Droga do gwiazd

Co chwila nerwowo spoglądała na telefon, ale jak na złość nie chciał dzwonić. Choć od castingu minęło już dwa tygodnie, to ona ciągle miała wiarę, że do niej zadzwonią. Coś jej mówiło, że dostała tę rolę, tylko musi cierpliwie czekać. Chciała ufać tej części siebie, która tak w nią wierzyła, ale cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną i pomału traciła wiarę, że się odezwą.

A wszystko zaczęło się od nowego roku. Jej postanowieniem noworocznym było spełnienie, choć jednego marzenia, a tak się składa, że ona zawsze pragnęła zostać aktorką. To marzenie narodziło się, gdy jako mała dziewczynka grała w szkolnych przedstawieniach. Później konsekwentnie dążyła do celu, zapisując się na kółko teatralne. Jej grupa wygrała kilka konkursów, a ona sama usłyszała kilka pochlebnych słów, co dodało jej skrzydeł. Dlatego wraz z nowym rokiem postanowiła chodzić na castingi. Jednak jak dotąd jej jedynym osiągnięciem było wypowiedzenie jednego zdania w komedii romantycznej, co dość mocno zaniżyło jej samoocenę.

Nie raz chciała się poddać, ale wtedy zawsze patrzyła na swoją półkę z książkami, którą w głównej mierze zajmowały biografie aktorów i aktorek. Myśl, że i oni od czegoś zaczynali, dawała jej motywację do dalszego działania.

— Może byś coś zjadła?

Aż podskoczyła, wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na matkę, która uśmiechała się do niej ciepło.

— Nie jestem głodna — odparła, kręcąc przecząco głową.

Kobieta uniosła brew na te słowa, ale nic nie mówiąc, wyszła z pokoju dziewczyny, by zaraz wrócić z talerzem pełnym kanapek.

— Masz je zjeść — powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu, kładąc naczynie na biurku.

Justyna już miała coś powiedzieć, gdy pokój wypełniły dźwięki jej ukochanej piosenki. Rzuciła się na telefon jak dzikie zwierze na swoją ofiarę i nacisnęła zieloną słuchawkę.

— Dzień dobry — przywitała się, próbując z całych sił utrzymać na wodzy kłębiące się w niej emocje.

— Dzień dobry — odezwał się głos po drugiej stronie, który brunetka bardzo dobrze znała. — Katarzyna Solska z tej strony, ja dzwonię w sprawie castingu do roli Łucji w serialu „Fobia".
Justyna przytaknęła, szybko zdając sobie sprawę, że kobieta jej nie widzi.

— Tak? — zreflektowała się szybko. Kątem oka spojrzała na matkę, która z równą nadzieją co jej córka, ale za to z o wiele większym spokojem, czekała na werdykt.

— Dostała pani rolę. Wyślemy pani scenariusz na pani e-mail. Resztę omówimy na spotkaniu. Spotkajmy się w studiu, w czwartek o godzinie dwunastej, dobrze?

— Oczywiście — odparła, a jej głos urósł o oktawę.

— W takim razie do zobaczenia — powiedziała, po czym się rozłączyła.

Gdy tylko rozległ się dźwięk oznajmiający koniec rozmowy, ta pisnęła radośnie, skacząc w miejscu. Po jej policzkach popłynęły łzy radości, a kobieta wpatrywała się w swoją córkę nic nierozumiejącym wzrokiem.

— Dostałam tę rolę! — wrzasnęła na całe gardło, nie mogąc przestać się szczerzyć.

~*~


Dziś była uroczysta premiera jej serialu. Serialu, w którym grała główną rolę. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. To było jak sen, zbyt piękny by mógł być prawdziwy, a jednak stała na ściance, uśmiechając się szeroko do paparazzi.

~*~

Było już druga w nocy, a ona jak w transie czytała wszelkie informacje na swój temat. Mało kto pisał o jej roli w serialu, który okazał się tak wielkim sukcesem, którego tak naprawdę nikt się nie spodziewał nawet ona sama. Ludzi jednak bardziej interesowało, to kim jest prywatnie. Kilka samotnych łez spłynęło po jej piegowatych policzkach. Starła je rękawem piżamy i wyłączyła telefon.

Nigdy więcej.

~*~

— Minęły niecałe pięć lat od twojego debiutu — zaczęła kobieta, uśmiechając się do siedzącej naprzeciwko Justyny. W tym uśmiechu nie było jednak nic szczerego. — Od tego czasu twoja kariera nabrała tempa. Odniosłaś sukcesy, ale również porażki. Jak sobie z nimi radziłaś?

— Na początku było mi ciężko. — Położyła dłonie na kolanach, choć korciło ją, by wyłamać palce. Był to nawyk, którego nie potrafiła się wyzbyć. I pomimo faktu, że to nie był jej pierwszy w życiu wywiad, denerwowała się tak, jakby był. — Byłam skupiona na realizacji marzeń, ale gdy ta euforia minęła, pojawiła się ta druga strona medalu, a nie była ona zbyt kolorowa.

— „Fobia" spotkała się z pozytywnym odzewem, a zwłaszcza twoja rola — powiedziała kobieta, uprzejmie przytakując na jej dalsze słowa.

— Tak, to prawda, ale miałam wtedy siedemnaście lat i nie byłam jakoś bardzo popularna, a po sukcesie się to zmieniło.

— Nie byłaś na to przygotowana?

