Rozdział 2


W tym rozdziale wyjaśni się czym jest tajemniczy, tytułowy dziennik. Zapraszam do lektury. Będzie się działo.

Rozdział 2

Gdyby kilka lat wstecz ktoś powiedział Severusowi, że przeżyje wojnę, będzie mieszkał na drugim końcu świata i wiódł spokojne życie z Harrym Potterem, to na sto procent oberwałby jakąś paskudną klątwą za opowiadanie takich bzdur. Ale te bzdury okazały się być prawdą i Severus nie zamieniłby ich na nic innego. Teraz nikt nie poznałby w nim nietoperza z lochów i postrachu Hogwartu w jednym. Jego skóra nie szczyciła się taką opalenizną, jak w przypadku jego partnera, ale Harry stwierdził, że w końcu wygląda jak zdrowy facet.

- A to niby wcześniej nie wyglądałem na zdrowego? - burknął kiedy to usłyszał.

- Z tą swoją ziemistą cerą i w czarnych ciuchach wyglądałeś jak wampir na własnym pogrzebie - skwitował Harry.

Zerknął w lustro przyglądając się sobie uważnie i nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale Harry miał trochę racji. No dobra... Miał całkowitą rację. Po jego dawnym stylu prawie nie było śladu. I nawet nie miał na myśli tej lekkiej opalenizny. Brak stresu wpłynął pozytywnie na jego wygląd do tego stopnia, że wyglądał na dziesięć lat młodziej. Włosów nie obciął chociaż Harry spytał go kiedyś czy o tym nie myślał. Były teraz zdecydowanie dłuższe i zazwyczaj wiązał je po prostu na karku, żeby nie przeszkadzały mu w pracy.

- Pasuje ci to. Lepiej widać twoją twarz - skomentował to młodszy czarodziej z zadowoleniem.

Zniknęły też na dobre czarne ubrania chociaż w tym zakresie stoczyli z Harrym małą batalię.

- Czarne ciuchy w takim klimacie? - burczał. - Chyba ci słoneczko przygrzało nieco. To nie lochy Hogwartu. Już nie musisz straszyć dzieciaków wyglądem.

- Nie straszyłem nikogo wyglądem!- uniósł się w oburzeniu, na co Harry wywrócił tylko oczami. Efekt był jednak taki, że poza dwiema czy trzema czarnymi koszulkami, jedną koszulą i elegancką parą czarnych spodni, w jego garderobie dominowały takie kolory jak granat, biel, odcienie szarości i khaki. Stanowczo odmówił posiadania czegokolwiek w kolorze czerwonym.

- Nie jestem Gryfonem! - fuknął tylko, co zostało skwitowane kolejnym wywróceniem oczami. O dziwo jednak Harry namówił go na kupno jeansów. Widząc jego wzrok uznał, że mugolskie spodnie może i nie są takim złym pomysłem.

Najbardziej zaskoczyło go jednak, że Harry też wolał bardziej stonowane kolory, a gryfońską czerwień porzucił na rzecz jasnej zieleni i błękitu. Do pracy ubierał długie szare spodnie i białą koszulkę, ale na co dzień biegał głównie w luźnych spodniach trzy czwarte i sportowej, dopasowanej koszulce bez rękawów w białym albo jasno szarym kolorze. Ciemne kolory okazały się nie być zbyt praktyczne w takim klimacie. Zwłaszcza, że zazwyczaj sprzyjająca pogoda na Hawajach uznawała czasem, że czas na odmianę.

Którejś soboty, gdy wracali z zakupów, dostrzegli czarne chmury, które zaczęły się kłębić nad oceanem. Mijali właśnie dom szamanki, która z pomocą rodziny wszystko go zabezpieczyła, a jadący drogą patrol ostrzegał ich przed nadciągającą burzą. Po powrocie rzucili zakupy na stół, a potem zaczęli zakładać na okna specjalne okiennice. Harry pobiegł szybko sprawdzić czy łódź jest dobrze zabezpieczona. Upewniwszy się, że liny mocno trzymają, zajął się zabezpieczeniem szklarenki. Severus w tym czasie razem z Mrużką zakładał okiennice na zadaszony taras, a Stworek wzmacniał mocowania swoją magią. Skończyli chwilę przed tym, jak w wyspę uderzyła ściana deszczu wspomagana piorunami. Drewniane okiennice trzeszczały pod wpływem silnego wiatru.

- Nie lubię burz - przyznał Harry siadając na kanapie. Podskoczył kiedy gdzieś niedaleko uderzył piorun. Severus usiadł obok niego i objął go ramieniem. Harry wtulił szybko twarz w jego tors.

- Boisz się? - spytał.

- W czasie burzy czuję się strasznie niepewnie - przyznał szczerze. - W czasie huraganu bywa gorzej. Wtedy jest się czym martwić, ale i tak nie lubię tych odgłosów na zewnątrz. Są jakieś takie złowieszcze. Kiedy zbliża się huragan, Vaia zawsze mówi, że to bogowie oceanu się kłócą.

- Tutejsze legendy?

Harry pokiwał głową.

- Vaia zna ich mnóstwo. Niektóre są piękne, a inne przerażające. Jej syn opowiadał mi kiedyś, jak zaproszono ją raz do szkoły, żeby uczniowie poznali najpopularniejsze opowieści. Vaia świetnie opowiada więc rozumiem, że padło na nią, ale...

- Ale?

- Vaia czasem za bardzo się wczuwa w te historie. Skutek był taki, że połowa dzieci była blada, a reszta się rozpłakała.

Severus parsknął śmiechem. Przekonał się już, że ich sąsiadka była szalona.

- Oboje lubicie straszyć. Pewnie dlatego się dogadujecie - stwierdził Harry za co Severus szczypnął go w ramię. - Hej, mówię prawdę. Twoje lekcje bywały przerażające.

- Dawno i nieprawda.

Harry uśmiechnął się wtulając w niego bardziej. Burza ucichła dopiero nad ranem. Obyło się bez większych szkód, ale i tak mieli sporo sprzątania. Ich dom nie wymagał żadnych poważnych napraw, ale w kolejnych dniach słyszeli, że na innej wyspie burza narobiła sporo zamieszania. Wieczorem mogli więc znowu usiąść spokojnie na tarasie i zrelaksować się przed kolejnym tygodniem pracy.

Od kiedy byli razem siadali wieczorami na ławce, a Harry opierał się o ramię Severusa plecami i wyciągał nogi na ławce półleżąc. Sięgał zazwyczaj wtedy po jakąś powieść, a Severus wczytywał się w magazyn o eliksirach. Te wieczory miały też czasami szczególne zakończenie, kiedy dłoń starszego czarodzieja wślizgiwała się pod koszulkę partnera głaskając jego brzuch i tors. Dłoń drażniła dopóki Harry nie mógł już wytrzymać i przenosili się do sypialni.

