Rozdział 15

Udało mi się wrzucić nowy rozdział. Miałam nadzieję zrobić to wcześniej, jednak jak to bywa w życiu, naskładało mi się nieco obowiązków. Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. Bawcie się dobrze.

Rozdział 15

Harry i Severus regularnie wymieniali listy z przedstawicielami innych szkół, których poznali oraz astronomami z Polski. Ci prowadzili cały czas obserwacje komety, ale na razie jej tor lotu i data minięcia Ziemi nie zmieniły się. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że czas nieubłaganie mija.

Któregoś dnia Harry siedział w salonie z dziennikiem na kolanach i wpatrywał się w jedną ze stron. Podróżowali po świecie, zbierając składniki, o których pisał czarodziej sprzed tysiąca lat. Zdobyli także nowe filary, ale młody mężczyzna nie potrafił zrozumieć, co miało jedno do drugiego. Rozumiał, że musieli odwiedzić wszystkie miejsca z dziennika, żeby natrafić na kolejne wskazówki, ale nie wiedział, z jakiego powodu zbierali te wszystkie składniki.

Na początku obaj czarodzieje byli przekonani, że Salazar po prostu dokumentował swoje odkrycia, spisując je w dzienniku. Żaden z nich nie przypuszczał, że założyciel najbardziej znienawidzonego domu w Hogwarcie, okaże się w rzeczywistości bohaterem. Harry zastanawiał się, jakim cudem nikt tego nie odkrył. Wysłał więc do bliźniaków list z prośbą o wyszukanie dla niego książek o Slytherinie. Może tam natrafią też na jakąś wskazówkę.

– Zrób sobie przerwę.

Harry podniósł głowę, słysząc męża. Severus wszedł do salonu, niosąc dwa kubki z herbatą. Większość dnia spędził w laboratorium, warząc zamówione eliksiry i eksperymentując. Mimo wszystko przygotowywał się do wystąpienia na kolejnym sympozjum. Miał zamiar zaprezentować jeden z nowych eliksirów i opatentować go od razu. Osobiście wątpił, żeby ktoś zdołał odtworzyć jego recepturę, ale wariatów nie brakowało

– Nie potrafię – przyznał Harry. Wziął łyk herbaty i odetchnął ciężko. – Wiem, co zaraz powiesz. Syndrom bohatera, gryfona itp.

– Miałem na końcu języka „syndrom wybrańca", ale jak tam wolisz – odparł starszy czarodziej, siadając w fotelu.

Harry skrzywił się momentalnie, kiedy to usłyszał. Od tak dawna nie słyszał tego określenia, że niemalże o nim zapomniał. Własny mąż musiał mu o tym przypomnieć.

– Biorąc pod uwagę, że siedzisz w tym razem ze mną, to obaj jesteśmy wybrańcami – zauważył i wybuchnął śmiechem, widząc minę małżonka.

– Durny bachor. – To było wszystko, co Severus był w stanie powiedzieć. Tym razem punkt dla Harry'ego.

– Ale chyba masz rację. Muszę sobie jakimś cudem zrobić przerwę. Co powiesz na wyjście do kina? – spytał.

Severus skinął głową. Według niego niektóre z filmów, które oglądali, w ogóle nie powinny były nigdy powstać. Nieważne czy oglądali je w kinie, czy w telewizji podczas sobotniego wieczoru. Jeden z takich filmów Mistrz Eliksirów podsumował kiedyś stwierdzeniem, że scenarzysta musiał być pod wpływem jakichś środków odurzających, skoro wymyślił cos takiego. Harry nie mógł się nie zgodzić. Film był kiepski, ale wart obejrzenia, skoro Severus komentował go potem w tak niewybredny sposób. To była zdecydowanie lepsza rozrywka.

Harry uśmiechnął się na samo wspomnienie. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mu, że Severus Snape zostanie jego mężem, bez namysłu kazałby mu stuknąć się różdżką w głowę. Ale kilka lat temu nie było teraźniejszością. A obecnie Harry uwielbiał swojego małżonka i nie zamieniłby go na nikogo innego.

– O czym myślisz? – spytał Severus, widząc jego minę.

– Że uwielbiam życie z tobą – przyznał, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się szerzej, widząc, jak zdradziecki rumieniec wypełza na policzki Mistrza Eliksirów.

– Uczucie jest odwzajemnione – powiedział po chwili. Harry w odpowiedzi zaśmiał się tylko szczęśliwy.

Przeżyli razem sporo przygód, które zbliżały ich do siebie coraz bardziej. Harry zawsze myślał, że po wojnie wybierze się gdzieś z Ronem i Hermioną. Stało się jednak inaczej i to Severus został jego towarzyszem.

Harry nie uważał walki o Hogwart za przygodę. Uważał ją za zło, które nigdy nie powinno było się wydarzyć. Zginęło wtedy tylu czarodziejów i czarownic. Część znał osobiście, ale żałował każdego. W jakiś sposób żałował nawet Toma Riddle'a. Powiedział o tym kiedyś mężowi.

– Żałujesz szaleńca? – spytał z zaskoczeniem w głosie.

Harry pokiwał głową.

– Sam mówiłeś, że kiedyś nie był szalony – zauważył.

– To było dawno temu.

– Może i tak. Ale i tak mi go żal. W sumie był nieco podobny do mnie. Czasem zastanawiam się, czy gdybym trafił do sierocińca, nie skończyłbym właśnie tak.

– Masz inny charakter – stwierdził Severus. Nie chciał nawet myśleć o tym, że ten cudowny, młody czarodziej mógłby skończyć jako kolejny Czarny Pan.

– Nie wiesz tego na pewno – westchnął Harry. Przysunął się bliżej i oparł głowę o ramię starszego czarodzieja. – Zaczynając naukę, mogłem być tak samo zgorzkniały, jak on. Mogłem patrzeć na wszystkich z góry i uważać się za lepszego od nich. Dorastałem w rodzinie bez miłości, ale przynajmniej jakoś to było. A mogło być naprawdę źle. Ciotka Petunia – Harry przygryzł lekko dolną wargę. – nie jest złą osobą. Ona się zwyczajnie bała. Opowiadałem ci, jak wyjaśniliśmy sobie wszystko.

– Wrzeszczeliście na siebie – przypomniał sobie Mistrz Eliksirów.

– I to jak. Gdybym nie rzucił zaklęcia wyciszającego w porę, sąsiedzi jak nic słyszeliby wszystko. Byłby niezły skandal i masa plotek. Ciotka Petunia uwielbia plotki. Oczywiście o ile jej nie dotyczą.

