Rozdział 1

Ten pomysł krążył mi po głowie od dawna i pierwotnie miał to być oneshot napisany dla kogoś w prezencie. Jednak wszystko zaczęło żyć własnym życiem i jak widać ficzek będzie miał więcej niż jeden rozdział. Nie jest to nic górnolotnego, ale napiszcie mi co myślicie.

Rozdział 1

-... i pani Vaia znowu wylądowała w areszcie. Syn musiał ją wyciągać...

-... narzeka na swoją żonę do tego stopnia, że naprawdę nie wiem czemu się z nią nie rozwiedzie...

-... mały Kai znowu narozrabiał. Jego ojciec musiał go osobiście odebrać ze szkoły...

-... i po raz kolejny w wiadomościach straszą tajfunem. Będę musiała zabezpieczyć łódź i dach. Ostatnio straciliśmy trzy okiennice...

Wiedział, że zna ten głos, ale nie mógł go w tej chwili dopasować do żadnej twarzy. W ogóle nie był w stanie przypomnieć sobie nikogo. Jego umysł co jakiś czas rejestrował urywki rozmów. Jakby ktoś opowiadał mu o tym co się niedawno wydarzyło. Czasami słyszał też muzykę. Nie znał autora tych utworów, ale podobały mu się. Sprawiały, że jego umysł się relaksował i znowu odpływał w stan błogiej nieświadomości. Co jakiś czas docierały też do niego inne dźwięki, szum fal i inne odgłosy, których nie potrafił nazwać. Wiedział, że je zna, ale miał wrażenie, że wszystko jest jakby za mgłą. Pamiętał, że czuł czasem wokół siebie wodę i ciepło słońca na skórze, kiedy dolatywał do niego słony zapach morskiej wody. Dziwne... Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był na jakiejś plaży.

Jego ciało było takie ciężkie, jakby nie należało do niego. Czuł swoje ręce i nogi, ale nie mógł nimi poruszyć. Denerwowało go to, że nie miał władzy nad samym sobą. Jak przez mgłę pamiętał, że ktoś podnosi jego ręce i nogi, a potem masuje plecy. A może to był tylko sen? Nie miał pojęcia.

Znowu słyszał szum fal i jakiś inny irytujący dźwięk niedaleko. Jakieś ptaszysko się uzewnętrzniało w dość irytujący sposób siedząc na parapecie okna. Białe, z żółtym dziobek i pletwami. Mewa. Dopiero po chwili zrozumiał, że to mu się nie śni i naprawdę widzi mewę. Ptak popatrzył na niego i znowu zaczął wydawać te koszmarne odgłosy. Gdyby tylko miał w ręce swoją różdżkę, to ptaszysko skończyłoby jako pieczyste na obiad jakiegoś kota.

Jego oczy otworzyły się szerzej, kiedy przypomniał sobie ostatnią rzecz przed osunięciem się w ciemność. Czarny Pan mówiący o czarnej różdżce, potem atak Nagini, okropny ból w szyi i zielone oczy Pottera. Z wielkim trudem poruszył ręką żeby dotknąć szyi. Wyczuł pod palcami bliznę, ale nic poza tym. Żadnej krwi. Istniały więc dwie możliwości: albo naprawdę jakimś cudem przeżył, albo trafił do nieba z domieszką piekła w postaci tego irytującego ptaszyska. Z trudem odwrócił się na bok w kierunku okna. Próbował podeprzeć się na łokciu, ale to już okazało się być ponad jego siły. Miał wrażenie jakby nie używał mięśni od miesięcy. Powoli, ostrożnie poruszył nogami i rękoma. Nie miał z tym problemu, ale po tych kilku ruchach poczuł się zmęczony. Zmiana pozycji dała mu jednak możliwość rozejrzenia się dookoła.

Leżał na łóżku, twarzą zwrócony w kierunku otwartego okna, za którym widział idealnie błękitne niebo. Słyszał też szum fal. Miał jednak pewność, że nie był w Wielkiej Brytanii. Było na to za ciepło. Starał się zebrać myśli, ale jego mózg chyba nadal nie pracował jeszcze z pełną mocą. Spokojnie i bez nerwów zaczął porządkować swoje myśli. Znajdował się w jakimś obcym miejscu, nie wiedział czyj to dom, Miał jednak pewność, że skoro tu był to ktoś zabrał go z Wrzeszczącej Chaty i zajął się nim. Tylko dlaczego? Ból w mięśniach, jaki zaczął odczuwać, utwierdził go w przekonaniu, że jednak jest jak najbardziej żywy. Rozwiązanie zagadki jakim cudem postanowił zostawić na później. Najpierw musiał jakimś sposobem odzyskać mobilność. Spróbował znowu podeprzeć się na łokciu. Przyszło mu to z wielkim trudem. Powoli przesunął się na skraj łóżka. Oparł dłoń na szafce nocnej i podciągnął się wyżej na rękach, a potem runął na podłogę z głośnym hukiem.

W następnej minucie wydarzyło się nagle kilka rzeczy. Usłyszał zbliżające się szybko kroki, ktoś wpadł do pokoju z okrzykiem zaskoczenia i pomógł mu usiąść opierając się o łóżko.

- Na gacie Merlina... W końcu się pan obudził, profesorze – powiedział ktoś.

Severus Snape właśnie zrozumiał do kogo należał głos, który słyszał co jakiś czas. Patrzył prosto w zielone oczy Harry'ego Pottera, który miał minę jakby nie wiedział czy śmiać się czy płakać. Chłopak wyglądał jednak na starszego niż go zapamiętał. Nadal miał te swoje niesforne, czarne włosy przypominające ptasie gniazdo na głowie, z tą różnicą że teraz były dłuższe i związane na karku w luźny kucyk. Skóra miał mocno opaloną, a na lewym bicepsie chłopaka Severus zauważył tatuaż.

- A myślałem, że to ja sprawiam problemy – odezwał się znowu Harry siadając nieco na ukos od mężczyzny. – Słyszy mnie pan w ogóle i rozumie? Na szkoleniu mówili zawsze, że z początku można czuć sporą dezorientację.

- Nie jestem ani głuchy ani głupi, Potter – syknął Severus, a chłopak odetchnął z wyraźną ulgą ku jego zaskoczeniu.

- Ależ mi brakowało pana sarkazmu. Ale to tylko udowadnia, że naprawdę pan kontaktuje – zaśmiał się. – A widzi pan jak trzeba?

- Bawisz się w lekarza, irytujący bachorze? – spytał patrząc na niego. Uznał jednak, że może odpowiedzieć. – Widzę, chociaż momentami wzrok mi się rozmazuje.

- To też jest normalne, ale w ciągu kilku godzin pana oczy powinny wrócić do normy – zapewnił go. – W dość spektakularny sposób obwieścił mi pan, że wrócił do świata żywych. Ale cieszy mnie to. Już myślałem, że się pan nie obudzi. Po ataku tego cholernego węża...

- Potter, skoro jakimś cudem jestem skazany na twoje towarzystwo to zrób proszę dwie rzeczy: oświeć mnie co się stało i zrób coś z tych wkurzającym ptaszyskiem na oknie! – polecił ochrypłym głosem. Harry tylko zaczął się głośno śmiać.

,,,

Pół godziny później Severus Snape siedział na łóżku oparty o poduszki po pierwszym posiłku od tamtego dnia, a Harry Potter siedział przy oknie w wiklinowym fotelu. Uciążliwa mewa została tymczasowo przegoniona, a mężczyzna dowiedział się, że spał ponad trzy lata.

- Nawet nie wiem od czego zacząć – przyznał chłopak. Albo raczej młody mężczyzna. Severus nie mógł zaprzeczyć, że irytujący bachor nie był już dzieckiem. Nadal był dość niski i bardzo szczupły w porównaniu do innych mężczyzn w jego wieku, ale widać było, że pomimo swojej niezbyt imponującej postury ma ładnie wyrzeźbione mięśnie. Aktualnie miał na sobie proste spodnie w stylu trzy czwarte i białą koszulkę typu tank top.

- Może od tego gdzie jesteśmy? – zasugerował były profesor chłopaka.

- Na Hawajach, na obrzeżach miasteczka Kukio.

Hawaje? Severus miał kiedyś w odległych planach wybrać się tutaj w poszukiwaniu rzadkich składników do eliksirów. Ale plany pokrzyżowała mu wojna, której po ataku Nagini myślał, że nie przeżyje.

- A jakim cudem przeżyłem?

Ku jego zaskoczeniu chłopak zarumienił się tak, że było to widoczne nawet przy jego opalonej skórze. Zakłopotany potarł swoje ramię ozdobione tatuażem.

- To akurat moja wina. Sam pan wie, że działam często impulsywnie – przyznał.

- Do rzeczy.

Harry westchnął i zaczął opowiadać.

,,,

- Harry, nie pomożesz mu już – mówiła Hermiona. – Jemu już nic nie pomoże. Musimy iść.

Trójka nastolatków patrzyła na nieruchome ciało swojego profesora. Na jego szyi widniała okropna, czerniejąca rana po ataku węża. Chłopak ściskał w palcach fiolkę ze wspomnieniami mężczyzny.

- Nie można go tak zostawić – powiedział stanowczo Harry patrząc na nią. – Co zostało ci w torebce z eliksirów? – spytał.

Dziewczyna popatrzył na niego zaskoczona.

- Wywar z dyptamu, maść na rany ... - zaczęła wymieniać nerwowo i wyjmować wszystko z torebki. – Harry! Co ty robisz?! – spytała przerażona. Rudzielec obok niej pozieleniał na twarzy widząc, jak jego przyjaciel zaczął oczyszczać ranę wysysając z niej jad i wypluwając go razem z krwią na podłogę.

- Boże, Harry! To cię może zabić! – powiedział Ron. – Nie pomożesz mu już!

- On żyje! Nie można go tak zostać! – odparł stanowczo. Wyczuwał pod palcami słabnący puls. Wypluł jad kilka razy, a potem złapał fiolkę z wywarem z dyptamu i polał nią obficie ranę, a potem założył prowizoryczny opatrunek.

- Jesteś szalony! – stwierdziła Hermiona, kiedy udało im się w końcu odciągnąć Harry'ego od rannego mężczyzny. – Harry, zostaw go! Nic więcej dla niego nie zrobisz! On nie ma szans przeżyć! Zrozum to!

- On nie jest taki słaby! – zaoponował chłopak. Zerknął jeszcze na leżącego na pokrytej krwią podłodze profesora, a potem dał się pociągnąć do przejścia.

,,,

- Ty kompletny kretynie! – Mewa która postanowiła zaryzykować ponowne lądowanie na parapecie zrezygnowała ze swoich zamiarów. Severus pomimo problemów z mówieniem nie mógł zostawić tej opowieści bez komentarza. – Ty zakało czarodziejskiego świata! Ty bezmózgu! Co ci strzeliło do głowy?! To cię mogło zabić!

- A no mogło – zgodził się Harry.

- Myślałem, że to James Potter miał sieczkę zamiast mózgu, ale w tym momencie przebiłeś go zupełnie – podsumował starszy czarodziej. – To jest cud, że żyjesz!

- Raczej zasługa tego co się stało na drugim roku, kiedy dziabnął mnie bazyliszek, a potem uzdrowił Fawkes – zauważył Harry. – Zauważyłem, że od tamtej pory byłem dużo bardziej odporny na trucizny i jad.

- Co nie zmienia faktu, że podjąłeś niepotrzebne ryzyko – syknął Severus. – Ty i ten twój kompleks bohatera, durny bachorze – dodał kręcąc głową.

- Przecież nie mogłem pana tak tam zostawić na pewną śmierć! – oburzył się chłopak.

- Głupi chłopaku! Ja liczyłem się z tym, że mogłem zginąć! Miałem tego pełną świadomość jak wiele ryzykuję!

- Ja też wiedziałem, że mogę zginąć! – zauważył Harry. Przez kolejną godzinę zrelacjonował byłemu profesorowi przebieg bitwy o Hogwart najlepiej jak potrafił. Nie lubił wracać do tych wspomnień, ale wiedział, że profesor nie miał innego źródła informacji. – I na koniec zwyzywałem portret dyrektora od starych manipulatorów i egoistów. Potem opuściłem Hogwart niezauważony przez nikogo – przyznał.

Severus uniósł brwi w zaskoczeniu.

- Czegoś tu nie rozumiem – powiedział wprost. – Dumbledore był starym manipulatorem, to fakt, z którym nawet ja nie zamierzam się kłócić, ale czemu uciekłeś z Hogwartu po cichu? Byłem pewien, że skoro wojna się skończyła, to zamierzasz się ożenić, mieć dzieci i zostać aurorem.

- No i właśnie w tym był problem – westchnął Harry podciągając kolana pod brodę i objął je ramionami.

- Niezbyt rozumiem w czym tu niby jest problem. Chyba każda kobieta byłaby zachwycona faktem, że może zostać żoną bohatera czarodziejskiego świata.

- No właśnie o to chodzi! Ja nie gustuję w kobietach! – wypalił w końcu chłopak.

Mistrz Eliksirów poczuł, że jego szczęka nieelegancko opada, a oczy robią się większe.

- To w takim razie jak wyjaśnisz swoje randki z panną Chang? – spytał.

- Wtedy jeszcze nie wiedziałem – mruknął Harry. – Kiedy się z nią całowałem to... No nie było tych wszystkich fajerwerków, motyli w brzuchu czy innych głupot, o których ludzie mówią, że czują w takich momentach. Wtedy zacząłem się zastanawiać czy moje zainteresowanie nie biegnie w inną stronę. I dość długo nie byłem pewien.

