Rozdział 16
Przed wami kolejne przygody naszych bohaterów. Bawcie się dobrze, bo tym razem czeka ich ciekawe spotkanie^^
Rozdział 16
Póki co Harry i Severus nie mieli szczęścia. Żaden z nich nie znalazł informacji o lesie, w którym rosłyby dziwnie powykręcane drzewa. Rozesłali więc zapytania do wszystkich, którzy byli wtajemniczeni w sprawę filarów. Mieli nadzieję, że może ktoś skojarzy to dziwne miejsce.
W międzyczasie odbyli we dwójkę kolejną podróż do miejsca, które opisał Salazar.
Kiedy znaleźli się na miejscy, Harry stwierdził, że czuje się jak na Czerwonej Planecie. Severus uniósł brwi w górę, a młodszy czarodziej zaczął się śmiać. Często zapominał, że Mistrz Eliksirów nadal nie był zbyt dobrze zaznajomiony z niektórymi aspektami mugolskiego życia.
– Mugole nazywają tak Marsa – wyjaśnił więc. – Planeta ma kolor zbliżony do takiej czerwonawej rdzy. To chyba dobry opis. Jestem pewien, że Kamil mógłby ci powiedzieć więcej. W końcu to specjalista.
– Mars niewiele mnie interesuje, ale jeśli mógłbym tam znaleźć coś, co nadawałoby się do eliksirów, to byłaby inna historia.
Harry ponownie wybuchnął śmiechem. Jego małżonek raczej nigdy się nie zmieni. Kiedy w grę wchodziły eliksiry, wykazywał czasem oznaki maniactwa w umiarkowanym stopniu.
– Obawiam się, że teraz znalazłbyś tam tylko skały, piach i ewentualnie trochę lodu – przyznał Harry.
– Nawet to można wykorzystać, jeśli tylko wie się jak.
Severus zdecydowanie bywał nieugięty w kwestiach składników, ale Harry lubił tę jego cechę. Była jego częścią i uznał, że mężczyzna nie byłby sobą, gdyby został jej pozbawiony.
– Nie skomentuję. W końcu ty tu jesteś ekspertem od składników – stwierdził Harry, ale naprawdę czuł się trochę, jak na Marsie, biorąc pod uwagę otaczającą ich czerwień.
Taka właśnie była Czerwona Plaża w chińskim Panjin. Zdecydowanie jednak nie była miejscem, w którym można byłoby rozłożyć kocyk i wygrzewać się w słoneczku.
Czerwona Plaża była popularną nazwą dla jednego z największych na świecie obszarów mokradeł i terenów podmokłych w ujściu rzeki Liaohe do Morza Żółtego. Stanowiły one niezwykle bogaty ekosystem, który zamieszkiwało kilkaset gatunków zwierząt i ptaków. Wśród nich na szczególną uwagę zasługiwał zagrożony wyginięciem żuraw koroniasty. Miejsce to nazywano też czasem „domem żurawi" i Severus przyznał, że chętnie przebadałby pióra tych rzadkich ptaków.
– Może uda nam się jakieś znaleźć – zauważył Harry. – Ptaki w końcu gubią pióra. Nawet feniksom się zdarza.
Severus skinął głową, chociaż feniks nie był jakimś pospolitym ptakiem i rzadko oddawał fragment swojego upierzenia. Nawet Crystal zrobił to do tej pory tylko raz. Kryształowy kurczak, jak czasem nazywał go Harry, uwielbiał prezentować swoje pióra w świetle zachodzącego słońca i obaj czarodzieje uznali, że ptaszysko jest po prostu trochę próżne.
Plaża zawdzięczała kolor pokrywającym ją wodorostom sueda, które we wrześniu i październiku zachwycały soczystą czerwienią. Sueda kwitły na zielono od kwietnia do maja, a w lecie i jesienią rośliny rozpoczynały transformację kolorów w pomarańcz, róż i wreszcie czerwień.
Cały teren oczywiście objęty był ochroną i stanowił rezerwat przyrody. Jedynie na jego małej części, dostępnej dla turystów, można było podziwiać czerwony dywan roślin.
Spacerując po zbudowanych dla turystów kładkach, które stanowiły trasę, Severus od czasu do czasu dyskretnym zaklęciem zaopatrywał się w czerwone wodorosty. Jednak nawet on musiał przyznać, że miejsce robiło niemałe wrażenie i miał zamiar odwiedzić je jeszcze w przyszłości. Jeśli zbierane przez nich składniki, naprawdę miały stworzyć jakiś rodzaj eliksiru spajającego, to będzie potrzebował odpowiednich zapasów. Nie miał pojęcia czy odnajdą przepis, czy będzie musiał eksperymentować.
Kiedy wrócili do domu, przełożył wodorosty do odpowiedniego pojemnika i zabezpieczył go.
– To dziwne – przyznał wieczorem, kiedy po kolacji siedzieli na tarasie.
– Co takiego? – spytał Harry, odwracając głowę w jego stronę. Uwielbiał te momenty, kiedy siedzieli w ciszy, słuchając szumu oceanu. Opierał wtedy głowę o ramię męża i rozmyślał o różnych sprawach.
– Jak się tak zastanowić, to wszystkie składniki mają związek z żywiołami. Właściwie to często z więcej niż jednym.
– Jest to możliwe?
– Najwyraźniej. Na przykład same filary. Są związane z ziemią i skałami, ale uformowały się w wysokiej temperaturze, a zatem mają się też pośredni związek z ogniem. Smocze drzewa wyrosły na kościach smoków, które potrafiły latać i ziać ogniem, a teraz związały się z ziemią. Łzy syren są oczywiście związane z wodą, ale jeśli by tak posunąć się w rozważaniach nieco dalej, to także z powietrzem.
– Przecież mają rybie ogony. – Harry nie wiedział, do czego zmierzał tok rozumowania jego małżonka.
– To prawda. – Severus skinął głową. – Ale mają swoje greckie kuzynki, które są pół kobietami, pół ptakami. Są równie niebezpieczne co ich morskie odpowiedniki. Mają równie okropny zwyczaj pożerania swoich ofiar. Nie wiem, czy czytałeś mugolski utwór „Odyseja".
– Nie miałem okazji – przyznał młodszy czarodziej.
– Ogólnie mówiąc, jest to historia Odyseusza i zaczyna się po zakończeniu dziesięcioletniej wojny trojańskiej. Odyseusz ciągle nie wracał do domu z wojny. Jego syn Telemach miał 20 lat i dzielił dom ze swoją matką Penelopą i służbą. W domu przebywało też 108 natarczywych zalotników, ubiegających się o rękę Penelopy. Myśleli, że jeśli ją poślubią obejma tron Itaki po Odyseuszu. W każdym razie na drodze do domu natrafił na syreny. Mieszkały one na wyspie znajdującej się między wyspą Kirke a Skyllą i Charybdą. Siedziały na łące i śpiewały. Na wybrzeżu znajdowało się mnóstwo kości tych, którzy usłyszeli ich śpiew i wyszli na ląd. Odyseusz, przepływając statkiem w ich pobliżu, za radą czarodziejki Kirke kazał przywiązać się do masztu, po wcześniejszym zalepieniu uszu woskiem swoim towarzyszom. Chciał usłyszeć ich śpiew i przeżyć. Wydał bezwzględny rozkaz, aby go nie rozwiązano, mimo błagań. Gdy jego statek szczęśliwie minął wyspę, zrozpaczone syreny rzuciły się w morskie odmęty.
