie, dokąd to wszystko zmierzało. – Nie jestem zainteresowany znajomością z kimś, kto mnie nagle porywa. Dziękuję bardzo, idę sobie stąd – powiedział, wstając z łóżka. Sekundę później padł na łóżku, czując że kręci mu się w głowie.

– Na twoim miejscu nie wstawałbym jeszcze – usłyszał.

– Zamknij się. Oddawaj moje ciuchy i wracam do siebie.

– Pozwól, że ci pomogę. – Shahriar podszedł do niego, chcąc pomóc mu usiąść.

– Nie waż się mnie dotykać!

– Masz piękne oczy – zamruczał mężczyzna. – Jak dwa szmaragdy.

– Wsadź sobie te tanie komplementy gdzieś. Nie działają na mnie. I zabieraj te łapy, bo pożałujesz!

– Jesteś strasznie niedostępny. Ale wszyscy na początku tacy są. A potem przestają narzekać.

– Jacy znowu wszyscy? – spytał Harry.

– Och, mam na myśli mój harem.

Harry poczuł, jak włosy na karku stają mu dęba, kiedy to usłyszał. Ten kretyn myślał, że on...? To już była gruba przesada i w następnej chwili dało się słyszeć wrzask:

– TY CHYBA OCZADZIAŁEŚ!!! BIERZ TE ŁAPY, ZBOCZEŃCU!!!

– Jestem pewien, że zmienisz zdanie, kiedy się lepiej poznamy. – Harry zaklął pod nosem. Ten gość był jeszcze bardziej uparty niż Severus.

– Widzisz to, idioto? – spytał, pokazując mu tatuaż na palcu. – Mam męża.

– Drobny szczegół bez znaczenia.

– Nie mam zamiaru go zostawiać. A już na pewno nie dla kogoś takiego, jak ty!

– Twój opór jest naprawdę podniecający – zamruczał.

– Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz – zaczął Harry.

– Ależ wiem. Do pięknego, młodego mężczyzny, którego pragnę zdobyć.

– Nie, kretynie! – warknął, pokazując swoją bliznę na czole. Doskonale wiedział, że wszyscy czarodzieje na świecie rozpoznają ją od razu. Miał dobre przeczucie, bo Shahriar zrobił wielkie oczy, na jej widok. – Jestem kimś, kto pokonał największego szaleńca naszych czasów. Więc lepiej mnie nie denerwuj i odstaw do mojego męża albo nie ręczę za siebie.

Shahriar jednak nadal wpatrywał się w jego bliznę, jakby zupełnie nie usłyszał, co Harry właśnie do niego powiedział. Młodszy czarodziej poczuł się jeszcze bardziej niepewnie. Jedyne, o czym teraz marzył, to wrócić do Severusa i zapomnieć o tym całym zamieszaniu. Najlepiej w łóżku podczas gorącego seksu.

– No, no, no. Nie przypuszczałem, że dostanę w swoje ręce tak drogocenny klejnot – zamruczał po chwili. – Tym bardziej mam na ciebie ochotę. – Pochylił się nad chłopakiem ze zdecydowanym zamiarem pocałowania go. Harry zadziałał instynktownie. Zapomniał zupełnie, że ma w ręce swoją różdżkę i zwyczajnie kopnął napastnika kolanem między nogi. Shahriar jęknął z bólu, a Harry skorzystał z okazji i odsunął się od niego na bezpieczną odległość. Zlokalizował wzrokiem drzwi, ale kiedy już miał przez nie przejść, zamknęły się przed nim gwałtownie.

– Chyba wyraźnie powiedziałem, że nie mam ochoty mieć z tobą nic wspólnego? – warknął.

– A ja chyba wyraźnie powiedziałem, że niewiele mnie to obchodzi?

Harry był już naprawdę zły. Nawet Malfoy nigdy nie zdołał go doprowadzić do takiego stanu. Nawet bzdurne artykuły Rity Skeeter nie wywołały u niego takiej reakcji. Ale też nikt nigdy nie namawiał go jawnie do zdrady.

– Sam tego chciałeś – warknął, ściskając mocniej różdżkę i wypowiadając zaklęcie, po którym rozległ się ogłuszający huk.

