Rozdział 11


Udało mi się wyrobić z nowym rozdziałem na weekend. Miałam zwariowany tydzień, więc pisałam codziennie po fragmencie. Mam nadzieję, że końcowy efekt wam się spodoba. Oczywiście dziękuję za wasze komentarze i gwiazdki.

Rozdział 11

To, że Harry musiał znosić Malfoya przez dwa dni, zanim Severus nie skończył eliksiru dla jego matki to jedno. Jednak, że miał go ochotę zamordować co najmniej kilka razy, to była inna kwestia.

Blondyn nadal był tym samym aroganckim arystokratą, którego pamiętał ze szkoły. Pierwsze spotkanie po latach okazało się jednak bardzo mylące.

Ponieważ Severus był zajęty warzeniem, wychodził ze swojej pracowni tylko na posiłki. W międzyczasie musiał też szukać dodatkowych składników, więc tak naprawdę Harry przez te dwa dni praktycznie nie widział męża. Mógł to jeszcze przeboleć, ponieważ rozumiał, że matka Malfoya potrzebowała pomocy. Ale jak na kogoś, kto martwił się o rodzicielkę, blondyn był aż zbyt spokojny.

– Potter! Nudzę się! – Harry z niedowierzaniem popatrzył na niego. Godzinę wcześniej Severus zniknął w laboratorium i brunet nie chciał mu przeszkadzać. Ale nie zamierzał też niańczyć księcia Slytherinu.

– Nic mnie to nie obchodzi – odparł więc zgodnie z prawdą. Uzupełniał właśnie dokumenty swoich pacjentów.

– Jestem twoim gościem. Powinieneś zapewnić mi rozrywkę.

Harry odłożył długopis na bok, zaplótł ręce na piersi i popatrzył na niego wzrokiem bazyliszka.

– Nie. Nie jesteś. Wprosiłeś się. A jak ci coś nie pasuje, to tam są drzwi – powiedział stanowczo, wskazując mu kierunek. – A teraz zamknij się. Jestem zajęty – dodał, wracając do przerwanej pracy.

– Nie mogłeś się wyprowadzić do miasta?

– Powiedziałem, chyba żebyś się zamknął. Zawsze możesz sobie iść na spacer po plaży albo do miasteczka. Nie obchodzi mnie to. – Harry zdawał sobie sprawę, że jest niemiły, ale nic nie mógł poradzić na to, że nie znosił Malfoya.

– Spacery są dla frajerów – prychnął blondyn.

– Zwyczajnie nie masz kondycji fretko. Albo boisz się spalić na słońcu.

– Ja nie mam kondycji?! – oburzył się. – Mam świetną kondycję.

Harry tylko z politowaniem pokiwał głową. Malfoy i kondycja. Dobre sobie. Już dawno sam się przekonał, że od quidditcha nie nabierało się prawdziwej kondycji. Bo niby jakim cudem siedzenie na kiju, miałoby w tym pomagać? Harry obalił ten mit już dawno temu, kiedy zajął się mugolskimi sportami.

Kiedy zaczynał swoją przygodę ze wspinaczką, na początku myślał, że wykręcił sobie ramionami. Przez kilka dni palce tak go bolały, że nie był w stanie normalnie trzymać widelca. Ale w miarę, jak wspinał się coraz więcej i częściej, jego ciało nabierało wprawy, instynktownie wykonywał odpowiednie ruchy i świetnie się bawił. Już po kilku miesiącach zauważył, że wyrobił sobie niezłe mięśnie. Zaczął też codziennie przed pracą biegać po plaży. Szybko okazało się, że podjął dobrą decyzję. Stała aktywność fizyczna pomagała mu się uspokajać.

Kiedy wojna się skończyła, bardzo długo miał jeszcze po niej koszmary. Starał się kłaść do snu zmęczony. Do pewnego momentu pomagało, ale jego organizm zaczął się buntować. Nie mając innego wyjścia, poszedł do tutejszego uzdrowiciela. Dostał kazanie na temat przeforsowywania się. Właśnie tam dostał ulotkę o mugolskich klubach sportowych i zajęciach organizowanych w okolicy.

– Od quiddictha nie nabiera się kondycji, Malfoy – powiedział twardo, nawet nie podnosząc wzroku. – Poza tym wyraźnie mówiłem, że nie zamierzam spędzać z tobą więcej czasu, niż jest to absolutnie konieczne. – Nie lubimy się, więc możesz przestać udawać, że jest inaczej.

Draco milczał dłuższą chwilę, po czym mruknął coś pod nosem.

– Nie dosłyszałem – odezwał się Harry.

– Dobra Potter. Przepraszam. Zadowolony? – spytał blondyn. Policzki zabarwił mu lekki rumieniec. Malfoyowie nie byli przyzwyczajeni do przepraszania.

– Za co mnie przepraszasz? – spytał Złoty Chłopiec, patrząc na niego. – Za bycie dupkiem? Za to, że jesteś tchórzem? Czy to, że wpakowałeś mi się na chama do domu?

– Musisz wszystko utrudniać?

– Ja niczego nie utrudniam, Malfoy. Sam sobie wszystko utrudniłeś. Jakbyś nie był taką arogancką fretką, mógłbym być w Slytherinie i może kumplowalibyśmy się. Sam jesteś sobie winien. Było nie obrażać Rona.

Blondyn patrzył na niego przez chwilę, jakby wyrosła mu nagle druga głowa.

– Slytherin? Miałeś być w Slytherinie? To czemu skończyłeś u Gryfonów? – spytał w końcu.

– Bo mnie wkurzyłeś. Wystarczy? Nie mam zamiaru się przed tobą uzewnętrzniać – dodał, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Wstał szybko, żeby zobaczyć kto to. – O matko! Co się stało?

Draco oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zerknął, co się stało. Wyjrzał w kierunku drzwi akurat w momencie, kiedy Harry wchodził do domu z dwójką mugoli i ich zapłakanym dzieckiem.

– Strasznie przepraszamy. Wiemy, że to niedziela – powiedział ojciec dziecka. Chłopiec mógł mieć jakieś dziesięć lat i trzymał się za rękę. Po wyrazie jego twarzy i łzach widać było, że go bardzo boli.

– Wypadki się zdarzają – powiedział Harry, sadzając chłopca na krześle. – Państwo na wakacjach? – spytał, wyjmując z szafki bandaż i słoik z jakąś gęstą maścią. Jak nic wyrób Severusa.

– Tak. Syn chciał się szybko znaleźć na plaży. I tak się skończyło bieganie po schodkach na plażę – westchnął. – W okolicy nie ma żadnego szpitala, a w przychodni nie było nikogo, kto mógłby się tym zająć. Tam dostaliśmy namiary na pana. Podobno potrafi pan nastawiać kończyny.

– Zawodowo zajmuję się rehabilitacją, ale potrafię – przyznał Harry zgodnie z prawdą. – Nie mam oczywiście dyplomu w tym zakresie, dlatego zalecam jednak, żeby pojechać potem do kliniki dwa miasteczka dalej na prześwietlenie. Tam mają ostry dyżur i rentgen.

– Dobrze wiedzieć. Szkoda, że nam tego nie powiedzieli w przychodni – przyznała matka dziecka.

– Spanikowani turyści są czasem ciężcy do zrozumienia. Dobrze. Pokaż mi tę rękę. Zobaczymy, co się stało. I przepraszam, ale troszkę zaboli – wyjaśnił Harry. Ujął rękę chłopca i zaczął ją badać palcami. Draco ze swojego miejsca przy wyjściu na taras przyglądał się z ciekawością.