– Niezły dramat. Ale już rozumiem, co chcesz powiedzieć. Żeby filary były stabilne, muszą mieć silne spoiwo – powiedział Harry.
– Tak myślę. Nic, co ma kiepską podstawę, nie będzie stało zbyt długo. A my mówimy o tysiącu lat.
– To pewnie dlatego egipskie piramidy stoją od tysiąca lat.
Severus popatrzył na niego.
– A co mają do tego piramidy?
– Bo to kolejny cel naszej podróży – wyszczerzył się Harry.
,,,
– Niemalże czuć tutaj pustynię. I piasek pod powiekami – skomentował Harry, gdy dotarli na miejsce.
Severus zaśmiał się tylko cicho.
Staroegipska nazwa kraju oznaczała „Czarny Ląd" i odnosiła się do żyznych gruntów wzdłuż Nilu. Było to przeciwieństwo do sąsiadujących z nimi pustyni, czyli „Czerwonego Lądu". Z oczywistych względów większość ludności mieszka na terenach w delcie i dolinie Nilu. Od czasów starożytnych Egipcjanie tworzyli sztuczne systemy nawadniające, dzięki czemu znacznie zwiększyli powierzchnię gruntów uprawnych.
– Czy czarodziejskim Egiptem rządzi faraon? – spytał nagle Harry.
– Z tego, co wiem to tak – przyznał Severus.
– Ciekawe czy Bill miał okazję go poznać. Pracował przecież w Egipcie jako łamacz uroków – zastanawiał się.
– Bardzo wątpię. Faraon to nie znany nam z przeszłości Korneliusz Knot, który musiał pokazywać, że to on ma rację i pracować nad popularnością. Władca Egiptu pokazuje się, jeśli musi.
– Czy to nie jest trochę dziwne, że tutaj mają króla? Myślisz, że chodził do tutejszej szkoły magii?
– Nie uważam tego za dziwne – stwierdził Severus. – Już sam pewnie zauważyłeś, że co kraj to obyczaj. Weź na przykład Polskę. Oni nie mają aurorów. Uważają ich za nieprzydatnych. Tak samo myślą o różdżkach. Gdyby brytyjscy czarodzieje usłyszeli o tym, uznaliby to za herezję. A odpowiadając na twoje drugie pytanie, to jestem pewien, że chodził tutaj do szkoły. Nie wydaje mi się, żeby nauczano go w pałacu.
Harry skinął głową.
– Dlaczego brak używania różdżki, można uznać za coś złego? – spytał nagle, przypominając sobie komentarz Severusa. – Jak sam mówisz, co kraj to obyczaj.
– Brytyjski świat czarodziejów, jak sam wiesz, jest mocno ograniczony. Oczywiście nie ma nic złego w przyjaźni z mugolami, ale wątpię, żeby byli zachwyceni widokiem czarodziejów z różdżkami w dłoniach. Brytyjscy czarodzieje niezbyt chcą przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy mugole mogliby stanowić dla nich zagrożenie. Nie znają ich i nie chcą znać. Tak samo jest w kwestii różdżek. Boją się tych, którzy potrafią czarować bez ich użycia. Sam kiedyś mówiłeś, że zbyt polegamy na różdżkach, a bez nich jesteśmy bezbronni.
– Tak, wiem – zgodził się Harry. I nadal nie zmienił zdania w tej kwestii. Czarodzieje z Wysp Brytyjskich pozbawieni różdżek byli bezbronni jak małe dzieci. Nawet niemagiczna osoba dałaby sobie wtedy z nimi radę.
– No właśnie – powiedział Severus. – Dopóki widzą, że masz różdżkę, wierzą, że pozbawiając cię jej, zapewniają sobie w jakiś sposób bezpieczeństwo. Jeśli czarujesz bez jej użycia, czują się niepewnie i patrzą na ciebie, jak na wybryk natury. Różdżki wymyślili Europejczycy, jako pomoc w opanowaniu swoich magicznych zdolności. I potem już tak zostało.
– Czyli z początku miała być to pomoc?
– Nie znam dokładnie historii różdżkarstwa, ale tak myślę – zgodził się Mistrz Eliksirów. – Na pewno łatwiej jest opanować pewne rzeczy, mając pomoc.
Harry skinął głową. To miało sens. Różdżka była swego rodzaju przekaźnikiem, który regulował umiejętności magiczne. Jeśli popatrzeć na to pod tym kątem, to czarodzieje po styczności z różdżkami, stawali się tak do nich przyzwyczajeni, że zapewne nie myśleli o innej formie magii. To naprawdę było ograniczone, ale ponieważ sam wychował się w tym środowisku, był w stanie to zrozumieć. Sam kiedyś nie wyobrażał sobie, że mógłby stracić swoją różdżkę. Czuł się bezbronny, gdy została złamana. To właśnie wtedy uzmysłowił sobie, jak bardzo na niej polegał do tej pory. Przeprowadzka na Hawaje była dla niego swoistym odwykiem od czarów.
Severus z kolei dość szybko zaakceptował fakt, że na Hawajach nie używało się tego typu czarów. Żyła magii pozwala mu wykorzystać zaklęcia, których używał przy eliksirach i dość szybko przestał w tej kwestii, polegać na swojej różdżce. Życie jako częściowy mugol okazało się mieć i na niego zbawienny wpływ. Wyciszył się i zaczął w końcu dbać o siebie.
– Chyba jesteśmy na miejscu – powiedział Harry, kiedy w zasięgu ich wzroku znalazły się piramidy.
Piramida Cheopsa była pierwszą, która rzucała się w oczy. Znajdowała się na płaskowyżu w Gizie. Zbudowana została w okresie Starego Państwa, czyli około 2560 lat przed naszą erą. Jej przeznaczeniem było zostać grobowcem faraona Cheopsa. Harry poszperał trochę zarówno w mugolskich, jak i czarodziejskich książkach i odkrył, że prawdopodobnie piramidę zaprojektował czarodziej o imieniu Hemiunu. Był on bratankiem faraona Cheopsa i mugolscy archeolodzy znaleźli o nim wzmianki, mówiące, że był Mistrzem prac i wezyrem.
Co do samego Cheopsa Harry miał mieszane uczucia. Był pewien, że musiał być w jakimś stopniu spokrewniony z jakimś czarodziejem, ale sam nim nie był. Stawiał na fakt, że faraon zapewne był charłakiem.
Kiedy szukał informacji i piramidach w Gizie natrafił na opis władcy, który sporządził Herodot z Halikarnasu. Podzielił się znaleziskiem z Severusem, a Mistrz Eliksirów przyznał, że Herodot był czarodziejem.
