Rozdział 14

Dostałam niezłej dawki weny^^ A wszystko dzięki wam. Wasze gwiazdki i komentarze sprawiają, że aż chce mi się pisać.

Rozdział 14

– Dawno nie byliśmy na targu – zauważył Harry.

– Fakt – zgodził się Severus, zabezpieczając skrzynię z eliksirami, którą przynieśli na łódź.

Dostawca, który zawsze przypływał po zamówienia, skręcił sobie nogę. Harry nie miał problemu, żeby popłynęli z dostawą. W sumie nawet się ucieszył, bo od dawna nie odwiedzali czarodziejskiego pchlego targu. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie natrafią na kolejną pamiątkę po słynnym czarodzieju. Za to Severus miał nadzieję znaleźć kilka ciekawych książek do swojej kolekcji.

Szczególnie miał zamiar zwrócić uwagę na stare podręczniki do eliksirów. Często zawierały odręczne notatki, które chętnie weryfikował. Ostatnim razem natrafił na podręcznik z XVIII wieku, w którym znalazł niedokończoną recepturę maści na ugryzienia owadów. Z chęcią zajął się jej dokończeniem.

Zepchnęli łódź na wodę i Harry rozwinął żagiel.

– Wiesz, że z początku bałem się, że będę miał chorobę morską? – zaśmiał się.

– I miałeś? – spytał Severus ciekawie.

– Nie. Aż się zdziwiłem.

– Myślę, że w trakcie gry w qudditcha robiłeś swojemu żołądkowi gorsze rzeczy niż widok fal – zauważył. – Znieczuliłeś się kompletnie.

– W sumie to możliwe – zgodził się. Zielone oczy błyszczały wesoło, kiedy ich właściciel zabezpieczał linkę żagla. Po chwili żagiel napiął się od wiatru i łódź ruszyła szybko przez wodę.

Kiedy dotarli na miejsce, słońce było już wysoko i grzało w najlepsze. Sezon wakacyjny był w pełni, więc po miasteczku kręciło się pełno turystów. Harry i Severus manewrowali między nimi w drodze do miejscowej apteki. Właściciel z prawdziwą ulgą odebrał od nich zamówienie.

– Słowo daję, że co sezon ci turyści są coraz głupsi – powiedział mężczyzna. – Przyjadą na Hawaje, odbija im kompletnie, a potem płacz i apteka. Wczoraj był tu taki jeden młodzik. Założył się z kolegami, że meduzę pogłaska. Uwierzy pan? – spytał Severusa. – Wpadł tu jak burza. Byczek taki, a płakał jak dziecko. Pokarało za głupotę.

Mistrz Eliksirów prychnął tylko, słysząc to. Dzieciaki w Hogwarcie wpadały na różne pomysły, ale czegoś takiego nie było. Obstawiał jednak, że gdyby w Hogwarcie mieli meduzy, to na sto procent znalazłby się jakiś idiota, chętny do pogłaskania jadowitego stworzenia. Odruchowo zerknął na Harry'ego.

– Czegoś takiego bym nie zrobił! – oburzył się Harry, jakby czytał w jego myślach.

Starszy czarodziej uniósł tylko brwi w górę wyraźnie rozbawiony.

Po wyjściu z apteki przeszli na uliczkę, gdzie był targ. Severus od razu zanurkował na straganie ze starymi książkami. Nie minęło kilka chwil, a już ostro targował się o kilka pozycji, które wzbudziły jego ciekawość. Harry obserwował to z boku i chichotał pod nosem w najlepsze. Severus potrafił być niesamowicie uparty, kiedy na czymś mu zależało. Widział, że handlarz z kolei świetnie się bawił i dopiero po dziesięciu minutach dobili targu. Mistrz Eliksirów z zadowoleniem schował książki do plecaka.

– Ostro było – przyznał Harry.

– Wcale nie – odparł Severus. – Mogłem utargować jeszcze więcej, ale sprzedał te książki za przyzwoitą cenę.

– To, czemu odpuściłeś? – Młodszy czarodziej popatrzył na niego z ciekawością.

– Nie chciałem gościa straszyć.

Harry wybuchnął takim śmiechem, że mijający ich czarodzieje popatrzyli na niego, jak na wariata.

– Przyznaj, że zwyczajnie brakuje ci straszenia innych – argumentował Harry, wycierając łzy z oczu. – Aż się popłakałem ze śmiechu. Gdyby widzieli cię uczniowie Hogwartu.

– Ale mnie nie widzą – zauważył Severus. – Ale niech ci będzie. Czasem postraszyłbym kogoś.

– To może zacznij prowadzić jakieś kółko eliksirów w tutejszej szkole?

Mistrz Eliksirów zatrzymał się, jak rażony piorunem i spojrzał na Harry'ego w szoku.

– Czy ja wyglądam, jakbym chciał się znowu użerać z niekompetentnymi bachorami? – syknął.

Harry wyszczerzył się do niego.

– Ze mną się użerasz.

Na to Severus nie znalazł żadnej odpowiedzi.

,,,

W ciągu kolejnego miesiąca odbyli dwie kolejne podróże. Harry'emu udało się dość szybko odcyfrować kolejne zapiski. Tym razem nie miał z tym większych problemów.

Najpierw przenieśli się na jedną z wysp należącą do archipelagu Wysp Kurylskich. Harry wyczytał w Internecie, że przy kontaktach z niezbyt liczbą, lokalną ludnością należało zachować pewną ostrożność. Powodem była sytuacja polityczna.

Oficjalnie wyspy należały do Rosji, ale południowa część archipelagu nadal była przedmiotem sporu prawnego z Japonią. Rosja kilkukrotnie proponowała oddanie Japonii części spornych wysp, w zamian za zrzeczenie się praw do pozostałych. Ponieważ Kraj Wschodzącego Słońca nie przyjął oferty, konflikt trwał nadal.

Po przybyciu na miejsce od razu rzucił im się w oczy wulkan.

– Ostatnio dość często mamy styczność z wulkanami – przyznał Harry. Rozglądali się uważnie za roślinami, o których pisał Salazar. Część z nich należała do gatunków endemitów i musieli zachować ostrożność. Wiedzieli, że będą musieli także zanurkować i odnaleźć ciepłolubne odmiany koralowców. Wiedzieli, że odnalezienie podwodnych kominów termalnych nie jest rzeczą łatwą, a w ich pobliżu należy zachować ostrożność.

Jakieś pół roku po tym, jak Harry zamieszkał na Hawajach, nurkując, natknął się na taki komin. Wtedy jeszcze nie miał pojęcia, co to i skończyło się to dla niego poparzeniem. Przez dobre dwa tygodnie musiał codziennie wsmarowywać w skórę gęstą, śmierdzącą jak stare skarpetki maść. Po tamtym zdarzeniu pozostały mu wprawdzie drobne blizny, ale to była niewielka cena za głupotę.

