1. Przelane wino
Mei w życiu nie podjęłaby się tego zadania, gdyby nie pewien fakt, który wywarł na niej spore wrażenie. Poprawka: przerażenie i niedowierzanie!
A jakiego zadania się podjęła? I to jeszcze tuż przed wyjazdem do Ekopunktu Antarktyda wraz ze swoją ekipą i kapitanem Oparą?
Cóż, nawet Ana była głęboko zaskoczona tym, że taka wrażliwa kobieta, do tego naukowiec bez doświadczeń w walce, się za to weźmie. Zamek klanu Shimada był jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc, centrum wielkiej przestępczości w Japonii, gdzie handel narkotykami i bronią był na porządku dziennym...
To było główne miejsce jej zadania. Polegało na wyciągnięciu jak największej ilości informacji od głowy klanu i jego działalności. Mei prawdopodobnie w życiu tam by się nie wybrała, gdyby nie fakt, że była świadkiem sprowadzenia Genjiego do bazy Overwatch.
Aż trudno było jej uwierzyć, że ktoś mógł być w ogóle zdolny do tego. Dla niej to było nie do pomyślenia. Człowiek, który go tak urządził, był najprawdziwszym potworem! A kim ów człowiek był? Właśnie jego najstarszy brat, który niedawno objął funkcję głowy klanu.
Hanzo Shimada, to było jej główne zadanie.
Wyciągnięcie z niego jak największej ilości informacji, aby zakończyć działalność jego odziedziczonego przestępczego imperium.
Skoro dla klimatolożki był to bezwzględny mężczyzna bez serca... I najchętniej trzymałaby się od niego z daleka... To dlaczego postanowiła wziąć teczkę z wytycznymi i szykowała się do spotkania z nim, twarzą w twarz?
Kapitan Ana Amari samą ją oto zapytała, zaś odpowiedź młodej kobiety wyglądała tak:
– Chcę dowiedzieć się, czemu był w ogóle do tego zdolny. Jaki był jego motyw, a przede wszystkim pomóc Genjiemu i zakończyć jego działalność.
Oczywiście jej odpowiedź nie dokońca przekonała starszą Amari. Zastanawiała się nawet, czy ją nie odciągnąć od tego, ale...
Dostrzegła coś w jej spojrzeniu... Coś, co sprawiło, że dała sobie spokój. Jej rozum podpowiadał też, że Mei w sumie nie była najgorszym pomysłem. No bo kto by się spodziewał szpiega w postaci uroczej i niewinnej kobiety? Jedynie niepokoił ją fakt, że Chinka nie miała doświadczenia w boju. W końcu była naukowcem i głównym jej priorytetem było badanie anomalii atmosferycznych, a nie wgłębianie się w intrygi mafii.
Miała tylko nadzieję, że sprosta zadaniu i wkradnie się w łaski przywódcy klanu, a przy tym nie stanie się jej żadna krzywda... Okaże się to w praktyce. Dziewczyna będzie miała z bazą ograniczony kontakt, dlatego panna Zhou zdecydowała się informować ich tylko w nagłych przypadkach lub gdy dowie się o czymś bardzo ważnym.
Jak ona wypadnie? Zobaczy się na bankiecie w Chinach...
*
Mei nie pamiętała, kiedy ostatnio tak się denerwowała. Niby przygotowała się do zadania, ale wciąż gdzieś w jej głowie krążyły pesymistyczne myśli. Co było u niej dość niespotykane, bo zawsze była optymistycznie nastawiona do świata. Mimo tego nie mogła odpuścić, klamka zapadła. Leciała w luksusowym poduszkowcu, ubrana w bardzo elegancką granatową sukienkę z mieszaniny kaszmiru i jedwabiu. Miała włosy zapięte w kucyk z małymi dodatkami. Oprawki okularów były cieńsze i mniejsze, co dodawało jej uroku wykształconej, ale i też kobiety z wyszukanym gustem.
Przez ramię miała przewieszoną małą torebkę, gdzie trzymała wszystkie rzeczy potrzebne do kontaktowania się z Overwatch i przedstawienia swojej fałszywej tożsamości.
