Rozdział IX

Kolacja zaręczynowa odbyła 16 grudnia. Gości nie było wielu, razem z domownikami około 50.
Klara długi czas spędziła w swoim pokoju, przygotowując się mentalnie, ale też z wyglądu do wystąpienia. Granatowo-czarna suknia idealnie podkreślała jej już lekko kobiece kształty. Założenie jej nie było wcale sprawą prostą. Pod ciężkim, aksamitnym materiałem, krył się sztywny stelaż, który nadawał kreacji objętości i statyczności. I oczywiście sznurowany gorset. Klara na co dzień nie nosiła tego przyrządu tortur dla kobiet. Uważała, że to bezpodstawne poświęcanie się kobiet dla przyjemności mężczyzn. Na szczęście mogła poszczycić się mocno wciętą talią, której nie musiała poprawiać gorsetem. Na tę jednak okazję, uległa namowom Anny, z którą zresztą zdążyła się zaprzyjaźnić i zgodziła się na zasznurowanie.
Proces zakładania sukni kończył się na zawiązaniu pokaźnych rozmiarów kokardy z tyłu kreacji.
Klara do tego założyła również skromny naszyjnik z pereł i takież kolczyki. Kolejną godzinę zajęło czesanie dziewczyny i makijaż.
Punktualnie o 18, Klara zeszła po schodach. Na dole czekał już na nią Maksymilian. Posłał jej uśmiech pełen otuchy, wziął pod ramię i poprowadził do sali jadalnej.
Kiedy już wszyscy goście zajęli swoje miejsca, głos zabrał stary Borgia. Wychwalał zalety Klary, nie wątpił w powodzenie tego związku i nie szczędził odwołań do swojej zmarłej żony. Według jego opowieści, pobrali się, gdy matka Maksymiliana miała 17 lat.
Maksymilian niecierpliwie czekał, aż ojciec skończy swoje rzewne wywody. Uciszył zebranych lekkim skinieniem ręki i uroczystym głosem, poprosił Klarę o rękę.
Klara onieśmielona nagle sytuacją, milczała przez chwilę, by wreszcie przyjąć oświadczyny, co właściwie miało tylko sens symboliczny.
Mężczyzna pochylił się nad nią i złożył lekki pocałunek na jej lewym policzku.
Klara zacisnęła wargi i na powrót zasiadła przy stole, obok swoje przyszłego męża.
Przez cały wieczór uśmiechała się miło i odpowiadała na zadawane jej pytania. Większość dotyczyła oczywiście ślubu, ale było też kilka związanych z jej przeszłością. Wtedy Klara nie wiedziała do końca, co ma powiedzieć a czego lepiej nie ujawniać.

Dopiero po północy w dworku zapanowała zwyczajna dla niego nocna cisza. Klara z westchnieniem ulgi opadła na miękkie łóżko i przez chwilę leżała w bezruchu.
Kiedy do pokoju weszła Anna, dziewczyna już spała. Pokojówka dłuższy czas zastanawiała się, czy budzić panienkę, czy postarać się ją rozebrać ,, na śpiąco''. W końcu jednak zbliżyła się do Klary i położyła jej rękę na ramieniu, po czym lekko nim potrząsnęła. Uznała, że panienka nie obrazi się na nią za pobudkę, a ze śpiącej dziewczyny nie udałoby się jej żadną miarą ściągnąć całego tego ustrojstwa.
Anna uwinęła się, jak najszybciej mogła i już 30 minut później, Klara mogła spać dalej.
Około drugiej nad ranem, w pokoju rozległo się ciche pukanie. Dziewczyna pogrążona we śnie usłyszała je dopiero za trzecim razem.
Wstała z łóżka w przeświadczeniu, że to pewnie Maksymilianowi zebrało się na nocną wizytę, jak ostatnim razem.
Za drzwiami stał jednak ktoś zupełnie inny- Artur.
-Przepraszam za to nocne najście, panno Klaro- wyszeptał od razu, kiedy zobaczył dziewczynę i to, jaką miała minę.
-Lepiej, żeby miał pan dobry powód, by mnie nękać o takiej godzinie- odburknęła Klara.
-Myślę, że jest on dobry.- posłał Klarze szelmowski uśmieszek- Zapraszam panienkę na zimowy, nocny spacer w świetle gwiazd.
Klara pomyślała, że Artur zwariował, proponując jej coś takiego. Nienawidziła nocnych pobudek, tym bardziej nocnych wycieczek, a już najbardziej nienawidziła zimna. W jej rodzinie podobno było to dziedziczne. Klara pamiętała, jak jej matka narzekała na ciągle zmarznięte dłonie i stopy. Dziewczyna miała podobnie, nigdy nie mogła rozgrzać swoich kończyn, zawsze były lodowate.
Klara obrzuciła Artura niechętnym spojrzeniem i po chwili westchnęła. Coś było w tym mężczyźnie coś, co ją do niego przyciągało. Nie chodziło tu o pociąg seksualny, ale raczej może o jakąś niezwykłą energię, którą Artur wprost promieniował.
-No dalej, nie zamierzam spędzić nocy pod panienki drzwiami.
Klara westchnęła po raz drugi i weszła do pokoju, by ubrać się jak najgrubiej tylko mogła.
Księżyc był w połowie swojej wędrówki i wyglądał jak dorodny rogalik. Jego światło padało na zalegający wszędzie śnieg, sprawiając, że każdy płatek lśnił i mienił się przecudnie. Nieba natomiast nie przysłaniała nawet najmniejsza chmurka, doskonale widać było gwiazdy, które świeciły jasno i mocno.
