Rozdział 5


Szczerze mówią do przed pisaniem każdego rozdziału, robię dość spory research. Mam nadzieję, że nowy rozdział też wam się spodoba, bo nastąpi w nim pewien mały przełom. Miłego czytania i dajcie znać co myślicie.

Rozdział 5

W miarę jak Harry zagłębiał się w dziennik napisany przez Salazara, zauważał coraz bardziej jedną prawidłowość w jego zapiskach. Gdy czarodziej sprzed tysiąca lat znalazł coś naprawdę niesamowite czy rzadkiego zachwycał się tym i zaczynał pisać czymś w rodzaju szyfru, jakby nie wystarczało mu, że używał wężomowy.

– Naprawdę nie wiem, czy facet był genialny, czy był idiotą... – mruknął.

Był piątkowy wieczór i korzystając ze spokoju, siedzieli na tarasie z kieliszkami wina. Severus porządkował swoje notatki dotyczące zdobytych składników, a Harry nanosił na zakupioną jakiś czas temu mugolską mapę świata kolejne punkty z dziennika.

– Slytherin był jednym z najinteligentniejszych czarodziejów w historii – odezwał się Severus.

– Inteligencja nie wyklucza bycia kretynem.

– Ugryzło cię coś dziś? Od rana chodzisz strasznie nerwowy – zauważył starszy czarodziej, podnosząc wzrok znad swoich notatek i popatrzył na kochanka.

Harry odłożył długopis i przetarł twarz dłońmi.

– Nie... Ja tylko... Cholera jasna! – zaklął nagle, na co siedzący obok niego mężczyzna uniósł brwi w górę. – Przepraszam... Sam nie wiem co się dziś ze mną dzieje. Chyba jestem po prostu zmęczony.

– Widziałem cię już zmęczonego nie raz i wiem, że nie reagujesz w ten sposób.

– Ok, ok. Masz rację... Jest coś na rzeczy i nie wiem jak to ugryźć. Chodzi o to – burknął, podając mu jedno z wydań Proroka Codziennego. – No co? Co jakiś czas zaglądam do tego szmatławca, żeby być na bieżąco – wyjaśnił widząc minę Severusa.

Wydanie było sprzed kilku dni i na pierwszej stronie był obszerny artykuł przypominający, że zbliża się rocznica bitwy o Hogwart, w której obaj brali udział. Oczywiście autorką była Rita Skeeter, która jak zawsze wyrażała swoje zdanie, zastanawiając się czy i w tym roku Złoty Chłopiec „oleje" obchody i nie zaszczyci ich swoją obecnością. I może Harry nie zdenerwowałby się aż tak, gdyby w artykule nie znalazły się wypowiedzi jego kolegów ze szkoły, którzy żywo wyrażali nadzieję, że w końcu pojawi się ponownie publicznie.

– Po moim trupie! – syknął Harry. – Niech mnie zostawią w końcu w spokoju! Zrobiłem, co do mnie należało, niech się teraz bawią sami.

Severus skończył czytać i odłożył gazetę na stolik.

– Jak rozumiem, nie wybierasz się.

– Severusie, proszę cię! Nie mam zamiaru tam się pokazywać. Dałem jasno do zrozumienia, że nie życzę sobie być ponownie w centrum uwagi, a oni ciągle muszą nawiązywać do tego, co było. Żyją przeszłością. Ja rozumiem chęć pamięci o tych, którzy zginęli, naprawdę, ale po co robić z tego huczną imprezę? A no tak! Bo trzeba się pokazać, bo trzeba mieć o czym napisać i niektórzy będą mieć okazję, być w centrum uwagi!

– Uspokój się, bo zaczynasz histeryzować.

–Ja histeryzuję?! Ja chcę tylko, żeby w końcu dali mi wszyscy spokój. Uch!!! Co roku czytam podobne bzdury! Ciąg dalszy następuje w moje urodziny, a potem w rocznicę śmierci moich rodziców. No wtedy to dopiero mają używanie!

Severus milczał przez chwilę. Mieszkając z Harry od tylu miesięcy, wiedział jak ten podchodzi do tematów tego typu. Złościło go, że on potrafił zostawić przeszłość za sobą i ułożyć sobie życie, ale inni wciąż trzymali się przeszłości i to jego kosztem. Harry nagle przysunął się bliżej i oparł głowę o jego ramię. Uśmiechnął się lekko, czując jak otacza go silne ramię.

– Nienawidzę tego, wiesz? Tego, że co rok ktoś musi przypominać o tym, co było bolesne. Roztrząsać to na nowo. Po co? To nie wróci nikogo. Nawet Andromeda pogodziła się już ze śmiercią męża i Tonks, i pielęgnuje po prostu dobre wspomnienia o nich. Dlaczego inni nie mogą zrobić tego samego?

– Bo dla niektórych siłą napędową jest smutek i gorycz. Niektórzy lubią w tym tkwić.

– To chore – burknął Harry, układając się wygodnie i obejmując mężczyznę obok w pasie. – Serio histeryzuję?

– Trochę. Ale jestem w stanie zrozumieć twoją złość. Też byłbym wściekły, gdyby ktoś ciągle wyciągał na wierzch temat mojego ojca czy innej nieprzyjemnej sprawy.

– Da się wysłać jakąś klątwę listownie? – spytał nagle Harry, a Severus chcąc nie chcąc, parsknął śmiechem.

...

W ciągu kolejnych tygodni Harry się uspokoił. Bardzo pomogły mu techniki relaksacyjne i Severus. Kiedy starszy czarodziej widział, że młodszego zaczyna nosić, zajmował czymś natychmiast jego uwagę. Dało to o tyle doby skutek, że Harry nauczył się w końcu nie myśleć o tym, co go drażniło.

– A miałem cię zapytać, czemu wtedy wyzywałeś Salazara – spytał Severus.

Leżeli w łóżku po jednym ze swoich zwykłych dni pracy. Harry leżał na boku zwrócony do okna, a Severus obejmował go ramieniem przyciśnięty do jego pleców i leniwie głaskał po brzuchu.

– Bo nie mogę zrozumieć jego toku rozumowania. Nie dość, że pisze w mowie węży, to jeszcze używa tych wszystkich dziwnych sformułowań – przyznał Harry. – Czasem naprawdę zajmuje mi kilka dni, żeby domyślić się o co mu chodzi.

– Wielkie umysły mają swoje dziwactwa. Weź na przykład takiego Albusa.

Harry prychnął tylko. Jakiś czas temu przyznał się, że wybaczył byłemu dyrektorowi jego manipulacje, ale to nie znaczyło, że ma ochotę o nim rozmawiać czy widzieć jeszcze kiedykolwiek jego portret. Nie wykluczał, że kiedyś może zmienić zdanie, ale na tę chwilę nie miał najmniejszego zamiaru brać tego pod uwagę.

Severus nie skomentował milczenia Harry'ego, za to przesunął dłoń wyżej, muskając opuszkami palców jego tors.

– Robisz to specjalnie – odezwał się w końcu młodszy czarodziej.