W ciągu kolejnych tygodni kondycja Severusa i stan jego mięśni poprawiły się do tego stopnia, że dość często nurkował w poszukiwaniu składników do kolejnych eliksirów. Harry był o niego spokojny, kiedy okazało się, że bardzo często w tych wyprawach na rafę mężczyźnie towarzyszy Banto. Severus traktował rekina na początku z chłodną rezerwą i dużą dozą nieufności. Zmienił zdanie, kiedy Banto przegonił ogromną kałamarnicę, która najwyraźniej uznała, że spróbuje sobie ludzkiego mięsa i zaatakowała oplatając nogi czarodzieja długimi mackami. Severus wyszedł z tej przygody cało i jedynie ze sporą liczbą siniaków, a także z nowym przyjacielem.

- Też miałem styczność z tą mackowatą cholerą - przyznał Harry wieczorem. Jedli kolację i Severus opowiedział mu całe zdarzenie. - Vaia mówi, że to jakaś odnoga Krakenów i czasem się tu pokazują. Właśnie tak poznałem Banto.

- Ciekawe czy jego macki do czegoś by się nadawały - zastanawiał się Severus.

- Ty masz tylko eliksiry w głowie - przyznał Harry kręcąc głową z niedowierzeniem. - Polowania na wielką kałamarnicę się zachciewa. Mogę ci powiedzieć co zrobiłaby z nią Vaia. Wrzuciłaby na grilla i polała sokiem z cytryny dla lepszego smaku. A potem rozłożyłaby stoisko i dorabiała sprzedając pieczone macki na jakimś festynie zapewniając facetów, że to świetnie robi na potencję.

- Na szczęście ja z tym problemów nie mam.

- Potwierdzam. Nie masz. - Harry uśmiechnął się i pocałował go szybko.

,,,

- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo - powiedział stanowczo Mistrz Eliksirów.

Harry pożegnał się chwilę wcześniej z ostatnim tego dnia klientem. Przebrał się, umył ręce i razem z Severusem przeszedł do kuchni żeby wesprzeć Mrużce. Harry pamiętał, jak początkowo skrzatka zupełnie nie mogła zrozumieć dlaczego jej pan chce jej pomagać w pracach domowych. Harry bardzo długo tłumaczył jej, że po prostu jest do tego przyzwyczajony i co jakiś czas ma taką potrzebę. Skrzatka doszła więc do wniosku, że Harry ma po prostu swoje małe dziwactwa i nie drążyła więcej tematu. Poza tym w domu zawsze było coś do zrobienia i to ją cieszyło. Gotowała, sprzątała, robiła pranie i zajmowała się wszystkim tym co uznała, że leży w jej obowiązkach. Do tej pory jednak pracowała w magicznych miejscach i trochę czasu zajęło zarówno jej, jak i Stworkowi do przyzwyczajenia się, że w domu nie potrzeba świec, bo jest prąd, kuchenka do gotowania jest na gaz, a pranie wystarczy wrzucić do pralki i poczekać w zasadzie aż samo się zrobi.

Stworek z kolei zajmował się głównie drobnymi pracami i szklarnią. Jako skrzat w bardzo podeszłym wieku nie mógł już zrobić zbyt wiele, ale jednak chciał być pomocny. Harry był mu wdzięczny za pomoc, jakiej udzielił jemu, Ronowi i Hermionie kiedy ukrywali się na Grimmauld Place. Kiedyś zapytał Stworka czy tęskni za tym domem. Stworek przyznał wprost, że rodzina Black była mu bardzo bliska, ale podoba mu się starość jaką zapewnił mu nowy pan, a przesiadywanie na zewnątrz i zajmowanie się roślinami jest miłą odmianą.

Oba skrzaty oczywiście nie nosiły ubrań. Zamiast tego ubierały się w poszewki na poduszki z tutejszymi motywami. Mrużka nosiła taką z ozdobnymi frędzelkami i bardzo jej ten nowy strój pasował. Harry tego nie komentował, ale doszedł do wniosku, że chyba nawet skrzat domowy lubi założyć czasem coś bardziej oryginalnego. Sypiały w schowku obok kuchni, a ponieważ były zadowolone z tego faktu nikt się w to nie wtrącał. Severus też dość szybko przywykł do obecności dwójki skrzatów zajmujących się posesją. To sprawiało, że nie musiał myśleć o prozaicznych rzeczach dnia codziennego i mógł skupić się na swojej pracy i badaniach. Udoskonalił maść na oparzenia słoneczne, która nadawała się też spokojnie do wykorzystania przez mugoli. Apteki na Hawajach bardzo szybko zaczęły składać większe zamówienia na ten specyfik. Jak się okazało nie brakowało lekkomyślnych turystów, którzy zapominali o porządnym kremie z filtrem.

A teraz rozkładali na stole w kuchni talerze i Severus nie mógł uwierzyć, że Harry od dawna nie siedział na miotle, choćby po to żeby sobie polatać.

- Tutaj jest za dużo mugoli. Sam zauważyłeś przecież tą zatrważającą ilość turystów, która się przewija przez wyspę. A pomyśl sobie co jest w stolicy Hawajów - powiedział.

- Przecież mógłbyś polatać po zmroku - zauważył Severus.

- Swego czasu tak robiłem. Dla relaksu. Oczywiście Hawaje też mają swoją drużynę quidditcha, nie zaprzeczę. Ale ta gra straciła dla mnie swój urok jakiś czas temu. Zacząłem się więc interesować mugolskimi sportami i bardzo przypadły mi one do gustu. Mógłbyś się kiedyś wybrać ze mną na skałki.

- Czy ja wyglądam na samobójcę? - spytał Severus. - A poza tym...

- Jeśli powiesz, że jesteś na to za stary, to zwyczajnie dostaniesz ode mnie kopniaka. Tak zwyczajnie i po mugolsku. Zdziwiłbyś się ile dużo starszych od ciebie osób uprawia ten sport. Spróbuj raz i dopiero wtedy ocenisz czy to coś dla ciebie czy nie.

- Będziesz mnie męczył dopóki się nie zgodzę, prawda? - spytał, a Harry wyszczerzył się tylko w odpowiedzi.

I takim oto sposobem w niedzielę stali ubrani w odpowiednie stroje pod imponującą, niemalże na pierwszy rzut oka pionową ścianą skalną razem z grupą osób w różnym wieku. Harry przedstawił Severusowi instruktorów, którzy uczyli go wspinaczki. Jeden z mężczyzn o imieniu Kana wyjaśnił Severusowi jak się zapina zabezpieczenia i zapewnił go, że będzie go asekurował.

- Zawsze jest ten stres za pierwszym razem. Ale skoro nawet pan Donovan daje radę, to ty też dasz - zapewnił wskazując na mężczyznę, którego wiek ciężko było określić. - On ma pięćdziesiąt pięć lat - uświadomił Severusa. - Więc ty ze swoimi trzema dychami na karku tym bardziej dasz radę.

- Mam czterdzieści jeden lat - powiedział Severus wprost.

- On się świetnie zakonserwował - rechotał Harry, zapinając swoją uprząż i przypinając do pasa woreczek z talkiem do rąk.

- Niejeden facet by ci pozazdrościł takiego młodego wyglądu - przyznał Kana szczerze. - Szacun. Myślałem, że jesteśmy równolatkami.

- Nie mam już powodu do stresu i to podobno wpłynęło pozytywnie na mój wygląd - mruknął mężczyzna.

- To na pewno. Stres potrafi strasznie oszpecić wygląd - zgodził się instruktor.

