Special "Dzień z życia Skeliny"

Tak mniej więcej wyobrażam sobie swoją wersję córki Frans'a patrz media 👆

~Perspektywa Skeliny~

Słysząc alarm budzika szybko wstałam z łóżka gdyż dzisiaj idę pierwszy dzień do szkoły podstawowej i trzeba się przygotować. Tak też wzięłam z szafy moją ulubioną białą sukieneczkę z kokardką na górze oraz granatowym paskiem na dole. Potem zbiegłam po schodach wodzona zapachem pysznych naleśników z kuchni.

- Cześć mamuś - przebiegłam obok stołu i objęłam w pasie mamę od tyłu ponieważ stała przy kuchence robiąc naleśniki.

- O witaj słońce właśnie miałam iść Cię budzić - Frisk czyli moja mama pogłaskała mnie po włosach nie odwracając wzroku od patelni.

- Wstałam zupełnie sama - puściłam mamusie i poszłam usiąść przy stole.

- Widzę że ktoś tu ma dużo energii od rana - tata stanął w progu kuchni dalej ubrany w piżame oraz podrapał się po czaszce zaspany.

- Idę do szkoły - uśmiechnęłam się szeroko.

- Wiemy skarbie - mama podeszła do mnie z talerzem pełnym ciepłych naleśników i postawiła przede mną więc szybko zaczęłam jeść.

- Po kim ona jest taka żywiołowa? Bo na pewno nie po mnie - tatuś usiadł na krześle obok ziewając.

- Coś po mnie też musiała mieć - mamusia skończyła piec resztę naleśników i również usiadła do nas.

- NYAHAHAHA JEST ŻĄDNA PRZYGÓD PO WIELKIM WUJKU PAPYRUSIE - wujek Paps wkroczył do kuchni sprężystym krokiem.

- Tak pewnie brachu - tata wstał i poszedł do lodówki po Ketchup później wrócił z nim i wcisnął sobie na naleśniki na co mama się skrzywiła.

- Bleee jak możesz jeść naleśniki z Ketchup'em? [F]

- Nie wiesz co tracisz moja droga [S]

- Fujka - zaśmiałam się patrząc na to wszystko.

- BRACIE ZACHOWUJ SIĘ CZASEM - wujek Papyrus również zaczął jeść.

- Papyrus mógłbyś zawieźć Skelinę do szkoły? Ja muszę zaraz iść do pracy a mój drogi mąż ma lenia jak zawsze.... - Frisk spojrzała na Papsa, który kiwnal głową.

- DLA WIELKIEGO PAPAYRUSA TO ŻADEN PROBLEM NYAHAHAHA

- Ej nie zawsze mam lenia - tatuś zaśmiał się więc wszyscy zaczęliśmy chichotać.

- Baw się dobrze skarbie w szkole - mamusia wstała od stołu po czym złożyła delikatny pocałunek na mojej głowie a później ubrała się i wyszła do pracy.

- CHODŹ MOJA BRATANICO CZAS JECHAĆ DO SZKOŁY - wujek Paps wstał od stołu więc i zaczął się ubierac więc również wstałam.

- Papa tato i pamiętaj żeby posprzątać - przytuliłam szybko Sansa i pobiegłam ubrać buty.

- Paaa słoneczko, za chwilę posprzątam - usłyszałam głos taty z kuchni.

- I TAK WIELKI PAPYRUS BĘDZIE MUSIAŁ POSPRZĄTAĆ - Paps wyszedł z domu a ja za nim chichocząc w drodze do jego czerwego auta.

Po kilku minutach jazdy byliśmy już pod moją szkołą więc wzięłam plecak leżący na siedzeniu obok i wysiadłam z auta.

- Papa wujku dziękuję za podwózkę - uśmiechnęłam się a wujek to odwzjamnil.

- WIELKI PAPYRUS ZAWSZE SŁUŻY POMOCĄ, DO ZOBACZENIA

Kiedy zamknęłam drzwi od auta wujek Papyrus odjechał z piskiem opon. Odwróciłam się więc w kierunku budynku mojej nowej szkoły a później dziarskim krokiem ruszyłam do wejścia jednak szybko zwolniłam kiedy dostrzegałam że wszyscy się na mnie dziwnie gapią oraz szepczą między sobą. Zaczęło mi się robić bardzo dziwnie i nieswojo więc schowałam swoje kościste dłonie za siebie. Wiem że jestem dziwna bo jestem trochę potworem a trochę człowiekiem ale żeby aż tak? W końcu doszłam do drzwi od szkoły i szybko weszłam odnajdując miejsce apelu.

