Rozdział 13
Miałam troszkę luzu i udało mi się skończyć kolejny rozdział szybciej, niż planowałam. Dziękuję wam za komentarze i gwiazdki. Mam nadzieję, że nowy rozdział was nie zawiedzie. Miłego czytania.
Rozdział 13
– Nie wiem co myśleć – odezwał się Harry.
Kilka dni wcześniej, wrócili ze Stanów. Severus od razu wysłał list do swojego znajomego. Teraz mógł jedynie czekać na odpowiedź od niego.
Harry wstał ze swojego miejsca i podszedł do barierki tarasu. Ocean był spokojny, a niebo bezchmurne. Mieszkali w miejscu, gdzie nie było zbyt wiele ulicznego oświetlenia. Uwielbiał patrzeć w nocne niebo w takich chwilach jak ta.
Severus stanął za nim i objął go w pasie.
– Na jaki temat? – spytał, całując go w skroń.
– Kometa? Serio? – Harry nie krył zaskoczenia. – Myślisz, że stanowi jakieś wielkie zagrożenie?
– Nie wiem. Astronomia nigdy nie była moją mocną stroną. Wolałem patrzeć na ziemię niż w niebo – powiedział Mistrz Eliksirów zgodnie z prawdą. – Wydaje mi się, że gdyby była realnym zagrożeniem, mugole wiedzieliby o tym.
Harry podniósł głowę w górę.
– Na niebie nic nie widać – zauważył. – Jest pewnie bardzo daleko. To trochę tak jak było z Voldemortem. Gdzieś tam był, ale póki nie było go widać, zagrożenie nie wydawało się realne. Ty pewnie odbierałeś to inaczej.
Severus nie odpowiedział od razu. Kiedy był szpiegiem, musiał stawiać się na spotkania z Czarnym Panem, warzyć dla niego różne mroczne mikstury, torturować ludzi. Z jego strony faktycznie wyglądało to inaczej.
– W rzeczy samej – potwierdził w końcu.
– Musiało być ci ciężko.
– Wiedziałem, czego się podejmuję. Brałem pod uwagę fakt, że mogę zginąć – przyznał Severus. – Ale jeśli moja śmierć miałaby pomóc wygrać wojnę, to byłem na to gotowy. A wtedy zjawiłeś się ty. Kretyński Gryfon, który najpierw działa, a potem myśli. Nadal zachodzę w głowę, jak mogłeś nie brać pod uwagę zatrucia jadem Nagini?
– Bo jestem kretyńskim Gryfonem?
– Najwyraźniej tak.
Harry zaśmiał się. Odwrócił głowę i pocałował małżonka.
– Cieszę się, że jesteś tu ze mną. Że się obudziłeś.
– Mnie też to cieszy – odparł Severus. – Życie z tobą nie jest złe. Nawet te twoje mugolskie sporty są całkiem znośne.
– Serio? A po pierwszej wspinaczce jęczałeś dwa dni, że nie możesz złapać chochli – przypomniał mu rozbawiony Harry.
– Bo nie mogłem. Palce tak mnie bolały, że w ogóle nie miałem w nich wyczucia – zauważył. Polubił wspinaczkę. Sprawiała, że jego ciało zmuszało się do aktywności, na którą nigdy nie miał czasu. Działało to też na niego odprężająco.
Harry uśmiechnął się, całując go znowu.
– Co powiesz na spacer po plaży? – spytał.
– Teraz? – zdziwił się Mistrz Eliksirów.
– No chodź – zachęcał go Harry i pociągnął za sobą. Severus mógł jedynie iść za nim.
,,,
Kiedy Harry wszedł dwa dni później do salonu po skończonej pracy, zastał swojego męża czytającego list. Kryształowy feniks, którego z miejsca nazwali Crystal, siedział mu w najlepsze na ramieniu.
– Hej – powiedział Harry. – Jakieś wieści?
– Tak. To od mojego znajomego. Zgodził się nam pomóc i zaprasza do siebie.
– Zajmuje się eliksirami tak jak ty? – spytał ciekawie.
– Tak. Uczy w szkole. Widujemy się na sympozjach, ale poznaliśmy się na mistrzostwach.
– W quidditchu?
Severus popatrzył na męża.
– Gryfonom słowo „mistrzostwa" kojarzy się chyba tylko z quidditchem – stwierdził. – Chodzi o Mistrzostwa Eliksirów Szkół Czarodziejskich.
Harry'emu opadła szczęka. Nie miał pojęcia, że jest coś takiego. Faktycznie mistrzostwa kojarzyły mi się jedynie z quidditchem.
– Po twojej minie widzę, że nie masz pojęcia, o czym mówię – zaśmiał się starszy czarodziej.
– A dziwisz się?
– Nie. Nie dziwię się. Ostatnio Hogwart nie miał zbyt dobrych reprezentantów w tej dziedzinie, więc nikt o tym nie mówił.
– O co chodzi w tych... mistrzostwach? – spytał Harry. Może i był kiepski w eliksirach, ale zawsze myślał, że quidditch i turniej były jedynymi większymi formami aktywności wśród nastoletnich czarodziejów. Jak widać było inaczej.
Severus wyjaśnił mu, że był to konkurs odbywający się w zaczarowanym ogrodzie, podczas którego cztery szkoły czarodziejów – Hogwart, Mahoutokoro, Koldovstoretz i Uagadou – walczyły o Złoty Kociołek. Uczestnicy musieli wykazać się zdolnościami warzenia eliksirów, by pokonać wyzwania umieszczone w ogrodzie.
– Czasem dają węże albo trolle – przyznał szczerze. Z rozbawieniem patrzył na minę Harry'ego.
Mistrzostwa organizowano co siedem lat, od 1407, jako hołd dla Quintiny McQuoid, która zginęła przez źle przyrządzone lekarstwo na malarię.
– Była jedną z pionierek, jeśli chodziło o eliksiry lecznicze. Podopieczni mojego znajomego często zajmują wysokie miejsca w tym konkursie.
– Ich specjalnością są więc eliksiry? – spytał Harry, wyjmując z szafki talerze.
– Nie tylko. Są także wybitni, jeśli chodzi o astronomię i transmutację. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zjawimy się tam w weekend. W końcu Isi mówiła, że musimy się pospieszyć, a dziennik nadal zawiera sporo miejsc do sprawdzenia.
Harry pokiwał głową.
– To, gdzie uczy ten twój znajomy?
– W Afryce.
,,,
– Podoba mi się tu – przyznał Harry, rozglądając się wokół. Znajdowali się na terenie Ugandy, u podnóża Gór Księżycowych. Tam też czekał na nich afrykański Mistrz Eliksirów.
