Rozdział 3


Cieszę się, że poprzednie dwa rozdziały przypadły wam do gustu. Mam nadzieję, że z tym będzie podobnie. Miłego czytania.

Rozdział 3

Po powrocie do domu zdołali tylko umyć się, zjeść coś i paść na łóżko, z którego nic nie było w stanie ich ruszyć przez długie godziny. Obaj stwierdzili, że taką przygodę muszą przetrawić na spokojne, dlatego obaj skupili się na swoich codziennych zajęciach i dopiero potem Severus postanowił nieco poeksperymentować z kryształowymi łzami i piórami nietypowego feniksa. Harry najładniejsze pióro skonfiskował na pamiątkę, tłumacząc, że nie mają gwarancji, czy jeszcze kiedyś zobaczą takiego niezwykłego ptaka.

- Przez to ptaszysko omal się nie usmażyliśmy żywcem - zauważył kwaśno Severus. Siedzieli w salonie i mężczyzna dokładnie oglądał pióra, które zostawił im kryształowy feniks. - Przynajmniej miał na tyle przyzwoitości, żeby nam to jakoś wynagrodzić.

- No to były narodziny z hukiem - przyznał Harry. - Trochę mocniej i byłby dosłownie wybuch.

Chłopak siedział obok niego z dziennikiem Salazara i tłumaczył kolejne zapiski. Szczerze przyznał, że są fascynujące i kochanek podśmiechiwał się nieco z niego, że Gryfon podnieca się zapiskami Ślizgona.

- Czymś muszę - wypalił nagle Harry i dopiero po chwili dotarło do niego, co powiedział, kiedy starszy czarodziej popatrzył na niego unosząc brwi.

- Poczekaj do wieczora, to dam ci powód do prawdziwego podniecania się - zamruczał tylko.

- Trzymam za słowo.

Severus nadal czasem miał wrażenie, że to wszystko mu się śni. Wydawało mu się, że obudzi się rano w swoich kwaterach w lochach Hogwartu, gdzie znowu będzie musiał uczyć tych małych ignorantów, a na deser pozostanie mu szpiegowanie Voldemorta. Jednak kiedy budził się co rano obok Harry'ego na nowo docierało do niego, że wojna została za nim. Miał nowy dom, w którym nie mieszkał sam, pasję i pracę w jednym, a do tego zero stresu. Był po prostu szczęśliwy. Patrząc co rano w lustro, sam po jakimś czasie zauważył, że wygląda jakby lepiej i młodziej. Chyba coś w tym było, skoro ludzie wokół otwierali usta ze zdziwienia, kiedy mówił wprost, ile ma lat. Swoją drogą widok ich zaskoczonych twarzy bywał całkiem zabawny. Harry przyłapał go raz, kiedy przypatrywał się sobie intensywnie w lustrze w korytarzu.

- Nie poznajesz się, że tak się sobie przyglądasz? - spytał.

- Można tak powiedzieć. Nie wiem, czy poznałbym się w pierwszym odruchu, gdybym sam siebie zobaczył na ulicy - przyznał.

Harry zachichotał pod nosem.

- Moim zdaniem to zmiany na lepsze. Już wcześniej byłeś całkiem, całkiem, ale nowy tryb życia ci bardzo służy.

- Co ty wygadujesz, durny bachorze? – spytał, rumieniąc się mocno, co wywołało tylko większą wesołość u młodszego czarodzieja.

- Chyba mi nie powiesz, że nie byłeś świadom tego, co uczniowie o tobie mówią?

- Głównie słyszałem, że wyglądam jak nietoperz albo wampir z lochów.

- I jeszcze postrach Hogwartu. Miałem na myśli, że sporo osób oglądało się za tobą. Po twojej minie widzę, że mi nie wierzysz.

Severus faktycznie patrzył na niego, jakby Harry'emu wyrosły nagle dwie głowy.

- Wygadujesz bzdury - skwitował.

- Zapewniam cię, że nie. Ale jak mam być szczery, to faktycznie nieco się zmieniłeś. Może wyślę zdjęcie twojego nowego "ja" do jakiegoś magazynu? Zrobiłoby furorę.

- Mały prowokator - burknął pod nosem. Jednak faktycznie zmienił się i to nie tylko fizycznie. To prawda, że nabrał nieco masy mięśniowej i lekko się opalił, co sprawiało, że czuł się lepiej we własnym ciele. A nie czuł się tak od wielu lat. Przede wszystkim jednak uległa zmianie jego psychika. Stał się spokojniejszy i nie był już aż tak złośliwy. Pewnie dlatego, że nie musiał się denerwować o kolejny wybuchający kociołek jakiegoś imbecyla. Harry zapewniał go, że w końcu widać, jaki jest przystojny.

A teraz siedzieli razem na małej przestrzeni i Severus nie miał zupełnie nic przeciwko. Podobało mu się to. Co jakiś czas odruchowo głaskał nogę chłopaka.

Poza piórami oglądał też dokładnie kamienie szlachetne, które znaleźli w kominie wulkanicznym. Zauważył w nich ledwo widoczne nitki świadczące o tym, że w jakimś stopniu zostały naładowane magią. Przypuszczał, że to przez miejsce, w jakim się wytworzyły. Porównał je z tymi, które Harry znalazł kiedyś w innym miejscu. Te kamienie nie wykazywały żadnych magicznych właściwości.

- Interesujące – przyznał, opisując wszystkie znaleziska dokładnie. Zastanawiało go czy w innych magicznych miejscach znalazłby kamienie w podobnym typie.

- Coś ciekawego? – spytał, Harry podnosząc wzrok znad zapisków.

- Owszem. Ale nie będę na razie wdawał się w szczegóły, dopóki wszystkiego dokładnie nie sprawdzę. A u ciebie?

- Zdecydowanie tak. - Harry przysunął się bliżej niego. - Posłuchaj tego: "Na początku nie byłem pewien, czy miałem szczęście czy pecha. Wyspa, na którą trafiłem, nie była znana nikomu ani oznaczona gdziekolwiek. Niemniej jednak mam pewność, że ktoś tu kiedyś był. Świadczą o tym znalezione przeze mnie ludzkie kości. Po rzuceniu zaklęcia diagnostycznego stwierdzam, że wszystkie kości należą do mugolskich mężczyzn i widać na nich ślady zębów. Wyspa pokryta jest wieloma jeziorami połączonymi ze sobą podziemnymi korytarzami. Nikt kto tutaj trafił, na pewno nie może czuć się bezpieczny. Niemniej jednak, poza "nimi" jest tu jednak coś, czemu warto się przyjrzeć..."

- Syreny - mruknął Severus po dłuższym milczeniu. - I to te najgorszego rodzaju, które uwielbiają ludzkie mięso.

- Nie brzmi to zbyt optymistycznie, ale na pewno ciekawie.

- Tam się nie zapuścimy. Szkoda ryzykować! - Severus postawił sprawę jasno. - To prawda, że syrenie łzy są jednym z najbardziej poszukiwanych składników do eliksirów, ale naprawdę nie widzę się w roli samca modliszki.

- Modliszki? - spytał Harry.

- Rozumiem, że Hagrid nie opowiadał wam na lekcjach o syrenach. Aż dziwne biorąc pod uwagę, jak uwielbia niebezpieczne stworzenia – mruknął, odkładając pióro. - Syreny najpierw wykorzystują złapanych mężczyzn, a potem ich konsumują - uświadomił chłopaka.

Harry przygryzł dolną wargę.

- Okej... Czyli wystarczy nie dać się im złapać.

- Nie bądź naiwny. Syreny wabią mężczyzn swoim głosem i śpiewem.

- Myślisz, że tych homoseksualnych też?

Severus już miał go nazwać idiotą, ale zamilkł. W sumie jakby się nad tym zastanowić to było to bardzo ciekawe pytanie.

- Jest coś jeszcze - powiedział Harry, zaczynając czytać dalej: - "One nienawidzą czarodziejów. Nie spółkują z nimi ani ich nie pożerają, bo to dla nich pewna śmierć. Nie dopuszczą ich jednak do centrum wyspy i zrobią wszystko, żeby zabić każdego czarodzieja, który tu trafi. Woda jest ich bronią, więc najlepiej trzymać się z daleka od niej." Co o tym myślisz?

- Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Ale nadal mówię stanowczo nie. To zbyt ryzykowne.

- A nie myślisz, że moglibyśmy chociaż sprawdzić gdzie to jest?

- HARRY! Zrozum, że nie chcę, żeby coś ci się stało! Możesz to zrozumieć? - Severus wstał z kanapy i popatrzył na niego ostro. Harry odłożył dziennik na bok i również wstał. Objął szyję mężczyzny i pocałował go czule w usta.

- Też nie chcę, żeby coś się stało tobie. Jesteś dla mnie ważny. Bardzo ważny. Nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie – przyznał, patrząc mu w oczy.

Severus westchnął i objął go w pasie.

- Wiesz, że to jest ogromne ryzyko?

- Wiem, ale zapominasz, że ja się zawsze rzucam w coś bez myślenia.

- I to mnie nadal bardzo martwi... Muszę to przemyśleć. Bo to nie będzie wycieczka na wulkan.

- Nie, nie będzie. To będzie jeszcze bardziej tajemnicze - uśmiechnął się.

,,,

Harry przez kolejne trzy tygodnie nie wracał do sprawy wyspy syren. Sezon turystyczny powoli się kończył i na ulicach zrobiło się nieco luźniej. Kilka razy byli w mieście po zakupy albo z dostawą maści i eliksirów dla aptek, w weekendy realizowali swoje stałe aktywności, ale temat w końcu i tak wypłynął ponownie.