Severus słyszał o tej przygodzie i nie ukrywał, że młodszy czarodziej wykazał się brakiem rozwagi. Skwitował to tylko bezmyślną, gryfońską odwagą. Teraz jednak zgadzał się z małżonkiem.

– To prawda. Najwyraźniej Salazar uznał, że coś w tym jest – powiedział Mistrz Eliksirów. – Myślę, że musimy też zamienić dwa słowa z miejscowymi czarodziejami. Może zauważyli coś dziwnego.

Harry skinął głową.

– Myślisz, że ich też dotyczy ten międzynarodowy konflikt? – spytał.

– Niemagiczne konflikty często wybuchają o terytoria. Ale w tym przypadku myślę, że problem leży też po stronie magicznej.

– To znaczy?

– Japońska wyspa Hokkaido i Wyspy Kurylskie od kilku tysięcy lat są domem dla ludu Ajnów. To bardzo potężni czarodzieje, którzy kultywują pogląd, że zwierzęta, rośliny i wszelkie przedmioty nieożywione mają duszę.

– Interesujące. Czytałeś o tym? – spytał Harry.

– Po naszej wizycie w Afryce Fudu udostępnił mi kilka rzadkich książek z ich zbiorów. Była tam wzmianka o animizmie. Skojarzył mi się z animagią i zacząłem szukać, o co chodzi.

– Lubiesz wiedzieć – przyznał Harry.

– W naszym przypadku wiedza jest tym, co może nam pomóc znaleźć rozwiązanie.

– Zgadzam się. Ale wiesz co? Czasem żałuję, że niektóre lekcje w szkole nie modły wyglądać właśnie tak. O ileż byłyby ciekawsze – rozmarzył się. – W sumie, dlaczego w Hogwarcie nie organizuje się żadnych wycieczek? W mugolskich szkołach uczniowie zabierani są na przykład do muzeum.

– Koszty – powiedział krótko Severus. – A poza tym czarodzieje nie mają muzeów.

– No nie wiem... Pamiętasz to muzeum na Islandii? Jestem pewien, że założył je czarodziej.

Severus skinął głową. Miał podobne podejrzenia w tej kwestii. A nawet jeśli założone zostałoby przez mugola, to zakupione tam książki były niesamowicie ciekawe. Severus przeczytał je jednym tchem, pomimo dość szczegółowych i makabrycznych opisów niektórych rytuałów.

– Takie sugestie leżą w decyzji rady szkoły – powiedział. – Ale wróćmy do tematu. Animizm obejmuje wierzenia, w których nie stosuje się rozróżnienia pomiędzy duchowym a materialnym światem, w którym istnieją duchy i dusze. Według niej dusze należą nie tylko do ludzi, ale także niektórych zwierząt, roślin, kamieni, obiektów geograficznych, takich jak góry czy rzeki. Bierze też pod uwagę elementy środowiska naturalnego jak choćby piorun, wiatr czy cień. Animizm może też przypisywać dusze pojęciom abstrakcyjnym, takim jak słowa, imiona czy metafory mitologiczne.

Harry zastanowił się przez chwilę.

– Wygląda mi to na pewną podstawę do animagii i transmutacji – powiedział. – Może się mylę i popraw mnie, jeśli tak jest. Skoro Ajnowie wierzą, że zwierzęta mają duszę, to myślisz, że mają na myśli animagów?

– To ciekawa teoria. Możemy chyba założyć, że ich przodkowie byli pionierami w tej dziedzinie – zgodził się Severus. – Tak samo zakładam, że w przypadku gór, czy rzek chodziło o takie osobistości, jak nasz znajomy smok z Chin.

– Świat czarodziejów jest tak zróżnicowany. Naprawdę uważam, że powinno się o tym uczyć w szkole.

– To nie jest takie proste – zauważył Mistrz Eliksirów. Dotarli właśnie do miejsca, w którym znaleźli jedną z poszukiwanych roślin. Severus zaczął ostrożnie uzupełniać zapas. – Świat czarodziejów nie jest jak mugolski. Mam na myśli, że poszczególne czarodziejskie społeczności dość zaborczo bronią swoich sekretów.

– Jakoś do tej pory tego nie odczułem – przyznał Chłopiec, Który Przeżył.

– Bo magia nas naznaczyła. Mogę się założyć, że gdyby nie to, nie otrzymalibyśmy dostępu do niektórych miejsc.

Harry mógł tylko skinąć głową. Zerknął na swój serdeczny palec u lewej ręki. Drobne runy nie były jedynie świadectwem ich małżeństwa. Były także dowodem na to, że zostali pobłogosławieni przez samą magię.

Pracowali sprawnie, kiedy nagle Harry poczuł coś na plecach. Zerknął na Severusa i zauważył, że on też zamarł w połowie ruchu. Powoli odwrócili głowy. Nad nimi stało dwóch mężczyzn. Mieli jasną skórę, wypielęgnowane gęste brody i wąsy oraz przenikliwe spojrzenia. Ubrani byli w coś, co Harry'emu skojarzyło się z męską wersją kimona. Mierzyli do nich z długich kijów, na których zauważył wycięte znaki. Przypominały nieco kostury.

Jeden z mężczyzn powiedział coś do nich.

– Przepraszam, ale nie rozumiemy – odparł Harry zgodnie z prawdą.

– Obcy – powiedział mężczyzna łamaną angielszczyzną. – Co tu robić?

– Zbieramy zioła – powiedział Severus.

– Czarodzieje? – spytał ponownie. Jego wzrok padł na przypięte do ich ud pokrowce na różdżki. Harry i Severus skinęli głowami. Obaj brodaci mężczyźni popatrzyli po sobie i cofnęli broń. – Nie Japończycy. Rosjanie?

– Brytyjczycy. Z Anglii – powiedział Severus.

– Za bardzo opaleni. Brytyjczycy bladzi. Jak duchy.

– Mieszkamy na Hawajach – wyjaśnił Harry. – Jesteście Ajnami?

Mężczyźni skinęli głowami.

– Nie stanowimy zagrożenia – zapewnił ich Harry. – Przybyliśmy tutaj tylko zioła.

– Warzyciele? – padło kolejne pytanie.

– Ja tak – powiedział Severus.

– Idziemy. Porozmawiać z ważną szamanką. W wiosce.

Obaj czarodzieje popatrzyli po sobie. Nie mieli za bardzo innego wyjścia, jak pójść za tubylcami. Nie zostali brutalnie zaatakowani, więc raczej nie mieli się czego obawiać. Severus za to nie mógł uwierzyć, że jego instynkt szpiega nie ostrzegł go.

Po drodze Mistrz Eliksirów starał się sobie przypomnieć wszystko, co czytał na temat tutejszych szamanów. Informacji było jednak bardzo niewiele.

