Rozdział 6
Dziękuję wam bardzo za wszystkie gwiazdki. Dały mi kopa do ogarnięcia szybko kolejnego rozdziału. Miłego czytania :3
Rozdział 6
Świadomość, że wrócili z Islandii zaślubieni przez magię, była z początku dla Severusa czymś kompletnie niezrozumiałym. Kiedy tylko przestąpili próg domu, oba skrzaty pogratulowały im, przy czym Mrużka nawet się nieco popłakała i Harry spędził dobre dziesięć minut na uspokojeniu jej.
– Pan nie rozumie – pisnęła. – Stała się wielka rzecz. Wielka i dobra. Teraz nikt już pana nie może zmusić do niczego, bo magia chroni. Chroni obu panów – wyjaśniała.
Harry nie był w stanie dowiedzieć się od niej niczego więcej, bo po uspokojeniu się skrzatka pognała do kuchni gotować. Młodszy czarodziej popatrzył wtedy pytająco na Stworka. Wiekowy skrzat wyjaśnił obu czarodziejom, że ponieważ połączyła ich sama magia, nikt nie może ich rozdzielić.
– To stary rytuał, o którym wszyscy już praktycznie zapomnieli... – mruczał skrzat. – Tak... Dziadek Stworka opowiadał mu, że w czasach pierwszych czarodziejów takie zaślubiny były czymś powszechnym. Co magia złączyła, pozostawało złączone na wieki. Próba zniszczenia tego była karana przez samą magię.
– Znasz jakieś konkretne historie? – spytał Harry ciekawie, siadając na kanapie. Severus usiadł po chwili obok niego, a skrzat zajął miejsce na wiklinowym fotelu przy wejściu na taras. Od samego początku upodobał sobie to miejsce, kiedy dotarło do niego, że Harry nie ma zamiaru karać go za to, że musi odpocząć w ciągu dnia. Złoty Chłopiec uznał, że to zupełnie normalna rzecz w tak sędziwym wieku i nieważne czy to skrzat, czy czarodziej. Na co dzień Stworek zajmował się głównie szklarnią i ogrodem, pozostawiając dom Mrużce. Czasem też udawał się do tutejszych skrzatów po różne rzeczy albo rośliny. Harry był mocno zdziwiony, kiedy pewnego dnia zobaczył, że Stworek rozmawia z równie sędziwym skrzatem przy zejściu na plażę. Tutejsza populacja skrzatów okazała się znacząco mniejsza niż ta w Wielkiej Brytanii, ale istniała. Hawajskie skrzaty miały też zgoła nieco inne zwyczaje. Oczywiście służyły rodzinie, do której należały i dbały o domostwo, ale nikt nie wysługiwał się nimi w takim stopniu, jak robili to na przykład brytyjscy arystokraci. Tutejsze skrzaty wykonywały swoje obowiązki, a potem miały czas dla siebie. Z początku dla Stworka i Mrużki to był prawdziwy szok.
Harry niemal padł ze śmiechu na widok miny Severusa, kiedy pewnego wieczoru ten zobaczył, że Mrużka szykuje się do wyjścia. Skrzatka miała na sobie poszewkę na poduszkę w hawajskie wzorki, którą przepasała rzemykiem ozdobionym muszelkami. Harry zapewnił ją, że wygląda bardzo ładnie i żeby pozdrowiła Pele. Skrzatka pisnęła tylko, rumieniąc się nieco, a potem razem ze Stworkiem wyszli. Dopiero wtedy Severus dowiedział się nieco o życiu tutejszych skrzatów i, że Mrużka się spotyka z jednym z nich co jakiś czas.
– Też im się coś od życia należy – stwierdził wtedy Harry. – Hawajskie skrzaty mają swoje zwyczaje i święta. Stworek mówił mi, że dziś przypada jedno z nich. Niech się trochę zabawią.
– Skrzaty i zabawa? – spytał zaskoczony Severus. Wyjął z szafki kubki, żeby zrobić dla nich obu kawę.
– Dla obojga był to z początku niezły szok, kiedy jeden ze skrzatów zjawił się u nas i zaprosił ich na obchody jakiegoś skrzaciego święta. Uznałem, że skoro tutaj mieszkamy to przecież nic się nie stanie jeśli też będą mieć znajomych. – Harry wzruszył ramionami, wyjaśniając wszystko. Severus nie mógł się nie zgodzić. Hawaje zaskoczyły go ponownie swoją odmiennością.
A teraz obaj czarodzieje siedzieli, słuchając opowieści Stworka o tym, jak to jeszcze zanim zaistniał Hogwart, magia połączyła ze sobą dwóch czarodziei. Jednakże czarownica zakochana bez pamięci w jednym z nich sprzeciwiła się świętemu węzłowi magii i usiłowała siłą zerwać zaślubiny, podając czarodziejowi podstępnie eliksir miłosny. Została za to srogo ukarana i magia ją opuściła na zawsze. Musiała siłą rzeczy opuścić magiczny świat i według legendy jej potomkowie do dziś płacą za jej czyn.
– Trochę to straszne – powiedział Harry po wysłuchaniu Stworka.
– To normalne – stwierdził skrzat. – Magia wie, co robi. Skrzaty mają inną magię, inne zdolności, ale źródło jest jedno. Magia nie lubi, gdy ktoś ją bezcześci.
– Czasem to się czuję, jakbym nie raz musiał to zrobić – westchnął Harry, opierając głowę o ramię Severusa. – Nie raz czułem się brudny.
– To pomyśl o tym, co ja musiałem robić – mruknął starszy czarodziej.
– Nie miałeś wyjścia.
– Ty też nie.
Stworek pokręcił tylko głową.
– Magia się nie gniewa. Inaczej nie połączyłaby panów. Magia wie wszystko – powiedział.
– Więc czemu nie mogła opuścić Voldemorta? – spytał Harry. – Czy tak nie byłoby prościej? Nie byłoby wojny.
– Magia nie może myśleć za czarodziejów. Muszą sami odkrywać, co jest dobre, a co złe. Czarodzieje to dzieci magii – wyjaśnił, jakby on był nauczycielem, a dwaj czarodzieje siedzący na kanapie jego uczniami.
– Coś w tym jest – zgodził się z nim Severus, a Harry zerknął na niego. – Sam pomyśl... To tak jakby nauczyciele odrabiali za uczniów prace domowe.
Harry parsknął śmiechem.
– Już widzę, jak to robisz – śmiał się, splatając swoje palce z jego. – Dla mnie to też troszkę dziwne. Ale cieszę się, że tak się stało – powiedział cicho. – Chociaż nigdy nie myślałem, że dorobię się męża. I to w dodatku ciebie.
– Mów do mnie jeszcze. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę z tobą mieszkał, a potem się z tobą oficjalnie zwiążę, uznałbym, że ktoś go otruł – przyznał Severus, patrząc mu w oczy. Harry zaśmiał się tylko ponownie, przytulając się mocniej.
Dobre kilka dni zajęło im obu przyswojenie do wiadomości tego, co się stało. Oczywiście kiedy Vaia zaprosiła ich na wieczornego grilla, zauważyła runy na ich palcach.
– Czego się durnie nie chwalicie, że wzięliście ślub? – fuknęła na nich, po czym krzyknęła do syna żeby wyciągnął z piwniczki najlepszy alkohol, bo świętują magiczne zaślubiny. – No co? Każda okazja jest dobra do świętowania – zauważyła. – Jak rozumiem, noc poślubna była udana?
Harry zarumienił się lekko i szybko uciekł pod pretekstem pomocy dzieciom, które piekły mięso nad paleniskiem. Severusowi z kolei udało się zachować kamienną twarz i nie skomentować niczego głośno. Ale faktem było, że ich „noc poślubna" była bardzo namiętna. Doskonale pamiętam, jak drzwi do sypialni ledwo się za nimi zamknęły, a oni już gorączkowo zdzierali się z siebie ubrania. Łóżko chyba tylko cudem wytrzymało tę noc i z ulgą przyjął fakt, że nie mieli żadnych sąsiadów zbyt blisko siebie. Jeszcze ktoś posądziłby go, że znęca się nad Harrym. Już nie wspominając o tym, że ciąg dalszy nastąpił w łazience. Dopiero potem padli zmęczeni i zasnęli.
Następnego dnia Severus obudził się jako pierwszy tradycyjnie wtulony w plecy Harry'ego. Mruknął z zadowoleniem, obejmując młodszego czarodzieja mocniej ramieniem w pasie. Ten wymamrotał coś tylko pod nosem, nie budząc się, za to uśmiechnął się lekko przez sen. Severus pomyślał wtedy, że może to wszystko jednak było lepsze, niż z początku mogło się wydawać.
...