,,,

Severus był tak pochłonięty dogadywaniem się z zielarzem, że dopiero po dłuższej chwili dostrzegł, że Harry zniknął.

– Harry? – spytał, rozglądając się za nim. Jahan widząc to, także zaczął się rozglądać za chłopakiem.

– Spokojnie. Na pewno gdzieś tu jest – powiedział przewodnik. – Pewnie ogląda rośliny, na którymś z sąsiednich tarasów.

Severus jednak nie był tego taki pewien, kiedy go szukali. Harry nigdy nie oddalał się, nie mówiąc mu o tym. Nawet jeśli wychodził tylko do sklepu albo na plaże, to zawsze uprzedzał o tym. Próbował skupić swoje myśli na małżonku, dzięki kropli magii, którą Harry oddał mu z własnej woli. Dopiero po chwili wyczuł, że małżonek jest mocno zdezorientowany, a po chwili coraz bardziej rozzłoszczony. Nie mógł pojąć, co się stało, że był w takim stanie.

Nagle dało się słyszeć potężny huk gdzieś nad nimi. Podniósł głowę i zobaczył, że w jednej ze ścian pałacu, zieje potężna dziura. Od razu zrozumiał co się stało.

– Harry tam jest – powiedział. – Zaprowadź mnie tam – zażądał, patrząc na zielarza. Ten był w stanie tylko skinąć głową. Kiedy dotarli na miejsce, było już tam sporo ludzi. Wszyscy zastanawiali się, co spowodowały takie zniszczenia.

– Co tu się dzieje?! – spytał jakiś wściekły, kobiecy głos. Piękna kobieta, ubrana w drogi strój podchodziła szybko od strony jednego z tarasów.

– Pani Shirin – powiedział, zielarz kłaniając się jej.

– To małżonka właściciela – wyjaśnił cicho Jahan Severusowi.

– Niech sobie będzie nawet sułtanką. Mnie obchodzi Harry – powiedział stanowczo.

– Dlaczego w moim domu jest dziura?! – spytała kobieta. – Kto za to odpowiada?!

Jeden ze służących już miał odpowiedzieć, kiedy dało się słyszeć krzyk, a w następnej chwili ich pan wypadł z budynku przerażony.

– Mężu? – spytała zaskoczona kobieta, patrząc na niego. – Co się...? – zaczęła, ale urwała widząc, że z budynku wychodzi ktoś jeszcze.

– Harry! – powiedział z ulgą Severus, podchodząc szybko do niego. Chłopak jednak dał mu ręką znak, żeby go nie zatrzymywał chwilowo.

– Porozmawiamy za chwilę. Najpierw muszę wykastrować tego kretyna – syknął, wskazując na pana domu.

Shirin zmierzyła Harry'ego wzrokiem i musiała zrozumieć, co dokładnie zaszło, bo złapała nagle mocno swojego małżonka za kark. Shahriar jęknął cicho, czując wbijające się mu w skórę paznokcie żony.

– Powinnam była zrobić to już dawno temu – warknęła.

– Harry, co się stało? – spytał Severus.

– Zapytaj jego! – powiedział stanowczo, wskazując na mężczyznę, którego żona trzymała w żelaznym uścisku.

– Ja to wszystko wyjaśnię... – zaczął niepewnie.

– Co wyjaśnisz? CO WYJAŚNISZ?! – wrzasnęła Shirin wściekle. – Znowu próbowałeś kogoś uwieść?! Ile razy powtarzałam ci, co cię czeka, jeśli jeszcze raz się o tym dowiem?!

– Mogę dodać, że próbował namówić mnie do zdrady? – spytał Harry. To rozwścieczyło kobietę jeszcze bardziej, bo Shahriar tylko jęknął głośniej, kiedy wzmocniła uścisk.

– Ty! – syknęła. – Już ja cię nauczę szacunku. Skończyły się dobre czasy! – zagrzmiała. Harry stwierdził, że gdyby był na miejscu jej męża, to właśnie zacząłby się naprawdę bać. – Panowie wybaczą temu głupcowi. Oczywiście zrekompensuję wszelkie straty i zadbam o to, żeby nigdy więcej nawet nie pomyślał o podobnym czynie. Merik! – zawołała, a zielarz podszedł natychmiast, kłaniając się. – Daj panom wszystko, o co poproszą.