W jednej z zakupionych na pchlim targu książek Severus znalazł informacje o magicznych właściwościach łez syren. Harry zerknął mu przez ramię, a potem popatrzył wyczekująco. Niemalże słyszał, jak trybiki w głowie mężczyzny się poruszają i uśmiechnął się. Wiedział, o co chodzi. Za dwa miesiące miało się odbyć doroczne sympozjum Warzycieli. Severus nie brał w nim udziału od kilku lat i strasznie kusiło go, żeby się wybrać i posłuchać o dokonaniach innych. I może też zaprezentować własne odkrycia. Tegoroczne spotkanie miało odbyć się w słynnym mieście Salem, więc mógł zamówić świstoklik z wyprzedzeniem i udać się tam. Gdyby spotkanie odbywało się w Wielkiej Brytanii, zastanawiałby się pewnie mocno, czy ryzykować, ale skoro sympozjum było dla niego w tej chwili niemalże rzut beretem...

- Niemalże słyszę twoje myśli - odezwał się Harry, opierając brodę na jego ramieniu.

- I co takiego słyszysz? – spytał, nie odrywając wzroku od książki.

- Chcesz zabłysnąć w swojej dziedzinie. Chcesz jechać, ale chcesz pokazać też coś niezwykłego i pokazać, że jesteś najlepszy.

Harry wiedział o planowanym sympozjum. I wiedział też, jak bardzo Severus chciał pokazać swoje osiągnięcia szerszej publice znającej się na temacie. Ale do tego potrzebował czegoś naprawdę niezwykłego.

- Sława nie jest dla mnie - odpowiedział.

- Wiem. Nie chcesz być sławny. Po prostu chcesz pokazać swoje umiejętności. To nic złego - zapewnił chłopak, całując go w ucho. - I zawsze możesz użyć do publikacji swoich odkryć innego nazwiska. Jak widzisz, ja nazwisko zmieniłem i dobrze mi z tym. Harry'ego Pottera kojarzą pewnie wszyscy na świecie choćby z nazwiska. Harry'ego Evansa nie kojarzy nikt. Mam spokój, o którym marzyłem.

- Kiedy chodziłeś do szkoły, wydawało mi się, że podoba ci się uwaga, jaką poświęcając ci inni.

Harry westchnął cicho i przytulił do jego ramienia.

- I tak i nie. W domu ciotki nie poświęcano mi żadnej uwagi, więc podobało mi, że nagle tyle osób chce się ze mną zadawać. Wiesz, jak to jest. Nagle dziecko, którym nikt się nie przejmował przez całe życie, ma zainteresowanie, o którym zawsze marzyło. Ale zachłysnąłem się tym. Całym czarodziejskim światem. A potem zrozumiałem, że to nie jest to, czego chciałem. Nie chciałem sławy, bo to zaczęło być równoważne ze stratą rodziców. Byłem sławny, bo ktoś zamordował mi rodzinę i próbował zabić mnie. To bolało coraz bardziej. Ja tylko chciałem mieć kogoś, komu naprawdę na mnie zależy i widzi mnie jako mnie.

- Już nie jesteś sam - powiedział Severus, obejmując go ramieniem. - Poza tym wcześniej miałeś swoich przyjaciół przy sobie.

- Którzy często byli jak im wiatr zawieje - mruknął. Opowiadał już Severusowi, co się działo, kiedy Ron był zazdrosny albo jak Hermiona zawsze próbowała udowodnić, że ma rację. Tęsknił za nimi, ale nie potrafił na razie się z nimi spotkać.

Niedawno dostał list od bliźniaków. Opowiedzieli mu w nim co się dzieje u nich i u innych. Między innymi, że Hermiona prosiła ich, żeby mu przekazać, że przeprasza za ten list z zaklęciem tropiącym. Zwłaszcza, że bliźniacy dobitnie wyjaśnili jej, że wpychała nos w nie swoje sprawy. Rzucili na nią zaklęcie, które sprawiało, że jej nos robił się niebieski za każdym razem, kiedy kogoś pouczała, albo wtrącała się bez potrzeby. Zgodnie z prośbą Harry'ego powiedzieli też rodzinie, że Harry nie ożeni się z Ginny nigdy, bo raz, że zawsze była dla niego po prostu jak młodsza siostra, a dwa, ponieważ jest gejem. Nie omieszkali też dodać, że nie mieszka sam i jest szczęśliwy. Oczywiście nie mieli pojęcia, że tym kimś, jest ich były profesor eliksirów, a Harry, póki co nie zamierzał tego ujawniać. Nie miał pojęcia czy Severus życzyłby sobie tego, a na razie wolał nie podejmować tematu. Reakcja Ginny podobno była dość spektakularna, bo dziewczyna zaczęła płakać, bredzić coś o zwodzeniu jej do tego stopnia, że o dziwo to Ron kazał się jej przymknąć i uspokoić. Według bliźniaków dość ciężko przyjął wiadomość o homoseksualizmie najlepszego przyjaciela, ale stwierdził, że już rozumie czemu Harry nie czuł żadnego żalu po Cho Chang. Hermiona z kolei przyznała, że to zaskakujące, ale nie ma powodu się nad tym rozwodzić. Zastanawiała się tylko, czemu Harry sam im tego nie powiedział. Uniknęliby tej całej, dziwnej sytuacji i kłótni. Po tym Harry napisał list do swoich nadal najlepszych przyjaciół, w którym wyjaśnił im wszystko. Po wojnie od razu postawiono go przed nowym faktem dokonanym, nie mógł znieść kolejnej próby manipulowania swoim życiem i zdecydował się wyjechać bez słowa. Przeprosił ich za to i obiecał, że jak uporządkuje sobie już naprawdę wszystko, to się spotkają. A w tej chwili układa sobie życie po swojemu i wolałby, żeby tak zostało.

Jedyne o co Severus poprosił go przy okazji pisania listów, to czy mógłby zapytać bliźniaków co się dzieje z Draco Malfoyem. Mimo wszystko martwił się o niego. Harry wiedział tylko tyle, że Malfoyowie zniknęli w czasie bitwy o Hogwart, a potem nikt ich nie widział. On też potem nie interesował się nimi, ani tym, co się dzieje w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. Bliźniacy dowiedzieli się tylko sobie znanymi metodami, że Malfoyowie na kilka lat przenieśli się do Francji i dopiero niedawno wrócili do kraju, gdzie Lucjusz Malfoy znowu działał na arenie politycznej. Oszczędzono im Azkabanu głównie na podstawie listu, jaki Harry wysłał przed wyprowadzką do Minerwy McGonagall, w którym wyjaśnił udział Severusa i Malfoyów w walce. Nie ukrywał, że okłamując Voldemorta, Narcyza uratowała go. Troszeczkę oczywiście nagiął prawdę, ale zrobił to w dobrej wierze i poprosił byłą nauczycielkę o przekazanie tych informacji nowemu ministrowi magii. Z gazet dowiedział się, że została nim Amelia Bones i według bliźniaków świetnie dawała sobie radę na tym stanowisku. Severus odetchnął z ulgą, że Draco nic nie jest.

- Nie chciałbyś do niego napisać? - spytał któregoś wieczoru Harry.

- Może za jakiś czas. Na razie niech sobie wszystko poukłada. Każdy z nas ma teraz swoje własne życie. Czasem drogi ludzi się rozchodzą. Poza tym jestem pewien, że Draco powiedziałby o mnie Lucjuszowi.

- Po twoim głosie wnioskuję, że jesteś na niego zły.

- Ja i Lucjusz byliśmy przez wiele lat przyjaciółmi, ale nie pochwalam masy rzeczy, których moim zdaniem niepotrzebnie się dopuścił.

- Rozumiem - zapewnił go Harry. Sam nie pochwalał metod Lucjusza. Zwłaszcza po tym co zrobił Ginny, podrzucając jej dziennik Voldemorta. - Czy ty i on... Czy wy kiedykolwiek...? - zaczął nagle niezgrabnie.

- Czy łączyło mnie coś z Lucjuszem? - domyślił się Severus, a Harry skinął głową. - Nie. Między nami nigdy nie było nic więcej poza przyjaźnią. Powiedzmy sobie szczerze, Lucjusz jest przystojny i to bardzo. Ale obawiam się, że całowanie się z nim byłoby jak całowanie śniętej ryby - powiedział, a Harry prychnął śmiechem. - Poza tym ostatnimi czasy znajduję przyjemność w pocałunkach z jednym Gryfonem.

- Ach tak? - Uśmiechnął się, słysząc w głosie Harry'ego zadowolone mruknięcie. - Jak bardzo?

- Bardzo - zapewnił go Severus pochylając się nad nim, żeby mu to udowodnić.

,,,

W najbliższy weekend Severus wybrał się do miasteczka Kailua-Kona, gdzie mieścił się jeden z punktów aportacyjnych. Można było tam też zamówić świstoklik z wyprzedzeniem, jeśli w grę wchodziły jakieś bardzo dalekie odległości. Niedaleko mieściło się też mugolskie lotnisko międzynarodowe, ale czarodziej nigdy nie leciał samolotem i nie zamierzał tego stanu zmieniać. Poza tym świstoklik był zdecydowanie szybszy i przenosił go zawsze tam, gdzie chciał. Sympozjum było trzydniowe, dlatego od razu wysłał też rezerwację na pokój. Spytał Harry'ego czy ten nie chciałby się wybrać razem z nim, ale Harry pokręcił głową rozbawiony.

- Severusie - śmiał się. - Takie beztalencie w dziedzinie eliksirów jak ja na sympozjum? Nie zrozumiałbym nawet jednej setnej z tego, o czym wy wszyscy będziecie mówić. Musiałbyś mi ten trudny język eliksirów tłumaczyć na ludzki. Jedź i baw się dobrze.

- Tylko żebyś pod moją nieobecność nie wpakował się w jakąś kabałę.

- Zamierzam poczekać z tym na ciebie - zapewnił.