Klara uśmiechnęła się w duchu, na myśl o tym, że właśnie uciekła z domu z obcym mężczyzną. Co prawda nie był to jej dom, a uciekła zaledwie do ogrodu i w zasadzie co nieco znała już Artura, ale Klarze podobała się wersja, w której była uciekinierką. W dzieciństwie marzyła o ucieczce z domu. Nawet jeszcze zanim życie dało jej prawdziwe powody to podjęcia takich kroków. Podziwiała ludzi, którzy żyli na własną rękę, zaczynali wszystko od nowa i mieli możliwość przeżycia tylu wspaniałych przygód. U Klary łatwo było z planami i marzeniami, trudniej jednak z wykonaniem tego, co sobie umyśliła.
Spacerowali z Arturem w milczeniu, podziwiając nocny krajobraz. Klara zafascynowana widokami zapomniała o chłodzie, chociaż można to przypisać temu, że miała na sobie kilka warstw odzienia.
-Panno Klaro...- zaczął mężczyzna, lecz Klara przerwała mu w pół słowa.
-Przestańmy z tymi grzecznościowymi zwrotami. Skoro teoretycznie nie powinnam z panem rozmawiać, to co za różnica jak będziemy się do siebie zwracać w tej rozmowie?
-Oczywiście. Artur- podał dziewczynie rękę i uścisnął ją mocno, nie fatygując się, by ucałować grzbiet jej dłoni.
-Klara.- potrząsnęła mocno podaną jej dłonią.
-Co ty na to, żeby przejść się nad jezioro?
-Nie miałam pojęcia, że tutaj jest jezioro, ale właściwie, czemu nie.
Artur chwycił dziewczynę pod ramię i poprowadził ją ledwie widoczną dróżką. Wiodła ona z lewej strony domostwa, przez martwy teraz sad i kończyła się nad niewielkim jeziorkiem.
W zamarzniętej tafli odbijał się księżyc i wszystkie gwiazdy. Klarze wydało się, że te świecące punkciki toną, uwięzione w lodowatej wodzie. Wstrząsnął nią dreszcz i mocniej chwyciła się swojego towarzysza.
-Więc teraz jesteś już narzeczona Borgina?- zagaił wesoło Artur, obserwując, jak na twarz dziewczyny wpływa cień smutku.
-To była tylko zbyteczna formalność- odpowiedziała sucho Klara.
-To prawie grzech, trzymać cię tak pod ramię w czasie, gdy twój przyszły mąż śpi spokojnie w zaciszu swej komnaty- naigrawał się dalej mężczyzna.
-Oh, proszę cię, ani słowa o grzeszeniu, ani tym bardziej o zdradzie. Ostatnio wystarczająco długo musiałam o tym myśleć.
-Zdradza cię?- z głosu Artura natychmiast zniknął prześmiewczy ton.
Klara zwlekała z odpowiedzią. Nie chciała mówić otwarcie o tym, do jakiego porozumienia doszli z Maksymilianem. Co prawda jego związek z Anielą nie był raczej tajemnicą, ale to, że go kontynuowali, można już by było tak nazwać.
-To skomplikowane.- odpowiedziała wymijająco Klara i odwróciła twarz w stronę jeziora- Poza tym, nie jesteśmy jeszcze małżeństwem.
-Czyli jednak coś jest na rzeczy.
-Arturze- powiedziała wolno- Gdyby ta sytuacja nie odpowiadała mi, choć w najmniejszym stopniu, zapewniam cię, że dałabym znak. I to dosyć wyraźny, jak znam siebie.
-Jasne, nie było pytania. Ale nie wmówisz mi, że jesteś teraz szczęśliwa.
-Szczęście to bardzo ogólne pojęcie. Zresztą, jeśli mam być szczera, nieszczególnie mi na nim zależy. Zauważ Arturze, często tyle musisz poświęcić, by przez chwilę poczuć się szczęśliwym, a później to i tak przemija. Zawsze, kiedy w moim życiu czułam radość, temu uczuciu towarzyszyła gorycz, że za chwilę mi to odbiorą. I tak było. Zawsze. Za każdym razem ktoś przychodził i zabierał mi radość, ukochane osoby, spokój. Więc jeśli mam być szczera, to boję się być teraz szczęśliwą i nawet wolę to, że spędzę resztę życia z mężczyzną, którego nie kocham w domu, który napełnia mnie strachem. Po prostu boję się, że znowu, kiedy poczuję się szczęśliwa, oni przyjdą i zabiorą mi kogoś, kto mnie uszczęśliwił.- Klara zamilkła nagle, strapiona słowami, które wypowiadała szybko i pod wpływem emocji.
Nie zauważyła łez, które toczyły się po jej lewym policzku, spadając w ciszy na płaszcz. Kolejny raz nie potrafiła ukryć swoich uczuć.
Artur bez słowa otarł wierzchem dłoni płynące z jej oczu strużki. W milczeniu stali przez dłuższą chwilę, patrząc na tonące pod wodą gwiazdy.
-Kim są ,,oni''?- zapytał wreszcie mężczyzna.
-To długa historia, nie chcę jej oddawać za darmo.
-Mogę zaoferować ci w zamian równie długą opowieść, jeśli chcesz.
-Oczywiście. Mam opowiedzieć ci to teraz? Nie, może to dobrze, zrobię to teraz, bo kiedy indziej, może nie będę miała odwagi- odpowiedziała na zadane przez siebie pytanie, nie dając szansy Arturowi.
-W takim razie, będzie to noc opowieści. Tylko może znajdźmy jakieś przytulniejsze miejsce, bo zaczyna się robić naprawdę zimno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top