– Fudu Gakura – przedstawił się czarnoskóry mężczyzna, ubrany w lekki szaty, które przepasał czymś, co wyglądało Harry'emu na skórę jakiegoś zwierzęcia. Postanowił nie pytać o jej pochodzenie. Ciekawiła go jednak, skąd wzięła się nazwa Góry Księżycowe.
– Okolica nie przypomina raczej Księżyca – przyznał, kiedy ruszyli znaną Fudu ścieżką, w góry.
Okazało się, że była to nazwa wymyślona przez Ptolemeusza z Aleksandrii, który żył w II wieku naszej ery. Jego specjalnością była matematyka, astronoma i geografa. Ptolemeusz na sporządzonej przez siebie mapie Afryki oznakował tak leżące w pobliżu równika pasmo górskie, którego lodowce i śniegi miały być zaczątkiem źródeł Nilu.
– Był czarodziejem? – spytał Harry ciekawie.
– Nie ma na to jednoznacznych dowodów, ale można tak podejrzewać – przyznał Fudu. – Dwa tysiące lat temu ludzie migrowali w wyniku wojen. Czy to chcąc podbić kolejne tereny, czy zabierano ich jako niewolników. Afryka nie była wyjątkiem. Europejczycy sporo podróżowali, ale nie dotarli aż tak daleko w głąb naszego kontynentu. A przynajmniej nie wtedy. Każdy czarodziej afrykańskiego pochodzenia doskonale wie, jak to było.
– Wykładacie tutaj mugolską historię? – spytał Severus, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
– Bardzo mocno zazębia się z czarodziejską historią Afryki – wyjaśnił Fudu. – Nazwiska, które padają w niemagicznej historii, bardzo często mają też znaczenie dla jej magicznej części. Przed nami jeszcze spory kawałek do przejścia. Opowiedzieć wam co nieco? – spytał z uśmiechem.
– Poproszę – powiedział Harry. – To na pewno będzie ciekawsze niż historia u profesora Binnsa – zauważył.
– Binns jest duchem – mruknął Severus.
– A to ten, o którym mi opowiadałeś lata temu – zaśmiał się Fudu. – Naprawdę nie rozumiem decyzji, aby historii uczył duch. Wszyscy wiedzą, że one mówią tylko o temacie, który ich najbardziej fascynował za życia.
– Wojny goblinów to ulubiony temat profesora Binnsa – odezwał się Harry, czym wywołał tak wielki wybuch wesołości u ich gospodarza, że aż spłoszyło się kilka zwierząt. Uciekły w popłochu w pobliskie zarośla. Po chwili zaczął im opowiadać, jak to było z Górami Księżycowymi.
Pierwsze wzmianki o pokrytych śniegiem górach na południe od równika pochodziły od żyjącego za panowania cesarza Klaudiusza, greckiego kupca znanego jako Diogenes. Żył on około 50 roku naszej ery i udał się on drogą morską do wschodniej Afryki, gdzie podjął wyprawę w głąb lądu. Dotarł do dwóch wielkich zbiorników wodnych, gdzie ujrzał pasmo górskie o ośnieżonych szczytach. O wielkich jeziorach i górach pokrytych śniegiem wiedział już wcześniej nauczyciel i mentor Nerona, Seneka Młodszy.
– Seneka był czarodziejem – przyznał Fudu. – W świecie niemagicznym oczywiście nikt o tym nie wiedział. Tak samo, jak nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielki miał wpływ na swoje czasy. Myślę, że spokojnie mógłby być Czarnym Panem swoich czasów, gdyby tylko tego chciał. Wolał jednak rządzić z ukrycia.
– Naprawdę rządził? – spytał Harry. To było zdecydowanie ciekawsze niż historia w szkole.
– O tak. W młodości Seneka studiował w Rzymie retorykę i filozofię. Potrafił więc odpowiednio dobierać słowa i manipulować ludzkimi umysłami. Był też świetnym legilimentą. Rósł jednak w siłę i w roku 41 został zesłany na Korsykę przez cesarza Klaudiusza. Osobiście uważam, że to była wina żony Klaudiusza. W zachowanych pergaminach opisuje się ją jako straszną babę. Seneka nigdy nie wybaczył cesarzowi swego zesłania i po jego śmierci napisał w akcie zemsty na jego cześć złośliwy tekst, który niemagiczni znają jako „Udynienie boskiego Klaudiusza". Za to czwarta żona Klaudiusza –Agrypina – mianowała go wychowawcą swego syna, przyszłego cesarza Nerona. Po śmierci Klaudiusza, Seneka stał się wraz z prefektem Burrusem jednym z głównych doradców młodego Nerona. Chłopak miał wtedy zaledwie 17 lat i był bardzo podatny na sugestie.
– Neron nie był czarodziejem? – spytał Harry.
Fudu pokręcił głową.
– Czarodzieje od zawsze bardzo pilnowali, aby nikt o magicznych zdolnościach nie dochodził do władzy. Magia plus władza to bardzo niebezpieczne połączeni. Ale wracając do tematu. Seneka i Burrus mieli duży wpływ na politykę Cesarstwa. Właśnie w tym okresie życia Seneka mógł w największym stopniu realizować swoje pomysły na idealne państwo. Był jednym z tych filozofów, którzy mieli realny wpływ na politykę. Ale mimo to władza Seneki w końcu dobiegła końca. Z biegiem czasu jego wpływ na cesarza malał. Po śmierci Burrusa pozycja Seneki w oczach Nerona zmalała do tego stopnia, że ten podjął decyzję, aby oddalić się z pałacu cesarskiego. Nie ustrzegło go to jednak od tego, by zostać oskarżonym o udział w spisku przeciw życiu Nerona. Dawny wychowanek w tym czasie bardzo obawiał się już wpływów i powagi Seneki. Szukał zatem okazji, by pozbyć się niewygodnego świadka swoich zbrodni. W końcu wysłał do niego oddział żołnierzy, by ci przekazali Senece wydany przez Nerona wyrok śmierci.
– Jakże ciekawie i wygodnie – mruknął Severus. Ta historia po części przypominała mi działania Voldemorta. On też pozbywał się z początku niewygodnych świadków swoich występków.
Fudu zaśmiał się.
– Rzymscy cesarze bardzo często mieli prawdziwą paranoję, jeśli chodziło o ich bezpieczeństwo. Jeden z nich nawet tak bardzo bał się otrucia, że codziennie spożywał niewielkie ilości trucizny, aby się uodpornić.
– Fakt. Paranoja – przyznał Harry.
– Oczywiście Seneka upozorował własną śmierć. Musiał także szybko opuścić Rzym. Był dość znany ze swoich poglądów, nawet wśród prostych ludzi. Był przeciwnikiem walk gladiatorów, które lud tak uwielbiał. Nawet gladiatorzy wiedzieli o tym i zapewne wolał im się nie narażać.
– Co się z nim potem stało?