Severus prychnął tylko. Oczywiście, że Petunia kochała plotki. Swego czasu uważał, że byłaby świetnym dziennikarzem albo szpiegiem. Uwielbiała wiedzieć wszystko o wszystkich.

– Co nie zmienia faktu, że masz inny charakter niż Czarny Pan – argumentował Severus.

– Może. Ale obaj byliśmy tak samo samotni i niekochani. Myślę, że Tom nie byłby taki, gdyby ktoś go kochał – powiedział Harry w zamyśleniu. – W tym jednym Dumbledore miał rację. Miłość czyni ludzi lepszymi.

Mistrz Eliksirów nie miał na to odpowiedzi. Harry miał rację. Nawet jego zmieniły uczucia do tego chłopaka. Poprawka! Do młodego czarodzieja, który oczarował go swoim uporem i oddaniem. Jako jedyny nie spisał Severusa na straty, tylko walczył o niego przez prawie trzy lata. Naprawdę to doceniał i chciał zrobić dla Harry'ego coś miłego. Uznał, że ich rocznica „ślubu" będzie odpowiednim dniem.

Harry był zaskoczony, kiedy Severus zaprosił go na kolację do restauracji.

– Czuję się zaskoczony – przyznał Harry.

– I miałeś być – odparł Severus. – Pomyślałem, że nasza rocznica zasługuje na odpowiednią oprawę.

Harry uśmiechnął się szeroko.

– To chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś dla mnie zrobił – przyznał. – Dziękuję. Obyśmy spędzili ze sobą kolejny rok. Niekoniecznie pakując się w kolejne kłopoty.

– Nie wiem, czy z tobą jest taka możliwość.

Harry roześmiał się tylko cicho, słysząc to. Uwielbiał tego faceta i miał zamiar spędzić z nim resztę życia. I żadna kometa mu w tym nie przeszkodzi.

,,,

Harry stał w drzwiach domu i nie wierzył w to, co widzi. Albo raczej kogo widzi. W życiu nie spodziewał się czegoś takiego. Uszczypnął się nawet w rękę, żeby mieć pewność, że nie śnił. Ból przekonał go, że to jednak nie był sen.

Przed jego drzwiami stali bliźniacy Weasley razem z... Draco Malfoyem.

– Powinienem was zostawić na bruku – powiedział Harry. – Prosiłem, żebyście mnie uprzedzali o wizytach. Może jak się prześpicie na plaży, to w końcu to do was dotrze. Właściwie to dlaczego jesteście we trójkę?

Bliźniacy wyszczerzyli się, a Draco prychnął.

– Nie wyobrażaj sobie za wiele Potter.

– Harry – burknął właściciel imienia.

– Co?

– Mów do mnie Harry, a nie Potter. Przypominam, że nie używam tego nazwiska.

Draco zacisnął na chwilę mocno usta, jakby debatował nad czymś po cichu.

– Niech ci będzie. A teraz nas wpuścisz? – spytał.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – przypomniał mu Harry.

– To zwykły przypadek!

– Nie wierz mu, Harry – zaśmiał się Fred.

– Dokładnie. Spytał nas, czy się do ciebie nie wybieramy – dodał George.

– Chyba się bał, że go przeklniesz.

– Albo nie wpuścisz do domu.

Harry uniósł brwi w górę.

– Czyli robicie za obstawę? – spytał, a bliźniacy wyszczerzyli się szeroko. – Dobra. Właźcie – powiedział, wpuszczając ich do domu.

Fred i George od razu zajęli jedną z sypialni gościnnych, a Draco ulokował się drugim pokoju. Harry zastanawiał się, jak zareaguje na tę nagłą wizytę Severus, kiedy wróci. Jego małżonek aktualnie pojechał do miasta, dostarczyć do najbliższej apteki maści na oparzenia i eliksir na niestrawność. Dwa dni wcześniej aptekarz zadzwonił z prośbą o dodatkową dostawę. Mieli tylu klientów, że wyprzedali niemal cały zapas, a tu sezon nie był nawet w połowie. Harry mógł sobie tylko wyobrażać tych wszystkich ludzi spalonych słońcem. Co sezon sytuacja była podobna. Gorzej, jeśli kogoś dopadły sensacje żołądkowe, po skuszeniu się na coś, na co nie powinni. Ale to już nie był jego problem. Za to jego małżonek nieźle zarabiał.

Kiedy Severus wrócił do domu, zastał Harry'ego w salonie w towarzystwie dwóch Gryfonów i Ślizgona.

– Nie pytaj – mruknął tylko Harry.

– Dobry psorze! – odezwali się jednocześnie bliźniacy.

– Hej Severusie – powiedział Draco.

– Nie będę pytał – zgodził się z mężem Mistrz Eliksirów. – Wyczerpałem na dziś limit znoszenia głupoty.

– Jakiś problem po drodze? – spytał Harry, kiedy Severus przysunął sobie krzesło i usiadł.

– Po drodze nie. Za to w aptece to, co innego.

Kilka minut później bliźniacy zwijali się na podłodze ze śmiechu, a Draco starał się wyglądać na zdegustowanego. Ledwo Severus rozliczył się z aptekarzem, a do środka wpadł jakiś turysta, bez krępacji wyjaśniając, że potrzebuje czegoś na rozwolnienie. Aptekarz cudem zachował profesjonalizm. Zmierzył faceta wzrokiem, uznając że jak na jego oko, to jeszcze dzień czy dwa, a będzie też potrzebował czegoś na oparzenia.

– Głupota ludzka jest chyba nieskończona – skomentował aptekarz, kiedy turysta wyszedł.

– To niesmaczne – mruknął Draco.

– Co? Ty nigdy nie miałeś biegunki? – spytał Harry.

– Nigdy nikogo o tym w ten sposób nie informowałem – prychnął blondyn. – To poniżej mojej godności.

Harry już miał na końcu języka, żeby mu przypomnieć o obecności dwóch rudowłosych mistrzów dowcipów. Dziwił się, że Malfoy nigdy nie stał się obiektem ich żartów. I może mu się tylko wydawało, ale odnosił wrażenie, że bliźniacy obserwują blondyna. Najwyraźniej byli nim zainteresowani. Pytanie tylko, czy Draco odwzajemniał zainteresowanie.

– Mama przesyła podziękowania – powiedział później Ślizgon. – Lek szybko postawił ją na nogi. A ojciec chciałby się z tobą zobaczyć – zwrócił się do Severusa.