– Był podróżnikiem i historykiem. Wiele z jego zapisków znalazło się w książkach o starożytnej historii magii – wyjaśnił.
– Historia Magii naprawdę powinna przejść niezłą rewolucję. Zwłaszcza jeśli chodzi o tę w Hogwarcie – mruknął Harry, kiedy to usłyszał.
Herodot z Halikarnasu przekazał światu niezbyt pochlebną opinię na temat tego konkretnego władcy Egiptu. Zarzucał mu hulaszczy tryb życia, prześladowanie religii i doprowadzenie kraju i jego mieszkańców do wielkiej nędzy. Na poparcie swoich słów przywołał opowieści, które usłyszał w Egipcie podczas swej podróży. Trudno było zweryfikować opinie Herodota, zwłaszcza że nie wiadomo, kto był źródłem jego informacji lub skąd je czerpał. A ponieważ spisał je około 2000 lat po Cheopsie, należało do nich podchodzić z dużą rezerwą.
Na podstawie zapisków Herodota mugolscy uczeni do niedawna, przypisywali Cheopsowi fakt zaspokojenia własnej pośmiertnej chwały, kosztem pracy ogromnych rzesz niewolników i chłopów egipskich przy wznoszeniu swojego grobowca. Najnowsze odkrycia archeologiczne i badania nad starożytnym Egiptem skłoniły egiptologów do teorii, że budowa piramid mogła być zbawienna dla chłopów w okresie wylewu Nilu, gdy niemożliwa była praca na polach. Dawała ona chłopom zatrudnienie, a co za tym idzie, utrzymanie w trudnym dla nich okresie. Byłoby to więc coś w rodzaju robót publicznych na bardzo dużą skalę.
Należało także zwrócić uwagę na aspekt religijny całego przedsięwzięcia. Społeczeństwo starożytnego Egiptu miało specyficzną mentalność, która zasadniczo bardzo różniła się nawet od społeczeństw takich jak Grecy czy Rzymianie. Oni z kolei na próżno próbowali zgłębić motywy postępowania Egipcjan przed tysiącami lat. Być może, jak wskazują niektórzy badacze, budowa piramidy dla swojego władcy była jakimś rodzajem gwarancji ich życia pośmiertnego. Prawdopodobnie była to główna motywacja do udziału w tym niejako religijnym przedsięwzięciu.
Poza tym opinia Herodota, że w wyniku budowy piramidy kraj popadł w nędzę, nie do końca był zgodny z faktem, że już jego następcy budowali niewiele mniejsze niż piramida Cheopsa budowle. Raczej trudno byłoby sobie to wyobrazić w przypadku kraju, który zostałby do cna wycieńczony ogromnym wysiłkiem.
Na miejscu tradycyjnie dołączyli do jakiejś wycieczki. Obaj czarodzieje czekali, aż znajdą się w pobliżu wielkiego Sfinksa. To on interesował ich najbardziej. Ale do tego czasu chętnie słuchali słów przewodnika, który uzupełnił ich informacje dotyczące piramidy Cheopsa.
W egiptologii przyjmowało się, że czas budowy wynosił około 20 lat. Wielka Piramida była częścią nekropolii memfickiej. W starożytności uznana została za jeden z siedmiu cudów świata i jako jedyna z nich dotrwała do epoki nowożytnej, chociaż nie bez szwanku. Straciła między innymi swoje skarby. Piramida Cheopsa wraz z piramidą Chefrena i piramidą Mykerinosa stanowiły najokazalszy i najbardziej znany w świecie zespół piramid. To właśnie w ich pobliżu znajdował się Wielki Sfinks.
– Czujesz to? – spytał Harry, kiedy znaleźli się w końcu blisko niego. Severus skinął głową. Obaj doskonale czuli tę śpiewającą żyłę magii, która przechodził pod wielką rzeźbą.
Kiedy grupa się zatrzymała, przewodnik zaczął mówić:
– Posąg został wykonany prawdopodobnie około 2550 roku przed naszą erą, z inicjatywy Chefrena. Rzeźbę wykuto w wapiennej skale, która prawdopodobnie została po wykuciu bloków, których użyto do budowy Piramidy Cheopsa. Za panowania Totmesa IV, posąg odnowiono i umieszczono między łapami Sfinksa kamienną stelę z aktem dziękczynnym za objęcie władzy, którą faraon miał otrzymać za sprawą Sfinksa. Legenda mówi, że przyszły władca odpoczywając w cieniu posągu, miał sen, w którym wielki bóg obiecał mu królestwo w zamian za uwolnienie Sfinksa od piasku pustyni. Do dziś historycy sprzeczają się ze sobą, co dokładnie miałoby to oznaczać.
Obaj brytyjscy czarodzieje poczekali, aż wycieczka odejdzie kawałek dalej i ostrożnie przeszli w kierunku łap Sfinksa. Według dziennika za stelą, czyli ustawioną pionową płytą z inskrypcją, miało się znajdować wejście do „Komnaty Zapisków". Miała tam być ukryta cała wiedza magiczna starożytnego świata.
– Widzisz tu coś? – spytał Harry. Dokładnie przyglądał się steli, mając nadzieję na jakiś zapis w mowie węży, jednak nie znalazł niczego takiego. Severus w tym czasie padał łapy rzeźby.
– Na razie nie. Ale jeśli Slytherin napisał, żeby tutaj szukać, to na pewno coś tu jest – zauważył.
– Świetnie – powiedział Harry. Podszedł do rzeźby i oparł się o nią, żeby napić się wody. W tym momencie poleciał w tym z okrzykiem zaskoczenia. Severus odwrócił się i zobaczył, jak Złoty Chłopiec znika za kamienną ścianą.
– Harry! – krzyknął.
– Nic mi nie jest! – dało się słyszeć. – Chyba znalazłem wejście! To iluzja! Możesz przejść.
Severus powoli dotknął rzekomo kamienia i jego ręka zniknęła po chwili za nim. Wziął głębszy oddech i przeszedł. Znalazł się w wąskim tunelu, który lekko opadał w dół.
– Lumos – mruknął po chwili, widząc, że koniec różdżki Harry'ego już oświetlał pomieszczenie.
– No, faktycznie było za stelą – przyznał Harry. – Ale nadal uważam, że Slytherin powinien był bardziej precyzyjnie opisywać niektóre rzeczy.
– Bachor – mruknął Severus. – To wygląda jak zejście do komory grobowej w piramidzie – przyznał, rozglądając się. – Jeśli mam rację, to w pewnym momencie będzie rozwidlenie.
– Przekonajmy się zatem – powiedział młodszy czarodziej, ruszając w dół korytarza.
– Nie pędź tak. Zdziwię się, jeśli nie będzie tu żadnych pułapek – przystopował go Severus.
– Pułapek? Slytherin nic o tym nie pisaAAAAAAAAAAAAA – krzyknął i runąłby w dół, gdyby mąż nie złapał go za kołnierz. Podłoga pod nim zniknęła.
– To właśnie miałem na myśli.