Oczywiście wystarczył kolejny numer Proroka Codziennego, które wpadł Harry'emu w ręce, żeby zepsuć mu humor. Znowu pisano o rocznicy bitwy o Hogwart, której obchody miały się odbyć w najbliższy weekend.
– Mówiłeś, że cię to nie obchodzi, ale widzę, że jednak nie jest tak do końca – zauważył Severus, kiedy Harry ze złością rzucił gazetą przez cały salon.
– Tak wiem... Najwyraźniej jednak udało im się znowu mnie wyprowadzić z równowagi – przyznał, siadając ciężko na kanapie.
Severus spokojnie podniósł Proroka i zerknął na pierwszą stronę. No w tym wypadku mógł zrozumieć złość swojego małżonka. Pierwszą stronę zdobiło zdjęcie Ginny Weasley, która wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, a w artykule obok wypowiadała się o Harrym jako o jej zaginionym narzeczonym. Wyrażała swoją najszczerszą nadzieję, że Złotemu Chłopcu nic nie jest i do niej w końcu wróci.
– No dobrze... Rozumiem teraz twoje rozdrażnienie – przyznał i wrzucił gazetę na stos gazet, których używali czasem jako podpałki, kiedy Vaia zapraszała ich na ognisko czy na grilla.
– Narzeczony... Ja jej dam narzeczonego – syczał Harry zły. – Kiedy do niej dotrze, że jestem gejem i nigdy nie patrzyłem na nią w ten sposób. Zawsze myślałem o niej jak o młodszej siostrze. I na tym koniec.
– Wydawało mi się, że bliźniacy Weasley jej to wyjaśnili i przyjęła to do wiadomości.
– Najwyraźniej jednak nie skoro mówi takie bzdury tej durnej Skeeter. A cała reszta czarodziejów oczywiście wierzy w te głupoty, bo czemu by nie. Naprawdę w takich chwilach nie żałuję, że zostawiłem to wszystko za sobą.
– Ale drażni cię to.
– Oczywiście, że mnie drażni. Rozmawialiśmy już na ten temat – mruknął Harry. – Czemu ja nie mogę być po prostu sobą? – spytał, zwijając się w kulkę. Severus widząc to, usiadł obok niego szybko i przytulił.
– Ty jesteś sobą – zapewnił go. – I nie przejmuj się tym, co gadają inni. Skoro nie potrafią cię zaakceptować takiego, jakim jesteś, to nie zasługują na ciebie.
Harry uśmiechnął się lekko, słysząc to.
– Może powinienem jednak pojechać tam i zakończyć to wszystko raz na zawsze? – zastanawiał się głośno.
– Chcesz tego?
– Nie mam na to ochoty, mówiąc szczerze. Ale wydaje mi się to teraz jedynym logicznym wyjściem. Skoro oni lubią mnie stawiać przed faktem dokonanym, to może czas zrobić im to samo? Pojedziesz ze mną? Przy okazji chciałbym odwiedzić bliźniaków i... Myślałem jeszcze o czymś, ale to dość szalone.
– Kolejna wyprawa do miejsca z dziennika? – domyślił się Severus.
– Też, ale nie tylko to. W sumie wyszłaby z tego taka mała zemsta.
– Zamieniam się w słuch. To skoro mamy wrócić na brytyjską ziemię, to gdzie nas rzuci?
– Nad jezioro Loch Ness – wyszczerzył się Harry.
...
Londyn przywitał ich nadzwyczaj mgliście i nieprzyjemnie. Obaj jednak byli za to wdzięczni, bo dzięki temu na ulicach nie było tłumów. A może wpływ miał też na to fakt, że było dość wcześnie. Harry przekonał Severusa, żeby przed wyprawą nad jezioro Loch Ness odwiedzić bliźniaków i zaopatrzyć się u nich w kilka rzeczy.
– Nigdy nie wiadomo co się przyda – argumentował.
W taki oto sposób o szóstej trzydzieści rano weszli na ulicę Pokątną ubrani w płaszcze z postawionymi kołnierzami i kapturami na głowach. Dla osoby postronnej musieli wyglądać dość podejrzanie, ale aktualnie widzieli wokół może ze dwie osoby. Czarodziejska część Londynu dopiero budziła się do życia.
Sklepu bliźniaków nie można było przeoczyć. Już z daleka mamił kolorami i obietnicą świetnej rozrywki. Severus wiedział, że ta dwójka może nie była wybitna w szkolnej nauce, ale należało pochwalić obu braci za ogromną kreatywność. Nic dziwnego, że udało im się dorobić własnego biznesu, chociaż długo zachodził w głowę, skąd mieli pieniądze. W końcu Weasleyowie nie śmierdzieli pieniędzmi. Winowajcą w tej kwestii także okazał się Harry.
Obaj czarodzieje stanęli teraz pod drzwiami od strony bocznej uliczki i Harry zastukał. Chwilę później dało się słyszeć odgłos przekręcanego klucza i jeden z bliźniaków stanął w drzwiach. Musiał dopiero co wstać, bo był koszmarnie rozczochrany i w szlafroku narzuconym na piżamę.
– Cześć Fred – uśmiechnął się Harry. Dosłownie sekundę później został otoczony ramionami rudzielca, które zgniatały go niemalże w mocnym uścisku. – Powietrza!
– Przepraszam – zaśmiał się Fred, puszczając go. – Na gacie Merlina, kopę lat Harry. Myślałem, że cię już nie zobaczymy na Pokątnej. I nie jesteś sam, jak widzę – dodał, kierując wzrok na Severusa.
– Witam panie Weasley – odezwał się starszy czarodziej, a Harry zobaczył, jak Fredowi chyba pierwszy raz w życiu brakuje słów i opada szczęka.
– Profesor Snape! Pan żyje!
– Panie Weasley, za pozwoleniem jest niespełna siódma rano. Proszę pohamować te swoje dzikie odgłosy, które zwyczajowo nazywa pan zaskoczeniem.
– Tak, tak. Wchodźcie, wchodźcie – powiedział, wpuszczając ich do środka.
George oczywiście również wyściskał mocno Harry'egom ciesząc się, że go widzi.
– Ale jesteś opalony – przyznali bliźniacy. – Pan profesor też. Już nie wygląda pan jak dziki wampir z lochów Hogwartu i odmłodniał pan. Jakiś nowy eliksir? – śmiali się parząc herbatę dla wszystkich.
– Brak stresu i nowe miejsce zamieszkania dobrze na mnie wpływają, panie Weasley – skwitował Severus.
– Proszę nam mówić po imieniu – odezwał się Fred.
– No dobrze. Również pozwalam wam mówić do mnie po imieniu – powiedział po chwili milczenia.
Oczywiście Harry nie mógł już ukrywać większości spraw i opowiedział bliźniakom całą sytuację związaną z Severusem i jak to było, że zamieszkali razem.
– Coś tak podejrzewaliśmy – przyznał George, kiedy usiedli wszyscy, żeby zjeść razem śniadanie. – Ciała nigdy nie odnaleziono, a aktu zgonu w ministerstwie nie ma. Wiem, że ktoś to sprawdzał. Chociaż nikt nie podejrzewa, że to twoja sprawka Harry.
– A no nikt. Wszyscy są przekonani, że Severus zwyczajnie się ulotnił po zakończeniu wojny i żyje sobie gdzieś za granicą – dodał Fred. – Ale, że mieszkacie razem, to na to bym nie wpadł.
– Pisałem wam, że nie mieszkam w pojedynkę – przypomniał im Harry.
– Ale, że mieszkasz ze swoim byłym nauczyciele, to już nie. Jakoś ten fakt ci umknął – zaśmiał się George. – To co was sprowadziło na stare śmieci? Wróciliście na stałe?
– Chyba śnisz – prychnął Harry. – Miałbym wrócić po tym, co gadają ludzie i wypisuje Prorok? Tak się składa, że bardzo lubię nasz dom i życie.
– Ohoho! Mówisz nasz dom i życie? – wyszczerzył się Fred, patrząc na nich obu. – Dobrze zrozumiałem, że jest tu jakieś drugie dno?
Severus zaczął rozumieć, czemu Harry lubi rudych bliźniaków. Nie owijali w bawełnę i nie bawili się w niepotrzebne podchody. Mówili wprost co myślą i albo coś im się podobało, albo nie. Można było być z nimi zupełnie szczerym. Nie byli ludźmi, którzy na siłę narzucali komuś swoje przekonania. Nie miał więc zasadniczo nic przeciwko, żeby powiedzieć im prawdę.
– Nie nazwałbym tego drugim dnem – odezwał się jednak, zanim Harry zdążył to zrobić. – A zwyczajnym związkiem.