– Pomyślę nad tym – obiecał. Chociaż nie był pewien, czy miał ochotę zobaczyć się z Lucjuszem. W czasie wojny ojciec Draco okazał się tchórzem. Skorzystał z pierwszej okazji, żeby uciec. Z jednej strony go rozumiał. Chciał chronić żonę i syna, ale z drugiej nie miał gwarancji, że się to na nim nie odbije. Gdyby zauważył ich jakiś śmierciożerca, mogliby paść martwi w sekundę.

Draco skinął głową, przyjmując odpowiedź Severusa do wiadomości.

– Więc czemu zawdzięczamy wizytę? – spytał.

– Pomyśleliśmy, że może przyda wam się pomoc w kolejnej wyprawie – powiedział George.

– A skąd wiecie, że się gdzieś znowu wybieramy? – spytał Harry.

Uśmiechy zniknęły z twarzy bliźniaków, kiedy popatrzyli po sobie.

– Dzieje się coś dziwnego – przyznał Fred.

– Oczywiście, że tak – zauważył Harry. – Przecież wiecie, o co chodzi. Byliście z nami przy rozmowie z Isi.

– Tak – zgodził się George. – Ale dziwne rzeczy zaczęły się dziać w Wielkiej Brytanii.

Harry i Severus popatrzyli na nich zaskoczeni. Najwyraźniej kometa zaczęła wywierać coraz większy wpływ na Ziemię, mimo że była jeszcze tak daleko.

– To znaczy? – spytał Severus.

– Podobno kilku mugoli próbowało nagle wejść do Dziurawego Kotła. Jakby go widzieli – wyjaśnił Fred.

– Do tego ktoś widział Błędnego Rycerza – dodał George. – A jakieś dzieciaki przysięgały, że widziały sowę z listem w dziobie.

Harry wciągnął mocno powietrze. Czyli zasłony, które uniemożliwiały mugolom, zobaczenie tego, co magiczne, zaczęły momentami opadać. Mieli zatem coraz mniej czasu. Musieli jak najszybciej dostać się do reszty miejsc z dziennika i dowiedzieć się, jak i gdzie ustawić nowe filary, zanim stare upadną.

– To się dzieje, prawda? – spytał Fred. – Zaczęło się?

– Co się niby zaczęło? – Draco był kompletnie zdezorientowany. Działo się coś poważnego, a on nie miał o tym pojęcia. – Może mi ktoś wyjaśnić, o co chodzi?

Harry westchnął. Wstał, żeby przynieść dziennik. Namacalny dowód na to, co się działo. Chwilę później podał go blondynowi.

– Jak piśniesz komuś choćby słówko o tym, co tu usłyszysz, to obiecuję ci, że nauczę się robić laleczki voodoo – zagroził.

Dziedzic Malfoyów popatrzył niepewnie na Harry'ego, a potem na dziennik i przekartkował go.

– Nic z tego nie zrozumiałem. Co to jest? – spytał po chwili.

– To jest dziennik z podróży samego Salazara Slytherina – odezwał się Severus, patrząc na chrześniaka.

Obaj zamieszani w całą sprawę czarodzieje opowiedzieli, jak weszli w posiadanie dziennika i co odkryli. Bliźniacy byli mniej więcej zaznajomieni z sytuacją, ale o filarach jeszcze nie słyszeli.

Po usłyszeniu wszystkiego Draco nie odzywał się dłuższą chwilę.

– Czy wy chcecie mi powiedzieć – Zaczął niepewnie. – że jeśli te zasłony chroniące czarodziejski świat upadną, to mugole się o nas dowiedzą?

– Ogólnie mówiąc, tak – przyznał Harry. – Dlatego musimy, jak najszybciej odwiedzić pozostałe, opisane miejsca. Inaczej za niespełna rok na świecie może zapanować koszmarny chaos.

– To na co czekamy?

Wszyscy popatrzyli zaskoczeni na Ślizgona.

– No co? Nie mam ochoty na kolejne zamieszanie. Wystarczyło mi, że omal nie zrobiono ze mnie śmierciożercy. Podziękuję jeszcze za opcję konfliktu z mugolami. Może to nie będzie w stylu Malfoya, ale chcę pomóc. O ile nie będzie tu Wiewióra i Panny Przemądrzałej. Bez urazy – dodał, zerkając na Freda i George'a, którzy zaczęli się śmiać w najlepsze.

– Spokojnie. Harry nadal jest obrażony na Roniaczka – zapewnili go.

– Trochę mi już przeszło, ale obawiam się, że zaproszenie go tutaj nie wchodzi w grę. Za każdym razem, jak widzi Severusa, ma minę, jakby miał dostać zawału – zauważył Harry. Faktem było, że Ron w obecności Mistrza Eliksirów był niesamowicie blady, ale wystarczyło, że zniknął za rogiem, a rozpoczynał swoje wiązanki pod jego adresem. A Harry nie miał zamiaru znosić obrażania męża w ich własnym domu.

Draco lekko uniósł kąciki ust. Jego awersja do Rona była ogólnie znana i Harry bardzo wątpił, żeby kiedykolwiek mogli się chociaż zacząć tolerować.

Wybawca czarodziejskiego świata wolał sobie nie wyobrażać nawet Draco i Rona pod jednym dachem. Ale wyglądało na to, że blondyn w jakiś sposób toleruje obecność jego braci. Uznał jednak, że pewnych rzeczy lepiej nie dociekać.

– To kiedy wyruszamy? – spytał George. – W sumie chętnie się wybierzemy. Te wyprawy są fajne.

– Dokładnie – poparł go Fred. – Kto wie? Może dokonany jakiegoś niesamowitego odkrycia i będziemy bogaci?

Tym razem wszyscy zaczęli się śmiać. Biorąc pod uwagę, że bliźniacy zarabiali sporą kasę na swoim sklepie, wcale nie musieli dokonywać nowych odkryć. Chyba jako pierwsi w rodzinie stworzyli tak lukratywny interes. Ale obaj przyznali, że gdyby nie pieniądze od Harry'ego nie mieliby kapitału na rozpoczęcie działalności.

– Więc? Kiedy ruszamy? – ponowił pytanie Draco.

– Jak uda mi się odszyfrować kolejny cel podróży – powiedział zgodnie z prawdą Harry. – A to nie jest łatwe. Nazwy używane tysiąc lat temu mają się nijak do obecnych czasów.