Harry miał już na tyle wprawy we wspinaczce, że nie potrzebował dodatkowej asekuracji. Wspinał się obok Severusa, zapinając swoją linę asekuracyjną na bloczkach wbitych w skałę.

- I jak? - spytał, kiedy pokonali jakąś jedną trzecią trasy.

- Czuję się jak pająk i coś mi mówi, że wisisz mi porządny masaż, wredny bachorze - mruknął. - Ale to na swój sposób fajne.

- Nie wierzę. Użyłeś słowa "fajne". Muszę to zapisać w domu na ścianie na czerwono - powiedział Harry radośnie.

- Zatłukę cię później. W tej chwili nie mam manewru, a moje palce bolą, jakby mi miały pęknąć.

- Masz po prostu jeszcze słabe palce - zauważył Harry. Trzymał się jedną dłonią wypustki skalnej, a drugą zanurzał właśnie w woreczku z talkiem. - Ja po pierwszych zajęciach miałem tak obolałe dłonie i palce, że moczyłem je w ciepłej wodzie ze specjalną solą. Ale od kiedy zacząłem się wspinać systematycznie zauważyłem, jak bardzo wzmocniło mi się ciało. Czuję jak wszystkie moje mięśnie pracują i polubiłem to uczucie. Takiego uczucia nie ma w quidditchu. Poza tym mugolskie sporty są bardziej różnorodne. W szkole wszyscy zachwycali się quidditchem i niczym więcej.

- Bardzo zmieniły ci się poglądy.

- Chyba po prostu dorosłem - zauważył Harry.

Od tego dnia Severus wybierał się do tydzień na zajęcia ze wspinaczki. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z mugolskimi sportami i sam się dziwił, że coś w tym stylu przypadło mu do gustu. Doszedł do wniosku, że musiało to mieć coś wspólnego z jego nowym trybem życia. Ciało samo dawało sygnały czego potrzebuje, a skoro potrzebowało ruchu, to obowiązkiem Severusa było o to zadbać.

Harry nauczył go też pływać na desce do kite-surfingu i na łodzi. Oczywiście pierwsze próby z deską zakończyły się kilkukrotnie kotem i uderzeniem o taflę wody. Dopiero teraz widać było, jak bardzo przez te kilka lat Harry usprawnił swoje ciało i ile miał siły w rękach i nogach.

Łódź z kolei była tutaj niemalże obowiązkowych wyposażeniem dla miejscowych. Punkty aportacyjne były rzadkością i zdecydowaniem lepszym sposobem było przemieszczać się pomiędzy wyspami drogą wodną. Harry zaraz po przeprowadzce kupił łódź podobną do sportowego katamaranu. Nie była duża, ale bardzo szybko i zwrotna. W pełni wystarczała, kiedy chciał dostać się po coś na inną wyspę. Spędził kilka dobrych tygodni ucząc się pod okiem syna Vai, jak sterować łodzią i poprawnie wytyczać kierunek. Nie była to łatwa sztuka, ale Harry cieszył się z każdej nowo nabytej umiejętności. Kiedyś kochał latać, a teraz pokochał pływanie pod różną postacią.

,,,

A łódź była bardziej przydatna niż Severus początkowo przypuszczał.

Któregoś piątkowego wieczoru Harry zaproponował żeby następnego dnia popłynęli na inną wyspę, gdzie co miesiąc odbywał się czarodziejski pchli targ.

- Że co się odbywa? - spytał czarodziej z niedowierzeniem w głosie.

- Pchli targ. Lokalni czarodzieje sprzedają tam różne rzeczy. Przyjeżdżają też czasem czarodzieje ze Stanów albo innych archipelagów. Niektórych rzeczy lepiej nie tykać, ale czasem można znaleźć prawdziwe perełki.

- Mam nadzieję, że to nie są rzeczy pokroju tych, jakie można było spotkać na Nokturnie - upewniał się Severus.

- Tego nie jestem pewien, ale też nie na wszystko zwracam uwagę. Jeśli się tam wybieram, to po konkrety.

- A niby co tam takiego można niby znaleźć?

- W zasadzie wszystko. Od jakichś dziwnych artefaktów i książek, po drewno do robienia różdżek. Ja tam kupiłem te kamienie z runami ochronnymi, które wmurowałem w dom żeby nikt go nie okradł.

- Niech ci będzie. Chyba nic złego się nie stanie, jak się wybiorę na ten cały targ i zobaczę na własne oczy czy jest to warte kolejnych wypraw.

Harry wyszczerzył się i pocałował go szybko, a potem przytulił się do jego ramienia. Gdyby ktoś z Hogwartu zobaczył ich teraz, jak nic uznałby, że na obu rzucono jakieś dziwne zaklęcie albo podano podstępem eliksir miłosny. Żaden z nich nigdy nie nazwał głośno tego co ich łączy. Może dlatego, że nie nauczono ich rozmawiać o takich sprawach. Niemniej jednak nie czuli potrzeby nazwania po imieniu całej sytuacji. Było im dobrze tak jak było. Znali się od dawna, chociaż przez lata nie mogli na siebie patrzeć. Dopiero tutaj nauczyli się siebie nawzajem. Dzięki gryfońskiemu uporowi dostali drugą szansę, którą świadomie teraz wykorzystywali. Może właśnie tego brakowało wcześniej. Okazji na spokojne życie. Tymczasem obaj na długie lata zostali rzuceni w wir sytuacji, o które się nie prosili. Na szczęście to już była przeszłość.

W dzień targu wstali wcześniej niż zwykle. Czekała ich prawie dwugodzinna wyprawa łodzią na inną wyspę do miasteczka, gdzie za godzinę zaczną pojawiać się pierwsze stoiska. Uprzedzili skrzaty, że może nie być ich cały dzień.

- Panowie się nie martwią. Mrużka i Stworek wszystkiego przypilnują - zapewniła piskliwie skrzatka.

- Gdzie dokładnie płyniemy? - spytał Severus, kiedy Harry postawił żagiel i udało im się złapać sprzyjający wiatr.

- Do miasteczka Kaupo - wyjaśnił Harry przywiązując linkę i siadając po chwili. Kiedyś pokazał Severusowi mapę Hawajów wyjaśniając mu mniej więcej gdzie były największe skupiska czarodziejskich społeczności. Kaupo było niepisanym miejscem wszelkiego czarodziejskiego handlu. Harry poniekąd nazwałby je czymś pomiędzy Hogsmead, a ulicą Pokątną. Z dodatkiem mugolskich turystów, którzy nie mieli pojęcia co odbywa się tuż pod ich nosami.

Severus czuł się czasem jakby znowu był uczniem, kiedy dowiadywał się co rusz nowych rzeczy. Vaia powiedziała mu kiedyś, że człowiek uczy się całe życie i nie ma co zwracać na to uwagę. Tylko zadufany w sobie człowiek uważa, że wie wszystko i nie musi niczego więcej się uczyć. Szamanka sama z siebie się śmiała, że skoro ciągle ląduje w areszcie to musi się dokształcić w kwestii prawa handlowego.

- Chyba karnego... - mruknął tylko jej syn słysząc to.