Harry uniósł brwi, patrząc na niego z zaskoczeniem.
– Zwyczajnym? – spytał Fred. – Związek z tobą czy z Harrym raczej nie byłby zwyczajny.
– Dla nas jest – przyznał Harry już rozumiejąc o co chodzi jego drugiej połówce. – Żyjemy jak każda para. Pracujemy, spędzamy razem czas, czasem się pokłócimy, potem pogodzimy.
– W łóżku? – spytali jednocześnie bliźniacy, szczerząc się, a Harry tylko wywrócił oczami. Był przyzwyczajony do ich stylu zadawania pytań i bezpośredniości.
– To już nasza sprawa.
– Jasne stary – zaśmiali się, ale widać było, że szybko dodali dwa do dwóch. – No to, co tu robicie? – spytali, wracając do przerwanego wątku.
– Chcę raz na zawsze ukrócić te bzdury, które o mnie wypisują. A dokładniej co wygaduje wasza siostra. Bo to już jest jakiś chory żart. Rozmawialiście z nią, prawda?
Bliźniacy popatrzyli po sobie szybko.
– Oczywiście, że tak – zapewnił go George. – Ale do niej nic nie dociera. Z początku wydawało nam się, że przyjęła to do wiadomości. Nawet zaczęła chodzić na randki, ale po kilku miesiącach zaczęło jej odbijać.
– Zaczęła gadać, że do niej wrócisz, że weźmiecie ślub, będziecie mieć dzieci, ona będzie panią Potter i takie tam – dodał Fred. – Nic do niej nie dociera. A to, że jesteś gejem, uznała za chwilowy brak równowagi po wojnie.
– Na gacie Merlina... – jęknął Harry, kręcąc głową tylko. – No po prostu nie wierzę. Po tym, co mówicie, nie jestem przekonany czy powiedzenie jej wszystkiego prosto w oczy wystarczy.
– Ona zrobi wszystko, żeby z tobą być.
– Niech przestanie, bo kiepsko się to dla niej skończy. Nie chcę jej mieć na sumieniu – powiedział Harry. Widząc pytające spojrzenia przyjaciół, popatrzył na Severusa. Ten skinął głową, dając pozwolenie żeby powiedział o wszystkim. Bliźniacy Weasley może i byli zakręceni, ale byli jednocześnie wiernymi przyjaciółmi, którzy potrafili trzymać języki za zębami.
Harry wiec opowiedział im o źródle magii, pomijając jednak wszystkie ważniejsze kwestie, jak lokalizacja i udział osób trzecich. Wyjaśnił im, że w świetle prawa samej magii jest poślubiony Severusowi i żaden czarodziej na świecie nie może w to ingerować, jeśli nie chce stanąć twarzą w twarz z poważnymi konsekwencjami.
– Ok... Podsumowując – zaczął Fred. – Złączyła was magia i nikt nie ma prawa w to ingerować, bo może stracić własną magię?
– Dokładnie tak – przyznał Harry.
– Nie wiem, czy Ginny w to uwierzy. Ale dla jej własnego dobra lepiej, żeby tak się stało. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nagle została charłakiem – przyznał George. – Nie wiem co zrobić, bo ona stawia wszystkich w dość niezręcznej sytuacji.
– George, ja rozumiem, że można się zakochać – zapewnił go Harry. – Ale ja nie zmienię tego, kim jestem ani jakie mam preferencje. Nawet gdybym nie był w związku, nie zrobiłbym tego. Po prostu nie. Nie będę się zmieniał, bo komuś coś nie pasuje. Jest mi dobrze z Severusem i nie mam zamiaru temu zaprzeczać.
Starszy czarodziej poczuł dziwne ciepło w piersi, kiedy to usłyszał. Nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek kiedyś powiedział, że związek z nim jest czymś dobrym i nie chce niczego zmieniać. On sam też nie chciałby teraz niczego zmieniać. Pomijając już magiczne zaślubiny dobrze mu się żyło z Harrym, co wielokrotnie sam sobie powtarzał. Z początku, kiedy się wybudził ze śpiączki, miał wątpliwości, ale w miarę jak płynął czas, zmieniał zdanie. I w końcu doszli do tego momentu, kiedy nierozerwalnie byli razem.
– Czyli zamierzasz pokazać się jutro na obchodach rocznicy i zrobić małe zamieszanie? – spytał Fred.
– Coś w tym stylu. Ale najpierw chcemy odwiedzić jedno miejsce – przyznał Harry.
– Możesz im zaproponować udział w wyprawie – odezwał się Severus, zanim zdołał ugryźć się w język. Z drugiej jednak strony on sam na jedną z wypraw zabrał swojego byłego mistrza. Od tamtego czasu systematycznie korespondował z Domnallem i wymieniali się uwagami na temat eksperymentów z wykorzystaniem wody i kamieni, jakie znaleźli na Rapa Nui. Jego mistrz zapewniał go też, że Liam i Rafael z jeszcze większą pasją przykładają się do nauki i co jakiś czas wkraczają do świata mugoli w poszukiwaniu świeżych składników. Ich ulubionym miejscem stała się okolica Rockfleet Castle, gdzie zbierali różne rośliny i odwiedzali niezamieszkałe przez nikogo wysepki. Severus cieszył się, że chłopcy mieli tyle zapału w dziedzinie eliksirów. Był pewien, że pewnego dnia mogą naprawdę sporo osiągnąć w tej dziedzinie.
– Mówisz poważnie? – spytał Harry ,patrząc na niego po raz kolejny z zaskoczeniem. Severus skinął głową. – Co wy na to? Macie ochotę zapolować na potwora z Loch Ness? – Harry popatrzył na bliźniaków, zdając sobie sprawę z tego co usłyszy. Chwilę później oba rudzielce wyszczerzyły się, pokazując zęby.
...
Dwie godziny później aportowali się w okolice ruin zamku Urquhart. Rozciągał się stąd świetny widok na jezioro. Zbudowany w XII wieku zamek został ulokowany na dwóch wzgórzach na zachodnim brzegu Loch Ness.
Czwórka czarodziejów uznała, że czemu by od razu nie zwiedzić ruin. Nessie i tak im nigdzie raczej nie ucieknie, o ile w ogóle istnieje. Wprawdzie Salazar pisał o potworze w dzienniku, ale jeśli potwór faktycznie istniał to, czy jeszcze żył? Mógł nie być jakiś szczególnie długowieczny.
Przy wejściu do ruin Harry kupił w sklepiku z pamiątkami książkę. Zdążyli się już przekonać razem z Severusem, że mugolskie pozycje często miały w sobie jakieś wskazówki. Poza tym ciekawy był też punkt widzenia mugoli na niektóre sprawy. Harry szybko doczytał się co nieco o historii samego zamku.
Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodziły natomiast z roku około 580 i chrystianizacyjnej misji św. Kolumby, założyciela słynnego klasztoru na wyspie Iona do Inverness, na dwór piktyjskiego króla Bridei'a. Podczas pobytu w okolicach Urquhart św. Kolumba został poproszony o udzielenie chrztu umierającemu Piktowi imieniem Emchatch. Wraz z nim ochrzczona została wówczas cała jego rodzina oraz służba. Pomimo że faktycznie nie wiadomo gdzie znajdowała się siedziba Emchata, tradycyjnie przyjęto, że położona była ona w pobliżu obecnego zamku, najprawdopodobniej na szczycie wzgórza na dziedzińcu gospodarczym. Odnalezione podczas prac archeologicznych artefakty potwierdziły w każdym razie, że w tym miejscu znajdował się piktyjski fort. W odległości około 3 kilometrów na zachód od zamku, w Garbeg nieopodal miejscowości Drumnadrochit odkryto również piktyjskie cmentarzysko. Część zachowanych artefaktów z tych czasów, między innymi brosza datowana na koniec VIII, bądź początek IX wieku została wystawiona w zamkowym centrum informacyjnym. Z czasów Kolumby pochodziła też pierwsza wzmianka o słynnym potworze z Loch Ness. Legendarną bestię, która zaatakowała jednego z jego towarzyszy, Kolumba miał zmusić do ucieczki samym swoim głosem.
– Czy tylko ja mam wrażenie, że ten cały Kolumba był czarodziejem? – spytał Harry cicho, patrząc na swoich towarzyszy.
– Całkiem możliwe. Ale nie przypominam sobie nikogo takiego z historii magii – przyznał George.
– Ciężko sobie przypomnieć, skoro Binns skupiał się tylko na wojnach goblinów – powiedział Fred.
Severus zawsze uważał, że ma sporą wiedze historyczną, ale także nie przypominał sobie, żeby w którejkolwiek z przeczytanych przez niego książek o historii magii była wzmianka o takim czarodzieju.