- To co cię utwierdziło w przekonaniu, że jednak gustujesz w mężczyznach?

- Bliźniacy Weasley – mruknął Harry przecierając twarz w dłońmi. – Na gacie Merlina... Czemu ja w ogóle panu o tym mówię?

- Bo najwyraźniej to się wiążę z twoim powojennym zniknięciem – zauważył Severus, a Harry pokiwał głową na znak zgody. – Żebyś ty był taki zgodny na moich lekcjach.

- EJ!

- To co z tymi bliźniakami?

- A tak. No więc kiedy robiliśmy zakupy przed szóstym rokiem wpadliśmy do ich sklepu. Pokazywali mi różne rzeczy na zapleczu i sam nie wiem jak to wyszło, że zaczęliśmy się całować. I to było... no wow... - przyznał Harry rumieniąc się. – Wtedy zdałem sobie sprawę, że pociągają mnie mężczyźni, ale nie miałem zamiaru tego głośno mówić. Nie miałem pojęcia jak to jest odbierane w świecie czarodziejów. W mugolskim bywa z tym bardzo różnie. Poza tym i tak miałem wtedy tyle na głowie, że na jakiś czas kompletnie o tym zapomniałem. Jeszcze Ron i Hermiona robili wtedy te swoje dziwne podchody do siebie.

- Ale to dalej nie wyjaśnia twojego zniknięcia.

- Po bitwie usłyszałem coś, co raczej nie było przeznaczone dla moich uszu...

,,,

Harry wracał powoli do Wielkiej Sali po upewnieniu się, że wszyscy ranni otrzymują właśnie pomoc od uzdrowicieli. Z pomocą Neville'a i Luny przejrzał wszystko co było w skrzydle szpitalnym i zanieśli wypełnione eliksirami pudła do pomagającym. Miał zamiar jeszcze iść do gabinetu dyrektora po raz ostatni, ale najpierw chciał się upewnić, że wszystko jest w porządku. Remus i Tonks zginęli i ciężko to przeżywał, ale cieszył się, że jego chrześniak był bezpieczny pod opieką swojej babci. Zamierzał ich odwiedzić kiedy się ogarnie. Jeszcze nie wiedział czy będzie mieszkał w domu po Syriuszu, a może odbuduje dom w Dolinie Godryka i tam zamieszka. Albo kupi zupełnie nowe miejsce. Wchodząc do Wielkiej Sali z ulgą zobaczył, że Fred Weasley odzyskał przytomność po koszmarnym ataku, który omal go nie zmiażdżył. Rudzielec był cały pokryty bandażami i śmierdział jakąś wybitnie paskudną maścią, ale żył.

- Hej. Dobrze, że żyjesz – uśmiechnął się Harry siadając obok niego i George'a. – Gdzie reszta?

- Gdzieś tu krążą – powiedział George. – Ale musimy cię ostrzec i w sumie dobrze, że w tej chwili nikogo więcej tu nie ma – przyznał rzucając zaklęcie zapobiegające podsłuchiwaniu. Harry popatrzył na nich zaskoczony.

- Coś się stało? – spytał chłopak niepewnie.

- Jeszcze nie. Fred podsłuchał coś niepokojącego. Rozmowę mamy z Ginny. Byli też przy tym Ron i Hermiona.

- Zaczynam się bać.

- Wiedziałeś, że Dumbledore był twoim magicznym opiekunem? – spytał Fred. Harry popatrzył na nich w szoku. Że niby co? Nikt nigdy nie wspomniał mu o czymś takim. Jeśli tak było to czemu tkwił u Dursleyów przez tyle lat? Ale to by wyjaśniało czemu to Dumbledore miał jego klucz do skrytki bankowej. – Po twojej minie już widać, że nie miałeś o niczym pojęcia. W każdym bądź razie słyszałem, jak mama mówiła, że stary piernik podpisał w twoim imieniu kontrakt przedmałżeński. Miałbyś ożenić się z Ginny.

- Co? – jęknął Harry.- Wkręcacie mnie. Nie ma takiej opcji! Ona jest dla mnie jak młodsza siostra. Poza tym ja jestem....

- Wiemy, stary, wiemy – zapewnił go George.

- Więc chyba wystarczy, że to powiem? I będzie po problemie.

- To tak nie działa. To magiczny kontrakt. Nie może zostać zerwany od tak, ale jeśli udowodnisz, że został spisany nielegalnie można go zerwać. Musisz to zrobić u Gringotta.

Harry jęknął. Cudownie! Podczas ostatniej wizyty w banku narobił takiego zamieszania, że gobliny jak nic go nienawidzą. Najpierw będzie musiał je przeprosić i udobruchać, a dopiero potem może coś wskóra. W każdym bądź razie rozmowa z goblinami i tak była atrakcyjniejszą perspektywą niż ślub z Ginny.

- Uwierz nam stary. Ginny jest zachwycona, bo kocha się w tobie od lat. Ron cieszy się, że wejdziesz do rodziny, a Hermiona uznała, że to w zasadzie będzie dla ciebie najlepsze, bo zawsze brakowało ci rodziny i poczucia przynależności do jakiejś. A skoro nas traktujesz jak rodzinę już od dawna, to ślub jest tylko formalnością i planują go jak najszybciej.

- Czy ich wszystkich powaliło? – spytał cicho Harry. – Jaki ślub do cholery? Nie mam zamiaru się żenić! Jakby ten stary manipulator żył, to chyba bym go udusił gołymi rękami. Przepraszam was, ale muszę mu wygarnąć. Skontaktuję się z wami później – obiecał wychodząc szybko z Wielkiej Sali.

,,,

- I tak to wyglądało – powiedział Harry. – Kosztowało mnie potem sporo wysiłku żeby przeprosić gobliny. Myślałem, że mnie przeklną czymś paskudnym, kiedy mnie zobaczyły. Na szczęście dały się udobruchać nowym strażnikiem.

- Dałeś im nowego smoka? – spytał zaskoczony Severus.

- I tak i nie. Dałem im „Dragon's Doll" –wyjaśnił, a mężczyzna wciągnął mocniej powietrze. – Z początku nie miałem bladego pojęcia co to jest, ale po kolei. Po wyjściu z gabinetu dyrektora znalazłem Rona i Hermionę i spytałem ich co to za szaleństwo z tym ślubem. I to był mój błąd, że w ogóle poruszyłem ten temat. Zaczęli mnie przekonywać, że z Ginny będzie mi dobrze, że będzie dla mnie fantastyczną żoną, że zadba o mnie. Nie wątpię, że Ginny jest materiałem na żonę, ale nie dla mnie. Nie docierało do nich, że ja w niej widzę tylko siostrę. W końcu się pokłóciliśmy, kazałem im przemyśleć co za bzdury gadają i, że wrócimy do tej rozmowy dopiero, jak wróci im zdolność logicznego myślenia. Krążyłem wkurzony po korytarzach, kiedy przypomniałem sobie o panu. Pobiegłem do bijącej wierzby. Wszyscy byli w zamku więc nikt nie zwrócił uwagi, że biegnę przez błonia. Kiedy okazało się, że pan nadal żyje poczułem taką ulgę. Zabrałem pana na Grimmauld Place, zmieniłem zabezpieczenia i ściągnąłem Stworka z Hogwartu. Okazało się, że zaopiekował się Mrużką, która źle znosiła brak przynależności do jakiejś rodziny. Zaproponowałem jej więc służbę u mnie. Widział pan kiedyś szczęśliwą skrzatkę? To jest nic w porównaniu do radości Mrużki.

- I co? Zostawiłeś swoje skrzaty w Anglii? – spytał zjadliwie Snape.

- Oczywiście, że nie. Oboje są tu ze mną. To Mrużka głownie zajmuje się domem. Stworek ma już naprawdę swoje lata, ale jest dobry w ochronie domu. Nie narzekam na ich pomoc. Ale wracając do „Dragon's Doll". Wiedziałem, że nie mogę się pokazać w banku z pustymi rękoma. Zacząłem więc szukać czegoś co nadawałoby się na rekompensatę.

,,,

Harry przeglądał kolejną księgę z prywatnej biblioteki, którą razem z domem odziedziczył po Syriuszu, kiedy Stworek oznajmił mu, że przed domem znowu kręcą się jacyś zdrajcy krwi.

- Stworku... Prosiłem cię o nieużywanie takich słów – przypomniał mu Harry.

- Pan wybaczy, ale takie określenie pasuje – powiedział skrzat. Harry wstał z fotela i zerknął za okno. Stali tam znowu Ron, Hermiona i Ginny.

- Mówiłem im wyraźnie, że nie mam ochoty na rozmowy z nimi – mruknął. – Poza tym tracą czas. Nie wiedzą przecież czy tu jestem czy nie.

- Stworek ma ich przepędzić? – spytał skrzat.

- Nie. Niech sobie tam stoją skoro nie mają nic lepszego do roboty. Ale w sumie dobrze, że jesteś Stworku. Chcę cię o coś zapytać. Narobiłem trochę zamieszania w banku i chcę przeprosić gobliny. Szukam czegoś do mogłoby zrekompensować im stratę strażnika. Inaczej obawiam się, że nigdy mnie już nie wpuszczą do banku.

- Pan mógłby im podarować „Dragon's Doll" – powiedział skrzat.

- Co takiego?

- Pan pójdzie za Stworkiem – polecił ruszając w kierunku drzwi, a potem zaczął wspinać się na piętro. Harry o drodze zerknął jeszcze do pokoju, w którym leżał profesor Snape. Z pomocą skrzatów udało mu się trzymać ranę pod kontrolą, ale Mrużka powiedziała mu wprost, że nie wiadomo czy mężczyzna kiedykolwiek się obudzi.

- To zła trucizna, proszę pana – mówiła skrzatka. – Bardzo zła i silna. To cud, że on żyje.

Harry wiedział, że to faktycznie cud. Tak samo jak to, że sam przeżył wojnę. Czarodziejski świat był bezpieczny, więc czemu inni nadal próbowali nim manipulować? Miał tego serdecznie dość. Chciał od teraz żyć, tak jak chciał, a nie pod czyjeś dyktando.

Stworek zaprowadził go do dość mocno zagraconego pomieszczenia. Było tam pełno worków z rzeczami, które Syriusz chciał wyrzucić po sprzątaniu domu. Skrzat zaczął się rozglądać i mruczeć pod nosem coś o splugawieniu rodowych własności. Po chwili złapał jeden z worków i wysypał jego zawartość na podłogę.
- Proszę – powiedział po chwili wkładając Harry'emu w ręce figurkę smoka. Wyglądała jak zrobiona ze złotych blaszek i chłopak ciekawie zaczął ją oglądać obracając w dłoniach.

- Ładna – przyznał Harry.

- To strażnik, proszę pana. Pan domu przywiózł go kiedyś z jednej z wypraw – wyjaśnił Stworek. Harry domyślił się, że chodził pewnie o ojca Syriusza. W końcu o samym Syriuszu skrzat nigdy nie wypowiadał się z zachwytem.

- Jesteś pewien, że można sprezentować go goblinom? Bo jeśli to jakaś ważna dla ciebie pamiątka, to...

- Stworek dostał już od pana pamiątkę – zapewnił skrzat wskazując na medalion, który nadal nosił. – Stworkowi więcej nie trzeba. Pan pomógł Stworkowi, a teraz Stworek pomoże panu.

- Och, dziękuję Stworku. To bardzo miło z twojej strony – uśmiechnął się Harry.

Wieczór spędził słuchając wyjaśnień Stworka odnośnie figurki smoka, a następnego dnia bardzo wcześnie rano Harry udał się do banku. Okazało się, że odpowiednim zaklęciem można było aktywować figurkę, która powiększała się do rozmiarów prawdziwego smoka i wykonywała rozkazy swojego nowego pana. Harry miał nadzieję, że taki strażnik będzie odpowiednim zamiennikiem prawdziwego smoka. Chciał wszystko załatwić najszybciej jak to było możliwe. Musiał wprawdzie wyczekać na odpowiedni moment, żeby dostać się z Dziurawego Kotła na ulice Pokątną w sposób jak najbardziej dyskretny. Kiedy barman nie patrzył przemknął szybko na podwórze i otworzył przejście. Z ulgą stwierdził, że o tej porze nie było tu prawie nikogo. Nasunął mocniej kaptur na głowę i przemknął do banku. Oczywiście ledwo się przywitał, a został rozpoznany i pewnie skończyłoby się wszystko prawdziwa katastrofą gdyby nie powiedział, że przyszedł z rekompensatą za szkody i przeprosić.

Dwójka goblinów zaprowadziło go do dyrektora banku i zostało pod drzwiami. Harry miał wrażenie, że stoją tam tylko żeby mieć pewność, że nie ucieknie.

- Czyli uznał pan panie Potter, że narobił pan szkód do tego stopnia, że wypadałoby coś z tym zrobić? – spytał dyrektor banku. Harry miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie widział goblina o tak przenikłym spojrzeniu i lisim wyrazie twarzy. Zdecydowanie pasował na to stanowisko.

- Nawet gdybym nie narobił takich szkód i tak przyszedłbym przeprosić. Wiem, że to co zrobiliśmy nie było... w dobrym tonie i mogło was postawić w niekomfortowej sytuacji. Nie było to w moich planach i nie myślałem, że to się tak skończy. Niemniej jednak stało się i uważam, że należą się wam przeprosiny i rekompensata z mojej strony – powiedział Harry.