Kiedy dopłynęli na miejsce w porcie zacumowanych było już sporo łodzi. Udało im się na szczęście znaleźć jeszcze miejsce kawałek od głównego zejścia na ląd i niedługo później wchodzili już w szeroką uliczkę z ustawionymi po obu stronach stoiskami. Tak dziwnych rzeczy Severus nie widział nawet w owianym złą sławą sklepie Borgina i Burkesa. Mógł się założyć o całą swoją skrytkę u Gringotta, że przynajmniej część z nich była stworzona za pomocą czarnej magii. Dziwił się naprawdę, że żaden stróż prawa nie próbował czegokolwiek skonfiskować. Dał sobie spokój z takimi rozmyśleniami kiedy trafił na stoisko z książkami i zaczął je przeglądać z zainteresowaniem. Niektóre egzemplarze wyglądały na bardzo stare i aż dziwne było, że jeszcze nie wysypywały się z nich kartki. Udało mu się jednak znaleźć tom o twórcach eliksirów pochodzących z wysp Oceanii i wyglądał on na warty przeczytania. Musiał ostro ponegocjować cenę ze sprzedawcą, ale nie po to miał swoje unikalne zdolności, żeby ich nie wykorzystać. Siłą rzeczy książka, po kilku minutach ostrej wymiany zdań, znalazła się w jego posiadaniu.

- Coś ciekawego? - spytał Harry.

- Tak myślę - przyznał Severus.

Znaleźli jeszcze kilka stoisk z różnymi książkami. Severus wziął do ręki jedną z nich. Była dość mała mimo swojej objętości i bardziej przypominała jakieś odręczne zapiski niż książkę. Zaczął ją przeglądać i skrzywił się widząc jakieś dziwne zawijasy okraszone co jakiś czas rysunkami.

- Jakiś kompletny bełkot - mruknął chcąc ją odłożyć, kiedy Harry zerknął mu przez ramię.

- Poczekaj - powiedział nagle. Starszy czarodziej zaskoczony patrzył jak wzrok chłopaka ślizga się po zapiskach na otwartej stronie. - Severusie... To zapiski w wężomowie - przyznał cicho wyjmując notatnik z rąk zaskoczonego mężczyzny i po chwili zaczął się targować ze sprzedawcą i pytać gdzie to dostał.

- Ktoś mi to kiedyś sprzedał. Ładnie wykonane to wziąłem mimo, że to jakiś nieznany język. Pewnie jeden z tych regionalnych jakich pełno na wyspach.

- Dam galeona za niego - powiedział Harry.

- Trzy - odpowiedział sprzedawca czując dobry interes.

- Galeon i dziesięć sykli - negocjował dalej.

- Dwa galeony.

- Niech będzie - mruknął Harry wyjmując z sakiewki dwie złote monety i podał je zadowolonemu sprzedawcy, a potem schował zakup do plecaka. Złapał Severusa za rękę i pociągnął go za sobą dalej.

- Wężomowa? - spytał. - Nie straciłeś tej zdolności po pokonaniu Czarnego Pana?

- Nazywaj go Voldemortem. W końcu już go nie ma - zauważył Harry. - I jak widzisz nadal mam tę zdolność. Bywa przydatna. W domu dokładnie sprawdzę co to jest. Ale chyba obaj możemy się domyślać autora.

- Ktoś z potomków Slytherina. To jedyna znana linia czarodziejów posługujących się mową węży.

- A jeśli istnieją inni, którzy rozumieją mowę węży? - spytał Harry. - W końcu świat jest całkiem duży.

Severus nie czuł się zbyt przekonany, ale faktem było, że nie mieli żadnego dowodu, że poza linią Slytherina, ktoś jeszcze posiadał takie zdolności. Teoretycznie było to możliwe, chociaż nadal obstawiał raczej jakiegoś potomka jednego z założycieli Hogwartu.

- A w ogóle to nie spodziewałem się znaleźć czegoś takiego na Hawajach. Myślisz, że Slytherin tu był? - spytał Harry, kiedy po kupieniu jeszcze kilku rzeczy wracali na łódź.

- Nie mam pojęcia. Według zapisków historycznych dużo podróżował, ale wymienione są nieliczne miejsca, które odwiedził. Był raczej dyskretny w swoich działaniach. Nie czytałeś historii Hogwartu, jak się domyślam?

- Od czytania opasłych tomów była Hermiona - skrzywił się Harry. - I naprawdę nie uważam tego za coś złego. Każdy ma jakiegoś bzika. Ale niespecjalnie rozumiała, że nie każdy potrafi szybko czytać i ma jej zdolność do skupiania się na treści.

- Dobra książka dostarcza wartościowych informacji.

- Jakbym słyszał Hermionę - burknął chłopak, odwiązując liny i odpychając łódź wiosłem od nabrzeża.

- A propos panny Granger. Czemu nie utrzymujesz z nią kontaktu? Chyba złość już ci przeszła? - dociekał Severus.

- Wkurzyłem się ponownie po tym, jak wysłała do mnie list z załączonym zaklęciem tropiącym. Odesłałem go nie otwierając z dopiskiem, że skoro nie szanuje mojej prywatności to nie mamy o czym rozmawiać. Gdybym chciał jej powiedzieć gdzie jestem, zrobiłbym to i szczerze to nosiłem się z takim zamiarem, ale po tym? Mowy nie ma! A jeszcze ta sytuacja z Ginny... Też próbowała do mnie pisać, ale w Ameryce sprawdza się przesyłki pod kątem rzucanych na nie zaklęć i okazało się, że nasączyła pergamin eliksirem miłosnym. Kazałem bliźniakom powiedzieć jej, że jestem gejem...

- I co? Zrobili to? - spytał. Wizja mdlejącej w szoku panny Weasley była zasadniczo dość ciekawa.

- Nie mam pojęcia, ale mam szczerą nadzieję, że tak i jakimś cudem uwiecznili jej reakcję. Dla potomnych. Bynajmniej nie moich.

- Nie?

- Jestem gejem, pamiętasz? Jedyne małe dziecko w moim życiu, to mój chrześniak, Teddy. Jak będzie starszy to spytam jego babcię czy może tu przyjechać na trochę.

- A czemu nie teraz? Andromeda miałaby coś przeciwko? - Harry opowiedział mu już jakiś czas temu o swoim chrześniaku. Dzieciak był synem wilkołaka i czarownicy ze zdolnościami metamorfomaga, co samo w sobie było już ciekawą mieszanką. - Chodzi o tutejszą magię? - domyślił się.

Harry pokiwał głową na potwierdzenie.

- Skoro mnie przy prostym zaklęciu powaliło, to wolę nie ryzykować w przypadku małego chłopca. W końcu małe dzieci nie rozumieją jeszcze za wiele i nie kontrolują swojej mocy. A z tego co pisze mi Andromeda, mały zmienia kolor swoich włosów średnio dwa razy dziennie. Nie chcę żeby coś mu się stało. Zaproszę go tu jak będzie nieco starszy i bardziej świadomy tego co robi. Wolałbym nie musieć tłumaczyć mugolskim turystom czemu zmienia kolor włosów na ich oczach. Wątpię, że znalazłbym logiczne wyjaśnienie takiego zjawiska.