Po apelu wszyscy poszliśmy do klasy gdzie nasza wychowawczyni pytała nas kim jesteśmy i mieliśmy okazję się przedstawić. Każdy musiał iść na środek klasy i coś powiedziec a kiedy przyszła na mnie kolej wstałam z ławki nieco zdenerwowana i podeszłam do tablicy odwracając się w stronę klasy, wszyscy gapili się na mnie w oczekiwaniu.

- Mam na imię Skelina i jestem pół człowiekiem, pół potworem.... - powiedzialam nieśmiało i nagle połowa klasy wybuchła śmiechem.

- Patrzcie jaki dziwoląg!

- Powinni dać ją do cyrku!

- To szkoła dla normalnych dzieci!!

Pani nauczycielka próbowała uspokoić klasę jednak wszyscy śmiali się oraz rzucali dziwnie porównania. Było mi strasznie wstyd już chciałam pójść do swojej ławki kiedy nagle gdzieś z tylnej części klasy podbiegła dziesczynka o złocistych blond włosach i stanęła obok mnie.

- Dajcie jej spokój według mnie jest wyjątkowa i nie powinniśmy jej za to obrażać - dziewczynka krzyknęła na klasę i reszta się uspokoiła.

- Witaj Skelino jestem Veronica i planuje zostać przewodnicząca klasy więc jak te głupki będą Ci dalej dokuczać to mów mi a ja się z nimi rozprawie - Veronica uśmiechnęła się do mnie i wystawiła rękę więc podałam jej swoją i uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Dziękuję.

Veronica przysiadła się do mnie i zaprzyjaźniliśmy się. Po otrzymaniu wszystkich informacji oraz planu lekcji było po wszystkim więc razem z nowo poznaną przyjaciółką wyszłyśmy przed budynek szkoły gdzie czekała na mnie mama swoim służbowym samochodem. Pożegnałam się z blond włosą koleżanką i wsiadłam do auta.

- I jak pierwszy dzień skarbie? - mama ruszyła z miejsca.

- Dobrze, dzieci trochę się ze mnie śmiały ale jedna dziewczyna stanęła w mojej obronie i jesteśmy teraz przyjaciółkami - zobaczyłam na twarzy mojej mamy zmartwienie. - Mamuś wszystko dobrze?

- Tak kochanie tylko... Obawiałam się że tak będzie - mama wstechnela zmieniając bieg.

- Nic się nie stało naprawdę... Chcę chodzić do szkoły, Veronica powiedziała że mi pomoże

- Dobrze córeczko - na reszcie mamusia się uśmiechnęła więc ja też.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę aż dotarłyśmy do domu i weszłyśmy razem do środka.

- Witaj aniołku jak tam pierwszy dzień - tatuś siedział na kanapie ale jak mnie zobaczył to wstał.

- Supcio, idę wypakować wszystko - pobiegłam po schodach do swojego pokoju.

~Perspektywa Frisk~

- Sans nie sądzę żeby to był dobry pomysł - usiadłam ciężko na fotelu stojącym obok kanapy.

- Co się stało? - Sans spojrzał na mnie zmartwiony.

- Dzieci się z niej naśmiewają, wiedziałam że tak będzie.... - schowałam twarz w dłonie.

- Niech tylko spotkam te małe gnojki - Sans powiedział to z złością w głosie.

- Może powinna mieć nauczanie w domu?

- Ona potrzebuje też towarzystwa innych dzieci nie możesz jej zamknąć w domu.

- Wiem Sans... Wiem... Tak bardzo chciałabym ją ochronić przed tym jak ludzie potrafią być okropni.

- Domyślam się kochanie ja też zrobiłbym dla naszej córki wszystko ale ona musi nauczyć się żyć z tym kim jest.

- Pewnie masz rację, jak zawsze zresztą...

- Nie będę się chwalił ale tak jest - Sans uśmiechnął się i po chwili podszedł mnie przytulić - nic jej się nie stanie tak długo jak może liczyć na nas.

- Oczywiście - uśmiechnęłam się wtulajac się w Sansa.

-----------------------------------

Nie wiem co przyniesie jutro ale wiem że moja córeczka ma wszystko czego potrzebuje więc na pewno sobie poradzi.

-------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top