- Dziwny z pana czarodziej, panie Potter – przyznał goblin z chytrym uśmiechem. – Zakończył pan wojnę i wydawałoby się, że to wystarczy, żeby zapomnieć o wszystkim. I pewnie tak właśnie zrobilibyśmy. Pańska rodzina od wieków zlecała nam różne inwestycje i opiekę nad skrytkami i choćby dlatego moglibyśmy zapomnieć o całej sprawie za jakiś czas. Ale widzę, że jest pan honorowym czarodziejem, a to rzadkość. Nie pamiętam żeby jakikolwiek czarodziej, kiedykolwiek przyszedł żeby przerosić gobliny za cokolwiek. Raczej ma się nas za gorszych od czarodziejów. Tak samo jak inne czarodziejskie stworzenia. Ale nie przyszedł pan tutaj żeby wysłuchiwać o niesprawiedliwości na świecie. Więc? Jakąż to rekompensatę chciałby pan zaproponować?

Harry sięgnął do woreczka, który miał ze sobą i wyjął z niego figurkę smoka. Postawił ją na eleganckim biurku dyrektora banku.

- No, no, no – uśmiechnął się i skinął głowa z aprobatą. – To rozumiem. Straciliśmy przez pana strażnika, więc przyniósł pan innego. I to bardziej wartościowego niż tamten stary smok – przyznał, a dwójka goblinów przy drzwiach zaczęła zerkać ciekawie w stronę biurka. – Tak. Myślę, że to całkowicie zatrze wspomnienia o całej sprawie. Przynajmniej w pana przypadku. Gond. – Dyrektor skinął na jednego z goblinów przy drzwiach. – Wiesz gdzie go umieścić – powiedział. Goblin skinął głowa zabierając figurkę smoka i wychodząc z nią szybko razem z drugim goblinem. – Dobrze, panie Potter. Teraz możemy zapewne przejść do interesów?

- Owszem – zgodził się Harry siadając na wskazanym mu przez goblina fotelu. – Dowiedziałem się, że zostałem zaręczony wbrew mojej woli.

,,,

- Szybko okazało się, że kontrakt jest nieważny. Dumbledore nie miał żadnego prawa zawierać go w moim imieniu – przyznał Harry. – A ponieważ preferuję własną płeć wystarczyło żebym rzucił odpowiednie zaklęcie na ten nieszczęsny papierek i było po sprawie. Kontrakt sam się spalił. Potem w obecności dyrektora banku podpisałem kilka ważnych dokumentów odnośnie moich skrytek i innych rzeczy. Okazało się, że moja mama kupiła ten domek zanim jeszcze wyszła za ojca. Chciała zrobić mu niespodziankę i zabrać go tutaj kiedyś. O tym miejscu poza nią nie wiedział zupełnie nikt, więc uznałem, że to jest jakieś wyjście.

- Nie myślałem, że Harry Potter ucieknie z kraju – przyznał Snape.

- Nie nazwałbym tego ucieczką, panie profesorze. Raczej znalazłem swoje miejsce na ziemi – uśmiechnął się lekko.

- Ale nie musiałeś zabierać mnie ze sobą na drugi koniec świata. Mogłeś mnie zostawić w świętym Mungu.

- No właśnie nie – westchnął chłopak. – Miałem zamiar iść do nich i spytać o radę, ale wtedy wpadł mi w ręce Prorok Codzienny. Znalazł się tam obszerny artykuł zarówno na mój temat jak i na pana temat.

- Chyba nie pierwszy raz czytałeś o sobie? – zauważył zgryźliwie Severus.

- Przyniosę panu ten numer. Najlepiej jeśli sam pan przeczyta – powiedział chłopak wstając z fotela. Kilka minut później wrócił ze starym numer gazety, którą podał mężczyźnie.

Severus wziął ją od niego i zaczął czytać. A im bardziej wczytywał się w artykuł tym bardziej czuł narastająca wściekłość. Z jednej strony zrobiono z niego bohatera wojennego, który wart był odznaczenia Orderem Merlina Pierwszej Klasy, a z drugiej podważano jego kompetencje i rolę szpiega. Ministerstwo nie miało pojęcia czy żyje, bo jak to napisano „ciała nigdy nie odnaleziono", ale jeśli okazałoby się, że żyje, to ministerstwo miało zamiar postawić go przed sądem. W artykule było sporo wypowiedzi ludzi, którzy nie darzyli go wielką sympatią i najchętniej pewnie zobaczyliby go w Azkabanie. I nie ważne było, że przez lata szpiegował Czarnego Pana narażając życie.

- Nie mogłem pozwolić żeby postawiono pana przed sądem – powiedział Harry. – Zrobiliby to bez względu na to czy byłby pan przytomny czy nie. Możemy nie darzyć się wzajemną sympatią, ale ja wiem ile pan dla mnie zrobił przez te wszystkie lata. Może i nie potrafiłem tego docenić, kiedy byłem młodszy, ale trochę w tym pana winy. Był pan dla mnie wredny.

- Musiałem.

- Tak wiem – uśmiechnął się lekko Harry.

,,,

W ciągu kolejnych tygodni Severus powoli wracał do pełni sił. Nie było to proste ani też przyjemne, ale zaciskał zęby. Dowiedział się też w tym czasie sporo o nowym życiu Pottera.

Chłopak prowadził własny gabinet masażu i rehabilitacji. Kompletnie mugolskie zajęcie, jak z początku myślał, a co okazało się być nie do końca prawdą. Przede wszystkim Harry zmienił nazwisko i teraz posługiwał się panieńskim nazwiskiem matki.

- Potter kojarzy mi się za bardzo z czasami wojny. Nie chcę żeby tutaj ktoś dodał dwa do dwóch. Wolę być anonimowy – wyjaśnił przyczynę swojej decyzji. Tak więc tutaj był znany jako Harry Evans, Brytyjczyk, który odziedziczył dom po matce, skończył odpowiednie kursy, szkolenia i otworzył własny gabinet rehabilitacji i masażu. Pracował głownie z ludźmi po wypadkach i urazach fizycznych. Kilka razy Severus dyskretnie obserwował prace chłopaka. Wstrząsnęło nim, kiedy któregoś dnia zobaczył nastolatka z protezą nogi. Z pomocą Harry'ego uczył się chodzić.

- Co mu się stało? – spytał później, kiedy sam został po zamknięciu gabinetu postawiony na miejscu chłopca między barierkami do nauki chodzenia. Harry ćwiczył z nim codziennie żeby jego mięsnie powoli wracały do pełni sił.

- Wypadek w metrze. Nie znam szczegółów, ale ogólnie zmiażdżyło mu nogę. Nie było czego ratować – wyjaśnił Harry. – Robi coraz większe postępy, więc jestem o niego spokojny.

- A o niektórych nie jesteś? – spytał posłusznie wykonując ćwiczenia. Z początku strasznie go to drażniło, ale Harry wyjaśnił mu, że to najlepsza metoda powrotu do zdrowia. Żadne tam czary czy eliksiry. Mięśnie potrzebują same się zregenerować.

- Trafiają do mnie bardzo różni ludzie. Niektórzy po przejściach, inni po prostu chcą się wygadać w trakcie masażu na przykład. Musze być bardzo taktowny nie mogę im powiedzieć żeby się zamknęli. Ile to razy ktoś mi tu płakał, że już ma dość, że nie wytrzyma. Musiałem wtedy przekonywać taką osobę, że robi postępy i radzi sobie coraz lepiej. To nie są czarodzieje, profesorze. To zwykli ludzie, których życie się skomplikowało.

- Możesz mi mówić po imieniu – mruknął nagle mężczyzna, a Harry popatrzył na niego zaskoczony. – Nie patrz tak na mnie, durny bachorze. Raczej sobie na to zapracowałeś.

- Ok – zaśmiał się Harry, kiedy szok mu minął.

Po dwóch miesiącach Severus w końcu był w stanie iść na powolny, samodzielny spacer. Z posesji chłopaka można było tylną furtką zejść na plażę. Mężczyzna nigdy nie pomyślałby, że uczucie bosych stóp na piasku może być takie przyjemne. Przeszedł około kilometra zanim nie zawrócił. Czuł zmęczenia w mięśniach, ale to był ten dobry rodzaj zmęczenia połączonego z satysfakcją. Musiał przyznać, że życie tutaj nie należało do najgorszych. Zdecydowanie spokojniej niż w Anglii, sąsiedzi nie byli nadmiernie wścibscy, zwłaszcza, że najbliższy z nich mieszkał dwieście metrów dalej.

Harry pracował od poniedziałku do piątku. W weekendy załatwiał swoje prywatne sprawy i odpoczywał. Severus zauważył, że chłopak miał swój schemat. W sobotę rano jechał do miasteczka na zakupy, kiedy wracał ogarniał małą szklarnię, która znajdowała się w ogrodzie, po obiedzie robił sobie godzinną drzemkę, a potem szedł na plażę. W zależności od nastroju decydował czy będzie pływać w oceanie albo na jakiejś dziwnej desce. Harry wytłumaczył mu, że to mugolski sport zwany kite-surfingiem.

- Coś jakby pływanie z latawcem – powiedział Harry, kiedy zakładał piankę pływacką. Severus siedział na tarasie na tyłach domku i obserwował chłopaka sprawnie stresującego unoszącym się w powietrzu na linkach małym spadochronem. Musiał przyznać, że nawet jeśli nie miał bladego pojęcia o mugolskich sportach, to ten wyglądał ciekawie. Może za jakiś czas mógłby spróbować.

Życie z Harrym okazało się być całkiem znośne. Znośniejsze niż chciałby kiedykolwiek przyznać. Chłopak nadal był zadziorny i bywał bezczelny, ale Severus wątpił żeby James Potter miał w sobie tyle pasji i cierpliwości do pomagania innym co jego syn. Mężczyzna złapał się na tym, że obserwuje młodszego czarodzieja. Harry kilka razy przyłapał go na tym, ale nie skomentował niczego. Uśmiechnął się tylko lekko. W soboty wieczorami siadali na tarasie na tyłach domu z kieliszkami wina i patrzyli na ocean. Harry wtedy opowiadał mu o czarodziejskiej stronie Hawajów i jakie karkołomne błędy popełniał na początku.

Przede wszystkim rdzenni mieszkańcy nie rozróżniali się na czarodziejów i mugoli. Jeśli ktoś miał czarodziejskie zdolności określano go mianem szamana. Harry sam przyznał, że z początku nie mógł przywyknąć do tego. Przyzwyczaił się do brytyjskiego sposobu postrzegania świata na magiczny i mugolski. Oczywiście tutaj także istniały obszary czysto magiczne, ale czarodzieje nie izolowali się od mugoli na siłę. No i była jeszcze kwestia samej magii. Harry na własnej skórze przekonał się, że taka magia jakiej uczył się w szkole nie do końca znajduje zastosowanie na Hawajach. Kiedy chciał naprawić dach po silnym wietrze myślał, że zwykłe „reparo" załatwi sprawę. Bardzo się wtedy pomylił. Ledwo skończył wypowiadać zaklęcie, a poczuł coś jakby prąd wzdłuż kręgosłupa i padł na ziemię. W takim stanie znaleźli go lokalni czarodzieje, których zaalarmował dziwny przepływ magii.

- Oj młody, młody – mruknęła starsza czarownica kiedy już weszli do domu i położyli go na kanapie. – Z wami przyjezdnymi to tak zawsze jest. Bierzecie się za coś, o czym nie macie pojęcia.

- Chciałem tylko naprawić dach – jęknął Harry.

- Tutejsza żyła magii jest inna, niż ta która znasz, chłopcze – powiedziała. – Tutaj nie korzysta się z magii do tak przyziemnych spraw, jak naprawy. Masz zdrowe ręce więc czemu ich nie użyjesz?

- Nie pomyślałem... Nie wiedziałem, ze tutejszy przepływ magii może być tak różny.

- Głupotę już zrobiłeś, wiec drugi raz tego nie powtórzysz – stwierdziła. – Poza tym żeby korzystać z tutejszej żyły musisz wiedzieć, jak się pod nią podpiąć. Inaczej za każdym razem skończysz właśnie tak. Hawaje w ten sposób zabezpieczają się.

- Zabezpieczają? Przed czym?

- Skąd jesteś, dziecko? – spytała czarownica czy też raczej, jak ją tutaj określano szamanka.

- Z Wielkiej Brytanii – odpowiedział szczerze. Czuł, że tej kobiecie nie można kłamać.

Pokiwała głową mówiąc mu, żeby jutro przyszedł do niej. Przeprowadzą rytuał dzięki któremu podłączy się do tutejszej żyły magii. Harry był tak zaskoczony, że tylko skinął głową.

- To dlatego nie oddałeś mi mojej różdżki? – spytał Severus upijając wina z kieliszka. Harry skinął głową.

- Nie miałem pojęcia, że tutejsza magia jest tak różna od tej jaką znałem do tej pory. Jest jak ocean. Bywa łagodna, a innym razem dzika i zabójcza. To naprawdę niezwykłe. Jak poczujesz się lepiej poproszę, żeby przygotować rytuał także dla ciebie. O ile będziesz chciał tu zostać... - powiedział niepewnie. W końcu nie wiedział czy Severus chciałby tu zostać czy jednak zaryzykować i wrócić do Wielkiej Brytanii.

Z jednej strony mężczyzna zastanawiał się nad powrotem, ale z drugiej strony czy miał do czego wracać? Nie miał tam nikogo ani niczego. A tutaj mógł zacząć zupełnie od nowa. Do warzenia eliksirów nie potrzebował wielu zaklęć. Raczej tylko tych zabezpieczających laboratorium. Wszelkie krojenie, szatkowanie czy mieszanie wykonywał ręcznie. Brakowało mu tego. Przyznał się któregoś wieczoru, że chętnie znowu zacząłby warzyć eliksiry.

