Rozdział 10
Pov Chara
Zaraz po tym jak mój oprawca związał mi ręce sznurem prawdopodobnie żebym nigdzie nie uciekła odwiązał mi nogi abym mogła wstać więc bez słowa sprzeciwu wstałam z krzesła a potem wyszliśmy z celi. Szliśmy ciemnym korytarzem bez żadnych świateł, pewnie żebym nie zapamiętała drogi, więc w totalnej ciszy i ciemności tylko nasze ciężkie kroki odbijały się echem. Musiałam bardzo uważać żeby nie potknąć się o wystajace od czasu do czasu kawałki kafelków a bynajmniej tak mi się wydawało mimo wszystko Horror zdawał się dobrze odnajdywać w pogrążonym ciemnością korytarzu ponieważ szedł pewnie przed siebie. Po bardzo długiej chwili, która wydawała się dla mnie wiecznością usłyszałam zgrzyt otwieranych starych metalowych drzwi a z pomieszczenia wylał się strumień światła, aż musiałam lekko zmrużyć oczy zanim znów przyzwyczaiły się do światła więc wykorzystując moją chwilę słabości czarnowłosy chłopak szybko posadził mnie na kolejnym krześle. Kiedy oczy całkiem przyzwyczaiły się do światła mogłam rozejrzeć się po klitce w której obecnie się znajdywałam, a nie było tu zbyt wiele do oglądania gdyż oprócz wielkiego metalowego stołu na środku na którym stała sporej wielkości lampka oraz dwóch krzeseł po obu stronach i wielkiego okna za mną nie było nic. Chłopak imieniem Horror stał przy drzwiach niczym ochroniarz prawdopodobnie czekając na kogoś kto miał usiąść po drugiej stronie stołu więc spuściłam głowę stukając paznokciami w blat, głośny dźwięk stukotu odbijal się od pustych ścian klitki.
Na co ja tutaj czekam? Jeśli jestem im potrzebna do zmotywowania Frisk to po co by mnie tu ciągnęli? Myśl Chara myśl...
Nagle metalowe drzwi znów zgrzytnęły obwieszczając że ktoś wchodzi do środka więc podniosłam głowę i zobaczyłam szczupłego i wysokiego faceta odzianego w długą czarną szatę jego oczy były koloru oceanu i miałam wrażenie że gdzieś już je widziałam. Śnieżnobiałe włosy również wydawały mi się znajome. Długie oraz smukłe palce które stykaly się ze sobą nadawały mu dziwnie dystyngowanej aury jednak było też coś upiernego w jego prostej postawie sprawiał wrażenie wampira lub kogoś z wyższych sfer więc wzdrygnelam się kiedy usiadł na przeciwko mnie układając dłonie na stole i splatając palce. Zanim przemówił uśmiechnął się delikatnie a mimo wszystko drapieżnie a po chwili usłyszałam jego twardy oraz pewny głos.
- Witaj Charo - facet naprzeciwko mnie przestał się uśmiechać a ja znów wzdrygnelam się słysząc w jaki sposób wypowiada moje imię a zaraz potem dotarło do mnie że nie powinien go znać.
- Skąd znasz moje imię? - zmarszczyłam brwi patrząc na dostojnego mężczyznę, który tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
- Tutaj wszyscy znają twoje imię. Wybacz mi moje złe maniery powinienem się sam przedstawić. Nazywam się Gaster.
Moje oczy musiały chyba pokazywać strach gdyż szczupły mężczyzna siedzący naprzeciwko uśmiechnął się ukazując w oczach złowieszczy błysk.
- To niemożliwe, przecież ty... - zaczęłam się miotać na krześle próbując się wyrwać z sznurów, które więziły moje ręce. W tym akcie strachu i szaleństwa nikt mi nie przeszkodził wręcz cieszyli się moją bezradnością więc w końcu uspokoiłam się.
- Jeśli już się opanowałaś to chyba możemy kontynuować. - Gaster przejechał palcem po blacie metalowego stołu czekając na moje potwierdzenie.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową bo tak naprawdę nie chciałam wiedzieć o tym wszystkim co prawdopodobnie ma mi do powiedzenia.
- Myślę że powinnaś o czymś wiedzieć moje dziecko - mężczyzna o niebieskich oczach wbił we mnie przenikliwy wzrok czekając na moją reakcje. Zacisnelam pięści gdyż nic innego nie mogłam zrobić ani nie mogłam pozwolić żeby mnie sprowokował w jakikolwiek sposób.
- Nie jestem twoim dzieckiem - warknęłam przez zacisniete zęby lecz mój rozmówca zaśmiał się diabelnie.