– Nie wiem, o czym mówisz – odparł Severus, sunąc teraz dłonią w dół w kierunku krawędzi spodenek.

– Oczywiście – zachichotał tylko cicho Harry, odwracając się do niego twarzą i całując.

...

– Czy zioła albo może ogólnie składniki eliksirów mają jakąś większą moc, jeśli zbierze się je w wyjątkowym czasie? – spytał podczas śniadania Harry.

Severus popatrzył na niego i nawet nie starał się ukryć zaskoczenia tym pytaniem.

– Oczywiście, że tak. Spałeś na zielarstwie czy co? – spytał.

– Nie, ale nigdy nie było moją domeną. Poza tym pani Sprout raczej pokazywała nam jak dbać o rośliny w szklarni i do czego są wykorzystywane. Nie wchodziła na temat zbierania dzikich roślin. A przynajmniej nic takiego sobie nie przypominam.

Mężczyzna prychnął. Mógł się domyślić, że uczniowie Hogwartu nie będą mieć o tym pojęcia. No może z wyjątkiem tych, którzy uwielbiali zielarstwo, jak Neville Longbottom, albo taka wiedząca wszystko Hermiona Granger.

– Pomijając brak pewnym informacji na etapie edukacji szkolnej, możesz mi powiedzieć skąd to pytanie? To ma coś wspólnego z dziennikiem?

– Jak się domyśliłeś?

– Zazwyczaj zadajesz takie niezwykle inteligentne pytania, kiedy przeczytasz w nim coś wyjątkowo intrygującego – zauważył, a Harry zaczął się śmiać. Znał już sposób, w jaki jego partner żartował. – No mów. Co znalazłeś tym razem.

– Informacje o składnikach zebranych w noc przesilenia letniego.

– Czuję się zainteresowany.

– To nie wszystko. Była jeszcze zmianka o potężnym czarnoksiężniku. Salazar nie pisze o tym wprost, ale po sposobie, w jaki opisał to spotkanie, wnioskuję że mu się trochę oberwało.

Severus czuł się coraz bardzo zaciekawiony. A już na pewno zaskoczony opcją, iż jeden z największych czarodziejów w historii mógłby nie podołać jakiemuś nieznanemu z imienia czarnoksiężnikowi.

– No dobrze. Przestańmy owijać w bawełnę. Noc przesilenia letniego jest za tydzień. Dokąd mamy się wybrać tym razem? – spytał wprost, patrząc na Harry'ego, który wyszczerzył się.

– Na Islandię.

...

Stolica Islandii powitała ich słoneczną pogodą, za co obaj byli bardzo wdzięczni. Na miejscu zjawili się o szóstej rano czasu miejscowego i opuścili tutejsze centrum aportacji międzynarodowej. Harry kupił jeszcze w sklepiku mapę wyspy, na której zaznaczone były różne miejsca. Między innymi te nawiedzone oraz te, w których można było spotkać trolle. Severus zaglądał mu przez ramię i obaj zastanawiali się, które miejsce będzie najlepsze do zbierania ziół. W końcu uznali, że najlepiej będzie, jeśli aportują się na północy kraniec wyspy, mniej więcej pośrodku. Po drodze mieli zamiar odwiedzić kilka miejsc, które wydały im się ciekawe.

– Na Islandii nie ma szkoły magii – powiedział Severus, kiedy Harry zasugerował, że może odwiedziliby tutejszą szkołę. – Z tego, co mi wiadomo wszyscy Skandynawowie mają jedną szkołę, położoną gdzieś w Norwegii.

– Rozumiem – odparł Harry, zapisując na mapie koordynaty miejsc, w które chcieli się przenieść. Oczywiście nie mogli aportować się z centrum miasta pełnego mugoli. Uznali zatem, że najrozsądniej będzie pojechać mugolskim autobusem za miasto i aportować się dopiero stamtąd.

Godzinę później stali już w malowniczej dolinie Gjáin, usianej licznymi wodospadami. Z łatwością rozpoznali wulkaniczne pochodzenie okolicy. Z czymś takim mieli na co dzień do czynienia w domu. Severus od razu zauważył różne rodzaje roślin i porostów skalnych, i zaczął zbierać próbki i sadzonki. Miał zamiar posadzić je w szklarni koło domu. Sięgał właśnie po jedną z roślinek, kiedy coś drobnego i szybkiego przeleciało mu nagle przed oczami.

– Co do... – zaczął, kiedy usłyszał nagle chichot Harry'ego. Ku jego zaskoczeniu Harry spokojnie siedział na jakiejś skale, a na dłoni trzymał małego elfa, o błyszczących, ważkowatych skrzydełkach. – Tu są elfy!

– Na to wygląda – przyznał Harry. – Nigdy nie miałem okazji żadnego zobaczyć na żywo. Są urocze – dodał, kiedy kolejne stworzenie usiadło mu na ramieniu, a jeszcze kolejne na głowie. Zaskoczony Severus nagle zobaczył kolejnego elfa tuż przed swoją twarzą. Istotka wyglądała na nieco oburzoną.

– O co chodzi? – spytał Severus, patrząc na elfa. Stworzonko zaczęło pokazywać na wykopane rośliny. – Spokojnie. Zamierzam je po prostu posadzić w innym miejscu. Nic im się nie stanie. Czemu ja się w ogóle tłumaczę?

– Może dlatego, że to ich dom? – zastanowił się Harry. Elfy musiały go zrozumieć, bo pokiwały głowami. – Zapewniam was, że nic się im nie stanie. Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś takiego. Szukamy po prostu rzadkich roślin, a dziś będzie wyjątkowa noc. Prawda? – spytał, a stworzonka pokiwały znowu głowami.

– Przesilenie Letnie to wyjątkowy czas – odezwał się ktoś nagle z mocnym islandzkim akcentem w głosie. Obaj czarodzieje odwrócili się automatycznie. Niedaleko nich stał przystojny, ale wyglądający bardzo eterycznie mężczyzna. Małe elfy radośnie zaczęły krążyć wokół niego. – Nie jesteście stąd, ale nie macie złych intencji. Czuję to – powiedział, patrząc na obu czarodziejów.

– Jest pan tutejszym czarodziejem? – spytał Harry wprost. Mężczyzna zaśmiał się.

– Nie do końca – przyznał. – Na Islandii nie używa się słowa czarodziej. Tutaj są czarnoksiężnicy.

– Och. To ciekawe, bo czarnoksiężnik zazwyczaj kojarzy się z czarną magią.

– Magia nie jest ani dobra, ani zła. To intencje są dobre albo złe – uśmiechnął się.

– Więc jest pan czarnoksiężnikiem? – spytał Severus.

– Też nie. Powiedzmy, że jestem strażnikiem tej doliny.

Harry i Severus nie mieli wyjścia jak zaakceptować takie wyjaśnienie. Wewnętrznie czuli, że lepiej nie naciskać na tego mężczyznę. Miał w sobie coś, co wzbudzało instynktowny respekt. Severus podejrzewał, że mężczyzna nie jest człowiekiem, ale nie potrafił tego ubrać w słowa. Strażnik, jak postanowili go nazywać, pozwolił im na zabranie jeszcze kilku roślin.