Dla Ajnów szaman był osobą, którą szanowano za umiejętność nawiązywania kontaktów ze światem duchów. Dzielili go na świat przychylnych i nieprzychylnych bytów. Szaman wchodził w trans podczas rytuału, kiedy to dokonywał wróżenia i uzdrawiania. Tutejszy szamanizm obejmował założenie, że szamani byli pośrednikami lub posłańcami między światem ludzkim a światem duchowym. Leczyli choroby i dolegliwości poprzez naprawianie duszy. Łagodzenie traumy, przywracało fizycznemu ciału jednostki pełnię i harmonię. Szaman podróżował także do nadprzyrodzonych wymiarów w poszukiwaniu rozwiązań problemów dotykających społeczność. Szamani potrafili odwiedzać inne światy, aby przynosić wskazówki dla zagubionych dusz lub aby złagodzić chorobę ludzkiej duszy, spowodowaną przez czynniki z zewnątrz. Szaman działał przede wszystkim w ramach świata duchowego, który z kolei wpływał na świat ludzi. Przywrócenie równowagi skutkowało pozbyciem się choroby, jaka trapiła daną osobę.

Kiedy dotarli do wioski Ajnów, od razu rzuciły się im w oczy tradycyjne, czworościenne chaty z drewna o dwuspadowym dachu. Harry zauważył, że niektóre z nich były częściowo wkopane w ziemię.

Obaj czarodzieje czuli tutaj silną żyłę magii. To było uczucie zbliżone do delikatnego łaskotania po nogach.

Szamanka już na nich czekała. Nie była wysoka, ale trzymała się prosto i miała charakterystyczne dla tej kultury tatuaże na ramionach, rękach i twarzy. Severus przypomniał sobie informację, że kobiety i mężczyźni dzielili się tutaj władzą. W linii żeńskiej dziedziczony był majątek i pozycja społeczna, ale w pozostałych dziedzinach decydowali głównie mężczyźni. Kobieta spoglądała na nich, jakby wyczekiwała ich przybycia od dawna.

– Witajcie – powiedziała po angielsku z wyraźnym daleko-wschodnim akcentem. – Czekałam na was. Wszyscy czekaliśmy. Duchy mówiły o was od dawna. Chodźcie. Pomówimy.

Brytyjscy czarodzieje w towarzystwie kilku osób z plemienia weszli za nią do okazałej chaty. Usiedli na podłodze wyścielanej matami wokół paleniska. Szamanka usiadła naprzeciwko nich.

– Duchy was wyczekiwały. Powiedziały nam o zagrożeniu, które się zbliża. Dawno temu przybył tu czarodziej, w poszukiwaniu rozwiązania – przyznała szczerze.

– Salazar Slytherin – powiedział Harry. Szamanka skinęła głową.

– Nasi przodkowie nazwali go Hebi, czyli wężem, ponieważ nad nim unosił się duch wielkiego węża.

– Trochę strasznie...

– Nie młodzieńcze – powiedziała. – Wśród ludów Azji wąż jest często czczony. W Japonii szczególnym szacunkiem darzy się węże białe. Uważa się, że zobaczenie białego węża przynosi szczęście, więc osobniki takie są ogólnie pomyślnym symbolem. My wierzymy, że każde zwierzę i roślina ma duszę, a odnalezienie swojego duchowego zwierzęcia jest odbiciem ludzkiej natury.

– Jesteście animagami? – spytał Harry.

Ajnowie zaśmiali się, słysząc jego pytanie. Skinęła głową.

– Dawno temu, kiedy magia była młoda, a zwierząt było więcej niż ludzi, wszyscy żyli ze sobą w harmonii. Nasz lud nie polował na zwierzęta częściej, niż musiał, a każde polowanie odbywało się z szacunkiem. W końcu zwierzę oddawało życie, aby ktoś inny mógł żyć dalej. Wierzymy, że fragment ducha każdego ze spożytych zwierząt pozostaje w człowieku. Nasz lud zamieszkuje te tereny od tysięcy lat. Nie ma tu zbyt wielu zwierząt poza ptakami. Szamani nawiązywali kontakty z duchami, aby szukać u nich pomocy. Żył w tych czasach chłopiec o imieniu Kamome. Bardzo kochał ptaki, a zwłaszcza mewy. Uwielbiał je obserwować. Pewnego dnia podchodząc pod gniazda, dostrzegł skradającego się w ich kierunku wilka. Nie namyślając się wiele, rzucił kamieniem w napastnika, aby go odciągnąć od gniazd. Wilk gonił go aż do urwiska. Kamome jednak nie zauważył, że ląd się skończył i runął w dół. Nie spadł jednak, nagle zdając sobie sprawę, że unosi się w powietrzu, a zamiast rąk ma skrzydła. Kiedy dostrzegł swoje odbicie w tafli wody, zrozumiał, że zmienił się w mewę.

– Był pierwszy animagiem? – spytał Harry ciekawie.

– O innym nigdy wcześniej nie słyszano. Kiedy udało mu się ponownie zmienić w człowieka, zaczął ćwiczyć swoją zdolność pod okiem szamanów. Z czasem nauczył jej także innych. Potem kolejni szamani przekazywali tę zdolność innym ludom.

– Niesamowite – przyznał młody czarodziej. Szamanka uśmiechnęła się do niego.

– Czy wiecie może, jak Slytherin ochronił magię w czasie zagrożenia? – spytał Severus. Kobieta zamyśliła się na chwilę.

– Moja babka opowiadała mi kiedyś legendę o nim – przyznała. – Wasz pobratymiec nie był miłym człowiekiem. Często wykorzystywał swoją wiedzę i władzę. Ale kochał magię i chciał ją chronić za wszelką cenę. Pomogliśmy mu dlatego, że duch węża przemawiał za nim. Ówczesny szaman w swojej wizji ukazał mu siedem punktów. Siedem filarów chroniących magię, które zostały osłabione.

– Osłabione? – spytał Severus.

Szamanka spojrzała na niego i wrzuciła w tlący się ogień garść proszku. Z powstałego dymu uformowała się Ziemia.

– Nasz dom jest w ciągłym ruchu. Magia przecina go, jak rzeki przecinają lądy. Lądy przesuwają się, a więc i miejsca filarów są zmienne. Co tysiąc lat stare filary pękają przez zakłócenie magii. W swojej wizji szaman wskazał mu miejsca umieszczenia nowych, które przez kolejne tysiąclecie chroniły i stabilizowały ją. Jednak ten czas ponownie dobiega końca.

– Czy miałaś pani jakąś wizję? Widziałaś nowe filary? – spytał Mistrz Eliksirów.

Pokręciła głową w zaprzeczeniu.

– W swojej wizji widziałam kogoś, kto zobaczy te miejsca. Młoda dziewczyna o zdolnościach, z których jeszcze sama sobie nie zdaje sprawy. Piękna blondynka, która od zawsze widzi więcej niż inni, a jej włosy odbijają światło Księżyca.

– LUNA! – powiedział Harry z zaskoczeniem, kiedy dym uformował się w postać przyjaciółki.

– A więc znacie ją. – Szamana uśmiechnęła się. – Wiem, że to jej magia wskaże nowe miejsca, kiedy przyjdzie czas. Wasze zadanie to stworzenie nowych filarów i umieszczenie ich we wskazanych miejscach. Nie wiem, jak to zrobić. Pamiętajcie jednak, że nie jesteście w swoim zadaniu sami. Duchy wam pomogą, jeśli o to poprosicie.