– Czyli czas na zgadywanki! – Bliźniacy zatarli ręce. – Dajesz stary.

Złoty Chłopiec zachichotał tylko, ale skinął głowa. W sumie czemu by nie? Może w ten sposób szybciej odnajdą wszystkie miejsca. Przeczytał im więc wszystko, co przetłumaczył.

– Salazar pisze o wyspie, na której znalazł smoczą krew, ale nie pochodzącą od smoka – powiedział Harry.

– Jak smocza krew może nie pochodzić od smoka? – zdziwił się Draco. – To nielogiczne.

Harry wzruszył ramionami. Główkowali cały wieczór, ale nie doszli do żadnych konkretnych wniosków. Za to zrobiło się naprawdę wesoło, kiedy zaczęli wyliczać wszelkie znane im gatunki smoków i ich potencjalnych krewniaków niebędących smokami. Nawet Severus bawił się zaskakująco dobrze, mimo że na co dzień nie tracił czasu na takie głupoty.

Ponieważ nie posunęli się do przodu w odkryciu kolejnego miejsca, postanowili następnego dnia wybrać się do miasteczka. Bliźniacy wyrazili chęć zakupienia sobie hawajskich koszul. I nawet zaoferowali, że kupią też taką dla Draco, co blondyn skwitował, że prychnięciem i oświadczeniem, że stać go na kupienie sobie koszuli.

– Nie zrozumiał aluzji – mruknął Harry do męża.

Severus nie skomentował tego. Miał nadzieję, że bliźniacy Weasley nie mieli w planach uwodzenia jego chrześniaka. Chociaż kogo on próbował okłamać? Fred i George byli tak nieprzewidywalni, jak to tylko było możliwe. Miał tego dowód na lekcjach eliksirów. Bliźniacy celowo wrzucali do swojego kociołka różne rzeczy, żeby zobaczyć czy wybuchnie, czy nie. Po ich pierwszym roku Severus odruchowo zabezpieczał ich stanowisko pracy zaklęciami. Zwłaszcza po tym, jak udało im się zamiast eliksiru wigoru, wyprodukować jakieś świństwo śmierdzące, jak zgniłe jaja. Fetor był tak koszmarny, że kilka osób nie pytając o pozwolenie, wybiegło z klasy i pognało do najbliższej toalety. Należało dodać, że nawet zaklęcia odświeżające powietrze niewiele dawały.

Bliźniacy pomimo tygodniowego szlabanu nadal kontynuowali swoje eksperymenty. Severus szybko odkrył, że korzystają ze starej klasy eliksirów, ale nie miał pojęcia, jak się tam dostają. Niemniej jednak wyraził swoją niemą zgodę na ich wyczyny. Nie mógł im zarzucić braku kreatywności. W Hogwarcie rzadko który uczeń wyróżniał się zdolnością do tworzenia w tak młodym wieku.

– Myślisz o czymś intensywnie – zagadnął go nagle Harry. – Podzielisz się?

– Przypomniałem sobie, za co panowie Weasley, dostali swój pierwszy szlaban ode mnie.

– Chcę wiedzieć?

– Wyprodukowali eliksir klejący i nie omieszkali przetestować go na całej klasie. Łącznie ze mną – przyznał po chwili. Sekundę później Harry ryknął takim śmiechem, że wszystkie mewy poderwały się do lotu.

– Nie odebrałeś im punktów? – spytał młodszy czarodziej, ocierając łzy z oczu.

– Gdybym chciał odebrać im tyle, ile zamierzałem, Gryffindor byłby na minusie – zauważył Severus.

– Mimo wszystko szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć – przyznał Harry. – Jak się uwolniliście?

– Próbowałem wszystkich znanych mi zaklęć do skutku. Ale zajęło mi to dobrą godzinę, zanim trafiłem na właściwe.

– Ciesz się, że żaden inny profesor cię nie widział.

– Nawet gdyby widział, nie odważyłby się o tym wspomnieć. Wierz mi. Mam sposoby, na takie sytuacje.

– Nie powiem, że się tego nie spodziewałem – zachichotał Harry.

Obiad postanowili zjeść w jednej z lokalnych knajpek. Bliźniacy z dumą postawili obok krzeseł torby z zakupionymi koszulami. O dziwo Draco miał obok siebie taką samą, a Harry z trudem powstrzymywał śmiech.

Spokojnie czekali na swoje zamówienie, rozmawiając, kiedy Severus usłyszał strzępek rozmowy toczącej się przy stoliku obok. Na oko było to kilku mugolskich podróżników, którzy dyskutowali o ostatniej wyprawie, która z jakiegoś powodu nie doszła do skutku.

– Nie ma szans tam się dostać, jeśli nie masz jakichś wtyków – przyznał jeden z nich. – Nie ma tak żadnego regularnego transportu. A i nieregularny bywa często niedostępny. W dodatku te konflikty polityczne i zbrojne wcale nie ułatwiają sytuacji.

– Ale przecież nie toczą się na wyspie – zauważył drugi.

– Nie, ale nie ma innej opcji. Dostaniesz się do kraju, to masz szansę złapać jakiś statek towarowy i popłynąć. Ale odmówiono mi wjazdu. Ech... A tak chciałem zobaczyć Różę Pustyni i Smocze Drzewa na żywo, a nie tylko na zdjęciach. Wiecie, że żywica z tych rzecz nazywana jest smoczą krwią?

Severus gwałtownie odwrócił głowę. Czyżby ci mugole dyskutowali właśnie o miejscu, które próbowali zlokalizować? Postanowił zaryzykować pytanie.

– Przepraszam – odezwał się, czym zwrócił na siebie uwagę mężczyzn przy sąsiednim stoliku. – Niechcący usłyszałem fragment rozmowy i muszę przyznać, że brzmi ciekawie. Mogę spytać, o czym panowie rozmawiali?

– O wyspie Sokotra.

,,,

Po powrocie do domu Harry usiadł do komputera, a Severus razem z ich gośćmi zaczęli przekopywać się przez książki. Oczywiście zamówili na następny dzień świstoklik na Sokotrę z prośbą, żeby wyniósł ich poza ludzkie siedziby. Najwyraźniej pojawienie się tam turystów zbyt zwracało uwagę miejscowych. Wykorzystali więc pozostały czas na wyszukanie wszystkich informacji, które mogły im się przydać.