- Ummmm... Piwnica stoi pusta. Można ją przerobić na laboratorium – zaproponował Harry. – Jeśli uznasz, że się nadaje, to możesz z niej korzystać do woli. No chyba, że jednak planujesz się wyprowadzić.

- Nie mów, że polubiłeś mieszkanie ze mną.

- Owszem. Byłoby mi dziwnie bez ciebie – przyznał szczerze młodszy czarodziej dolewając sobie wina do kieliszka. – Podoba mi się świadomość, że poza mną jest w domu ktoś jeszcze.

- Masz przecież skrzaty.

- Tak, ale to nie to samo. Lubię Stworka i Mrużkę, cenię ich pomoc, ale to nie to samo. Nie wiem czy wyrażam się jasno.

- Więc czemu nie znajdziesz sobie kogoś, z kim mógłbyś stworzyć poważny związek?

- Bo moja osoba to dla tutejszych trochę za dużo - powiedział Harry, a widząc pytające spojrzenie Severusa zaczął tłumaczyć: - Chodzi o to, że zbyt się różnię mentalnie. Mam inne postrzeganie niektórych kwestii. I wiem, że mnie lubią, ale nie wychowałem się tutaj i dla nich to jest bariera, którą ciężko im przekroczyć. Nie miałbym problemu, żeby umówić się na randkę czy żeby znaleźć sobie kogoś do łóżka, ale nie chcę tak. Możesz mnie nazwać niepoprawnym romantykiem, ale nie szukam miłosnych przygód. Chciałbym po prostu znaleźć tą jedną osobę tylko dla mnie – uśmiechnął się. – Chyba wypiłem za dużo, bo zrobiłem się sentymentalny.

- Gryfoni i ich marzenie o miłości do grobowej deski i zachowaniu czystości do ślubu – mruknął Severus.

- Ja może i tak – zgodził się Harry. – Ron na pewno nie. Zanim nie zaczął umawiać się z Hermioną zaliczył chyba połowę dziewczyn z naszego rocznika.

- A skąd ty to niby wiesz?

- Proszę cię. Spałem z nim w jednym dormitorium przez kilka lat. Raczej nie mam złudzeń, kiedy ktoś się wymyka w środku nocy na schadzki. Aż dziwne, że przypadkiem żadnego nieślubnego dziecka nie zrobił. Matka by go chyba zabiła na miejscu.

- Niektórych informacji mogłeś mi oszczędzić – zauważył starszy czarodziej, co Harry skwitował śmiechem i wstał z fotela żeby poprawić sobie spodnie, które zjechały mu zbyt nisko. – Nie wiedziałem, że masz jeszcze jeden tatuaż – powiedział Severus zauważając malunek w dole pleców chłopaka tuż nad pośladkami. Harry poprawił szybko spodnie.

- Mam jeszcze jeden – przyznał pokazując mu lewa stopę. Severus nie zauważył wcześniej tatuażu przy kostce, ale też nie przyglądał się jakoś dokładnie. Musiał przyznać, że tradycyjne hawajskie motywy pasowały do opalonego ciała chłopaka. I to jakiego ciała.

Domek nie był duży dysponował też tylko jedną łazienką, z której korzystali obaj. Severus przypadkiem minął się z Harrym, kiedy ten wyszedł z łazienki tylko z ręcznikiem na biodrach. Severus miał w swoim życiu różnych kochanków, ale nie przypominał sobie żeby któryś z nich wyglądał właśnie tak. Wszyscy zawsze byli podobnego typu jeśli chodziło o sylwetkę. Wysoki, smukły, o eleganckim sposobie poruszania się. A tymczasem teraz miał przed oczami zupełnie przeciwieństwo i nie wiedział co z tym fantem zrobić. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że chłopak pociąga go fizycznie. Harry był atrakcyjnym, młodym mężczyzną i chyba tylko kompletny ślepiec nie dostrzegłby tego. I te silne dłonie, które masowały jego plecy, żeby pomóc mu w szybszym powrocie do pełnej sprawności.

No właśnie. Te masaże były zarazem zbawieniem jak i kompletną torturą. Zbawieniem, bo ból w nogach i plecach, który nadal pojawiał się wieczorami ustępował, ale zastępował go inny ból w postaci czysto fizjologicznej reakcji i potrzeby. Za pierwszym razem mężczyzna nie do końca zrozumiał reakcję własnego ciała na dotyk dłoni Harry'ego i kiedy ten skończył go masować poprosił go z zażenowaniem w głosie, żeby wyszedł. Chłopak tylko uśmiechnął się zapewniając go, że to normalna reakcja na tego typu zabiegi, ale wyszedł z pokoju. Severus został sam ze swoim sztywnym problemem, którym musiał się zająć w samotności. James Potter jak nic miałby powód do radości, gdyby kiedykolwiek zobaczył go w takim stanie. Ale Harry nie był Jamesem. Dopiero po tych tygodniach spędzonych w towarzystwie chłopaka Severus zobaczył to bardzo wyraźnie. Skłamałby, gdyby powiedział, że Harry nigdy się z niego nie śmiał. Oczywiście, że się śmiał, ale robił to z zupełnie innego powodu. I o ile starał się na początku zachować w miarę jako taką powagę, tak powód jego kpin wziął górę i chłopak nabijał się z niego dobre kilka dni.

Severus w całej swojej inteligencji i znajomości eliksirów nie docenił tak prozaicznej rzeczy jak klimat i warunki atmosferyczne. Kiedy poczuł się na tyle sprawnie, że mógł samodzielnie przejść się i przyjrzeć okolicznej roślinności nie wziął pod uwagę pory dnia. Jego trupio jasna do tej pory skóra miała tego wieczoru odcień pomidora i piekła go niemiłosiernie. Harry gryzł się w język jak tylko mógł, kiedy smarował biedakowi kark i ramiona kremem na oparzenia.

- Śmiej się, śmiej durny bachorze... - burknął tylko starszy czarodziej. Potem Harry nie był już w stanie zachować powagi i rechotał w najlepsze, a przez kolejne kilka dni dogryzał współlokatorowi bez krzty żalu. Skóra Severusa dopiero po tygodniu nieco zbrązowiała i to tylko dlatego, że Harry wcierał mu w skórę odpowiednie specyfiki. Między innymi magiczny olejek, który sprawiał, że opalenizna rozkładała się równomiernie na całym ciele. Tak więc Severus Snape powoli przestawał być bladym, wiecznie ubranym na czarno nietoperzem z lochów. Teraz jedyne co przypominało mu o jego przeszłości to paskudny tatuaż śmierciożercy na ramieniu. Znamię nie miało już żadnej magicznej mocy, ale sprawiało, że miał wrażenie jakby nigdy miał się nie uwolnić od tego co było. Harry przyłapał go raz na przyglądaniu się znakowi na ramieniu.

- Nie ma żadnego czaru, który usunąłby go? – spytał wtedy.

- To nie jest zwykły tatuaż. Wykonano go z użyciem czarnej magii. Wątpię żeby jakikolwiek czar zdołał go usunąć w całości – wyjaśnił krzywiąc się.

- Więc może go zakryjesz?

- Co takiego? – Popatrzył zaskoczony na chłopaka, który odbierał właśnie od Mrużki miskę z sałatką do obiadu..

- Mugole tak robią. Czasem też mają jakiś paskudny tatuaż na ciele. Błąd młodości, zrobiony po pijaku i takie tam. Zdolny artysta potrafi ukryć takie paskudztwo pod nowym wzorem. Mogę cię zaprowadzić do gościa, który robił moje tatuaże i spytasz go czy da się zakryć ten... to paskudztwo. Słyszałem, że ludzie potrafią sobie wytatuować naprawdę głupie rzeczy. Twój znak nie jest najgorszą rzeczą. Przynajmniej wizualnie.

- Co ty nie powiesz.

- Mówię poważnie - zapewnił go chłopak. - Jak robiłem sobie pierwszy tatuaż, to słyszałem co nieco. Jeden gość po pijaku zrobił sobie po amatorsku tatuaż na nodze, który wyglądał jak fiut. Więc uwierz mi na słowo, kiedy mówię, że twój tatuaż nie jest najgorszy wizualnie. Piękny nie jest, ale pomyśl, że mogło być zdecydowanie gorzej.

Severus poczuł, jak zimny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie. Doszedł do wniosku, że mroczny znak faktycznie nie był aż taki zły. Ale i tak chętnie się go pozbędzie, jeśli tylko jest taka możliwość.

- Dobrze. Zaprowadź mnie do tego artysty. Jeśli jest chociaż cień szansy, że nie będę musiał już nigdy więcej oglądać dowodu swojej głupoty, to chętnie skorzystać.

Harry skinął głową. W piątek po skończeniu pracy Mrużka zajęła się sprzątaniem pomieszczenia, on zabrał byłego profesora do sąsiedniego miasteczka.

- Nie moglibyśmy się aportować? - spytał starszy czarodziej, kiedy stali na pobliskim przystanku czekając na autobus. Nie nawykł do korzystania z mugolskich środków komunikacji.

- Nie. Pamiętasz jak mówiłem, że Hawaje nie lubią naszego typu magii? Aportować można się tylko pomiędzy określonymi miejscami. Zresztą śpieszy się nam gdzieś? Może to dziwne, ale lubię tutejsze autobusy. Mają swoje plusy. Na przykład kiedyś spotkałem w jednym starszego szamana, który powiedział mi o hodowcy roślin wulkanicznych - opowiedział.

Chwilę później wsiedli do autobusu, Harry kupił bilety i usiedli na wolnych miejscach. W pojeździe było sporo turystów z różnych stron świata i kilku miejscowych. Harry przywitał się z jakąś kobietą, a potem wyjaśnił swojemu towarzyszowi, że to jedna z ich sąsiadek. Z autobusu wysiedli po jakichś piętnastu minutach i poszli jedną z uliczek, na której było sporo sklepików z lokalnymi produktami. Mniej więcej w połowie uliczki znajdował się salon tatuażu. Harry pchnął drzwi i weszli do środka.

- Dzień dobry - powiedział głośno chłopak. Po chwili z zaplecza wyszedł barczysty hawajczyk w wieku około pięćdziesięciu lat. Ramiona i nogi miał pokryte tradycyjnymi dla tego regionu tatuażami.

- Cześć Harry. Chcesz kolejny tatuaż? - spytał. Chłopak pokręcił głową rozbawiony.

- Nie. Ale mój przyjaciel owszem - powiedział wskazując na Severusa.

- Rozumiem - odparł artysta. - No to powiedz mi, przyjacielu co byś chciał?

Severus podwinął rękaw koszuli.

- Zakryć to - powiedział pokazując mu mroczny znak. Tatuator obejrzał dokładnie jego tatuaż. - Błąd młodości - dodał widząc badawczy wzrok mężczyzny.

- Ale sobie dałeś zrobić paskudztwo - podsumował. - Czarna magia. Na szczęście już nieaktywna. Będzie z tym trochę roboty, ale damy radę - zapewnił, a Severus popatrzył na Harry'ego.

- Jeden z tutejszych - wyjaśnił chłopak siadając sobie na jednym z krzeseł.

- Moje pytanie do ciebie, przyjacielu. - Artysta zwrócił się do Severusa. - Zostajesz tutaj czy planujesz wyjechać?

- A to jakaś różnica?

- A i owszem. Młody ci pewnie jeszcze nie wszystko wyjaśnił, ale jest różnica między zwykłym tatuażem, a takim w który wplata się magiczną nić. Łatwiej wtedy podłączyć się do tutejszej żyły magii - powiedział mężczyzna siadając na wysłużonym już fotelu. - Myślisz, że czemu tutejsi czarodzieje są tacy wytatuowani?

- Jeszcze nie zdążyłem mu wszystkiego wyjaśnić w stu procentach - przyznał Harry szczerze. - Starałem się skupić na jego powrocie do zdrowia.

Artysta pokiwał głową.

- Tak właśnie myślałem, że to ten twój przyjaciel, który był w śpiączce. Dobrze, że się obudziłeś. Harry strasznie się martwił - przyznał, a chłopak zarumienił się lekko. - Dobra. Decyzja podjęta? - spytał. Severus zastanowił się przez chwilę. W sumie Hawaje nie były najgorszym miejsce do rozpoczęcia nowego życia i stwierdził, że zostaje. Przynajmniej na dłuższy czas. - To do roboty. Od razu mówię, że będzie boleć, ale myślę, że będziesz zadowolony.

- Jestem przyzwyczajony do bólu - zapewnił Severus siadając na wskazanym fotelu. Musiał jednak szybko zweryfikować swoją pewność, że wytrzyma bez problemu. To był inny rodzaj bólu i zagryzał zęby. Harry obserwował go ze swojego miejsca i zasłaniał usta dłonią, żeby nie chichotać. - Przestań rechotać, głupi bachorze - warknął w końcu na niego. Chłopak uznał, że wyjdzie na chwilę, bo za chwilę nie wytrzyma. - Uduszę go kiedyś...

- Nie udusisz, przyjacielu - powiedział artysta. – Zawdzięczasz mu życie, to raz, a dwa zwyczajnie zacząłeś go lubić. To widać - wyjaśnił widząc niedowierzające spojrzenie swojego nowego klienta. - Harry co nieco opowiadał o tobie, kiedy robiłem mu tatuaże. Mówił, że nienawidziliście się przez lata.

- Powiedzmy, że miałem o nim nieco mylne wyobrażenie. Ale też nie mogłem być dla niego zbyt miły. Zaczynam się robić gadatliwy - mruknął Severus z zaskoczeniem.

- To znaczy, że czujesz się tu bezpiecznie. Tutaj nikt ci nie zagraża. Ludzie słuchają tylko tego, co sam chcesz im powiedzieć.