– Na gacie Merlina... Dzięki – zdołał tylko wydusić z siebie Harry.
Severus po chwili puścił go i wyjął ze swojego plecaka worek z kamieniami.
– Co robisz? – usłyszał pytanie małżonka.
– To rodzaj zaklęcia iluzji albo zapadni. Reaguje na ruch albo nacisk – wyjaśnił i rzucił kamień jakiś metr przed nimi. Ponieważ nic się nie stało, przeskoczył nad płytą, która zniknęła, gdy Harry na nią nadepnął. Nic się nie stało i Harry poszedł w jego ślady.
Natrafili jeszcze na kilka takich miejsc. W jednym z nich nagle z podłogi wyłaniały się ostre kolce.
– Czy to tylko moje wrażenie, czy starożytni czarodzieje mieli skłonności do sadyzmu? – spytał Harry.
– Postępowali zgodnie ze swoją kulturą. Złodziei, którzy rabowali groby wtedy nie brakowało – zauważył Severus. Tak jak przewidywał, dotarli w końcu do rozwidlenia. Jeden z korytarzy nadal opadał w dół, natomiast drugi, ledwo widoczny kierował się ku górze.
– Gdzie teraz?
– W górę – powiedział Mistrz Eliksirów.
– Skąd masz pewność? – spytał Harry, ruszając za nim.
– Wygląda na to, że układ jest taki sam, jak w przypadku piramidy. W dole budowano czasem fałszywą komnatę, natomiast ta w której spoczywał faraon, była ukryta w wyższych partiach. Przypuszczam, że tam w dole są kolejne pułapki, które mają zmylić ewentualnego „zwiedzającego".
– Lubię, kiedy analizujesz wszystko na chłodno – uśmiechnął się Harry. W ciemności nie widział tego, ale Severus zarumienił się lekko. Idąc w górę, nie natrafili na kolejne pułapki i w końcu znaleźli się w dużo szerszym korytarzu, którego ściany pokryte były hieroglifami.
– Galeria – mruknął Severus. Znaczyło to, że są blisko celu. Już miał ruszyć dalej, kiedy Harry złapał go za ramię i przytrzymał.
– Ktoś tu jest – powiedział cicho.
Severus ściągnął brwi, rozglądając się. Nagle do ich uszu dotarł cichy chichot.
– Goście! – odezwał się nagle jakiś głos i przed nimi pojawił się jakiś młody mężczyzna ubrany podobnie jak faraon. – Ale tutaj dawno nikogo nie było. Chyba z tysiąc lat, albo i dłużej. Nawet obecny faraon nie znalazł tego miejsca.
Kiedy się uśmiechnął, czarodzieje dostrzegli jego ostre zęby i pionowe źrenice w oczach. Świadczyło to o tym, że osoba przed nimi jednak nie była człowiekiem.
– Kim jesteś? – spytał Harry. – Nie jesteś czarodziejem.
– Jestem dżinnem i strażnikiem tego miejsca.
Harry poczuł, jak wszystkie włoski na karku stają mu dęba. Czytało dżinnach, kiedy mieli się wyprawiać do ogrodów Babilonu, ale nigdy nie myślał, że osobiście spotka jakiegoś.
Według mugolskich legend dżinny były demonami i duchami, które powstały z czystego ognia bez dymu. W niektórych wersjach rodziły się z czystego płomienia oraz obłoku pary. Miały posiadać nadnaturalną potęgę i być niewidzialne. Mogły jednak przyjmować dowolną postać, na przykład człowieka, zwierzęcia lub potwora. Utożsamiały one wrogie człowiekowi siły natury. Uważano je za mieszkańców pustyni. Wiara w dżinny stanowiła bardzo istotny aspekt religii Arabów w okresie przed przyjęciem przez nich islamu.
Jako pozostałość mitologicznych wyobrażeń z przedmuzułmańskiej Arabii pojawiły się także w islamie, gdzie stanowiły trzecią kategorię rozumnych istot stworzonych przez Boga poza aniołami i ludźmi. Dżinny w wierzeniach muzułmańskich dzieliły się na dobre i złe. Dobre służyły Bogu i pomagały ludziom, zaś złe działały na ich szkołę. Podobnie jak ludzie, dżinny dzieliły się na plemiona i rody.
Dżinny były bardzo popularne w ludowej tradycji muzułmańskiej. Zgodnie z ludowymi legendami i baśniami, człowiek przy pomocy zaklęć mógł sobie w pewnych przypadkach podporządkować dżinna. Popularna była legenda o trzech życzeniach, ale także sprytny czarodziej mógł uwięzić dżinna w lampie lub butelce. Dżinny często pełniły w opowieściach funkcję strażników skarbów, były mieszkańcami ruin, miejsc ponurych i opuszczonych. Ta kwestia akurat bardzo pasowała do ich obecnej sytuacji, ale Harry nie wiedział, z jakiego rodzaju dżinnem mieli przyjemność.
Arabowie w czasach przed islamem uważali, że każdy poeta miał swojego dżinna, od którego zależała wielkość jego talentu. Według hadisów każdy człowiek miał towarzysza dżinna, który namawiał go do grzechu.
Wierzono, że ochronę przed złymi demonami miało dawać żelazo lub pierścienie ze złota i stali. Pomagać miały także amulety z wilczych kłów i wersetów z Koranu, które wypisano zielonym lub czerwonym atramentem. Staroarabskie praktyki magiczne zwane sihr wymagały między innymi nawiązania kontaktów ze światem zmarłych oraz właśnie światem dżinnów. Dzięki nim leczono i wróżono. Potem większość tych praktyk została zakazana.
Severus najwyraźniej też miał mieszane uczucia, bo tylko obserwował dżinna uważnie, nadal mocno trzymając różdżkę.
– Nic wam nie zrobię, jeśli tego się obawiacie – odezwał się, widząc ich zmieszanie. – Rzadko ktoś nas tu odwiedza i raczej nie widzi mi się pozbywać gości.
– Pozbywać się? Nie zabrzmiało to zachęcająco – zauważył Harry.
– Nie jestem z tych, którzy działają na szkodę ludzi. To grubiańskie i nudne. Chodźcie – powiedział, ruszając korytarzem w kierunku kamiennych wrót.
Harry i Severus popatrzyli po sobie i po chwilowych oporach ruszyli za nim. Nadal jednak trzymali różdżki w pogotowiu. Kiedy stanęli przed wrotami, dżinn pchnął je lekko i otworzyły się, ukazując wielką komnatę. W całym pomieszczeniu widać było papirusy, pergaminy i księgi.
– Witajcie w Komnacie Wiedzy – powiedział dżinn.
– Ona jednak istnieje – powiał Harry z zachwytem w głosie.
– Oczywiście, że istnieje – odezwał się nowy głos zza jednej z wielkich półek. – Czarodzieje są czasem tak tępi, że aż szkoda słów.
Harry i Severus nie wierzyli własnym oczom, kiedy właściciel głosu pokazał się im. Przed nimi stał prawdziwy sfinks. Mityczne stworzenie o ciele lwa z ludzką głową i skrzydłami.