Sokotra była jedną z wysp należącą do Jemenu. Aktualnie mówiło się, że było to jedno z tych miejsc, które należy zobaczyć przed śmiercią, ale ze względu na sytuację polityczną było to niemal niemożliwe. Na samej wyspie oczywiście było dość spokojnie, jednak podróżnicy mieli problem z dostaniem się na nią. Harry więc cieszył się, że są czarodziejami i nie będą musieli kombinować.

Wybrzeże wyspy było w większości skaliste. Miejscami występowały wapienne klify, a ponadto ciągnęły się także odcinki z piaszczystymi plażami. Sokotra była wyspą pochodzenia kontynentalnego. W jej pobliżu znajdowały się trzy inne wysepki, przy czym jedna z nich otoczona była rafą koralową. Przeważały tutaj tereny górzyste, a niziny można było spotkać jedynie na wybrzeżu. Najwyższym szczytem, który miał 1503 metry był Jebel Meshening w Górach Haghier. Severus uznał, że podnóże tych gór będzie idealnym miejscem do poszukiwań. Tam nie powinni natrafić na żadną lokalną ludność.

Harry napomknął, że muszą zabrać ze sobą zapas wody. Na Sokotrze sieć rzeczna była mocno ograniczona do suchych dolin nazywanych wadi. Były to suche formy dolinne na obszarach pustynnych. W czasie pory deszczowej wypełniały się wodą, tworząc długie i wartkie rzeki okresowe.

Woda, jak i lekkie ubrania zostały wpisane na listę rzeczy do zabrania.

– Tam może być nawet 30 stopni na plusie ­­– wyjaśnił Harry.

Wieczorem spakowali do plecaków wszystkie potrzebne im rzeczy. Jak się okazało, Draco miał ze sobą swoje mugolskie ubranie z poprzedniej wyprawy nad różowe jezioro. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale po cichu przyznał Harry'emu rację, że na takie wypady lepiej nadawały się zwykłe ubrania niż czarodziejskie szaty.

– Po prostu powiedz, że są wygodne – skwitował Harry, widząc, że blondyn szykuje sobie ubranie na kolejny dzień.

– Nigdy w życiu – zaperzył się. – Jestem Malfoyem. My nie przyznajemy racji. To my mamy rację!

– Jasne. – Harry jedynie wywrócił oczami.

– Ej Draco! – zawołał Fred. – Dotrzymać ci towarzystwa w nocy?

– Może trzeba cię ogrzać? – spytał George.

– DZIĘKUJĘ, POSTOJĘ! – wrzasnął blondyn, znikając szybko w swojej tymczasowej sypialni. Nie było możliwości ukrycia szkarłatnego rumieńca, który zobaczyli wszyscy, zanim nie uciekł.

– Lubicie mu dokuczać, co? – spytał Harry, patrząc na przyjaciół.

– To nie dokuczanie – zapewnił go George.

– To tylko niewinny flirt – dodał Fred.

– Oczywiście. – Złoty Chłopiec musiałby ich nie znać, żeby im uwierzyć.

,,,

Jak przewidzieli, Sokotra przywitała ich upałem. Severus i Harry byli przyzwyczajeni do wysokich temperatur, ale ponieważ mieszkali nad oceanem, na górzystym, suchym terenie znosili je nieco gorzej. O bliźniakach i Draco to już nawet szkoda było wspominać. Blondyn wydawał się niemalże roztapiać. W końcu wszyscy rzucili na siebie lekkie zaklęcie chłodzące.

– Na jakiś czas wystarczy – przyznał Severus. – Ruszajmy. Szkoda czasu.

– Będziemy tu nocować? – spytał Fred, rozglądając się ciekawie.

– Nie – odparł Harry. – Za duże ryzyko. Obawiam się, że wzbudzilibyśmy niezdrowe zainteresowanie. Mamy jakieś osiem godzin, więc musimy się streszczać.

Minęło jakieś pół godziny, kiedy w końcu zauważyli to, czego szukali.

Smocze drzewo.

Dracaena cinnabari.

Bliźniacy po usłyszeniu tej nazwy, żartowali że Draco doczekał się własnego gatunku drzewa. Blondyn iście po malfoysku kazał mu się zamknąć.

Smocze drzewo było gatunkiem endemicznym i nie występowało w żadnym innym miejscu na świecie poza Sokotrą. Była to roślina wieczniezielona, która mogła osiągać wysokość nawet do dziesięciu metrów i posiadała charakterystyczną, parasolowatą koronę. Harry obstawiał, że te drzewa, które widzieli miały około sześciu, może siedmiu metrów i z bliska naprawdę robiły wrażenie. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego.

Severus od razu zwrócił uwagę na liście. Długie na około sześćdziesiąt centymetrów. Zauważyli też kilka grup kwiatów pośród nich. Od razu skorzystał z okazji i zebrał próbki.

Bliźniacy w tym czasie zerwali kilka owoców. Severus obiecał im, że będą mogli trochę z nim poeksperymentować i nie mieli zamiaru przepuścić takiej okazji. Skrupulatnie zabezpieczyli wszystko, ale tym, czego szukali, była smocza krew.

Mistrz Eliksirów nie natrafił w czarodziejskich księgach na żadną wzmiankę na jej temat. Zatem była nieznanym składnikiem w świecie mikstur. Za to znalazł trochę informacji w mugolskiej książce o nietypowych roślinach na świecie.

Była to miękka żywica naturalna, pozyskiwana głównie z palmy rosnącej w północnowschodniej Afryce, głównie w Sudanie, a także we wschodnich Indiach. Zbierano ją również z drzewa dracena smocza, zwanego drzewem smoczym lub smokowcem, które występowało na Wyspach Kanaryjskich. Jednak największą wartość miała mieć właśnie ta z endemicznego gatunku Dracaena cinnabari. Niemagiczni stosowali ją do sporządzania lakieru złocistego i barwnika laserunkowego. Używana była także od stuleci jako barwnik w lutnictwie.

Smocza krew sprzedawana była w postaci drobnych grudek różnej wielkości oraz różnej długości laseczek. Występował w kolorze ciemnobrunatnoczerwonym. Roztarta na proszek przybierała barwę ceglastoczerwoną. Możliwe było jej rozpuszczenie w różnych substancjach. Na przykład w eterze rozpuszczała się, pozostawiając około 18 procent resztek pochodzenia roślinnego. Z kolei po zmieszaniu roztworu eterowego z alkoholem wytrąca się około 2,5 procent białego ciała, zwanego drakoalbanem. Pozostała w roztworze żywica po odparowaniu rozpuszczała się w około 13,5 procent w eterze naftowym. Pozostała część, czyli około 58,5 procent zwana jest drakorezinem i była barwy żywoczerwonej. Severus uznał to za niezmiernie fascynujące. Nigdy nie miał do czynienia z tak złożonym procesem rozpuszczania. Niezmiernie też zaciekawił go fakt, że smocza krew zmieszana ze sproszkowanym złotem stosowana była jako farba do pisania na pergaminie.

