Rozdział 17

Frisk is too cute *. *

~Perspektywa Frisk~

Ocknęłam się na łożu złotych kwiatów tak jak to było kiedy tu spadłam. Nawet nie pamiętam kiedy to było dokładnie czuję się jakbym spędziła w podziemiu całe wieki. Podniosłam się z kwiatków i zaczęłam biec w stronę ruin, teraz już dobrze pamiętałam całą drogę oraz wszystkie zagadki więc nie mogłam trącić ani chwili dłużej. Tak jak się spodziewałam Flowey wyszedł spod ziemi ale nie miałam ani czasu ani ochoty znów przechodzić przez te jego gierki więc ominęłam go przyspieszając kroku.

- EEEEEJ IDIOTKO!!! nie ignoruj mnie!!! - chwast krzyknął za mną ale nie mogłam się zatrzymywać bo od tego zależało życie tych, których kocham... Muszę zobaczyć co z Sansem... Muszę go zobaczyć.
- Flowey nie mam czasu - krzyknęłam przez ramię i pobiegłam wgłąb ruin.

Żadna zagadka nie była dla mnie problemem więc szybko dotarłam do małego domku Toriel, która teraz szykowała się do wyjścia prawdopodobne żeby się ze mną spotkać a raczej pójść aby zobaczyć czy nikt nie spadł przez dziurę. Koźlica wyglądała na zszokowaną kiedy tylko mnie zauważyła.

- Moje drogie dziecię co ty tu robisz? Jak rozwiązałaś zagadki w ruinach i najważniejsze czy nic Ci się nie stało? - jej głos był zmartwiony kiedy podeszła do mnie sprawdzić czy nie jestem ranna.

- Nie nic mi nie jest, nie mam czasu na wyjaśnienia Toriel musisz się ukryć proszę - mówiłam zdyszanym przez bieg głosem.

- Nic nie rozumiem, skąd znasz moje imię? - "kozia mama" wyglądała na zdezorientowaną jednak ja nie miałam czasu na wyjaśnienia więc lekko zirytowana westchnęłam głęboko.

- Wyjaśnię wszystko jak będzie po wszystkim tylko proszę ukryj się lub chodź ze mną do Snowdin tam będziesz bezpieczniejsza - patrzyłam błagalnym głosem na kozice, która dalej nie wiedziała o co chodzi jednak teraz zaczęła się zastanawiać i po dłuższej chwili skinęła głową.

- Pójdę tylko dlatego bo chce usłyszeć wyjaśnienia jednak wiedz że nie jest mi z tym łatwo... - Toriel westchnęła.

- Wiem że nie chcesz opuszczać ruin ale tu jest mało miejsc w których można by się ukryć więc chodź ze mną - weszłam do jej domku i zaczęłam się kierować do schodów a Toriel podążyła za mną.

- Przed czym miałabym się ukryć? - naciskała kiedy schodziłyśmy razem po schodach do wyjścia ruin.

- Jestem pewna że gdzieś jest Chara opętana przez nienawiść i jeśli tu zostaniesz ona Cię... No wiesz... Z-zamorduje - opuściłam głowę, myślałam że mi nie uwierzy lub wyśmieje i będzie wolała zostać tutaj jednak ta po prostu zaczęła milczeć i tylko nasze kroki odbijały się echem po pustym korytarzu aż w końcu dotarłyśmy do wielkich zamkniętych fioletowych drzwi wyjściowych z ruin.

Toriel bez słowa sprzeciwu tym razem otworzyła drzwi po czym razem wyszłyśmy na zewnątrz. Uderzyło w nas mroźne powietrze, dalej nie wiem jak to możliwe w podziemiach ale dobra, powietrze Snowdin.

- Jaki masz plan? - Koźlica spojrzała na mnie fioletowymi oczami. Wiedziałam co trzeba zrobić.

- Musimy znaleźć szkieleta imieniem Sans i to szybko - pobiegłam przed siebie przez most, który miał zatrzymać ludzi przed wejściem do Snowdin a Toriel pobiegła za mną.

Kiedy dotarłyśmy do początku miasta omijając zagadki Papsa, w końcu teraz go nie było i jak się domyślam Sans nie pozwolił mu wyjść z domu więc zostawię tam też Toriel we dwoje będzie im raźniej oraz w razie gdyby mój plan nie wypalił mogą razem się obronić. Stanęłam przed szyldem z napisem "Snowdin" i w tym właśnie zobaczyłam znajomą mi figurę szkieleta więc pobiegałam do niego i rzuciłam mu się w "ramiona" ten za to objął mnie mocno wyraźnie poruszony.

- Już myślałem że więcej Cię nie zobaczę - jego głos drżał pod wpływem emocji więc przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.

- Jestem tutaj i już Cię nie zostawię - uśmiechnęłam się wtulając twarz w jego przyjemną bluzę.

- Zresetowałaś prawda? - w końcu Sans puścił mnie i wyciągnął na wyciągnięcie ramion aby spojrzeć mi w oczy, nie był już tak wesoły jak wcześniej wręcz spowaznial przy tym pytaniu.