– To teraz pewnie usłyszmy zagadkę – powiedział głupio Złoty Chłopiec.
Sfinks skrzywił się i wywrócił oczami.
– Mój durny kuzyn i jego zagadki. Przez niego wszystkie sfinksy są kojarzone z tą historią – prychnął. – Wstyd. No po prostu wstyd dla całego gatunku. A wszystko przez jednego kretyna – marudził, machając łapą. Pergaminy po chwili przemieściły się na odpowiednie półki.
– A to nie była prawda? – spytał Harry. Powoli docierało do niego, że ani dżinn, ani sfinks chyba nie mieli złych zamiarów.
– Mój kuzyn miał skrzywione poczucie humoru. Siadał sobie na skale i zadawał ludziom zagadki. Jak nie zgadli, zrzucał ich w przepaść. Uważał się za najmądrzejszego na świecie, ale trafił w końcu na kogoś, kto był mądrzejszy. Trafił na Edypa, któremu zadał zagadkę: Co to za zwierzę, obdarzone głosem, które z rana chodzi na czworakach, w południe na dwóch nogach, a wieczorem na trzech? Oczywiście, że chodziło o człowieka. Kretyn potem sam rzucił się w przepaść. Zawsze miał skłonności do dramatyzmu. Ale chyba nie przybyliście tutaj wysłuchiwać historii o moim pokręconym kuzynie.
– Nie. Jesteśmy tu z innego powodu – przyznał Severus.
– Wbrew obiegowej opinii żaden z nas nie gryzie – powiedział sfinks. – Zapraszam. Skoro mieliśmy na tyle rozumu, żeby uniknąć pułapek, to zasłużyliście na bycie tutaj.
Poprowadził ich do centrum pomieszczenia, gdzie stał długi stół z kamiennymi ławami. Machnięciem łapy usunął z nich część pergaminów, żeby mogli usiąść.
– Co was tu sprowadza? Nie jesteście z Egiptu – zauważył lwi stwór. – Brytyjczycy, co? Notorycznie jacyś się kręcą wokół piramid.
– Jesteśmy tu z powodu wskazówek, jakie zostawił Salazar Slytherin – odparł Severus.
– A on! Ale to z tysiąc lat minęło, od kiedy tu był – przyznał dżinn.
– No właśnie. Tysiąc – mruknął Harry.
– Właśnie to powiedziałem – zauważył zaskoczony dżinn.
– A ty znowu nic nie rozumiesz, Latif – zbeształ go sfinks. – Tysiąc lat. A to znaczy, że oni szukają tego samego co Salazar.
– Och... – mruknął dżinn. – To już minęło tysiąc lat? Jak ten czas leci.
– Dla nas czas płynie wolniej – wyjaśnił im sfinks. – Magiczne stworzenia, takie jak my nie odczuwają jego upływu tak, jak ludzie i czarodzieje. Chociaż w porównaniu z nami nawet czarodzieje żyją krótko.
– Ile masz lat? – spytał ciekawie Harry. – Wybacz. Chyba nie powinienem pytać – przyznał, a oba stworzenia zaczęły się śmiać.
– Marmar ma jakieś dziesięć tysięcy lat. Ja podobnie – przyznał Latif. – Oczywiście, jeśli mowa o ludzkich latach. Byliśmy tutaj, kiedy faraonowie zaczynali swoje rządy. Oczywiście komnata już wtedy istniała. Zbudował ją pierwszy władca Egiptu i poprosił nas, abyśmy stanęli na straży wiedzy.
– Nie bał się was? – spytał Severus. – Obecnie czarodzieje często czują niechęć w stosunku do magicznych stworzeń.
– To były inne czasu – odparł Marmar. – Kiedyś człowiek był bardziej zespolony z naturą i duchami. Szanował ją. Ale potem chciał coraz więcej i więcej. Duchowość i wiedza zeszły na drugi plan, a rządza dóbr materialnych wzięła górę. Ale wracając do Salazara. Przybył tu jakieś tysiąc lat temu. Natrafił na wzmiankę o komnacie, w zwoju spisanym na papirusie. Przybył tutaj, szukając odpowiedzi, dlaczego magia nagle zaczęła szaleć.
– I znalazł ją tutaj? – spytał Harry.
– Mniej więcej co się dzieje, wiedział już wcześniej. Zanim powstała magiczna szkoła, to my uczyliśmy faraonów i wybranych przez nich magii. Oczywiście czasem ktoś nie oddał jakiegoś papirusu, tabliczki, czy na czym w danym okresie pisano. W taki sposób trafił na opowieść o filarach chroniących magię. Zwój był jedna niekompletny. Czas go uszkodził i nie posiadał przepisu na eliksir wiążący filary. Miał składniki, ale nie miał już czasu, żeby eksperymentować na własną rękę. Zjawił się więc tutaj.
– Posiadacie recepturę? – spytał Severus.
– Nigdy nie oddał nam tego papirusu – skrzywił się dżinn. – Miał to zrobić, kiedy tylko ustawi nowe filary, ale nie zrobił tego.
– Możliwe, że zwyczajnie nie zdążył. Wiemy, że zmarł na początku X wieku. Znaleźliśmy jego dziennik z zapiskami, które doprowadziły nas aż tutaj.
– Więc możliwe, że napisał w nim także, co się stało z recepturą i zaklęciem – powiedział sfinks.
– Zaklęciem? – spytał Harry.
Marmar skinął głową.
– Sama mikstura nie wystarczy, żeby ustawić filary. W papirusie opisany był cały proces ich ustawiania i zaklęcie.
– Czy filary, które ustawił Slytherin, były pierwszymi? – spytał nagle Wybawca czarodziejskiego świata.
– Oczywiście, że nie. Teraz dzieje się to po raz siódmy – powiedział Marmar. – Nam też zależy na tym, żeby niemagiczni nie znaleźli tego miejsca. Biorąc pod uwagę ich tendencję do wywożenia wszystkiego, co cenne, z naszej komnaty nie zostałoby dosłownie nic. Pewnie zabraliby nawet te ławy, twierdząc, że to jakiś zabytek.
– Niemagiczni bywają czasem naprawdę dziwni – odezwał się Latif. – Otwierają groby i wynoszą z nich wszystko. Po co?
– Uważają, że w ten sposób dowiedzą się wiele o przeszłości – wyjaśnił Harry.
– A przy okazji niszczą wiele rzeczy – zauważył sfinks. – Ale pytaliście o pierwsze filary. – Machnął łapą i na stole wylądowało kilka bardzo starych glinianych tabliczek i papirusów. – Ostrożnie, bo nawet magia ich nie naprawi.