Harry zdawał sobie sprawę, że na razie bezpieczniej dla jego chrześniaka będzie zostać pod opieką babci. Pisywał do nich regularnie. Andromeda rozumiała jego potrzebę skupienia się na sobie. Przez wiele lat musiał zajmować się spełnianiem oczekiwań innych. I to tylko dlatego, że jakiemuś psychicznemu maniakowi zachciało się władzy i uwierzył w przepowiednię. A potem, kiedy wojna się skończyła, oczekiwano od niego kolejnych rzeczy. Miał serdecznie dość, że inni chcieli decydować o jego życiu. Andromeda, bliźniacy Weasley, Neville i Luna jako jedyni zdawali się to rozumieć w pełni. To było naprawdę niewiele, ale Harry cieszył się, że chociaż ta mała garstka ludzi rozumiała jego potrzebę wolności i decydowania o sobie samym. Zwłaszcza Neville, który zdawał sobie sprawę z faktu, że to on mógł być na miejscy Harry'ego. W końcu obaj mieli urodziny z końcem lipca.

Wieczorem, kiedy leżeli w łóżku Severus przeglądał zakupione książki, a Harry zaczął przeglądać tajemnicze zapiski. Po około dwudziestu minutach jego brwi były tak wysoko, że nie było ich widać spod grzywki.

- Wyglądasz jak ryba wyjęta z wody - skomentował wyraz jego twarzy starszy czarodziej.

- Bo jestem w szoku. To nie są zapiski potomków Slytherina czy jakiegoś innego rozmawiającego z wężami. To jest dziennik z podróży samego Salazara! - wyjaśnił siadając szybko. Severus również podniósł się do siadu. Nie mógł uwierzyć, że na pchlim targu, na drugim końcu świata, znaleźli zapiski samego Salazara Slytherina. Tysiącletni dziennik musiał być zabezpieczony jakimś zaklęciem konserwującym, skoro tyle przetrwał. Aż dziwne było, że nie było na nim jakichś klątw. Chociaż biorąc pod uwagę, że nikt poza autorem pewnie i tak nie odczytałby treści mógłby zostać one uznane za zbędne w tym wypadku.

- Jesteś pewien?

- Tak. Tutaj jest jego podpis - powiedział z pewnością w głosie Harry pokazując mu pierwszą stronę gdzie widniał jakiś zawijas. - Zobacz - dodał przewracając pierwszą stronę. - U samej góry są daty i cel podróży. Opisuje dokładnie gdzie był, czego szukał i jak tam dotrzeć. I po prostu wow! Szukał legendarnych składników do swoich eksperymentów.

- Harry, zwolnij - stopował go Severus. - Nakręcasz się, a obaj wiemy, że ty szybciej działasz niż myślisz. Policz do dziesięciu.

Ku jego uldze partner posłuchał go. Wziął kilka głębokich oddechów, a Severus zerknął na trzymany przez niego nadal dziennik.

- Co to jest? - spytał nagle zauważając, że coś wystaje spod oprawy. Okazało się, że pod spodem była ukryta kieszeń, a to co z niej wystawało było poskładanym pergaminem. Popatrzyli po sobie z zaskoczeniem, a potem Severus rzucił na znalezisko zaklęcie sprawdzające. Wolał mieć pewność, że mogą wszystko bezpiecznie obejrzeć. Magiczna część jego tatuażu zalśniła delikatnie. Harry odłożył dziennik na bok i ostrożnie rozłożyli poskładany wielokrotnie pergamin. Ku ich zaskoczeniu znalezisko okazało się być mapą. Zaznaczono na niej zarówno znane wszystkim ludziom na Ziemi punkty, jak i takie o których zapewne nikt nigdy nie słyszał.

- Czy mi się zdaje czy on się szlajał po całym świecie? - spytał Harry, przyglądając się mapie i zapiskom na niej.

- Najwyraźniej.

Severus przyglądał się mapie bardzo dokładnie. Nie było trudno rozpoznać większość miejsc, ale kilka znaków zdawało się być postawionych w zupełnej pustce. Na przykład trzy krzyżyki z opisami zaznaczone były gdzieś na oceanie. Harry szybko sięgnął po mugolskie mapy całego świata i zaczął je porównywać z mapą Salazara.

- Części tych miejsc w ogóle nie ma na normalnych mapach - stwierdził. - Jak to możliwe?

- Muszą być chronione potężnymi czarami przed mugolami, skoro nie ma ich na żadnej oficjalnej mapie.

- Myślisz, że moglibyśmy je odnaleźć? - Starszy czarodziej popatrzył na niego uważnie. - Dobrze wiem, że sam o tym myślisz. Dorwać dziennik samego Slytherina i niczego nie sprawdzić? Błagam... Myślisz o tym tak samo, jak i ja.

- Nie zaprzeczę, że to kuszące. Nie wiem tylko czy bezpiecznie.

- Powiedział gość, który nie narażał nigdy życia. Severusie, tyle lat narażałeś życie szpiegując jednego świra, a boisz się wyprawy?

- Owszem, bo tam wiedziałem czego się spodziewać. Tutaj nie mamy pojęcia - powiedział stanowczo. - Może ty masz pociąg do narażania się i przygód we krwi, ale ja umiem ocenić ryzyko.

- Okej. Załóżmy, że masz rację. W końcu mówimy o jednym z założycieli Hogwartu, czyli o naprawdę potężnym czarodzieju. Ale nie uważasz, że skoro pojawiła się taka szansa, to warto byłoby sprawdzić chociaż ze dwa albo trzy miejsca? - kusił.

Severus położył się na plecach i przetarł twarz dłońmi.

- Ty mnie kiedyś wykończysz, durny bachorze - powiedział w końcu, a Harry szybko usiadł mu na biodrach opierając się o jego klatkę piersiową. - I przestań się głupio uśmiechać! Dobra... To co jest opisane na początku?

- Właściwie to proponowałbym nie iść po kolei, a zacząć od miejsca, które jest najbliżej nas. Obejdzie się nawet bez szukania miejsca aportacji - przyznał chłopak sięgając po mapę i pokazując mu coś na niej.

- Nie no, bez żartów...

Severus zakrył znowu twarz dłońmi i zaczął się śmiać. Na mapie zaznaczona była wyspa, na której mieszkali, a konkretniej najwyższy szczyt Hawajów - wulkan Mauna Kea.

,,,

- Mauna Kea to uśpiony wulkan. Według badań ostatni wybuch nastąpił około cztery tysiące pięćset lat temu - powiedział Harry. - Jego większa część znajduje się pod wodą, ale biorąc pod uwagę całość, jest jednym z największych wulkanów na Ziemi. Dla rdzennych hawajczyków szczyty to miejsca święte i tylko nielicznym wolno było na nie wchodzić. Aktualnie znajduje się obserwatorium astronomiczne.

Harry przeglądał ponownie notatki, które zrobił i porównywał je z zapiskami z dziennika Salazara. Udało mu się dokładnie przetłumaczyć zapis o wyprawie czarodzieja na wulkan, żeby Severus nie musiał ciągle pytać o wszystko. Wieczorami po kolacji siadali zbierając wszelkie informarcje i mapy opracowując całą wyprawę. Severus stanowczo odmówił pójścia na tak zwany żywioł. Poświęcili naprawdę dużo czasu żeby dopasować starą mapę i zapiski, do aktualnie istniejących i nanieść na współczesną mapę wyspy ścieżkę podróży.