- Pierwszy raz spotykam się z takim podejściem do życia. Przywykłem do tego, że dostarczam informacji i przekazuję wiedzę. Mimo, że obu tych rzeczy nienawidziłem szczerze.

- Czasem życie zmusza nas do robienia czegoś, czego nie chcemy robić. Harry coś wie na ten temat. Mówił ci, że omal nie zmuszono go do małżeństwa?

- Tak. Widzę, że sporo o sobie mówił.

- Dzieciak musiał się chyba po prostu wygadać. Jak się siedzi kilka godzin na fotelu i robi tatuaż, to normalne, że zaczyna się rozmawiać o różnych rzeczach. Młody jest bardzo sympatyczny, ale ma swoje problemy, jak każdy.

Severus westchnął tylko zagryzając zęby, kiedy igła wbijała się w jego ramię. Jeśli mugole tak robią tatuaże, to chyba zacznie ich szanować za wytrzymałość. Harry wrócił do salonu chwilę po tym, jak tatuator zaczął wplatać w tatuaż odpowiednie magiczne symbole i mruczeć coś pod nosem przy ich wykonywaniu. Z każdym kolejnym znakiem Severus czuł delikatne łaskotanie w tym miejscu, jakby tutejsza magia poznawała jego magię i łączyła się z nią.

- Miłe uczucie, co? - spytał Harry pocierając tatuaż na swoim ramieniu.

- Poniekąd - zgodził się Severus.

Do domu wrócili, kiedy było już ciemno. Przedramię starszego czarodzieja zostało zabezpieczone specjalną maścią i opatrunkiem. Artysta wyjaśnił mu też, że może odczuwać swędzenie magii przez kilka dni. Najważniejsze dla niego jednak było, że nigdy więcej nie zobaczy na swoim przedramieniu mrocznego znaku. Ten zniknął pod misternie wykonanym hawajskim tatuażem. Poczuł prawdziwą ulgę, że w końcu nie musi ukrywać mrocznego znaku pod szatami. Teraz mógł chodzić nawet bez koszuli i nie przejmować się niczym.

- Masz ulgę wypisaną na twarzy - przyznał Harry, kiedy po kolacji usiedli tradycyjnie z lampką wina na tarasie.

- Dziwisz się? - spytał. - Myślałem, że nigdy się tego nie pozbędę, że moje przedramię będzie oszpecone do końca życia.

Harry uśmiechnął się upijając wina z kieliszka.

- Czyli... Zostajesz tutaj? - spytał po chwili.

Severus milczał dłuższą chwilę.

- Tak. Myślę, że nie jest tu tak źle, a towarzystwo nie jest aż tak denerwujące - powiedział w końcu ku rozbawieniu Harry'ego.

,,,

Im Severus czuł się lepiej tym bardziej marzył, żeby wrócić do jakiegoś twórczego zajęcia, co w jego rozumieniu oznaczało powrót do warzenia eliksirów. W takim wypadku Harry ponowił swoją propozycję urządzenia w nieużywanej piwnicy laboratorium.

- Postanowiłeś zostać, więc to teraz też jest twój dom - zapewnił zaskoczonego Severusa. - I nie próbuj się ze mną na ten temat kłócić - dodał szybko widząc, że mężczyzna już otwierał usta żeby coś powiedzieć w tym temacie.

- Głupi bachor.

- Też cię lubię - zaśmiał się Harry, a Severus zarumienił się lekko. Od wieków nikt mu nie mówił, że go lubi. To było całkiem miłe uczucie.

W taki oto sposób po zrobieniu sobotnich zakupów weszli od strony ogrodu do piwnicy. Harry musiał się najpierw nieco pomocować z zardzewiałą kłódką, ponieważ żelastwo wygrywało wszystkie dotychczasowe podejścia, wkurzył się i najnormalniej w świecie użył młotka.

- Twórczo - skomentował jego działania Severus.

- Grunt, że skutecznie - zauważył Harry otwierając drzwi i weszli do środka. - Uch... - mruknął chłopak czując smród nieużywanego od dawna pomieszczenia. Szybko otworzył okna.

- Wchodziłeś tu w ogóle kiedyś? - spytał starszy czarodziej podziwiając malowniczą i pokrytą kurzem pajęczynę w kącie pod sufitem.

- Raz. Przyznaję się bez bicia. Nada się?

- Po odpowiednim wysprzątaniu tak.

- No to mamy zajęcie na jakiś czas - przyznał chłopak przynosząc szybko wszystko co mogło im się przydać do sprzątania. Skrzaty rzuciły się chętnie do pomocy. Z ich magią sytuacja wyglądała nieco lepiej ze względu na pochodzenie. Nie mogły oczywiście zrobić wszystkiego, ale za ich sprawą pozbyli się makabrycznej ilości kurzu, pajęczyn i eksmitowali pewnie kilkadziesiąt pająków. Harry uparł się jednak, żeby ściany i sufit pomalować mugolskim sposobem oraz tak samo zająć się podłogą.

- Nie męczy cię życie bez magii? - spytał w końcu Severus, kiedy przygotowywali właśnie podłogę pod specjalne płytki. - Właściwie żyjesz jak mugol.

- Szczerze to nie - przyznał Harry przerywając czytanie instrukcji nakładania kleju. - Kiedy tu zamieszkałem dotarło do mnie, że brytyjscy czarodzieje mają spory problem z magią. Czy raczej z jej nadużywaniem. No sam powiedz czy jakiś brytyjski czarodziej dałby sobie radę chociażby ze zrobieniem śniadania, gdyby zabrać mu różdżkę? Bardzo wątpię. Gdy bywałem w Norze u Rona zauważyłem, że tam używali magii dosłownie do wszystkiego. Od takich prozaicznych rzeczy jak mycie naczyń, bo bardziej skomplikowane rzeczy. Nie twierdzę, że to było coś bardzo złego. Wtedy wydawało mi się to naprawdę fajne. Pierwszy raz byłem w magicznym domu - uśmiechnął się do wspomnień. - Ale kiedy musiałem ukrywać się z Ronem i Hermioną dotarło do mnie, jak czarodzieje, którzy nigdy nie zetknęli się z mugolską rzeczywistością są od magii uzależnieni. I to nie jest tak, że ja w ogóle nie używam magii. Po prostu tutaj nauczyłem się ją bardziej szanować i nie wykorzystywać do byle czego. Zobacz na siebie. Nie rzuciłeś żadnego zaklęcia od kiedy się obudziłeś.

Severus zastanowił się i dotarło do niego, że faktycznie od prawie trzech miesięcy nie rzucił żadnego zaklęcia. Był tak skupiony na powrocie do sprawności, że nawet nie zwrócił na to uwagi i zaczynał rozumieć o co chłopakowi chodziło. Tutejsi traktowali magię jako dar dla wybranych, ale nie jak coś oczywistego co jest zawsze pod ręką. Mieszkając w Anglii pewnie nigdy nie zastanawiałby się nad tym. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że skoro ma różdżkę to mógłby jej prawie nie używać.

- Staram się używać zaklęć, kiedy jest to naprawdę niezbędne. Na przykład kiedy nurkuję rzucam zaklęcie bąblogłowy i odnawiam je co jakiś czas. To wygodniejsze niż nurkowanie z mugolskim sprzętem, a tutejsza magia pozwala mi na to. Musisz kiedyś iść ze mną zanurkować. Myślę, że na rafie znajdziesz sporo ciekawych rzeczy i stworzeń. Dla mnie to głównie doznania wizualne i relaksacyjne, ale dla ciebie to pewnie będzie bogate źródło składników. Już nie mówiąc o tym, że darmowe - zaśmiał się Harry zabierając się za kładzenie płytek. - Jak plecy? Dasz radę się schylać?

- Bez problemu. Najwyżej mnie wieczorem wymasujesz.

- Po prostu przyznaj, że moje masaże są przyjemne - droczył się z nim chłopak. Severus skrzywił się tylko w imitacji uśmiechu. Chociaż wieczorem faktycznie musiał poprosić o masaż. Jego plecy zdecydowanie jeszcze nie były w najlepszej kondycji. Harry uprzedzał go, że minie jeszcze trochę czasu zanim odzyska pełnię sił. W końcu leżał w śpiączce aż 3 lata.

W rozmowie przy pracy Harry przyznał mu się, że zrobił kursy masażu i szkołę rehabilitacji głównie z myślą o nim. Chciał wiedzieć, jak pracować z osobą w śpiączce, żeby ta po wybudzeniu mogła szybciej dochodzić do siebie. Gdyby nie upór chłopaka i codzienne godzinne ćwiczenia podtrzymujące dobrą kondycję stawów, Severus mógłby dopiero zaczynać wstawać z łóżka. A w taki oto sposób był samodzielny i mógł chodzić od kilku tygodni. Jego kondycja powoli wracała, a mięśnie odbudowywały się. Harry co jakiś czas wspominał mu o różnych mugolskich sportach, które świetnie wpływały na wzmocnienie ciała i poprawę kondycji. Sam poza kite-surfingiem i nurkowaniem wspinał się też co jakiś czas na skałkach.

- Tam to dopiero można znaleźć ciekawie okazy - mówił. - Natknąłem się raz na sporą szczelinę, do której udało mi się wejść. Okazało się, że to stary korytarz wulkaniczny odchodzący od głównego krateru pod powierzchnią. Znalazłem tam kamienie szlachetne.

Drugi czarodziej musiał przyznać, że to było interesujące. Minerały i kamienie pochodzenia wulkanicznego miały sporą wartość przy tworzeniu eliksirów. W Anglii osiągały niebotyczne ceny, ponieważ musiano je specjalnie sprowadzać. Bardzo chętnie poeksperymentuje z nimi, kiedy jego laboratorium już będzie gotowe. Oczywiście musiał się też wybrać do tutejszego oddziału Gringotta i załatwić kilka spraw. Poza tym skoro mieszkał razem z Harrym to nie miał zamiaru żerować na nim.

W kolejnym tygodniu wybrali się do jednego z większych miast zamówić odpowiednie stoły, szafki i półki. Harry zupełnie nie wcinał się w to zamówienie, bo w końcu to Snape był tu ekspertem i wiedział czego potrzebuje do swojej pracowni. Za to kiedy wrócili spotkali mocno wkurzonego sąsiada. Severus miał już okazję poznać najbliższych sąsiadów, między innymi starą szamankę o imieniu Vaia, której specjalnością były laleczki voodoo. Jej syn właśnie wychodził z domu mrucząc pod nosem przekleństwa.

- Dzień dobry. Coś się stało? - spytał Harry.

- Znowu muszę odebrać matkę z aresztu - powiedział wsiadając do samochodu.

- Rozumiem. - Harry z trudem powstrzymywał się od śmiechu patrząc za odjeżdżającym sąsiadem.

- Z aresztu? - spytał Severus. Nie za bardzo był w stanie zrozumieć za co można aresztować staruszkę.

- Pani Vaia trafia tam mniej więcej co dwa miesiące - wyjaśnił mu Harry. - Pamiętasz jak opowiadałem ci o szamance, która sprzedawała turystom laleczki voodoo z instrukcją obsługi? To właśnie była ona. Wszystko byłoby dobrze, gdyby te jej instrukcje to były zwykłe bajeczki. A ona dołączyła prawdziwe zaklęcia.

Severus z trudem powstrzymał się od śmiechu słysząc to.

- Ale skąd mają pewność, że to jej laleczki?

- Bo założyła legalną działalność i jej laleczki mają znak firmowy.

- Wariatka - podsumował Severus.

- Może i wariatka, ale zna się na rzeczy. Jest specjalistką w tej dziedzinie, a nazywanie jej "starą wiedźmą" odbiera jako komplement. W każdym bądź razie lepiej z nią nie zaczynać. Ona przeprowadzała mój rytuał połączenia i uwierz mi na słowo, że wiem co mówię uważając, że należy się jej szacunek.

Snape nie miał zamiaru się z tym spierać. Sąsiadka może i była nieco zakręcona, ale na pewno była silną szamanką i rozumiała magię hawajskich wysp jak należy. Obaj zdziwili się jednak, kiedy szamanka zaszła do nich wieczorem nagle.

- Dobry wieczór - powiedział Severus, kiedy otworzył jej drzwi. - Czy coś się stało?

- Zbierajcie się. Dziś jest dobry czas na rytuał połączenia - powiedziała. - Idealny dla ciebie, chłopcze - dodała wskazując na Severusa. Mężczyzna popatrzył na Harry'ego, ale widząc, że chłopak skinął głową poszli za szamanką.

Za domem kobiety znajdowała się okrągła wulkaniczna skała z wyrytymi na niej symbolami. Czekało już tam kilka osób, wśród których mężczyzna rozpoznał bliższych i dalszych sąsiadów. Polecono mu zdjąć koszulę i usiąść pośrodku skały opierając na niej dłonie przed sobą. Obecni zapalili pochodnie, z których zaczął unosić się biały dym o bardzo mocnym zapachu. Najstarszy w grupie mężczyzna zaczął intonować jakąś pieśń uderzając jednocześnie w tradycyjny hawajski bębenek. Jego głos był dziwnie hipnotyzujący i Severus nawet nie wiedział, kiedy przymknął oczu wsłuchując się w niego. W pokrytym tatuażem przedramieniu poczuł nagle dziwne ciepło. Jakby tuż pod jego skórą zaczęły pełznąć cieniutkie niteczki. Uchylił powieki i z zaskoczeniem patrzył, jak magiczne części tatuażu mienią się różnymi kolorami.

"Nie walcz z tym" - usłyszał nagle w głowie. -"Pozwól magii dotrzeć do twojego rdzenia i połączyć się z nim".