Tabliczki przedstawiały historię, kiedy kometa pojawiła się po raz pierwszy. Ludzie w tym okresie często czcili słońce, księżyc i gwiazdy, ale gwiazda poruszająca się po niebie budziła w nich strach. Czarodzieje stanowili bardzo nieliczną grupę, ale czuli, że coś się dzieje złego. Magia burzyła się pod ich stopami, a niemagiczni odczuwali to jako trzęsienie ziemi. Szamani wtedy powzięli decyzję, że należy udobruchać magię i złożyć odpowiednią ofiarę. Jednak nocą małej dziewczynce przyśnił się sen, w którym ustawiała ona wysokie, błyszczące słupy. Rano pobiegła opowiedzieć swój sen najwyższej szamance. Ta umiejąc czytać w umysłach innych, dokładnie obejrzała sen dziecka i nakazała przygotować się do rytuału. Na jej polecenie wydobyto z głębokiej jaskini siedem wielkich kryształów, zebrano składniki, o których mówiła i przygotowano zaklęcie.
Siedem kryształów ustawiono, w punktach, gdzie wtedy przebiegały żyły magii. Pod każdym z nich ułożono krąg z kamieni, które następnie oblano dokładnie przygotowanym wywarem. Kryształy natychmiast uniosły się pośrodku kręgów, reagując, a zaklęcie spoiło je z danym miejscem. Utworzyły w ten sposób barierę, dzięki której kometa nie wyrządziła więcej szkód.
– Co tysiąc lat rytuał udoskonalano – wyjaśnił Marmar, pokazując im kolejne zapiski. – Miało to związek ze zwiększającą się populacją czarodziejów i coraz większymi żyłami magii. Aż trzy tysiące lat temu powstał najskuteczniejszy rytuał.
– Który musimy przygotować na czas albo niemagiczny świat dowie się o magicznym – zauważył Harry.
– To też – zgodził się sfinks. – Ale niemagiczni odczują to jako katastrofy naturalne. Trzęsienia ziemi, powodzie, okropne wiatry. A potem tak. Osłony magicznego świata upadną. A ponieważ niemagiczni stracą wiele, uznają, że mają prawo sięgnąć po to, co posiadają czarodzieje.
– Wybuchnie wojna – podsumował Severus.
Sfinks skinął głową.
– I będzie to wojna, którą czarodzieje przegrają. Są w mniejszości.
– Voldemort uważał, że da radę podporządkować sobie mugoli – przyznał Harry.
– Słyszeliśmy o tym Voldemorcie – przyznał dżinn. – Nigdy by mu się to nie udało. Niemagiczni zawsze będą stanowić większość świata. To normalne. Magią obdarzeni są tylko nieliczni. Ten cały lord nie był świadomy tego, do czego są zdolni ludzie, gdy poczują się zagrożeni. Wystarczy prześledzić trochę historię. Wszyscy wielcy władcy, tak naprawdę kończyli tragicznie. Taki Aleksander Macedoński na przykład. Co mu przyszło z podboju świata, skoro tak naprawdę nigdy nim do końca nie rządził? To nie jest czas, aby czarodzieje i niemagiczni mogli żyć w harmonii.
– A czy kiedyś taki czas nadejdzie?
– Świat zmienia się cały czas. Może nadejść taki moment, gdy niemagiczni odkryją nowe światy i opuszczą swoją kołyskę. Nie jesteśmy pępkiem wszechświata.
– Sugerujesz, że naprawdę są inne... cywilizacje? Gdzieś... tam? – spytał, wskazując w górę.
– Czy to nie było ciekawe? – uśmiechnął się tajemniczo dżinn.
Harry musiał przyznać mu rację. To byłoby bardzo ciekawe. Zwłaszcza jeśli gdzieś tam żyłaby jakaś inna, czarodziejska cywilizacja. To zdecydowanie było coś. Jednak w tej chwili musieli się skupić, aby odnaleźć recepturę i miejsca nowych filarów. A czasu było coraz mniej.
,,,
Po powrocie do domu spędzili kilka godzin, analizując wszystko, o czym już wiedzieli. Mniej więcej wiedzieli, jak będzie wyglądał rytuał i czego do niego potrzebowali. Kiedy poznają wszystkie miejsca, będą musieli zapewne poprosić kilka osób o pomoc w ich ustawieniu. Tym jednak mogli się zająć na końcu. A w tej chwili obaj chcieli przez chwilę odpocząć. Harry zauważył, że zapiski w dzienniku powoli się kończyły, ale na razie nie miał siły na ich tłumaczenie. Kilka dni odpoczynku im nie zaszkodzi.
Kilka dni później Harry otrzymał kolejny list od Luny.
– Panna Lovegood znowu się odezwała? – spytał Severus. Właśnie siadali do śniadania, kiedy Harry przyniósł listy ze skrzynki.
– Tak. Śniła o kolejnym miejscu. Twierdzi, że ostatnio bardzo często śni jej się Hogwart.
Severus mruknął.
– Przynajmniej jedno miejsce, nad którym nie musielibyśmy się dłużej głowić – zauważył Mistrz Eliksirów, sięgając po kubek z kawą.
– Fakt – zgodził się Harry, zaczynając jeść. Po śniadaniu sięgnął po drugi list. Był od Kamila. W miarę jak czytał treść, jego oczy robiły się coraz większe. – Kamil znalazł las, o którym śniła Luna! – powiedział, podając małżonkowi wiadomość.
Severus wziął ją od niego i zaczął czytać. Okazało się, że taki niezwykły las znajdował się niedaleko miasta Gryfino. Drzewa w nim miały dziwne, łukowate pnie. Niemagiczni uważali, że to przez ingerencję człowieka, ale czarodzieje uważali, że to przez płynącą w tym miejscu magię. Mieli zatem kolejne miejsce, którego mogli być pewni.
,,,
Postanowili zrobić sobie krótką przerwę, zwłaszcza że Severus przygotowywał się do kolejnego sympozjum czy nie. Kometa czy nie, ale Mistrz Eliksirów chciał ponownie zaprezentować kilka swoich mikstur z użyciem rzadkich składników. Tradycyjnie zaproponował małżonkowi wyjazd razem z nim, ale Harry ponownie odmówił.
– To naprawdę nie dla mnie – powiedział. – Jeszcze wysadziłbym jakiś kociołek na odległość i byłby niezły problem – zaśmiał się.
– Z twoimi zdolnościami wszystko jest możliwe – przyznał Severus, pakując do swojej specjalnie zabezpieczonej torby, swoje mikstury.
– Wiesz co? Kiedy wrócisz, chciałbym, żebyśmy udali się do Hogwartu.
Severus zamarł na chwilę.
– Mogę wiedzieć po co?
– Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać z portretem Slytherina. A jeśli ukrył papirus gdzieś w Komnacie Tajemnic? – zasugerował.
– Nie jest to niemożliwe, ale myślisz, że po tym, jak piraci próbowali go podpalić, będzie chciał z nami rozmawiać?
– Nie będziemy wiedzieć, dopóki nie spróbujemy – argumentował Harry. Severus przyznał mu rację i obiecał, że kiedy wróci z sympozjum, udadzą się do miejsca, które obaj mogli nazwać swoim pierwszym, prawdziwym domem.
Harry tym razem pożegnał Severusa na dworcu i pocałował go na pożegnanie.
– Wiem, że to tylko trzy dni, ale będę tęsknić i tak. Zadzwoń, gdyby coś się działo. Albo, gdyby twój mistrz ponownie postanowił się wprosić – zaśmiał się.