Takim oto sposobem w sobotę bardzo wcześnie rano czekali w centrum miasteczka na autobus, którym mogli dostać się w pobliże uśpionego wulkanu. Było tam sporo tras turystycznych, więc widok wspinających się na szczyt co jakiś czas ludzi z plecakami, nie wzbudzał specjalnego zainteresowania. Harry postarał się dla nich o odpowiednie czarodziejskie plecaki działające na zasadzie przepastnej torebki Hermiony i odpowiednie ubrania nadające się na taką wyprawę. Severus swoim zwyczajem marudził z początku, ale przestał, kiedy ubrania okazały się być wygodne i w ciemnych kolorach, a buty mocno trzymały kostki minimalizując ryzyko urazu. Ale i tak do swojego plecaka zapakował podręczną apteczkę i zestaw eliksirów.

- Skoro szczyty to dla tutejszych miejsca święte, to możemy być niemalże pewni, dlaczego szukał właśnie tam - zauważył Severus.

- Mimo, że to wulkan to ze względu na swoje sezonowe ośnieżanie, nazywany jest "białą górą" i uważany był miejsce przebywania życzliwych bogów. No... Zobaczymy czy po wizycie Salazara to miejsc nadal jest życzliwe.

Kiedy wczytali się dokładnie w zapiski o Mauna Kea sprzed tysiąca lat okazało się, że Salazar szukał tam feniksa. Ale nie takiego typowe feniksa, jakim na przykład był Fawkes. Bez wątpienia był pięknym ptakiem, któremu należał się szacunek, ale Slytherin szukał czegoś więcej. W bardzo starych księgach natrafił na wzmiankę, że w najwyższym wulkanie na Ziemi rodził się raz na kilka tysięcy lat feniks o piórach wyglądających jak kryształy. Harry wiedział, że w kominach wulkanicznych często tworzą się kamienie szlachetne, więc uznał, że coś mogło w tym być logicznego.

O tej porze byli jednymi z nielicznych pasażerów, którzy wsiadali do autobusu. Czekało ich ponad trzy godziny jazdy. Zdrzemnęli więc jeszcze jakąś godzinę, a potem zaczęli omawiać jeszcze raz plan poszukiwań. Według zapisków musieli wejść na zbocze od strony południowej, gdzie Slytherin ukrył wejście do wnętrza wulkanu. Severus uznał, że to jest póki co ta najłatwiejsza część. Schody zaczną się kiedy albo jeśli w ogóle odnajdą wejście. Pozostanie pytanie czy zdołają je otworzyć.

- Robi wrażenie, prawda? - spytał Harry, kiedy wysiedli na odpowiednim przystanku i ponad drzewami widać było lekko ośnieżony szczyt.

- Owszem. Ruszajmy - powiedział kierując się za grupką turystów w kierunku szlaku turystycznego na wulkan. Grupę prowadził lokalny przewodnik i uznali, że chwilo mogą się pod nich podpiąć. Odłączą się dopiero, gdy dotrą do odpowiedniego punktu. Przy okazji dowiedzieli się kilku ciekawych rzeczy na temat samego wulkanu, a Severus co jakiś czas zbierał po drodze próbki skał i roślin, które znajdował na zboczu.

Byli gdzieś w połowie szlaku, kiedy Harry dyskretnie wskazał na jego tatuaż. Jego magiczne części co jakiś czas mieniły się. Harry podciągnął rękaw swojej koszulki. Jego tatuaż na bicepsie zachowywał się dokładnie tak samo, a to oznaczało, że żyła magiczna daje im znak, że w pobliżu może być coś silnie magicznego. Niedługo później odłączyli się od grupy i skierowali się słabo widoczną ścieżką w kierunku południowego zbocza.

- Zobacz! - Harry pokazywał właśnie palcem na jakiś dość wysoki głaz pochodzenia wulkanicznego. Z daleka wyglądał niepozornie, ale po dokładnym obejrzeniu go znaleźli na nim jakieś słabo widoczne już znaki. Odczytali je z wielkim trudem i tylko dlatego, że zostały mocno wyżłobione w skale. Wyczuwali, że musiały kiedyś zostać zabezpieczone magicznie, ale aktualnie nosiły na sobie już tylko strzępki dawnej magii. Najważniejsze jednak było, że znaleźli jeden z drogowskazów wskazujących na właściwy kierunek. Harry wyjął notes z przetłumaczonymi notatkami i narysowaną mapką. - Wejście powinno być niedaleko. Mamy iść za znakiem, który wskaże słońce. No bomba...

- Chyba nie oczekiwałeś, że Slytherin napisze czarno na białym co i jak? - spytał Severus.

- Nie, ale mógłby skoro i tak pisał w języku, który tylko on i jego krewni mogli odczytać. Słowo daję, ale ci czarodzieje sprzed wieków chyba lubowali się w tajemnicach – mruknął, siadając na jednym z bardziej płaskich głazów. - Ok. Znak, który wskaże słońce. Ale tu nic nie ma poza głazami.

Severus milczał jakiś czas rozglądając się po okolicy. Harry miał rację mówiąc, że nie ma tu nic poza głazami. Nagle coś mu przyszło do głowy. Ślizgoni uwielbiali wszelkiego rodzaju szyfry, zagadki i tajemnice. Zdjął swój plecak i zaczął wdrapywać się na niespełna dwumetrowy głaz z wiadomością.

- Co robisz? - spytał Harry obserwując go.

- Ha! Wiedziałem! - powiedział starszy czarodziej, kiedy wspiął się na czubek i stanął prosto. Patrzył z niewielkiej wysokości na miejsce, gdzie siedział Harry, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć, że głaz na którym siedział Harry imituje tarczę słońca, a mniejsze skałki na pierwszy rzut oka ułożone przypadkowo imitują jego promienie. Po chwili wciągnął zaskoczonego chłopaka na skałę i teraz obaj widzieli dokładnie, że jeden z promieni był zdecydowanie dłuższy niż reszta. Odnaleźli kierunek, w którym mieli iść dalej.

- Mówiłem ci już, że jesteś cholernie inteligentny? - spytał Harry schodząc ze skały.

- Wiem to i bez twoich zapewnień - zapewnił go Severus, dołączając do niego. Złapali plecaki i podążyli w kierunku wskazanym przez najdłuższy ze skalnych promieni. Kilka minut później odnaleźli ukrytą pomiędzy skałkami i nielicznymi roślinami ścieżkę, którą wyznaczały czarne kamienie. Severus podniósł jeden z nich i przyjrzał mu się uważnie. - Czarny bazalt. Sprytne. Normalnie nikt nie zwróciłby na coś takiego uwagi.

W końcu stanęli przed kolejną skałą, którą przed tysiącami lat musiała utworzyć wydostająca się z wulkanu lawa.

- To koniec ścieżki. Czyli, że to jest wejście - powiedział młodszy czarodziej wskazując na skałę. Zaczęli przyglądać się jej dokładnie i szukać jakiegoś znaku, runy, napisu czy czegokolwiek. - Jeśli otwiera się jakimś cudem tak samo jak Komnata Tajemnic, to Slytherin jednak był bardzo mało kreatywny.