– Złamana? – spytał ojciec chłopca.

Harry pokręcił głową.

– Nie. Ma po prostu przestawioną kość. Dlatego tak boli. Proszę go mocno przytrzymać w ten sposób – instruował, pokazując, o co chodzi. – Rozluźnij rękę. Wiem, że boli, ale spróbuj – powiedział, patrząc na chłopca. – O właśnie. I raz – powiedział nagle, nastawiając sprawnie zranioną kończynę. Chłopiec pisnął, a Draco skrzywił się, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk wskakującej na miejsce kości.

Harry polecił chłopcu nie ruszać rękę, kiedy sięgał po słoik. Grubo nasmarował ją pachnącą ziołami maścią i ciasno owinął bandażem. Wyjaśnił rodzicom, że w nocy ręka chłopca będzie go boleć. Maść co prawda złagodzi nieco ból, ale nie wyeliminuje go całkowicie. Dał im też mały słoiczek z maścią.

Kiedy wyszli, Harry umył ręce i wrócił do dokumentów.

– Nie wiedziałem, że jesteś uzdrowicielem – odezwał się nagle Draco.

– Bo nie jestem – przyznał Harry.

– A to, co niby było? Nastawiłeś mu rękę bez pomocy magii – upierał się.

– Możesz mi wierzyć lub nie, ale większość ludzi, jeśli nie spanikują, jest w stanie nastawić przynajmniej palec. To kwestia wyczucia. I zajmuję się rehabilitacją i masażem. A nie uzdrawianiem ludzi

Draco koniecznie chciał wiedzieć, czym była rehabilitacja i masaże. Nigdy o tym nie słyszał, a to znaczy, że było to coś mugolskiego. Harry westchnął. Zrozumiał, że Malfoy nie da mu w spokoju pracować.

– Nie zamkniesz się, mam rację? – spytał, odkładając długopis.

– Mówiłem już. Nudzę się. – Harry w myślach policzył do dziesięciu.

– Dobra. Miejmy to z głowy. Chodź – polecił, wstając ze swojego miejsca. Draco z zadowolonym uśmiechem na ustach podążył za nim.

Po chwili blondyn z zainteresowaniem oglądał jego gabinet, zadając przy okazji masę pytań, na które Harry odpowiadał.

– I te całe ćwiczenia i masaże pomagają mugolom? – dopytywał.

– Mugole to nie czarodzieje. Nie mają eliksirów, które wyleczą ich z ran czy kontuzji. Jakby tak spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to czarodzieje też nie zawsze wracają do zdrowia w stu procentach. Pamiętasz profesora Moody'ego. Jakoś nie dorobił się ponownie prawdziwego oka czy nogi.

– Nie przypominaj mi. To było straszne – wzdrygnął się blondyn. – Nadal pamiętam, jak zamienił mnie we fretkę.

– Zasadniczo we fretkę nie zamienił cię Moody, tylko Crouch, który go udawał – zauważył brunet.

– Wszystko jedno. Byłem fretką!

– Wielkie różnicy jakoś nie zauważyłem. To blond i to blond – wyszczerzył się Harry. – Poza tym to lepsze od dajmy na to żuka gnojarza.

– Potter!

Harry odpowiedział mu tylko, śmiejąc się w najlepsze. Przestał, kiedy Malfoy spytał, czy mógłby go wymasować.

– Jaja sobie robisz? – spytał Harry. – Przecież ty gardzisz wszystkim, co mugolskie.

– Czasy się zmieniają. Może nie jesteś do końca na bieżąco, ale coraz więcej mugolaków przychodzi na świat. W rodzinach czystokrwistych rodzi się za to coraz mniej dzieci.

– Jakoś nie jestem zaskoczony – powiedział Harry. – Niech ci będzie. Rozbieraj się i kładź na stole – polecił.

Pięć minut później Harry nadal nie mógł uwierzyć w to, że zgodził się na masowanie tej blond fretki. Wystawi mu potem taki rachunek, że mu w pięty pójdzie.

– Ej Potter. Co miałeś na myśli, mówiąc, że nie jesteś zaskoczony małą liczbą dzieci czystokrwistych? – odezwał się nagle Malfoy.

– Czasem zapominam, że takie osoby jak ty nigdy nie miały nic wspólnego z mugolskimi naukami – przyznał Harry. – Ogólnie chodzi o świeże geny. Zauważ, że wszyscy czarodzieje czystej krwi są ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Możesz mi nie wierzyć, ale małżeństwa zawierane tylko w pewnym kręgu, źle wpływają na potomstwo. Może to nie do końca dobry przykład, ale weźmy na przykład Goyle'a. Inteligencją to on nie grzeszy.

Draco skrzywił się, ale nie mógł nie przyznać mu racji. Gregory nie był najmądrzejszym facetem pod słońcem.

– Po tym, jak zamieszkałem tutaj i poznałem nieco inne oblicze magii, doszedłem do wniosku, że magia wie, co robi.

– Mówisz o niej jakby żyła i myślała – prychnął cicho. Skłamałby, mówiąc, że ręce Pottera nie czyniły cudów. Ten mugolski masaż był po prostu cudowny. Draco odprężył się jak dawno nie.

– Bo tak właśnie jest. Po prostu czarodzieje nie odczuwają tego na co dzień. I chyba nigdy też się nad tym nie zastanawiali. Szkoda, że w Hogwarcie nie ma czegoś takiego, jak teoria magii. To byłoby dobre miejsce do dyskusji.

– Oczami wyobraźni widzę na tych zajęciach Granger i jej teorie. Swoją drogą dziwię się, że ich tu nie ma. Wasza trójka była nierozłączna. Złota Trójca Gryffindoru.

– Nie mam obowiązku ci się tłumaczyć – powiedział Harry. To był dla niego nadal drażliwy temat.

– Daj spokój. Pokłóciliście się? Czytałem te bzdury, jakie Weasleyówna wygadywała w Proroku. Każdy, kto na ciebie faktycznie patrzył, od razu mógł zauważyć, że kobiety cię nie interesują. Do dziś nie rozumiem, po co umawiałeś się z tą całą Chang.

Harry wywrócił tylko oczami.

– Próbujesz być miły, Malfoy? To do ciebie niepodobne.

– Możesz mi nie wierzyć, ale jesteś mężem mojego chrzestnego. Siłą rzeczy uznałem, że spróbuję się, chociaż zachowywać na poziomie. I żyć z tobą w pewnej tolerancji. Nie chcę, żeby Severus mnie nienawidził.

Złoty Chłopiec uniósł brwi w górę. W sumie Malfoy nie do końca ponosił winę, za bycie rozpieszczonym smarkaczem. A mając Lucjusza za ojca, mógł przestać się dziwić jego poglądom. Jak na jego gust Lucjusz Malfoy nie był najlepszym przykładem dla dziecka. Nie wątpił, że kochał żonę i syna, ale z drugiej strony pogardzał każdym, kto miał inne poglądy. A to główne oznaczało przyjaźnie z mugolami i czarodziejami mugolskiego pochodzenia.

– Niech ci będzie. Będę cię tolerował. Jakoś.

– Uścisnąłbym ci dłoń na zgodę, ale nie chce mi się ruszać – zamruczał Draco, przymykając oczy. – Chyba będę częściej wpadał do ciebie na masaże.

– Nawet nie próbuj – mruknął Harry. – Jeszcze rano marudziłeś na wszystko.