– Obiecuję – odparł Mistrz Eliksirów. Minutę później świtoklik zabrał go do tegorocznego miasta, gdzie odbywał się zlot warzycieli.
Stolica Portugalii, Lizbona przywitała go lekko zachmurzonym niebem. Od razu po przybyciu na miejsce, odnalazł jeden z czarodziejskich hoteli, w którym zrobił rezerwację. Zameldował się i poszedł do pokoju. Był pewien, że jego mistrz przybył już na miejsce. Domnall lubił być przed wszystkimi.
Severus nie pomylił się. Znalazł swojego dawnego mistrza w kawiarni koło sali, gdzie miało wieczorem odbyć się uroczyste rozpoczęcie corocznego spotkania.
– Jesteś Severusie – powitał go Callahan. – Siadaj z nami.
Chwilę później dwaj mistrzowie i uczniowie Domnalla zatopili się w rozmowie nad tegorocznym programem. Severus przyznał, że miał zamiar zaprezentować dwa eliksiry. Jeden sprawiał, że stracona w wyniku wypadku z magią kończyna czy organ, mogły odrosnąć w przeciągu doby, a drugi natomiast miał działanie łagodzące przy przechodzeniu smoczej ospy. Dzięki temu śmiertelność przy tej chorobie można było ograniczyć do minimum.
Domnall był pod wrażeniem.
– Nie mogę się doczekać, kiedy je zaprezentujesz. Coś czuję, że możesz dokonać kolejnego przełomu. A jak tam Harry? Nie dał się przekonać przyjazdu?
Severus pokręcił głową.
– Nadal uważa, że to nie dla niego.
– Nie każdy ma zacięcie do eliksirów. Niektórzy wolą inne zajęcia.
– Harry lubi to, co robi – przyznał Severus z lekkim uśmiechem. – Miał dość biegania za mrocznymi czarodziejami. Ja zresztą też.
– To zrozumiałe.
Wieczorem Severus udał się na rozpoczęcie sympozjum. Miał zamiar zająć miejsce obok swojego mistrza, kiedy ktoś go zaczepił. Kiedy się odwrócił, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim stał Lucjusz Malfoy.
– Dobrze cię widzieć, Severusie – odezwał się arystokrata.
– Nie powiem, żeby radość była obustronna – odparł brunet.
– Jesteś na mnie zły.
– Co tu robisz? – Severus nie znosił takich niespodzianek. Zwłaszcza jeśli obejmowały spotkanie i rozmowę z kimś, kogo na tą chwilę nie chciał widzieć.
– Nie odpowiadałeś na moje listy, ale wiedziałem, że pojawisz się na sympozjum – przyznał Lucjusz. – Chciałem podziękować ci za eliksir dla Narcyzy i porozmawiać.
– Jeśli ktoś nie odpowiada na listy, to znaczy, że chce, żeby zostawiono go w spokoju – zauważył Mistrz Eliksirów, mówiąc to takim tonem, jakby upominał cwanego pierwszaka. – I wiem, że Draco na pewno ci o tym powiedział.
– Owszem, ale mimo wszystko postanowiłem zaryzykować.
– Jakoś nie pamiętam, żebyś kiedyś ryzykował. O ile moje informacje są sprawdzone, w czasie ostatniej bitwy uciekłeś. Jednak nie byłeś takim wiernym sługą, jakby się wydawało.
Severus musiał trafić w czuły punkt, bo po chwili obserwował, jak arystokrata zaciska usta w wąską linię i marszczy brwi.
– Zawsze bezpośredni.
– Nie widzę powodu, żeby zmienia ten nawyk. A teraz, jeśli nie zauważyłeś, chciałbym iść na rozpoczęcie.
– Chciałbym z robą porozmawiać. Ze względu na stare czasy.
– Nie rozśmieszaj mnie. Zapomniałeś, przez kogo wpakowałem się w te kłopoty? To ty mnie zabrałeś do Czarnego Pana. Przedstawiałeś go jako niemalże władcę świata. Wykorzystałeś fakt, że byłem naiwny i chciałem gdzieś przynależeć. Nic poza tym.
Lucjusz westchnął, przymykając oczy.
– Mimo wszystko chciałbym cię prosić o rozmowę. Ze względu na Draco.
– Nie mieszaj w to Draco. Ale dobrze. Widzę, że nie odpuścisz. Jutro przy śniadaniu. A teraz przepraszam – powiedział. Wszedł na salę jako jeden z ostatnich i zajął miejsce obok Domnalla. Jego mistrz przytrzymał je dla niego.
Po inauguracji kolejnego sympozjum Severus poczuł, że na jakiś czas musi wyjść. Uznał, że spacer dobrze mu zrobi i pozwiedza sobie miasto. Znalazł małą księgarnię, która nadal była otwarta i kupił mugolski przewodnik po mieście. Najwyraźniej Harry zaraził go swoim zwyczajem nabywania przewodnika o każdym miejscu, które odwiedzili. Idąc, co jakiś czas zerkał w przewodnik, czytając wyrywkowo o mieście.
Obszar dzisiejszej Lizbony zamieszkany był co najmniej od czasów rzymskich. Ówczesna osada występowała w źródłach pod nazwą Olisipo. W starożytności był to rejon osadnictwa Luzytanów i być może punkt handlowy Fenicjan. Na to jednak nie znaleziono żadnego dowodu. W VIII wieku miasto zostało zajęte przez Maurów z Afryki północnej i nazwane Lishubną. W 1147 roku zostało zdobyte przez pierwszego władcę Portugalii, Alfonsa I Zdobywcę, przy pomocy krzyżowców. Pierwszym biskupem Lizbony został angielski krzyżowiec Gilbert z Hastings. W 1255 roku król Alfons III przeniósł stolicę Portugalii z Coimbry do Lizbony. A w roku 1290 powstał w Lizbonie uniwersytet.
W okresie wielkich odkryć geograficznych, które przypadły na czas od XV do XVII wieku z Lizbony, a ściślej z jej portu Belém, wyruszyło wiele wypraw morskich, które przyczyniły się do rozwoju królestwa i jego stolicy. W kwietniu 1506 roku w mieście miał miejsce kilkudniowy pogrom, w którego wyniku zamordowano kilka tysięcy Żydów przymusowo nawróconych na katolicyzm.
26 stycznia 1531 roku miasto zostało dotknięte przez trzęsienie ziemi, w którym zginęły tysiące jego mieszkańców. W dzień Wszystkich Świętych 1 listopada 1755 miało miejsce kolejne potężne trzęsienie ziemi, które pochłonęło ok. 60 000 ofiar i praktycznie zrujnowało Lizbonę. Przetrwały jedynie zabudowania dzielnic Alfamy i Belém. Z inicjatywy ministra króla José I, markiza Pombala, miasto zostało odbudowane w jego dzisiejszym kształcie.