– Prawdopodobnie wyjechał na jedną z rzymskich prowincji. Możliwe, że wrócił na Korsykę. Tego nie wiemy.
– Nie znaleziono jego różdżki? – spytał Harry.
– Nie używano wtedy różdżek. W Afryce nadal są one rzadkością.
– Czarujecie bez różdżek? – Złoty Chłopiec musiał przyznać, że to było fascynujące.
– To wymysł Europejczyków. Jesteśmy przyzwyczajeni do magii bezróżdżkowej.
Fudu opowiedział im też o źródłach Nilu Błękitnego, które znajdowały się w Górach Księżycowych. W miarę jak szli, pokazał im tutejszy lodowiec, a pod nim jezioro, będące właśnie początkiem rzeki.
Widzieli też coraz wyraźniej pasmo Gór Księżycowych, które mugole znali jako Ruwenzori. Składało się ono z sześciu gór noszących imiona wybitnych mugolskich badaczy, którzy poszukiwali źródeł Nilu – Góra Stanleya, Góra Speke'a, Góra Emina, Góra Bakera i Góra Gessiego. Nie było jednak żadnego dowodu na to, że to właśnie pasmo Ruwenzori widział w czasie swej wyprawy Diogenes. Możliwe, że oglądał jeden z dwóch najwyższych szczytów Afryki, które leżą znacznie bliżej wschodniego wybrzeża kontynentu. Jednak wobec tego, że nie ma tam wielkich zbiorników wodnych, przyjęło się nazywać „Górami Księżycowymi" właśnie pasmo Ruwenzori.
– Gdyby historii w Hogwarcie była właśnie taka, nie przespałbym większości lekcji – mruknął Harry.
Fudu zaśmiał się.
– Jestem tego pewien. Ale póki co witam was, przyjaciele w Szkole Magii Uagadou – powiedział, wskazując na ogromną budowlę, jaka rozpostarła się przed nimi. Była tak wtopiona w krajobraz, że dopiero patrząc pod odpowiednim kątem, można było się zorientować, że jednak nie patrzy się na górę.
– Robi wrażenie – przyznał Severus, a Harry mógł tylko przytaknąć.
– Jest i dyrektor – powiedział Fudu, wskazując na starszego mężczyznę z siwą brodą. – Dyrektorze. Przyprowadziłem gości.
– Witam panowie. Kamau Mala – przedstawił się. – Słyszałem, że potrzebujecie pomocy. To, co powiedział mi Fudu, jest wielce niepokojące. Nie ukrywam, że tylko dlatego zgodziłem się na wasze przybycie.
– Doceniamy to – powiedział Severus.
– Przejdźmy do gabinetu. Porozmawiamy spokojnie.
Brytyjscy czarodzieje rozglądali się ciekawie. Szli właśnie przez wielki plac, na którym siedzieli tutejsi uczniowie. Jedna z grup na znak nauczyciela, zmieniła się w tej samej chwili w dzikie, afrykańskie zwierzęta.
– O kurczę... – mruknął Harry.
– Widzę, że uczycie także animagii – zauważył Severus.
– To trening przed Międzynarodowych Sympozjum Animagów – wyjaśnił dyrektor. Harry stwierdził, że naprawdę ma niesamowite braki, jeśli chodziło o przeróżne czarodziejskie wydarzenia.
– A czy kilka lat temu nie przyciągnęliście uwagi prasy? – spytał Severus, przypominając sobie artykuł, w jakimś magazynie. Minerwa zostawiła go kiedyś w pokoju profesorskim i zerknął na niego z ciekawości.
Dyrektor zaśmiał się głośno, czym przyciągnął uwagę mijanych uczniów.
– A tak. Nasz pokaz zsynchronizowanej transmutacji wywołał małe zamieszki. Starsi czarodzieje poczuli się zagrożeni, widząc czternastolatków, którzy potrafią się zmieniać w słonie i gepardy. Nawet złożono na nas wtedy skargę, ale nasza szkoła ma taką renomę, że rozeszło się to po kościach.
– To stara szkoła, prawda? – spytał Harry.
– Mniej więcej tak stara ja Hogwart. Jesteśmy największą szkołą magii na świecie. Przyjmuje uczniów z całej Afryki.
– No to sowy mają sporo pracy.
– Nie używamy sów. Wiadomość o przyjęciu do szkoły zanoszą Posłańcy Snu. W naszym klimacie zresztą sowom byłoby zbyt ciężko wypełniać swoje obowiązki – zauważył, wspinając się po schodach.
Harry zwrócił uwagę na wielki gobelin wiszący na jednej ze ścian. Przedstawiał czarodziejską mapę Afryki. Przypominał mu nieco arrasy, które widzieli w muzeum w Polsce.
– Robi wrażenie, prawda? – spytał Kamau. – Te punkciki, to miejsca, z których pochodzą nasi uczniowie – powiedział, dotykając jednego z nich. Nagle pojawiły się litery, które uformowały się w nazwiska uczniów.
– Pomysłowe – przyznał Severus.
– Hogwart ma coś takiego? – spytał go Harry.
– Nie. Mamy jedynie księgę, w której zapisane są nazwiska uczniów – wyjaśnił.
W gabinecie Harry uniósł brwi na widok tutejszego skrzata domowego. W porównaniu do europejskich wyglądał, jakby szykował się na wojnę. Ubrany był w przepaskę ze zwierzęcej skóry, uszy miał ozdobione, jak afrykański wojownik z filmów, a twarz zdobiły mu jakieś znaki.
– Opowiedzcie wszystko dokładnie – poprosił dyrektor, kiedy skrzat podał im herbatę.
Brytyjscy czarodzieje opowiedzieli więc historię swoich podróży i jak odkryli, że magicznemu światu coś zagraża.
– Domyśliliśmy się, że chodzi o kometę. W szkole na Islandii tamtejszy dyrektor znalazł wzmiankę z roku 1003 o dziwnych zjawiskach. Potwierdziła to też indiańska szamanka, a nawet jeden z chińskich smoków – wyjaśnił Severus.
– To bardzo niepokojące wieści – przyznał Kamau.
– Dlatego napisałem list do Fudu. Wiem, że wasza szkoła jest znana także z wiedzy o astronomii. Macie też zapewne dużo lepszy sprzęt i może gdzieś w starych księgach zachowały się jakieś szczegóły. Może ktoś coś zauważył.
Dyrektor milczał dłuższą chwilę, myśląc.
– Musimy zejść do podziemnych archiwów. Tam trzymane są wszystkie najstarsze zapiski. Poproszę też naszego nauczyciela astronomii o konsultację. Nie traćmy czasu. Nawet ja czuję, że to ważne – przyznał, wstając ze swojego miejsca.
Niedługo potem grupka czarodziejów wchodziła do największej biblioteki, jaką Severus widział w swoim życiu. Mógł sobie tylko wyobrażać, ile odręcznych zapisków mógłby tutaj odnaleźć.