– Jestem Malfoyem. Muszę jawnie wyrazić swoje niezadowolenie. Nawet jeśli nie jest do końca prawdziwe. Ała! Zgłupiałeś? – syknął, kiedy Harry nacisnął mocniej jakiś punkt na plecach.

– To akurat nie moja wina. Masz bardzo spięte mięsnie.

– Severusa też tak masujesz?

Harry mruknął coś pod nosem. Przyznał, że kiedy Severus był w śpiączce, masował go, żeby mięśnie nie były zastane. Dzięki temu mógł szybko stanąć na nogi, po wybudzeniu się.

– Hmmmm... Nigdy tak na to nie patrzyłem – przyznał Draco.

– Mówiłem ci już, że ty gardzisz wszystkim, co mugolskie.

– Nie wszystkim. Ale nie waż się o tym nikomu mówić. A już na pewno nie Granger i Weasleyowi. No to o co z nimi chodzi? – spytał ponownie.

– Nie odpuścisz co? Ale dyskrecja za dyskrecję. Jasne?

– Jasne. Więc?

– Wkurzyli mnie – powiedział szczerze. Uznał, że skoro Malfoy obiecał dyskrecję i powiedział mu o swojej małej tajemnicy, to on też może. Chociaż czy to serio była taka tajemnica? Kłótnie między przyjaciółmi zdarzają się przecież. Opowiedział więc o listach z czarem namiaru.

– Granger nigdy nie była specjalnie taktowna, jeśli chodziło prywatność. Weasleya jeszcze rozumiem – mruknął blondyn ku zaskoczeniu Harry'ego. – Mając tyle rodzeństwa, raczej nie mógł liczyć na prywatność, więc nie jest do niej przyzwyczajony.

– Bronisz Rona? Nie wierzę – zaśmiał się brunet.

– Nie bronię. Stwierdzam tylko fakt.

– Zawsze się z niego nabijałeś, że jest biedny – zauważył Harry. – To nie było fajne. W końcu to nie była jego wina.

Draco westchnął cicho. Doskonale o tym wiedział. Po wojnie sporo czarodziejów miało problemy finansowe. Nawet jego rodzinie groził kryzys. Gdyby nie konto we francuskim oddziale banku Gringotta, mogłoby nie być tak różowo. Jego ojciec na szczęście przewidział, że taka sytuacja może się zdarzyć i zabezpieczył rodzinę.

– Skoro już mamy chwilę szczerości między nami, to wiem, że to było głupie i dziecinne. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że byłem dzieckiem. I tak się też zachowywałem. A jeśli chodzi o biedę Weasleya, to nigdy nie rozumiałem, czemu jego matka nie poszła do pracy, kiedy wszyscy byli już w szkole.

– Może nie mogła? – podsunął Harry. W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał.

– Moim zdaniem mogła. Nie znam powodów, dla których tego nie zrobiła i niewiele mnie to obchodzi. Ale nie zmienia to faktu, że poza bliźniakami nikt z nich nie ma żyłki biznesu. Oni mieli odwagę postawić na swoim i zacząć własny biznes. Dochodowy.

– Fred i George są zakręceni. Nic dziwnego, że potrafili przekształcić to w coś, co przynosi im zysk. Ale chyba nie wspierali rodziny finansowo.

– Bo nie mają takiego obowiązku. – Harry nie miał zielonego pojęcia o kwestiach finansowych w świecie czarodziejów. Był więc mocno zaskoczony tym stwierdzeniem i poprosił o rozwinięcie tematu. – Pomyśl logicznie. Rodzice mają dzieci, więc to jest ich obowiązek utrzymać je do osiągnięcia pełnoletności. Ale to nie działa w drugą stronę. Skoro masz dzieci, to znaczy, że jesteś w stanie, zapewnić im wszystko czego potrzebują. Oczywiście dzieci mogą potem wspierać rodziców finansowo, ale to jest tylko ich dobra wola. Nie ma żadnego pisanego prawa w tym zakresie. Co innego jeśli cała rodzina prowadzi jakiś rodzinny biznes. Tak jak moja rodzina, czy twoja.

Harry mruknął i skinął głowa. Pochodził z bogatej, czarodziejskiej rodziny. Wiedział to po stanie swojej skrytki i spisu, który dostał od goblinów. Jasno wynikało z niego, że Potterowie prowadzili szereg biznesów zarówno w czarodziejskim, jak i mugolskim świecie. Wszystkie cały czas przynosiły zyski, prowadzone i nadzorowane przez zaufanych menadżerów. Harry miał świadomość, że będzie musiał kiedyś spotkać się z nimi.

– W świecie czarodziejów najbardziej opłacalne jest posiadanie własnego biznesu – dodał Draco.

– A nie posada w ministerstwie? – spytał Harry.

Draco prychnął.

– Błagam cię! W ministerstwie dobrze zarabiają tylko ci na wysokich stanowiskach. Reszta to podrzędni pracownicy.

– Aurorzy chyba zarabiają sporo – zauważył Harry. W końcu jego ojciec był aurorem.

– Oczywiście, że tak. Gdyby zarabiali marnie, nikt nie chciałby nadstawiać karku za innych. Słyszałem plotki, że twój ojciec był świetnym aurorem.

Harry aż przestał go masować. Zaskoczenie było naprawdę ogromne. W życiu nie spodziewałby się usłyszeć z ust Malfoya pochwały na temat swojego ojca.

– A twoja matka ponoć była jedną z najmądrzejszych uczennic, jakie widział Hogwart – kontynuował niewzruszenie blondyn.

– Myślałem, że zwyzywasz ją, jak kiedyś Hermionę – zauważył Harry.

– Odpuść mi w końcu Potter. Mówiłem już, że byłem dzieciakiem. Myślałem, że wszystko mi wolno. Dopiero gdy zmuszono mnie do służby Czarnemu Panu, zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem.

Harry mruknął pod nosem. Widział znak śmierciożercy na przedramieniu Draco. W sumie współczuł mu tego, a w jego umyśle zaczynał kiełkować pomysł.

– Jest paskudny co? – spytał, mając na myśli szpetny tatuaż.

– Nawet nie wiesz jak. Nie mogę nawet ubrać szaty bez długich rękawów. Zauważyłem, że Severus zakrył swój.

– To bardziej skomplikowana sprawa. Jego nowy tatuaż jest magiczny. Tak samo, jak moje. W sumie chyba mógłbym ci pomóc pozbyć się tego błędu przeszłości. Jeśli chcesz.

Draco odwrócił głowę i popatrzył na niego.

– Chcesz mi pomóc? – zdziwił się.

– Podobno chcesz żyć ze mną w zgodzie. Więc ja też wyciągam do ciebie rękę. To jak? Drugi raz nie zaproponuję.

Dziedzic Malfoyów milczał dłuższą chwilę, rozważając wszelkie za i przeciw. W sumie w tej sytuacji były tylko za. Wizja posiadania ponownie nieskalanej skóry przeważyła i zgodził się.

– Świetnie. Ubieraj się, a ja powiem Severusowi, że jedziemy na chwilę do miasta – powiedział Harry.

Severus był mocno zaskoczony, kiedy małżonek oświadczył mu, że wychodzi gdzieś z jego chrześniakiem. Nie skomentował tego jednak. Uznał, że czasem lepiej jest nie wiedzieć, a póki się nie pozabijają, nie będzie w to ingerował. Różdżek nie mogli używać. Był pewien, że Draco nie zaryzykowałby ponownie tego, co go spotkało.