- A jak się otwierało komnatę?

- Do małego znaku węża musiałem wysyczeć "otwórz się" - wyjaśnił Harry automatycznie przechodząc na mowę węży. Ku zaskoczeniu obu usłyszeli coś w rodzaju trzasku, a potem część skały przesunęła się ukazując wejście do długiego korytarza. - Coś mówiłem o braku kreatywności, prawda?

- Durny bachor - skwitował tylko Severus.

Ledwo weszli do środka, a okrągłe skały po bokach rozbłysły zielonkawym światłem.

- Skały świetlne.

- Co? - spytał Harry.

- Skały świetlne. Tworzy się je zamykając w ich środku płomień. Aktywują się, gdy wyczują magię.

- Całkiem praktyczne.

Korytarz okazał się być bardzo długi. Raz opadał mocno w dół, a czasem szedł w górę. Na szczęście nie natknęli się na żaden boczny, dzięki czemu uniknęli błądzenia. Severus co jakiś czas dotykał ściany korytarza. W pewnym momencie zatrzymał się i potarł palcami jasną rysę na ścianie, a potem powąchał.

- Co jest? - spytał Harry również się zatrzymując.

- Magnez. W ścianach są żyły magnezu.

- Byłem pewien, że w takim miejscach dominuje siarka.

- Niekoniecznie. Ale skoro są tu żyły magnezu to musimy uważać z ogniem. Jedna iskra i mamy odciętą drogę powrotu.

- To już wiemy czemu szanowny czarodziej postawił na skały świetlne, a nie tradycyjne pochodnie - stwierdził Harry dotykając przeciwległej ściany. - A ta ściana jest mokra...

- Prawdopodobnie za nią jest jakaś żyła wodna. Obstawiam, że powstaje z topniejącego śniegu. Ogień i woda... Cudownie.

Ruszyli korytarzem dalej. Harry omal nie stracił równowagi, kiedy podłoże nagle poszło ostro w dół. Jak nic poleciałby na łeb na szyję, gdyby Severus w porę nie złapał go za ramię.

- Zdaje mi się czy robi się coraz cieplej? - spytał Harry czując, że pot zaczyna spływać mu po karku.

- Nie zdaje ci się. Stój! - krzyknął nagle starszy czarodziej, łapiąc go w pasie. Kilka metrów przed nimi ziała przepaść. Ostrożnie podeszli do krawędzi zerknęli w dół czując potworny żar. Głęboko w dole płynęła rzeka lawy. Harry stwierdził, że nawet jemu może się zakręcić w głowie. Tutaj korytarz się kończył. Jedynie w prawo od nich widać było jeszcze tylko wąski występ skalny. Chłopak zdjął swój plecak i wyjął z niego linę.

- Sprawdzę czy gdzieś prowadzi. Asekuruj mnie – powiedział, zakładając linę.

- Chyba żartujesz!

- Jestem lżejszy. Gdyby coś to dasz radę mnie wciągnąć. To tylko jakieś pięć metrów i przejdę na czworakach. Dam radę - zapewnił go. - Zaufaj mi.

- Ufam ci. Po prostu nie ufam twoim szalonym pomysłom!

- Doszliśmy tak daleko. Tu musi coś być. Nie wierzę, że opisałby to miejsce, gdyby czegoś tu nie znalazł.

- Dobrze - zgodził się. Po chwili Harry opadł na kolana i ruszył przylegając możliwie jak najbliżej do skały. Występ miał nie więcej niż metr szerokości i nie miał zamiaru stresować się patrząc w dół. W połowie występu zauważył coś. Z początku myślał, że to zakręt, ale to było coś innego.

- Severusie! Tu jest wejście do jakiejś groty - powiedział wpełzając do niej. Po chwili mógł się wyprostować. - Możesz tu przyjść, tylko bądź ostrożny - zawołał.

- Zachciało mi się wyprawy - usłyszał głośne burknięcie. Po chwili jego partner również wpełznął do groty i wyprostował się. Tutaj również na ścianach umieszczono kryształy świetlne, ale to co zwróciło ich uwagę to były tysiące połyskujących kamieni w ścianach. - Szmaragdy - powiedział zaskoczony.

- I chyba diamenty - dodał Harry. Zerknął w górę. - Nieczynny komin wulkaniczny - powiedział cicho.

- Na to wygląda. Nie znam się aż do tego stopnia na wulkanach, ale to musiała być jakaś odnoga. Nie wygląda na główny komin. Chociaż coś mi mówi, że jesteśmy bardzo blisko głównego piekiełka.

- Biorąc pod uwagę jak tu gorąco... - mruknął Harry wyjmując z plecaka nóż. Zaczął delikatnie podważać niektóre kamienie i chować je do plecaka. Severus poszedł szybko w jego ślady. Chłopak mówił, że kiedyś znalazł jakiś korytarzyk z kamieniami, ale próbek do eksperymentów nigdy za wiele. A poza tym gdyby mieli kiedyś problemy finansowe, mogli się zabezpieczyć odpowiednio. Podważał właśnie jeden z większych kamieni, kiedy usłyszeli jakiś dziwny dźwięk dobiegający jakby ze środka groty. Po chwili w podłodze ukazał się otwór i na niewielkim podeście wysunęła się wykonana z diamentów i rubinów rzeźba feniska. - Artysta od siedmiu boleści... - stwierdził Harry, podchodząc bliżej.

Severus uznał, że rzeźba wygląda bardzo realistycznie w swoi wykonaniu.

- Jest magiczna – powiedział, widząc jak reaguje jego tatuaż.

- No... Wręcz czuję magię wijącą mi się pod skórą - przyznał Harry, pocierając ramię. - Ale to naprawdę wszystko? Byłem pewien, że kryształowy feniks będzie taki jak inne feniksy. Żywy. Coś tu jest nie tak - zauważył sięgając znowu po notatnik.

Severus starał się przypomnieć sobie wszystko co wiedział o feniksach. Miał okazję eksperymentować z jednym z piór Fawkesa i jego łzami. Feniksy były stworzeniami umierającymi i odradzającymi się w ogniu. Ta rzeźba nie mogła się tu znaleźć przecież przypadkowo. Jego magia mówiła mu, że to nie była tylko ozdoba.

- A jeśli trzeba mu pomóc w narodzinach? - spytał nagle Harry. Severus popatrzył na niego uważnie. - Feniksy rodzą się w ogniu. Może trzeba go podpalić czy coś?

- Wtedy wysadzisz nas w powietrze. Magnez w ścianach. Zapomniałeś? - zapytał.

- Raczej miałem na myśli, żeby go ogrzać lawą.

- Twoje szalone pomysły mnie czasem przerażają. Niby jak chciałbyś to zrobić? - spytał sceptycznie.

- Możemy spróbować spuścić go na linie w kierunku lawy.

Severus zamilkł analizując możliwość wykonania tego jakże gryfońskiego pomysłu.

- Wystarczy nam liny? - spytał w końcu.

- Mam jej sporo.