Przymknął znowu oczy rozluźniając się i pozwalając magii swobodnie płynąć przez jego ciało. To było naprawdę przyjemne. Czuł coś podobnego, kiedy po raz pierwszy wziął różdżkę do ręki.

- No, dobrze poszło, chłopcze - powiedział ktoś do niego nagle. Severus otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że leży na głazie, a nad nim pochyla się szamanka razem z Harrym. - Jak się czujesz?

- Jak... - Severus usiłował znaleźć właściwe słowo. - Jakbym wrócił do domu po długiej podróży.

- Miałem podobne odczucia - przyznał Harry szczerząc się w najlepsze i pomagając mu stanąć na nogi. - Witaj w domu - powiedział.

- Wróciłem - odpowiedział po chwili uśmiechając się lekko.

Nie wrócili od razu do domu. Miejscowi uznali, że powodzenie rytuału należy uczcić. Rozpalono ognisko, sproszono sąsiadów, którzy przynieśli jedzenie i lokalne trunki i zwyczajnie bawiono się w najlepsze. Severus usiadł sobie na jednej z ławek i oglądał swój tatuaż. Już nie mienił się kolorami.

- I co się mu tak przypatrujesz? - spytała Vaia siadając obok niego i spokojnie zabierając się za obgryzanie szaszłyka, który miała w ręce. - Nie zniknie przecież.

- Mam nadzieję, bo wtedy tamten będzie znowu widoczny.

- Każdy z nas popełnia ileś błędów w życiu - powiedziała przeżuwając kawałek mięsa w ustach. - Grunt to uczyć się na nich. A za swoje błędy już dawno odpokutowałeś. Inaczej ten młodzik nie uratowałby ci życia - zauważyła wskazując na Harry'ego, który właśnie piekł coś nad ogniskiem razem z dzieciakami jednego z sąsiadów.

- Ten chłopak to jest jedna wielka zagadka. Mógł mnie przecież zostawić. Nie byłem dla niego zbyt miły, kiedy go uczyłem.

- Nic nie dzieje się bez przyczyny. Jedyne co mogę ci poradzić, to żebyś zostawił przeszłość za sobą i cieszył się nowym życiem. Żyj jak chcesz, spełniaj marzenia. Już nic cię nie ogranicza. Masz swój bagaż doświadczeń, jak każdy. Ale nie pozwól żeby cię przytłoczył. Hary też musiał się uporać z tym co było, zanim nie zaczął żyć tak jak chce.

- On jest jeszcze bardzo młody.

- Się staruch odezwał, patrzcie go - prychnęła szamanka odgryzając kolejny kawałek mięsa. - Stara to mogę być ja, a i tak czuję się wiecznie młoda. Nikt mi nie wmówi, że jeśli ciało jest stare to duch nie jest młody. W porównaniu ze mną, to jesteś jeszcze dzieckiem, chłopcze. Mam więcej lat niż wyglądam. Po prostu jestem świetnie zakonserwowana.

Severus nie miał na to argumentu i zaczął się śmiać cicho.

- Przypomina mi pani kogoś.

- Vaia.

- Proszę?

- Mów mi Vaia. Po to mam imię, żeby inni go używali.

- Severus - powiedział mężczyzna i podali sobie ręce. - No więc przypominasz mi mojego mentora.

- Tego starego manipulatora, o którym Harry czasem wspomina? Jak mu tam było? Dumbledore? - spytała.

- Dokładnie. Miał swoje wady, ale też i zalety. Był bardzo inteligentnym czarodziejem.

- Inteligencja nie wyklucza popełniania błędów - powiedziała Vaia. - Wielki czarodziej, inteligentny czy nie, ale nadal tylko człowiek. Jak wszyscy inni na tym świecie. Ja też robiłam i nadal robię różne głupoty.

- Na przykład zwiedzanie aresztu? - spytał zanim zdążył się powstrzymać. Szamanka nie obraziła się, a jedynie zaczęła śmiać.

- Już naprawdę mogliby mi dać spokój. Doskonale wiedzą, że nie zrezygnuję ze sprzedaży laleczek. Poza tym te zaklęcia wcale nie były niebezpieczne. Czepiają się szczegółów. Co jest złego w tym, że baba chce żeby facetowi za szybko nie opadł? - spytała, a Severus wypluł trunek, którego właśnie upił. Popatrzył na szamankę z niedowierzeniem, a potem zaczął się głośno śmiać. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek śmiał się do tego stopnia, żeby się popłakać. Vaia mruknęła tylko z zadowoleniem, a Severus poczuł, że zyskał pierwszą od wielu lat przyjaciółkę.

,,,

W ciągu kolejnych dwóch tygodni laboratorium było gotowe i Severus z zapałem wrócił do warzenia. Harry podśmiechiwał się z niego, że takiego zapału nie widział u niego w czasach szkolnych.

- Bo tutaj nie muszę uczyć inteligentnych inaczej - podsumował po swojemu.

Vaia dała mu namiary na odpowiednie osoby, z którymi mógł pomówić o sprzedaży swoich eliksirów. Na Hawajach nie było zbyt wielu warzycieli, więc każdy z nich był w cenie, a już taki z wieloletnim doświadczeniem cieszył się naprawdę wielkim poważaniem. Severus tym chętnie zabrał się do pracy. Kiedy jakiś eliksir potrzebował odpowiedniego czasu na ogniu, wychodził z pracowni i szedł na plażę przeszukać to co wyrzucił ocean albo szukał w okolicy rzadkich roślin. Nie znał jeszcze zbyt dobrze okolicy, więc nie zapuszczał się nigdzie daleko, ale miejscowi szamani pokazali mu gdzie najlepiej szukać w okolicy. Co jakiś czas trafiał na jakąś rzadszą roślinę rosnącą jedynie na wulkanicznej glebie. W międzyczasie eksperymentował też z tutejszymi składnikami, a wieczorami zaczytywał się w tutejszymi podręcznikanu do eliksirów, które potem próbował ulepszać na swój sposób.

Harry w końcu też namówił go na pierwszą próbę nurkowania. Chciał mu koniecznie pokazać tutejszą rafę. Severus nie czuł się przekonany zwłaszcza, że nie potrafił pływać.

- To nie jest takie trudne - zapewnił go Harry. Tak więc w niedzielny poranek Severus stał razem z nim po kolana w wodzie, ubrany w mocno przylegający do ciała kombinezon do nurkowania. Chłopak pokazał mu jak założyć mugolskie płetwy, do uda przypiął niewielki nożyk, w rękę złapał małą sieć, a potem rzucił na nich obu zaklęcie bąblogłowy i zanurzył się pod wodę. Severus nie miał innego wyjścia jak podążyć za nim. - Jest ok - zapewnił go Harry. Pod wodą jego głos rozchodził się jakby odbijało się echo. W miarę jak płynęli Severus uspokajał się co raz bardziej. Zeszli trochę głębiej i zerknął w górę. Woda była tak czysta, że widać było refleksy słońca nad nimi. Nagle dostrzegł z boku jakiś wielki kształt i zatrzymał się. Harry widząc to podpłynął do niego.

- Tam coś jest - powiedział starszy czarodziej, a Harry popatrzył w tamtym kierunku. Wielki kształt zdawał się być nieco bliżej i wtedy Severus rozpoznał charakterystyczną trójkątną płetwę. - Rekin...

Harry z kolei nie wydawał się być zdenerwowany.

- Spokojnie, Severusie. Ten jest niegroźny. To nie jest żarłacz. Tutaj nie występują - zapewnił, kiedy stworzenie było coraz bliżej. Z bliska okazało się, że ma dobre kilka metrów i jest nakrapianie. - Banto! - powiedział radośnie Harry i pogłaskał stwora po płetwie. - Dawno cię nie widziałem. Severusie, to jest Banto, rekin wielorybi. Nie atakuje ludzi. Poznałem go już dawno temu i można powiedzieć, że to przyjaciel.

Severus nie czuł się zbyt przekonany co do przyjacielskich stosunków rekina, ale skoro Harry twierdził, że nie zrobi im krzywdy, to raczej wiedział co mówi. Dwadzieścia minut później znaleźli się w towarzystwie wielkiej ryby na rafie i musiał przyznać, że robiła wrażenie. Mnogość koralowców, ukwiałów, ryb i innych stworzeń sprawiła, że Mistrz Eliksirów nie miał pojęcia na co najpierw patrzeć. Nie znał większości gatunków jakie tu widział, więc skupił się na szukaniu tych, o których czytał w tutejszym podręczniku. Godzinę później mieli już pełną sieć różnych fragmentów koralowców, muszli i innych rzeczy. Spotkali nawet jedną z kałamarnic, która najwyraźniej poczuła się niepewnie w ich towarzystwie i wypuściła atrament. Harry zebrał go prostym zaklęciem w coś w rodzaju wielkiej kropli. Pokazał mu też kilka gatunków stworzeń, o których wiedział, że są w jakiś sposób jadowite. O bolesnym aspekcie spotkania z jeżowcem przekonał się na własnej skórze, kiedy nieopatrznie nadepnął na jednego bosą stopą. Musiał prosić sąsiada o zawiezienie go do lekarza, bo ból był tak koszmarny, że nie dał rady chodzić. Severus uznał, że będzie musiał zaopatrzyć się w jakąś książkę o tutejszych morskich gatunkach, a potem porównać je względem składników do eliksirów.

Do domu wrócili w porze obiadowej i zaraz po nim Severus zabrał wszystkie zbiory do pracowni, żeby je opisać i powkładać do odpowiednich pudełek, słoików czy koszyczków. Atrament kałamarnicy skończył w jednej ze szklanych butelek.

- Nadal boisz się pływać? - spytał go przy kolacji Harry.

- Nie. To było ciekawe doświadczenie. Nadal nie czuję się zbyt pewnie w wodzie, ale myślę, że mam motywację żeby nauczyć się porządnie pływać.

Młodszy czarodziej uśmiechnął się słysząc to. Wspólnie też wypracowali sobie wzajemne porozumienie jeśli chodziło o dzielenie lokum. Przede wszystkim żaden nie wtrącał się w pracę drugiego. Harry nie wchodził od tak do pracowni Severusa, a Severus do jego gabinetu. Harry pracował zwykle do godziny siedemnastej. Punkt piąta po południu w piątek wyłączał telefon służbowy i miał weekend dla siebie. Severus niejako dostosował się do tego. W piątek o tej samej porze co Harry kończył pracę w laboratorium, razem jedli obiad, a potem w zależności od nastroju oglądali jakiś film w telewizji albo wiadomości na jednym z brytyjskich kanałów, a potem siadali na tarasie z kieliszkami wina i relaksowali się patrząc na ocean i ciemniejące niebo.

Harry uwielbiał te piątkowe wieczory chociaż nigdy nie powiedział tego głośno. Czuł, że żaden z nich nie musi tego mówić na głos. Severus raz tylko pomyślał, że James Potter zakrztusiłby się własną śliną, gdyby wiedział, że jego syn mieszka pod jednym dachem z jego szkolnym wrogiem. Życie z Harrym było dobre. Nie mógł tego inaczej określić. Chłopak, a raczej już młody mężczyzna, który miał dobrą pracę, nikogo o nic nie prosił i żył w zgodzie z samym sobą. I w jakiś sposób to plus atrakcyjny jego wygląd, sprawiało, że był świetnym towarzystwem, a o to Severus nigdy nie posądziłby go w czasach szkolnych. Najwyraźniej obaj musieli poznać się prywatnie, żeby dostrzec pewne rzeczy.

A jeśli chodziło o dostrzeganie... Severus już jakiś czas temu zauważył, że Harry mu się przygląda. Ale to nie była ciekawość z jego strony. Severus znał ten rodzaj spojrzenia. Przez lata szpiegowania stał się wyczulony na pewne aspekty. Harry patrzył na niego jak na potencjalnego partnera, chociaż wyglądało na to, iż sam nie był tego świadomy. A przynajmniej nie był tego świadomy jeszcze. Mężczyzna wiedział, że chłopak prędzej czy później zda sobie sprawę z tego co robił. Sam nie wiedział co ma o tym myśleć. Harry mu się podobał, ale Severus miał dwadzieścia lat więcej od niego. Powinien znaleźć sobie kogoś bliższego swojego wieku. Severus był pewien, że gdy tak się stanie, będzie zaciskał zęby, ale tak będzie lepiej. Udawał więc obojętność na spojrzenia Harry'ego. Do czasu.

Swoim zwyczajem siedzieli w piątkowy wieczór na tarasie rozmawiając luźno o wszystkim i o niczym. Koło północy uznali, że najwyższa pora się położyć. Skończyli swój tydzień pracy, ale wciąż mieli inne zajęcia.

- Dobranoc - powiedział Severus, kiedy rozchodzili się do swoich sypialni.

- Zaczekaj. - Harry złapał go za ramię i popatrzył mu w oczy. - Ja...

- Harry, przestań - westchnął starszy czarodziej. - Jesteś po prostu skołowany.

Chłopak popatrzył na niego z zaskoczeniem w oczach.

- Nie wiesz co czuję - stwierdził.

- Ale wiem czego chcesz. Widzę jak patrzysz. Nie jestem ślepy. Nie chcę psuć tego co jest między nami z powodu tymczasowego zauroczenia.

- To nie jest zauroczenie. I ty dobrze o tym wiesz - powiedział spokojnie, nadal patrząc mu w oczy.

- Harry...

- Pocałuj mnie.

Severus zaniemówił kiedy to usłyszał.

- Co...?

- Pocałuj mnie raz i powiedz, że tego nie chcesz. Że nic nie czujesz. Wtedy nigdy więcej do tego nie wrócimy.