Póki co Harry przekonał Severusa do wyprawy na wyspę syren. Chłopak skłamałby, gdyby powiedział, że nie miał żadnych wątpliwości co do tej wyprawy, ale jego Gryfońska odwaga i chęć przygód pchała go na tę ścieżkę. Piątkowy wieczór spędzili więc na pakowaniu do plecaków wszystkiego, co mogło im się przydać, na podstawie tego, co Harry wyczytał w dzienniku. Wiedzieli już, że syreny nie lubią czarodziejów i to dawało im jakąś przewagę nad nimi. Harry znalazł jednak jeszcze wzmiankę, której nie do końca rozumiał. Mówiła o pozostawionych na wieczność strażnikach wyspy. Najwyraźniej Salazar doszedł do wniosku, że nikt poza nim nie powinien znać jej lokalizacji i zadbał o odpowiednie zabezpieczenia.

W sobotę rano wstali bardzo wcześnie i wypłynęli wraz ze wschodem słońca. Obaj mieli na sobie swoje stroje do nurkowania, które chroniły ich zarówno przed chłodem, jak i piekącym słońcem. Według mapy musieli płynąć na zachód w kierunku Johnston Atoll. Wyspa miała znajdować się mniej więcej w połowie drogi.

- To jakieś siedemset kilometrów. Rejs zajmie nam dobre kilka godzin, jeśli pogoda będzie nam sprzyjać - przyznał Harry, kiedy stawiali żagiel i obrali odpowiedni kurs. Vaia nauczyła Harry'ego kilku sztuczek z magicznym kompasem, który przy użyciu odpowiedniego zaklęcia nie pozwalał zboczyć z drogi. Dość szybko złapali korzystny wiatr i zostawili swój dom daleko w tyle.

- Nadal nie wiem, jak dałem ci się namówić na to wszystko - przyznał Severus, przywiązując jedną z lin żagla. - Zaraziłeś mnie swoją Gryfońską potrzebą sprawdzenia swojej odwagi łamanej przez głupotę.

- Cicho tam - zaśmiał się tylko. - Mówiłem ci już, że ten strój świetnie podkreśla twoje ciało?

- Głupi bachor...

Harry usiadł obok Severusa i wyjął swój notatnik i kopie fragmentu mapy Salazara.

- Coś ci pokażę – powiedział, wyjmując różdżkę z futerału przypiętego do uda. - Syn Vai nauczył mnie kiedyś kilku rzeczy, kiedy uczył mnie prowadzić łódź. Ho'ike ala – powiedział, wskazując różdżką na dziennik, a potem na mapę. Wszelkie informacje o wyspie zostały na nią naniesione i pokazała się błyszcząca na zielono jaskrawa linia. - Hawajskie zaklęcie dla zagubionych w drodze - wyjaśnił.

- Bardzo przydatne. Czemu nie użyłeś go na wulkanie?

- Bo tam go nie potrzebowaliśmy. Poza tym używają go głównie żeglarze, kiedy zejdą z kursu. Linia pojawia się wtedy bezpośredni na wodzie i prowadzi ich do domu, kiedy wszystko inne zawiedzie. Nam na razie nie potrzeba pomocy.

- I tak jesteś szalony. A ja razem z tobą, bo się godzę na to szaleństwo.

- Dobra, dobra. Już ja wiem, że perspektywa wejścia w posiadanie kolejnych niemalże legendarnych składników, jest dla ciebie tak kusząca, że poszedłbyś za nimi jak w ogień.

- Przez jeden omal w nim nie skończyłem - zauważył Severus, zerkając na towarzysza. Harry wyszczerzył się tylko do niego w odpowiedzi.

Było koło pierwszej po południu, kiedy coś zaczęło się zmieniać. Właśnie kończyli przygotowany dla nich przez Mrużkę posiłek na drogę, kiedy lekko na północ od nich zaczęła majaczyć coś jakby mgła. Harry sprawdził kompas, który najpierw wskazał tamten kierunek, a potem zaczął wariować. Obaj zrozumieli, że musi tu działać bardzo silna magia, skoro magiczne urządzenie aż tak to odczuło.

- Chyba jesteśmy blisko celu - mruknął chłopak. Severus ustawił łódź w kierunku mgły, by po kilku minutach zanurzyć się w nią.

Momentalnie otoczyła ich potworna cisza. Tutaj nie było nawet fal. Woda wokół nich była gładka jak powierzchnia stołu. Wiatr też ustał, więc powoli złożyli żagiel. Harry zerknął na mapę i skinął głową na znak, że płyną w dobrym kierunku. Wyjął różdżkę i mruknął "lumos".

- Zgaś to - powiedział cicho Severus. Harry popatrzył na niego pytająco. - Syreny przyciąga światło.

- "Nox". Wybacz. Nie wiedziałem - odparł równie cicho.

- Chodź tu – powiedział, wyciągając rękę. Młodszy czarodziej ujął ją, patrząc czujnie dookoła. Severus rzucił na łódź proste zaklęcie popychające ją w kierunku wyspy.

Zmysły obu skupiły się na wyczuwaniu potencjalnego zagrożenia. Harry zaczynał rozumieć, czemu Szalonooki Moody wyznawał zasadę stałej czujności. Nagle gdzieś z lewej strony dało się słyszeć plusk wody. Obaj spojrzeli w tamtym kierunku i Severus mocniej ścisnął dłoń chłopaka, kiedy mignął im w wodzie jakiś kształt.

- Spokojnie - szepnął do ucha Harry'ego wyjmując różdżkę. Harry ujął swoją mocniej gotów jej użyć, jeśli zajdzie potrzeba.

Nagle do ich uszu dotarła jakaś melodia. Słodki głos śpiewał niedaleko piosenkę miłosną żeglarza i dziewczyny. Harry poczuł się przez moment dziwnie, ale nie czuł się jakoś specjalnie wabiony. Może dlatego, że trzymał mocno w swojej dłoni dłoń swojego kochanka. Severus najwyraźniej poczuł coś podobnego, bo popatrzył na niego, a potem pocałował czule. Już wiedzieli, że czar głosu syreny na nich nie działa. Plusk rozległ się bliżej i Harry wzdrygnął się, widząc piękną dziewczynę opierającą się o jeden z boków ich łodzi. Patrzyła na nich ciekawie, uśmiechając się. Najwyraźniej nie rozumiała, czemu jej pieśń nie podziała na nich.

- Nie jesteście stąd - odezwała się melodyjnie. - Umiecie śpiewać?

- Nie - odparli obaj jednocześnie.

- Szkoda – powiedziała, nadal uśmiechając się do nich.

- Odpłyń. Nie chcę robić ci krzywdy - powiedział Harry.

- Dlaczego miałbyś mi zrobić krzywdę? Chcę się tylko zaprzyjaźnić. Tutaj jest bardzo miło – zapewniała, kusząc.

- Nie jesteśmy tymi, na których czekasz. Odpłyń proszę – powiedział, podnosząc różdżkę w formie ostrzeżenia.

Twarz syreny zmieniła się w ciągu sekundy, kiedy zrozumiała z kim ma do czynienia. Nie przypominała już pięknej dziewczyny, a pragnącą krwi bestię o ostrych zębach. Dosłownie w jednej chwili wody wokół nich zaroiły się od syren chcących wciągnąć ich pod wodę i utopić. Stanęli plecami do siebie i zaczęli się bronić wszystkimi zaklęciami, jakie znali, a krwiożerczych syren przybywało. Jedna z nich zdołała złapać Harry'ego za nogę i gdyby nie szybkie zaklęcie żądlące Severua chłopak skończyłby w wodzie, wśród chmary oszalałych z wściekłości półryb.

Niespodziewanie ich dramatyczna sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy w wodę zaczęły uderzać niespodziewanie obce zaklęcia, a jakiś głos wołał donośnie:

- Precz! Precz wy ludożerne kusicielki! Wynoście się w głębię! Tam jest wasze miejsce do stu tysięcy zdechłych wielorybów! PRECZ!

Syreny zaczęły syczeć i pokazywać ostre zęby, ale kiedy w ich stronę pomknęło kilka czerwonych wiązek świadczących o czarach atakujących, zniknęły pod wodą i tafla znowu stała się gładka jak stół. Harry i Severus popatrzyli najpierw na siebie niepewnie, a potem zaskoczeni niedowierzali, kiedy przed nimi wyłonił się z mgły wielki okręt, dosłownie jak z mugolskich opowieści o piratach. Sunął cicho przez spokojną wodę do momentu, aż nie znalazł się bok w bok, z ich niewielką łodzią.

- Jakim trzeba być kretynem, żeby pakować się na takie wody, do kroćset - usłyszeli nagle z góry i podnieśli głowy. Przyglądało im się kilkanaście ogorzałych od słońca twarzy, zarówno mężczyzn jak i kobiet ubranychm jak dawni żeglarze. W następnej chwili dwie osoby machnęły różdżkami i grube spłynęły ze statku, owijając się wokół ich łodzi, a potem poderwały ją w górę. Obaj złapali się szybko masztu żeby nie spaść przypadkiem.

- Ha! Nic dziwnego, że te rybie harpie tak szalały - powiedział jeden z mężczyzn, kiedy zobaczył, że Harry i Severus nadal mocno ściskają w dłoniach różdżki. - Co z nimi zrobimy?

- Zapomniałeś idioto, że kapitan zakazał ruszać swoich do momentu, aż się okaże, że nie są przydatni? - prychnęła jakaś kobieta o burzy czarnych włosów i trzepnęła go w głowę z taką siłą, że aż kapelusz mu spadł. Miała na sobie stylową suknię z tak mocno ściśniętym gorsetem, że Harry zastanawiał się, jak ona w tym mogła oddychać. Siłą rzeczy zostali zmuszeni do wejścia na pokład. - Ale ty masz piękne oczy – powiedziała, zbliżając swoją twarz do twarzy Harry'ego.

- Co? Och... Eeee... dziękuję? - odparł.