- Spróbujmy - westchnął tylko. Wspólnie zdjęli kryształową rzeźbę z podestu i ostrożnie wynieśli z groty. Kiedy byli znowu nad przepaścią obwiązali feniksa i ostrożnie zaczęli spuszczać go na linie do widocznej daleko w dole rzeki lawy. Co jakiś czas zerkali ostrożnie, żeby ocenić ile jeszcze metrów im zostało. - Jeszcze kawałek i jest praktycznie nad samą rzeką.

Harry skinął głową. Zabezpieczył linę, kiedy Severus dał mu znak, że tyle wystarczy. Jeszcze trochę i feniks zanurkowałby w lawie. Zerknęli w dół.

- To chyba na nic - powiedział w końcu Harry, kiedy nic się nie działo. Nagle zauważył, że lina napina się podejrzanie i zerknął znowu. - Na brodę Merlina... Lina się zapaliła - jęknął widząc, że lina zapłonęła momentalnie. W następnej chwili puściła i rzeźba zniknęła w płynnym ogniu. Popatrzył przerażony na Severusa. Mogli zabezpieczyć linę jakimś zaklęciem. Powoli odsunęli się od krawędzi i usiedli. - Miałem nadzieję na nieco inny finał...

- Wiem. Ale stało się. Nie mogliśmy przewidzieć wszystkiego - odparł Severus, ocierając twarz dłonią. - Wracajmy. Nic tu więcej nie znajdziemy – dodał, podnosząc się. Harry poszedł w jego ślady i zaczęli kierować się do wyjścia, kiedy obaj zatrzymali się jednocześnie.

- Słyszałeś to? - spytał cicho chłopak. Potaknięcie było jedyną odpowiedzią jaką dostał, kiedy do ich uszu zaczął dobiegać coraz głośniejszy śpiew. Obaj słyszeli już coś podobnego. To była pieśń feniksa. Obaj odwrócili się w kierunku przepaści, kiedy nagle wyfrunął z niej błyszczący ptak. Żaden z nich nie wiedział co miał powiedzieć. Fawkes był pięknym ptakiem, ale ten feniks był po prostu zjawiskowy. Jego skrzydła i ogon wyglądały jak utkane z małych kryształków, które tworzyły misterną całość. Ptak zatoczył kilka kółek wokół przepaści, a potem popatrzył na nich i znowu zaśpiewał. Żaden z nich nie odważył się nic powiedzieć, kiedy feniks poleciał do wyjścia, śpiewając swoją pieśń.

Harry uśmiechał się szeroko, kiedy do ich uszu dotarł kolejny dźwięk. Tym razem bardziej złowieszczy. Severus podszedł do krawędzi i zerknął w dół. W następnej chwili rzucił się do chłopaka, złapał go za rękę i pociągnął korytarzem za sobą.

- Lawa się podnosi! Wynośmy się stąd! - wyjaśnił przerażony. Biegli korytarzem chcąc jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Lawa musiała podnosić się bardzo szybko, bo cały czas czuli za sobą ciepło.

- Severusie! Magnez! - krzyknął nagle Harry, wskazując na paski wijące się na ścianach. Zrozumiał o co chodzi chłopakowi. Sporo ryzykowali, ale wolał już żeby magiczna żyła go ukarała niż dać się upiec w lawie. Niezbyt miła perspektywa na zakończenie dnia. Nie miał czasu wyciągnąć różdżki. Przyłożył więc dłoń do ściany krzycząc zaklęcie zapalające. W następnej chwili za nimi rozległ się huk, kiedy ściana i sufit runęły blokując korytarz, a oni biegli dalej jakby ich sam diabeł gonił. - Jest wyjście!

- Nie zatrzymuj się! - rozkazał Severus. Wypadli z korytarza w momencie, kiedy najwyraźniej ściana za która znajdowała się woda również pękła. Powstała koszmarnie gorąca para i gdyby nie wybiegli w ostatniej chwili na zewnątrz mogliby się ugotować. Obaj padli na ziemię i nie ruszali się dłuższą chwilę. Severus dopiero po chwili podniósł głowę i zerknął na wejście do korytarza. Odetchnął z ulgą, kiedy dotarło do niego, że przejście się zamknęło. - Harry. Żyjesz?

- Tak myślę - odparł chłopak siadając powoli. - Miałeś rację nazywając mnie idiotą i durniem. Na gacie Merlina... Mogłem nas zabić, bo zachciało mi się przygód!

- Uspokój się - syknął podczołgując się do niego. - Obaj żyjemy – zauważył, obejmując go i całując. - To jest najważniejsze. Wyszliśmy z tego w jednym kawałku. Trochę poobijani, ale cali. No i widzieliśmy coś czego chyba nie widział nikt od nie wiadomo ilu lat. A tak swoją drogą, to ciekawe gdzie to ptaszysko poleciało? - mruknął.

Sekundę później usłyszeli obok siebie radosny świergot, kiedy kryształowy feniks usiadł jakieś dwa metry od nich.

- Taaaaaa... Nam też miło cię poznać - powiedział Harry, uśmiechając się lekko, kiedy ptak podfrunął bliżej i otarł się głową o nich ręce w miejscach, gdzie mieli tatuaże.

Severus nagle zaczął szybko szukać czegoś w kieszonce plecaka, kiedy zauważył, że niezwykły ptak zaczął płakać. Z jego oczu jednak nie kapały łzy, a drobne kryształki, które zaczął zbierać do niewielkiej fiolki. Właśnie zdobył coś o czym nawet nie wiedział, że istnieje. Ptak otarł się jeszcze raz o nich, a potem wzbił się w powietrze gubiąc kilka piór i odleciał śpiewając.

- To chyba znaczyło "żegnajcie" - powiedział Harry, patrząc za znikającą w świetle słońca sylwetką feniksa.

- Możliwe. A może też jeszcze go spotkamy - przyznał Severus. Harry podniósł się powoli i pozbierał pozostawione przez feniksa pióra. Szybko schował je do plecaka, widząc i zaczęli schodzić ścieżką w dół zbocza.

Kiedy byli już prawie na oficjalnej ścieżce, zauważyli kilka grup turystów, które w pośpiechu kierowały się w kierunku parkingu. Jeden z przewodników kazał im dołączyć do nich i zejść ze szlaku. Dostali informację o nagłych ruchach sejsmicznych i dla bezpieczeństwa wszystkim turystom kazano opuścić teren wulkanu, dopóki naukowcy nie upewnią się, że nie ma żadnego zagrożenia. Obaj czarodzieje popatrzyli po sobie wiedząc, że to najwyraźniej ich wina. Nie mogli jednak oczywiście przyznać się do niczego i posłusznie zeszli z innymi turystami na parking, a stamtąd skierowali się na przystanek autobusowy.

- Głodny jestem - powiedział nagle Harry, kiedy usiedli ciężko na ławce czekając na swój transport.

- Idiota... - mruknął Severus, o dziwo uśmiechając się. - Przez ciebie przedwcześnie osiwieję.

Harry popatrzył na niego, a po chwili obaj zaczęli się śmiać. Mieli pewność co do dwóch rzeczy: Salazar Slytherin zafundował im właśnie nieświadomie niezłą przygodę to raz, a dwa, że obaj mieli pewność, że żadna siła nie wyciągnie ich następnego dnia z łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top