– Hermiona by za to zabiła – usłyszał mruknięcie małżonka.
– W istocie – zgodził się z nim Severus.
– To są wszystkie zapiski i książki dotyczące astronomii od początku istnienia szkoły – powiedział bibliotekarz, który wskazał im odpowiednie miejsce. – Proszę wołać, jeśli byłbym potrzebny – dodał.
– Oczywiście. O jesteś Tau – powiedział dyrektor. – Panowie, to jest Tau, nasz nauczyciel astronomii – przedstawił go i szybko zaznajomił z powodem wizyty brytyjskich czarodziejów.
– Prawdę mówiąc, w ostatnim czasie zauważyłem coś dziwnego – przyznał Tau. – Niektóre gwiazdy jakby znikały na moment. Jednej nocy były niewidoczne, a następnej wracały na niebo.
– Myśli pan, że to kometa jest przyczyną? – spytał Harry.
– Mówcie mi Tau – powiedział. – To bardzo możliwe. Osobiście nigdy nie widziałem czegoś takiego. Myślę, że skontaktuję się z moim przyjacielem. Spróbuję go tu szybko ściągnąć. To wybitny astronom i godny zaufania czarodziej. Jeśli ktoś mógł coś zauważyć, to tylko on.
– Idź. A my w tym czasie przeszukamy archiwum – powiedział dyrektor.
Godzinę później mieli na sobie tony kurzu ze starych woluminów, ale szukali wytrwale dalej.
– Chyba coś znalazłem – powiedział nagle Fudu. W rękach trzymał małą, rozpadającą się książeczkę. Pokryta była odręcznym pismem. – „Zola przybiegł dziś do mnie, krzycząc że ptaki zaczynają migrację. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w Europie właśnie zaczyna się zima. Jakby ich instynkt przestawił się zupełnie. Nocą zauważyłem na niebie bardzo jasną gwiazdę. Kilka dni temu nie było jej na niebie. Ostatnią osobą, która widziała coś podobnego, była moja babka. Mówiła, że to zwiastuny kłopotów dla magicznego ludu. Dzieją się wtedy rzeczy straszne. Magia przestaje słuchać czarodzieja, opadają wszelkie magiczne zasłony, a niemagiczni tak bardzo się boją, że rozpoczynają polowanie." Jest też drugi zapis. – Fudu przerzucił kilka kartek. – "Zasłony niemal opadły. Coś utrzymało je w ostatniej chwili i zapobiegło katastrofie. Jakaś potężna siła utrzymała magię stabilną. Jakby narzuciła na nią ochronny płaszcz." To wszystko, co znalazłem.
– To i tak więcej niż do tej pory – zauważył Severus. – Wiemy, co może się stać, jeśli nie znajdziemy rozwiązania.
Dyrektor skinął głową.
– Wygląda na to, że blisko komety destabilizuje magię. Ktoś zauważył wcześniej, co się dzieje i podjął działania. Najwidoczniej udało mu się, skoro czarodziejski świat nadal pozostał w ukryciu.
– Slytherin – odezwał się Harry, a wszyscy spojrzeli na niego. – Slytherin znalazł rozwiązanie. I ukrył je gdzieś, w jakiś bezpiecznym miejscu.
– Pytanie, czy zdążymy je odnaleźć na czas – mruknął Severus.
– Nie możemy pozwolić na to, żeby niemagiczni dowiedzieli się o nas. Nie w taki sposób – powiedział Kamau. – To wywołałoby zamieszki na skalę całego świata. A biorąc pod uwagę aktualne możliwości niemagicznych, to byłby koniec świata czarodziejów.
– Tego się właśnie obawiam – mruknął Severus.
– Dlaczego czarodzieje i mugole nie mogliby żyć w przyjaźni? – spytał Harry. – To już nie jest średniowiecze.
– Jesteś jeszcze bardzo młody – odezwał się dyrektor i uśmiechnął lekko. – To nie jest takie proste. Niemagiczni odbierają jako zagrożenie, to czego nie znają. To się nigdy nie zmieni. Nie znają magii, więc uznaliby, że chcemy ją wykorzystać przeciwko nim.
– Przecież to nieprawda!
– Nie? Przypomnij sobie Czarnego Pana – powiedział Severus. – Uważał mugoli za gorszych, za nie wartych uwagi. Torturował ich za pomocą magii. Widziałem, jak byli przerażeni. Nie mieli pojęcia, co się dzieje.
Harry westchnął i potarł twarz dłonią.
– Dobrze... Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. To, co robimy? – spytał.
–Musimy dowiedzieć się, jak Slytherin powstrzymał opadnięcie zasłon, które chronią czarodziejów. I ile mamy czasu – odparł Mistrz Eliksirów.
– Już jestem – powiedział nagle Tau, wchodząc do archiwum z jakimś blondynem, ubranym w skórzane spodnie, białą koszulę i kaftan. – To jest mój przyjaciel Kamil. Pracuje w największym czarodziejskim obserwatorium astronomicznym w Toruniu. Ściągnąłem go tak szybko, jak się dało.
– Toruń? – spytał Kamau. – Ach tak. Miejsce urodzenia najwybitniejszego astronoma w tym tysiącleciu – powiedział.
– Jesteśmy dumni z tego faktu – powiedział blondyn. – Kopernik był wprawdzie czarodziejem, ale żył na pograniczu obu światów. Udowodnił niemagicznym, że to Ziemia kreci się wokół Słońca. A to był w jego czasach niezły wyczyn.
– Jest z Polski – wyjaśnił Tau.
– Byliśmy w Polsce. Piękny kraj – przyznał Harry.
– Dziękuję. Ale nie jestem tutaj chyba po to, żeby wymieniać uprzejmości? – spytał, patrząc po wszystkich.
– Nie. Zdecydowanie nie – zapewnił dyrektor.
,,,
Godzinę później siedzieli ponownie w gabinecie dyrektora, a Kamil krążył po nim, jak zwierzę uwięzione w klatce. Zatrzymał się w końcu przy oknie i spojrzał na widok za nim.
– To kometa długookresowa – powiedział w końcu Kamil. – Pojawia się w blisko Ziemi mniej więcej co tysiąc lat.
– Możesz nam powiedzieć o niej coś więcej? – poprosił Severus. – Astronomia nie jest naszą mocną stroną.
Blondyn pokiwał głową.
– Komety to małe ciała niebieskie, które poruszają się po układzie planetarnym i na krótko pojawiają się w pobliżu gwiazdy. W naszym przypadku jest to nasze Słońce – zaczął. – Komety to specyficzne obiekty. Często są wykrywalne, dopiero gdy zbliżą się na małą odległość. Gdyby nie ich warkocz, w ogóle nie zauważalibyśmy ich.