Robiła za córkę Zhanga Jiabao, bardzo znanego w Chinach przywódcy przestępczej organizacji w Hongkongu, zajmującego się właściwie tym samym, co klan Shimada. Z taką różnicą, że skupiał się tylko na terenie Azji.
Według dostępnych informacji Zhang zaginął i nie wiadomo było, co się z nim stało. Mimo to jego przestępcze ugrupowanie dalej funkcjonowało i współpracowało z klanem Shimada. Nie tyle co współpracowało, ile ponoć od długich lat byli w długim sojuszu.
Mei miała udawać, że szuka pomocy w poszukiwaniu jej ojca, ale równocześnie pragnie nauczyć się prowadzić swoją organizację. Bo niestety, niby nie wszystkiego nauczył ją ojciec i potrzebowała wsparcia.
Tak, miała przed sobą trudne zadanie. Nawet nie dostała informacji, czy Zhang na pewno miał córkę i czy może jednak nie istnieje ryzyko, że zjawi się na tym bankiecie. Choć wyraźnie ją zapewniano, że powinno wszystko być w porządku. No właśnie, powinno, a okaże się w praktyce.
Smucił ją też fakt, że na tej misji była zdana tylko na siebie. Musiała nawet rozstać się ze swoją najlepszą przyjaciółką, Śnieżką.
Miała tylko nadzieję, że kapitan Opara dobrze się nią zaopiekuje... I że wróci z tej misji jak najszybciej.
Ledwo się obróciła, a już była w Chinach, w swoim rodzinnym kraju. Jak dobrze być w swoim domu- pomyślała dziewczyna, oglądając przez szybę miasto mieniące się od różnokolorowych świateł. Wieczorem wyglądał naprawdę olśniewająco, było też widać w oddali Wieżę Lijiang.
Pamiętała, kiedy odwiedzała to miasto, ale wtedy z innymi celami. Jak tak w tym momencie się zastanowiła, to teraz też poniekąd była tu tylko na chwilę. Na kilka godzin na pewno...
Miała tylko nadzieję, że wszystko pójdzie jak z płatka.
– Zaraz lądujemy – usłyszała głos pilota z kokpitu. Jedyna osoba, która towarzyszyła jej podczas podróży... Lecz tylko na chwilę. Zaraz będzie sama, zdana tylko na siebie.
Za nim się obejrzała, poduszkowiec wylądował na lądowisku obok wysokiego biurowca z hotelem. Pilot odprowadził ją do wyjścia i rzucił jej krótkie „powodzenia". Kiedy zaś wyszła z pojazdu, wzięła wdech i spojrzała na budynek przed sobą. Zza pleców doszedł ją dźwięk warczenia silników, a potem ciche wznoszenie się w powietrze.
Biorąc kilka głębszych wdechów, poszła w kierunku budynku.
*
Dostała się na bankiet bez problemu. Wystarczyło tylko pokazać fałszywą przepustkę strażnikowi wejścia. Dość sporego rozmiaru omnik tylko skłonił się przed nią i przepuścił.
Weszła do środka sali, w której wręcz roiło się od ludzi i omników. Aż trudno było uwierzyć, że to spotkanie wszystkich najbardziej znanych przestępczych ugrupowań w Azji i Europie. Wszyscy tutaj wyglądali bardziej na biznesmenów, aniżeli kryminalistów, choć w sumie nie dziwiła się. Co jak co, ale reprezentanci mafii też musieli prezentować się z klasą, a przede wszystkim podkreślić swój prestiż majątku.
Po wielkiej, prawdopodobnie sali balowej było rozmieszczone kilka stołów z różnymi apetycznymi daniami dla gości, a w tle leciała muzyka wpasowująca się w klimat panujący na bankiecie.
Teraz Mei musiała znaleźć w tym tłumie Hanzo Shimadę. Widziała go na zdjęciach, więc czysto teoretycznie nie powinna mieć problemu w poszukiwaniach.
No i tak było.
Nie minęło nawet pięć minut, gdy go dostrzegła.
Siedział na czerwonej aksamitnej sofie w otoczeniu wielu ludzi. Obok niego siedział starszy mężczyzna ubrany w elegancki ciemnogranatowy garnitur. Zaś za oparciem, a dokładniej za Hanzo, stały dwie ładne kobiety ubrane w dość wyzywające sukienki. Ich biusty ledwo były zasłonięte, a szyje i ramiona całkiem odkryte. Widocznie próbowały zainteresować mężczyznę, ale ten nawet nie zwracał na nie najmniejszej uwagi.