,,,

Z Wysp Kurylskich obaj czarodzieje wrócili z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż do tej pory. Ale z drugiej strony pojawiła się u nich nadzieja, że w końcu trafili na jakiś konkretny trop. Harry nie zwlekając, napisał list do Luny, wyjaśniający jej, o co mniej więcej chodziło. Przyznał, co powiedziała szamanka z plemienia Ajnów i poprosił, żeby dała mu znać, jeśli będzie śnić o wyjątkowych miejscach.

Zaledwie dwa tygodnie później znaleźli się w kolejnym miejscu. Tego samego dnia, kiedy Harry poinformował męża o kolejnym celu wyprawy, Severus miał kolejny dziwny sen. Całą noc śnił o różnych rzeczach, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego. Za każdym razem było ich siedem. Z początku myślał, że to wynik rozmowy z szamanką, ale szybko przekonał się, że nie do końca.

Siódemka była liczbą magiczną. Wierzył w to nawet sam Voldemort, kiedy tworzył swoje Horkrusky. Harry poczytał o tym trochę. Masę informacji znalazł w mugolskiej historii. Wyglądało na to, że nawet osoby niemagiczne doceniały wartość liczby siedem.

Siódemkę wyróżniano już w czasach prehistorycznych. W grocie Lascaux, w sali byków, przedstawiono siedem wielkich byków nacierających na głowę konia. Jeden z pierwszych zigguratów, Etemenanki, zbudowany około 3000 roku przed naszą erą w Babilonie, miał siedem kondygnacji, a wyobrażał cały wszechświat. Każda z jego kondygnacji poświęcona była jednej z siedmiu ówcześnie znanych planet. Odpowiednikiem tego zigguratu była „kosmiczna góra" Silbury Hill w Anglii, która miała również siedem kondygnacji. Podobnie sytuacja przedstawiała się z piramidą Dżesera.

– Siódemka ma naprawdę wielkie znaczenie zarówno dla czarodziejów, jak i mugoli – zauważył Harry, odkładając książkę o numerologii. Severus podał mu kubek z kawą i usiadł obok niego. – Dzięki.

– To prawda – zgodził się Severus. – Ale wielu czarodziejów zapomina o tym. Interesują się tym głównie ci, których specjalnością są liczby.

– A mugole? – spytał Harry.

– Nie znam się na mugolskiej historii. Może Vaia podpowiedziałaby nam coś, jeśli tak ci na tym zależy – podsunął starszy czarodziej.

– Po prostu próbuję coś zrozumieć.

– Zawsze możesz wysłać list do Granger.

– O tak! I zamiast odpowiedzieć na moje pytania, wysłałaby mi książkę wielkości cegły. Poza tym nasze wzajemne relacje są nadal dość chłodne – zauważył.

– Długo zamierzasz z nimi nie rozmawiać?

– Aż będę miał pewność, że zrozumieli, co zrobili – powiedział wprost.

– Dostałem dziś list od Minerwy. Pisała, że Weasley i Granger chcieliby z tobą porozmawiać – powiedział. – Nie wierzę, że ci to mówię, ale może rozważysz spotkanie z nimi?

Harry milczał dłuższą chwilę, zaciskając mocno zęby.

– Może faktycznie powinienem – powiedział w końcu ostrożnie.

– Nie namawiam cię do niczego. To twoja decyzja. Ale widzę, że ci ich brakuje.

Harry westchnął. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. To była prawda. Tęsknił za Ronem i Hermioną, ale obawiał się, że znowu zaczną się mieszać w jego prywatne życie. Chociaż miał nadzieję, że po ostatniej wizycie w Hogwarcie w końcu odpuszczą i zrozumieją.

– Pomyślę nad tym. Ale na razie mamy coś ważniejszego do zrobienia.

Jak się okazało kilka dni później, Vaię odwiedził jej kuzyn. Nie był szamanem, a niemagicznym historykiem i wykładał na jednym z uniwersytetów. Podczas wieczornego grilla Harry skorzystał z okazji i zapytał go o znaczenie liczby siedem w historii świata.

– Dawno nie widziałem kogoś zainteresowanego tym temat – przyznał mężczyzna. – Moi studenci zazwyczaj koszmarnie ziewają, zanim jeszcze zacznę wykład.

– Więc dobrze, że nie jestem pańskim studentem – zażartował Harry. Dowiedział się wtedy naprawdę sporo na temat mistycznej siódemki.

Pierwszym historycznym ludem, który przyznawał wielką rolę siódemce, byli Sumerowie. Mieli oni siedmiu bogów Anunnaki, siedmiu bogów opiekuńczych, siedem gwiazdozbiorów, siedmiu mędrców, siedem boskich praw, siedem wielkich wiatrów, siedmiu bogów losu, siedem złych demonów, siedem imion Isztar, a do podziemnej krainy Kur prowadziło siedem bram. Ponadto mieli pojęcie siedmiu synów, a bóg Enlil manifestował się w siedmiu gwiazdach. Przed potopem było siedem miast w Mezopotamii, a w mitach i legendach występował wątek za siedmioma górami, co miało wskazywać, że kraina, o której opowiada mit, znajduje się bardzo daleko.

Siódemka pojawiała się także w sztuce. Dość częstym motywem była ręka z siedmioma palcami, która miała symbolizować doskonałą moc, drzewo o czternastu gałęziach, które z każdej strony miało ich po siedem, a także siedmiogłowe. Liczbę siedem wprowadzono nawet do mitów o bogach i herosach, gdzie zaczęła w nich odgrywać rolę uwydatniającą pewne epizody, bądź pewne cechy czy atrybuty bogów.

U Greków z kolei można było wymieniać bez końca: siedem Hesperyd, siedmiu synów Heliosa zrodzonych przez nimfę Rodos, siedem Plejad, siedmiu synów i siedem córek Niobe, siedem bram Teb, wyprawa Siedmiu przeciwko Tebom, siedem miast Homera, siedmiu mędrców, siedmiu wygnańców z Teb wyzwala swoje miasto spod spartańskiej okupacji, siedmiu archontów w Tebach, siedem cudów świata.

U ludów azteckich liczba siedem była symbolem siedmiu gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy. Siedem było również pieczar położonych w Chicomoztoc, co tłumaczy się jako Miejsce Siedmiu Pieczar. Z nich to wyruszyło siedem szczepów na poszukiwanie swojego miejsca osiedlenia. Liczba siedem była również symbolem obfitości.

Harry słuchał tego i coś powoli zaczynało świtać mu w głowie. Jakby puzzle wielkiej układanki w końcu zaczynały do siebie pasować.

– Chyba coś zrozumiałem – powiedział, kiedy wrócili później do domu.

– Co takiego? – spytał Severus.