On sam nadal się czasem dziwił, że tak szybko przywykł do życia bez różdżki w dłoni. Tak naprawdę wyjmował ją tylko, kiedy gdzieś wyjeżdżali. Czy tęsknił za tym? I tak i nie. Mieszkając na Hawajach, nauczył się, że nie można zawsze polegać na różdżce. Była ważna, ale czarodziej pozbawiony jej, był po prostu bezbronny jak dziecko. Przez ten rok nauczył się kilka przydatnych sztuczek od miejscowych. Oczywiście jego główną nauczycielką była Vaia. Voodoo nigdy nie będzie jego mocną stroną, ale była to ciekawa gałąź praktyk czarodziejów.

Kiedy w przeszłości bywał na sympozjach, nie zwracał zbytniej uwagi na pochodzenie innych czarodziejów. Oczywiście miał świadomość, że pochodzą z różnych krajów, ale nigdy nie rozmyślał nad tym głębiej. Nie zastanawiał się nad różnicą w ich magii ani praktykami. Dopiero kiedy zaczęli podróżować razem z Harrym, poznał, jak różnorodne oblicze ma magia.

I to było piękne. Uwielbiał magię. Była jego częścią i tak będzie zawsze. Ale przestał polegać na niej w każdym aspekcie.

Harry nie raz mówił, że gdyby pozbawić Voldemorta różdżki, byłby dużo łatwiejszy do pokonania. Bez swojego symbolu magii Czarny Pan był taki sam jak wszyscy. Pomijając jego zapędy do władzy nad światem oczywiście.

Vaia powiedziała mu kiedyś, że to magia pragnęła, aby Harry zwyciężył. Voldemort zachwiał jej równowagą, wykorzystując do niecnych celów. A ona się na nim zemściła.

,,,

Draco Malfoy sceptycznie patrzył na salon tatuażu, do którego przyprowadził go Harry. Nie dość, że mieścił się wśród mugolskich sklepów, to na dodatek wyglądał dziwnie, z tym dziwnych, świecącym czymś nad wejściem.

– Będziesz się krzywił dalej, czy w końcu wejdziesz do środka? – spytał w końcu brunet.

– To miejsce wygląda podejrzanie – zaoponował blondwłosy czarodziej.

Harry wywrócił oczami. Malfoy zawsze pozostanie Malfoyem.

– Bardziej podejrzanie to wyglądasz ty, eleganciku. Stoisz i gapisz się tylko. Wchodź w końcu. Nie mamy całego dnia – powiedział i pchnął drzwi. – Poza tym sam tu robiłem swoje tatuaże.

Draco nadal był sceptyczny, ale wszedł za nim do środka. Nigdy nie był w salonie tatuażu. Nie miał więc pojęcia, jak to powinno wyglądać. Pomieszczenie było leko przyciemnione, a ściany zdobiły rysunki hawajskich tatuaży.

– Cześć młody. Widzę, że tym razem przyprowadziłeś kolegę – odezwał się tatuator, wychodząc z zaplecza. Miał na sobie luźne spodnie i hawajską koszulę. Draco niemal skrzywił się na ten widok, ale widząc spojrzenie Złotego Chłopca, jakoś udało mu się powstrzymać.

– Chodziliśmy do jednej szkoły. To chrześniak Severusa. Wpadł w odwiedziny – powiedział Harry. – I chciałby się czegoś pozbyć – dodał, siadając sobie na stołku jakby nigdy nic.

– Tylko mi nie mów, że dał sobie zrobić takie samo paskudztwo? – spytał mężczyzna. – Dobra młody. Pokazuj to – polecił.

Draco po chwili wahania podwinął rękaw koszuli, pokazując mu Mroczny Znak.

– Tak. Takie samo paskudztwo. Gdzie wy mieliście głowy? – spytał. Wskazał fotel, żeby blondyn sobie usiadł. – Usuwamy czy zakrywamy?

– Wolałbym usunąć. Nigdy nie byłem fanem tatuaży.

– Ale to sobie dałeś zrobić – zauważył, sięgając po odpowiednie narzędzia.

– To nie była do końca moja decyzja – przyznał cicho.

Tatuator mruknął tylko w odpowiedzi. Uprzedził, że proces usuwania będzie bolesny i lepiej, żeby Draco zaciskał zęby i był cierpliwy. Harry z kolei nigdy nie miał okazji widzieć, jak usuwa się tatuaż. O mugolskich metodach czytał trochę w Internecie, ale z wiadomego powodu nigdzie nie znalazł nic na temat usuwania ich przez czarodziejów. Kiedy robił sobie swój pierwszy tatuaż, spytał o to z ciekawości. Dowiedział się, że jest to możliwe, ale usunięcie magicznego tatuażu jest bardzo bolesne. Niemniej jednak widział, że Draco jest zdeterminowany, aby pozbyć się ostatniej rzeczy, która przypominała mu o wojnie. I Złoty Chłopiec doskonale to rozumiał. W końcu sam opuścił Wielką Brytanię, bo miał już dość manipulowania jego życiem.

– O cholera! Boli! – krzyknął nagle Draco, wyrywając Harry'ego z jego rozmyślań.

– Przecież uprzedzałem – odparł niewzruszony tatuator. Trzymał nadgarstek blondyna w żelaznym uścisku. W drugiej ręce trzymał zakończoną na czerwono igłę i nakłuwał nią Mroczny Znak, mrucząc pod nosem tutejsze zaklęcia. Z drobnych ranek zaczęła wypływać czarna ciecz, która wsiąkała w leżącą pod ręką Malfoya szmatkę.

Pół godziny później było po wszystkim. Przedramię Draco zostało nasmarowane jakąś gęstą, ziołową maścią, a potem owinięte bandażem.

– Do wieczora opuchlizna zejdzie i przestanie boleć – zapewnił go mężczyzna, myjąc ręce.

Draco pokiwał głową i podziękował, co jak na niego było oznaką, że naprawdę mu ulżyło.

– Czemu nie zaproponowałeś tego Severusowi? – spytał Harry.

– Zdecydował się zostać – wyjaśnił tatuator. – Jego nowy tatuaż całkowicie zlikwidował ten stary, a połączenie z tutejszą magią usunęło bezboleśnie resztki tego paskudztwa.

Harry pokiwał głową na znak, że rozumie.

W drodze do domu Draco milczał przez większość czasu. Co jakiś czas zerkał na swoją rękę, jakby nie mógł uwierzyć, że pozbył się Mrocznego Znaku na zawsze. To było tak nierealne, że zupełnie nie wiedział co myśleć.

Kiedy wysiedli z autobusu pod domem Vaii, Draco zrobił nagle coś, co w ogóle nie pasował do dumnego potomka Malfoyów. Objął mocno Harry'ego i przytulił. Sam Harry był w takim szoku, że dopiero po chwili zdołał spytać, czy Malfoy dobrze się czuje.

– Dziękuję – odparł po prostu.

– Nie ma sprawy. A teraz mnie puść, bo to jest zdecydowanie najdziwniejsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła.

Draco uśmiechnął się tylko.

,,,

Draco Malfoy był więcej niż wdzięczny. Zarówno za możliwość pozbycia się Mrocznego Znaku, jak i lek dla matki. Severus ukończył go wieczorem i Draco zdecydował się od razu wracać do rodziców. Miał ze sobą odpowiedni świstoklik do domu, który załatwił mu ojciec.