– Czuć tu mocną żyłę magii – przyznał Harry. – Tutejsi jak nic mogą być czarodziejami.

– A nie czytałeś coś na ten temat? – spytał Severus. Właśnie zbierał czerwoną żywicę do jednego ze słoików. Przed wiekami wierzono, że to naprawdę była krew smoka i wykorzystywano ją nie tylko jako barwnik, ale także w alchemii i medycynie.

Mistrz Eliksirów miał rację. Harry znalazł w Internecie coś naprawdę ciekawego. Informację, że nie tak dawno grupa belgijskich speleologów w jednej z głębokich jaskiń odkryła kilkaset inskrypcji z przełomu er. Napisane były w językach z różnych stron świata, co wskazywało na to, że w pierwszych stuleciach naszej ery Sokotra była jednym z ważnych punktów na handlowych szlakach. Wspominał o niej nawet słynny podróżnik Marco Polo. Chociaż sam nigdy nie był na wyspie, to zapisał, że mieszkańcy byli chrześcijanami, ale praktykowali także magię. Severus miał wrażenie, że gdyby mieli więcej czasu, znaleźliby w jaskiniach także inskrypcje w języku węży. Teraz jednak musieli się skupić na wskazówkach zostawionych przez Slytherina.

Mistrz Eliksirów zerknął na swojego chrześniaka. Draco pracował wytrwale z bliźniakami, zbierając „smoczą krew". Żywica nie była popularnym składnikiem wśród warzycieli, ale może właśnie popełniali błąd z tego powodu? Gdyby tak pomyśleć przez chwilę, to przecież była to esencja z samego środka drzew. Kto wie jakie właściwości mogłaby mieć taka pochodząca z tych magicznych. Będzie musiał się temu bliżej przyjrzeć, kiedy już wszystko się uspokoi. Może sformułuje dzięki temu kolejną teorię? A potem napisze nowy podręcznik do eliksirów. W sumie to byłoby coś. Nie lubił uczyć, ale nie miał nic przeciwko przekazywaniu informacji w innej formie. Dlatego pisał artykuły do gazet.

– Myślisz nad czymś bardzo intensywnie – odezwał się Harry nagle.

– Zastanawiam się, czy nie napisać książki – przyznał Severus. – Zbieramy tyle niezwykłych składników, że chciałbym kiedyś opublikować książkę z eliksirami na ich podstawie.

– Brzmi ciekawie. Jestem pewien, że będzie bardzo popularna.

Severus leciutko uniósł kąciki ust w górę. Nagle koło jego nóg dało się słyszeć cichy syk.

– Nowy zapach. Nie są stąd.

Harry od razu zerknął w tamtą stronę. Pod skałką koło nogi Severus był malutki wężyk, który przypominał mu nieco robaka.

Witaj – zasyczał Harry.

Wężyk skierował na niego pyszczek.

– Rozumiem cię? Jak to możliwe? Ludzie nie mówią naszym językiem.

– Jestem rzadkim wyjątkiem – przyznał Złoty Chłopiec. Bez strachu wziął go na ręce. – Ładny jesteś.

– Dziękuję. Pierwszy raz ktoś to powiedział. Ludzie nie lubią węży.

– Ja lubię. Są pożyteczne.

Wężyk wysunął język, smakując powietrze wokół Harry'ego.

– Masz bezpieczny zapach, ludzki bracie. Nie jesteś dla mnie groźny. Ja też nie jestem. Jestem prawie ślepy.

Harry zaśmiał się cicho.

– To podobnie jak ja. Mamy ze sobą coś wspólnego.

– Czego tu szukacie? – spytał ciekawie wężyk.

– Smoczej krwi pochodzącej z drzew. Jest nam potrzebna. Może wydarzyć się coś złego i staramy się temu zapobiec.

Wężyk odwrócił się w stronę drzew i wysunął znowu języczek.

– Pod ziemią są wielkie kości – powiedział nagle. – To na nich wyrosły te drzewa. One są podstawą. To dzięki nim w tym miejscu jest życie.

– Co masz na myśli? – spytał Harry.

Wężyk opowiedział mu więc historię, która od setek lat krąży wśród węży i jaszczurek, mieszkających na tej wyspie.

Dawno temu ta wyspa była częścią stałego lądu. Kiedy się oddzieliła, żyjące na niej stworzenia zostały uwięzione. Jednak żyły tutaj też wielkie gady, potrafiące latać. Z czasem jednak pojawili się tutaj także ludzie, którzy zaczęli je zabijać. Część uciekła, ale te, które skonały tutaj, pochłonęła ziemia. Na tych miejscach wyrosły niezwykłe drzewa o czerwonej żywicy. Z czasem ludzie odkryli, że „smocza krew" ma niezwykłe właściwości uzdrawiające. Stało się to pilnie strzeżonym sekretem.

Harry powtórzył towarzyszom słowa wężyka.

– Więc kiedyś naprawdę żyły tu smoki – powiedział Draco. – To naprawdę jest smocza krew – dodał, patrząc na słoik z klejącą cieczą w dłoniach.

– Na to wygląda – zgodził się Severus. – Ma po prostu nieco inną formę. I nowe właściwości.

Smocza krew była bardzo cenna, jednak nikt nigdy nie widział jej w takie formie. To naprawdę otwierało nowe drzwi w świecie eliksirów.

Wężyk potem pożegnał się z nimi i zniknął pomiędzy kamieniami. Ostrzegł ich jednak, aby uważali na innych mieszkańców wyspy.

– Nie wszyscy są przyjaźni – zasyczał.

Po zebraniu smoczej krwi mieli jeszcze trochę czasu do powrotu. Zwiedzali więc okolicę, podziwiając widoki, a Severus przyglądał się z zainteresowaniem każdej nietypowej roślinie. Niektórych nigdy wcześniej nie widział. Musiały należeć do tych endemicznych gatunków tak samo, jak smocze drzewa.

Nagle dostrzegł coś, co potocznie nazywano Różą Pustyni, a fachowo nazywało się Adenium obesum. Harry'emu skojarzyło się z czymś grubym i zasadniczo miał rację.