Severus nie poruszył się przez dobrą chwilę. Wiedział, że jeśli zrobi to o co prosił Harry, to przepadnie. Popatrzył w zielone oczy, które tak uwielbiał. Lśniły od alkoholu i determinacji. Nie potrafił odmówić. Pochylił się i pocałował chłopaka. A potem wszystko potoczyło się szybko i gdyby ktoś kazał mu opowiedzieć dokładnie co się stało nie potrafiłby.

Pamiętał, że podniósł Harry'ego oplatając się jego nogami w pasie i przycisnął do ściany całując mocno. Nie pamiętał jak znaleźli się w pokoju, gdzie dosłownie zdzierali z siebie nawzajem ubrania. Uczucie ocierających się o siebie ciał i rozgrzanej skóry było tak podniecające, że Severus nie przypominał sobie, żeby z którymkolwiek z kochanków czuł coś podobnego. Odzyskał zmysły dopiero kiedy Harry mruknał coś, że to jego pierwszy raz. Severus oparł się na łokciach i popatrzył na chłopaka pod sobą.

- Co...? - spytał.

- Hm? Co się stało? - spytał Harry zaskoczony.

- To twój pierwszy raz?

- Tak. Ale co z tego?

- Harry... Jesteś tego pewien? Wiesz jakie to ma znaczenie w świecie czarodziejów? - spytał patrząc mu w oczy. - Czy ktoś z tobą o tym rozmawiał?

- Chcesz teraz roztrząsać takie sprawy? - spytał z niedowierzeniem. - Chcę tego. Chcę żebyś to ty był moim pierwszym i mam nadzieję ostatnim. Nie chcę nikogo innego, tylko ciebie. Czy to nie wystarczy?

Severus nie miał na to argumentu i niedługo później sypialnię wypełniły podniecone jęki, kiedy kochali się namiętnie. Zasnęli dopiero nad ranem. Harry okazał się być cudowny w łóżku. Może nie miał doświadczenia, ale nadrabiał namiętnością i to już samo w sobie stanowiło dodatkową podnietę.

Starszy czarodziej obudził się pierwszy. Leżał przytulony do pleców Harry'ego i obejmował go ramieniem w pasie. Zupełnie nie chciało mu się ruszyć z łóżka. Od lat nie czuł się taki zrelaksowany. Jego poprzednie romanse były szybkie i niezobowiązujące. Jako szpieg nie mógł sobie pozwolić na stały związek. Poza tym życie w ciągłym stresie nie dodawało mu atrakcyjności. Miewał takie dni, że omijał lustra szerokim łukiem nie chcąc na siebie patrzeć. Ale wszystko się zmieniło. Był daleko od problemów, przeszłość zostawił za sobą i po raz pierwszy myślał o tym, że może jednak ma jakąś przyszłość przed sobą. Im dłużej mieszkał z Harrym tym bardziej zaczynał w to wierzyć. A teraz ten głupi chłopak zaskoczył go ponownie, ufając tak bardzo, że oddał mu swój pierwszy raz. Pogłaskał delikatnie brzuch leżącego przy nim młodego mężczyzny.

- Hmmmmm... - zamruczał Harry budząc się powoli i odwracając na plecy. - Hej - powiedział cicho uśmiechając się. - Dobrze spałeś? Podobno strasznie się wiercę w nocy.

- Nie zauważyłem - przyznał Severus. - Jesteś szalony. Przypuszczam, że o tym wiesz?

Harry zaśmiał się cicho przysuwając się bliżej żeby go pocałować.

- Dość często zdarzało mi się to słyszeć. Ostatni raz, gdy cię ratowałem. Tak myślę.

- Głupi chłopak - mruknął Severus. - Ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?

- Poszedłem z tobą do łóżka i nie żałuję. Było zajebiście - powiedział z zadowoleniem przeciągając się. - Ty chyba też nie żałujesz? Jakoś nie zauważyłem żebyś narzekał w nocy.

- To naprawdę był twój pierwszy raz? - spytał Severus przyglądając mu się uważnie. Chłopak pokiwał głową. - Wiesz co to oznacza dla czarodzieja?

- Skoro zacząłeś ten temat, to rozumiem, że to ma jakieś inne znaczenie niż w przypadku mugoli, którym chodzi głównie o romantyzm czy coś w tym stylu - zauważył opierając się o ramię ramie Severusa i patrząc na niego.

- Owszem. To ma inne znaczenie. Zwłaszcza jeśli jest to dobrowolna decyzja. Zauważyłem, że młodzi czarodzieje idą na żywioł jeśli chodzi o seks. Hormony, te sprawy i w zasadzie nie powinien się temu dziwić. Ale to też dowodzi tego, że nikt im nie wyjaśnił pewnym spraw. Czarodziej lub czarownica oddając dobrowolnie komuś swoje ciało po raz pierwszy oddaje mu też "kroplę" swojej magii. Nie jest to zauważalne, ale to wystarczy, żebym na przykład mógł cię wyczuć, gdy jesteś bardzo wzburzony albo zdenerwowany.

- Wow... Nie miałem o tym pojęcia - przyznał Harry. Pierwszy raz słyszał o czymś takim.

- Istnieje coś takiego, jak magia seksualna. Ale ma ona moc tylko wtedy, gdy partnerzy są ze sobą kompatybilni w każdej kwestii i poddając się temu dobrowolnie.

- Płeć ma znaczenie?

- Nie. Chociaż przyznaję, że czarodzieje w Wielkiej Brytanii nie do końca patrzą z przyzwoleniem na relacje czarodziejów tej samej płci. Wiedzą o nich, ale są czymś co istnieje na marginesie społeczeństwa. Jednak niepisana zasada mówi, że nikomu się do łóżka nie zagląda.

- Czyli z tolerancją jest tak jak wszędzie. Kwestia indywidualna - podsumował Harry kreśląc palcem leniwe łóżka na torsie Severusa.

- Myślę, że można to tak określić.

Harry milczał dłuższą chwilę.

- To głupie, że nie można być sobą. Przecież to, że się kocha kogoś tej samej płci nie robi nikomu krzywdy - powiedział nagle. - Chociaż przyznaję, że długo myślałem, że seks sam w sobie jest czymś złym.

- Seks sam w sobie nie jest niczym złym.

- Spróbuj porozmawiać na ten temat z moją ciotką. Dla niej to kompletny temat tabu. Ja się do dziś zastanawiam czy Dudleya to oni z wujkiem nie zrobili korespondencyjnie. Ona się boi takich tematów jak diabeł święconej wody. Na widok reklamy bielizny w telewizji zmienia kanał. Gorzej z tymi na bilbordach.

- Petunia nigdy nie była najlepszym partnerem do rozmów. - Severus skrzywił się mocno. Pamiętał zazdrosną siostrę Lily.

- Ciotka ma po prostu swoje poglądy. Życie z nimi nie było miłe.

- Domyślam się, że zerwałeś z nimi kontakty, kiedy się tu przeniosłeś.

- Właściwie to nie - przyznał Harry, a Severus nawet nie próbował ukryć zaskoczenia. - Rozmawiałem z ciotką na kilka dni przed wyprowadzką.

,,,

Petunia Dursley odczuła prawdziwą ulgą, kiedy mogli wrócić do swojego domu. Dostali wiadomość, że wszystko się skończyło i nie muszą już się ukrywać. Oczywiście sąsiedzi patrzyli na nich dziwnie kiedy po prawie roku wrócili. Zgodnie z przyjętą wersją mówili wszystkim, że Vernon był na kontrakcie w innym mieście i żona z synem zdecydowała się pojechać razem z nim. Oczywiście Vernon musiał teraz znaleźć nową pracę, chociaż coraz bardziej myślał o założeniu własnej firmy. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby tylko miał ją za co założyć. Kończyła właśnie sprzątać kuchnię z pomocą syna, kiedy zadzwonił telefon.

- Dudley, odbierz proszę - krzyknęła do syna.

- Eeee... do ciebie mamo - powiedział po chwili chłopak niepewnie patrząc na matkę. - To Harry...

Petunia z wrażenia aż wypuściła z ręki mopa, którym myła podłogę. Zacisnęła usta, podeszła i wzięła od syna słuchawkę.

- Czego chcesz? - spytała wprost.

- Też miło cię słyszeć, ciociu - powiedział kwaśno Harry. - Wiem, że nie jesteś zachwycona tym co się stało, ani tym bardziej pewnie świadomością, że jednak żyję i się odzywam, ale chciałbym pogadać. Tak w cztery oczy.

- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym rozmawiać - stwierdziła.

- Jedna rozmowa i jeśli nie będzie chciała to nigdy więcej się z wami nie skontaktuję.

Petunia zacisnęła mocniej usta.

- Zgoda - powiedziała w końcu.

- Dzięki. Wpadnę do was niedługo. Wiem, że wolisz to mieć jak najszybciej za sobą - skwitował Harry.

Petunia odłożyła po chwili słuchawkę z mieszanymi uczuciami. Nie przepadał za swoim siostrzeńcem. Za bardzo przypominał jej idealną siostrę, ale doszła do wniosku, że mogła go wysłuchać ten jeden raz. Niedługo potem wrócił Vernon i od razu uprzedziła go kto zamierza ich odwiedzić.

- Nie chcę go tu widzieć. Dość mieliśmy przez niego problemów - powiedział.

- Wiem. Ale coś mi kazało się zgodzić. Najwyżej każemy mu się wynosić - stwierdziła Petunia mimo mieszanych uczuć.

Harry zjawił się godzinę później.

- No mnie też miło was widzieć - powiedział, kiedy wujostwo jedynie skrzywiło się na jego widok. Zdziwił się kiedy Dudley podał mu rękę na powitanie. - Nieźle schudłeś - przyznał Harry widząc kuzyna, który na jego oko stracił pewnie z połowę swojej wcześniejszej masy ciała.

- A ty za to wyglądasz standardowo, czyli jak patyk - uśmiechnął się krzywo.

- Daruj sobie te uprzejmości i mów po co przyszedłeś - powiedziała twardo Petunia. Harry westchnął, a następną godzinę spędził na kłótni z ciotką, w trakcie której wzajemnie wyrzucali z siebie swoje żale. Vernon i Dudley byli w stanie tylko patrzeć to na jedno, to na drugie nawet nie mając okazji się wtrącić. W końcu zarówno Harry jak i Petunia stali tylko naprzeciw siebie opierając się o dzielący ich stół. Inaczej skoczyliby sobie pewnie do oczu.

- Ok. To było... oczyszczające - powiedział w końcu Harry oddychając głęboko.

Petunia ze zdziwieniem zauważyła, że zgadza się z nim.

- Ciociu... Wiesz, że tak naprawdę żadne z nas nie było winne tej sytuacji - zaczął już spokojnie Harry. - Żadnemu z nas nie dano wyboru. Jeśli oboje mielibyśmy kogoś winić, to tylko Dumbledore'a. Przyznam szczerze, że zanim opuściłem Hogwart zrobiłem jego portretowi awanturę.

- Z was to jednak dziwadła, skoro kłócicie się z obrazami.

- Trochę chyba tak - uśmiechnął się krzywo. - Ale cza... - zaczął i urwał widząc minę ciotki, kiedy chciał użyć słowa "czarodziejskie" - tamtejsze obrazy są tak jakby żywe. Zachowują w sobie pewien fragment osoby, która na nim widnieje. Zresztą mniejsza o to. Wygarnąłem mu absolutnie wszystko. Łącznie z tą sytuacją z wami. Nie zachował się w żaden sposób fair.

- To mało powiedziane, ale czemu nagle mi o tym mówisz?

Harry przymknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko.

- Bo po części rozumiem twój punkt widzenia na to wszystko. Daj mi proszę skończyć - powiedział widząc, że ciotka otwiera usta. - Kiedy byłem mały nie rozumiałem tego zupełnie. Byłem dzieckiem, które widziało tylko, że coś tu jest nie tak, ale nie potrafiłem tego nazwać. Teraz rozumiem, bo byłem w podobnej sytuacji. Chodzi mi o to, że postawiono zarówno was jak i mnie przed faktem dokonanym i nie dano żadnego wyboru. Jeden stary wariat doszedł do wniosku, że będzie najwygodniej podrzucić osierocone dziecko, do jego jedynej rodziny nie pytając nikogo nawet o zdanie. Mógł przecież przyjść i z wami porozmawiać. Wyjaśnić sytuację. Powiedz mi tak szczerze, ciociu, czy wtedy wszystko mogło wyglądać inaczej?

- Możliwe - powiedziała Petunia zaczynając rozumieć, co chłopak chciał jej powiedzieć. To była prawda, że nie dano im wyboru. Może, gdyby co jakiś czas ktoś się zjawił i wyjaśnił, jak postępować z magicznym dzieckiem, to ich życie naprawdę wyglądałoby inaczej. A tak to wszyscy znaleźli się w sytuacji, której nie chcieli. - Ale szczerze mówiąc to myślałam, że lubisz Dumbledore'a.

- Lubiłem do momentu aż nie okazało się, że to stary manipulant, któremu tylko własny interes i wygoda były w głowie - burknął Harry. - Byłem wczoraj w banku wyjaśnić kilka kwestii. Tak, tak do tego dojdziemy za moment - powiedział widząc minę wuja, który na hasło bank i pieniądze zawsze miał coś do powiedzenia. - Okazało się, że ta stara gnida po śmierci mamy i taty została moim magicznym opiekunem. Ale jak widać nie miał zamiaru się mną zajmować ani znaleźć mi odpowiednich opiekunów w tamtym świecie. Poszedł na łatwiznę. Mam do niego o to wielki żal. Tak samo jak o to, że w moim imieniu podpisał kontrakt przedmałżeński. Na szczęście mogłem go anulować.