Mei nie zaprzeczała temu, iż nie miały tylko powodów biznesowych. Japończyk naprawdę grzeszył urodą. Czarne, obcięte na krótko włosy ulizane do tyłu, krótka broda i wąsy, do tego jeszcze charakterystyczne kości policzkowe. No i to spojrzenie pełne wyższości i dumy.
Sam strój dziedzica do reszty odbierał kobietom rozum. Czarno-niebieska kamizelka i spodnie, koszulka pół biała i pół czarna z niebieskim krawatem i znakiem klanu. Do tego czarne rękawiczki i zegarek z najwyższej półki.
W dłoni leniwie trzymał kieliszek z wybornym czerwonym winem i zdawał się być wręcz znudzony całym otaczającym go towarzystwem, które usilnie próbowało zwrócić na siebie uwagę.
Klimatolożka bez wątpienia miała przed sobą wpływowego mężczyznę, który cieszył się powszechnym szacunkiem wśród yakuzy.
I mam jeszcze podejść do niego i zagadać? To jakieś szaleństwo...- pomyślała. No, ale cóż, podjęła się zadania i trzeba je wykonać. Tak więc czas zacząć grę.
Spoważniała i wykreowała się na bardzo ważną kobietę, którą poniekąd niby była i podeszła swobodnymi, acz wręcz pewnymi krokami w stronę głowy klanu Shimada.
Od razu, kiedy znalazła się w jego pobliżu, padły na nią spojrzenia. Nie ruszyło ją to i odważnie stanęła przed mężczyzną. Od razu jego wzrok padł na nią.
– Pan Shimada Hanzo, jak mniemam? – odezwała się dziewczyna, aczkolwiek czuła narastający w niej stres, który nieco zniekształcił jej odważny ton głosu, ale nie do tego stopnia.
Japończyk oparł się wygodnie i uniósł głowę z wyższością.
Dziewczyny za nimi zaczęły szeptać między sobą, przyglądając się jej z wrogością, jak i też... zazdrością? Nie wiedziała, jak to określić.
Już starszy Shimada chciał się odezwać, ale wyprzedził go mężczyzna, który siedział obok niego.
– Jak śmiesz tak bezczelnie odzywać się do pana Shimada?!–Jego słowa nie za bardzo ruszyły Chinkę, zaś Hanzo uciszył go uniesieniem ręki.
–Spokojnie, Satoshi. Nic nie szkodzi, moja droga pani – powiedział, lecz widocznie Satoshiego nie uspokoiły jego spokojne słowa.
–Ale lordzie Hanzo! Ta bezczelna dziewucha jak sobie nic...!
–Ja? Bezczelna?! Ty lepiej się zastanów, z kim rozmawiasz!– przerwała mu Mei, udając widocznie obrażoną, z ręką na sercu.– Gdyby mój ojciec to usłyszał, miałbyś poważne kłopoty! – Jej słowa widocznie zszokowały staruszka, jak i rozdrażniły, ale zbladł po kolejnych.– Jestem Lili, córka Zhanga Jiabao, chyba go znasz?
Jej słowa widocznie wywołały poruszenie w otoczeniu. Dało się usłyszeć cichy okrzyk zdumienia i od razu po sali rozległy się szepty na temat jej osoby.
Czy ty to słyszałeś?! To córka Zhanga!- Takie słowa zaczęła słyszeć.
Staruszek, który wcześniej pluł na nią jadem, w tym momencie przypominał białą ścianę. Od razu wstał z sofy i skłonił się przed nią.
–Przepraszam, moja Pani! Wybacz moją niewiedzę! Nie chciałem w żadnym stopniu cię urazić!
Mei niby ciężko westchnęła, oglądając przy tym swoje paznokcie. Uniosła wzrok na mężczyznę.
–Mam nadzieję, panie Satoshi, że przy naszym następnym spotkaniu to się nie powtórzy – rzuciła z wyższością.
Kurczę... Co raz bardziej robię się w tym dobra- pomyślała, zaskoczona tym, jak dobrze jej idzie odgrywanie sceny.