- Uroczy jesteś. Szkoda byłoby się ciebie pozbywać - westchnęła. - No, ale to nie moja decyzja. Tylko kapitana.

- Więc tym bardziej zrób krok w tył, Beatrice - zagrzmiał jakiś głos i spomiędzy cofających się osób wyszedł brodaty mężczyzna, ubrany jak rasowy kapitan pirackiego okrętu. Severus odruchowo objął Harry'ego. Podszedł do nich, trzymając różdżkę w dłoni. - No, no. To kogo my tu mamy? - spytał.

- Dwóch kretynów, którzy mają skłonności samobójcze? - spytał ktoś. - Ała! - syknął, kiedy kapitan potraktował go zaklęciem żądlącym.

- Sam jesteś kretynem, Devon - warknął. - Ci dwaj zapuścili się na te wody świadomie. Tego jestem pewien. Nie wyglądają na zbłąkanych żeglarzy, a ta łódź nie służy do łowienia ryb. Czego tu szukacie? – spytał, zwracając się do Harry'ego i Severusa. - Poza kłopotami.

- Cóż... - zaczął Harry niepewny tego, co dokładnie powinien powiedzieć.

- Chcemy się dostać na wyspę - wszedł mu w słowo Severus.

- Ta wyspa, to jedna wielka pułapka. Po co mielibyście tam postawić stopę? - spytał kapitan.

- Szukamy czegoś.

- Doprawdy? Czegoś innego poza własną zgubą?

- Szukamy łez syreny - powiedział wprost, czując, że w tym wypadku kręcenie nie przyniesie rezultatu. Kapitan statku nie wyglądał na takiego, co zadowoli się byle jaką odpowiedzią.

I najwyraźniej miał rację, bo mężczyzna uniósł w górę brwi i nagle ryknął śmiechem, tak samo, jak i cała załoga.

- A jednak szaleńcy - powiedział. - Słuchajcie mnie uważnie. Ostatnią osobą, która dotarła w to miejsce, był czarodziej, który rzucił na nas klątwę. To przeklęty statek, który przez niego nie może opuścić tej mgły.

- Niech no ja bym go dorwał - zaczął się pieklić jeden z mężczyzn. - Przez niego tkwimy w tym przeklętym miejscu, jakby czas się dla nas zatrzymał. Słońca nie widzieliśmy nie wiadomo jak długo.

- Czy dobrze rozumuję twierdząc, że tym czarodziejem był Salazar Slytherin? - spytał nagle Harry, a oczy wszystkich skupiły się na nim.

- Widzę, że o nim słyszałeś - stwierdził ponuro kapitan.

- Chyba wszyscy w jakimś stopniu o nim słyszeli - zauważył. - I chyba minęło więcej czas,u niż sądzicie, bo Slytherin nie żyje od blisko tysiąca lat.

Po jego słowach zapadła głucha cisza, który zmieniła się nagle w ryki wściekłości.

- Na trójząb Trytona! - Beatrice ze złością kopnęła jakąś beczkę. - Czułam, że minęło wiele lat, ale nie sądziłam, że aż tyle! Znajdę jego grób i będę w niego ciskać klątwami tak długo, aż poczuje je na tamtym świecie!

- Najpierw musiałabyś się stąd wydostać! A wiesz, że to niemożliwe! - warknął Devon. - Utknęliśmy tu na dobre! On nas stąd nigdy nie wypuści!

- Jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego żywi - mruknął Severus do ucha Harry'ego. - To gwarantuję ci, że sobie porozmawiamy poważnie o kolejnej wyprawie - zapewnił go i nagle strzelił iskrami z różdżki, zwracając uwagę wszystkich ponownie na nich. - Kapitanie. Nie wiem dokładnie, co się stało, ale czy zechcielibyście opowiedzieć nam wszystko? Może z naszą pomocą uda się znaleźć jakieś rozwiązanie.

- Jeśli jakimś cudem zdołacie wyrwać nas z tego piekła, to pomożemy wam znaleźć to, po co tu przybyliście. Ale to niemożliwe - powiedział. - Nikomu z nas nie udało się przełamać klątwy. Została rzucona w języku, którego nikt z nas nie zna. I nie była to ludzka mowa.

- Mowa węży? - spytał Harry, a Severus miał ochotę kopnąć go w kostkę za nie trzymanie języka za zębami.

- No proszę. Ktoś tu jednak wie więcej, niż myślałem - zauważył kapitan.

Severus zauważył wzrok Harry'ego. Znał to spojrzenie. On i ten jego pieprzony kompleks bohatera, o który się czasem wykłócali. Mężczyzna westchnął i zamiast samemu trzymać język za zębami powiedział:

- Więc może jednak macie szansę opuścić to miejsce. Ten tutaj potrafi rozmawiać z wężami.

,,,

Po słowach Severusa zapanował istny armageddon. Zrobiło się takie zamieszanie i jednocześnie padało w ich kierunku tyle pytań, że kapitan statku nie wytrzymał w końcu i kilka osób uraczył czymś mocniejszym niż proste zaklęcie żądlące. Następnie zagonił załogę do roboty i ani się obejrzeli, a dwaj czarodzieje siedzieli z załogą, racząc się porządnym posiłkiem i delektując tysiącletnim winem.

Morski Upiór naprawdę okazał się być statkiem czarodziejskich piratów. Był potężnym trójmasztowcem, którego przez rzuconą klątwę nie zdołał nadgryźć ząb czasu. Kapitan statku przedstawił się jako Cadmon Sealgriff i najpierw chciał dowiedzieć się czegoś o nagłych gościach na pokładzie. Severus przełknął łyk wina i otarł usta palcami, uważając, żeby nie poplamić koszuli. Obaj z Harrym zostali niemalże siłą zaprowadzeni do jednej z kajut, wciśnięto im do rąk ubrania i kazano się przebrać, żeby wyglądali bardziej jak swoi. Obaj więc teraz siedzieli pomiędzy piratami ubrani w białe, lekko bufiaste koszule wiązane z przodu rzemieniami i skórzane spodnie, które bardzo ściśle przylegały do ciała. Harry zamruczał, widząc w nich Severusa, a ten zanotował sobie w głowie, żeby spytać kapitana, czy będą mogli potem zatrzymać te rzeczy. Do spodni dochodziły jeszcze skórzane pasy, z ozdobnymi klamrami i wysokie po kolana buty. Harry przekornie zawiązał sobie jeszcze na głowie piracką chustę.

Severus najlepiej jak potrafił opowiedział im, jak obecnie widzi się Salazara Slytherina i do czego doprowadził jego potomek. Nieco dłużej skupił się na zakończonej kilka lat wcześniej wojnie i nie ukrywał ich udziału w niej. Uznał, że lepiej uniknąć ponownego posądzenia Harry'ego o bycie potomkiem Slytherina, jak to miało miejsce na jego drugim roku nauki. Na koniec wyjaśnił także, jak znaleźli na czarodziejskim targu dziennik z zapiskami Slytherina.

- I tak tutaj trafiliśmy. Dałem się mu namówić na tę szaloną wyprawę - przyznał Severus.

- Szaloną wyprawę, która dla nas może okazać się wybawieniem, na które czekaliśmy - przyznał kapitan, a Harry skrzywił się. - Widzę, że nie lubisz, kiedy uwaga skupia się na tobie, młody czarodzieju.

- Bardzo tego nie lubię. I prosiłem, żeby mi mówić po imieniu, kapitanie - powiedział Harry.

- Skoro tak uważasz - zgodził się kapitan. - To teraz chyba nasza kolej, żeby przedstawić wam obraz sytuacji, w jakiej jesteśmy.

- Ja! Ja mogę opowiedzieć! - zerwał się z miejsca jaki młody mężczyzna, na oko w wieku Harry'ego.

- Dlaczego ja cię jeszcze nie potraktowałem zaklęciem milczenia, to naprawdę nie wiem, Brand - mruknął kapitan, a potem zaczął opowiadać.

Byli na tych wodach wcześniej niż mugole. Kiedy tamci zaczynali dopiero uczyć się budować statki, które mknęłyby po morzach, oni zdobywali już oceany. Czarodzieje nie byli tak ograniczeni jak osoby niemagiczne. Ich statki mogły się pojawiać na dowolnym akwenie wodnym, który był dostatecznie duży, żeby statek mógł po nim swobodnie płynąć. Odkrywali nowe miejsca, zanim jeszcze stopę postawili tam niemagiczni, myśląc potem, że to oni byli tam pierwsi. I tak też znaleźli wyspę syren. Znaleźli się tu jednak ten jeden raz o niewłaściwej porze. Jako czarodzieje byli względnie bezpieczni przed tymi żądnymi ludzkiego mięsa istotami, bo potrafili się przed nimi obronić. Na kobiety ich śpiew nie działał, więc wystarczyło kilka zaklęć zabezpieczających z ich strony, żeby nikt nagle nie znalazł się w wodzie. Salaraz Slytherin znalazł się na wyspie z pomocą kilku mugolskich żeglarzy, którzy zasiedlali powoli wyspy Oceanii. Ich legendy mówiły wyraźnie, żeby trzymać się z daleka od tego miejsca, ale skuszeni obietnicą sowitej nagrody za pomocy zgodzili się go tam zabrać. Nie zgodzili się jednak podpłynąć zbyt blisko. Załoga uzupełniała właśnie zapasy wody pitnej i części żywności, kiedy go spotkali. Byli mocno zaskoczeni widokiem obcego, samotnego czarodzieja, który całym sobą wręcz oświadczał kim jest, bez używania zbędnych słów. Slytherin widząc, że piraci mniej więcej znają wyspę, spytał ich o stare legendy o łzach syreny i jak do nich dotrzeć.

- Ale czy łzy syreny to nie są, jak sama nazwa mówi jej łzy? - spytał Harry.