- Tak ale użyje tego tylko raz przysięgam, nie chce używać tej mocy do krzywdzenia ja chciałam po prostu znów Cię zobaczyć aby móc powiedzieć to czego nie zdążyłam zanim... - chciałam coś więcej powiedzieć jednak Sans wszedł mi w słowo.

- Nie mów już nic więcej - znów przyciągnął mnie do siebie przytulając więc wtuliłam się w niego aż nagle przypomniałam sobie o Toriel, która stała za mną obserwując całą tą scenę i odskoczyłam nagle od Sansa i poprawiłam sweterek po czym chrząknełam a szkielet zarumienil się na niebiesko ale tylko przez chwilę bo później włożył kościste dłonie w kieszeni.

- Ykhm... Eee Sans to Toriel mieszkała w ruinach więc postanowiłam zabrać ją tutaj żeby była bezpieczna... Czy może zostać u was? - popatrzyłam na szkieleta.

- Toriel... Wasza Wysokość byłby to zaszczyt gdybyś została z moim bratem - Sans zwrócił się do Toriel, które uśmiechnela się życzliwie.

- Wystarczy Toriel i nie mam nic przeciwko jeśli też lubi zagadki to myślę że nie będziemy się nudzić.

Po wymianie kilku jeszcze uprzejmości zaprowadziliśmy kozicę do domu Sansa oraz Papsa gdzie zapoznaliśmy się wszyscy jeszcze raz po czym ja oraz szkielet w niebieskiej bluzie wyszliśmy przed dom żeby porozmawiać.

- Frisk co zamierzasz zrobić? - Sans spojrzał na mnie z powagą. Tak naprawdę nie byłam pewna czy mój plan wypali ale musiałam chociaż spróbować.

- Jeśli Chara miała takie potężne moce to zgaduję że wie iż zrestowałam linie czasu... Nie jestem pewna czy mam rację ale myślę że będzie czekać na nas w korytarzu osądu żeby mnie zlikwidować oraz całą resztę więc musimy tam się udać... - powiedziałam z przekonaniem w głosie aby wyjść na pewną siebie i moich słów.

- A co jak już tam dotrzemy? - szkielet nie wyglądał na przekonanego co do mojego planu.

- Wydobędę prawdziwą Charę... - spojrzałam na Sansa, który wyglądał na zszokowanego potem dotarł do niego sens moich słów i złapał mnie za ramiona.

- Żartujesz prawda? Chyba nie myślisz że pozwolę Ci iść na pewną śmierć, nie mogę Cię stracić poraz drugi - szkielet spuścił czaszkę więc złożyłam delikatny pocałunek na czubku jego czaszki żeby go uspokoić.

- Chodź ze mną w razie potrzeby pomożesz mi ale wiem że muszę spróbować sprowadzić ją na ziemię, była dla mnie jak siostra jeśli jej nie uratuje to tak jakbym zostawiła was wszystkich na śmierć... Musisz we mnie uwierzyć.

Sans westchnal głęboko po czym tylko kiwnal "głową".

- Wierzę w Ciebie ale jeśli coś Ci się stanie to nie daruje tego.

- Jasne - przytaknęłam.

Po chwili Sans przeteleportował nas do złotego korytarza gdzie na końcu siedziała już Chara czekając na nas.

- Proszę, proszę moje przewidywania były prawidłowe - Chara obracała między palcami nóż.

Wyszłam na środek korytarza więc dziewczyna o czarnych oczach wstała i stanęła naprzeciwko mnie jakieś kilka metrów.

- Chara musisz przestać... To nie przywróci Corze życia nie rozumiesz? - stałam wpatrując się w moją przyjaciółkę, która teraz nie była sobą.

- Skąd ty o niej wiesz?!! - Chara widocznie się zdenerwowała na wspomnienie imienia jej zmarłej siostry.

- Spotkałam się z jej duchem po tym jak mnie zabiłaś, prosiła mnie żebym uratowała twoją duszę przed nienawiścią tak więc zamierzam to zrobić.

- Nie masz prawa mówić o niej, to ja powinno tego dnia umrzeć więc teraz pomszczę jej życie - Chara rzuciła się w moją stronę z nożem jednak moja dusza wytworzyła ogromną czerwoną tarcze chroniąc mnie przed zabójczym atakiem.

- Twoja nienawiść nie przedrze się przez moją determinacje oraz miłość... To właśnie kształt mojej duszy, ochrona ludzi oraz potworów, których kocham i też się zaliczasz więc pomogę Ci choćby nie wiem co

- ZAMKNIJ SIĘ!!! - Chara cały czas uderzała nożem o tarcze próbując się przebić.

- Cora opowiedziała mi wszystko, była tutaj szczęśliwa mimo że tęskniła za Tobą każdego dnia... Potwory się nią zajęły to nie one ją zabiły! Cora zachorowała i dlatego umarła, chciała żebyś o tym wiedziała... Nie musisz nienawidzić potworów... Ona Cię kochała i była szczęśliwa z faktu że mogła Cię wtedy uratować to jest miłość a miłość jest silniejsza od nienawiści - powiedziałam to z naciskiem.