– Mam nadzieję, że w najbliższym czasie się tu nie pojawi – przyznał potem Harry. – Przebywanie z nim na dłuższą metę, jest uciążliwe.

Severus popatrzył na niego rozbawiony. Obaj szykowali się powoli do snu. Leżeli już w łóżku, więc Harry sięgnął jeszcze na chwilę po dziennik i zaczął go przeglądać.

– Uciążliwy mówisz? – spytał Severus, przysuwając się bliżej. Pocałował męża w kark.

– Takie trochę duże, rozkapryszone dziecko. To, że zacząłem go tolerować, jeszcze nie znaczy, że chcę przebywać w jego obecności dłużej niż to absolutnie konieczne.

Severus skinął głową, nie przerywając pocałunków.

– Znowu zaczytujesz się w dziennik, co? – spytał, zerkając mu przez ramię.

– Jego autor może i był...

– Dziwny? – podsunął Severus.

– Miałeś na myśli, że zdrowo trzepnięty. Ale odwiedzał interesujące miejsca. Co kolejne to bardziej fascynujące. To niezwykłe – powiedział. Odłożył dziennik na bok i odwrócił się na plecy. Objął ramionami szyję męża i pocałował. – Kiedy byłem dzieckiem, zawsze marzyłem, że jako dorosły będę podróżował. Wprawdzie nie zakładałem takich zwariowanych wypraw, tropem jednego z największych czarodziejów w dziejach, ale cóż. To też jest fajne.

– Mówiłem ci to już i powtórzę znowu. Ty uwielbiasz czuć adrenalinę. Spokojne życie na dłuższą metę ci nie służy.

– Oczywiście, że mi służy. I to nie jest bynajmniej walka z wariatem. A to już jest duży plus.

– Ty i te twoje argumenty. W porządku. Rozumiem, że taki po prostu jesteś. To co wyczytałeś ciekawego tym razem? Kolejny ciekawy składnik?

– Nie jestem pewien. Włosy jednorożców są naprawdę bardzo cenne? – spytał nagle,

Severus popatrzył na niego uważnie.

– Oczywiście, że tak. To jedne z najpiękniejszych czarodziejskich stworzeń. Ich włosów używa się w końcu przy tworzeniu różdżek. Skąd to pytanie?

– Salazar twierdził, że znalazł w Azji stworzenie będące tamtejszym jednorożcem.

– Chyba wiem, o czym mowa – przyznał Severus. – Więc Chiny?

– Chiny – potwierdził Harry,

,,,

Prowincja Hunan w północno-zachodniej części Chin przywitała ich ciepłem i mgłą. Świstoklik przeniósł ich do miejscowości Zhangjiajie, która znajdowała się na terenie rezerwatu przyrody.

Kiedy znaleźli się na obrzeżach, ich oczom ukazał się niesamowity widok. Jakieś kilka kilometrów od nich widzieli górskie zbocza, porośnięte bujną, subtropikalną roślinnością. Ale to właśnie góry były tym, co zrobiło na nich największe wrażenie. Wierzchołki były ostre, a pośród nich spośród drzewa wystawały skalne kolumny. Severus niemalże zacierał ręce na myśl o roślinach, które mógł tu przy okazji znaleźć. Chiny w końcu od wieków słynęły z dziko rosnących ziół i przypraw.

Mieli świadomość, że takie miejsca są często odwiedzane przez turystów. Rezerwat Wulingyuan nie był wyjątkiem. Można było się po nim poruszać wytyczonymi ścieżkami.

– Jak tu pięknie – powiedział Harry. Czuł się jak mrówka, patrząc w górę na wysokie skały, porośnięte roślinnością. Gdzieś w oddali dało się słyszeć szum wodospadu.

– Nie ująłbym tego lepiej. – Severus uśmiechnął się.

Oczywiście nie mieli zamiaru trzymać się wyznaczonych szlaków. Ich celem było odnalezienie mitycznego stworzenia. Znaleźli o nim trochę w jednym ze starych podręczników do opieki nad magicznymi stworzeniami. W rozdziale o jednorożcach autor napisał o ich azjatyckim odpowiedniki.

Qilin lub jak nazywali go niektórzy Kirin, nie był oczywiście jednorożcem, ale zachodnia literatura tak go nazwała i nikt później nie kwapił się do szerszych wyjaśnień. Nie można było jednak zaprzeczyć, że był ciekawym stworzeniem, w które wierzyli nawet tutejsi niemagiczni ludzie.

Pojawienie się Qilina uważano zawsze za dobry znak oraz symbol, że znaleziono się pod łaską Niebios. Stworzenie ukazywało się tylko tam, gdzie ludzie byli życzliwi i panowała pełna harmonia. Mugole wierzyli, że po raz pierwszy ukazał się za panowania Żółtego Cesarza, czyli około 2500 roku przed naszą erą. Harry uznał, że to logiczne skoro tego właśnie cesarza uznawano za protoplastę narodu chińskiego. Jeśli wierzyć zapiskom był wynalazcą takich rzeczy jak pismo, kompas, koło garncarskie, medycyny czy kalendarza. Czyli zasłużył na to, aby spotkać mityczne stworzenie.

Sam chiński jednorożec przedstawiany był w różnych wariantach. Mógł mieć jeden, dwa, a nawet trzy rogi. Podobnie jak inne stworzenia w chińskiej mitologii, złożony był z części innych zwierząt. Najczęściej przedstawiano go z głową smoka, rogami jelenia, łuskami ryby, kopytami wołu i ogonem lwa. Harry zastanawiał się, gdzie tu niby podobieństwo do jednorożca?

– Podobno mugole wierzą, że ten cesarz władał smokiem – powiedział nagle Severus.

– Poskramiacz smoków? Nieźle.

– Przeczytałem w tym twoim całym Internecie legendę o nim. Przestań się śmiać! Wiem, że mówiłem, że ta mugolska technologia nie jest dla mnie, ale jak nie mam innych źródeł to, co mi pozostaje? – prychnął starszy czarodziej.

Smok o imieniu Yinglong przedstawiany był jako długie, wężowe stworzenie, z łapami zakończonymi ostrymi pazurami, parą skrzydeł i rogami. Uważany był też za boga deszczu. Pomógł Żółtemu Cesarzowi w walce z wrogami, zsyłając na nich potop. Jednak późniejsze z olbrzymem i diabłem przysporzyły mu ran, przez które nie mógł wrócić do niebios. Pozostał na ziemi i z tego powodu na ziemi zdarzają się koszmarne susze.

– Ale wracając do naszego jednorożca – podjął ponownie temat Harry. – Wiesz, że w XV wieku do Chin przywieziono z Afryki żyrafę? Chińczycy byli pewne, że to Qilin, który pojawia się na ziemi, gdy rządzi doskonały mędrzec. Ówczesny cesarz oczywiście kazał im przestać myśleć, jak głupcy, ale do dziś we współczesnym języku chińskim qilin oznacza żyrafę – zaśmiał się.

– Interesujące – przyznał Severus szczerze. – Chociaż nie wiem, jakim cudem tak myśleli. Żyrafa to żyrafa.

– Może dlatego, że nigdy nie widzieli żyrafy? W końcu Chińczycy raczej nie podróżowali w głąb Afryki.

– Zdecydowanie nie – przytaknął mu małżonek.

Skręcili w jedną z nieoznakowanych ścieżek. Tu było zdecydowanie ciszej. Mniej turystów i większe szanse na spotkanie stworzenia, które chcieli zobaczyć. Harry wierzył, że skoro Qilin lubił harmonię, to odnajdzie ją na łonie natury.