– A piszą coś o samym potworze? – spytał Fred.
– Tak. Napisał o nim jeden z opatów klasztoru na wyspie Iona. Tu piszą, że był też jakimś krewnym tego Kolumby. Posłuchajcie: „Innym znów razem, kiedy świątobliwy mąż zatrzymał się na kilka dni w prowincji Piktów, musiał przebyć rzekę Ness. Gdy przybył nad brzeg, ujrzał kilku miejscowych, grzebiących nieszczęśnika, którego według ich słów niedługo przedtem porwał i wściekle pokąsał wodny stwór. Ciało wyłowili uzbrojeni w bosaki przewoźnicy. Święty polecił jednemu ze swych towarzyszy przepłynąć rzekę i przynieść z drugiego brzegu bryłę torfu. Słysząc to Lugne Mocumin, bez wahania zrzucił przyodziewek i zostawszy tylko w przepasce na biodrach, skoczył do wody. Niepokój wywołany w rzece przez pływaka spowodował jednak nagłe pojawienie się potwora, który z wielkim rykiem i otwartą paszczą rzucił się w kierunku śmiałka, gdy ten znajdował się na środku strumienia. Widząc to świątobliwy mąż, zapanował nad okrutnym potworem, mówiąc: "Powiadam ci, nie zbliżaj się i nie tykaj tego człowieka. Zawróć natychmiast!" Po tych słowach zdjęło potwora przerażenie i rzucił się do ucieczki szybszej, niż gdyby go ciągnięto na linach, aczkolwiek zbliżył się już był do Lugne'a na odległość jednego pchnięcia wiosłem."
– Jak dla mnie to brzmi, jakby jednak rzucił urok na tego potwora – przyznał George, a wszyscy pomyśleli dokładnie tak samo. – Myślicie, że te ruiny mają jakiegoś rezydenta w postaci ducha? Wtedy dowiedzielibyśmy się czegoś więcej może. Właściwie to, czemu go szukamy?
– Eliksiry – powiedział krótko Severus, a bliźniacy unieśli brwi w górę. – Rzadkie składniki. Jeśli ten potwór istnieje i jest magiczny, to nawet jego pojedyncza łuska może okazać się warta fortunę.
– A jeśli nie ma łusek? – spytał George.
– To był tylko przykład – warknął Severus. Czasem wychodziła z niego znowu jego wredniejsza strona. Harry widząc jego rozdrażnienie, szybko ujął jego dłoń ściskając lekko. Severus nie wiedział czemu, ale ten gest uspokajał go. Wziął kilka głębszych oddechów.
– No już, już. Spokojnie – uśmiechnął się George. – A wydawało się, że wyluzowałeś nieco.
– Wyluzował – zapewnił Harry krótko, wracając po chwili do historii w przewodniku, który kupił. Było w nim jeszcze kilka cytatów z relacji rzekomych świadków mugolskiego pochodzenia. Te były bardziej współczesne, bo pochodziły z XX wieku.
„Oto w piątek zeszłego tygodnia mieszkający w pobliżu Inverness znany biznesmen jechał wraz z żoną północnym brzegiem jeziora. W pewnej chwili oboje w osłupieniu skonstatowali, że coś przerażającego wyrzuca w górę wodę. Stworzenie baraszkowało całą minutę. Kształtem przypominało nieco wieloryba. Wzburzona woda pieniła się i przelewała jak we wrzącym kotle. Patrzący odnieśli wrażenie, że uczestniczą w niesamowitym wydarzeniu, i uświadomili sobie, że nie był to zwykły mieszkaniec głębiny."
" Jego nogi, choć krótkie, grube i niezgrabne, były jednak najprawdziwszymi nogami, zakończonymi czymś w rodzaju świńskich racic, lecz znacznie większymi. Nie widać było ani śladu uszu, ale proszę mi wierzyć, że zwierzę słyszało. Wspięło się na przednie nogi, a następnie ześlizgnęło ze skały na racicach. Nie wyprostowało się tak jak na przykład krowa. Tylnymi kończynami przywierało do gruntu bardzo szczelnie. Wydawało się, że jego korpus jest za ciężki do udźwignięcia dla nóg. Zwierzę zjechało do wody, powodując wielki plusk. Zawołałam moich chłopaków, ale wszystko, co zobaczyli, to rozchodzące się po wodzie koła."
Harry uznał oba opisy za dość ciekawe, chociaż w niczym nie przypominało mu tego, co wyobrażał sobie o Nessie. Z tych opisów obstawiał, że mugole przypadkowo musieli zobaczyć jakieś magiczne stworzenia, a nie rzekomego potwora z Loch Ness.
– To jest ciekawe i myślę, że to będzie to, czego szukamy – powiedział nagle Harry, kiedy trafił na kolejną relację. –„Najwyraźniejsze ruchy wykonywał ogon, być może zbliżony wyglądem do ogona wielorybiego. Jest on ciemniejszy niż reszta ciała. Fotografujący określają ogólną barwę stworzenia jako szarą, ogona zaś jako czarną. Wzburzenie wody z tyłu za potworem wydaje się skutkiem działania czegoś w rodzaju płetw czy łopatek." Co myślicie?
– Jest w ogóle jakieś magiczne zwierzę, które tak wygląda? – zastanawiał się Fred.
– Nie przypominam sobie niczego ,co mogłoby tak wyglądać. Gdyby nie relacja, że ma płetwy albo odnóża uznałbym to za jakiś gatunek węża morskiego.
– A mógłby to być dinozaur? – spytał nagle Harry.
– Dino co? – spytał George patrząc, na niego. Harry w tym momencie zorientował się, że czarodzieje najwyraźniej nie mają pojęcia o wielkich gadach, które kiedyś rządziły Ziemią.
– Dinozaur. Taki wielki gad sprzed milionów lat. Nie patrzcie tak na mnie. Mugole ciągle znajdują ich kości i próbują dowiedzieć się jak żyły.
– A po co?
– Bo niektórych to ciekawi – powiedział Harry. – Wychowywałem się wśród mugoli. Mieliśmy w szkole taki przedmiot jak przyroda czy coś takiego. Była tam wzmianka na temat dinozaurów, archeologii, wykopalisk. No jak zwał tak zwał.
– I co z tymi całymi dinocosiami? – spytał Fred.
– A no nic. Z tego, co pamiętam żyły na ziemi jakieś 65 milionów lat temu, w Ziemię uderzyła asteroida i puch. Po wielkich gadach. To tak w wielkim skrócie.
Trójka pozostałych czarodziejów patrzyła na Harry'ego, jakby właśnie powiedział coś w obcym języku. W sumie nie było się czemu aż tak dziwić. Bliźniacy Weasley chyba nigdy nie mieli do czynienia z mugolską historią czy w ogóle jakąkolwiek mugolską dziedziną poza żartami. Zainteresowań ich ojca nie można było brać aż tak na poważnie, bo polegały głównie na gromadzeniu mugolskich rzeczy. Raczej wątpił, żeby Weasleyowie byli kiedykolwiek w jakimś mugolskim muzeum czy na wystawie. To nie wchodziło w ich krąg zainteresowań.
– No dobra, inaczej. – Harry nabrał więcej powietrza. – Ogólnie chodzi o jednego, żyjącego w wodzie dinozaura. Już nie pamiętam nazwy, coś na „p" chyba to było. Nie jestem archeologiem. Gadzina długa do pięciu metrów, długa szyja, ogon i płetwy zamiast łap. Tyle pamiętam.
– Brzmi dość... Niecodziennie – przyznał Fred. – Ale to tym lepiej. Znajdźmy tego gada – wyszczerzył się. Harry tylko popatrzył na Severusa z lekkim rozbawieniem.
Godzinę później wyszli z ruin i skierowali się na brzeg jeziora. Żadnego ducha nie znaleźli, więc relację z pierwszej ręki musieli wykluczyć. Pozostało im tylko zbadać jezioro osobiście. Odeszli kawałek dalej, żeby nie natknąć się na grupy mugolskich turystów.
– To co? Nurkujemy? – spytał Harry. Jednym machnięciem różdżki zmienił swoje ubranie na piankę do nurkowania i płetwy. Severus szybko poszedł w jego ślady. Fred i George z początku trochę dziwnie się czuli, mając na sobie pianki, ale widząc płetwy natychmiast zaczęli się wygłupiać, udając kaczki.
– Niektórzy nigdy nie dorastają – skomentował Severus.
Nurkowanie w jeziorze Loch Ness w niczym nie przypominało spokojnego nurkowania na rafie. Tutaj woda była ciemniejsze, słońca zazwyczaj brakowało i ogólnie mało kto pewnie chciałby się tutaj zanurzyć.