- I tak i nie - powiedział kapitan, wracając do przerwanej opowieści.

Piraci znali tę legendę równie dobrze co zamieszkujący wyspy mugole. Ci jednak przestrzegali młodych, aby nie zapuszczali się w te okolice. Zawsze jednak znalazło się kilku śmiałków, którzy ostrzeżenia starszych uznawali za bajki i podpływali zbyt blisko wyspy. A tam już czekała na nich pewna śmierć. Kapitan Cadmon powiedział nieznajomemu, że jeśli szuka łez syreny, musi znaleźć skalną ścieżkę, która do nich prowadzi. Wiedzą gdzie ścieżka się zaczyna, ale nigdy żaden z nich nie postawił na niej stopy. Salazar obiecał jednak zapłatę temu, kto zaprowadzi go do ścieżki. Widok na łatwy zarobek skusił piratów i zaprowadzili go w odpowiednie miejsce. Towarzyszyć mu jednak dalej nie zamierzali i zawrócili do swojego statku. Spędzili w zatoce jeszcze dwa dni, zanim nie byli gotowi wyruszyć na kolejną wyprawę. Ku ich zaskoczeniu tuż przed tym, jak mieli odpływać, wrócił Slytherin. Spytali, czy chciałby z nimi odpłynąć z wyspy, ale oczywiście oczekiwali za to zapłaty. Piraci niczego nie dawali za darmo. Salazar jednak tylko wyjął różdżkę i zaczął rzucać zaklęcia, których nigdy nie słyszeli. Momentalnie wyspę otoczył okrąg gęstej mgły, a kolejne zaklęcie wepchnęło w nią statek piratów. Kiedy próbowali z niej wypłynąć, Slytherin rzucił kolejne zaklęcie. Tym razem w mowie węży, które przypieczętowało los załogi. Stali się niewolnikami tego miejscu, pilnującymi, aby nikt kto dostał się na wyspę, już jej nie opuścił i nie zdradził nikomu drogi do łez syreny.

- I tak oto docieramy do tego momentu - powiedział kapitan. - Pojawiacie się wy dwaj.

- Nadal nie wiemy, czym są tak naprawdę łzy syreny - zauważył Severus.

- To naprawdę są łzy. A dokładniej to niewielkie źródełko, do którego trafiają wszystkie łzy, jakie syreny uroniły kiedykolwiek. Nigdy go nie widziałem, ale według legendy znajduje się w skalnej grocie, do której można wejść tylko od góry, gdyż wszystkie inne wejścia są pod wodą i strzegą ich te cholerne ryby. Mówi się, że jest tam małe, skalne jezioro, a na samym jego środku, widoczny z góry znajduje się wydrążony głaz przypominający nieco misę. To do niego wpadają wszystkie łzy. Syreny jednak rzadko mają powód do płaczu, więc jest ich tam niewiele.

- W takim razie nie powinny wysychać? - spytał Harry.

Kapitan uśmiechnął się pobłażliwie.

- Syreny to magiczne istoty, a zatem ich łzy też mają magiczne właściwości. Nie wyschną ot tak sobie - wyjaśnił. - Oczywiście możesz zaryzykować i spróbować złapać syrenę, po czym zmusić ją do płaczu. Ale jestem pewien, że zaraz potem odgryzie ci ona którąś kończynę i korzystając z okazji, utopi.

- A właśnie - odezwał się Severus, przypominając sobie coś. - W dzienniku była wzmianka, że syreny nie cierpią czarodziejów. Nie spółkują z nimi. Wiecie coś może o tym?

- Ależ tak - zaśmiał się donośnie kapitan, a reszta mu zawtórowała. - Po pierwsze, krew czarodziejów, nasączona magią jest dla nich jak trucizna. Spożycie ciała czarodzieja to dla nich czyste samobójstwo. A po drugie właśnie spółkowanie... Syreny to wyłącznie kobiety. No... Prawie.

- Nie rozumiem - przyznał Harry.

- Chodzi o to, że ze spółkowania syreny z czarodziejem rodzi się syren. A ci są dużo silniejsi niż ich kobiece odpowiedniki i potrafią podporządkować je sobie. Tak samo, jak śpiew syren wabi mężczyzn, tak śpiew syrena działa otumaniająco na same syreny. To niemalże naturalni wrogowie, mimo że są tego samego gatunku. Rodzą się w wyniku nielicznych pomyłek, gdy syrena za późno zauważy, że ma do czynienia z mężczyzną obdarzonym magią, a nie takim, którego może potem skonsumować.

- To trochę makabryczne - przyznał Harry.

- O tak - zaśmiał się kapitan. - Ale już taka natura tych stworzeń. Nie można ich w zasadzie winić za to, że rodzą się takie, a nie inne. A z drugiej strony jest wielka czarodziejska moc, jaką mają ich łzy. Czyż to nie fascynujący aspekt?

- Cóż... Jeśli faktycznie popatrzeć na to od tej strony - zgodził się. - Ale najpierw musimy się zająć klątwą, która was dotknęła. Co się dzieje, kiedy próbujecie wypłynąć poza mgłę?

- Zobaczysz - powiedział kapitan, podnosząc się ze swojego miejsca. Dał znak sternikowi, żeby skierował statek w kierunku wyspy. Harry widział już niemalże jej zarys, kiedy usłyszał coś nagle.

"Nie przepłyniecie! Nie pozwolę wam! Zawracajcie!"

Harry miał wrażenie deja-vu z drugiego roku, kiedy słyszał syczące szepty bazyliszka, a w następnej chwili zobaczył potężnego węża morskiego. Stwór wysunął się z wody i zaczął spychać statek dalej we mgłę.

- Na brodę Merlina... - szepnął Severus, nie wierząc własnym oczom.

- To jest właśnie nasza klątwa. Ten wąż i ta mgła. Jego obecność ją podtrzymuje. Jeśli wąż nas przepuści, klątwa przestanie działać, a mgła zniknie. Ale on tego nie zrobi. Wykonuje rozkazy swojego pana - wyjaśnił kapitan, a Severus już wiedział, co Harry będzie chciał zrobić. Nie zdążył go powstrzymać, bo chłopak już krzyknął, żeby podpłynąć jeszcze raz do krawędzi mgły.

- Spróbuję z nim pomówić!

Kapitan popatrzył na niego, a potem skinął ponownie na sternika i statek ponownie skierował się ku wyspie. Wąż wynurzył się z wody jak na zawołanie i znowu zaczął syczeć ostrzeżenia.

"Przestań!" - zasyczał nagle Harry głośno. Wąż był tak zaskoczony, że zatrzymał się, a Harry podszedł bliżej. Wielka bestia obniżyła łeb, przypatrując mu się. Severus zamarł. Wiedział, że olbrzymi wąż z łatwością zabiłby młodszego czarodzieja.

"Kim jesteś?" - zasyczał wąż. - "Pachniesz inaczej niż on. Pachniesz bezpiecznie. I mówisz w moim języku. Czy znasz tego, który kazał mi tu być?"

"Nie. Nie znam go. Wiem jednak, kim jest. Albo raczej kim był."

"Miał tu wrócić i mnie uwolnić, gdy wypełnię jego rozkazy i przypilnuję ich." - Wąż uderzył lekko ogonem o statek.

"On nie wróci, postrachu wód. Od setek lat nie żyje. Skazał cię na bycie tutaj przez wieczność."

Wąż zasyczał wściekle, słysząc to.

"Chcę wrócić do mojego legowiska w ciepłych wodach, ale nie mogę. Tylko on mógł zdjąć ze mnie czar posłuszeństwa."

"A czy ja, który rozumiem twoją mowę, nie mógłbym tego zrobić?"

"Jesteś młody. Twój zapach mi to mówi. On był stary i potężny."

"To prawda, że jestem młody, ale nie znaczy, że nie mam dość sił, aby przełamać jego rozkaz. Pokonałem w walce potomka tego, który ci to zrobił."

"Dajesz mi nadzieję, młodzieńcze z ludzkiej rasy. Jeśli jednak ci się to uda zyskasz szacunek całego mego gatunku. Każdy z nas przyjdzie ci z pomocą, gdy będziesz tego potrzebował."

"Nie musisz mi okazywać wdzięczności. Chcę to zrobić, bo nikt nie zasługuje na życie w takiej niewoli" - wyjaśnił Harry. - "Co mam zrobić, żebyś znów był wolny?"

"Widzisz tę łuskę, na moim czole?" - spytał wąż, pochylając bardziej łeb do przodu. Łuska na samym środku wyglądała jak utkana z łańcuchów. - "To symbol mojej niewoli. Jeśli pęknie, będę wolny. Założono mi go, używają mojej własnej mowy"

Harry nie był pewien czy dobrze robi, ale jego pójście na żywioł dawało zazwyczaj najlepsze efekty. Machnął więc różdżką, sycząc głośno:

"Wyzwolenie!"

Siła zaklęcia była tak silna, że jego fragmenty odbiły się od łuski i Harry poczuł, jak leci w tył, a potem uderza ciężko i pokład. Severus natychmiast znalazł się przy nim.

- Dlaczego ty zawsze najpierw robisz, a potem myślisz? – spytał, rzucając zaklęcie diagnostyczne, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest.

- Mówisz, jakbyś mnie nie znał - mruknął cicho Harry.

- Fakt. Już powinienem dawno przywyknąć.

Harry'emu poza guzem z tyłu głowy na szczęście nic więcej się nie stało. Natomiast łuska na czole węża zaczęła po chwili się kruszyć. Kapitan patrzył na to zaskoczony ze swoją załogą.

- Mgła się rozwiewa - powiedziała nagle Beatrice. Kilka chwil później nie było po niej śladu, a pokład zalało światło wieczornego słońca.