– Co to ma wspólnego z magią? – spytał Harry.
– Tu wchodzimy nieco z wiedzę niemagicznych. Jeśli chodzi o astronomię, są często lepiej poinformowani niż czarodzieje. Mają bardziej czuły sprzęt, ogromne dotacje na swoją działalność. Mało, który czarodziej słyszał, że ktoś był na Księżycu. Potrafią więc zauważyć kometę zbliżającą się do Ziemi na lata, zanim nas minie. Musicie wiedzieć, że kometa wykazuje aktywność, kiedy przebywa w pobliżu gwiazdy, a potem znika w odległych rejonach układu planetarnego, gdzie przyjmuje postać zamarzniętej kuli skalno-lodowej. Jądro komety zbudowane jest z mieszaniny pyłów i drobnych odłamków skalno-lodowych, składających się z lodu wodnego, zestalonego dwutlenku węgla, amoniaku i metanu. Ich ruch jest podatny na wpływ grawitacji innych ciał – powiedział.
Wyciągnął dłoń i Harry dostrzegł na jego nadgarstku bransoletkę, w którą wplecione były różne kryształki, kamienie i pióra. Lekkim ruchem zaciemnił gabinet i stworzył trójwymiarowy schemat Układu Słonecznego.
– Komety okresowe zaczynają tracić materię za każdym razem, gdy zbliżą się do gwiazdy. W ten sposób powoli się niszczą. Jeśli za bardzo zbliżą się do obiektu o ogromnym wpływie, mogą nawet zostać rozerwane. Ale w przypadku tej komety, tak nie jest.
Wykonał kolejny ruch dłonią i pokazał im, gdzie aktualnie znajduje się kometa. Była na skraju Układu.
– Jest bardzo daleko – zauważył Harry.
– Teoretycznie tak – zgodził się Kamil. – Mam znajomego w niemagicznym centrum obserwacyjnym. Zauważyli ją jakiś czas temu. Obliczyli jej trajektorię i stwierdzili, że nie stanowi zagrożenia dla Ziemi. Minie nas w bezpiecznej odległości, ale na tyle blisko, że będzie widoczna przez kilka dni na nocnym niebie. Byłem pewien, że to będzie ciekawe zjawisko do obserwacji, a tymczasem okazuje się, że cały magiczny świat może być zagrożony ujawnieniem.
– Kiedy zbliży się do Ziemi? – spytał Fudu.
– Za rok. Najbliżej będzie nocą z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia. Takie są założenia. Będę was informował, czy nic się nie zmieniło.
– A coś się może zmienić? – spytał Harry.
Kamil znowu machnął dłonią i schemat zmienił się.
– Komety poruszają się po orbitach eliptycznych, ale wystarczy, że na ich torze pojawi się nagle jakiś obiekt i to już wystarczy, żeby zmienić jej tor lotu. Prosty przykład. Jeśli obiekt za bardzo zbliży się do gazowego olbrzyma, może zostać rozerwany albo wykorzysta jego siłę oddziaływania i pomknie w kierunku Słońca szybciej. Po drodze jest jeszcze pas asteroid. Jeśli zderzy się z jakąś skałą, to może to nawet oznaczać dla Ziemi realne zagrożenie.
– Tak jak zginęły dinozaury? – spytał Harry.
– Takie rzeczy się zdarzały i zdarzać się będą – westchnął Kamil. – Żaden, nawet najpotężniejszy czarodziej, nie dałby sobie rady z czymś takim. W skali kosmosu jesteśmy zaledwie pyłkiem. Nic nieznaczącą skałą gdzieś na obrzeżach naszej galaktyki. Wbrew pozorom na Ziemię ciągle coś spada. Jednak te obiekty są zazwyczaj tak maleńkie, że nie jest to odczuwalne.
–Przypomina mi się rok 1908 – mruknął nagle dyrektor szkoły. – Zaczynałem wtedy naukę w szkole, kiedy dowiedzieliśmy się, że bariery chroniące szkołę Koldovstoretz zostały poważnie naruszone. Przyczyną okazała się asteroida wielkości wieżowca. Eksplozja była tak potężna, że powaliła drzewa w promieniu czterdziestu kilometrów.
Kamil pokiwał głową.
– Efekty tego uderzenia były odczuwalne na całej Ziemi. Urządzenia niemagicznych je wykryły. Więc pomyślcie, że skoro skała takiej wielkości, wywołała taki efekt, to co mogłoby się stać, gdyby spadło tu coś większego.
– Ale mówimy o komecie – zauważył Severus.
– Jak już mówiłem, planeta także może ściągnąć do siebie kometę. Lub kometa może wypchnąć w jej stronę jakąś asteroidę. Widziałem mapy Układu Słonecznego w niemagicznym centrum obserwacji. Jesteśmy zewsząd otoczeni potencjalnym zagrożeniem. Ale macie rację. Na razie musimy zając się wpływem tej komety na magię.
– Dlaczego wywołuje taki efekt? – spytał Harry.
Astronom milczał przez chwilę.
– Skład komet nie jest do końca znany, więc obstawiałbym dwie rzeczy. Albo znajduje się w jej składzie coś, co odkształca magię, albo wystarcza sam fakt, że koło Ziemi nagle coś się pojawia i zaburza w jakimś stopniu jej stateczność. Nie mamy jednak możliwości, żeby to sprawdzić.
– Mugole mają takie możliwości – zauważył Harry.
– Tak. I już mają plany, jak zbadać skład komety. O tym czarodzieje mogą jednie pomarzyć. Dlatego utrzymuję takie kontakty. My nie mamy teleskopu na orbicie. Oni tak.
Wszyscy czarodzieje pokiwali głowami. Mugole nie znali magii, ale ich technologia dawała często możliwości, o jakich czarodzieje mogli tylko pomarzyć.
– Musimy ustalić jakiś plan działania – powiedział dyrektor.
– Wiemy ile mamy czasu – zauważył Severus. – Będziemy więc nadal odwiedzać miejsca opisane w dzienniku. Te miejsca coś łączy, ale jeszcze nie wiemy co. Harry nadal tłumaczy zapiski.
– Nie jest to łatwe. Sposób, w jaki Salazar pisze, jest bardzo zagadkowy. Ale najgorzej jest domyślić się, o jakim miejscu pisze. Często używa bardzo starych nazw i muszę długo szukać, zanim zorientuję się, dokąd mamy się udać.
– Dużo tych miejsc zostało?
– Jesteśmy gdzieś w połowie – przyznał Złoty Chłopiec.
– Panowie – powiedział nagle dyrektor poważnym tonem. – Nic, co zostało tutaj dziś powiedziane, nie wychodzi poza ten gabinet. Nie możemy pozwolić na masową panikę. Nic by ona nie dała.