– Przybywa tu wielu, ale tacy jak wy są tu po raz pierwszy – przyznał.

– Tacy jak my? – spytał Harry.

– Elfy raczej nie podlatują do nikogo tak beztrosko. To nieufne istoty, bardzo wyczulone na krzywdę natury, która jest ich domem. Magiczni ludzie, którzy się tu zjawiają, próbują wyrywać rośliny, łamią je, depczą... Próbują też łapać elfy. Kieruje nimi żądza zysku. Wam zaufały od razu. Jesteście godni, żeby tu być.

– A gdybyśmy nie byli? – spytał ciekawie Harry. Mężczyzna uśmiechnął się i wskazał na coś palcem. Harry wzdrygnął się. To, co wcześniej wziął za nietypową formację skalną, okazało się być śpiącym w spokoju trollem. – To ja się jednak bardzo cieszę, że mam czyste intencje.

Severus nie mógł się z nim nie zgodzić. Poza tym w życiu nie zniszczyłby rośliny, którą zamierzał posadzić, a gdy się rozrośnie wykorzystać odpowiednio. Nawet składnik do eliksirów zasługiwał na odpowiedni szacunek.

Kiedy opuszczali dolinę Harry miał wrażenie, że na plecach Strażnika widział błyszczące skrzydła. Postanowił jednak zatrzymać to dla siebie.

Następnym miejscem, w jakie się udali, był największy lodowiec na Islandii. Severus nie darowałby sobie, gdyby będąc na Islandii, nie zebrał próbki z lodowca.

– Lód mamy w zamrażarce – zauważył Harry, co Severus skwitował nazwaniem go ignorantem. – Tak, tak, nie znam się.

Pod Lodowcem Vatnajökull znajdowało się osiem czynnych wulkanów, co sprawiało, że przez wieki zamarzająca woda więziła w sobie ogromne ilości drobinek wulkanicznych i minerałów. To było naprawdę jak spotkanie wody i ognia. A takiego dwa w jednym Mistrz Eliksirów nie miał zamiaru zignorować za nic w świecie. Kawałki lodu trafiły wiec do odpowiednio zabezpieczonego zaklęciem pojemnika. Oczywiście skorzystali z okazji, żeby rozejrzeć się trochę. Podpięli się też po cichu pod mugolską wycieczkę, żeby zwiedzić jedną z lodowych jaskiń. Większość topniała w letnim czasie takim jak teraz, ale te, które tworzyły się głębiej były w stanie przetrwać dłuższy okres. Harry uznał to za naprawdę fascynujące doświadczenie.

Obiad zjedli w jednym z miasteczek, które mieli na trasie. Nie musieli się przesadnie spieszyć. Aktualnie na Islandii trwały Białe Noce i nie robiło się tak do końca ciemno. Słońce miało zajść przed północą i pokazać się ponownie na horyzoncie około trzeciej rano. Mieli więc około trzech godzin za znalezienie i zebranie składników. A ponieważ nie było to zbyt wiele czasu, Severus uznał, że przybędą na miejsce, które wybrali wcześniej, żeby się rozejrzeć i znaleźć sobie jakieś lokum na resztę pobytu.

Harry jednak zatrzymał go, kiedy zauważył na mapie coś, co wcześniej nie zwróciło jego uwagi.
– Zobacz. Mugole mają tu Muzeum Magii i Czarodziejstwa. Znajduje się w Hólmavík. Musielibyśmy tylko nieco zboczyć z trasy. Nie myślisz, że warto byłoby tam zajrzeć, skoro nie ma tu szkoły? Może dowiemy się czegoś ciekawego. Na przykład może będzie jakaś wzmianka o Salazarze – powiedział cicho.

Severus zastanowił się chwilę.

– Nie daj się prosić – mruknął Harry, uśmiechając się.

– No dobrze, już dobrze. Ruszajmy – zgodził się, nie potrafiąc mu odmówić.

W taki oto sposób jakieś dziesięć minut później wchodzili już do jednego z typowych islandzkich budynków, w którym mieściło się muzeum. Pracownik na szczęście mówił po angielsku i bardzo chętnie ich oprowadził. W muzeum pokazano historię wszystkich osób udokumentowanych osób, które na Islandii zostały spalone na stosie za czary. Harry oczywiście słyszał o takich historiach w szkole, ale bardziej od Hermiony niż od profesora Binnsa, który upodobał sobie historie o goblinach. Z prawdziwym zainteresowaniem więc słuchał opowiadań przewodnika. Zwłaszcza że w przeciwieństwie do innych krajów Europy na Islandii uważano, że czary były domeną mężczyzn, dlatego nie było tutaj jako takiego polowania na czarownice, a na magów i czarnoksiężników. Nic więc dziwnego, że większość ofiar stanowili mężczyźni.

– A to co? – spytał, wskazując na leżącą za szkłem oprawioną w skórę księgę.

– Och. To Grimoire, co można tłumaczyć jako podręcznik magii – wyjaśnił przewodnik. – Datowana jest na XVII wiek. Na całej Islandii zachowało się ich zaledwie kilka. Ciężko powiedzieć czy jest to oryginał, czy kopia księgi powstałej wcześniej.

– Kopia? – spytał Severus, który przyglądał się księdze z zainteresowaniem.

– Kiedy na Islandii zaczęło się pojawiać chrześcijaństwo wszelkie książki i przedmioty, które uważano za magiczne, palono. Jednak ponieważ na szeroką skalę praktykowano kopiowanie ksiąg, możemy mówić o szczęściu, że kilka ich jednak przetrwało. To właśnie jedna z nich.

– Fascynujące – przyznał.

– To prawda – zgodził się przewodnik, wyjaśniając im, że takie księgi są bardzo zróżnicowane. Głównie jednak zawierają różnego rodzaju instrukcje zapisane po łacinie lub pismem runicznym. Harry niemalże miał na końcu języka, że to byłoby coś dla Hermiony. Nadal jednak był nieco jeszcze zły na przyjaciółkę za ten czar śledzący, więc odsunął od siebie tę myśl i skupił się na dalszej opowieści przewodnika. – Magia zawsze była częścią islandzkiego folkloru. Część mieszkańców wyspy wierzy w nią do dziś, a dzieci odwiedzając dolinę Gjain, wierzą że spotkają tam króla elfów – przyznał z uśmiechem.

Harry i Severus słysząc to, wymienili ukradkiem spojrzenia.

Dowiedzieli się też o spisie zaklęć datowanym na rok około tysiąc sześćsetny. Źródła mówiły, że został opracowany przez cztery różne osoby, a przeznaczenie zaklęć jest bardzo różne. Od zaklęć ochronnych po instrukcje korzystania z ziół.

– Czy jest możliwość zobaczyć ten manuskrypt? – spytał Severus.

– Zobaczyć oczywiście można, ale niestety nie mogę pozwolić go wziąć do ręki. Sam pan rozumie, eksponat. Natomiast istnieją współcześnie wydane kopie. Jest też wydanie angielskie z dodatkowymi opisami i historiami związanymi z magią na Islandii.
– Bardzo chętnie kupimy obie, jeśli jest taka możliwość.