– Ten historyk opowiedział mi, jak utożsamiano liczbę siedem u różnych ludów i coś zauważyłem. Szamanka Ajnów mówiła o siedmiu filarach. Nie wiemy ,gdzie są stare, ani gdzie będą się znajdować nowe.

Severus popatrzył na niego uważnie.

– W każdej historii było siedem ważnych miejsc. Zastanawiam się, czy istnieje siedem ważnych miejsc dla czarodziejów – wyjaśnił Harry.

Mistrz Elisksirów popatrzył na niego z zaskoczeniem i zastanowił się. Każda społeczność czarodziejów za ważne dla siebie miejsce uważała szkołę. To było pierwsze miejsce, w którym młodzi czarodzieje i czarownice zaczynali namacalnie praktykować magię. Wątpił jednak, żeby o to właśnie chodziło.

– Nie potrafię ci odpowiedzieć. Jest wiele magicznych miejsc na świecie. Ciężko powiedzieć, czy któreś z nich mają wyjątkowe znaczenie. Sam widzisz po naszych podróżach – odparł w końcu.

Harry pokiwał głową. A teraz zmierzali już do kolejnego celu podróży.

Do Kryształowej Jaskini w Naica.

,,,

Naica w języku Indian Tarahumara znaczy cieniste miejsce, a sama jaskinia znajdowała się około stu kilometrów od meksykańskiego miasta Chihuahua. Słynęła z największych, odkrytych do tej pory kryształów gipsu. Okazały się one jednymi z największych minerałów na świecie.

W swoim dzienniku Salazar nazwał jedną z komór Jaskinią Mieczy. Wypełniona była ona makrokryształami selenitu, które osiągały nawet dwa metry długości. Harry nie dziwił się, że mogła tak się skojarzyć.

Na miejscu jednak natrafili na kilka problemów. W roku 2000 odkryto kolejną jaskinię i od tamtej pory do środka wstęp mają jedynie naukowcy. Przede wszystkim chodziło o wyjątkowo trudne warunki. Temperatura sięgała 58 stopni Celsjusza, a wilgotność ponad 90 procent. Śmiałkowie, którzy schodzili pod ziemię w tym miejscu, musieli zakładać maski i kombinezony okładane lodem i chroniące przed przegrzaniem organizmu. Mimo ochrony już po niemal 20 minutach konieczne było wyjście na powierzchnię.

Ponadto okazało się, że potężne, gipsowe kryształy są dość kruche i łatwo się rysują. Przechodzenie między nimi zajmowało bardzo dużo czasu, ponieważ należało to robić ostrożnie. Pojawiły się też głosy, aby zalać jaskinię w celu zabezpieczenia kryształów.

– No to mamy problem – mruknął Harry, kiedy dowiedzieli się o tym.

– Cóż... Pozostaje nam nieco skonfundować ochroniarzy – stwierdził Severus.

Szybko przeszedł od słów i czynów, co dało im dostęp do wejścia.

– Mamy jakąś godzinę, zanim zacznie znowu logicznie myśleć – powiedział. – Lumos.

Harry poszedł w jego ślady i dwie różdżki rozświetliły jaskinię. W miarę jak schodzili coraz głębiej, odczuwali wzrost temperatury i musieli rzucić na siebie zaklęcia chłodzące.

– To się nazywa widok – przyznał Harry, kiedy dotarli do właściwego miejsca. Zewsząd wystawały długie, ostro zakończone kryształy.

– Siedem filarów. A zatem potrzebujemy siedmiu kryształów – powiedział Severus. Zdjął swój plecak i wyjął z niego srebrny nóż. – Ja się zajmę od odcinaniem. Rzucaj na nie od razu zaklęcie zabezpieczające i chowaj je – polecił mężowi.

Odcięcie kryształów nie było proste. Były naprawdę kruche i mimo swojej zręczności w obchodzeniu się z delikatnymi składnikami, Severus musiał naprawdę bardzo uważać. Nie mieli też za wiele czasu. Harry co jakiś czas sprawdzał jego upływ i odnawiał zaklęcie chłodzące.

Jaskinię opuścili niemalże w ostatniej chwili i od razu aportowali się na bezpieczną odległość. Harry usiadł na ziemi, oddychając głęboko. Severus niemalże natychmiast poszedł w jego ślady i podał mu butelkę wody. Obaj byli mokrzy od potu mimo zaklęć chłodzących.

– Nigdy więcej – powiedział Harry. – To było gorsze niż zejście do wulkanu, po tego kryształowego kuraka – stwierdził po wypiciu duszkiem połowy zawartości butelki.

Severus parsknął rozbawiony.

– Ale mamy to, czego potrzebowaliśmy – zauważył. – Wracajmy do domu. Nie mam nawet siły na zwiedzanie czegokolwiek.

Harry w stu procentach podzielał jego zdanie. Marzył tylko o prysznicu i odpoczynku na kanapie. Ewentualnie mógł rozważyć rozwalenie się na deskach tarasu.

,,,

Severus upewnił się, że kryształy są dobrze zabezpieczone, a następnie umieścił je ostrożnie w specjalnej skrzyneczce podobnej do tej, w której zabierał eliksiry na wyprawy. Potem umieścił ją w bezpiecznym miejscu, w jednej z szafek.

– Gotowe – powiedział, wchodząc do salonu. – Co to? – spytał, widząc, że Harry coś czyta.

– Dostaliśmy list od tego polskiego astronoma – wyjaśnił młodszy czarodziej, wskazując na kopertę. – Chciałby z nami porozmawiać bezpośrednio. Pisze, że dowiedział się kilku rzeczy, ale wolałby o tym nie przekazywać informacji drogą pocztową.

– Czyli musimy wybrać się do niego. Nie mamy czasu na odpoczynek.

– Odpoczniemy, jak będzie po wszystkim – stwierdził Harry.

W piątek zaraz po skończonej pracy pojechali na dworzec. Ostatnio byli tutaj coraz częstszymi gośćmi i pracownik dworca zażartował nawet, że może chcą wykupić sobie pakiet podróżny.

Toruń przywitał ich gorącym wieczorem, cudowną architekturą, morzem turystów i korzennym zapachem. Harry od razu zwrócił uwagę na charakterystyczne wypieki, widoczne w witrynie każdej cukierni.

– Przypomnij mi, żebym potem kupił kilka. Pachną obłędnie – przyznał, wdychając zapach przypraw.

Wprawiony w wyłapywaniu zapachów nos Mistrz Eliksirów, miał podobne zdanie. Zapach był naprawdę nęcący. Oczywiście przyprawy korzenne nie były w Wielkiej Brytanii czymś niespotykanym, ale nigdy nie spotkał się z użyciem takiej mieszanki do wyrobu ciastek. Zazwyczaj piekło się po prostu duże ciasto korzenne.

– Tutaj! – krzyknął ktoś nagle. Obaj czarodzieje spojrzeli w prawo. Od razu rozpoznali machającego do nich astronoma o blond włosach. Ubrany był po mugolsku w jeansy i koszulkę. – Dobrze was znowu widzieć – przyznał, witając się z nimi.