- To już nawet ja uważam za głupotę - prychnęła Petunia. Jej złość na siostrzeńca całkowicie minęła. Zrozumiała, że dzieciak też został postawiony przed faktem dokonanym i nie miał żadnego wyboru.

Harry pokiwał głową.

- Chyba pierwszy raz tak szczerze ze sobą rozmawiamy - zauważył.

- Początku nie nazwałabym rozmową.

- Fakt. Ale teraz inna rzecz. Ogólnie sprawa wygląda tak, że postanowiłem wyprowadzić się za granicę. Tutejsze "społeczeństwo" dość mocno mnie zawiodło. Trochę miałaś rację ciociu, że tamten świat nie jest wcale taki super, jak z początku mi się wydawało. Może nie rzuciłbym się w niego tak, gdybyś mi cokolwiek powiedziała na jego temat. Ale już trudno. Było minęło - skwitował i machnął dłonią. - Powiedzcie mi tylko czy w czasie, gdy musieliście się mną zajmować, ktoś was w ogóle wspomagał finansowo?

- A skąd - odezwał się po raz pierwszy Vernon. - Ani nikt nas nie odwiedzał żeby pomóc, ani nawet nie spytał czy potrzebujemy pomocy. Jakiejkolwiek.

- Mogłem się domyśleć - westchnął chłopak. - To teraz pytanie do ciebie wujku. Musieliście wyjechać na prawie rok. Macie przez to kłopoty finansowe?

Vernon uniósł brwi w górę tak bardzo, że niemalże sięgały mu włosów.

- Muszę znaleźć nową pracę, chłopcze - powiedział wprost. - A po roku to nie jest takie proste.

- Tata chciałby założyć coś własnego, ale bez odpowiedniego kapitału nie jest to możliwe - odezwał się Dudley.

- Banki nie są chętne do udzielenia pożyczki komuś, kto stracił stałe zatrudnienie - mruknął wuj niechętnie. Nie podobało mu się, że rozmawiają o ich kłopotach finansowych.

- Czy pięćdziesiąt tysięcy funtów byłoby odpowiednim zabezpieczeniem? - spytał Harry, a brwi wszystkich Dursleyów podjechały tym razem w górę. Vernon był w stanie tylko skinąć głową. - Dostaniecie te pieniądze ode mnie - zdecydował.

- A niby skąd weźmiesz taką sumę? - spytał go wuj.

- Dostałem spadek po ojcu chrzestnym. Uznajmy, że to pewnego rodzaju rekompensata za te wszystkie lata, kiedy nie mieliście innego wyjścia jak zająć się mną. Jestem zły na Dymbledore'a za to, że zostawił was z tym wszystkim samych i to raczej on powinien was przeprosić. Ale wszyscy wiemy, że tego nie zrobi, bo nie żyje. Nie pałamy do siebie wzajemną sympatią i zarówno wy jak i ja o tym wiemy. Ale jesteście jedyną rodziną jaka mi została. Więc zrobię chociaż to.

Reszta rozmowy upłynęła już w zdecydowanie spokojniejszej atmosferze. Harry obiecał, że postara się przynieść czek bankowy następnego dnia. Mniej więcej zdradził Dursleyom swoje dalsze plany nie mówiąc przy tym gdzie dokładnie zamierza się osiedlić. Przyznał jednak, że obiera kierunek na Stany Zjednoczone. Wyjaśnienie sobie wszystkich niesnasek w jakiś sposób zakopało topór wojenny między nimi i obiecali sobie jednak pozostać w kontakcie. Może niezbyt częstym, ale kartki na święta czy krótkie rozmowy telefoniczne zdawały się być obiecujące.

,,,

- Jestem bardziej niż zaskoczony - przyznał Severus. - Głównie tym, że się nie pozabijaliście.

- Cha, cha... No bardzo śmieszne. - Harry przewrócił oczami. - Ale naprawdę teraz jest nieźle. Nie jest dobrze, ale jest nieźle.

- A nie boisz się, że ktoś będzie nagabywał twoją ciotkę z pytaniami o ciebie?

Harry prychnął.

- Proszę cię. Wszyscy wiedzą, że nie pałam do niej sympatią. Poza tym ciotka nie wie dokładnie gdzie jestem. Może inaczej... Wie gdzie wysyłać pocztę gdyby coś, ale wysyła ją do Ameryki, a stamtąd dopiero poczta idzie tu. Trochę zamieszania, ale działa. No i ma mój numer telefonu. Powiedziałem jej w jakich godzinach może dzwonić gdyby coś.

- I dzwoni?

- Raz na dwa, trzy miesiące. Czasem też Dudley zadzwoni. Jego pierwszy telefon mocno mnie zaskoczył, ale jak sam stwierdził jestem jego jedynym kuzynem. Poza tym mimo, że nasze wzajemne relacje były kiedyś naprawdę złe, to teraz widzę, że się przynajmniej stara żeby były poprawne. Ostatnio pochwalił mi się, że idzie na studia. Trochę z opóźnieniem, ale jednak. W końcu Dudley orłem z nauki nigdy nie był, ale cieszy mnie, że znalazł przynajmniej jakiś cel w życiu. No i ciotka też jest zadowolona z tego faktu. Oczywiście nie powiedziała mi tego wprost, ale nauczyłem się wyłapywać pewne rzeczy w jej wypowiedziach. Jest zdecydowanie bardziej zadowolona z życia od kiedy wuj założył własną firmę i całkiem nieźle sobie radzi.

- Z wujem też rozmawiasz?

- Raz do roku, jak dzwonimy do siebie na święta. No i po tym jak wysłałem mu na urodziny kilka butelek trunków z górnej półki patrzy na mnie nieco łaskawszym okiem.

- Wychodzi na to, że twojego wuja bardzo łatwo przekupić - skwitował Severus na co Harry roześmiał się.

- Oczywiście, że tak. Wujek Vernon jest strasznie pazerny jeśli chodzi o pieniądze. Ale muszę mu przyznać, że umie ciężko pracować. No i nie muszą się już mnie wstydzić przed sąsiadami. Dudley opowiadał mi, że kiedyś ktoś spytał ciotkę o mnie. W końcu nie byłem tajemnicą dla sąsiadów. Ciotka powiedziała tylko, że wyszedłem jednak na ludzi i pracuję w Stanach. To zrobiło wrażenie. Oczywiście siostra wujka nadal jeździ po mnie jak po łysej kobyle, kiedy ich odwiedza, ale wuj zbywa ją tylko. To chyba jego sposób pokazania, że mimo wszystko jest wdzięczny za te pieniądze.

- Planujesz się z nimi spotkać za jakiś czas?

- A po co? Jesteśmy rodziną, ale to nie znaczy, że musimy się widywać. Jest dobrze tak jak jest - stwierdził układając się wygodnie na ramieniu Severusa. Było mu tak dobrze w tej chwili. - Chyba powinniśmy wstać. Jest sobota, a to znaczy, że Mrużka czeka już pewnie z listą zakupów. Chcesz jechać ze mną do miasteczka?

Severus skinął tylko głową zgadzając się. W końcu jakimś cudem udało im się wstać i przejść do łazienki. Harry skrzywił się czując, że bolą go biodra. Podobny ból odczuwał, gdy czasem narzucał sobie zbyt intensywne tempo przy wspinaczce. Pamiętał jak po pierwszym treningu bolało go całe ciało. Każdy mięsień, o którym wcześniej nawet nie miał pojęcia.

Po tej nocy coś się zmieniło między nimi. W jakiś niemalże naturalny sposób Severus stopniowo przeniósł się do pokoju Harry'ego i zwyczajnie sypiali w jednym łóżku. Najczęściej Harry spał wtulony plecami w partnera, a ten obejmował go ramieniem w pasie. Kochali się kiedy obaj mieli na to ochotę, ale za to pocałunki stały się czymś codziennym. Severus jednak nadal posiadał nieco wątpliwości jeśli chodziło o różnicę wieku między nimi. Przyznał się do tego któregoś dnia w rozmowie z Vaią. Stara szamanka tylko trzasnęła go ręką w ramię.

- Głupi jesteś. Niby taki inteligentny, a taki durny. Jesteś dwadzieścia lat starszy od niego i co z tego? Moja siostra miała męża czterdzieści lat starszego od siebie i nie narzekała. Sam dobrze wiesz, że w przypadku naszego rodzaju różnica wieku bardzo szybko przestaje być widoczna. Nie marudź tylko bierz z radością co ci życie daje. A daje ci wiele tylko zacznij to doceniać - stwierdziła.

Obawy jednak co jakiś czas wracały. Raz jeden Severus spytał Harry'ego czy nie wolałby kogoś młodszego. To był pierwszy raz kiedy Harry zrobił mu awanturę do tego stopnia, że nawet Mrużka schowała się za drzwiczki od szafki. Na koniec Harry wyszedł z domu trzaskając drzwiami, a skrzatka pokręciła tylko głową patrząc na Severusa.

- Pan pójdzie przeprosić - powiedziała tylko. - Pan nie może pytać o takie rzeczy. Takie rzeczy bolą pana Harry'ego.

Westchnął tylko idąc więc poszukać Harry'ego. Znalazł go siedzącego na schodkach prowadzących na plażę. Z ulgą przyjął fakt, że nie płakał. Za to był naprawdę zły. Severus usiadł obok niego i po chwili milczenia przeprosił.

- Po prostu czuję się niepewnie - powiedział przyznając się do własnej słabości. - Moje dotychczasowe znajomości były mocno przelotne.

- Różnica wieku naprawdę mi nie przeszkadza. Tak samo jak nie interesuje mnie z kim kiedyś byłeś. Jesteśmy tu i teraz, i to powinno cię interesować - powiedział cicho Harry, a Severus objął go ramieniem i przyciągnął do siebie. Nie nawiązywał już więcej tego tematu. Harry gromił go wzrokiem za każdym razem, kiedy mruczał pod nosem, że jest na coś za stary. - No to chyba na seks też powinieneś być - nie wytrzymał w końcu młodszy czarodziej.

- Ledwo przekroczyłem czterdziestkę!

- HA! - powiedział tylko triumfalnie Harry, a Severus zrozumiał, że przegrał tą walkę z kretesem.

Powoli docierali się ze sobą jako partnerzy. Harry lubił gdy Severus obejmował go od tyłu i przytulał się do jego pleców. Czuł się wtedy w jakiś sposób bezpieczny i otoczony opieką. Zwłaszcza, że był dobrą głowę niższy. Śmiał się, że kiedy grał w quidditcha jego filigranowa postura była wielką zaletą, ale gdy stał obok kolegów w klasy czuł się czasem jak krasnal. Zawsze był tym najniższym i najdrobniejszym.

Kiedy pewnej nocy leżeli obok siebie w łóżku starszy czarodziej zaryzykował pytanie czy Harry nie tęskni za życiem w Wielkiej Brytanii i przyjaciółmi.

- I tak i nie - powiedział. - Tak, bo mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać, a nie, bo bardzo się rozczarowałem. Nie chcę być wiecznie postrzegany jako bohater i wytykany palcami, jak tylko pojawię się na ulicy. Spekulacje o moim życiu osobistym pewnie od razu trafiałyby na pierwsze strony gazet. Rita Skeeter miałaby używanie, gdyby wiedziała, że jestem gejem. Po tym co mi powiedziałeś o tolerancji wśród czarodziejów mam już pewność, że nie miałbym życia. A ty? Tęsknisz? - spytał zerkając na niego.

- Z początku tęskniłem. Ale teraz już nie. Bo do czego miałbym wrócić? Do warzenia w lochach albo uczenia dzieciaków, które nawet nie starają się zrozumieć tego co mówię? Mój rodzinny dom też nie kojarzy mi się zbyt dobrze. Jedyne co chciałbym odzyskać to mój zbiór książek.

- Mogę poprosić Freda i George'a i przesłanie ich jeśli chcesz - zaproponował Harry. - A poza tym chyba nigdy nie lubiłeś uczyć.

- Fakt. Nie lubiłem. Lubię warzyć eliksiry. To sztuka, w której czuję się mocny i którą zawsze rozumiałem. Lubię eksperymentować na tym polu. Ale bardzo mnie denerwuje, kiedy ktoś traktuje to z pogardą.

- Jak ja?

Severus popatrzył na niego.

- Twojego stosunku do mojej pasji nie nazwałbym pogardą. Raczej zwyczajnie nie masz talentu w tej dziedzinie i nie rozumiesz jej. Chociaż są gorsi od ciebie. Nigdy nie pobiłeś rekordu Longbottoma w dziedzinie wysadzenia albo rozpuszczenia kociołków.

- A wiesz, że to w sumie dziwne, że Neville był w tym taki kiepski? Dostałem od niego niedawno list. Mam jeszcze kontakt z nim i z Luną Lovegood.

- Dziwna dziewczyna...

- Fakt. Luna jest trochę dziwna, ale jest w porządku. Mam czasem wrażenie, że mówi językiem, którego nie rozumiem. Ale nigdy nie powie czegoś co powinna zachować dla siebie. Ale wracając do Neville'a. Też założył własną działalność. Hoduje rzadkie rośliny, które sprowadza z całego świata. Przysłał mi kiedyś listę roślin, z krótkimi opisami. Mogę ci jutro pokazać jeśli chcesz.

- Chętnie rzucę okiem.

- Byle nie za daleko - mruknął rozbawiony chłopak i wtulił się w partnera. - Dobrze mi. Żeby tak już było zawsze.

- Ty i te twoje zachcianki.

- Ty i ten twój wrodzony optymizm - ziewnął Harry i po chwili zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top