– Oczywiście – powiedział przewodnik. Podeszli do innej gabloty gdzie leżał manuskrypt. Harry zerknął na Severusa i widział, że obaj poczuli bijącą od niego magię. Świadczyło to o tym, że patrzą na oryginał.

Przewodnik opowiedział im też kilka innych ciekawych historii. Między innymi historię żyjącego w osiemnastym wieku czarnoksiężnika Loftura, który był uczniem łacińskiej szkoły w Holar. W tym okresie zaczął interesować się praktyczną magią, co według legendy nie skończyło się dla niego dobrze. Próbował wejść w posiadanie jednej z legendarnych ksiąg magii biskupa z Holar, która to została pochowana razem z nim. Jego działania nie powiodły się, a on sam został wciągnięty do jeziora z łodzi przez jakąś dziwną siłę. Faktem jednak jest, że po roku 1722 nikt już o nim nie słyszał.

Zainteresowanie wzbudziły w nich też wyryte w różnych materiałach runy. Severus dostrzegł kilka wyrytych w bryłkach węgla albo narysowanych na zwierzęcej skórze. Obaj skrzywili się jednak, widząc coś w rodzaju spodni zrobionych z ludzkiej skóry, które rzekomo miały zapewnić osobie, która je nosi bogactwo.

– To już jest... dziwne... – mruknął Harry. – I trochę obrzydliwe.

Wychodząc z muzeum Harry i Severus zaopatrzyli się w kilka książek i podziękowali przewodnikowi.

– Czy my przypadkiem nie wybraliśmy Hólar na nasze miejsce docelowe? – spytał Harry.

– Wybraliśmy. Boisz się?

– Nie. Jestem za to coraz bardziej ciekawy – przyznał, chowając książki do plecaka.

...

Współczesne Hólar było niewielką miejscowością liczącą niespełna setkę mieszkańców. Bez problemu znaleźli jednak lokum w jednym z gospodarstw. Oczywiście od razu wzbudzili zainteresowanie gospodarza, który pytał ich łamanym angielskim, skąd są i co tu robią. Harry i Severus ustalili, że na takie pytania będą odpowiadać zgodnie, że pochodzą z Wielkiej Brytanii, ale od kilku lat mieszkają na Hawajach, a w ich wspólnym hobby jest zbieranie historii o magii w folklorze różnych krajów. Kiedy mężczyzna usłyszał, że byli w muzeum magii zabrał ich do kościoła, gdzie pod podłogą pochowany był biskup z legendy.

– Podobno była tu kiedyś szkoła czarnej magii – przyznał gospodarz. – Do dziś ludzie widują w okolicy dziwne rzeczy. Ale, że nic się nigdy nikomu nie stało, to wszyscy traktują to, jak coś normalnego.

– To ciekawe – przyznał Harry, podczas gdy Severus czytał łacińskie inskrypcje.

Po wyjściu z kościoła postanowili zapoznać się z okolicą, wrócić na kolację, a potem zająć się tym po co tu przyjechali. Póki co nie znaleźli żadnych śladów świadczących o tym, że Salazar tu był, ale obaj czuli, że coś musi być na rzeczy, skoro w dzienniku był zapis o czarnoksiężniku.

Spacer po okolicy okazał się być trafionym pomysłem. Bardzo szybko znaleźli dogodne miejsca do zebrania tutejszych roślin, kiedy zajdzie słońce. Nagle Severus zatrzymał się i odwrócił.

– Co jest? – spytał Harry, widząc, że Severus dyskretnie wysuwa ukrytą w rękawie bluzy różdżkę.

– Ktoś nas obserwuje – powiedział cicho.

– Co? Gdzie? – spytał młodszy czarodziej, idąc w ślady kochanka.

– Nie umiem określić. Czuję to, ale takie wrażenie jakby śledziło nas wiele par oczu. Wracajmy na razie – powiedział, a Harry skinął głową i oddalili się z tego miejsca, kierując w stronę budynków mieszkalnych. Jeśli Severus miałby do czegoś porównać uczucie, które go ogarnęło, to było podobne do tego, jakie czuł, kiedy Voldemort wzywał swoje sługi na spotkanie. Ta nerwowa niepewność przed nieznanym. Nie potrafił tego lepiej opisać. Niemniej jednak uznał, że w tej chwili najlepszym wyjściem będzie się wycofać. Idąc drogą do domu gospodarzy, zauważyli dwóch przyglądających im się nastolatków. Pewnie nie zwróciliby na nich większej uwagi, gdyby nie to, że mieli wrogość w oczach. Wycofali się, kiedy Harry i Severus weszli na posesję gospodarstwa.

– To było... dziwne... – mruknął Harry, kiedy znaleźli się w pokoju.

– Jesteśmy obserwowani – przyznał Severus, zerkając za okno. Zauważył tam dwóch innych chłopaków. – Jestem prawie pewien, że to uczniowie ze szkoły czarnoksięstwa.

– Jeśli to prawda to nie są zbyt dyskretni.

– Nie zależy im na dyskrecji. Chcą nas przestraszyć. Póki co pokazują, że przewyższają nas liczebnie. Ale na nas to nie podziała – zauważył ,sięgając do swojego plecaka po ręcznik. Miał zamiar odświeżyć się przed kolacją.

– Nie? – spytał Harry, patrząc na niego. – Jak na mój gust całkiem szybko się wycofaliśmy.

– Harry, obaj staliśmy przed najgorszą mendą czarodziejskiej Brytanii. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że teraz przestraszy cię kilku wyrostków?

– Nie. I wiem, że ciebie też nie – uśmiechnął się, podchodząc do Severusa po czym pocałował go w usta. – Nas tak łatwo nie da się wystraszyć. Ale może warto się przygotować. Tak na wszelki wypadek?

– Masz coś konkretnego na myśli?

– Mówisz do kogoś ,kto kumpluje się z bliźniakami Weasley.

...

Na pół godziny przed zachodem słońca obaj wyszli z domu, zabierając ze sobą kilka niezbędnych rzeczy i skierowali się do miejsc, w których chcieli zebrać to, czego Severus potrzebował. Mieli świadomość, że są nadal obserwowani. Harry czuł mrowienie magii wokół, kiedy ta ocierała się o jego skórę. W noce taka jak ta jej odczuwanie było mocniejsze, niemalże namacalne. Nawet mugole wierzyli, że noc przesilenia jest magiczna i co poniektórzy interesujący się magią próbowali odprawiać różne rytuały.

Kiedy tylko słońce zniknęło za horyzontem, wzięli się do pracy. Harry zbierał rośliny zgodnie z wytycznymi starszego czarodzieja.