– Strasznie tu ciemno – przyznał Fred, oświetlając sobie widoczność zaklęciem Lumos. – I ogólnie nieprzyjemnie. Tak... Złowieszczo.
Nie sposób było się z nim nie zgodzić.
– Nie wiem, czy cokolwiek tutaj znajdziemy – zauważył George, rozglądając się.
Harry jednak był pewien, że coś tu jest. Salazar nie napisałby o tym w dzienniku, gdyby tak nie było. Po prostu nie zauważyli jeszcze tego. Jego instynkt niemalże krzyczał do niego. Przypomniał sobie swoje jedyne nurkowanie w jeziorze koło Hogwartu w trakcie Turnieju Trójmagicznego. Tam też było tak podobnie złowieszczo. Ale może przez te wszystkie stworzenia, które tam żyły. Trytony szczególnie zapadły mu w pamięć. Miał szczerą nadzieję, że tutaj ich nie spotkają.
Byli pod wodą jakieś pół godziny, kiedy George nagle dał znać, że coś zobaczył po lewej stronie. Zatrzymali się, unosząc w wodzie i popatrzyli w tamtą stronę.
– Na boki! – krzyknął nagle Severus, łapiąc Harry'ego i w ostatniej chwili szarpnął go w bok. Bracia Weasley odbili w drugą stronę, kiedy coś nagle szybko przepłynęło między nimi. Wielki kształt przypominający dinozaura, o którym opowiadał Harry. Stworzenie jednak nagle zaczęło zmieniać swój kształt,, przybierając postać konia. – Kelpie! To żaden potwór! To koń wodny!
Mieniący się lekko na niebiesko koń nagle zaczął galopować w ich stronę. Severus wiedział, że te stworzenia nie są zbyt przyjazne. Kelpie uwielbiały wzniecać sztormy i straszyć konie tak, aby zrzucały z siebie jeźdźców. Zwodziły też na manowce marynarzy, a kto dosiadł Kelpie, mógł się już żegnać z życiem ginąc w wodnej toni. Kelpie bowiem zabierało niedoszłego jeźdźca na dno. Nic dziwnego, że mugolom wydawało się, że widzą potwora. Kelpie były zmiennokształtne, a przez to niesamowicie cenne. Włosy z ich grzyw były jednymi z najbardziej poszukiwanych składników eliksirów na świecie. Niejeden śmiałek zginął, próbując je zdobyć. Severus wiedział, że muszą stąd uciekać. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, kiedy koń wpadł pomiędzy nich, ponownie nokautując Harry'ego, który zaczął opadać na dno. Wodny koń znowu zaszarżował na nich, uniemożliwiając Severusowi złapanie małżonka.
– Nie zabierzesz mi go – warknął, posyłając w stronę Kelpie jedno z zaklęć. Fred i George poszli w jego ślady, starając się trzymać rozszalałego konia z daleka, żeby Severus mógł pomóc Harry'emu.
– Ten koń oszalał czy co? – krzyknął Fred.
– To Kelpie, one nie są sympatycznymi stworzeniami! – wyjaśnił Severus, kiedy udało mu się złapać Harry'ego i pociągnąć w górę. – Musimy się stąd wynosić – dodał widząc, że koń ponownie na nich szarżuje. Harry nagle potrząsnął głową, próbując dojść do siebie.
– Zaczekajcie – odezwał się. – Coś tu jest nie tak.
– Na co mamy czekać?! Aż znowu kogoś znokautuje i utopi? Oszalałeś?!
– Severusie, czy Kelpie się tak zachowują? – spytał Harry wprost.
Mężczyzna zaczął szybko analizować sytuację, w międzyczasie unikając rozpędzonego stworzenia. Faktycznie było w tym coś dziwnego. Kelpie uwielbiały straszyć i zwodzić na manowce, ale nigdy nie atakowały bezpośrednio. Nie z taką zażartością. Starał się przypomnieć sobie wszystko, co kiedykolwiek czytał o tych wodnych stworzeniach jednocześnie unikając ataków. Dopiero po chwili dotarło do niego, że próbuje wytworzyć wokół nich wir i ściągnąć ich na dno.
– Próbuje nas utopić! – krzyknął Fred, kiedy zauważył co się dzieje.
– Uspokój się! Musimy dać się ściągnąć na dno! – powiedział stanowczo Harry.
– Co ty wygadujesz?! – spytał George.
– Na dnie wiry są najsłabsze! Łatwiej się wtedy wyratować! Miałem już takie sytuacje!
– Czy ja chcę o tym wiedzieć?! – warknął Severus.
– Chyba nie chcesz teraz o tym rozmawiać?! – Harry popatrzył na niego z taką złością, że starszy czarodziej nie miał innego wyjścia, jak zamilknąć. I zaufać mu. Jeśli Harry mówił z doświadczenia, to raczej wiedział, co robi. Dał znak bliźniakom, że najrozsądniej będzie teraz zrobić to, co mówi Harry. Trzymając więc mocno różdżki w dłoniach, pozwolili żeby wir wody ściągał ich na dno jeziora.
Bliska dna Severus poczuł mocne szarpnięcie w bok i po chwili znalazł się razem z innymi obok wiru. Harry miał rację. Przy dnie wir tracił na swojej mocy.
– Lumos maxima – mruknął, oświetlając dno bardziej i wzdrygnął się. Jako szpieg widywał różne makabryczne rzeczy, ale teraz czuł się, jak na planie jakiegoś horroru. Dno w tym miejscu usiane było ludzkimi kośćmi i fragmentami zatopionych łodzi. Tu i ówdzie leżał jakiś szkielet albo porośnięty glonami miecz czy fragment zbroi. Łatwo było się domyślić, że wszystkie te szczątki należały do nieostrożnych mugoli. Czarodziej próbowałby każdego zaklęcia jakie znał, żeby się tylko uratować. Nie wykluczał jednak, że może się mylić i któryś ze szkieletów należał do jakiegoś czarodzieja.
Harry, George i Fred poszli w jego ślady i poprawiali widoczność zaklęciami.
– Mrok i zło – mruknął Fred. – Jak rozumiem lepiej niczego nie dotykać?
– Lepiej nie – zgodził się Severus, rozglądając się. Wzdrygnął się, kiedy Harry nagle złapał go za ramię i wskazał na coś. Koń wodny unosił się zaledwie kilka metrów od nich. Już nie atakował wściekle. Po prostu ich obserwował.
– Czego od nas chcesz? – spytał w końcu Harry. – Dlaczego chciałeś nas ściągnąć na dno? – Starał się brzmieć najłagodniej, jak potrafił, co w okolicznościach w jakich się znaleźli, nie było czymś prostym.
Koń przez chwilę obserwował ich jeszcze, po czym odwrócił się i zaczął płynąć, jakby chciał pokazać im drogę.
– Chyba nie mamy wyjścia, jak płynąć za nim – mruknął George, ruszając powoli za Kelpie.
Płynęli w absolutnej ciszy, oświetlając sobie nadal wszystko różdżkami. Im dalej tym dno wyglądało coraz bardziej jak cmentarzysko. Severus dostrzegał co jakiś czas zbroje albo miecze z ledwo już widocznymi herbami.
– Wyglądają jak trofea – powiedział Harry cicho, widząc to.
– To nie tylko Brytyjczycy – odezwał się jego małżonek. – Gdzieniegdzie widziałem rzymską broń.
– Legiony rzymskie chyba nie dotarły nigdy aż tak bardzo na północ?
– Nigdzie nie jest to udokumentowane – zgodził się. – Ale nikt nie wiem, ilu wzięto do niewoli, ilu stracono, a potem ich ciała wrzucono do jeziora czy bagna. Kiedyś to była częsta praktyka.
– O takich rzeczach powinni uczyć na historii magii – stwierdził George. – To byłoby dużo ciekawsze niż te wszystkie wojny goblinów. Dużo takich niecodziennych miejsc już odwiedziliście?
– Kilka – przyznał Harry.
– Ty zawsze przyciągałeś różne kłopoty i przygody – zauważył Fred, a Harry tylko uśmiechnął się lekko. Chyba po prostu już taka była jego natura.
W końcu koń zatrzymał się przy czymś, co wyglądało jak kamienna studia z kratą na wierzchu. Czarodzieje podpłynęli ostrożnie bliżej, po czym cofnęli się gwałtownie, kiedy w kratę coś uderzyło i zaczęło wyć tak, że można było ogłuchnąć.
– Co to jest? – spytał Fred, kiedy przestało mu dzwonić w uszach.
– Stado Kelpie – wyjaśnił Severus, podpływając do studni zaglądając do niej. W dole widział kilka mieniących się wodnych koni. – Ktoś je tu uwięził. Nic dziwnego, że tak się zachowują. Każdy byłby wściekły.