Ścieżka skręcała w kierunku jednego z wodospadów. Musieli uważać i ostrożnie stawiać stopy. Zwłaszcza że nagle drogę przeciął im jakiś ptak. Napił się wody, a potem ponownie zniknął wśród zieleni.

– Nawet ptaki są tutaj żywotne – podsumował Harry.

Mijali kolejne zakręty wśród skalnych iglic. Dotarli nawet do miejsca, które nazwano pierwszym mostem na Ziemi. Był to naturalny łuk skalny, który wyglądał, jakby miał zaraz się zawalić. A mimo to stał niewzruszenie od tysięcy lat.

– Nawet jeśli nie spotkamy Qilina, to i tak było warto tu przyjechać. To miejsce jest jak nie z tego świata. – Harry uśmiechnął się. Stali właśnie pod jedną z wysokich skał, które nazwali iglicami.

– To prawda. – Severus dotknął jednej ze skał. – To piaskowiec – powiedział.

– Nie znam się na skałach – przyznał Harry.

– Powinno wystarczyć ci to, że jest dość powszechny, ale występuje w różnych odmianach – przyznał, chowając kilka próbek do plecaka. Nagle coś przemknęło nad nimi. – Co to było? – spytał cicho.

Harry popatrzył w górę. Wysoko nad nimi dostrzegł jakiś ruch. Długi kształt wił się pośród rosnących na szczycie drzew.

– Nie wiem, ale jest tam – przyznał. – Wchodzimy?

– Nie odpuścisz?

– Jeśli nas nie zaatakowało, to znaczy, że nie ma złych zamiarów – zauważył młodszy czarodziej. Szybko zdjął plecak z ramion i wyjął z niego swoje buty do wspinaczki. – Twoja też zapakowałem. Na wszelki wypadek – wyjaśnił, widząc minę małżonka.

Severus wziął je szybko od niego i założył. Jak się okazało Harry zabrał też, ich woreczki z talkiem do dłoni.

– Oby nas tylko nie dostrzegł jakiś mugol – mruknął.

– Chyba jesteśmy daleko od uczęszczanych ścieżek – przyznał Harry.

– Mam nadzieję.

Wspinaczka w takich warunkach nie była łatwa. Nie mieli tutaj także żadnego zabezpieczenia. Mogli używać różdżek, ale mieli także świadomość, że w razie odpadnięcia od skały, mogą nie mieć wystarczająco czasu, na ich użycie. Niemniej jednak obie znajdowały się teraz przypięte do prawego uda.

– Dajesz radę? – spytał Harry, kiedy byli gdzieś w połowie drogi.

– Tak. Nie ma problemu, żeby znaleźć oparcie dla stóp i dłoni. Jest łatwiej niż na skałach wulkanicznych.

– Jeden plus – przyznał, wspinając się wytrwale w górę.

Kiedy dotarli na szczyt, ich oczom ukazał się zgoła niezwykły widok. Pośród drzew leżało stworzenie o długim, łuskowatym ciele. Mieniło się ono szarością i błękitem, dzięki czemu mogło łatwo skryć się w tym krajobrazie. Uniosło łeb, zdobiony pięknymi rogami, który wcześniej spoczywał na przednich łapach i popatrzyło na nich.

– Smok – powiedział cicho Harry. – Chiński smok.

– Tak – zgodził się Severus.

– Witaj. – Młodszy czarodziej uśmiechnął się do niego. Miał nadzieję, że stworzenie go rozumie. Wyglądało na to, że tak właśnie było, bo stworzenie skinęło mu głową. – Wybacz, że ci przeszkodziliśmy. Cieszę się, że nas rozumiesz.

– Czy możesz nam pomóc? – spytał Severus.

Ponieważ smok ponownie skinął głową, wiec skorzystali z okazji i usiedli przed nim.

– Potrafisz mówić? – spytał Harry. – Wiemy, że smoki potrafią, ale często nie chcą rozmawiać z czarodziejami. Nie wiem, jak jest z tymi azjatyckimi.

– Potrafię – zapewnił ich. – Ale nigdy nie rozmawiałem z czarodziejami takimi jak wy. Wybrani przez samą magię, aby ochronić czarodziejski świat.

Obaj czarodzieje popatrzyli po sobie zaskoczeni

– O czym ty mówisz? – spytał Severus. – Już obroniliśmy świat czarodziejów, kiedy wygraliśmy wojnę z Voldemortem.

– Nie. – Smok pokręcił łbem. – Groza, która nadchodzi, jest bardziej niebezpieczna, niż ten, który odszedł dzięki wam. Tym razem, zagrożeni będą wszyscy. Zarówno czarodziej, jak i wszystkie stworzenia magii. Ten, dzięki któremu tu jesteście, wiedział o tym. Krążył po świecie, poszukując sposobu na to, co niedługo nastawie ponownie. Przybył też i tu.

– Salazar Slytherin tu był? – spytał Harry.

– Był – przytaknął smok. – Wielu ma o nim mylne zdanie.

– Mają go za złego, który nad wszystko cenił czystą krew – powiedział Harry.

– Tak. Ale nikt nie zadał sobie trudu, aby zrozumieć, dlaczego tak było. Znałem go. Przeprowadziłem przez Chiny. Mieliśmy dość czasu na rozmowy.

– Jesteś smokiem, który pomagał Żółtemu Cesarzowi?

– Nie. To nie byłem ja. Ale znałem go. Odniósł zbyt wielkie razy, aby wrócić do naszego świata. Został na ziemi i spłodził potomstwo. Kolejni cesarze Chin mają w sobie jego krew.

– Więc dlatego Chińczycy mówią o sobie Potomkowie Smoka – zauważył Severus. – To nie jest bajka.

– Naród Chiński nie jest taki jak wasz. Tutaj nadal wierzą, że mogą spotkać smoka. I spotykają, ale często o tym nie wiedzą. W odróżnieniu od innych potrafimy przybrać ludzką postać. Jesteśmy panami wody. To nasza domena. Potrafimy władać wszelkimi jej formami. Ukazujemy się jako wiry wodne lub tornada. Możemy dowolnie przenosić rzeki czy wodospady.

– Wywołujecie też powodzie – zauważył Harry z przekąsem.

Smok zaśmiał się krótko.

– Młode smoki nie mają jeszcze pełni władzy nad swoją mocą. Są jak wy. Młodzi czarodzieje, którym zdarza się wybuch magii. Stąd czasem zdarza się powódź lub zbyt długo trwający deszcz. Ale odeszliśmy od właściwego wątku. Salazar był mrocznym czarodzieje. To prawda. Ale nie był zły.

– Uwięził na niemalże tysiąc lat grupę czarodziejów – zauważył Harry.

– Nie twierdzę, że nie popełniał błędów. Był wszakże jedynie człowiekiem. Wierzę jednak, że jeśli tak zrobił, to musiał mieć ku temu bardzo ważny powód. Możliwe, że chciał, aby dotrwali do tych czasów z jakiegoś powodu.

Obaj czarodzieje patrzyli na smoka, starając się zrozumieć, co usłyszeli. Smok nie uważał Slytherina za złego. A przynajmniej nie widział go tak, jak widzieli go czarodzieje.

– Czym tym powodem mogło być to nadchodzące niebezpieczeństwo? Kiedy byliśmy w Machu Picchu, magia pokazała nam wizję Hogwartu. To szkoła, którą założył Slytherin – wyjaśnił Severus.

Smok milczał przez chwilę.