– Spójrz – powiedział nagle, kiedy noc osiągnęła aktualne apogeum, a niebo rozświetliła nagle zorza. Z jednej z książek wiedział, że o tej porze roku zorza zdarza się raz na wiele lat. Była traktowana jako anomalia, ale dla czarodziejów była dodatkowym źródłem mocy. Harry widział, jak niektóre z roślin zaczynają błyszczeć. Severus od razu sięgał po nie i umieszczał w specjalnym koszyku. Godzinę później mieli już wszystko, czego mogli potrzebować. Zbiory zostały zabezpieczone i jednym zaklęciem Severus wysłał je do ich pokoju w gospodarstwie.

Nagle czerwony promień ze świstem przeleciał obok głowy Harry'ego. Czarodziej zareagował błyskawicznie, łapiąc w dłoń różdżkę i posyłając zaklęcie petryfikujące w kierunku, z którego nastąpił atak. Dało się słyszeć głuchy dźwięk upadającego na ziemię ciała i coś, co zabrzmiało jak przekleństwo. W następnej chwili w ich stronę poleciały kolejne zaklęcia z różnych stron. Obaj mając doświadczenie w walce, ustawili się plecami do siebie broniąc jeden drugiego i parując zaklęcia. Dość szybko dotarło do nich, że chociaż nie znali zaklęć, którymi ich atakowano, to w porównaniu do nich ich autorzy nie byli aż tak silni magicznie, żeby wyrządzić im większą krzywdę. Severus udowodnił to, traktując kilku przeciwników naraz Sectusemprą. Harry nie był wcale gorszy i też posłał w stronę przeciwników kilka paskudnych klątw.

– DOŚĆ! – dało się nagle słyszeć stanowczy głos. Obaj czarodzieje zerknęli w tamtą stronę, ale żaden nie opuścił różdżki. W ich stronę zmierzał posępnie wyglądający mężczyzna w czarnej szacie czarodzieja. – Chcecie pozabijać moich uczniów? – spytał.

– To oni zaczęli! – Harry momentalnie się najeżył. – Gdyby nas nie zaatakowali, odeszlibyśmy bez walki!

– Fylkir! Chodź tu natychmiast, durniu! – polecił i jakiś ledwo stojący na nogach chłopak z ociekającym krwią ramieniem podszedł. Ku zaskoczeniu Harry'ego chłopak dostał z otwartej dłoni w twarz. Sądząc po wyrazie jego twarzy, właśnie zbierał zasłużone kazanie. Nic nie mogli jednak zrozumieć, bo mężczyzna przeszedł na rodzimy język.

Chwilę później chłopak odszedł, jak się okazało pozbierać kolegów, a czarnoksiężnik popatrzył na nich.

– Nie lubimy tu obcych – powiedział twardo. – Ale zaatakowali was bez powodu. Dlatego zostaną ukarani. Nawet czarnoksiężnik powinien mieć honor.

– Taaaa... taki jeden chyba o tym nie wiedział... – mruknął Harry, a Severus kopnął go w kostkę.

– Nie wiedzieliśmy, że nasza obecność tutaj nie jest mile widziana – zwrócił się do czarnoksiężnika. – Gdyby tak było, wybralibyśmy inne miejsce. Nie przyjechaliśmy tutaj walczyć.

Czarnoksiężnik popatrzył na nich uważnie.
– Brytyjczycy – powiedział. – Ale czuć od was też inny rodzaj magii. Chodźcie. I spokojnie. Mogę parać się czarną magią, ale obiecuję, że nie spotka was nic złego – zapewnił, widząc ich miny.

– Co robimy? – spytał cicho Harry.

– Chyba nie mamy wyjścia, jak skorzystać z zaproszenia – mruknął Severus. Żaden z nich jednak nie wypuścił różdżki z dłoni.

...

Szkoła Czarnoksiężników w Hólar w niczym nie przypominała Hogwartu. Była kompleksem kilku typowych dla Islandii budynków rozmieszczonych w jakimś tutejszym tylko znanym układzie.

Czarnoksiężnik, który interweniował, przedstawił się jako Asvaldur Freyson i był dyrektorem szkoły.

– Mogę spytać o wasze imiona? – spytał.

– Harry i Severus – przedstawił ich starszy z czarodziejów po chwili niepewności. – Chyba należą nam się wyjaśnienia.

– Możliwe. Chociaż nie jesteśmy do nich skłonni. Jednakże to moi uczniowie zawinili. Uznajcie to więc za zadośćuczynienie za nieprzyjemności. Chciałbym jednak wiedzieć, co tu robicie – przyznał, mierząc ich wzrokiem, kiedy weszli na okrągły plac pomiędzy budynkami.

Plac aktualnie został obrysowany islandzkimi runami, pomiędzy którymi leżało kilku uczniów, mamrocząc coś pod nosem.

– Rytuał Przesilenia Letniego – wyjaśnił krótko Asvaldur. – Zostawić tych durniów na kilka chwil bez nadzoru i proszę... Oto skutki. Ivar, pozwól na chwilę – powiedział do mężczyzny o szarych włosach. – Mamy gości. Z winy Fylkira i jego kolegów.

– Banda kretynów – syknął Ivar. – Zajmę się tym.

– Nie wątpię – przyznał, kiedy mężczyzna odszedł. – To nasz nauczyciel magii praktycznej – wyjaśnił, kiedy usiedli przed jednym z budynków. Dyrektor przyznał, że woli mieć oko na resztę uczniów.

– Myślałem, że na Islandii nie ma szkół magii – zauważył Harry, zerkając na plac.

– Oficjalnie nie ma. Szkoła Czarnoksiężników to szkoła wyłącznie męska. Ma swoje tradycje i istnieje odkąd na Islandię przybyli pierwsi osadnicy. Uczą się tu chłopcy, którzy nie zostaliby przyjęli do oficjalnej szkoły, albo wybrali naszą z własnej woli. Część z nich doskonale wie, że nie odnalazłaby się w normalnej szkole. Ma w sobie zbyt dużo mroku i ciągnie ich do tego, co zakazane.

– Uczycie ich tu czarnej magii? – spytał Severus wprost.

– Uczymy ich panować na mrokiem, który w nich jest – wyjaśnił Asvaldur. – Proszę nas nie traktować jak tych wyłącznie złych. Mrok potrafi się narodzić w każdym. Wystarczy zaledwie iskra, żeby rozniecić ten pożar.

– Czy to rozsądne?

Czarnoksiężnik uśmiechnął się lekko, patrząc na nich.

– Dla nas to normalne. A normalność jak wiadomo jest pojęciem względnym. Dla was to, co robimy tutaj jest mroczne, złe. Dla nas to coś normalnego, że nasi uczniowie uczą się panować nad tym, co w nich drzemie.

– Zaatakowali nas – zauważył Harry.

– I wcale temu nie przeczę. Tacy chłopcy jak Fylkir mają bardzo mroczną naturę. Nie złą. Mroczną. To duża różnica. Poczuli się zagrożeni, kiedy wyczuli obcą magię na swoim terenie. Nie potrafili jednak prawidłowo ocenić tego w skali i zaatakowali bezmyślnie. Jesteście potężnymi czarodziejami. Czuć to było z bardzo daleka. Ich błąd polegał na tym, że źle odczytali znaki. Co mogli przypłacić życiem.

– Nie przeczę – powiedział Severus. Doskonale wiedział, że ma krew na rękach.