Wszyscy pokiwali głowami. To było oczywiste. Kiedy opuszczali afrykańską szkołę, Harry spojrzał w niebo. Gdzieś tam było zagrożenie, które w skali kosmosu było niczym. Ale dla czarodziejów mogło okazać się końcem.
,,,
Harry starał się tłumaczyć dziennik najszybciej, jak potrafił. Czasem jednak kompletnie nie rozumiał sensu zapisanych słów. Aktualnie męczył się z kolejnym zapiskiem. Nie miał problemu z wczytaniem się. Miał problem ze zrozumieniem tego, co czytał.
– Zrób sobie przerwę – powiedział mu mąż.
– Nie mogę. Nie mamy na to czasu. Muszę...
– HARRY! – Młodszy czarodziej podskoczył, słysząc podniesiony głos męża. Severus usiadł obok niego. – Nie jesteś sam. Mamy jeszcze czas. Znajdziemy rozwiązanie, ale nic nie wskóramy, jeśli padniesz z nerwów i zmęczenia.
Harry wziął kilka głębszych oddechów i skinął głową.
– Tak. Masz rację.
– Znowu za bardzo się przejąłeś – zauważył Mistrz Eliksirów.
– Chyba tak – zgodził się. – Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Chodź. Vaia wybiera się na pokaz tańca. Możemy iść z nią. Odstresujesz się – powiedział i pociągnął Harry'ego z kanapy.
– Ty mnie gdzieś ciągniesz, a nie ja ciebie? Co to się porobiło z tym światem? – zaśmiał się, ale dał się namówić na wyjście.
I nie żałował. Bawił się świetnie, słuchając lokalnej muzyki i oglądając tancerzy. Dał się nawet namówić Vaii na kilka drinków. A do domu wracał z Severusem, trzymając się za ręce.
– Dziękuję ci – powiedział, kiedy minęli dom przyjaciółki i powoli szli do swojego. – Tego mi było trzeba.
– Bywasz czasem uparty, jak Granger, gdy dorwie nową książkę – skomentował Severus.
Wybawca świata czarodziejów zaczął się śmiać.
– No, coś w tym jest – zgodził się. – Jesteś cudowny, wiesz? – spytał nagle.
Severus poczuł, jak jego policzki robią się dziwnie gorące i dziękował, że było już ciemno. Następna latarnia była dopiero obok ich domu. Nikt nigdy nie powiedział mu czegoś takiego. Zawsze słyszał o sobie, że jest wredny, zły, mroczny. Ale cudowny? To określenie padło w jego życiu po raz pierwszy i nie miał pojęcia, jak zareagować.
– Severusie?
– Wybacz. Po prostu nie wiem, co na to odpowiedzieć – przyznał.
– Nic nie musisz – zapewnił go Harry. – Czemu nie chciałeś pokazać innym, jaki jesteś naprawdę?
– A jaki jestem?
– Jesteś inteligentny, pociągający, masz seksowny głos, boskie dłonie – wyliczał Harry, powoli obejmując jego szyję. – Cudownie całujesz, potrafisz mi kontrolować i jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Severus, o ile to było możliwe, zaczerwienił się jeszcze bardziej.
– Przesadzasz – mruknął.
– Nie. – Harry pokręcił głową i popatrzył mu w oczy. – Dla mnie taki właśnie jesteś. Czemu inni cię takim nie widzą?
– Bo bałem się pokazać im siebie od tej strony. Rzadko słyszałem dobre słowo. Wolałem się nie wychylać.
Harry pokiwał głową. Doskonale to rozumiał. Sam kiedyś często tak postępował.
– Teraz możesz być sobą. Moim cudownym mężem – zamruczał, obdarzając go słodkim pocałunkiem. – Nie wiem jak ty, ale ja poszedłbym teraz do domu, potem do sypialni, zrzucił z siebie ciuchy i porządnie wykorzystał łóżko. Co myślisz o takim planie? – zamruczał.
W odpowiedzi został jedynie pociągnięty w stronę domu.
,,,
– Mam! – Harry wpadł jak burza do pracowni Severusa. Mistrz Eliksirów omal nie upuścił fiolki, którą trzymał w rękach, a Crystal zaświergotał z oburzenia, że został nagle obudzony. Kryształowy feniks upodobał sobie na przedpołudniowe drzemki laboratorium.
– Na gacie Merlina, Harry! Mogłem wysadzić dom. I ty razem byłaby to twoja wina – zauważył Severus.
– Przepraszam, ale udało mi się odcyfrować kolejne miejsce. Przyznaję, że było ciężko, ale o dziwo pomógł mi Internet.
– Co ma ten mugolski wynalazek do podróży Slytherina? – Severus zabezpieczył i odłożył fiolkę na stojak.
– Pomógł mi umiejscowić kolejne miejsce na aktualnej mapie – uśmiechnął się.
– Dobrze. To, jaki jest nasz kolejny cel?
– Nowa Zelandia.
,,,
Wyspa Północna Nowej Zelandii przywitała ich chłodem. O tej porze na półkuli południowej panowała zima. Na szczęście przed wyjazdem sprawdzili wszystkie najistotniejsze rzeczy i spakowali kurtki. Wprawdzie na Hawajach rzadko z nich korzystali, ale od kiedy odwiedzali różne miejsca, wiedzieli, że mogą być przydatne. Tak jak teraz.
Nocleg wykupili w mieście Hamilton, które leżało najbliżej celu ich podróży. Na miejscu Harry skorzystał z okazji i kupił przewodnik.
– Mają tu ciekawą mitologię – powiedział Harry. – „Według mitologii Maoryskiej Wyspy Północne i Południowe Nowej Zelandii powstały dzięki działaniom półboga Maui. Półbóg Maui i jego bracia łowili ryby z czółna, czyli Wyspy Południowej, kiedy złapał wielką rybę i wyciągnął ją z morza. Kiedy nie patrzył, jego bracia walczyli o rybę i posiekali ją. Ta wielka ryba stała się Wyspą Północną. Stąd nazwa Maorysów na Wyspie Północnej to Te Ika-a-Maui oznaczająca „Ryba Maui". Uważa się, że góry i doliny powstały w wyniku siekania ryb przez jego braci. Do początku XX wieku alternatywną nazwą Maorysów dla Wyspy Północnej była Aotearoa. W obecnym użyciu Aotearoa to zbiorowa nazwa Maorysów dla Nowej Zelandii jako całości."
– Co kraj to inne wierzenia i inna historia – skomentował Severus. – Ale nas zdaje się ,interesuje coś innego.
Ich celem była Waitomo Glowworm. Była to jaskinia położona w południowej części regionu Waikato. Znana była z występującej tam populacji „świecących robaczków". Były to ni mniej, nic więcej tylko larwy muchówki o łamiącej niemalże język nazwie Arachnocampa luminosa. Harry nawet nie próbował czytać tej nazwy na głos. Jaskinia należała do grupy systemu jaskiń Waitomo Caves.