– Potrzebowałeś pomocy – powiedział Harry, patrząc na konia, który unosił się w wodzie. Chyba wiedział, kto to zrobił. To nie był Kolumba, który tylko nakazał potworowi z Loch Ness trzymać się z daleka. To musiał być Salazar Slytherin. Po tym, czego dowiedzieli się do tej pory, wcale nie byłby zdziwiony.
– Ani drgnie – mruknął Severus, kiedy wypróbował już wszelkie zaklęcia, jakie tylko przyszły mu do głowy. Harry także obejrzał studnię i nawet próbował użyć mowy węży. W tym wypadku jednak nie zdało to egzaminu.
– Dobra. Czas na speców od demolki – odezwał się nagle George. Jednym ruchem różdżki powiększył małą sakiewkę, którą miał przywiązaną w pasie i zaczął z niej wyjmować różne rzeczy.
– Gdzie czary nie pomogą, tak zjawiamy się my – wyszczerzył się Fred, idąc w ślady brata. – Odsunąć się – polecił, kiedy wyjął z torby kilka niepozornie wyglądających kulek w czerwonym kolorze. Harry, który wiedział, że produkty bliźniaków bywają czasem naprawdę destrukcyjne, cofnął się w tył łapiąc Severusa za ramię.
Dosłownie sekundy później ogromny huk niemal ich ogłuszył. Krata na studni zapłonęła wściekłą czerwienią i zaczęła pękać. Bliźniacy wiec rzucili w nią kolejne kulki i po serii koszmarnych huków okalanych czerwonym dymem zmieszanym z mułem z dna, krata w końcu puściła. Uwolnione Kelpie dosłownie wystrzeliły z niej, wzniecając potężne prądy wodne. Czarodzieje poczuli, jak ich siła odrzuca ich w tył. Nagle jednak Harry wyczuł pod palcami coś jakby grzywę. Uchylił powieki i z zaskoczeniem dostrzegł wodnego konia, który zamiast ciągnąć go w dół, wypychał go na powierzchnię. To samo działo się z Severusem i bliźniakami.
– Ale jazda! – śmiali się bliźniacy, kiedy cała czwórka znalazła się w końcu na powierzchni. Kelpie krążyły wokół nich, co jakiś czas ocierając się o ich dłonie. – Kiedy następny wypad?
Severus popatrzył na nich z niedowierzaniem, ale dotarło do niego szybko, że to przecież Fred i George Weasley. Ze świecą można było szukać drugich takich szaleńców.
– Nie za mokro wam?! – dało się nagle słyszeć wesoły krzyk i wszyscy odwrócili głowy w stronę, z której dochodził. Ku nim sunął znajomy statek.
– No trochę! – krzyknął Harry. – Może by tak jakieś zaproszenie na pokład? – spytał.
Cadmon Sealgriff zaśmiał się tylko. Morski Upiór zatrzymał się koło nich i mogli wspiąć się na pokład po drabince sznurowej. Harry odwrócił się jeszcze do Kelpie, który otarł się o niego i pogłaskał wodnego konia po grzywie.
– Nie próbuj nas więcej topić, dobrze? – spytał, a koń o chwili zniknął w wodnej toni.
– Wy to jednak lubicie przygody – przyznała Beatrice, kiedy już wyściskała w najlepsze Harry'ego i Severusa, po czym przeniosła swoje zainteresowanie na bliźniaków. Severus pokręcił tylko głową, kiedy Harry przedstawiał załodze przyjaciół.
– Naprawiacie kolejne błędy Slytherina? – spytał Cadmon, stając koło niego.
Severus skinął głową potwierdzając.
– Im bardziej Harry zagłębia się w te notatki, tym więcej zagadek znajduje – przyznał. – Póki co część z nich udało nam się rozwiązać.
– Wiesz dobrze, że będziemy wam wdzięczni do końca życia za pomoc. Gdyby nie wy nadal tkwilibyśmy w tej zaczarowanej mgle.
– Jak rozumieć nadal chcecie skopać portret Slytherina?
– A myślisz, że dlaczego zgodziliśmy się was podrzucić do Hogwartu? – spytał, szczerząc się.
...
– Od razu lepiej – przyznał Harry. Usiadł sobie na jednej z beczek i plecami opierał o jeden z masztów. Ubrany był już w swój piracki strój tak samo, jak Severus. Bliźniacy oczywiście także mieli na sobie typowe pirackie ubrania i teraz zasypywali pytaniami sternika, który naprawdę cierpliwie wyjaśniał im wszystko.
Noc mieli spędzić na pokładzie, a rano wyruszyć do Hogwartu, gdzie odbywały się co roku obchody bitwy. Severus wyjaśnił kapitanowi piratów całą sytuację i Cadmon wcale nie był zaskoczony, że Harry się wściekał.
– Obaj doskonale rozumiemy, co czuje. Nikt nie lubi być zmuszany do czegokolwiek – przyznał pirat.
– Wracaliście jeszcze na wyspę syren? – spytał nagle Severus. Skinął głową kapitanowi w podziękowaniu, kiedy ten podał mu kielich z winem.
– Dwa razy. Głównie dlatego, że to jedna z naszych kryjówek. Jest tam w tej chwili spokojnie. Od czasu, gdy zniknęła mgła, nawet syreny są jakieś takie spokojniejsze. O ile w ich przypadku można tak to ująć. Cholerne krwiożercze ryby – mruknął, upijając wina.
– A wąż?
– Więcej go nie zobaczyliśmy. Dlaczego pytasz?
Severus opowiedział mu zatem o ich wyprawie na Rapan Nui i legendzie o wężu, którą tam usłyszeli. Po jej wysłuchaniu Cadmon milczał dłuższą chwilę.
– To prawdopodobnie jego miejsce narodzin. Bardzo możliwe, że zamierza tam wrócić – przyznał w końcu.
– Może stanowić zagrożenie dla tamtejszych ludzi?
– Nie wydaje mi się. Jest wdzięczny Harry'emu za uwolnienie i nie sądzę, żeby zrobił coś, co mogłoby go zasmucić. Jak dziwnie może to brzmieć, to chyba jest mu wdzięczny. Inną jednak kwestią jest jeśli ktoś zbliży się do jego gniazda.
Czarodziej skinął głową, rozumiejąc to doskonale.
Kiedy słońce zaczynało powoli znikać za horyzontem, Harry podszedł do niego.
– Chciałbym coś ci dać – przyznał.
– Dać? – spytał zaskoczony.
– Myślę, że tobie przydadzą się bardziej – wyjaśnił, podając coś małżonkowi. Severus z zaskoczeniem spojrzał na trzy mieniące się niebieską barwą wodne włosy.
– Skąd ty...? Kiedy...?
– Pogłaskałem go na pożegnanie i zostały na mojej dłoni – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Mnie się do niczego nie przydadzą, więc uznałem, że ci je dam. Chyba będziesz wiedział co z nimi zrobić, prawda?
Starszy czarodziej był tylko w stanie skinąć głową, na co Harry uśmiechnął się szeroko i przytulił, obejmując go w pasie ramionami. W takich chwilach Severus zauważał jaki Harry tak naprawdę jest drobny. Niemalże głowę niższy od niego, nieco umięśniony, chociaż nadal bardzo szczupły. I tak idealnie pasował do jego ramion. Niewiele myśląc pochylił się, całując go.
– Dziękuję. Przydadzą się na pewno – zapewnił go.
...
Noc spędzili tak samo, jak kiedyś pod pokładem, śpiąc w hamakach. Fred i George oczywiście musieli się jeszcze nieco powygłupiać i śmiali się, że ich matka chyba padnie, kiedy zjawią się w Hogwarcie ubrani jak piraci.
– Byliście tam w zeszłym roku? – spytał Harry.
– A po co? – spytał George. – To bez sensu. Wybralibyśmy się co najwyżej, gdybyś też tam był.
– A bez ciebie to nie to samo – dodał Fred. – Poza tym niespecjalnie mieliśmy ochotę oglądać te wszystkie zakazane mordy, sztuczne uśmiechy i tym podobne głupoty. Już nie wspominając o naszym braciszku i siostrzyczce.
– W sumie zauważyłem, że niezbyt chętnie o nich mówicie.
– Pokłóciliśmy się dość ostro jakiś czas temu – przyznał w końcu Fred.
– Nic nie mówiliście.
– Bo i po co? – spytał George. – Zauważyliśmy jakiś czas temu, że nasz kochany Roniaczek uwielbia być w centrum zainteresowania i ciągle chwali się tym, jak to jest twoim najlepszym kumplem i walczyliście ramię w ramię.