– Mieli pecha, trafiając na dwóch zaprawionych w walce czarodziejów. W dodatku obcokrajowców. To zaklęcie, które ich poraniło...

– To moje własne zaklęcie. Na wrogów.

– Bardzo skuteczne jak zauważyłem – powiedział, a Severus skinął głową na znak zgody. – Ale wróćmy do właściwego wątku.

Severus zerknął na Harry'ego, posyłając mu sygnał, że to on będzie mówił. Harry skinął głową tylko, zgadzając się. Severus wyjaśnił więc, że przyjechali tu jedynie po rośliny, które zwiększają moc w Noc Przesilenia Letniego. Jako mistrz eliksirów interesował się takimi rzadkimi składnikami. Nie mieli zamiaru nikogo niepokoić. W ogóle nie brali pod uwagę interakcji z tutejszymi czarnoksiężnikami. Mieli zamiar jedynie zebrać to ,czego potrzebowali i wrócić do domu. A tymczasem banda bezmózgich wyrostków postanowiła ich zaatakować.

– Hmmmmm... W tym wypadku należą się wam przeprosiny. Chociaż jak już mówiłem, bardzo nie lubimy tu obcych. A już w szczególności nieufnie traktujemy obcych czarodziejów.

– Właściwie to dlaczego? Nie ma nic złego w nawiązywaniu znajomości z innymi. Prawda? – spytał Harry, pamiętając uczniów z innych szkół z Turnieju Trójmagicznego.

– Nie bierzesz pod uwagę tego, czym się zajmujemy. Jesteśmy tratowani jako źli czarodzieje tylko dlatego, że ktoś uznał, że to, co robim,y takie właśnie jest. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby zrozumieć naszą naturę. Islandzka magia jest specyficzna. Mrok jest jej częścią. Tak było, jest i będzie. Nasza historia pokazuje, że jeśli nie nauczymy się panować nad tym, co jest w nas, czeka nas zguba.

– Tak jak czarnoksiężnika Loftura?

– Loftur był idiotą – przyznał Asvaldur, krzywiąc się. – Sięgał po to, co nigdy nie należało do niego i został za to ukarany. Jestem pewien, że zalicza się teraz do chóru przeklętych czarnoksiężników.

– Do czego? – spytał Harry. Mina Severusa mówiła jasno, że on też nie ma pojęcia, o czym mowa.

– Islandzcy czarnoksiężnicy wierzą, że jeśli zrobi się coś bardzo złego, pogwałci się prawa magii albo zadziała wbrew naturze, to po śmierci dusza nie zazna spokoju, a na wieki będzie cierpieć, zawieszona w przedsionku i śpiewając o swoim tragicznym losie. Loftur pogwałcił prawa natury i magii. Obudził biskupa, chcąc zmusić go do oddania księgi. Trafił jednak na dużo silniejszego od siebie. Za głupotę się płaci – powiedział czarnoksiężnik bez żalu w głosie.

– Wychodzi na to, że Voldemort nie był lepszy – przyznał Harry.

– Mówicie o tym waszym brytyjskim czarodzieju, który chciał wszystkimi rządzić? Co za kretyn. Zabierał się do tego, jak pies do jeża – prychnął Asvaldur, a Brytyjczycy popatrzyli na niego niepewnie. – Taka prawda. Trzeba być skończonym kretynem, żeby nie mierzyć sił na zamiary. To są właśnie skutki, gdy chce się zbyt wiele. Popada się w obłęd i przestaje logicznie myśleć. Polubił tortury, zabijanie i sianie strachu. Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby także zasilił chór.

– Raczej mało prawdopodobnego – przyznał Harry, zastanawiając się czy opowiedzieć historię o horkruksach. O dziwo Severus zrobił to za niego. Asvaldur wysłuchał opowieści w milczeniu.

– Kretyn. Nigdy nie zostałby władcą świata – podsumował. – Rozerwać sobie duszę. Co za głupota. Każdy wie, jak to wpływa na umysł.

– U nas to zakazana praktyka i nie ma żadnych źródeł na ten temat – przyznał Severus.

– Ależ oczywiście. Ale powiedzcie mi sami... Czy ambitnych czarodziejów nie kusi to, co nieznane i zakazane? No właśnie. Kusi i to jak bardzo. Czasem tak bardzo, że popadają w swoje własne szaleństwo. Ich ambicje ich gubią. A kiedy umysł się zagubi to dusza również. Wtedy to już jest przegrana sprawa.

– A czy mówi coś panu nazwisko Salazar Slytherin? – spytał nagle Harry, dochodząc do wniosku, że skoro nigdzie nie natknęli się na żaden ślad po nim, to może tutejszy dyrektor coś będzie wiedział. Ku zaskoczeniu ich obu Asvaldur zaczął się śmiać.

– Och! To jest dopiero dobra historia. Jedna z lepszych, jakie słyszałem. To był dopiero ciekawy przypadek. O ile dobrze pamiętam, to było gdzieś na początku XI wieku. Przybył na Islandię i myślał, że będzie robił, co mu się podoba. Tutejszych czarodziejów miał za ciemną masę. Bardzo się pomylił i wówczas aktualnie najsilniejszy z czarnoksiężników dość skutecznie udowodnił mu, że arogancja nie da mu tutaj nic. Tak samo, jak nie dostał tego, czego szukał.

– A to nie przybył tutaj po zioła zebrane w noc przesilenia? – zdziwił się Harry.

– Ależ oczywiście. Ale nie tylko po to. Ten szaleniec chciał się dostać do wnętrza ziemi – zaśmiał się.

Harry i Severus popatrzyli na niego z niedowierzaniem.

– Że co? – spytał w końcu Harry. – Do wnętrza...

– Dobrze usłyszeliście. Do wnętrza Ziemi.

– Przecież to niemożliwe! – zauważył Severus.

– Ależ wręcz przeciwnie. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie jest wejście.

– I czego on tam niby szukał? – spytał zszokowany Harry. W dzienniku nic nie pisało na ten temat. Wyglądało na to, że Salazar miał więcej sekretów, niż im się wydawało.

– Serca magii. Jej źródła, jej czystej postaci. Nazywajcie to, jak chcecie – powiedział Asvaldur. – Magia, z której korzystamy na co dzień to tylko niewielki fragment, z którym mamy styczność. Źródło magii to potężna, czysta siła, nad którą nikt nie jest w stanie zapanować. Ale to ona rządzi wszystkim. To ona daje życie i siłę czarodziejom.

– Na gacie Merlina... To brzmi jak... Nawet nie wiem jak to określić – przyznał Harry. – Jakby magia żyła?

– Oczywiście, że ona żyje chłopcze – przyznał czarnoksiężnik. – Mało kto jednak zdaje sobie z tego sprawę.

– Gdzie jest to wejście? – spytał nagle Severus.