Harry nigdy nie widział święcących robaków i osobiście był ciekaw, jak to wygląda. Jedyne święcące owady, z jakimi miał styczność to świetliki.
– Nigdy nie myślałem, że dożyję dnia, kiedy będziesz chciał oglądać robaki – przyznał Severus.
Siedzieli właśnie w busie z resztą chętnych na wycieczkę po jaskini. Wejście do niej było jedynie z przewodnikiem ze względu na panujące tam warunki. Severus miał jedna zamiar dyskretnie zaopatrzyć się w kilka robaczków.
Na miejsce dotarli godzinę później, gdzie okazało się, że jaskinia jest częściowo pod wodą. Zwiedzanie odbywało się zatem z łodzi. Brytyjscy czarodzieje zajęli miejsca razem z innymi i po chwili łódź odbiła od brzegu.
Po kilku minutach wpłynęli do groty, na widok której, nawet Severus zaniemówił. Jej sklepienie rozświetlało tysiące bladoniebieskich światełek.
– To jest piękne – powiedział cicho Harry. Nigdy nie widział czegoś takiego. Już dla samego widoku warto było odwiedzić to miejsce.
Przewodnik wyjaśnił im, że większość larw zwisa ze stropu na cieniutkiej i lepkiej pajęczynie. Swoim naturalnym światłem wabiły małe owady, którymi się żywiły.
Severus dyskretnie schował jedną z pajęczynek, pokrytą robaczkami. Jeśli Slytherin tu był, znaczyło to, że mogą być przydatne. Niemniej jednak zgadzał się z Harrym. Widok był fascynujący. Nigdy nie miał się za osobę, która podziwia cuda natury. Zazwyczaj patrzył na wszystko pod kątem przydatności w eliksirach.
Od zawsze go fascynowały. Były jego ucieczką od bolesnej i szarej codzienności. Świadomość, że z pozoru zwykłych rzeczy można zrobić coś magicznego, zadziwiała go. W pojedynkę składniki nie znaczyły nic. Niektóre nieumiejętnie przygotowane stanowiły truciznę samą w sobie. Ale ugotowane, umyte czy odpowiednio pokrojone, nabierały zupełnie innych właściwości. Severus miał wrażenie, że tworzy coś z niczego. Na swoim pierwszym sympozjum poczuł, jakby znalazł swoje miejsce na ziemi. Ale potem dał się zauroczyć Czarnemu Panu, który wykorzystał samotność i gorycz młodego Ślizgona. To wystarczyło, żeby stracił z oczu swój cel. Wrócił na swoją ścieżkę dzięki Harry'emu.
Nie mógł uwierzyć, że kiedyś go nienawidził tylko ze względu na jego ojca. James Potter był dupkiem. Nawet jego własny syn powiedział to głośno. I pewnie przewróciłby się w grobie na wieść, że Severus jest jego zięciem.
Harry był cudownym, młodym mężczyzną, który został mu poślubiony przez samą magię. Z jakiegoś powodu uznała, że on, rozgoryczony i zmęczony życiem Severus Snape będzie odpowiednim kandydatem na małżonka. Kompletnie nie mógł tego pojąć, ale nie żałował. Nie zamieniłby tego, co ma na nic innego. Skoro Harry był jego, to zamierzał się z nim zestarzeć.
Oczywiście na razie musiał odłożyć wszelkie plany na potem. Czarodziejski świat znów był zagrożony. I tym razem nie był to jakiś szaleniec, wymachujący różdżką i grzmiący o wyższości czarodziejów nad mugolami. Tym razem zagrożenie obejmowało wszystkich czarodziejów. I z jakiegoś powodu to właśnie Harry ponownie stanął na placu boju.
Był jedynym znanym czarodziejem, który posługiwał się wężomową. Możliwe, że to właśnie dlatego magia wybrała jego, a Severus jako znawca eliksirów został drugą połową tego przedsięwzięcia.
Godzinę później wracali już do miasta. Idąc na parking, dyskretnie uszczknął to i owo z tutejszej roślinności. Nigdy nic nie wiadomo, co się może przydać.
Obiad zjedli w jednej z miejscowych knajpek.
– O czym myślisz? – spytał Severus.
– Jak niezwykły jest świat, który nas otacza – przyznał Harry. – Tak różnorodny i piękny. Nie miałem pojęcia, że może taki być. Nie chcę, żeby coś się z nim stało.
Severus popatrzył na niego i ujął jego dłoń.
– Harry. Wszystko będzie dobrze. Damy radę. Nie jesteśmy z tym sami. Pomagają nam specjaliści z całego świata. To nie jest wojna.
– Ale to wyścig z czasem – zauważył młodszy czarodziej.
– Tak. To prawda, ale spójrz. Jesteśmy w kolejnym miejscu, a to oznacza krok bliżej do celu – powiedział Severus cicho.
Harry pokiwał głową.
– Po prostu czasem żałuję, że kupiłem ten dziennik – wyznał cicho.
– Nie żałuj tego. Dzięki temu mamy czas. Już raz ochroniliśmy świat czarodziejów. Teraz też nam się uda – przekonywał go Severus.
– Od kiedy jesteś takim optymistą? – spytał Harry. W jego głosie słychać było lekkie rozbawienie.
– Od kiedy mam ciebie, ty nieznośny chłopaku.
Harry zaśmiał się cicho.
– Dziękuję ci. Za to, że po prostu jesteś.
– A nie wolałbyś się umawiać z którymś z braci Weasley? – spytał Mistrz Eliksirów, czym wywołał kolejny wybuch wesołości u małżonka.
– Proszę cię. Randki z bliźniakami nie wchodzą w grę. Zawsze bylibyśmy we trójkę. Oni chyba nie wiedzą, co znaczy robić coś w pojedynkę.
– Ale całowałeś się z nimi. Sam to przyznałeś.
– Nie zaprzeczam, że tak właśnie było.
– Może mi opowiesz, jak do tego doszło? – poprosił Severus.
Harry parsknął.
– Chcesz słuchać o tym, jak się całowałem z innymi facetami? Serio? – spytał. – Nie będziesz zły?
– Nie. Dlaczego miałbym?
– Bo ich znasz.
– I znam też ich charakterki. Nigdy nie weszliby pomiędzy nas, nawet gdybyśmy nie byli małżeństwem – zauważył. – Nie tak, jak ich młodszy brat i jego dziewczyna.
– No tak. – Harry wziął głębszy oddech. – Ron i Hermiona. Chyba w końcu zrozumieli, że omal nie wyrządzili mi strasznej krzywdy. Z jednej strony trochę ich rozumiem. Martwili się i chcieli dla mnie dobrze. Uwierzyli, że to mój związek z Ginny dałby mi rodzinę, o której zawsze marzyłem. Nie wzięli tylko pod uwagę moich uczuć.