– Ciebie również – odparł Severus. – W liście mówiłeś, że to ważne. Zjawiliśmy się zatem tak szybko, jak było to możliwe.

Kamil skinął głowa i dał im znak, żeby poszli za nim.

– Sprawa jest raczej poważna. Wolałem nie pisać o niej listownie.

Kilka minut później skręcili w boczną uliczkę i nagle znaleźli się na tutejszej ulicy czarodziejów.

– Witam na ulicy Gwiezdnej – powiedział Kamil.

– Tutaj macie obserwatorium? – spytał Severus.

– Nie, ale to najkrótsza droga.

Po drodze obaj Brytyjczycy rozglądali się ciekawie. Harry od razu zauważył różnicę pomiędzy tutejszą społecznością, a jego rodzimą. Przede wszystkim większość darowała sobie czarodziejskie szaty na rzecz wygodnych spodni i koszul. Nawet kobiety zamiast tego miały na sobie spodnie albo spódnice. Zwrócił też uwagę na kilku dość dobrze umięśnionych mężczyzn, którzy ubrani byli w spodnie ze skóry, białe koszule i sznurowane z przodu skórzane kaftany. Każdy z nich miał na plecach wyszyte srebrne skrzydła.

– Kto to? – spytał Harry, wskazując na nich dyskretnie.

– Wojskowi – powiedział Kamil.

– Coś o tym kiedyś słyszeliśmy. Skrzydlata Husaria? – spytał Severus.

– Zgadza się – potwierdził astronom. – Nie radzę ich zaczepiać bez wyraźnego powodu. Nie lubią tego.

– Nie macie tutaj aurorów? – zdziwił się Harry.

– Nie. W naszej społeczności ich pozycja nigdy się nie sprawdziła. Czarodziejska Husaria istnieje od XVI wieku i nikt nigdy nie podał w wątpliwość wartości jej istnienia. Jest swoistym symbolem Polski.

– Chyba nikt poza granicami waszego kraju nie jest świadomy, że posiadacie wojsko – zauważył Severus.

Kamil zaśmiał się.

– Nie. Nie są tego świadomi. Ale też nikt nigdy o to nie pytał. Ale stanowią naprawdę potężnych przeciwników. Wysławiali ich Polscy poeci, tak samo magiczni i jak pozbawieni magii.

– Wiersze? – spytał Harry. Nigdy nie był miłośnikiem poezji. Może dlatego, że nie miewał z nią większej styczności. – Czarodzieje piszą wiersze? Nie wiedziałem.

– Ja też nie – przyznał Severus.

– Najwyraźniej Polska jak zawsze jest swoistym kręgiem małych dziwactw – zaśmiał się Kamil i wyrecytował im wiersz jednego z poetów:

„Husarz kopije jeno co swe złoży

Niejeden na szpil zostaje wetchniony,

Co ich nie tylko zamiesza, lecz strwoży,

Sztych nieuchronny i nie odłożony,

Bo kogo trafi, tyrańsko się sroży

Biorący czasem i po dwie persony,

A drudzy pierzchną tak skwapliwym tropem,

Jak muchy przykrym sobie przed ukropem".

Astronom przyznał, że ten utwór był swoistym opisem husarskiej natury i znał go każdy pełniący tę funkcję.

– Używają różdżek do walki? – spytał Harry.

Kamil popatrzył na niego uważnie.

– W Polsce różdżka to wielka rzadkość. Nie są tu zbyt popularne. Czarodzieje słowiańskiego pochodzenia preferują inne przekaźniki mocy – wyjaśnił, pokazując im swoją bransoletkę.

– Czyli to nie jest zwykła ozdoba? – zainteresował się Mistrz Eliksirów.

– Nie – potwierdził astronom. – W dniu rozpoczęcia szkoły, nowi uczniowie wprowadzani są do Komnaty Charakterów. Tam znajdują się naczynia wypełnione różnymi magicznymi przedmiotami jak kamienie, minerały, zęby, pióra i tak dalej. Każdy przechodzi kolejno, trzymając nad nimi wyprostowaną rękę. Kompatybilne przekaźniki unoszą się wtedy ze swoich naczyń i zaczynają krążyć wokół nadgarstka. Kiedy wędrówka po komnacie jest zakończona, magiczny rzemyk łączy ze sobą wszystkie przedmioty.

– Czyli to twoje atrybuty magii? – spytał Severus. Obaj z Harrym patrzyli z zainteresowaniem na bransoletkę.

– Zgadza się. Bursztyn i opal to moje kamienie zodiakalne. Howlit utrzymuje moją magiczną iskrę w dobrej kondycji, pióro jastrzębia mówi mi, że moje przeznaczenie związane jest z niebem, kieł Gniewosza Plamistego mówi, że należy być przy mnie ostrożnym, a drobny fragment meteorytu utwierdził mnie w przekonaniu, że astronomia jest moim życiem.

– Czyli to troszkę podobnie, jak u nas tylko w innej formie – zauważył Harry z uśmiechem. – U nas różdżka musi być kompatybilna z czarodziejem.

– Myślę, że to działa na takiej samej zasadzie – zgodził się Kamil.

– To prawda, że tutejszy astronom był najwybitniejszy w całym tysiącleciu? – spytał Severus, przypominając sobie to, co mówił dyrektor afrykańskiej szkoły.

– Chodzi o Mikołaja Kopernika – powiedział Kamil, kiedy wyszli z ulicy czarodziejów i ponownie znaleźli się w niemagicznym Toruniu. – Tak, to prawda. Był czarodziejem, który urodził się w niemagicznej rodzinie. Jego zdolności od zawsze były skierowane na konkretne dziedziny. Poza astronomią był też uzdrowicielem, zajmował się finansami, astrologią, znał kilka języków obcych. Był bardzo wykształcony jak na tamte czasy. Myślę, że część jego rodziny była, jak wy to określacie charłakami. Chyba dzięki temu ich rodzinę oszczędziła zaraz, która szalała w Europie w drugiej połowie XV wieku.

– Dżuma – domyślił się Severus.

– Dokładnie tak. Dziesiątkowała kraje Europy, ale rodzina Koperników przetrwała. Swoje zamiłowanie do astronomii rozwinął, gdy razem ze starszym bratem rozpoczął studia na Akademii Krakowskiej. Wtedy w Krakowie przypadł okres świetności nauk astronomicznych i matematycznych. Studia ukończył, ale bez konkretnego tytułu, ponieważ potem wyjechał z bratem na kontynuację nauki do Włoch. Najdziwniejsze było to, że mimo swoich zdolności został kanonikiem, czyli tak jakby niemagicznym duchownym niższego stopnia. Nigdzie nie ma jednak żadnego dokumentu, żeby w późniejszym okresie przyjął święcenia.

Harry aż otworzył usta z zaskoczenia, bo nigdy nie słyszał o takim przypadku. Nawet Severus wydawał się mocno zaskoczony taką informacją.