–Ależ oczywiście, że to się nie powtórzy, panno Zhang! – zapewniał Satoshi i cofnął się, zerkając na Hanzo.
Starszy Shimada w tym czasie tylko dopił swój kieliszek wina i obserwował w ciszy, jak jeden z członków starszyzny próbował wejść w łaski kobiety. Satoshi jak zawsze wpierw coś palnie, a potem pomyśli- pomyślał bez cienia emocji mężczyzna. Kiedy zaś zakończyło się przepraszanie, Japończyk wstał i podszedł do kobiety.
Mei od razu spojrzała na niego, zresztą nie tylko ona. Całe zbiorowisko wokół wstrzymało oddech, kiedy najbardziej wpływowy mężczyzna podszedł do niej.
–Od bardzo dawna się nie widziałem się z przedstawicielem mafii Zhanga, a co dopiero z członkiem jego rodziny.– Ukłonił się nisko, jak na Japończyka przystało. – Witam cię, panno Zhang, miło jest cię widzieć.
Jego grzeczność nieco zbiło ją z tropu.
Z wielu opinii dowiedziała się, że był bezwzględnym i władczym mężczyzną, który był w końcu zdolny do skrzywdzenia swojego brata... Ale co jak co, maniery miał, jak przystało na dżentelmena. W przeciwieństwie do jego towarzysza.
Mimo tego zdążyła się uspokoić w duszy i sama odwzajemniła ukłon.
–Mi także, panie Shimada. Dla mnie to zaszczyt móc cię spotkać.
Kiedy zaś podniosła się, Hanzo, ku jej zaskoczeniu, sięgnął bo jej dłoń i zniżył się, by złożyć pocałunek.
Usłyszała, jak za plecami mężczyzny rozległy się piski niedowierzania kobiet, które dość niedawno próbowały go zarywać. Widocznie nie były tym zachwycone.
Zaś grzeczność Japończyka zwróciła uwagę większość ludzi uczestniczących na bankiecie.
W tym momencie naprawdę bardzo ją to zakłopotało, choć starała się tego po sobie nie poznać. Czy Genji też jest tak dobrze wychowany jak on?- zastanawiała się dziewczyna. No dobra! Może i miał kulturę, co zapewne było mu mocno wpajane do głowy, ale nie mogła od razu go oceniać.
Opinie, które usłyszała w bazie, nie mogły wziąć się znikąd. Bądź, co bądź, ma dowód w postaci jego młodszego brata, którego zmasakrował, delikatnie rzecz ujmując. Po za tym, nie umknęło jej uwadze, w jaki sposób do niej podchodził.
Dalej miał pokerową twarz, jednak w jego spojrzeniu coś dostrzegła. Za tymi ciemnymi, bursztynowymi oczami coś się kryło. Jakiś podejrzliwy mrok...
Wtem Hanzo rzucił krótkie spojrzenia na Satoshiego, jakby dawał mu jakiś znak. Nie była pewna, co się za tym kryło, ale wszystkie jej wątpliwości zostały rozwiane, kiedy mężczyzna zaczął odsuwać niechcianą widownię wokół. Mimo tego wciąż czuła na sobie sporo ciekawskich spojrzeń.
– Tak więc...– zwrócił się starszy Shimada do klimatolożki.–Panno Zhang, skoro się zjawiłaś... To może opowiedz, co tam u ciebie się dzieje?– Z tymi słowami objął ją jedną dłonią za tułów i zaczął ją odprowadzać, a dokładnie na duży balkon.
Nagły kontakt fizyczny ją zaskoczył, a zarazem zaniepokoił, mimo iż nie było w nim niczego takiego intymnego.
Wyraźnie czuła, jak jej lewę ramię oparło się delikatnie o jego prawy bok. Nie za mocno i nie wyzywająco. Jednak w jej opinii przy pierwszym spotkaniu raczej powinno się ograniczać takie zbliżenia.
Ale skoro już zrobił taki krok...
–Wystarczy Lili, panie Shimada. – Starała się go jakoś zachęcić do mniej formalnej rozmowy. W końcu mafia Zhanga i klan Shimady były mocno związane, więc czemu niby miała prowadzić oficjalną rozmowę?