Zaskoczony Severus uniósł brwi w górę, kiedy to przeczytał. Trzęsienia Ziemi brzmiały dość znajomo. Mogło to oznaczać, że pod miastem formowała się żyła magii. Zatrzymał się na chwilę i zamknął oczy, próbując ją wyczuć. Była tutaj. Ciągnęła się pod miastem, niedaleko miejsca, w którym teraz był. Zaczął iść w kierunku, skąd czuł, że napływa jej najwięcej.
Nie patrzył, gdzie idzie. Po prostu szedł za tym charakterystycznym już dla niego mruczeniem.
Zatrzymał się, dopiero kiedy zorientował się, że stoi przed jakąś budowlą, przypominającą nieco mały zamek. Zauważył tablicę z nazwą. Najwyraźniej trafił pod jakąś atrakcję turystyczną.
Torre de Belém. Tak głosił napis informacyjny. Szybko znalazł odpowiednią stronę w przewodniku.
Była to militarna budowla z 1520 roku stojąca w Lizbonie, na jej zachodnim przedmieściu Belém, nieopodal Klasztoru Hieronimitów, u ujścia Tagu do oceanu. Była jedną z największych atrakcji turystycznych stolicy Portugalii.
Torre de Belém wybudowano z polecenia portugalskiego króla Manuela I Szczęśliwego w latach 1515–1520. Wieżę zaprojektował Fernando de Arruda i uchodziła ona za jedyną zachowaną do dziś budowlę wzniesioną całkowicie w stylu, który nazywano manuelińskim. Postawiona w epoce wielkich odkryć geograficznych, wieża odgrywała rolę strażnicy lizbońskiego portu, stała się także punktem orientacyjnym dla wracających do ojczyzny żeglarzy i symbolem morskiej potęgi Portugalii. W okresach późniejszych, w czasie okupacji hiszpańskiej na przełomie XVI i XVII wieku, pełniła funkcję więzienia, w którym w podmakających pomieszczeniach przetrzymywano więźniów politycznych. Pierwotnie budowla wznosiła się pośrodku koryta Tagu. W wyniku wielkiego trzęsienia ziemi z 1755 roku rzeka zmieniła nieco swoje koryto i obecnie wieża znajduje się tuż przy jej prawym brzegu. W 1833 roku przez dwa miesiące był tu więziony generał Józef Bem, twórca Legionu Polskiego w Portugalii.
W 1907 roku wieża została uznana za zabytek narodowy Portugalii. W 1983 roku Torre de Belém wpisano na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Aktualnie wieża została wybrana nieoficjalnie jako jeden z Siedmiu Cudów Portugalii.
Severus podniósł wzrok znad przewodnika i rozejrzał się. Miał wrażenie, że to miejsce go woła, ale nie wiedział dlaczego. Naszła go jednak nagła myśl, żeby zadzwonić do Harry'ego. Wrócił na jedną z ulic i dość szybko zauważył mugolską pocztę. Znalazł tam mugolską budkę telefoniczną. Wrzucił kilka monet i wybrał numer. Miał nadzieję, że Harry odbierze.
– Halo? – powiedział Harry, odbierając po chwili.
– Cześć – odezwał się Severus.
Harry roześmiał się, słysząc jego głos.
– Już się za mną stęskniłeś? – spytał.
– Chciałbyś – parsknął Mistrz Eliksirów. – Dzwonię, bo przydarzyło mi się coś dziwnego – przyznał i opowiedział mu całą sytuację.
– Myślisz, że przypadkiem znalazłeś kolejne miejsce dla filaru? – spytał Harry po chwili milczenia.
– Nie wiem. W końcu to panna Lovegood ma wiedzieć, gdzie będą się znajdować.
– Jeśli Luna wyśni miejsce, które opisem będzie pasować, to będziemy mieć kolejny punkt. Myślę, że magia chciała, żebyś znalazł to miejsce. Nie przyciągnęła cię tam po nic.
– Też mi się tak wydaje.
Porozmawiali jeszcze kilka minut, a potem Severus wrócił do hotelu. Rano w hotelowej restauracji spotkał się na śniadaniu z Lucjuszem. Nie był chętny na tę rozmowę i zgodził się tylko i wyłącznie ze względu na Draco.
– O czym chciałeś porozmawiać? – spytał Mistrz Eliksirów po chwili niezręcznego milczenia.
– O wielu rzeczach, ale najpierw chciałbym cię przeprosić – powiedział Lucjusz i widać było, że ledwo przechodzi mu to przez gardło. – Myślałem nad tym, co powiedziałeś i doszedłem do wniosku, że miałeś rację. Wykorzystałem twoją naiwność i samotność, ale wtedy myślałem, że robię dobrze. Że Czarny Pan stworzy lepszy i bezpieczniejszy świat dla wszystkich czarodziejów. Nie lubię ani mugoli, ani mugolaków.
– Ale wiesz, że bez nich czarodzieje mogliby marnie skończyć. Kto jak kto, ale ty powinieneś zauważać pewne rzeczy, Lucjuszu – powiedział Severus, sięgając po filiżankę z kawą. – Małżeństwa zawierane tylko w określonym środowisko, mogą bardzo źle wpływać na potomstwo. Spójrz na egipskich faraonów. Żenili się z własnymi siostrami, a przez to ich dzieci często były ułomne. Myślisz, że coś takiego nie może się zdarzyć wśród czarodziejów? Jako nauczyciel miałem okazję obserwować dzieci z rodzin czystokrwistych. Część z nich już wtedy okazywała oznaki szaleństwa.
Lucjusz wziął głęboki oddech.
– Wiem, że masz rację. Podpowiada mi to logika, ale nie potrafię zmienić swoich przekonań. Tak samo nie toleruję zdrajców krwi i nie mogę patrzeć, jak mój syn przyjaźni się z niektórymi.
– Och? – mruknął Severus, chociaż domyślał się, o co chodzi.
– Ostatnio zadaje się z tymi bliźniakami Artura Weasleya.
– No i? Co w tym złego, że się z nimi spotyka? Twój syn jest dorosły, Lucjuszu – przypomniał mu. – Nie możesz mu nakazywać, co ma robić. Nie zapominaj, że sam jestem związany z Gryfonem.
– No tak. Twój małżonek. Złoty Chłopiec. Omal nie padłem, kiedy zobaczyłem w Proroku artykuł Skeeter.
– Żałuję, że nie miałem okazji tego widzieć.
– Muszę jednak przyznać, że bardzo się zmieniłeś, Severusie. Wydajesz się spokojniejszy i jakby nieco odmłodzony.
– Spokojne życie. To cała tajemnica. Przez ostatni rok nie irytowały mnie żadne wredne bachory ani szaleńcy chcący podporządkować sobie czarodziejski świat. To wystarczyło, żebym w końcu mógł żyć tak, jak zawsze o tym marzyłem. Coś ci powiem i lepiej dla ciebie, żebyś to zapamiętał, Lucjuszu. Spotkanie na swojej drodze tego durnego bachora, jakim jest Harry Potter, okazało się najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła w życiu – oznajmił.
Potemmógł się tylko śmiać, bo był pewien, że miny Lucjusza Malfoya nie zapomni dokońca życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top