– Ale tego, jakim był jednocześnie tchórzem, to już nie mówi – przyznał Fred, krzywiąc się. Obaj doskonale znali historię, jak to Ron zostawił Harry'ego i Hermionę.
– Trochę go rozumiem – przyznał Harry. – Jest najmłodszy z braci, więc musiał dzielić się całą uwagą z wami. Ale oddałbym całą moją sławę, żeby mieć rodzinę. On chyba nie rozumie, jakie ma szczęście.
Severus, który leżał w hamaku obok, wyciągnął dłoń łapiąc rękę Harry'ego i ścisnął delikatnie. Nie chciał, żeby Harry się smucił.
– No cóż... Ale teraz mam męża – zaśmiał się chłopak nagle, odwzajemniając uścisk.
– Poczekaj, aż wszyscy to usłyszą. Już widzę te nagłówki w Proroku: „Harry Potter, Wybraniec poślubiony Severusowi Snape'owi – powiedział z nadmierną żarliwością w głosie George.
Harry uśmiechnął się tylko, słysząc to. Dobrze było mieć za przyjaciół takich bliźniaków. Wszystko potrafili ubrać w takie słowa, że człowiek uśmiechał się odruchowo. Nawet Severus zaczynał doceniać ich poczucie humoru, a to już było naprawdę coś.
...
Ranek przywitał ich mgliście, chociaż słońce powoli przebijało się ze swoimi pierwszymi promieniami. Po śniadaniu Cadmon wyjaśnił im w jaki sposób przemieszają się z jednego akwenu wodnego na inny. Piraci tworzyli coś w rodzaju mglistych wrót, przez które prowadzili statek.
– To coś jak aportacja? – spytał Fred ciekawie.
– Nie. To coś w rodzaju tworzenia skrótu. Ciężko to wyjaśnić w prostych słowach. W każdym razie działa i to się liczy – powiedział Cadmon, dając rozkaz żeby postawić żagle. Devon i Belinus szybkimi ruchami różdżek rozwinęli wielkie płachty i statek ruszył z miejsca. – Gotowi na wielkie wejście? W drogę!
Kilka ruchów różdżką utworzyło z podnoszącej się coraz wyżej mgły coś w rodzaju ściany, w którą wpłynął okręt. Chwilę później znaleźli się na zalanych słońcem wodach jeziora obok Hogwartu. Harry poczuł pewną nostalgię, widząc zamek, z którego miał tyle niezwykłych wspomnień. Uśmiechnął się lekko. Hogwart był dla niego pierwszym miejsce, które mógł nazwać domem, ale za nic nie zamieniłby teraz swojego domu na Hawajach na coś innego. Tam było jego życie i tam zamierzał zostać razem z Severusem.
Kiedy opuszczał Wielką Brytanię, jego myśli były pełne zwątpienia czy jednak dobrze robi, czy poradzi sobie w nowym miejscu, czy ułoży sobie życie tak, jak zawsze o tym marzył. Odetchnął z ulgą, kiedy w nowym miejscu nikt nie patrzył na niego dziwnie, nie wytykał palcami ani nie szeptał za jego plecami. Dla miejscowych był z początku tylko młodym, nieco ekscentrycznym Brytyjczykiem, który odziedziczył dom i postanowił zmienić całe swoje życie. A im dłużej mieszkał na Hawajach, tym coraz bardziej przekonywał się, że postąpił słusznie. Tutaj nadal traktowany byłby jak celebryta i był w centrum uwagi. Wystarczyło, że pojawiał się na ulicy Pokątnej, a już wzbudzał tym sensację. To męczyło bardziej, niż mogłoby się wydawać.
Severus widząc, że Harry zatopił się we własnych myślach widząc po latach Hogwart, stanął za nim i objął go w pasie.
– Nie musisz tego robić, jeśli masz wątpliwości.
– Muszę. Chcę mieć to za sobą. Raz na zawsze zamknąć ten rozdział mojego życia. Będziesz obok? – spytał.
– Zawsze. Skoro magia postanowiła nas połączyć, to nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. A teraz czas na show.
Sekundę później dało się dostrzec na brzegu zamieszanie, kiedy czarodzieje po przybyciu na obchody zobaczyli sunący ku zamkowi wielki okręt. Kilku aurorów wypuściło z różdżek ostrzegawcze sygnały, ale Cadmon nie przejmował się nimi. Okręt więc był coraz bliżej brzegu i zatrzymał się dopiero przy pomoście, przy którym Hagrid cumował łódki, kiedy te nie były używane. Czarodzieje skupieni na brzegu wpatrywali się w okręt z wyciągniętymi w jego kierunku różdżkami.
– Cóż za cudowna brytyjska gościnność. Niemalże jak tutejsza pogoda – odezwał się wesoło Cadmon, wchodząc w zasięg wzroku czarodziejów. – Mógłby prosić o opuszczenie różdżek. Nie mamy w planach żadnych pojedynków.
– Mogę wiedzieć z kim mamy przyjemność? – Severus od razu rozpoznał głos Minerwy McGonagall. Tego surowego tonu nie sposób było pomylić z żadnym innym.
– Gdzie moje maniery? Cadmon Sealgriff, kapitan Morskiego Upiora. Padam do nóżek szanownej damy – przedstawił się kapitan, a Harry kątem oka zauważył, że Fred i George zwijają się ze śmiechu, leżąc na pokładzie w towarzystwie Izel i Ollina. Dość szybko złapali kontakt z bliźniakami z załogi.
– Minerwa McGonagall, dyrektorka szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie. Czemu zawdzięczam tę niecodzienną wizytę?
– Mamy do wyjaśnienia z kimś kilka starych spraw. Nic wartego większej uwagi.
– Możemy już iść skopać mu te ramki, czy nie?! – dało się nagle słyszeć głos Beatrice, a Cadmon tylko zgromił czarownicę wzrokiem. Minerwa, jak i reszta czarodziejów popatrzyła dziwnie.
– Proszę wybaczyć. Część mojej załogi bywa czasem... nadpobudliwa. To chyba odpowiednie słowo.
– Takie niezapowiedziane wizyty nie są zbyt pożądane, panie Sealgriff – powiedziała Minerwa.
– Och, na litość Merlina, Minerwo! Jesteś tak samo restrykcyjna, jak kiedyś – odezwał się nagle Severus, podchodząc do kapitana. Niemal parsknął śmiechem, kiedy zobaczył miny wszystkich czarodziejów. – Zamknij usta, Minerwo. Wyglądasz, jakbyś łapała komara – przyznał. Kątem oka zobaczył, że bliźniacy płaczą ze śmiechu, a Harry z trudem się powstrzymuje, zakrywając usta dłońmi.
– Severusie, to naprawdę ty? – spytała z niedowierzeniem czarownica. Patrzyła na niego jakby nie dowierzała własnym oczom mimo, że doskonale go widziała.
Severus w odpowiedzi tylko zszedł po trapie i podszedł do niej.
– Teraz lepiej? – spytał, patrząc na nią.
– Ledwo cię poznałam. Strasznie się... zmieniłeś – powiedziała, nie wiedząc jakich słów powinna użyć.
– Doprawdy?
– Nie kpij ze mnie – syknęła na niego. – I lepiej wytłumacz mi to wszystko.
– Nie ma nic do tłumaczenia. Znajomi podrzucili nas do Hogwartu. Mają tu coś do załatwienia. Panie Weasley, panno Granger, proszę zamknąć usta. O ile jeszcze w przypadku pana Weasleya nie wygląda to aż tak nienaturalnie, tak u pani godzi w pani inteligencję – skomentował, dając tym Harry'emu niemy sygnał, że oni także tutaj są. Hermiona od razu zamknęła usta, czerwieniąc się okropnie.
– Nas? – spytała Minerwa. Tej kobiety nie dało się tak łatwo oszukać.
– Nas – odezwał się Harry, uznając że powinien włączyć się do rozmowy. Zszedł po trapie i stanął obok męża. – Miło panią ponownie widzieć, pani dyrektor.
– Panie Potter! – sapnęła zaskoczona.
– HARRY! – dało się słyszeć ze wszystkich stron. Ron i Hermiona chcieli do niego podejść, ale cofnął się od razu.
– Nadal jestem na was zły – powiedział krótko, mrużąc oczy.
– To wy sobie pogadajcie i wyjaśnijcie to i owo, a my się zajmiemy swoimi sprawami – powiedział Cadmon, schodząc ze swoją załogą ze statku. – Oni nam pokażą co, gdzie i jak – dodał, wskazując na bliźniaków Weasley, którzy na widok miny Rona wystawili tylko języki.
– Proszę wycieczki, zapraszam. Na początek przed nami jakże malownicza brama Hogwartu – zaczął George głosem zawodowego przewodnika. Harry z trudem ukrył uśmiech, widząc miny wszystkich.