– Miał trudny charakter. To dlatego często nie znajdywał zrozumienia. Wspierała go tylko jego rodzina. Dlatego często też popełniał błędy. Żądał, zamiast poprosić. Twierdził, że to on miał rację, zamiast wysłuchać zdania innych. Przy mnie zmienił się trochę. Wyciszył. Musiałem nauczyć go, jak wsłuchać się w magię. Jak żyć z nią w harmonii. Od tego czasu nie popełniał więcej błędów, przez które znienawidzili go inni – opowiadał smok. – Mówił często o swoim przyjacielu. O Godryku, jeśli dobrze zapamiętałem jego imię. On także go nie rozumiał i doszło do wielkiej kłótni.

– Podobno powodem był właśnie jego fanatyzm czystej krwi.

– Bał się, że jeśli przyjdzie mu uczyć dzieci, z rodzin niemagicznych, to ich krewni opowiedzą innymi o magicznym świecie. Dlatego tak się upierał przy swoim. To nie był fanatyzm. Zwróćcie uwagę, w jakich żył czasach. Chiny były wtedy wielką potęgą, a wasz kraj ledwie raczkował. Medycyna nie istniała, a czary traktowano jako powód do spalenia na stosie. Nie dziwcie się więc, że był tak zgorzkniały, jak o nim zapewne czytanie w księgach.

– To jego potomek wywołał ostatnią wojnę – mruknął Harry.

– Nikt nie rodzi się zły – zauważył smok. – Różne sytuacje w życiu decydują o tym, jacy jesteśmy. Dziecko rodzi się jako najczystsze stworzenie na świecie. Nie jest niczym skalane. Potem zaczyna się zmieniać. Tak samo jest z magią. Magia nie jest dobra ani zła. To czarodziej decyduje, do jakich celów ją wykorzysta. To czarodziej stworzył zaklęcia. Byliście przy źródle magii. Czuję to. Więc na pewno rozumiecie, o czym mówię.

– Ale czego magia od nas chce? – spytał Severus. – Wiesz może?

Smok znowu zamilkł na chwilę.

– Obawiam się, że nie potrafię wam tego wyjaśnić. To coś, o czym instynktownie wiedzą wszystkie magiczne stworzenia. Wiem tylko, że w czasach gdy Salaraz żył miało nastąpić właśnie to. Dzieje się tak co tysiąc lat. Natknął się na stare zapiski, jednak nie znalazł sposobu na powstrzymanie tego, co miało nadejść. Udał się więc w podróż, szukając rozwiązania. Wiem, że je znalazł. Zapisał wszystko i ukrył księgę.

– Chodzi ci o dziennik z jego podróży? – spytał Harry ,wyjmując go z plecaka. Pokazał go smokowi.

Wielki gad pokręcił łbem.

– Nie. Ten dziennik to wskazówki. Mapa, dzięki której znajdziecie to, co ukrył. Nie wiem, gdzie to jest. Ale czuję, że czasu jest coraz mniej. Mówi mi o tym wszystko.

– Jeśli magiczne stworzenia czują to, co ma się stać, to dlaczego nie mówią o tym czarodziejom? Nie chcą pomóc? – spytał Harry.

– Czarodzieje są zapatrzeni w siebie. Spójrz wokół. Niewielu jest takich, którzy stawiają najpierw dobro innych, a dopiero potem patrzą na siebie. W twoim zapachu czuję twoją historię. Twoi rodzice byli właśnie tacy. Poświęcili się, abyś ty mógł żyć. Jesteś czysty. Ty również – zwrócił się do Severusa. – Nie wierzysz w to, ale tak jest.

– Mówiłem to już nie raz. Robiłem straszne rzeczy – powiedział starszy czarodziej.

– Nigdy nie było i nigdy nie będzie na świecie kogoś bez skazy – zapewnił go smok. – Robiłeś złe rzeczy, aby chronić tych, którzy są ci drodzy. Magia cię wybrała, a jej woli się nie podważa. To dzięki niej wszyscy istniejemy.

– Wiesz może, czym dokładnie jest magia? Skąd się wzięła? – spytał Harry nagle. – Jeśli nas wybrała, to znaczy, że coś jej grozi?

– To także trudno wyjaśnić. Opowiem wam historię z pradziejów – powiedział.

Było to tak dawno temu, że nic wtedy nie istniało. Ziemia dopiero się narodziła, a wraz z nią mała iskierka w jej wnętrzu. W miarę jak mijał czas iskierka rosła. To sprawiało, że na Ziemi zaczęły pojawiać się różne rzeczy. Najpierw suchy ląd, potem pierwsze rośliny, pierwsze zwierzęta. Ale nie było nikogo, kto by ją rozumiał. Cierpliwie czekała jednak, aż pojawi się stworzenie, z którym będzie mogła nawiązać kontakt. Szukała cierpliwie, aż znalazła.

Pierwsi ludzie nie byli najmądrzejszymi istotami, ale potrafili docenić jej dary. Nauczyli się ją szanować. Spośród swoich wybierali tych, którzy ich zdaniem byli najbardziej godni do porozumienia się z nią. A ona uczyła ich, jak z nią współpracować. Przekazywała im swoje nauki.

Tak narodzili się pierwsi czarodzieje, którzy pełnili funkcję plemiennych szamanów. Z czasem ludzi było coraz więcej, w związku tym rodziło się też coraz więcej czarodziejów. Każde dziecko, które słyszało i widziało magię, trafiało pod skrzydła plemiennego szamana, aby w przyszłości służyć swoimi umiejętnościami plemieniu.

Nie znano wtedy różdżek. Rozwijało się jednak zielarstwo, astronomia i opieka nad stworzeniami. Każde magiczne stworzenie, które znaleziono ranne, zabierano do wioski i leczono. Potem wracało na wolność. Odwdzięczało się swoją opieką lub darem. W przypadku jednorożców były to włosy, feniks oddawał swoje pióra i łzy, niuchacz wykopywał dla nich magiczne kamienie, nieśmiałki zajmowały się uprawą roślin. Wszyscy żyli w harmonii.

Jednak co jakiś czas zdarzało się coś, co sprawiało, że magia była niespokojna. Jakby pękały jakieś bariery. Szamani mówili, że na niebie pojawiało się coś złego. Coś, co zakłócało stabilność magii. Wszyscy szamani nauczyli się odczytywać znaki i dzięki mocy, jaką otrzymali, wiedzieli co robić. Jak ochronić moc, która była im tak droga. I samą magię przy okazji.

Z czasem jednak harmonia magii przestała być najważniejsza i czarodzieje zapomnieli o swoich powinnościach. Pamięć o tak istotnych sprawach uległa zapomnieniu i niewielu o niej pamiętało.

– Nie wiem, co powiedzieć – przyznał Harry, kiedy wysłuchali tej opowieści. – Czyli coś się zbliża i czarodzieje powinni o tym pamiętać?

– Ale zapomnieli – dodał Severus. – A ostatnią osobą, która odkryła, że coś się wydarzy, był Salazar Slytherin.

– Chyba obaj myślimy to samo. – Harry popatrzył na męża. – Jego dziennik prowadzi nas do rozwiązania, którego szukamy. Magia nie może nam powiedzieć wprost, co się wydarzy.

– Ona chce, byście obudzili pamięć, która uległa zapomnieniu przez wieki – przyznał smok. – To nie będzie łatwe. Ale magia was chroni i prowadzi. Zaufajcie jej tak, jak ufacie sobie nawzajem.