–Skoro tak, Lili, to proszę mów mi Hanzo.– Widocznie można było odczuć, jak się rozluźnił.
Nie wiedziała, czy nie za bardzo ryzykowała tym, że schodziła na taką dość niebezpieczną ścieżkę. Aczkolwiek wciąż go nie znała za dobrze i nie wiedziała w pełni, co po nim mogła się spodziewać.
Ale skoro już zaczęła prowadzić tą grę, to musiała ją kontynuować i zakończyć.
–W porządku, Hanzo... Co do twojego pytania...– Zatrzymali się przed balustradą z widokiem na całe miasto. Wtedy przestał ją obejmować. Poniekąd trochę jej ulżyło, że przerwał ten kontakt. Jakieś miała dziwne...
Dreszcze, kiedy ją obejmował.
Postarała się nie myśleć o tym za bardzo, a zamiast tego spojrzała na miasto.
Ciemne wieczorne niebo było rozświetlane przez wiele gwiazd, u dołu piętrzyły się wieżowce, a ulice mieniły się wieloma punktowymi światłami. Można też było dostrzec neonowe szyldy i animowane ekrany na dachach, które reklamowały różnorodne produkty i usługi.
Jak ona dawno nie była w Chinach... Zawsze taki widok budził w niej nostalgię, tak bardzo kochała swój kraj... Cały ten obraz ją zachwycał, co widocznie mężczyzna zauważył.
Potem jej mina momentalnie pobladła.
–Właściwie, nie mam za wiele do opowiedzenia, niestety...– Udawała skruszoną. – Od kiedy ojciec zaginął... Nie wiem, co powinnam czynić...
Jej słowa widocznie zdziwiły mężczyznę. Uniósł nieznacznie brew i otaksował ją uważnie wzrokiem.
–Co chcesz przez to powiedzieć, Lili?– spytał się, na co ona westchnęła.
–Nie mam za dużych doświadczeń w prowadzeniu takiej dużej– gestykulowała dłońmi w ukazaniu niby-wielkości i powagi jej słów– działalności. Przez niemalże całe moje życie...– Spojrzała kątem oka na mężczyznę, sprawdzając, czy jej słuchał. – Trzymał mnie pod kluczem. Traktował mnie jak porcelanową lalkę... Księżniczkę. Nie chciał, bym w najmniejszym stopniu tykała się tego, co stworzył. Troszczył się o mnie, aż za bardzo... A bardzo chciałam mu pomóc i razem z nim prowadzić jego imperium. – Oparła dłonie o balustradę i z udawaną powagą i zmieszanym niby-żalem spojrzała na księżyc. – Nie nauczył mnie nawet podstaw, a od kiedy zniknął...
Spojrzała smutno na Hanzo, który słuchał jej w ciszy. Zaś jego spojrzenie... Patrzył na nią tym swoim wzrokiem. Nie wiedziała, jak to nazwać... Na pewno nie z pogardą, bo raczej nie lekceważył zaprzyjaźnionego partnera klanu... Ale równocześnie nie z żalem.
Za tymi jego spojrzeniami coś się kryło...
Coś mrocznego i niepokojącego dla niej...
–Nie wiem... Jestem bezradna, Hanzo – kontynuowała swoją wypowiedź.– Kiedy się o tym dowiedziałam, opuściłam w końcu tę klatkę, ale co dalej? Bez doświadczonego przywódcy długo nie pociągnie to, nad czym długo pracował mój ojciec... Przyszłam tutaj, bo ojciec opowiedział, że twój klan–wskazała go ręką dla podkreślenia słów – jest naszym najlepszym partnerem i sojusznikiem, a nawet i więcej! No i tak...– Zawiesiła głos i spuściła głowę.– Pomyślałam, czy...
– Czy zaoferuję ci pomoc? – dokończył za nią wypowiedź.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
–Tak...– przytaknęła cicho.