– Zaraz! Chwileczkę! Tak nie można! – zaczęła Minerwa.
– Odpuść Minerwo. Niczego nie zniszczą. Poznaliśmy ich na tyle, że mamy tego pewność – powiedział Severus. Nie dodał tylko, że mogą uszkodzić czyjś portret.
– Chyba macie nam sporo do wyjaśnienia – zwróciła się do obu czarodziejów.
– Właściwie to nie – odezwał się Harry. – Niby dlaczego miałby wyjaśniać komuś moje prywatne sprawy?
– Harry! Zniknąłeś bez słowa i dziwisz się, że chcemy wiedzieć, co się stało? – spytała Hermiona.
– Gdybyście nie próbowali ustawiać mi życia, może bym tego nie zrobił! – Nie wytrzymał Złoty Chłopiec. – Najpierw się dowiaduję, że ten stary manipulant zawarł w moim imieniu kontrakt przedmałżeński! Potem wy zaczęliście mnie namawiać do ślubu z Ginny, mimo że jasno się wyraziłem mówiąc, że nie ma takiej opcji! A potem ty, Hermiono, próbowałaś się dowiedzieć gdzie jestem, wysyłając mi listy z zaklęciem namiaru! Do jasnej cholery! Jestem dorosły i mogę robić, co chcę! – wrzasnął, wylewając w końcu z siebie swoje żale. – A te wszystkie bzdury w Proroku jeszcze tylko bardziej trzymały mnie w przekonaniu, żeby trzymać się z daleka od tego wszystkiego i, że dobrze zrobiłem, wyprowadzając się! Czemu wy wszyscy nie dacie mi normalnie żyć?!
Wszyscy jak jeden zamilkli i patrzyli na Zbawcę Czarodziejskiego Świata w szoku.
– Harry my... – zaczęła Hermiona ze łzami w oczach. – My tylko chcieliśmy dla ciebie dobrze...
– Oczywiście! Szkoda tylko, że nikt mnie nie zapytał o zdanie! – warknął. – Dałem wam do zrozumienia, że kobiety mnie nie interesują. A jakoś dalej czytam w gazecie, że Ginny mówi o mnie per „narzeczony". Przecież ja się z nią nawet nigdy nie umówiłem! Postradała rozum?
– Ona się po prostu zakochała...
– Zakochanie, a obsesja to dwie różne sprawy, Hermiono! Bo to mi właśnie na to wygląda! Na obsesję. I do waszej wiadomości! Nie jestem już singlem. Mam męża! – powiedział stanowczo. Poczuł niemałą satysfakcję, widząc ich miny.
– Męża, panie Potter? – dało się słyszeć zaciekawiony głos Rity Skeeter. Jej samopiszące pióro już śmigało po pergaminie. –Zechce pan to bardziej rozwinąć. Albo zdradzić nam kim jest pański wybranek? Czytelnicy mają prawo to wiedzieć.
– Nie! Nie mają! – warknął na nią Harry i wymierzył w nią różdżkę. Rita miała na tyle instynktu samozachowawczego, żeby cofnąć się o krok. – Ale wiem, że jeśli tego jasno i dobitnie nie powiem, to znowu przeczytam w Proroku jakieś bzdury na swój temat. Więc proponuję małą umowę, pani redaktor. Ja pani odpowiem na kilka pytań, a pani nie napisze bzdur. Inaczej proszę się spodziewać jakiejś bolesnej klątwy – syknął, uśmiechając się złowieszczo. – Co pani na to?
Rita Skeeter była w stanie jedynie skinąć głową, ale Harry doskonale wiedział, że się zgodzi. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Taki fantastyczny temat jak wywiad z Wybrańcem po latach nie zjawiał się z dnia na dzień.
– Oczywiście. Myślę, że się dogadamy – zapewniła, uśmiechając się. – Więc? Kim jest pański małżonek? – spytała.
Severus niemalże sam parsknął śmiechem, kiedy Harry wskazał na niego. Będzie musiał postarać się o myślodsiewnię i podziwiać bez końca te głupowate miny wszystkich. Ubaw po pachy i to w dodatku za darmo.
– Harry... Ty chyba nie mówisz poważnie? – spytała Hermiona.
– Stary, powiedz, że to żart – jęknął Ron, który zbladł nagle niesamowicie. Usłyszeć, że najlepszy kumpel ma męża to jedno, ale dowiedzieć się, że jest nim były i najbardziej znienawidzony profesor to już było trochę za wiele.
– Wtedy musiałbym skłamać – powiedział gładko Harry.
– To nie może być prawda! – pisnęła nagle Ginny Weasley na granicy łez. Harry tylko przelotnie zastanowił się, skąd ona się tu nagle wzięła. Nie zauważył jej wcześniej. – Harry! Powiedz, że to kłamstwo! Dumbledore przecież mówił, że weźmiemy ślub. Ja na ciebie czekałam!
– Bo nie wytrzymam za chwilę – mruknął Złoty Chłopiec. – Ginny! Zrozum w końcu, że ten kontrakt był zawarty nielegalnie! Nie wyraziłem na niego zgodny, a po drugie jestem gejem! Nie zmienisz tego! Nigdy nie patrzyłem na ciebie inaczej niż na młodszą siostrę. I tyle w temacie.
– Ale przecież umawiałeś się z Cho – argumentowała uparcie.
– Kiedy nie byłem jeszcze pewien, czego tak naprawdę chcę i co mnie pociąga. A pociągają mnie faceci. A w zasadzie od jakiegoś czasu jeden, konkretny facet. – Harry uśmiechnął się, zerkając na małżonka, który taktownie milczał w tej chwili.
– Możecie się rozwieźć! Jesteś po prostu zagubiony. Pomogę ci – mówiła dalej.
– Panno Weasley, proszę skończyć ten melodramat! – Nawet Severus uznał, że zaczyna mieć dość. – Nie będzie żadnego rozwodu. Magiczne zaślubiny są niepodważalne i nierozerwalne! No, chyba że ma pani skłonności samobójcze – dodał z przekąsem i ledwo utrzymał powagę, widząc minę dziewczyny.
– Magiczne zaślubiny? – spytała Rita. Wydawało się, że jej pióro sunąć po pergaminie zaraz się zapali. Severus popatrzył na Harry'ego, a potem obaj unieśli lewe dłonie, pokazując oplatające ich serdeczne palce runy.
– Co magia połączyła, żaden czarodziej nie ma prawa zniszczyć – powiedział Harry.
Minerwa odchrząknęła, przerywając nagłą ciszę jaka ponownie zapadła.
– Cóż... W takiej sytuacji pozostaje wam tylko pogratulować – stwierdziła
– Co?! Nie zgadzam się! – krzyknęła Ginny.
– Panno Weasley! – upomniała ją czarownica stanowczo. – Magiczne zaślubiny są starodawnym rytuałem, o którym już praktycznie nikt nie pamięta! Są nierozerwalne! I radzę to zapamiętać, jeśli nie chce pani stracić swojej magii!
Ginny miała minę, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale koniec końców rozpłakała się tylko i uciekła. Harry nie potrafił jej współczuć. Nie po tych wszystkich bzdurach, jakie wygadywała w Proroku.
Severus uśmiechnął się lekko pod nosem, ciesząc się, że chociaż ta jedna sprawa została wyjaśniona. I najwyraźniej w całym tym zamieszaniu nawet nikt nie pomyślał o aresztowaniu go. Przypuszczał, że miał na to wpływ szok wywołany jego związkiem z Wybrańcem albo wszyscy w końcu przyjęli do wiadomości, że był szpiegiem. W każdym razie tę kwestię mogli raczej zamknąć raz na zawsze.
Za to inną kwestią był nagły wybuch i wrzask dochodzący z Hogwartu.
– Wracaj tu! Jak cię dorwę, to nawet ukrywanie się w lochach ci nie pomoże! Gdybyś był żywy, to już byłbyś trupem! – grzmiał Cadmon.
– Severusie! Zapewniałeś mnie, że niczego nie zniszczą! – uniosła się Minerwa.
– Och, to tylko nerwy im puściły. Po tysiącu lat miały prawo – powiedział, domyślając się, że piraci właśnie gonią po całym Hogwarcie wizerunek Salazara Slytherina. Jeden z założycieli Hogwartu zapewne właśnie przemykał przez inne obrazy, szukając jakiegoś bezpiecznego miejsca.
– Zostaniecie na obchodach? – spytała Minerwa.
– Nie. Poczekamy na nich i wracamy do domu – powiedział Harry. – Ale mogę pani obiecać, że będziemy w kontakcie.
Minerwa McGonagall mogła jedynie skinąć głową w geście zrozumienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top