– Dlaczego chcesz to wiedzieć? – Asvaldur popatrzył na niego podejrzliwie. – To nie jest miejsce dla ciebie. To nie jest miejsce dla żadnego czarodzieja. To tak jakbyś zbliżył się do słońca. Znasz mit o Ikarze? Skończyłbyś tak samo. Ale jeśli tak bardzo chcecie, to zabiorę was tam, gdy skończą się rytuały. Powiem wam tylko jedno. Było już wielu szaleńców, którzy próbowali tam pójść. Żaden nie wrócił.

...

– Naprawdę chcesz tam iść? – spytał Harry z niedowierzaniem.

Leżeli już w łóżku, ale pomimo zmęczenia nie mogli zasnąć. Zapewne z nadmiaru wrażeń.

Asvaldur osobiście odprowadził ich do wioski, najwyraźniej chcąc ich mieć na oku. Obiecał jednak wrócić po nich, kiedy się wyśpią.

Stratowulkan Snæfellsjökull, którego nazwę miejscowi często skracali do Jökull, położony był na zachodzie Islandii. Ostatnia erupcja miała miejsce około roku dwusetnego, ale to właśnie ona otworzyła korytarz do wnętrza Ziemi, gdzie znajdowało się serce magii.

– Nie mam zamiaru schodzić do samego wnętrza, jeśli to cię martwi – zapewnił go Severus. – A poza tym już wchodziliśmy do wnętrza Ziemi. Poniekąd.

– No tak... Nasza pierwsza wyprawa – przypomniał sobie Harry, podnosząc się do siadu. – Chyba wiem, co chcesz tam znaleźć. Rośliny, które można tam znaleźć będą mieć ogromną moc magiczną. Mam rację?

– Oczywiście, że tak. A myślałeś, że chodzi o coś innego?

– Pomyślałem, co by było, gdyby Voldemort wiedział o tym miejscu – przyznał Harry.

Kochanek popatrzył na niego uważnie i również podniósł się do siadu.

– Nie gonię za mocą. Już nie – powiedział stanowczo, patrząc Harry'emu w oczy.

– Już nie? A kiedyś goniłeś?

Severus westchnął, na chwilę spuszczając wzrok.

– Myślisz, że dlaczego z początku przyłączyłem się do tego szaleńca? Bo fascynowała mnie jego moc i myślałem, że chce dobrze dla czarodziejów. Z czasem zrozumiałem, że on myśli tylko o sobie. Ale nigdy nie byłem wolny. Spod wpływów szaleńca trafiłem pod wpływy równie potężnego manipulatora. Byłem przekonany, że nie przeżyję tej wojny.

– A jednak stało się inaczej. I cieszy mnie to. – Harry uśmiechnął się.

– To akurat twoja wina, durny bachorze. Twoja i tego twojego kompleksu bohatera.

– No tak, tak. Niech będzie po twojemu – zgodził się i pocałował mężczyznę obok. – Spróbujmy się trochę przespać przed tymi kłopotami, w jakie tym razem mamy zamiar się wpakować. I żeby nie było, tym razem na twoje życzenie.

– Jestem Mistrzem Eliksirów. Chyba nie myślałeś, że przepuszczę taką okazję?

– Ależ skąd. Po prostu zawsze myślałem, że od pakowania się w kłopoty jestem jednak ja – przyznał Harry, zawijając się w kołdrę i układając wygodnie. – Ale może to jest zaraźliwe?

– Bardzo zabawne.

...

Po pożegnaniu się z gospodarzami skierowali się do miejsca, gdzie czekał na nich Asvaldur. Jak się okazało w towarzystwie kilku swoich uczniów. Niektórzy z nich mieli założone opatrunki i Harry domyślił się, że to musiały być nastolatki, które ich zaatakowały.

– Te głupki chciałyby wam coś powiedzieć – powiedział czarnoksiężnik, łypiąc na swoich podopiecznych.

– Przepraszamy – mruknął Fylkir.

– Nie słyszałem – powiedział Asvaldur.

– Przepraszamy – powiedział chłopak głośniej. – To było głupie z naszej strony.

– Wychowanie młodzieży to ciężki kawałek chleba – odezwał się Severus, a widząc zaskoczone spojrzenia chłopców, wyjaśnił: – Przez niemal dwadzieścia lat uczyłem w Hogwarcie. Chyba nie myślicie, że jesteście pierwszymi imbecylami, jakich widzę? Miałem tę wątpliwą przyjemność uczyć większych kretynów niż wy.

– Weź, tak na mnie nie patrz! – oburzył się Harry, kiedy jego kochanek popatrzył na niego.

– Ty biłeś wszelkie rekordy łamania szkolnych reguł – zauważył Mistrz Eliksirów.

– Będzie mi to wypominał do końca życia...

Severus uśmiechnął się tylko pod nosem, a chwilę później cała grupa aportowała się na zachód.

– To miejsce to park narodowy więc nie zdziwcie się, jeśli zobaczycie tutaj turystów – uprzedził ich czarnoksiężnik. W drodze na szczyt opowiedział im, że według legendy, pierwszym, który zdobył górę był Barður Dumbsson, a po tym, jak zniknął ze świata i wszedł do wnętrza góry, nazywany jest Barðurem Snæfellsásem i uważany za boga, patrona ludzi żyjących wokół wulkanu. – Jego duch strzeże wejścia i odgania śmiałków, którym przyjdzie do głowy pomysł wejścia do wnętrza Jökull. Oczywiście nie każdego da się przestraszyć. Był nawet taki jeden niemagiczny gość, który zszedł do środka w XIX wieku. Potem wykorzystał wszystko w książce.

– Ma pan na myśli Juliusza Verne'a? – spytał Harry. Kiedy chodził do mugolskiej szkoły, ukrywał się czasem w bibliotece przed bandą Dudleya. Zaszywał się w najciemniejszym kącie i czytał. W taki sposób wpadła mu w ręce książka „Podróż do wnętrza ziemi". Kiedy na nią trafił, była mocno zakurzona i myślał z początku, że to jedna z tych nudnych lektur szkolnych, przy których wszyscy ziewają, ale muszą przeczytać. Tymczasem książka okazała się fascynującą przygodą, którą czytał codziennie po trochu. Bał się pożyczyć książkę. Obawiał się, że Dudley mógłby ją celowo zniszczyć, a Harry nie miał pieniędzy na jej odkupienie. Stała się więc na jakiś czas jego małą odskocznią od rzeczywistości.

– A zdaje się, że tak się nazywał – zgodził się Asvaldur. – Oczywiście sporo rzeczy nagiął, przeinaczył albo zmyślił, ale ogólny sens zachował. Wielu ludzi wierzy w to, co napisał. Stąd te próby zejścia do wnętrza.

– O czym mowa? – spytał Severus. Harry pokrótce streścił mu fabułę powieści. – To, że pod powierzchnią ciągnie się sieć tuneli to akurat prawda. Nikt o zdrowych zmysłach się tam jednak nie zapuszcza. To zbyt niebezpieczne.

– A co ty chcesz właśnie zrobić?

– Nie mam zamiaru wchodzić do wnętrza. Chcę tylko zebrać próbki.

– Powinienem chyba sam zacząć pisać dziennik z tych naszych wszystkich wypraw – westchnął cicho Harry. – Może wyszłaby z tego ciekawa książka.