– Jego wuj był biskupem warmińskim. Zapewne był to po części jego wpływ. Zabezpieczał swoich siostrzeńców i dzięki niemu ukończyli nauki. Ale kiedy jego wuj chciał, żeby przejął po nim biskupstwo, Mikołaj odmówił. Podobno strasznie się wtedy pokłócili, bo wybrał karierę naukową, zamiast duchownej. Niemniej jednak miał ogromny wkład w rozwój nauki. Udowodnił, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie. W tamtych czasach był to istny przewrót i cios we wszystko, w co naukowcy do tej pory wierzyli.

– Jak rozumiem, udowodnił swoją tezę – powiedział Severus.

– Oczywiście. Wykonał tak naprawdę bardzo proste doświadczenie, po swoich obserwacjach. Naturalnie byli i tacy, którzy zapierali się rękami i nogami przed tym, co głosił. Miał jednak zbyt silne plecy, żeby oskarżyć go choćby o herezję i wygnać. I proszę, jak nam spacer ciekawie minął, a tymczasem jesteśmy na miejscu – powiedział Kamil, wskazując na budynek obserwatorium. Powoli zapadał już zmierzch, ale w środku kręciła się cała masa ludzi. Kamil poprowadził ich jednym z korytarzy do miejsca, gdzie znajdował się czarodziejski teleskop. Ten mugolski znajdował się kilkanaście kilometrów za Toruniem, ale w razie potrzeby mogli się tam szybko przenieść.

– Pozwólcie, że wam przedstawię. Mój kolega po fachu Robert. To on nadzoruje regularne obserwacje.

– Witam w Centrum Astronomii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika panowie – powiedział Robert. – Słyszałem, że możemy mieć magiczny problem.

– Niestety tak – potwierdził Harry.

– Przejdźmy dalej – powiedział. Jednym ruchem rozsunął czarodziejską kopułę i skierował teleskop na niebo.

– Nie jest jeszcze za jasno? – spytał Złoty Chłopiec.

– Mamy specjalną, czarodziejską soczewkę. Nas własny wynalazek – uśmiechnął się Robert. – W jakiś sposób udało nam się połączyć niemagiczną technologię z odrobiną czarów.

– Myślałem, że mugolska technologia wariuje pod wpływem czarów – zauważył zaskoczony.

– Tylko w miejscach o dużym natężeniu magii. Tutaj wszystko jest w porządku. Ale do rzeczy panowie. Nie zebraliśmy się tutaj na pospolite plotki – przypomniał Robert. – Kometa tak?

– Tak. I wygląda na to, że ma jakiś wpływ na magię. Coś takiego już się kiedyś wydarzyło – odezwał się Severus.

Robert zgasił światło i nad jednym ze stołów ukazał się hologram układu słonecznego.

– To hologram, który uzyskaliśmy, łącząc nasze obserwacje z niemagicznymi. Po cichu uzyskaliśmy dostęp od kolegów z niemagicznego obserwatorium. Zainteresowała ich wiadomość o teoretycznie nowej komecie. Udostępnili więc nam dane w ramach wdzięczności – powiedział Kamil.

– Kometa aktualnie znajduje się tutaj – powiedział Robert, wskazując na migający punkcik. – Według wszystkich danych i obliczeń nie jest na kursie kolizyjnym. Minie Ziemię w bezpiecznej dla niej odległości, ale na tyle blisko, że wywrze wpływ na magię.

– A jeśli natrafi na coś po drodze. Ostatnio rozmawialiśmy o tym – przypomniał sobie Harry.

Robert pokręcił głową.

– Nadal nie będzie stanowić zagrożenia fizycznego dla planety. Byłoby inaczej, gdyby pomiędzy Marsem a Jowiszem była jeszcze jakaś planeta.

– Ale jej nie ma – zauważył Severus.

– Nie w sensie fizycznym. Pas asteroid to pozostałości, które nie utworzyły planety. Natomiast jest tam planetoida Ceres. Jest za mała, żeby być planetą i przez to nie ma odpowiedniego stopnia oddziaływania na mijające ją obiekty. Co nie znaczy, że kiedyś nie stanie się planetą.

– To możliwe?

– Kosmos nie jest stały. Nowe gwiazdy i planety rodzą się cały czas. Gdyby nagle coś wytrąciło pas asteroid z jego pozornego szyku, wszystko byłoby możliwe. W każdym razie potencjalną zmianę trajektorii możemy wykluczyć – zauważył Robert.

– Jowisz także nie będzie miał na nią wpływu – powiedział Kamil.

– Co ma to tego Jowisz?

– Jako największy obiekt planetarny w naszym układzie, ma też na niego największy wpływ. Poniekąd wpływa na to, jak wszystko funkcjonuje. A skoro tak, to on wytyczył też w pewien sposób trajektorię komety. Roboczo nazwaliśmy ją Milenium. Komety to zasadniczo także pozostałości po formowaniu się planet. Siła grawitacji wyrzuciła je na mocno eliptyczną orbitę. Niektóre giną szybko. Inne, jak Milenium wracają co jakiś czas.

– Jest szansa, że rozpadnie się obok słońca?

Obaj astronomowie pokręcili głowami.

– Nie. To nie jest zwykły obiekt – powiedział Robert.

– Ściągnęliśmy notatki z obserwacji z roku 1003 ze wszystkich miejsc, gdzie wtedy prowadzono obserwacje. Są to głównie przetłumaczone manuskrypty z Chin, Egiptu, Krajów Bliskiego Wchodu. Wszystkie mówią to samo. Kometa była tak blisko, że widać ją było gołym okiem. Przez to wiele osób wzięło ją za znak.

– Bardzo mylny znak. Zapisków niemagicznych nie zachowało się zbyt wiele. W każdym razie niektórzy wielcy widząc sprzyjającą im gwiazdę, powzięli kampanie wojskowe. Król Polski Bolesław chrobry zajął Czechy, Król Francji Robert II najechał Burgundię. A to tylko zaledwie ułamek tego co się. Za to w świecie czarodziejów było dużo gorzej. Destabilizacja magii, nagłe jej wybuchy, przez co omal nie doszło do ujawnienia naszego świata, niemagiczni nagle widywali smoki, władcy widywali mistyczne stworzenia, które brali jako znak od bogów.

– Ale nagle wszystko ucichło.

– Bo Slytherin znalazł sposób na podtrzymanie zasłony. Siedem magicznych filarów – powiedział Harry.

– Filary? – spytał Kamil. Harry opowiedział im o wizycie na Wyspach Kurylskich i rozmowie z szamanką, a także o kryształach z Naica.

Obaj astronomowie milczeli przez chwilę.

– To ma sens – powiedział Robert. – Siódemka zawsze była wielką liczbą. Nawet w naszych społeczeństwie za szczęściarzy uważa się tych, którzy mają siedem znaków w bransoletkach. Uważa się ich za wybitnych. Osobiście uważam, że nie ma sensu poszukiwać obecnych filarów, jeśli nowe będą w innych miejscach. Skupmy się na tym, jak możemy się przygotować do przelotu komety.