– Tak, proszę pani. Oczywiście.

– Ja na początek poproszę moje ubrania – mruknął Harry. – Jest mi w tym cokolwiek przewiewnie.

– Właśnie miałem pytać, co ty masz na sobie – przyznał Severus.

– Z własnej woli tego nie ubrałem.

Dziesięć minut później Harry miał znowu na sobie swoje ubrania i wrócili z zielarzem i przewodnikiem do ogrodów. Severus bardzo chętnie skorzystał z możliwości rozejrzenia się wśród tych najrzadszych roślin, kiedy tylko upewnił się, że Harry'emu nic się nie stało.

– Co za niewyżyty zboczeniec – burczał Harry.

– Słyszałem plotki, że to straszny uwodziciel, ale chyba jeszcze nikt nigdy nie stawił mu takiego oporu – powiedział Jahan.

– Niech się cieszy, że go poważniej nie uszkodziłem.

– Zrobiłeś mu coś? – spytał Severus, kiedy zamykał koszyk z roślinami.

– Kopnąłem w czułe miejsce. Mocno! – wyjaśnił. Wszyscy mężczyźni, którzy to usłyszeli, skrzywili się na samą myśl o tym. Severus nie zważając na obecność innych, objął małżonka.

,,,

Dopiero kiedy wrócili do hotelu Harry opowiedział Severusowi, co się dokładnie wydarzyło. Starszy czarodziej nie krył swojej złości. Nie zniósłby, gdyby Harry'emu coś się stało.

– Kiedy zauważyłem, że cię nie ma, myślałem, że oszaleję. W porę przypomniałem sobie, że mogę cię wyczuć. Gdyby coś ci zrobił, zabiłbym go – przyznał.

Harry zarumienił się i uśmiechnął lekko.

– Nie myślałem, że aż tak się o mnie boisz – przyznał.

– Oczywiście, że się o ciebie boję, ty głupi bachorze. Zawsze się o ciebie bałem. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Poza tym jesteś moim mężem.

– To prawda. Jestem – zamruczał Harry. Objął szyję Severusa i zaczął go delikatnie drapać po karku. Wiedział, że mężczyzna to lubi. – Nic mi nie zrobił. Myślał, że zdoła mnie uwieść, jak wszystkich innych.

– Czyli to nie była jego pierwsza próba? – Severus czuł coraz większą awersję do tego czarodzieja. Jedyna pociecha w tym, że jego żona na pewno teraz będzie go trzymała na krótkiej smyczy.

– Wręcz się tym przechwalał – przyznał Harry, patrząc mężowi w oczy. – Ale dla mnie istniejesz tylko. – Zamruczał zadowolony, widząc jak policzki starszego czarodzieja pokrywają się lekką czerwienią.

– Nie wzięliśmy ślubu z własnej woli – przypomniał mu. – Od tamtego czasu mogłeś zmienić zdanie.

– Znowu zaczynasz? Zrozum, że nie chcę nikogo innego. Chcę tylko ciebie. Będę to powtarzał tak często, aż w to uwierzysz.

– Wierzę ci – westchnął Severus. – Po prostu czasem wydaje mi się to takie nierealne. Będąc szpiegiem, nie miałem nawet ochoty myśleć o związkach. Byłem pewien, że nie dożyję końca wojny i byłem z tym pogodzony.

– Wiem. Żałujesz, że przeżyłeś?

Mistrz Eliksirów pokręcił głową.

– Nie. Może na początku trochę. Chyba dlatego, że nagle moje życie nie było już życiem w cieniu Czarnego Pana. Nagle wokół mnie zapanował spokój. Nie bardzo wiedziałem, jak sobie poradzić z tym nowym poczuciem. I nie do końca rozumiałem, jak mam cię odbierać.

– Nie musisz mi o tym mówić, jeśli nie chcesz – zapewnił go Harry. – Wiem, że nie lubisz się tak uzewnętrzniać.

– Chyba w końcu powinienem zacząć to robić. Przyznaję jednak, że nie potrafię zbyt dobrze mówić o swoich uczuciach. Chyba tylko Albus mniej więcej wiedział, co siedzi w mojej głowie. I nie! Nie zaglądał mi do umysłu – zapewnił Harry'ego, widząc że ten otwiera już usta, żeby się oburzyć.