– Przepraszam. Poruszyłem drażliwy temat.
– Nie. Już nie jest mi ciężko o tym mówić – zapewnił. – Już nie jestem chłopcem, którym można manipulować. Sam zadecydowałem, że wyjadę, pogodzę się z ciotką i w ogóle zacznę nowe życie.
– A skoro już wspomniałeś o Petunii... Zapomniałem ci powiedzieć, że niedawno dzwoniła – powiedział ostrożnie Severus.
Harry popatrzył na niego zaskoczony.
– Rozmawiałeś z ciotką? – spytał.
– Chciałem ci o tym powiedzieć, ale byłeś tak rozkojarzony, że zostawiłem to na później. A potem zapomniałem.
– Chciałbym to usłyszeć.
– Popatrz mi w oczy – powiedział nagle starszy czarodziej.
– Jesteś pewien? – spytał Harry, gdy zorientował się, co Severus zasugerował.
– Tak.
Harry oparł się łokciami o stolik i popatrzył w ciemne oczy męża. Kilka chwil później chichotał jak wariat. Ciotka musiała niemalże dostać zawału, kiedy Severus poinformował ją, z kim rozmawia. Chyba tylko ze względu na Harry'ego Petunie nie zwyzywała przyjaciela swojej siostry od najgorszych.
– Muszę do niej zadzwonić, jak wrócimy – przyznał rozbawiony Harry. – Nasłucham się pewnie, ale co tam.
– To teraz twoja kolej – przypomniał mu Severus, mając na myśli jego pierwsze pocałunki z innymi chłopakami.
Harry przygryzł dolną wargę.
– Może chciałbyś zobaczyć? Będzie bardziej szczegółowo.
– Pozwolisz mi wejść w swój umysł? Ostatnim razem nie skończyło się to zbyt miło – przypomniał mu. Ich lekcje oklumencji były prawdziwą porażką. Ale w dużej mierze była to wina Severusa. Wyżywał się na chłopaku. Teraz było mu z tego powodu strasznie wstyd.
– Ostatnim razem nie jest teraz – zauważył Harry, patrząc mu znowu w oczy. Severus mruknął cicho „legilimens" i znalazł się w umyśle Harry'ego, oglądając jego wspomnienie.
Harry siedział z Fredem i Georgem w szatni po treningu quidditcha. Kończyli właśnie przebierać się, kiedy Harry potknął się o miotłę któregoś z nich i poleciał na twarz. W ostatniej chwili jeden z bliźniaków złapał go.
– Dzięki – powiedział Harry. Chciał się podnieść, ale mocne ramiona przytrzymały go w miejscu. – George? – spytał, patrząc na brata Rona.
– Dopiero z bliska widać, jakie masz zielone oczy – mruknął George. Severus niemalże prychnął głośno. Co za tandetny komplement! Oczywiście, że Harry miał zielone oczy.
– Dzięki? – powiedział Harry niepewnie. W następnej chwili George Weasley pochylił się bardziej i nakrył usta Harry'ego swoimi wargami. Chłopiec wciągnął powietrze zaskoczony, ale nie odsunął się.
– Przepraszam – odezwał się po chwili George, odsuwając się.
– Nie no, spoko. To było... przyjemne – stwierdził Harry. Jego policzki pokrył lekki rumieniec.
– A ja to co? – spytał Fred. Odepchnął lekko brata i również skorzystał z okazji.
Severus wycofał się ze wspomnienia.
– Skorzystali z okazji? – spytał. Harry zaśmiał się.
– Znasz ich. To słynni bliźniacy Weasley. Ale nie umówiłbym się z żadnym z nich. Całowanie się z nimi były miłe, ale to nie jest ten typ, który mnie pociąga.
– Ach tak? A jaki typ cię w takim razie pociąga? – dociekał Severus. Nie miał zamiaru sobie żałować, a flirtowanie z własnym małżonkiem, było nader przyjemną czynnością.
– No wiesz... Wysoki, z ciemnymi włosami i oczami, z seksownym głosem – zamruczał Harry. – W sumie jakby nie patrzeć, to znalazłem swój ideał.
– Pochlebiasz mi.
– Może troszeczkę – przyznał Harry, uśmiechając się. Czuł się szczęśliwy.
,,,
– Skoro już tu jesteśmy, to może popływamy na rafie? – zaproponował Harry. – Może znajdziesz tu inne gatunki niż na naszej rafie.
Spacerowali właśnie po wybrzeżu Great Barrier Island, na którą się aportowali. Wyspę zamieszkiwało niespełna tysiąc osób i uznali, że chętnie pospacerują sobie w takim odosobnieniu.
– Właściwie to dlaczego by nie – zgodził się Severus. Specjalnie aportowali się na północy kraniec wyspy, gdzie nikt się nie zapuszczał. Zamieszkana była tylko część centralna i południowa wyspy. Byli więc tutaj tylko we dwóch.
Szybko przebrali się w pianki i zanurkowali. Severus szybko zauważył, że tutejsza podmorska flora różni się nieco o tej hawajskiej. Z ciekawością więc zebrał kilka próbek.
Nagle Harry złapał go za ramię.
– Co jest? – spytał.
Małżonek wskazał mu coś po ich lewej stronie. Wielki, długi kształt, który sunął w ich kierunku. Obaj szybko wcisnęli się między kilka podwodnych skał i czekali. Jeśli to był jakiś drapieżnik, to najlepszym wyborem było przeczekanie, aż odpłynie.
– Słyszysz mnie, prawda? To ty?
Harry poderwał głowę gwałtownie.
– Harry?
Ale chłopak nie słuchał go. Wysunął się z ich kryjówki.
– Co ty robisz? Wracaj – powiedział stanowczo Severus. Szybko poszedł w ślady młodszego czarodzieja. Wysunął się spomiędzy skał, gotów użyć różdżki, kiedy zamarł. Przed nimi znajdował się ktoś, kogo znali. Ktoś z kim tylko Harry mógł porozmawiać.
Wąż, który kiedyś pilnował piratów.
– Miło cię znowu widzieć – zasyczał Harry. – Co tu robisz?
– Ziemia drży. Magia jest niespokojna – odparł.
– Tak, wiemy. Szukamy sposoby, żeby zapobiec nieszczęściu.
Wąż skinął wielkim łbem.
– Twój dar będzie kluczem do znalezienia rozwiązania.
– Nie rozumiem. Mowa węży nie jest darem, z którym się urodziłem.
– Wszystko zrozumiesz w swoim czasie – zapewnił ich. – Ja także szukam. Niedługo spotkamy się ponownie – zasyczał i odpłynął, zostawiając za sobą dwójkę skonsternowanych czarodziejów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top