Harry podniósł się do siadu, masując sobie tył głowy. Uniósł głowę i sapnął zaskoczony, kiedy tuż przy swojej twarzy zobaczył pysk węża. Severus powoli objął chłopaka nie będąc pewnym, co wielkie stworzenie zamierza zrobić. Wąż tymczasem zamruczał gardłowo z wyraźnym zadowoleniem i zmrużył oczy.

"Dziękuję" - zasyczał jeszcze, a potem zniknął w wodzie.

- Ty naprawdę masz więcej szczęście niż rozumu - powiedział nagle Severus, przerywając ciszę, jaka zapadła.

,,,

Kiedy Harry jako tako odzyskał zdolność trzeźwej oceny sytuacji, dostrzegł, że wszyscy piraci gapią się na niego, jakby dokonał prawdziwego cudu. Przez kilka przedłużających się niemiłosiernie chwil panowała cisza, a potem wszyscy ryknęli radośnie. Beatrice opadła na kolana i zaczęła jednocześnie śmiać się i płakać.

- Czuję się trochę jak po twojej lekcji - mruknął Harry, zerkając na nadal podtrzymującego go Severusa.

- Głupek - odburknął tylko, pomagając mu stanąć pewnie na nogach.

Kapitan Cadmon podszedł do nich obu i wbił wzrok w Harry'ego.

- Nigdy nie zapomnimy tego, co dla nas zrobiłeś. Proś o co chcesz - powiedział. - Mamy u ciebie wielki dług.

- Nie no... Dajcie spokój - odparł zmieszany, rumieniąc się. – Zrobiłem, co musiałem.

- No oczywiście - szepnął Severus, wywracając oczami, za co Harry trącił go lekko łokciem w bok.

- Nie jesteście mi nic winni - powiedział Harry. - Żadnego tam spłacania długów pod przymusem nie chcę.

Kapitan popatrzył na swoją załogę, a piraci zaczęli o czymś szeptać między sobą pospiesznie. Po chwili Devon skinął głową na kapitana.

- Skoro tak uważasz. Ale sami przyznaliście, że chcielibyście znaleźć łzy syreny. Odwdzięczymy się wam więc, zaprowadzając do skalnej ścieżki - zaproponował.

- Myślę, że to będzie w sam raz - zgodził się.

Severus skinał głową. Przynajmniej unikną błądzenia po wyspie, bo zaklęcie drogi zaklęciem drogi, ale w niektórych miejscach przesyconych magią, nawet prosty czar bywa zawodny.

Tego wieczoru piraci patrzyli na słońce, dopóki nie zniknęło ono za horyzontem, a na niebie nie pokazały się gwiazdy. Patrzyli na nie z taką ulgą i tęsknotą jednocześnie, że Harry aż poczuł się głupio i miał wrażenie, że nie powinien przeszkadzać. Sternik wprowadził trójmasztowiec do niewielkiej zatoki, gdzie zarzucili kotwicę. Kapitan zapewnił ich, że bezpieczniej będzie jeśli spędzą noc z nimi na statku. Syreny nie stanowiły tutaj jedynego zagrożenia. W taki oto sposób obaj czarodzieje znaleźli się pod pokładem razem z większością załogi i po zrzuceniu butów ułożyli się w hamakach. Harry miał nadzieję, że nie będzie się w nocy wiercił i nie spadnie.

Severus z kolei nie mógł przez jakiś czas zasnąć. Leżał wpatrując się w sufit, rozmyślając i słuchając pochrapywań śpiących piratów. Harry spał spokojnie w hamaku obok niego. Ten chłopak kiedyś go po prostu wykończy. I najgorsze, że na jego własne życzenie. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuł się w jakiś sposób podekscytowany. Najpierw, kiedy znaleźli kryształowego feniksa, a teraz szukając legendarnego źródła syrenich łez. Najwyraźniej jednak gryfońska głupota była w jakiś sposób zaraźliwa, a objawy ukazywały się z dużym opóźnieniem. Westchnął cicho rozmyślając nad tym, co się wydarzyło w przeciągu niespełna roku. Obudził się z trwającej prawie trzy lata śpiączki, wrócił do zdrowia i pełni sił, a na dodatek wszedł świadomie w związek z bohaterem czarodziejskiego świata. A najlepsze było to, że nie żałował tego. Jego początkowe wątpliwości minęły i mimo, że czasem jeszcze miewał chwile, gdy zastawiał się czy Harry kiedyś nie dojdzie do wniosku, że jednak woli kogoś młodszego, to szybko odganiał te myśli. Nic nie przyjdzie mu teraz z gdybania. Czerpał więc pełnymi garściami z życia, które z nim prowadził.

Myślami wracał też czasem do Hogwartu, do miejsca, które było jego domem przez wiele lat. Nadal czuł do niego sentyment, ale uznał, że póki co nie powinien tam wracać. Harry wprawdzie powiedział mu, że napisał w liście do Minerwy o roli Severusa w wojnie, ale doskonale wiedział, że niektórzy nadal mogą widzieć w nim śmierciożercę. Nie pisał się na żadne samosądy w wykonaniu nadgorliwych czarodziejów, którzy chcieliby na nim wyładować swoje powojenne żale. Tęsknił na swój sposób, tak samo, jak tęsknił Harry. Tęsknił za tym, co znane, ale z drugiej strony nowe życie dawało mu wiele nowych możliwości. Nigdy nie miał zbytnich możliwości podróżowania i poznawania świata. Co jakiś czas pojawiał się na sympozjach i spotkaniach warzycieli i często słyszał o ich wyprawach w poszukiwaniu składników. Sam marzył wtedy o czymś podobny, ale ze swoją rolą śmierciożercy, szpiega i nauczyciela w jednym nie mógł sobie na to pozwolić. Ale teraz wszystko było inaczej. I to dzięki Harry'emu, chłopakowi, który jak zawsze z impetem wpakował się w jego życia, nawet nie zdejmując butów.

Uśmiechnął się lekko pod nosem i zerknął na śpiącego obok czarodzieja.

- Wariat - szepnął, a potem zamknął oczy, starając się zasnąć.

,,,

Pierwszy oficer o imieniu Belinus obudził ich, kiedy słońce od godziny było już na niebie. Po śniadaniu kapitan w towarzystwie Devona, Beatrice oraz jeszcze dwóch członków załogi zeszli na ląd z Harrym i Severusem.

Bliźnięta Ollin i Izel okazali się kilka lat starsi od Harry'ego i trochę przypominali mu Freda i George'a Wesleyów. Nie byli rudzi, ale oboje mieli równie szalone pomysły. Pochodzili z plemienia, które później dotarło na obszary dzisiejszego Meksyku i znane było ludziom współczesnym jako Aztekowie. Kiedy w wieku około siedmiu lat zaczęli wykazywać czarodziejskie skłonności, szaman plemienia poczuł się zagrożony i przekonał wszystkich, iż Bogowie zażądali krwawej ofiary właśnie z nich. Rodzice postanowili jednak ratować swoje dzieci i pod osłoną nocy wsadzili je na naprędce zbudowaną tratwę i z bólem serca kazali im płynąć z nurtem rzeki. Woleli dla nich taki los niż śmierć, nawet jeśli oznaczało to sprzeciwienie się woli bogów i ściągnięcie na siebie ich gniewu. W taki oto osób bliźnięta dotarły do oceanu, gdzie znalazła je załoga Cadmona. Nauczyli ich wszystkiego, co potrafią, a bliźnięta odwdzięczały się pomagając, we wszystkim w czym tylko mogły.

W trakcie drogi Severus wypytywał ich o praktyki magiczne w ich plemieniu, ale nie pamiętali z nich za wiele.

- Szaman odstawiał te swoje czary-mary w swoim namiocie i nikogo do niego nie wpuszczał - wyjaśnił Ollin. - Mamy wątpliwości czy naprawdę miał magiczną moc.

- Musiał się mocno przestraszyć, kiedy zauważył, że my dwoje naprawdę ją mamy - przyznała Izel.

Przyznali jednak, że pamiętają niektóre rytuały krwi, jakie odbywały się w ich obecności. Ich babcia twierdziła, że naprawdę mają magiczną moc. Mówiła też, że ci, którym bogowie pozwolili urodzić się w wyjątkowy dzień obdarzani byli ich łaskami i dotknięciem. Tak tłumaczyła im narodziny magicznych osób. Bliźnięta urodziły się właśnie w dzień przesilenia letniego, kiedy słońce stało w najwyższym punkcie na niebie. Może dlatego pomimo przeciwności losu zawsze pozostawały radosne. Załoga uwielbiała oboje i wychowała jak swoje, ale to Beatrice traktowały jak swoją zastępczą matkę. Czarownica otoczyła dwójkę dzieci swoją opieką i pomogła im zdobyć ich różdżki. Czy raczej materiały, z których potem różdżki zostały wykonane.

Harry i Severus byli zaskoczeni słysząc, z czego wykonano różdżki członków załogi. Ta należąca do kapitana wykonana była z sekwoi, a jako rdzeń posłużyło pióro Bielika Amerykańskiego. Różdżka Beatrice wykonana została z klonu kanadyskiego, ale to rdzeń był najbardziej zaskakujący. Nie był pochodzenia zwierzęcego, jak to zazwyczaj bywa. Stanowił go zatopiony w złocie kwiat jednej z magicznych odmian kaktusa.

- Pierwszy raz słyszę o roślinnym rdzeniu - przyznał Severus szczerze.

- Kiedyś to wcale nie było takie rzadkie - zapewniła go czarownica. - Moja babka miała różdżkę zrobioną z drewna jukki, a jako rdzenia użyto stopu wykonanego z zatopionych w złocie czarnych diamentów i ziaren kukurydzy. Mówię ci... Jak poleciała jakąś klątwą, to tylko zgliszcza zostawały - zaśmiała się.

- Ciekawe czemu teraz nie wykorzystuje się czegoś takiego - zastanawiał się Harry.