– My to nie możemy mieć spokoju – przyznał Severus. – Zawsze musimy się pchać w przygody. I zasadniczo, to twoja wina.

Harry wyszczerzył się tylko w odpowiedzi i pocałował go.

– Dobra. Czas wracać na dół – przyznał po chwili.

– Wsiadajcie. Podrzucę was bliżej ludzi – powiedział smok, wskazując na swój grzbiet.

– Fajnie. Na smoku jeszcze nie latałem – przyznał Harry, od razu korzystając z okazji. Severus z lekkim oporem usadowił się za nim, po czym smok wzbił się w powietrze. – To się nazywa pęd!

W szybkim tempie znaleźli się w pobliżu jednej z głównych ścieżek. Słyszeli już nawet głosy innych turystów.

– Dziękujemy za pomoc – powiedział Harry. – Nie spytaliśmy jak ci na imię.

– Jestem Bojing. W waszym języku oznacza to łagodne fale. Bywajcie wybrańcy magii. Jestem pewien, że jeszcze się spotkamy – zapewnił, znikając po chwili wśród koron drzew.

Przez chwilę stali, patrząc w miejsce, w którym jeszcze niedawno był smok.

– No... To było ciekawe. I już chyba wiem, kto nauczył Salazara pisać zagadkami – mruknął Harry.

Severus tylko wziął go za rękę i po przebraniu butów, wrócili na główną ścieżkę, jakby nigdy nic.

Noc postawili spędzić w pobliskim hotelu. Na szczęście udało im się dostać wolny pokój. Z chęcią spróbowali też prawdziwej chińskiej kuchni. Harry'emu bardzo zasmakowała kapusta na ostro i zupa z makaronem ugotowana na podsmażonej wieprzowinie.

– Może ponegocjuję o przepis – przyznał Harry.

Severusowi oczywiście też smakowało, ale jego wyczulony na zapachy nos od razu wychwycił użyte w potrawach zioła. Miał zamiar przejść się do jakiegoś gospodarstwa i poprosić o możliwość zakupienia małego zapasu.

Po kolacji odświeżyli się po całym dniu i niemalże padli na łóżko. Żaden z nich przez dobre dziesięć minut nie ruszał się.

– Nie mam siły nawet myśleć – przyznał w końcu Harry.

– Przecież Gryfoni nie potrafią myśleć – przypomniał mu Severus, za co zarobił łokciem w żebra. – Ok. Jesteś wyjątkiem od reguły.

– No – powiedział z zadowoleniem brunet. Potem wsunął się pod kołdrę i ułożył wygodnie. – Ciekawe czemu magia wybrała nas?

– Może dlatego, że rzucasz się bez namysłu w każde niebezpieczeństwo, a ja muszę cię z niego wyciągać? – podsunął Mistrz Eliksirów. Położył się obok i objął małżonka ramieniem.

– Może – przyznał. – W ogóle wiesz, że w Chinach mają inne znaki zodiaku?

– Wierzysz w coś takiego? Nie zachowuj się jak ta nawiedzona Sybilla Trelawney. Słowo daję, że ta kobieta coś bierze – prychnął Severus.

– To podejrzewaliśmy od zawsze – przyznał Harry. – Nawet się zakładaliśmy z chłopakami. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że każdy rok też ma swój znak zodiaku, który w jakiś sposób wpływa na twoją osobowość.

– I spod jakiego znaku ty niby jesteś?

– Wychodzi na to, że małpy.

Severus nie potrafił powstrzymać śmiechu. W jakiś sposób pasowało to do Harry'ego.

– Śmiej się dalej. Ty jesteś spod znaku szczura – powiedział Harry.

– Dobra, rozumiem. Te chińskie znaki są dziwne – mruknął Severus.

– Jeśli w sklepiku z pamiątkami, będzie jakiś breloczek ze znakiem zodiaku, to sobie kupię na pamiątkę – stwierdził Harry sennie.

– Jakżeby inaczej.

– A tobie kupię taki ze szczurem.

Tego Severus też był pewien.

,,,

W nocy Harry miał dziwny sen. Śniło mu się, że siedzi na grzbiecie chińskiego smoka. Lecą pod rozgwieżdżonym niebem. Harry z zachwytem patrzył w górę, podziwiając Drogę Mleczną, kiedy jego uwagę przykuł nagle jakiś rozbłysk. Kiedy spojrzał w tamtą stronę, obudził się nagle.

Złoty Chłopiec usiadł powoli na łóżku. Nadal był zaspany i starał się zrozumieć, co się właśnie stało. Nie mógł sobie jednak przypomnieć szczegółów snu. Już miał się położyć ponownie, kiedy zauważył coś za oknem.

Z ich pokoju widok rozciągał się na pobliskie wzgórze. Sięgnął po swoje okulary, wstał z łóżka i otworzył okno, żeby mieć lepszy widok. Kiedy zrozumiał, co stoi na wzgórzu, oświetlone jedynie blaskiem księżyca, wciągnął powietrze.

– Severus? Obudź się. Severus – zaczął budzić męża.

– Co jest...? – mruknął zaspanym głosem Mistrz Eliksirów i otworzył oczy. – Coś się stało? Jest... Harry jest trzecia w nocy – zauważył, kiedy jego wzrok padł na zegar na ścianie.

– Wiem, ale chodź szybko. Bo sobie pójdzie – nalegał Harry.

– Kto sobie pójdzie? – spytał. Dał się jednak wyciągnąć z łóżka i podszedł do okna. Sen od razu go opuścił, kiedy zrozumiał, na co patrzy. – Czy to jest...?

– To chyba Qilin – powiedział Harry. – Aportujmy się do niego.

Chwilę później obaj stali na wzgórzu przed mitycznym, chińskim stworzeniem. Nie miało jednak lwiej głowy. Bardziej przypominał konia, któremu dodano cechy innych zwierząt. Jego ciało było pokryte mieniącymi się łuskami, ale posiadało też długą grzywę i zakrzywiony róg.

– Jesteś piękny – przyznał Harry ,uśmiechając się do stworzenia. Qilin nie wyglądał na przestraszonego ich nagłym pojawieniem się. Tak jakby na nich czekał. Nagle odwrócił się i zaczął gdzieś iść. – Dokąd idziesz?

– Chodźmy za nim – zadecydował Severus. W ogóle nie zwrócił uwagi na to, że obaj są boso. To nie było ważne. Spotkali stworzenie, którego szukali.

Jakieś dziesięć minut później znaleźli się na małej, oświetlonej księżycem polanie. Rosły na niej różne zioła, stosowane od tysiącleci w medycynie chińskiej.

– To dla nas? – spytał Severus. Qilin spojrzał mu w oczy i Severus miał wrażenie, że słyszy jego głos:

"Wykorzystajcie je mądrze. Magia na was liczy."

Mistrz Eliksirów był w stanie jedynie przytaknąć i zabrał się do pracy. Coś mu mówiło, że rano ta polana nie będzie już dostępna.

Harry w tym czasie odważył się pogłaskać delikatnie chińskiego jednorożca.

– Ty także czujesz, że coś się wydarzy – powiedział. Stworzenie skinęło lekko łbem, rozumiejąc najwyraźniej jego słowa. – Nie wiemy jeszcze co, ale dowiemy się. I zrobimy wszystko, żeby to powstrzymać – zapewnił.

Po powrocie będzie musiał poświęcić więcej czasu na tłumaczenie dziennika. I skontaktować się z załogą Morskiego Upiora.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top