– Głupek – podsumował tylko starszy czarodziej.

Wejście na szczyt zajęło im około dwóch godzin. Nawet tutejsi czarnoksiężnicy woleli nie korzystać z aportacji w tak bliskiej odległości od serca magii. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak wielką moc posiada to miejsce i, że żyły magii mogą zwieźć kogoś na manowce. W miarę jak wchodzili coraz wyżej, Harry czuł na skórze coraz mocniejsze łaskotanie magii. Widząc, że Severus zerka na swoje dłonie, domyślił się, że mężczyzna musi czuć to samo.

– Wow – powiedział nagle Harry. Byli już prawie na szczycie, kiedy zatrzymał się nagle, unosząc dłoń. Na wierzchu jego dłoni widać było coś jakby błękitne płomyczki i smugi.

– Im wyżej tym magia robi się coraz lepiej widoczna – wyjaśnił Asvaldur. – Nie zrobi wam krzywdy. W końcu jej fragment jest w każdym z nas. To jak powitanie dawno niewidzianego przyjaciela.

– To miłe.

Zgodnie ze słowami czarnoksiężnika na szczycie od razu pojawił się duch pierwszego zdobywcy góry. Potężnie zbudowany, brodaty mężczyzna przywodził na myśl wikinga i bez zbędnych uprzejmości kazał im się stąd wynosić. Harry i Severus mimo wszystko ukłonili mu się z szacunkiem.

– Nie będziemy schodzić do wnętrza – zapewnił go Asvaldur.

– Znowu ty! Mało to razy zakłócasz mi spokój? A ci wszyscy turyści tam w dole? – najeżył się duch.

– Och, dałbyś już spokój. Doskonale wiesz, że przychodzimy tutaj stosunkowo rzadko. Pomyśl o tym, jak o miłych odwiedzinach – powiedział czarnoksiężnik. – Poza tym mamy gości.

– Gości?! Przyprowadziłeś tu obcych?!

– Serce akceptuje ich obecność. Nie dostrzegasz tego? Zwłaszcza tego młodszego – dodał, odwracając wzrok na Harry'ego, który wodził dłonią po smudze magii, jakby głaskał wyjątkowo milutkie zwierzę. – On jest potężny. To serce obdarzyło go taką mocą. Dobrze wiesz, że to ono decyduje o wszelkiej magii na Ziemi. To ono utrzymuje równowagę.

– Czasem popełnia błędy i obdarza wielką mocą kogoś, kto chce z czasem więcej i więcej.

– Nikt nie jest nieomylny. Ciebie serce wybrało na swojego strażnika. Pozwoliło ci wejść do środka. Spójrz na tego młodzika. I na tego drugiego. Są jak ogień i woda. Utrzymują siebie nawzajem w równowadze, chociaż wydaje mi się, że nie są tego świadomi – zauważył Asvaldur. – Brytyjscy czarodzieje są inni niż my. Zamknięci w swojej izolacji dzielą wszystko na biel i czerń. Magia dobra i zła. Nie dostrzegają szarości mroku. Ci dwaj są inni. Chcą wiedzy, ale nie potęgi. Nie czujesz tego?

– To dlatego pozwoliłeś im tu przyjść?

– Tak. Poza tym król elfów ich zaakceptował.

Duch mruknął tylko przyglądając się, jak Harry i Severus zbierają próbki i wkładają je do zabezpieczonych pojemników.

Nagle dwie smugi magii zaczęły oplatać brytyjskich czarodziejów, którzy zaskoczeni popatrzyli na siebie, a potem na Asvaldura.

– Spokojnie. Nic nie róbcie. Nie opierajcie się temu. To nic złego – zapewnił ich. Jego uczniowie stanęli obok niego patrząc z fascynacją na to, co się działo przed ich oczami. Czarnoksiężnik słyszał o takich przypadkach, ale nigdy nie widział żadnego na własne oczy. Sam zajmował się mroczną magią, która nie była akceptowana przez większość czarodziejskiego świata, ale z jakiegoś powodu mógł podchodzić tak blisko Serca Magii. Gdzieś w zakamarkach swojego umysłu usłyszał szept, że jego rolą było przyprowadzić tutaj tych dwóch czarodziejów, którzy teraz podświadomie złączyli lewe dłonie, akceptują instynktownie to co się działo. Smugi magii skupiły się na ich dłoniach na kilka sekund, żeby po chwili rozpłynąć się w powietrzu.

– Co to było? – spytał cicho Harry, starając się zrozumieć co się właśnie stało. Popatrzył na czarnoksiężników, szukając odpowiedzi, ale przeniósł szybko wzrok na Severusa, kiedy poczuł, że ten łapie jego dłoń i patrzy na nią intensywnie. – Co się... Co to jest? – spytał, widząc na serdecznym palcu swojej lewej dłoni, układające się drobne runy. U Severusa było dokładnie tak samo. Identyczne układające się znaki.

– Serce Magii was połączyło. To rytuał, który zdarza się raz na kilkadziesiąt lat – odezwał się duch. – Serce nie pyta o nic. Ono czuje. Uznało, że jesteście godni tego rytuału właśnie w jego obecności i w tym świętym miejscu. To wielki dar. Przyjmijcie go i zaakceptujcie.

– To wygląda jak obrączka ślubna – mruknął Harry, patrząc na swoją lewa dłoń.

– No, jeśli tak chcecie to nazwać – uśmiechnął się duch, a uczniowie ze szkoły czarnoksiężników zachichotali. Oni doskonale rozumieli, co się właśnie stało.

– No bez żartów – powiedział Severus, łypiąc na nich. – I co się śmiejecie, kretyni?

– Nie przestraszysz ich – uśmiechnął się Asvaldur.

– Założymy się?

– Severusie, przestań. Czy to naprawdę według ciebie coś złego? – spytał Harry, nadal przyglądając się swojej lewej dłoni. – Mnie to w sumie cieszy. A ciebie nie?

– Tego nie powiedziałem, ale wolałbym zadecydować sam, że już najwyższy czas przestać żyć na kocią łapę. Nie lubię, kiedy ktoś za mnie podejmuje decyzje. Nawet jeśli to sama magia – burknął i nagle poczuł trzepnięcie w tył głowy. Harry widząc znikającą smugę, zaśmiał się tylko. – Och no dobrze.

– W takim razie my jako świadkowie rytuału przyrzekamy służyć wam wszelką pomocą, jeśli kiedyś zajdzie taka potrzeba – powiedział uroczyście czarnoksiężnik. – Serce Magii jest waszym przyjacielem, magia będzie was chronić jako swoich powierników i pomagać wam, gdy zajdzie taka potrzeba. W zamian oczekuje, że nikomu nie zdradzicie jej największego sekretu i nie dopuścicie, aby nikt niegodny dowiedział się o nim.

Harry poczuł w sobie dziwne ciepło i uśmiechnął się.

– Znaczy, że teraz powinniśmy się pocałować? – spytał, szczerząc się szeroko.

– Chyba cię pogięło! – prychnął Severus, a Harry wybuchnął śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top