- Bo takie rdzenie bywają bardzo kapryśne - wyjaśnił kapitan. - Magiczne stworzenia, kiedyś nie podchodziły zbyt blisko ludzi.

- Biorąc pod uwagę liczbę ludności teraz i dziś nie było to dla nich zbyt trudne - zgodził się Severus. - Ludzi i magiczne stworzenia dzieliły czasem setki kilometrów. Nic więc dziwnego, że szukano alternatyw.

- Mniej więcej tak to wyglądało. Na zwierzęta patrzyło się w kategorii mięsa - zgodziła się Beatrice. - Ja sama jako małe dziecko biegałam zimą w płaszczu uszytym z różnych skór. Matko, jak niektóre śmierdziały... Ale były ciepłe i liczyło się, że się nie zamarzło.

Idąc, kontynuowali temat różdżek. Załoga Morskiego Upiora była bardzo zróżnicowana, jeśli chodziło o pochodzenie, więc i ich różdżki były różne. Na przykład różdżka pierwszego oficera wykonana była z drzewa cydrowego z rdzeniem z kłów jadowitego węża. Obaj czarodzieje uznali temat za naprawdę fascynujący. Harry przyznał, że jego różdżka wykonana jest z ostrokrzewu i ma w sobie pióro feniksa.

- To różdżka dla kogoś z dużą siłą magiczną - przyznała Beatrice, kiedy wzięła ją na chwilę do ręki. Harry zgodził się na to, bo w zamian czarownica pozwoliła mu obejrzeć swoją. Harry ledwo jej dotknął, a poczuł, że jest bardzo niepokorna różdżka, która na pewno nie będzie słuchać pierwszej lepszej osoby.

- Dziękuję. Twoja z kolei jest bardzo dzika. Pasuje do ciebie.

- Jesteś uroczy - uśmiechnęła się. - Szkoda, że zajęty - dodała, a Harry zarumienił się lekko.

- Beatrice... - mruknął tylko kapitan.

Trzymali się w miarę możliwości z daleka od dużych zbiorników wodnych i rzek. Kiedy byli w pobliżu spore rzeki widzieli migające w wodzie ogony albo głowy syren, które obserwowały ich z nienawiścią w oczach.

- Wiedzą gdzie idziemy? - spytał Harry.

- Jestem tego pewien - zapewnił kapitan. - Mają krwiożerczą naturę, ale nie są głupie. Wiedzą, że czarodzieje nie są tu przypadkiem. Wiedzą czego mogą szukać i zrobią wszystko, żeby nas tam nie dopuścić.

- Ich łzy mają dla nich aż tak wielkie znaczenie?

- Nie wiemy wszystkiego, ale możemy się domyślać, że to ma coś wspólnego z ich miejscem narodzin. W końcu nawet syreny szukają jakiegoś bezpiecznego miejsca dla swoich młodych.

- Skoro o tym mowa... Jeśli obawiają się swoich męskich odpowiedników, to czemu ich nie zabijają po urodzeniu?

- To akurat bardzo proste wbrew pozorom, chociaż nieco dziwne. Okazuje się, że męskie syreny dziedziczą po swoich ojcach nie tylko płeć, ale też i strzępki magii. Są więc w stanie instynktownie się obronić.

- Widzieliście kiedyś syrenów? - Harry nie mógł się powstrzymać przed tym pytaniem.

- Kilka razy. Myślę, że też będziecie mieć okazję któregoś zobaczyć. Nie są tak krwiożerczy, jak "kobiety", ale to nie znaczy, że są mniej niebezpieczni. Trzymają się raczej na uboczu całej społeczności. Nie wiem, ile prawdy jest w tym, że da się z nimi dogadać. Jakoś nie kusiło mnie, żeby to sprawdzić.

Po jakichś trzech godzinach marszu dotarli do skalnej ściany, wysokiej na dobre dwieście metrów.

- No to jesteśmy. To początek skalnej ścieżki - powiedział kapitan.

- Że niby ta ściana? - spytał Harry.

- Tak.

- Ja tutaj nie widzę żadnego podobieństwa ze ścieżką - mruknął Severus.

- Zobacz tam - powiedziała Beatrice, wskazując coś mniej więcej w połowie ściany. Był tam mały, skalny występ i jeśli Severus dobrze widział z tej odległości od tego miejsca coś w rodzaju kamiennych schodów. - Niestety nie da się tam dostać za pomocą magii. Ktoś tworząc tą ścieżkę, odpowiednio ją zabezpieczył przed obcymi. Gdzieś tu podobno jest wejście do groty, w której wykute są pierwsze schody, ale gdzie? Kto to wie.

Harry podszedł do ściany i zerknął w górę, a potem zaczął się jej przypatrywać kawałek po kawałku.

- Damy radę. Wchodziliśmy na gorsze ściany - powiedział w końcu. Był pewien, że jego kochanek też już to widzi. Zrzucił z ramion swój plecak i wyjął z niego odpowiedni sprzęt i buty do wspinaczki.

- Czy ja dobrze rozumiem, że chcecie tam się wdrapać? - spytał kapitan.

- Dokładnie tak - powiedział Harry, który już wkładał buty na nogi. Zerknął w bok i widział, że Severus robi to samo. - Wchodziliśmy na dużo gładsze ściany. Tutaj jest się czego złapać i na czym oprzeć stopy.

- My tu raczej na was poczekamy - powiedziała Beatrice, rozsiadając się na jakimś bloku skalnym, a reszta przytaknęła.

Obaj czarodzieje zmienili jeszcze swoje koszule na koszulki, a potem zaczęli się wspinać w kierunku występu skalnego. Co jakiś czas wbijali w skałę odpowiednie haki, do których mocowali liny zabezpieczające. Do występu dotarli po około pół godziny. Harry pomachał piratom na dole i dał znak, że wszystko w porządku. Jedną z lin przymocowali do skały, a drugą schował do plecaka. Mogła się im jeszcze przydać. Potem ruszyli wąskimi kamiennymi schodami, gdzie czasami musieli się wręcz przyklejać do ściany. Wchodzili coraz wyżej i wyżej aż stanęli na kolejnym występie skalnym, gdzie postanowili odpocząć przez chwilę.

- Powinienem ci chyba podziękować za to twoje namawianie mnie na mugolskie sporty - mruknął Severus. – Wątpię, czy bez tego udałoby mi się dotrzymać ci kroku.

- Poczekałbym na ciebie.

- Zbytek łaski.

- Pomyśl, że według tego co mówili, Slytherinowi cała droga zajęła kilka dni - zauważył Harry.

- Nie mamy gwarancji, że nam zajmie ona mniej.

Harry skinął głową i korzystając z chwili, wyjął swoje notatki. O tej drodze autor także wypowiadał się w dość zagadkowy sposób. Według niego musieli teraz pokonać wiszący most, którego strzegł ktoś, kogo nazywano "Kusicielką".

- Czy on nie mógł pisać czegoś w stylu: za dwieście metrów skręć w lewo, następnie pierwszym zjazdem na prawo? - jęknął.

- To nie jest GPS - powiedział Severus, który miał okazję zapoznać się z tym mugolskim wynalazkiem przez czysty przypadek. Odwiedzając Vaię, widział jak jej syn próbuje zatwierdzić na nim cel podróży i z ciekawości wypytał go, o co w tym chodzi.

- Kocham twój sarkazm. Jak ja mógłbym bez niego żyć? - spytał Harry, patrząc na niego z krzywym uśmiechem.

Starszy czarodziej prychnął tylko, słysząc to i wstał. Schody skończyły się i teraz ruszyli czymś w rodzaju drogi na skalnym płaskowyżu. Po ich prawej stronie widać było wodospad. Dwie syreny na jego szczycie trzymały się skał, obserwując ich bacznie.

- Nie odpuszczą - mruknął Harry, zerkając na nie.

- Jesteśmy na ich terenie. Każde stworzenie na ich miejscu zachowywałoby się w ten sposób.

Harry skinął głową, ale nagle zatrzymał się i złapał go za rękę.

- Co jest?

- Ciiiii... - mruknął Harry, nasłuchując. - Słyszysz? - spytał cicho. Tak cicho, że Severus musiał czytać z ruchu jego warg. Po chwili do jego uszu dotarł cichy śmiech. Popatrzyli po sobie i nadal trzymając się za ręce, ruszyli w kierunku, z którego dobiegał. Kiedy minęli zakręt, ich oczom ukazał się kamienny most, o którym wspominał Salazar, a przed nim stała kobieta tak piękna, że Harry zacząłby się pewnie ślinić na jej widok, gdyby nie preferował mężczyzn. Gdyby miał być szczery, to była nawet piękniejsza niż Fleur Delacour, a ta dziewczyna przecież była po części wilą.

- No, no, no – zamruczała, patrząc na nich. - Dwójka młodych mężczyzn. Dawno tu takich nie miałam. Może dotrzymacie mi towarzystwa? - spytała uwodzicielsko.

- Jak zakryjesz cycki t,o możemy sobie pogadać - wypalił Harry wprost, a kobieta miała minę, jakby pierwszy raz w życiu ktoś oparł się jej urokowi.

- Nie podobają ci się? - spytała po chwili, odgarniając z nich swoje długie włosy, żeby pokazać je w pełnej okazałości.

- Nie jestem miłośnikiem kobiecego ciała.

- Ach tak? Więc może twój towarzysz...

- Też nie - przerwał jej stanowczo Severus.

- No chyba sobie kpicie, że nie reagujecie na taką piękność jak ja? - spytał niedowierzająco.

- Sorki. Trafiłaś na takich, co preferują męskie ciała - powiedział Harry wzruszając ramionami.

- CO TAKIEGO?! - krzyknęła. - Nie wierzę! Czterysta lat czekam, aż zjawi się tu jakiś przystojny mężczyzna, a trafiam na takich, którym się nie podobam! Co to ma być?! – narzekała, miotając się i na ich oczach nagle zmieniła się w mgiełkę i zniknęła.