- Tu się mylisz, to ja doprowadziłem do spotkania twoich rodziców a także twoich narodzin. - Gaster wstał z krzesła i zaszedł od tyłu do mojego krzesła kładąc szczupłe palce na oparciu.
Zaczęłam się trzasiasc na samą myśl i nie mogłam przyswoić tych informacji. On miał coś wspólnego z moimi rodzicami? Ten dziwny człowiek doprowadził do ich spotkania? Ale dlaczego? Po co? Nie rozumiem tego. Podczas ataku paniki usłyszałam za plecami tylko chichot.
- Chcesz usłyszeć historie twoich narodzin? - facet o śnieżnobiałych włosach nachylił się do mojego ucha z złowrogim szeptem a ja znów się wzdrygnelam.
Pov Frisk
Znów znalazłam się na diabolicznym wechikule zwanym motocyklem tym razem jednak konwój zamykał stary Fiat o kolorze mięty mojego wujka co musiało bardzo komicznie wyglądać. Na samym przodzie jechał Cross jako przewodnik potem ja i Sans a po bokach pracownicy mojego wujka jako obstawa. Trzymając się pleców Sansa myślałam nad tym co się stanie gdy już dotrzemy do tego kościoła i czy będą chcieli tak po prostu oddać nam dziennik. W czasie jazdy wiatr rozwiewał mi włosy przez co zaczęłam się nad ścięciem włosów ale nie wiem co by na to powiedział Sans zakładam że by mnie zabił. W końcu po jeździe, która dla mnie wydawała się trwać wiecznie dojechaliśmy pod kościół i mogłam zsiąść z motoru co też chętnie uczyniłam. Zaraz potem wszyscy zsiedli z swoich maszyn a wujek wysiadł z auta i podszedł do mnie.
- To właśnie tutaj ukryłem dziennik który stworzył twój ojciec. - wujek wyglądał na zmartwionego kiedy to mówił więc uśmiechnęłam się do niego i złapałam jego rękę biorąc ją lekko do góry.
- Obiecuję że gdy wszystko się uda wrócę tutaj z Charą i spędzimy u ciebie wakacje dobrze? - patrzyłam jak powoli się rozchmurza.
- Dobrze bella trzymam Cię za słowo.
- To nie czas na takie obietnice chodźmy po ten dziennik zanim coś się stanie - usłyszałam szorstki głos Crossa, który wyglądał na lekko poirytowanego oraz jakby zaniepokojonego.
- Racja - Marcello wszedł pierwszy do kościoła a ja za nim. Po mnie wszedł Sans razem z Crossem.
Po kilku minutach podszedł do nas ksiądz w czarnej szacie wyraźnie przestraszony złapał mojego wujka za ramiona.
- Oh Marcello wydarzyła się straszna tragedia ktoś włamał się do naszego sejfu i prawdopodobnie chciał skraść dziennik lecz jego już tam było - ów ksiądz mówił po Włosku więc ani ja ani Sans nie mogliśmy zrozumieć ale wujek wyraźnie zbladł tak samo jak Cross, który zaraz pobiegł na zachrystie a później znikł nam z oczu.
- Wujku co się stało? - przestraszona i pobladła spojrzałam na dalej zamurowanego wujka.
- To nie-niemożliwe przecież ten sejf jest najbardziej strzeżoną rzeczą na świecie - Marcello mówiąc do siebie po włosku złapał się za głowę wsuwając palce we włosy. Później zobaczyłam jak Sans podchodzi do mojego wujka i potrząsnął nim dla otrzeźwienia.
- Frisk pytała się Ciebie co do cholery się stało!! - chłopak chyba przywrócił go do życia bo wujek spojrzał na mnie przestraszonymi oczami. Potem padły słowa ktire zmroziły mi krew w żyłach
- Dziennik... Prawdopodobnie został skradziony - kiedy wujek to powiedział myślałam że zemdleje więc Sans szybko mnie złapał za rękę i przytrzymał.
- Musimy to sprawdzić nie ma pewności że tak się stało prawda? - jedyna trzeźwiąca myśląca osoba w tej chwili to był Sans.
- Tak masz rację - potrzasnelam głową żeby się ocucic.
Po chwili w czwórkę czyli razem z księdzem którego zadaniem było pilnowanie dziennika ruszyliśmy w ślad za Crossem. Okazało się że w zachrystii na podłodze znajdywał właz który prowadził do Katakumb pod kościołem więc zeszliśmy po starych drewnianych schodach.
----------------------------------------------------------------
Co takiego czeka na nich w Katakumbach?
Czy dziennik naprawdę został skradziony?
Jaka tajemnica kryje się za narodzinami Chary?
Na te pytania dostaniecie odpowiedź już w następnym rozdziale.
See ya next time :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top