Rozdział 8
~Perspektywa Frisk~
Mimo odczuwanego zmęczenia wszystkie próby zaśnięcia kończyły się niepowodzeniem więc położyłam się na plecach i patrzyłam na sufit nade mną. Pokój w którym się znajdywałam nie był zbyt duży, na środku stało łóżko, pastelowo różowe zasłony lekko powiewały przez podmuchy powietrza dochodzące z uchylonego okienka, w rogu pokoju stało drewniane biurko oraz czarny fotel, na biurku leżał laptop oraz zdjęcie w ramce jednak było tak położone że nie dało się zobaczyć co jest na zdjęciu, pomiędzy łóżkiem a biurkiem leżał włochaty jasnoniebieski dywanik. Po lewej stronie od biurka stała biała szafa z lustrami. Na ścianach wisiały dwa obrazy w ramkach przedstawiające krajobrazy Włoch i to tyle. Nagle usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju się otwierają więc uniosłam się do pozycji siedzącej aby zobaczyć jak Cross w kapturze powoli wkracza do środka.
- Co Cię sprowadza w moje skromne progi? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Przyszedłem porozmawiać, wcześniej nie miałem okazji wyjaśnić Ci co się stało..
- Więc słucham
Cross niepewnym krokiem podszedł do łóżka po czym usiadł naprzeciw mnie i spojrzał mi głęboko w oczy co sprawiło lekki dyskomfort. Przez chwilę miałam wrażenie że znów jesteśmy dziećmi, którzy razem bawili się w piaskownicy jednak te czasy już nigdy nie wrócą a on zostawił mnie całkiem samą.
- Wiem że powinienem być wtedy tam z Tobą ale nie mogłem wieczór przed tym feralnym dniem wezwali nasz zakon tutaj... Chciałem tyle razy wrócić...
- Nie musisz mi się z tego tłumaczyć pogodziłam się wtedy z twoim zniknięciem tak samo jak z śmiercią ojca oraz brata a później mamy - wzruszyłam ramionami mówiąc bezbarwnym głosem chociaż wszystko w środku mi się gotowało.
- Nie powinno tak być - Cross powiedział to z naciskiem.
- Jeśli przyszedłeś tylko po to aby oczyścić swoje sumienie to powinieneś pójść - wstałam z łóżka i przeszłam kilka kroków do przodu aby stanąć przed fotelem od biurka.
- Nie chodzi tylko o to... Frisk myślę że nie powinnaś trzymać tak blisko siebie Sansa, pamiętaj że jest naszym wrogiem - Cross podążył za mną wzrokiem.
Zacisnelam palce na fotelu z nerwów, czemu wszyscy muszą mi mówić co powinnam a czego nie? To moje życie...
- Czy Ci się to podoba czy nie to mój chłopak i jakbyś nie wiedział był przy mnie kiedy zabili moją matkę... Ciebie nigdy nie ma kiedy tego potrzebuje więc nie masz prawa mówić co mogę a co nie - odwróciłam się na pięcie żeby spojrzeć na Crossa, który dalej siedział na łóżku. Chłopak w kapturze westchnal ciężko.
- Frii nawet nie wiesz ile razy byłem przy Tobie kiedy działo się coś złego. Wtedy kiedy spadłaś z huśtawki, kiedy skaleczyłaś się w palec przy zabawie w berka.... - Cross zaczął wyliczać sytuację tylko że nie chciałam tego słuchać więc mu przerwałam.
- Ale to było kiedy byliśmy dziećmi nie widzisz różnicy między skaleczeniem się a śmiercią bliskiej osoby? Zresztą już dawno nie jestem małym dzieckiem i potrafię o siebie zadbać - prychnęłam.
- Czyżby? Gdyby tak było dotarła byś tutaj sama...
- Przymknij się - zirytowałam się. - nie chce dłużej tego słuchać, jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia to wyjdź.
- Wiesz czyje zdjęcie zostało położone na tym biurku? - Cross wstał z łóżka i podszedł do mnie stając obok biurka.
- Nie mam pojęcia w końcu leży tak jakby ktoś chciał aby nikt nie widział kto tam jest - przewróciłam oczami.
- Bo tak jest - Cross podniósł zdjęcie i ułożył je spowrotem na stojąco.
Moim oczom ukazała się blond dziewczyna uśmiechającą się do obiektywu aparatu. Miała delikatne rysy twarzy oraz zniewalający uśmiech. Jej oczy były koloru jasnoniebieskiego oraz przypominały ocean.
- Kim jest ta dziewczyna? - patrzyłam na zdjęcie przyglądając się twarzy kobiety.
- To była ukochana twojego wujka, pochodziła z Polski ale dobrze znała Włoski gdyż przyjechała tu studiować oraz tak samo jak ty i on była Potomkiem Przeklętej Krwi.
- Była? - spojrzałam na Crossa z pytaniem w oczach.