–Cóż...– zaczął Hanzo.– Nie przeczę, że rzeczywiście imperium Zhanga zaczyna upadać i zapewne, według rady starszych, nie powinienem się wtrącać. – Oparł się o barierkę, zerkając na Mei z uniesioną głową.– Lecz nasz klan nie zapomina o tym, ile dla nas zrobiliście i ile razy ze sobą dobrze współpracowaliśmy. W końcu od wielu lat byliśmy i wciąż jesteśmy w silnym sojuszu. – Przejechał palcem po swojej dolnej wardze w zastanowieniu, unosząc wzrok ku niebu, a potem wrócił spojrzeniami z powrotem na Chinkę.– Lili, po twoich oczach widzę potencjał i to byłby grzech go zmarnować. Pomogę ci w imieniu klanu Shimada. Nauczę cię to, co jest najważniejsze w prowadzeniu takiego biznesu. – Po tych słowach uśmiechnął się nieznacznie w stronę kobiety.
Klimatolożka z ulgą odetchnęła ciężko i to nie było fałszywe uczucie. Gdyby odmówił, ciężko by było zdobyć jakiekolwiek informacje o nim.
–Kamień spadł mi serca! Dziękuję ci, o lordzie Hanzo!–Skłoniła się przed nim nisko.– Wiedziałam, że mogę liczyć na pańską pomoc i twojego klanu!– Chwyciła się za serce i uśmiechnęła z głęboką wdzięcznością.
Nie wiedziała, że tak dobrze pójdzie! Była naprawdę pod dużym wrażeniem swoich umiejętności aktorskich...
–Cała przyjemność po mojej stronie. – Sam lekko się skłonił. – Skoro nasze drogi znowu się krzyżują... To może uczcijmy nasz początek współpracy, Lili, kieliszkiem wina? – zaproponował uprzejmie.
Mei uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na niego ukradkiem, chichocząc cicho.
– Ogólnie... To nie piję alkoholu, ale... Chyba mogę raz sobie odpuścić – odpowiedziała z nieśmiałością.
–W takim razie zaczekaj tutaj, a ja wracam za moment – rzucił tylko, puszczając jej przy tym oczko, co akurat speszyło dziewczynę.
Wow...
Czy to nie był przypadkiem flirt?
Aż tak bardzo była w tym dobra, że mężczyzna był zainteresowany w niej nie tylko interesami niby-ojca?
Wszystko idzie jak z płatka! Jak tak dalej pójdzie to szybko uporam się z zadaniem...- pomyślała zadowolona dziewczyna, zerkając ukradkiem do telefonu.
Minęło kilka minut, za nim wrócił. Nie dziwiła się, pewnie po drodze jeszcze był zaczepiany przez innych gangsterów, no i kobiety.
W dłoniach niósł dwie lampki czerwonego wina. Jedną podał kobiecie.
– W takim razie, wznieśmy toast – powiedział mężczyzna, unosząc dłoń z kieliszkiem. Mei uczyniła to samo.
– Za naszą owocną współpracę – dodała kobieta, zaś Japończyk jej przytaknął, a następnie uderzyli delikatnie szkiełkami i zaczęli pić.
Wypili razem do dna, zaś po winie kobieta spojrzała niby przyjaźnie w stronę starszego Shimady.
Dopóki nie zaczął jej rozmazywać się obraz i nie upadła. Potem została złapana przez Hanzo.
Ostatni obraz, jaki ujrzała, to perfidny uśmiech na twarzy mężczyzny.
*
Miał być dłuższy, ale stwierdziłam, że ten moment jest akurat idealny by zakończyć rozdział. Po za tym nie chciałam za bardzo wszystkiego przedłużać, a kolejne rzeczy napisze w następnym.
Bo chyba 3 k słów na ten moment wam starczy prawda?
A tak to jak oceniacie początek? Lubicie takie klimaty?
Od dłuższego czasu planowałam to napisać, ale nie miałam na to czasu, aż nagle mnie wzięło i po prostu samo zaczęło to się przelewać na ekran.
Po za tym miałam dylemat czy powinnam była umieścić to jako kilkuczęściowy Shot czy oddzielne opko. Dlatego dziękuję wam za pomoc w podjęciu decyzji!
No i jeszcze Pannabe96 tak patrząc na ciebie to chyba lubisz takie klimaty, dlatego stwierdziłam, że cię oznaczę 😏
Pisane większość na telefonie, ale starałam się sprawdzić wszystkie błędy, a nawet jeśli jakieś mi umknęły to poinformujcie mnie! ^^
Błędy zostały poprawione przez
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top