Ataki Chary stawały się coraz wolniejsze i nie próbowała już przebić się przez tarcze w końcu odpuściła i upadła na ziemię po czym zaczęła szlochac kiedy dotarło do niej co powiedziałam.

- Ja myślałam że potwory ją zabiły... Myślałam że zemsta pomoże mi się z tym oswoić... Zabiłam tych, którzy się nią zaopiekowali... Przepraszam Cora nigdy nie byłam warta twojej życzliwości - słone łzy kąpały na kafelki korytarza.

Moja tarcza zniknęła a ja podeszłam do Chary i stanęłam nad nią.

- Każdy jest wart życzliwości przecież to nie twoja wina. Dalej możemy to wszystko naprawić - uśmiechnęłam się a dziewczyna podniosła na mnie teraz już brązowe oczy. Cała nienawiść opuściła jej duszę gdyż uwolniła się z wyrzutów sumienia.

Sans wyszedł na środek korytarza po czym podszedł do mnie położył na moim ramieniu kościstą dłoń mimo że milczał to chyba wiem co chciał powiedzieć tym gestem więc zrobiło mi się o wiele cieplej na sercu.

- Przepraszam was, wiem że to nie wiele zmieni i nie proszę o wybaczenie - Chara dalej chlipiała pod ciężarem swoich grzechów więc wyciągnęłam do niej rękę żeby pomóc jej wstać, którą przyjęła i po chwili była już na nogach.

- Ja już Ci wybaczyłam... I chyba mam pomysł jak pozbyć się bariery - zachichotałam i ruszyłam przed siebie do zamku. Sans i Chara poszli za mną.

Po chwili marszu oraz wyjaśnieniu królowi mojego planu na uwolnienie potworów od bariery, która trzymała je w zamknięciu przez tyle czasu. Kiedy już wszystko było jasne Asgore zwołał wszystkich obywateli do zamku żeby mogli na własne oczy zobaczyć moment na który tak długo czekali. Gdy już wszyscy się zebrali spojrzałam na Charę.

- Gotowa?

- Pewnie - brazowowlosa kiwnela głową i zlapałyśmy się za ręce. Król potworów uwolnił sześć dusz z słoików po czym dałam znak Charze aby uwolniła swoją duszę a ja zrobiłam to samo. Jako że obie miałyśmy duszę determinacji to udało nam się je podzielić, później dwie połówki połączyły się w jedno serce a bariera dzięki temu została zniszczona.

Żaden z potworów nie mógł w to uwierzyć ale teraz były wolne a ja i Chara uśmiechnęłyśmy się.

- Pójdę przodem żeby pokazać potworom jak wygląda powierzchnia - Chara puściła mi oczko po czym poprowadziła grupę potworów razem z królem na czele ku wyjścia z podziemi.

Po dłuższej chwili na miejscu zostałam tylko ja i Sans.

- Jesteście wolni więc myślę że się spisałam - wzięłam ręce do tyłu.

Sans podszedł do mnie z tym wiecznym uśmiechem na czaszce.

- To wszystko dzięki Tobie

- Nie przesadzaj - zachichotałam po czym spowaznialam - myślę że czas na nas

- Frisk... Jeśli oboje nie mamy gdzie pójść to może pójdziemy w tą samą stronę?

- Już myślałam że przyznasz w końcu iż mnie kochasz - uśmiechnęłam się na co Sans się zaśmiał.

- Myślałem że nie muszę Ci tego mówić.

- No wiesz ranisz moje uczucia teraz - naburmuszyłam się na co w odpowiedzi Sans przytulił mnie do siebie - głuptas z Ciebie

- Wiem ale drugiego takiego nie znajdziesz - uśmiechnął się a wtuliłam się w jego bluzę.

- Nawet nie zamierzam szukać - zachichotałam po czym odsunelismy się od siebie oraz złapliśmy za ręce aby ruszyć ku wspólnej przyszłości.

Wyszliśmy razem na powierzchnie trzymając się za ręce i przywitał nas zachód słońca nad góra Ebott. Większość poszła już aby zakomunikować o wyjściu potworów oraz poszukać jakiegoś miejsca na nocleg ale my się tym na razie nie martwiliśmy, staliśmy razem i patrzylismy na zachodzące słońce. Tak długo jak Sans będzie przy mnie nie będę się już niczego bać.

Po długiej chwili rozmarzenia zeszliśmy razem z góry aby odszukać resztę naszych przyjaciół. Wszyscy już się zadomowili na polanie, na której wcześniej spałam, nie jest to może wymarzone miejsce na pierwszą noc potworów na powierzchni ale nie wyglądali jakby mieli narzekać w końcu teraz byli wolni. Położyłam się obok Sansa i oboje zasnęliśmy.

-----------------------------------------------------------------

Koniec ostatniego rozdziału jest trochę długi ale już nie chciałam tego tak ciąć xD
Jutro wyjdzie Epilog oraz Special ;)
See ya next time

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top