Mistrz Eliksirów oczywiście skorzystał z okazji i po chwili z pomocą bliźniaków wykopywał roślinę, żeby zabrać ją ze sobą.

Róża Pustyni należała do roślin, które wytwarzały kaudeks. Była to charakterystyczna, wyraźnie zgrubiała część roślinny, która była czymś pomiędzy korzeniem a pędem. Kaudeks był dosyć pojemnym zbiornikiem, w którym roślina magazynowała wodę oraz substancje pokarmowe. Dzięki tej umiejętności była w stanie przeżyć długie okresy suszy. Z nabrzmiałej kaudycznej podstawy wyrastały wyprostowane, gładkie pędy, których wygląd nasuwał skojarzenie z gałęziami mini drzewka. Na ich końcach skupione były eliptyczne i mięsiste liście.

Oprócz osobliwej podstawy roślina miała zachwycająco piękne i duże kwiaty w kształcie wydłużonej rurki, zakończone szeroko rozchylonymi płatkami. W czasie gdy kwitła, adenium wyglądało jak małe drzewko z kwiecistą koroną.

Roślinę wykopywali, mając na dłoniach rękawiczki ze smoczej skóry. Severus uprzedził bliźniaków, że każda część rośliny zawierała trujący sok, który może podrażnić skórę i był niebezpieczny zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Niemniej jednak mogła okazać się warta zbadania, a porządny Mistrz Eliksirów nie przepuszczał nigdy okazji do badań.

– Severus chyba świetnie się bawi – odezwał się nagle Draco, stając obok Harry'ego. – Przez lata nie widziałem go w takim stanie.

– Bo w końcu ma spokój i może prowadzić swoje badania. A nie uczyć bandę kretynów, jak to określa – powiedział Harry. – Na mnie do dziś mówi głupi bachor. Ale jakoś nie ma to takiego wydźwięku jak kiedyś.

– Daruj sobie informowanie mnie o określeniach, jakich używacie w sypialni.

Harry zamrugał, a potem popatrzył na niego z cwanym uśmiechem.

– A skoro już poruszyłeś temat sypialni – zaczął. – Co cię łączy z Fredem i Georgem?

– Nic! – powiedział stanowczo dziedzic Malfoyów. Harry nie wierzył mu. Mocny rumieniec na bladej twarzy Draco przeczył jego słowom.

– Oczywiście.

– Chodźcie tu na chwilę! – zawołał nagle Fred. Patrzyli w dół urwiska, skąd wykopali roślinę.

Kiedy Harry i Draco podeszli, byli równie zaskoczeni, jak reszta. W dole rozciągał się wąski wąwóz, wyżłobiony przez okresową rzekę. Ale to nie koryto rzeczne wzbudziło ich zainteresowanie. Kiedy zeszli na dół, okazało się, że obie strony wąwozu pokrywały jakeś znaki, wyryte w skałach.

– Wężomowa? – spytał Severus, patrząc na Harry'ego. Jego małżonek skinął głową.

– Spróbuję to przetłumaczyć, ale niektóre znaki są zatarte i nie wiem, czy mi się uda – powiedział szczerze.

– Myślę, że możemy coś z tym zrobić – zapewnił go Fred. Wyjął ze swojego plecaka coś, co przypominało mugolską latarkę. Potrząsnął nią kilka razy, a potem skierował zielonkawe światło na ścianę wąwozu. Znaki od razu stały się tak wyraźne, jakby zostały dopiero co wyryte.

– Robi wrażenie – przyznał Severus.

– Tata podsunął nam pomysł. Chociaż pierwotnie miało służyć do czego innego – przyznał George.

– Rozumiem, że nie chcę wiedzieć? – spytał Harry.

W odpowiedzi obaj rudzi czarodzieje pokazali swoje firmowe uśmiechy.

– Tak... Zdecydowanie nie chcę wiedzieć – mruknął, a potem skupił się na wyrytej wiadomości. Zmarszczył brwi, kiedy zrozumiał treść.

– Coś nie tak Harry? – spytał Severus.

– To lista. Są na niej wymienione składniki, które już znaleźliśmy. I to chyba wygląda na proporcje. Jakby jakiś niedokończony przepis – powiedział.

– Dyktuj. – Severus szybko wyjął ze swojego plecaka notatnik i zaczął spisywać wszystko, co odczytywał Harry. – Ale dlaczego w takim miejscu?

– Nie wiem, ale... Zaraz!

– Co się stało? – spytał Draco, spoglądając na niego niepewnie.

– Rapa Nui! – powiedział Harry. – Pamiętasz? Tam też były napisy. Nie zwróciliśmy na niej większej uwagi, bo myśleliśmy, że Slytherin po prostu zostawił znak, że tam był. Musimy tam wrócić i to jak najszybciej.

– Nie mamy świstoklika, żeby się tam przenieść – zauważył Fred. – Wolałbym nie ryzykować rozszczepienia. To za daleko. Aportacja ma swój limit.

– Dokładnie. Tylko nieliczni czarodzieje potrafią aportować się na ogromne odległości – dodał George. – Mimo wszystko drugie ucho jest mi potrzebne.

– Na gacie Merlina... – mruknął tylko Draco, patrząc na rudowłosych czarodziejów niepewnie.

– Oni tak zawsze. Radzę przywyknąć – mruknął Harry.

,,,

Najwyraźniej szczęście było po ich stronie, bo kiedy tylko wrócili do hawajskiego miasteczka, otrzymali świstoklik na Wyspę Wielkanocną. Był ważny tylko przez trzy godziny, ale to było więcej niż potrzebowali.

Harry i Severus znali już mniej więcej wyspę, więc bez problemu odszukali zapiski w wężomowie. Im bardziej Harry się wczytywał, tym większe ogarniało go zaskoczenie.

– To jest... Sam nie wiem, jak to nazwać – przyznał.

– Na Merlina, po prostu tłumacz – niecierpliwił się blondyn.

– To historia o siedmiu cudach starożytnego świata. Czy raczej ich odpowiednikach w świecie czarodziejów.

Wszyscy popatrzyli na niego zaskoczeni. Nikt nigdy nie słyszał o czymś takim.

– Nie ma czegoś takiego – upierał się Draco.

– Albo możemy o tym nie wiedzieć – zauważył Harry. – Nie ma przecież czarodzieja, który wiedziałby wszystko.

Trudno było się z tym nie zgodzić. Spisali wszystko, żeby na spokojnie przestudiować w domu.