Justyna powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Była zła na Roberta, że umówił ją na ten wywiad. Nie lubiła tej dziennikarki, a co gorsza nienawidziła udzielać wywiadów, ale była w trakcie promowania swojego nowego serialu. Co za tym szło, jej obecność tutaj była obowiązkowa. Zwłaszcza że program Liszewskiej cieszył się ostatnio dużą popularnością, a ona już dostatecznie długo zwlekała z przyjściem tutaj.

— Nie zastanawiałam się nigdy nad tym — wyznała, ostrożnie ważąc każde słowo. — Byłam skupiona zupełnie na czymś innym, a później ludzie nagle zaczęli być dla mnie mili, choć wcześniej nawet nie wiedzieli o moim istnieniu.

— Spotkałaś się również z hejtem. Tym w internecie, jak i w realnym życiu. Jak sobie z nim radziłaś?

— Wcale sobie nie radziłam — odpowiedziała szczerze — ale później przestałam czytać te wszystkie rzeczy i to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu — powiedziała, uśmiechając się lekko.

Było to wierutne kłamstwo, ale nie ona jedyna kłamała na ten temat. Zresztą nie było to pierwsze kłamstwo, jakie usłyszał świat z jej ust. Gdyby Mikołaj istniał naprawdę to do końca życia, widniałaby na czarnej liście. Długo jej zajęło rozdzielenia świata fleszy od tego prawdziwego. Z trudem przychodziło jej trzymanie języka za zębami, gdy wymagała tego sytuacja. To nie leżało w jej naturze, ale chcąc nie chcąc musiała wpasować się w panujące realia i się do nich przystosować. Była produktem, który musiał się sprzedać.

— Naprawdę? — w głosie Liszewskiej było można usłyszeć zwątpienie. Justyna przytaknęła, rozsiadając się pewniej na skórzanym fotelu. — A co z twoim związkiem? Krążą plotki o waszym rozstaniu. Czy to prawda?

Justyna zagryzła wargę, zakładając kosmyk włosów za ucho. Uśmiech nie schodził z jej ust, a oczy mieniły się radosnym blaskiem. Jej twarz promieniała szczęściem i pewnością siebie. Nikt nie pomyślałby nawet, że przez ponad godzinę temu wylała morze łez w garderobie jak małe dziecko, próbując doprowadzić się do porządku przed tym głupim wywiadem.

— Na szczęście to tylko plotki, a im nie warto wierzyć. — Uśmiechnęła się, choć tak naprawdę miała ochotę tylko płakać. — U nas jest wszystko w porządku. Skończyliśmy właśnie pracę nad drugim sezonem „Końca" dla HBO, a za niedługo ruszają zdjęcia we Francji do „Krainy Marzeń", z czego bardzo się cieszę, bo chyba każda mała dziewczynka marzy, by zagrać w filmie Disneya. — Starała się zmienić temat na swoją karierę, ale kobieta uśmiechnęła się krzywo na jej bezskuteczne próby odwrócenia uwagi.

— No właśnie. Poznaliście się na planie serialu, a teraz gracie w filmie. Nie czujesz się niezręcznie?

— Nie, wcale mi to nie przeszkadza.

— Wracając do tematu plotek, pojawiło się dużo artykułów na temat twoich problemów z alkoholem.

Justyna przełknęła ślinę, a na jedną krótką chwilę w jej oczach pojawił się strach.

— Jak mówiłam, nie we wszystko warto wierzyć. — Machnęła lekceważąco ręką, a szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy.

~*~

— Jesteś niereformowalna! — wrzasnął, pięścią uderzając w ścianę. Obraz za kilka tysięcy spadł na ziemię z hukiem, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.

— A ty skończonym idiotą! — warknęła, uderzając go w twarz. Zachwiał się i spojrzał na nią zszokowany. Furia w jego oczach tak ją przeraziła, że aż cofnęła się o krok. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią mocno, aż zawróciło się w jej głowie. — Puszczaj! — krzyknęła, a on spełnił jej prośbę, popychając na kanapę.

Jej nogi zaplotły się o dywan, a ona straciła równowagę. Jak długa upadła na ziemię, uderzając głową o zagłówek mebla. W ułamku sekundy znalazł się tuż przy jej boku. Przyciągnął ją do siebie, a ona wybuchła płaczem, wtulając się w niego.

~*~

— Jesteś pijana — stwierdził z powagą mężczyzna, obrzucając dziewczynę pochmurnym spojrzeniem.

Justyna zerknęła na swojego managera, pociągając solidny łyk alkoholu. Mężczyzna skrzywił się i jednym ruchem wyrwał jej butelkę z rąk. Popatrzył na zegarek i westchnął ciężko. Miał tylko pół godziny, by doprowadzić ją do porządku. Zaraz zaczną się zdjęcia, a ona nie mogła się tak pokazać.

— Znowu pokłóciłaś się z Norbertem?

Justyna zaśmiała się sucho na to pytanie, ale nie odpowiedziała. Nie musiała, Robert i bez tego znał odpowiedź. Zastanawiało ją, czemu ciągnęła ten związek. Już nawet przestali się ukrywać. Każdy wiedział, że jest źle. Tylko żadne z nich nie potrafiło powiedzieć dość. Dlatego tkwili w tym czymś, wykańczając się nawzajem.

~*~

Tępym wzrokiem wpatrywała się w szklankę po brzegi wypełnioną brązowym płynem. Łzy przysłaniały jej widok, ciurkiem płynąc po jej policzkach, ubrudzonych rozmytym makijażem. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Drżącą ręką sięgnęła po butelkę z tabletkami nasennymi, wysypując ich zawartość na otwartą dłoń.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top