- Widzisz trafiła tutaj kiedy uciekała przed osobami, które ją ścigały i twój wujek ją przygarnął jak wiele Potomków w tamtym czasie. Mieszkała w tym pokoju i często można było ją zobaczyć u boku twojego wujka, naprawdę miło się na nich patrzyło kiedy byli razem jednak pewnego dnia wyszła z domu aby pójść na Uniwersytet i nie wróciła. Po dwóch dniach policja znalazła jej ciało w rzece. Po tym zdarzeniu Marcello się załamał i przez długo czas nie chciał przyjmować Potomków uciekających przed przeznaczeniem. - Cross na końcu swojej opowieści popatrzył na zdjęcie z czułością w oczach.
- Biedny wujek musiał cierpieć - posmutniałam patrząc na zdjęcie po czym znów położyłam je aby nie kuło w oczy mojego wuja. - dalej nie rozumiem co ty tutaj robisz...
- Jestem szefem straży a jednak nie udało mi się ochronić tej dziewczyny... Chcę to zmienić i od tej pory będę chronił Ciebie - Cross zdjął kaptur i znów spojrzał mi głęboko w oczy co zabolało.
- Mam już ochronę, Sans naprawdę dobrze się spisuje - uśmiechnęłam się do siebie.
- Wiem że nie było mnie kiedy najbardziej tego potrzebowałaś i nic tego nie zmieni jednak pozwól mi dołączyć do was, nie będę mógł spać spokojnie jeśli kiedykolwiek wyjedziesz stąd beze mnie - patrzył mi w oczy a mi robiło się coraz cieplej za co nienawidziałam siebie.
- Jeśli Sans się zgodzi... Jednak nie rób sobie zbyt wiele nadziei co do nas. Jesteśmy przyjaciółmi i chce żeby to było jasne - spojrzałam na niego, mój przyjaciel z dzieciństwa chyba lekko posmutniał lecz potem uśmiechnął się lekko.
- Spróbuję zmienić twoje zdanie - zaśmiał się delikatnie i stanął tuż naprzeciw mnie patrząc ciepłym wzrokiem w moje oczy na co zrobiłam jeden krok do tyłu.
Właśnie w tym momencie drzwi od mojego otworzyły się na oścież i stanął w nich Sans we własnej osobie. Spojrzał na nas stojących nieco zbyt blisko siebie z zmarszczonymi brwami więc szybko odskoczyłam od Crossa i popatrzyłam na chłopaka stojącego w progu.
- Sans to nie tak jak myślisz, on tylko przyszedł porozmawiać... - machałam rękami próbując się jakoś wytłumaczyć lecz Sans tylko wzruszył ramionami i przeszedł przez pokój w moim kierunku.
- Skoro przyszedł porozmawiac to znaczy że już skończyliście? - Sans wymownie spojrzał na Crossa aby ten wyszedł.
- Może jednak jeszcze nie? - Cross skrzyżował ręce na piersi i ani mu się śniło wychodzić.
- Gościu jaki jest Twój problem? - Sans patrzył zloworogo na Crossa.
- Taki że jesteś wrogiem - Cross warknął przez zacisniete zęby.
- Ja wrogiem? Gdyby nie ja Frisk może by tu nie było teraz... [S]
- Gdyby nie twój ojciec i jego organizacja wcale nie musiałaby się ukrywać ani żaden inny Potomek. [C]
- A co ja mam do cholery z tym wspólnego? [S]
- Też do niej należysz [C]
- Należałem [S]
- Przestańcie się wykłócać - krzyknęłam zirytowana co wstrzesnelo dwoma kłócącymi się chłopakami - Cross wyjdź już...
- Jak to wyjść? - Cross popatrzył na mnie zdziwiony.
- normalnie tam są drzwi, przechodzisz przez nie i już wyszedłeś - Sans spojrzał na niego z wrednym usmieszkiem.
Cross tylko prychnal na tą uwagę po czym przeszedł przez pokój i wyszedł a po chwili zamknęły się za nim drzwi dzięki czemu mogłam odetchnąć.
- Ten typ Cię niepokoi? - Sans spojrzał na mnie zmartwiony.
- Nie, po prostu martwi się o mnie... - roztarłam dłońmi skronie wykończona tym całym dniem.
- Nie wyglądasz najlepiej zostać z Tobą w nocy?
- Szukasz wymówki żeby spać ze mną w jednym łóżku? - spojrzałam na chłopaka unosząc jedną brew do góry.
- Nie no skądże do tego nie potrzebuje wymówki - Sans złapał mnie za uda po czym podniósł i położył na łóżko.
Zaczęłam chichotać a on razem ze mną.
- Uważaj bo Ci uwierzę - zaśmiałam się.
- No wiesz co swojemu chłopakowi nie wierzysz? Będzie foch.
- Nie umiesz się na mnie gniewać - uśmiechnęłam się a Sans to odwzjamnil.
- Ahh aż tak to widać?
- No trochę - zaśmiałam się.
- Ty nie grzeczna - Sans zaczął mnie łaskotać a ja śmiałam się i wiłam na łóżku próbując się wydostać, później łaskotki przerodziły się w nagły wybuch namiętności przez który zaczął ulatywać z nas stres całego dnia. Po dłuższej chwili oboje zasnęliśmy.
-----------------------------------------------------------------
Koniec rozdziału. Zapraszam na następne
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top