Wieczorem usiedli na tarasie z notatkami i stosem książek. Severus wpatrywał się w listę siedmiu miejsc, które spisali na Rapa Nui.

– Stonehenge w Wielkiej Brytanii, Fort Samaipata w Boliwii, Wyspa Rapa Nui należąca do Chile, Tsodilo w Bostwanie, Góra Tai w Chinach, Kamienne kule na Kostaryce i dorzecze rzeki Jenisej na Syberii – przeczytał.

– Interesująca lista – zauważył Fred. Przeglądał właśnie jedną z książek, żeby znaleźć informacje, których potrzebowali.

– Czy tylko mnie się wydaje, że to właśnie tam są filary, które ustawił Slytherin? – odezwał się Draco.

– Najwyraźniej – zgodził się Harry.

– O co w ogóle chodzi z tymi cudami świata? – spytał George. – Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

– Ja słyszałem. Kiedy chodziłem do mugolskiej podstawówki, mieliśmy taki przedmiot, jak geografia. Nauczyciel opowiadał wtedy o tym – wyjaśnił. Sięgnął po jedną z książek. – Ogólnie mówiąc, jest to lista najbardziej znanych budowli w mugolskiej starożytności. Była swego rodzaju przewodnikiem turystycznym dla podróżników tamtego okresu, którzy chcieli zobaczyć najbardziej sławne i znane miejsca.

– A coś więcej? – poprosił Fred.

– Najwcześniejsza znana wersja listy została stworzona w II wieku przed naszą erą przez Antypatra z Sydonu. Lista, którą znamy dzisiaj, została skompletowana w średniowieczu, kiedy to wiele z miejsc na niej umieszczonych już nie istniało. Ponieważ jednak lista pochodzi głównie z antycznych greckich opowieści, umieszczono na niej tylko miejsca, które były znane i zwiedzane przez starożytnych Greków. W starożytności Grecja, Rzym i Egipt były chyba najbardziej znanymi potęgami. Ciekawe jest, że wszystkie siedem cudów było stworzonych przez człowieka, a nie przez naturę. Do naszych czasów przetrwała tylko Piramida Cheopsa. Reszta zniknęła z powierzchni Ziemi przez katastrofy naturalne. Świątynia Artemidy w Efezie spłonęła, taki sam los spotkał posąg greckiego boga Zeusa w Olimpii. Mauzoleum w Halikarnasie, Kolos Rodyjski, latarnia morska na Faros i wiszące ogrody Seriramidy zniszczyło trzęsienie ziemi.

– To chyba nie do końca prawda, skoro byliśmy w wiszących ogrodach – zauważył Severus.

– To akurat mugolski punkt widzenia. Mugole wiedzą, że takie miejsca istniały, ale nie mają pojęcia, że część z nich posiada czarodziejskie odpowiedniki – zauważył Harry. – Ciekawe jest, że powstaje lista siedmiu nowych cudów świata.

– Jak to nowych? – zdziwił się Draco.

Harry popatrzył na blondyna. Wydawał się szczerze zainteresowany i gdyby nie okoliczności, Złoty Chłopiec roześmiałby się zapewne.

– Jeszcze nie jest oficjalnie zatwierdzona, ale krążą pogłoski, że spośród wszystkich zgłoszonych miejsc, właśnie te siedem będzie nowymi symbolami świata – przyznał, wyjmując zadrukowane kartki. Te informacje znalazł w Internecie. – Jak do tej pory zdobyły najwięcej głosów. Wielki Mur Chiński ma symbolizować wytrwałość i uporczywość, Ruiny miasta Petra w Jordanii inżynierię i ochronę, Statua Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro powitanie i otwartość. Dalej mamy znane nam już Machu Picchu, jako symbol społeczności i poświęcenia, prekolumbijskie miasto Majów Chichen Itza w Meksyku ma być symbolem pracowitości i wiedzy, rzymskie Koloseum radości i cierpienia, Tadż Mahal w Indiach ma być utożsamianie z miłością i pasją.

– Żebym dobrze zrozumiał – powiedział Draco. – Jeśli starożytni mugole i czarodzieje mieli swoje siedem cudów świata, a mugole teraz wybierają nowe, to znaczy, że miejsca, w których staną nowe filary, będą nowymi cudami świata czarodziejów?

– Chyba tak to można ująć – zgodził się Severus po chwili namysłu.

– Czy jest sens, żeby sprawdzić, w jakim stanie są obecnie filary? – pytał George. – Jak myślicie.

– Myślę, że nie – powiedział Harry. – Nie widzę w tym sensu. Poza tym szamanka mówiła wyraźnie, że stare filary i tak upadną. Lepiej skupmy się na postawieniu nowych.

– Niechętnie to mówię, ale popieram – odezwał się Draco. – Bez sensu próbować naprawić coś, co i tak padnie bez względu na to, jak byśmy się nie starali. Pytanie raczej brzmi, co z tą listą składników.

– Wydaje mi się, że eliksir, jaki z nich powstanie, będzie czymś w rodzaju spoiwa, który utrzyma filary w miejscu – zasugerował Mistrz Eliksirów. – Nic przecież nie trzyma się samo.

– Ale przepisu, póki co nie mamy. Nie wiemy też, jak długo zajmie sporządzenie go.

– Jestem przekonany, że powoli zbliżamy się do celu.

Harry również miał taką nadzieję.

,,,

Następnego dnia Draco i bliźniacy wyjechali po tym, jak wymusili na Harrym i Severusie obietnicę, że dadzą im znać, jak tylko się czegoś dowiedzą.

– Trzymam cię za słowo – powiedział Draco do Harry'ego.

– Może chciałbyś potrzymać coś innego? – zasugerował mu z chytrym uśmieszkiem George. Blondyn spłonął rumieńcem, który mógł śmiało konkurować z kolorem włosów bliźniaków.

– Nic ich nie łączy, co? – mruknął Harry, kiedy wracali do domu, po odprowadzeniu ich na świstoklik.

– Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć – odparł jego małżonek.

Kiedy weszli do domu, okazało się, że czeka na nich wiadomość. Był to list od Luny, w którym opowiadała o dość niezwykłym śnie. Widziała w nim niezwykły las, w którym drzewa miały specyficzne, zaokrąglone pnie. Nie znała nazwy, ale Harry już wiedział, że wyśniła miejsce pierwszego filaru. Pozostało tylko odkryć, gdzie znajdował się ten niezwykły las.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top