Harry i Severus przez dłuższą chwilę stali w miejscu wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze niedawno stała ponętna kobieta.

- No... To było... dziwne... - zauważył Harry. - I mocno nieprzemyślane. A jakby tu przyszła kobieta? To co wtedy?

- A co nas to obchodzi? - spytał Severus, ruszając w kierunku mostu.

- No, ale pomyśl logicznie! Ktoś tego zupełnie nie przemyślał.

- I tym lepiej dla nas!

- Ron by sobie pewnie chętnie pomacał...

- Na gacie Merlina, Harry! Oszczędź mi wizji Ronalda Weasleya macającego jakiekolwiek piersi!

Harry tylko zaczął się śmiać w najlepsze. Cała sytuacja okazała się tak nietypowa, że po chwili Severus dołączył do niego rozbawiony.

Most prowadził nad głęboką przepaścią, gdzie na samym dole płynęła rzeka. Byli pewni, że niektórzy z tych, którzy tu dotarli, skończyli na dole. Albo zdecydowana większość z nich. Po drugiej stronie mostu znaleźli kolejne kamienne schody. Popatrzyli po sobie, a potem zaczęli się wspinać w górę. Zaprowadziły ich na niewielki, płaski szczyt.

- Nic tu nie ma - powiedział Harry, rozglądając się. - O cholera! - powiedział nagle, kiedy omal nie wpadł do znajdującej się na środku, słabo widocznej dziury o średnicy około dwóch metrów. - Niewiele brakowało.

- Uważaj - mruknął Severus, podchodząc do niego. Nie wiedząc jak grubą warstwę skalną mają pod stopami, uklękli u zerknęli w dół. - No pięknie...

W dole widzieli jezioro, na środku którego stała wydrążona skała z błyszczącą zawartością. Znaleźli to, czego szukali, ale problemem było dostać się tam. Harry nieopatrznie strącił z krawędzi jakiś odłamek skalny, który z pluskiem wpadł do wody poniżej. To miejsce od razu zakotłowało się od syrenich ogonów.

- Okej... Mamy problem - zauważył chłopak. - Zejść tam się nie da. I co mi mówi, że nawet gdybym miał tu swoją Błyskawicę to byłoby to zbyt ryzykowne.

- To raczej oczywiste - zgodził się Severus, patrząc w dół. Omiótł potem wzrokiem ściany po wewnętrznej stronie na tyle, ile było to możliwe. Wspinaczka także odpadała. Spróbował zaklęcia lewitującego na małym kamieniu, ale to też nie wypaliło. To miejsce otoczone było magią obecności syren.

- Dobra. Musimy pomyśleć. Nie po to przebyliśmy taki szmat drogi, żeby poddać się na samym końcu - powiedział Harry.

- Ty i myślenie? - mruknął Severus.

- Czasem mi się zdarza - burknął znowu, patrząc w dół.

- Jeśli Slytherinowi się udało, to znaczy, że jest to możliwe - zauważył starszy czarodziej.

- W dzienniku nie ma nic, że zdobył łzy.

- Proszę cię. Chyba nie myślisz, że jakiś Ślizgon odpuściłby, będąc u celu? Musimy myśleć poza schematem. I poza czarami...

- Poza czarami... - mruknął Harry. - Chyba mam pomysł - powiedział nagle. Odsunął się nieco od dziury, zdjął plecak i zaczął w nim czegoś szukać. - Masz jakieś fiolki? – spytał, nie przerywając.

- Co to w ogóle za głupie pytanie? - Severus poszedł szybko w jego ślady i po chwili wyjął ze swojego plecaka pudełko, w którym trzymał kryształowe fiolki. Popatrzył na Harry'ego, który z kolei znalazł w końcu, to czego szukał. - Wędka?

- A co? Skoro my tam nie możemy zejść, to znajdzie się tam tylko fiolka. No chyba, że masz inny pomysł? – spytał, składając ją szybko i zakładając żyłkę.

- Nie.

Kilka minut później obaj leżeli na brzuchach i wystawiali głowy poza krawędź, uważnie obserwując, jak przywiązana do żyłki fiolka powoli opuszcza się w dół. Do dna był spory kawałek i musieli działać bardzo powoli, żeby celnie trafić w niewielki zbiornik ze łzami. Severus co jakiś czas korygował wszystko ostrożnie i po cichu. Już wiedzieli, że niewielki hałas może zaalarmować syreny. Mieli wrażenie, że minęła wieczność, zanim fiolka nie znalazła się w końcu nad wydrążoną skałą i Harry najostrożniej jak mógł, pozwolił fiolce opaść na powierzchnię. Ta zaczęła się swobodnie unosić i napełniać. Odczekali chwilę, żeby mieć pewność, że łzy znalazły się w środku, a potem Harry powoli zaczął nawijać żyłkę na kołowrotek. Fiolka powoli znowu znalazła się w pozycji pionowej, a wszystko szło dobrze do momentu, gdy jakiś mały kamyczek znowu nie zmącił spokoju jeziora w dole.

Harry poczuł nagle, jak coś łapie żyłkę na dole i próbuje wyrwać mu wędkę. Złapał ją mocno, ale za późno zauważył, że to syreny złapały za żyłkę i próbują ściągnąć go w dół, sycząc wściekle. Ku swojemu przerażeniu zaczął się przesuwać. Severus w ostatniej chwili złapał go w pasie i trzymał mocno.

- Harry, puść wędkę! - polecił.

- Nie ma mowy!

- Puść ją, głupku! Chcesz zginąć?! Nie pozwolę ci na to, szalony gryfonie!

Harry przymknął na chwilę oczy, wiedząc że Severus ma rację, ale byli już tak blisko. Prawie im się udało. Nagle usłyszeli, że w dole syreny zaczęły krzyczeć i miotać się jak szalone, a ucisk na żyłce zniknął. Severus wciągnął go na poprzednie miejsce i popatrzyli w dół.

- Na gacie Merlina... - jęknął Harry, widząc co się tam dzieje. Syreny walczyły z dwoma męskimi przedstawicielami ich gatunku, którzy najwyraźniej uznali, że należy im się małe rozstawienie po kątach. Harry przypomniał sobie nagle o fiolce i zaczął nawijać szybko żyłkę. Miał nadzieję, że fiolka nie została uszkodzona i nie stracili zawartości. - Chyba jest cała - powiedział, kiedy cała żyłka została nawinięta.

Severus złapał fiolkę przez szmatkę zabezpieczającą i obejrzał ją.

- Cała – potwierdził, korkując ją i zabezpieczając. Potem schował ją ostrożnie do plecaka, a Harry schował wędkę.

Zerknęli jeszcze w dół, żeby zobaczyć czy syreny nadal walczą. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyli tylko dwóch męskich osobników z ogonami zamiast nóg, którzy patrzyli na nich z dołu. Nie wyglądali jednak na wściekłych. Raczej na mocno zaintrygowanych.

- Szaleńcy - powiedział nagle jeden, a jego głos odbił się echem od ścian. Potem obaj zniknęli pod wodą.

Harry i Severus gapili się jeszcze chwilę w jezioro na dole, zanim obaj nie uznali, że chyba powinni już stąd sobie iść. W szybkim tempie pokonali schody i most, a potem w miarę możliwości drugie schody i dotarli do skalnej ściany. U podnóża nadal czekali na nich członkowie pirackiej załogi. Beatrice wstała, kiedy zobaczyła ich na skalnym występie. Schodzenie w dół było zdecydowanie szybsze niż wspinanie się i po kilku minutach byli już na dole.

- I jak? – spytała, podchodząc do nich.

- Mamy co trzeba, ale niewiele brakowało... - przyznał Harry. - Spadajmy stąd.

,,,

Obaj odetchnęli z ulgą, kiedy znaleźli się znowu na pokładzie Morskiego Upiora i statek powoli zaczął się kierować do wyjścia z zatoki. Harry padł na deski i nawet nie zwracał uwagi na to, że załoga rzucała właśnie zaklęcia ostrzegawcze wokół wyspy syren. Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że Severus siedzi obok niego i coś do niego mówi.

- Co? - spytał inteligentnie.

- Kapitan powiedział, że podrzucą nas do domu.

- Jak miło – przyznał, przymykając oczy. - Odbiło mi, nie?

- A to zależy, co masz na myśli.

- Te dwa szalone dni na przykład?

- No to mnie również odbiło, bo daję ci się namawiać na te wyprawy - przyznał Severus. - Ale w końcu nie mogę cię puścić samego. Jeszcze ta twoja gryfońska odwaga weźmie górę i rzucisz się w paszczę lwa. Albo innego bazyliszka...

- No dzięki... Ale serio... Dziś było naprawdę niebezpiecznie – przyznał, podnosząc się do siadu. - Może lepiej dać sobie spokój z tym dziennikiem? - zastanawiał się cicho.

- Nie bądź głupi - fuknął na niego. - Już raczej w nic gorszego się nie wpakujemy.

- Raczej? - spytał. - Hej... To znaczy, że dasz się namówić na kolejną wyprawę?

- Powiedziałem przecież, że ktoś musi cię mieć na oku i w razie czego odtransportować do domu.

Harry wyszczerzył się tylko, szeroko słysząc to. Ujął dłoń Severusa i splótł jego palce ze swoimi, patrząc na rozpostarte na wietrze żagle. Statek powoli nabierał prędkości, oddalając się od wyspy, która więziła go przez tyle czasu i sunął na otwarte wody. Wstali i oparli się o burtę spoglądając na wyspę, którą zostawiali za sobą.

- Raczej tutaj nie wrócimy więcej - mruknął Harry.

- Raczej nie - przytaknął Severus, obejmując go ramieniem i nachylając się, żeby go pocałować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top