EPILOG

Codziennie wracałem późno. I codziennie szedłem tą samą ulicą, na której zawsze było głośniej niż na jakimś koncercie. Niby mogłem zmienić trasę, ale ta była najkrótsza. Poza tym... wolałem tam być. Tego dnia miałem kwiaty. I postanowienie, którego tym razem zamierzałem dotrzymać.

Zaciskałem jedną dłoń tak mocno, że od jakiegoś czasu nie czułem już jak krew mi w niej płynie. Drugą zdrapywałem skórę z tej pierwszej, trzęsąc się cały czas. Zębami zagryzałem wnętrze wargi, raniąc się co chwilę, gdy tylko czułem, jak koła stykają się z kolejną dziurą na asfalcie.

Tak to jest jak jeździ się jakimiś bocznymi trasami, omijając główne drogi. Tyle że specjalnie nie mieliśmy wyboru.

- Jimin. - nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był taki piękny. Za każdym razem gdy na niego patrzyłem zdawało mi się, że jest mój. Bo ja byłem jego i on wiedział to bardzo dobrze.

Jimin, gdy tylko mnie zobaczył, zakrył bluzą swój niemalże nagi tors, na którym jedyną osłoną była bluzeczka, niesięgająca niżej niż do połowy żeber. I spojrzał na mnie ze smutkiem oraz wyrzutem zarazem.

Jungkook pochwycił moje dłonie swoją i zacisnął dość mocno.

- Już dość.

To nie był stanowczy ton. Wręcz przeciwnie. Głos Jungkooka wypełniała cisza. Spokój. A zarazem wyładowanie emocjami. Uspokajał mnie nie dotykiem, a brzmieniem swoich słów. Jungkook zawsze idealnie umiał kontrolować moje uczucia. Chyba nawet sam nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo.

- Po co ty tu znowu przyszedłeś? - odsunął się od jezdni, przysuwając do mnie, ale jednocześnie stojąc na tyle daleko, żebym nie mógł go dosięgnąć.

Ciągle tak robił. Był coraz bliżej, ale wciąż tak niesamowicie się ode mnie oddalał.

- Chciałem cię znowu zobaczyć. - zagryzłem usta, widząc jak patrzy na mnie z obrzydzeniem. - I powiedzieć ci coś.

Ale kiedy właśnie mój oddech zaczynał się normować, auto znów podskoczyło przez kolejną nierówność terenu i usłyszałem uderzenie o blachę samochodu.

- Bagażnik...

- Nie myśl o tym. Jimin. - Jungkook spojrzał na mnie a ja na niego. - W tym bagażniku nic nie ma, słyszysz? Jedziemy na rekreacyjną wycieczkę do lasu. - uśmiechnął się lekko, wylewając z oczu kilka łez. - Wcale nie jedziemy zakopać Taehyunga.

Odwrócił głowę w bok, parskając. Ale nie wyśmiewczo ani nic w tym rodzaju. Jakby miał się zaraz popłakać. Zapragnąłem znów zamknąć go w sowich ramionach, ale to nie było miejsce.

- Jungkook... błagam cię, zapomnij o mnie.

- Papierosy. - zacząłem macać się po kieszeniach, mimo, że wiedziałem, że żadnych tam nie będzie. - Gdzie są jakieś? - otworzyłem szafkę samochodową i wyrzuciłem z niej jakieś rzeczy.

- Jimin... - słyszałem Jungkooka wyraźnie, ale nie reagowałem, bo byłem zajęty. Naprawdę chciałem się uspokoić. - Jimin, nie palisz już prawie rok.

- Tu muszą być jakieś. - wziąłem się za przeszukiwanie bocznej kieszeni. - Chociaż jeden.

- Ji...

- Jungkook zabiłeś mężczyznę, który był dla mnie niemal tak ważny jak ty! Muszę, kurwa, zapalić!

- Nie chcesz tego. - złapałem go za łokieć, zaciskając na nim swoje palce.

- To za daleko zaszło. - wyrwał mi się. - Już nie jesteś moim klientem. - zagryzł wargę, zapinając bluzę pod szyję.

Znowu się do niego zbliżyłem, ale wolniej.

- Nigdy nie byłem.

Zatrzymał auto i spojrzał na mnie niewyraźnie. Jakby prosił, żebym to powtórzył, ale jednocześnie tego nie chciał.

- Tu nie ma żadnych jebanych papierosów. - oświadczył, znowu wciskając gaz.

- Chcę zapalić. - Jungkook znowu zahamował, ale tym razem tak gwałtownie jak się tylko dało.

- Tu nie ma żadnych jebanych papierosów! - spojrzał na mnie tak, jak patrzył wtedy na Taehyunga, kiedy weszli do sypialni.

Wystraszyłem się. Wystraszyłem się bardzo. Ale po chwili warga zaczęła mu drzeć, a on sam rozpłakał się, uderzając uprzednio kilkakrotnie w klakson.

- Byłeś zawsze. Nie wiem, może lepiej ci się pukało, kiedy wmawiałeś sobie, że jesteś kimś więcej, ale...

- Jimin. - złapałem go za dłoń. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że nigdy nie byłem i nie będę dla ciebie nikim więcej niż tylko kolejnym z nich. - wskazałem na auta, podjeżdżające do chłopaków równie lekko co Jimin ubranych.

Jimin faktycznie spojrzał mi w oczy. Nawet otworzył usta i o tyle o ile na początku widać było w nim werwę, o tyle po chwili, zobaczyłem jak pod powiekami gromadzi mu się srebrzysta ciecz.

- Kocham cię.

- Jungkook! Jungkook uspokój się! - złapałem go za rękę. - Ktoś nas usłyszy i...

Odwrócił się do mnie, cały już zapłakany.

- Zabiłem człowieka! - położył mi dłonie na ramionach i zacisnął z całej chyba siły. - Jestem mordercą, rozumiesz?! Jestem zwykłym mordercą Jimin! Potworem! Ja... ja... - przestał krzyczeć. Płacz zagłuszył jego głos i całą pustkę, jaką wtedy czułem.

Jungkook położył mi głowę na barku i zaczął drżeć wraz z rytmem swojego nieregularnego oddechu. Przytuliłem go w prawie tym samym momencie, sam też zaczynając płakać.

Jungkook stał się potworem. Ale to akurat wiedziałem już od dawna.

Wtuliłem go w siebie, uspokajając. Głaskałem go po głowie i plecach, kładąc szczególny nacisk na wagę pocałunków, składanych mu wśród włosów.

- Już wszystko będzie dobrze.

Jungkook odsunął się pociągając nosem i pocałował mnie w policzek, przenosząc później swoje usta na moje.

- Jesteś mój. Wiesz o tym. - spojrzał na mnie, oczekując na moją odpowiedź.

- Jungkook...

- ...boję się.

- Tak wiem Jimin...

- ...ale razem damy radę. Zabiorę cię...

- ...stąd. I będziemy razem...

- ...na zawsze. W końcu mam tylko ciebie...

- ...a ty masz tylko mnie.

Właśnie wtedy, w jego ramionach...

...czułem, że już nic nas nie rozdzieli.











- philautie, 10.12.2018

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top