Rozdział XI
Kiedy Artur skończył, Klara przez jeszcze jakiś czas trwała w milczeniu. Miała ochotę wyjść z domku i zapomnieć o wszystkim, co tutaj usłyszała. Wolałaby nigdy nie poznać tajemnicy tego miejsca. Teraz było jednak za późno. Do Klary powoli docierały szczegóły opowieści, które zaczęły tworzyć logiczną i nader przerażającą całość. Klara zerwała się nagle i z przestrachem w oczach spojrzała na Artura.
-Czy to wszystko znaczy, że ja też zostanę opętana?- powiedziała niemalże szeptem.
-Klaro...- Artur odwrócił wzrok, by nie musieć mierzyć się z jej pełnym strachu wzrokiem.
-Powiedz mi!- zażądała stanowczo i zbliżyła się do siedzącego mężczyzny.
-Klaro, ja nie wiem, jak to do końca działa. Być może sytuacja musi być idealnie taka sama. Być może potrzebni są bracia i ich matka.
Klara usiadła ze zrezygnowaniem i pokręciła głową.
-Nie sądzę Arturze. Mój los jest już przypieczętowany.
-Klaro...- powtórzył kolejny raz mężczyzna, a jego głosie słychać było smutek i współczucie.
-Można cos z tym zrobić? Może jakiś rytuał albo ofiara? Cokolwiek?
-Postaram się czegoś dowiedzieć na ten temat. Znam człowieka, który interesuje się okultyzmem, może poleci mi kilka książek. Chciałbym ci pomóc Klaro, naprawdę. I wybacz, że ci to opowiedziałem. Myślałem, że lepiej będzie, jeśli poznasz prawdę wcześniej.
-W tej sytuacji, żadna opcja nie jest lepsza od drugiej.
Klara opuściła domek ogrodnika, kiedy na zewnątrz zaczęło robić się szaro. Nie chciała, by jej nocna ,,wycieczka'' została odkryta, więc jak najciszej tylko mogła, udała się do swojego pokoju.
Położyła się na łóżku, przykryła pierzyną, ale nie mogła zasnąć. Zapadła jedynie w płytką drzemkę, w której jawa przeplatała się ze snem. Widziała wirujące cienie, nachylające się nad nią twarze, słyszała spokojny głos Artura. Wszystko było niewyraźne, dochodziło z oddali. Jedno tylko zdanie dotarło do Klary w pełni i była całkowicie świadoma jego brzmienia: Niedługo się spotkamy.
Klara otworzyła oczy i zaczęła uporczywie patrzeć w sufit. Nie śmiała nawet mrugnąć. Powoli zaczynała bać się tego, co dzieje siew tym dworze. Okazało się, że skrywa on naprawdę mroczne tajemnice, które dziewczynie nie przyszłyby nawet wcześniej do głowy.
Na śniadanie Klara zeszła jako pierwsza. Zasiadła przy długim, drewnianym stole, zastawionym nabiałem i pieczywem. Sięgnęła po świeżo zaparzoną kawę zbożową i powoli zaczęła sączyć ją z filiżanki, Gorący, czarny napój zaczął przywracać jej jasność myślenia i pozwolił nieco się odprężyć. Dziewczyna czuła ogromne zmęczenie, jednak starała się tego nie okazywać.
Kiedy usłyszała za sobą głos starego Borgina, wszystkie jej mięśnie na powrót się spięły. O mały włos nie wylałaby na siebie zawartości filiżanki.
Borgin, jakby tego nie zauważył, zasiadł u szczytu stołu. Po chwili dołączył do nich, wyraźnie niewyspany, Maksymilian.
Po wymienieniu grzecznościowego ,,dzień dobry'' i ,,smacznego'' oraz krótkiej modlitwie, wszyscy zabrali się do jedzenia.
-Klaro, nie wspominałaś mi, że lubisz nocne spacery- wtrącił jakby od niechcenia Maksymilian, między jedną łyżką swojego ulubionego twarogu, a drugą.
Klara poczuła, jak ciepło rozlewa się po jej policzkach. Szybko jednak opanowała emocje i pospieszyła z odpowiedzią.
-Nie było okazji, by o tym wspomnieć.
-Gdybym wiedział, chętnie bym ci potowarzyszył. Ja sam uwielbiam oglądać nasz ogród w świetle gwiazd, jednak raczej z okien swojego pokoju.
-O wiele bardziej lubię bezpośrednio obcować z naturą, tak by nic nie zakłócało mi widoku na niebo.
-Oczywiście, ale czy nie boisz się tak samej wędrować? Niedaleko jest przecież las, a w mroku czają się różne zwierzęta.
Klara wstrzymała na chwilę powietrze. Jak to SAMA? Przecież był z nią Artur. Jeżeli Maksymilian zobaczył ja z okna swojego pokoju, to jak to możliwe, że nie zauważył Artura?!
Dziewczyna postanowiła jednak nie odzywać się na ten temat. Pamiętała pierwsze spotkanie z Arturem, kiedy powiedział jej, ze właściwie nie powinni ze sobą przebywać. Może w ten sposób Maksymilian manifestował brak szacunku dla kogoś takiego jak Artur to, że nie był godny jego uwagi ? Ale przecież to nie miałoby zupełnie racji bytu. Klara poczuła, że zaczyna plątać się we własnych domysłach. Sytuacja zaczęła się komplikować jeszcze bardziej.
-Nie odchodziłam daleko, poza tym noc była taka jasna, na pewno zauważyłabym w porę niebezpieczeństwo.- odparła wreszcie Klara, by przynajmniej zachować pozory.