– Jeśli znajdziemy nowe miejsca, to zanim postawimy filary, będą się dziać różne rzeczy. Od przyjaciela z Islandii wiemy, że tam już jest to delikatne odczuwalne – przyznał Severus.

– Islandia zawsze była jednym z tych bardzo podatnych na magię miejsc – zgodził się Kamil. – Każdy magiczny geolog to powie. W każdym razie będziemy obserwować kometę i dawać wam na bieżąco znać o wszystkim, co jej dotyczy.

– Czy możemy dostać kopię tych manuskryptów? – poprosił Severus. – Przejrzymy je i może wpadniemy jeszcze na coś.

– Oczywiście. – Robert poruszył dłonią i kopie znalazły się w rękach Severusa. Schował je szybko do plecaka. – Zrobiło się ciemno – powiedział, patrząc w górę. – Chodźcie.

Gestem zaprosił ich, żeby podeszli bliżej. Każdy z nich po chwili mógł zobaczyć kometę, która stanowiła tak wielkie zagrożenie dla wszystkich czarodziejów na świecie. Ta niepozorna bryła lodu i skał miała w sobie coś, co mogło ich zniszczyć. I do tego właśnie nie mogli dopuścić.

,,,

Po opuszczeniu obserwatorium, Kamil oprowadził ich po mugolskim Toruniu. Zapewnił też, że nie ma problemu i chętnie ich przenocuje. Kiedy zaczęli protestować, że nie będą mu robić problemu, wyjaśnił im, że gościnność leży w polskiej naturze.

– Może z nas być banda niezłych zabijaków, jeśli coś nam zagraża, ale dla swoich gości jesteśmy zawsze otwarci – powiedział stanowczo. Nie mieli więc wyjścia, jak przyjąć gościnę. Zwłaszcza że Kamil zagroził im obrażeniem się.

Harry przyznał, że ma ochotę spróbować tych korzennych ciastek, które widział na witrynie każdej cukierni.

– To pierniki. Tradycja toruńska. Mówi się, że tutaj wypieka się najlepsze. Są prawdziwym kunsztem wśród wypieków – wyjaśnił blondyn. – Jeden z polskich pisarzy powiedział kiedyś, że chlubę Torunia stanowią trzy rzeczy – jakaś ukośna wieża, toruński piernik i Mikołaj Kopernik – zaśmiał się.

Harry oczywiście skorzystał z okazji i kupił kilka pierników. Od razu odgryzł kawałek jednego i zamruczał. Nie tego się spodziewał. Obstawiał smak zbliżony do ciasta, które jadł u Rona, ale to było coś zupełnie innego.

Kamil wyjaśnił, że pierniki toruńskie w minionych wiekach nie zawsze traktowano jako przysmak, lecz często jako dzieło sztuki rzemiosła artystycznego i produkt ekskluzywny. Pierniki takie zyskały dużą popularność w Europie jako upominki i były przechowywane przez właścicieli wśród drogocennych przedmiotów. Samo miasto Toruń ofiarowywało swoje wyroby królom polskim z okazji ich koronacji lub zaślubin. Były to piękne, ozdobne pierniki, o wymyślnych kształtach, malowane i pozłacane.

– Spróbuj – powiedział Harry, podsuwając ciastko Severusowi.

– Wiesz, że nie przepadam za słodkimi rzeczami – odparł starszy czarodziej.

– Nie jest słodkie.

Severus odłamał więc kawałek i włożył do ust. Faktycznie. Słodycz ginęła pod smakiem i aromatem korzennym. Zaczął więc przysłuchiwać się opowieści Kamila.

– Na powstanie ozdobnego piernika składały się trzy umiejętności: przyrządzanie ciasta, rzeźbienie drewnianej formy i zdobienie gotowego wyrobu. Przyrządzanie ciasta było otoczone tajemnicą zawodową. Wiadomo tylko, że zanim je wzięto do wypieku, przez wiele lat zaczyn musiał dojrzewać w wielkich kadziach umieszczonych w piwnicach. Formy rzeźbili snycerze, ci sami, którzy w Toruniu słynęli ze zdobienia mebli, drzwi domów bogatych patrycjuszy i wnętrz kościelnych.

– To niemalże, jak sztuka na cukierniczym poziomie – powiedział zaskoczony Harry.

– Dokładnie tak. Piernikami nie mógł zajmować się byle kto. Do dziś stanowią dziedzictwo naszego miasta. Już nie mówiąc o tym, jaką im czasem robiono reklamę – zaśmiał się.

– Tyle zamieszania o ciastka. Jakkolwiek smaczne, to jednak nadal ciasta – zauważył Severus.

–Już nie bądź taki cyniczny. Oficjalnie wszyscy wiedzą, że jadący do Watykanu w roku 1618 biskup Henryk, dostał w darze od Benedyktynek toruńskich pierniki i flaszkę wódki cynamonowej. Jak to mówią „na pokrzepienie" – zaśmiał się Kamil, a Harry mi zawtórował. – Ale skoro jako Mistrz Eliksirów wolisz nieco bardziej leczniczą wersję, to proszę bardzo. Kompozycji tych ostrych przypraw używano do leczenia niestrawności.

To zainteresowało Severusa od razu i spytał, czy taką mieszankę można gdzieś dostać.

– Oczywiście. W każdej czarodziejskiej aptece w Toruniu. Zabiorę was tam jutro rano – obiecał.

Harry popatrzył na małżonka z rozbawieniem.

– No co? – spytał Severus.

– Chyba już wiem, co będziesz chciał zaprezentować na kolejnym sympozjum – powiedział Harry, wkładając sobie resztę piernika do ust. – W sumie czarodzieje też cierpią na niestrawność.

– Akurat myślałem o nowym leku na przeziębienie z wykorzystaniem przypraw korzennych. Eliksir Pieprzowy to standard, ale co, jeśli ktoś ma alergie, na któryś ze składników? Byłby świetnym zamiennikiem – przyznał.

Harry zaśmiał się tylko. No tak. Czego mógł się spodziewać innego po swoim małżonku? Na pewno nie zmiany toku myślenia. Rozbawiony pokręcił głową, rozglądając się. Po zmroku na ulicach nadal było pełno ludzi. Co jakiś czas Harry zauważał kogoś z charakterystyczną bransoletką. Tutejsi czarodzieje nie stronili od niemagicznego towarzystwa. Młodszy czarodziej westchnął.

– Coś nie tak? – spytał Severus.

– Nie. Po prostu widzę, jak bardzo brytyjskie społeczeństwo jest zamknięte. Ile przez to tracą.

– Powiem ci w sekrecie, że w ostatnim liście Draco przyznał mi się do wizyt u mugolskich masażystów. Chcesz mi o czymś powiedzieć?

Wodpowiedzi Harry tylko ponownie wybuchnął śmiechem. I nawet zagrożenie wpostaci komety, nie mogło mu teraz zepsuć humoru. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top