– Może to był właśnie błąd? Może dzięki temu tobą manipulował. Bo ufałeś mu na tyle, żeby mówić mu więcej niż innym?

– To już nieważne. Tamto życie zostało daleko za mną. Za nami – dodał. – Podoba mi się moje obecne życie z tobą. Nawet jeśli od czasu do czasu pakujesz nas w tarapaty.

Harry zaśmiał się, słysząc to. Uwielbiał tego faceta.

– Wiesz... Ja nigdy nie myślałem, że zwiążę się akurat z tobą. W szkole byłeś dla mnie okropny, zawsze traktowałeś niesprawiedliwie...

– Przepraszam. Musiałem.

– Pozwól mi skończyć – powiedział Harry, patrząc mu w oczy. – Jak tak teraz o tym myślę, to chyba się w tobie trochę wtedy podkochiwałem. – Severus popatrzył na niego zaskoczony. – Tak, tak, wiem. Podobała mi się twoja władczość. Raz nawet miałem taki dość specyficzny sen, ale rano byłem nim tak przerażony, że myślałem, że coś ze mną jest nie tak. Ciotka i wuj nie rozmawiali ze mną na takie tematy. Wszystko, co wiedziałem było gdzieś tam podsłuchane z rozmów.

– Podobała ci się moja władczość? A teraz ci się nie podoba? – zamruczał, nachylając się, żeby musnąć usta Harry'ego swoimi.

– Teraz twoja władczość mnie strasznie kręci. I podnieca. Może wypadałoby to jakoś wykorzystać?

– Skoro nalegasz.

,,,

Świstoklik do domu miał się aktywować dopiero za dwie godziny. Skorzystali wiec z okazji i poszli do tutejszej dzielnicy handlowej czarodziejów, która okazała się wielkim placem targowym. Zewsząd słychać było, jak kupujący targują się ze sprzedawcami.

– Tu jest zdecydowanie głośniej niż na ulicy Pokątnej – powiedział Harry.

– I tłoczniej – dodał Severus, rozglądając się wokół.

Harry skorzystał z okazji i kupił dla Mróżki trochę tutejszych przypraw. Były w dobrej cenie, świeże, więc czemu miałby nie skorzystać. Kuchnia zdecydowanie była jej królestwem. Z początku tęskniła nieco za swoim dawnym panem. Harry doskonale to rozumiał, ale nigdy nie pytał ją o służbę u Barty'ego Croucha. Raz tylko spytał, czy chciałaby się po prostu wygadać. Powiedziała wtedy, że czuje się winna. Nie upilnowała panicza.

– Mrużko, nie było w tym twojej winy – zapewnił ją wtedy Harry. – Nie namawiałaś go przecież, żeby zrobił coś złego. Skąd też mogłaś wiedzieć, że coś planuje?

Skrzatka uspokoiła się wtedy na tyle, że zdołała po jakimś czasie pogodzić się z przeszłością i skupiła się na dbaniu o nowy dom. Uważała, że Harry jest nieco dziwnym, ale dobrym panem. Harry był jej też bardzo wdzięczny za pomoc w opiece nad Severusem i z czasem wypracowali sobie własny system funkcjonowania.

– Mrużka się ucieszy. – Harry uśmiechnął się, chowając torebki z przyprawami do torby. Tradycyjnie też udało im się kupić kilka książek. Severus znalazł nawet kilka z dziedziny eliksirów. Oczywiście nie były one po angielsku, ale nie było to nic, z czym proste zaklęcie tłumaczące nie zdołałoby sobie dać rady.

Nagle na jednym ze straganów coś przykuło uwagę starszego czarodzieja. Był to mały medalion w kształcie znajomo wyglądającego węża. Harry również popatrzył na niego uważnie. Widział już kiedyś coś podobnego i nie miał z tym zbyt miłych wspomnień.

– Zostawmy go – powiedział do męża.

– Jesteś pewien? – spytał Severus, obracając go w dłoni. – Tutaj jest coś napisane. Przypomina to, co widzieliśmy na Rapa Nui.

Harryskinął głową, widząc to. Obaj doskonale wiedzieli, w jakim języku był napis.Chwilę później zaczęli ostro targować się ze sprzedawcą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top