-Nie wątpię, moja droga. Następnym jednak razem bądź łaskawa powiadomić nas o takich eskapadach. Mój syn chętnie ci potowarzyszy. Ni godzi się, by panna sama wałęsała się po nocy.- wtrącił stary Borgin, kończąc swoją porcję owsianki.
Klara skinęła głową na znak zgody. Niebawem wszyscy wstali od stołu i rozeszli się w różne strony, każdy do swojego świata. Maksymilian wyjechał załatwić jakieś interesy do miasta, stary Bogin poszedł do gabinetu, by oczekiwać na przybycie notariusza, a Klara wybrała się do biblioteki.
Nie miała ochoty na żadne książki, na przeżywanie problemów bohaterów. Sama miała ich zbyt wiele, a to, co teraz się działo w jej życiu, przewyższało każdą powieść grozy.
Klara usiadła w fotelu i zatopiła się we własnych myślach.
Nie chciała tak łatwo dać za wygraną. Nie chciała zostać opętana przez jakiegoś ducha, żądnego krwi i śmierci. Za wszelką cenę, chciała znaleźć sposób, na pokonanie tej ciemnej mocy. W największą złość wprawiało ją to, że w żaden sposób, nie mogła wyobrazić sobie, jak tego dokona. Nie miała pojęcia, jak przeprowadzić seans spirytystyczny czy odprawić starodawny rytuał. Nigdy nie interesowała się zbytnio tymi sprawami.
Nagle zaświtała jej w głowie, pewna mglista myśl, cos jakby zarys idei. Pomyślała, że mogłaby wykorzystać w jakiś sposób dar widzenia dusz. Nie miała pojęcia, w jaki sposób, ale jednak może dałaby radę bardziej go rozwinąć. Chciała usłyszeć dusze, poprosić je o radę, o ochronę. Kiedy o tym pomyślała, uśmiechnęła się, bo pomysł ten na pierwszy rzut oka wydawał się po prostu absurdalny. Klara nie miała jednak pojęcia, co robić. Jeśli Artur niczego nie znajdzie, ma jeszcze tylko kilka dni na uradowanie siebie przed klątwą. Do ślubu pozostało pięć dni, kolejnych kilka zostało do trzeciej kwadry księżyca.
Klara nerwowo zagryzła wargę, uświadamiając sobie, jak mało ma czasu. Postanowiła sobie, że musi spróbować wszystkiego, nawet kontaktu z duszami. Nie miała przecież nic do stracenia, jednak grała o wysoką stawkę.
Zaczęła od przeglądania wszystkich zgromadzonych w bibliotece książek. Wcześniej pobieżnie zaznajomiła się z tytułami, teraz jednak każdy studiowała po kolei. Znajdował się tuta każdy możliwy gatunek literacki, ale książek o tematyce okultystycznej, czy choćby religijnej, nie było.
Następnie obeszła cały dom, przyglądając się po kolei zawieszonym na ścianach portretom.
Niektóre z nich opatrzone były niewielkimi tabliczkami z wypisanym imieniem, datą urodzin i śmierci. Klara uważnie śledziła rysy twarzy zacnych przodków linii Borgin, jednak nie odnalazła wśród nich protoplasty rodu. Żaden z nieopatrzonych podpisem portretów, nie pasował do opisu Linasa Borgina. Klara nie mogła również odnaleźć portretu Danieli. Poczuła w sercu lekkie ukłucie, że to wszystko może być nieprawdą, że Artur wymyślił to specjalnie, by ją nastraszyć.
Wtedy jednak stanęła za nią jednak z kucharek i z westchnieniem powiedziała:
-Panienka wygląda, jakby czego szukała, pomóc co?
-Tak, właściwie, zastanawiam się, jak wyglądał protoplasta tego rodu.
-Linas...- powiedziała przeciągle kobieta i na chwilę zawiesiła głos- Panienka tutaj tego diabła nie znajdzie.- wskazała ręką na ściany korytarza- Nich no panienka ze mną pójdzie.- dodała niemalże szeptem i bez czekania, ruszyła w stronę kuchni.
Klara pośpieszyła za kucharką. Weszły do dusznej i zaparowanej kucji, do której Klara zaglądała już kilka razy. Atmosfera tutaj była zupełnie inna niż w reszcie domu. Tutaj, było królestwo kobiet z dobrym smakiem i jeszcze lepszym smakiem. Głównych kucharek było trzy, do tego miały jeszcze dwie pomoce. Klara zawsze była pod wrażeniem energii i pracowitości tych pań, w kuchni zawsze cos się gotowało i zawsze wrzało od plotek.
Minęły zaaferowane czymś kucharki, rozprawiające nad garem z zupą i weszły do pomieszczenia oddzielonego zasłoną. Była to mała kanciapka, na której wyposażenie składał się jedynie stolik, dwa zydelki i mała szafa. Kobiety tutaj zostawiały swoje ubrania i czasem przychodziły odpocząć.
-Panienka już chyba wie, że ten dom ma swoje tajemnice, prawda?- zaczęła kobieta- O tym Borginie to ja wiem niewiele. Ale wystarczająco, żeby panienkę jeszcze bardziej nastraszyć. Ale ja z tych nie jestem, co to rzucają plotki i tylko zamętu szukają. Opowiem panience o tym, co sama wiem. A może jaki sposób znajdziemy, żeby temu wszystkiemu zaradzić. No bo ja to panience już teraz mówię, panienka jak nicy pomocy potrzebować będzie.
Klara oparła się o chropowatą ścianę i zaczęła słuchać opowieści, która popłynęła z ust kucharki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top