[8]

JIMIN

Taehyung od mniej więcej dwudziestu minut był na stanowisku.

Zawsze zaczynał swoją zmianę albo z rana, albo po piętnastej. Miał ruchome godziny pracy, obejmujące przebywanie w księgarni. Tak, Taehyung sprzedawał książki. Można by rzec- moje całkowite przeciwieństwo. Byłem przy nim żałosny. Zresztą, ja przy większości ludzi byłem żałosny. Sprzedawałem przecież swoje ciało za pieniądze. Należał mi się brak szacunku.

Mniejsza o to, chyba za dużo się nad sobą użalam. W każdym razie miałem zamiar udać się po swoje ciuchy. Tutaj miałem jedynie te rzeczy, jakie tamtego dnia znajdowały się w mojej torbie. Chciałem mieć resztę przy sobie, co jest chyba dość logiczne. Można śmiało stwierdzić, że mieszkałem wtedy z Taehyungiem, więc potrzebowałem tutaj swoich własności. Było mi głupio myć się jego kosmetykami. Spać w jego ubraniach. Mieć wszystko wspólne. Jakbyśmy byli razem. A tak bynajmniej nie było.

Właśnie zakładałem bluzę, zapinając ją pod szyję. Od kiedy skończyłem moją 'karierę' miałem jakiś taki nawyk przywdziewania jak największej warstwy ubrań. Zawsze czułem, że ktoś na mnie patrzy, że mnie pożąda. Nienawidziłem tego.

Wyszedłem z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Taehyung już dawno temu dorobił mi własny, żebym mógł do niego wpadać, kiedy tylko miałem ochotę. Nawet jakby jego nie było.

Jungkook nie miał pojęcia, że go mam.

*

Taehyung nie byłby zadowolony, że udałem się po rzeczy sam. Nie mogę powiedzieć, że byłby zły, czy coś w tym stylu, ale martwiłby się niepotrzebnie. Dlatego go o tym nie poinformowałem.

Niepewnie podszedłem do drzwi 'mojego' domu, po czym uniosłem rękę i, spierając się ze sobą dłuższą chwilę, ostatecznie zapukałem. Od tego mieszkania też miałem klucze. To chyba oczywiste. Ale wolałem jednak sam nie wchodzić. Może gdybym ostatnio zapukał... wszystko potoczyłoby się inaczej. Może nie musiałbym przychodzić po te rzeczy.

Nikt nie otwierał. To było dziwne. Było już jakoś po osiemnastej. Jungkook skończył pracę. Powinien właśnie teraz stać naprzeciw mnie i dziwić się co ja tu robię. Ewentualnie mieszać mnie z błotem jak zwykle. Ale nie robił tego. Coś było nie tak.

Ostatecznie sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z bluzy moje klucze, żeby za chwilę włożyć je w zamek i przekręcić. Otworzyłem drzwi najwolniej jak umiałem i cicho wszedłem do środka. Przeszedłem kilka kroków, wychylając się lekko do salonu.

Odetchnąłem z ulgą, gdy nikogo tam nie zobaczyłem. Ale również poczułem stres. Gdzie był Jungkook? Zacząłem się o niego martwić. Otworzyłem wrota od sypialni, dostępując do nich i zajrzałem. Tam też nikogo nie było. Aczkolwiek od razu zwróciłem uwagę na niezłożone łóżko. Zawsze ja musiałem to robić, kiedy Jungkook już się obudził i jadł śniadanie.

- Jimin? - usłyszałem za sobą jego głos, kiedy miałem wstąpić do pokoju. Odwróciłem się. I natrafiłem na wrak.

Jungkook wyglądał jakby nie spał od tygodnia, a tymczasem wyprowadziłem się trzy dni temu. Miał zamglone oczy i wydawał się być nietrzeźwy. Albo wczorajszy. Co do ciuchów, miał na sobie zwykły dres. Na to nie nie miałem żadnego komentarza. On zawsze chodził po domu w luźnych ciuchach. Ale jego twarz... to było jakby właśnie się dowiedział, że trafił szóstkę w totka.

- Jimin-ah. Tęskniłem za tobą- Podszedł do mnie naprędce, przez co spłoszony cofnąłem się o krok. On się tak nie zachowywał. Znaczy... kiedyś się tak zachowywał. Ale nie teraz.

Złapał mnie za rękę. Zdziwiłem się jeszcze bardziej. Ale wydawało mi się, że to jakiś sen, kiedy przytulił mnie z całej siły do siebie i zacisnął ręce wokół mojego ciała tak mocno, jakby miał mnie już nigdy nie puścić.

- Jimin-ah, przepraszam cię za tamto - pogłaskał mnie po włosach. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że faktycznie czuć od niego alkohol. - Nie chciałem, żebyś wyprowadzał się do Taehyunga. Ale teraz wróciłeś. Tak strasznie się cieszę Jimin-ah. - zaśmiał się, po czym pocałował mnie w czubek głowy.

Wtedy go od siebie odepchnąłem. W jego objęciach było mi tak dobrze... ale to nie było to. Znaczy było... ale nie na dłuższą metę. To byłaby tylko kwestia czasu zanim znów by mnie wyzywał. Ostatnio mnie uderzył. To już nie był mój Jungkook. Nie wiem kim się stał, ale nie był osobą, którą się w tamtym momencie wydawał.

Zdziwił się, kiedy się od niego odsunąłem. Jego oczy nic nie rozumiały.

- Przyszedłem tylko po rzeczy. - zagryzłem wargę. Chciało mi się płakać, widząc mojego Jungkooka w takim stanie. On wyglądał tak, jakby miał zaraz zemdleć. Ja pewnie też.

Chciałem znowu się do niego przytulić.

- J-jak to? - parsknął z wystraszonym chichotem.

- Nie wracam do ciebie, Jungkook - powiedziałem pewnie. Ale mimo, że z zewnątrz wyglądałem jak skała, tak w środku umierałem bardziej niż on. Tak bardzo kochałem Jungkooka.

Moment zawahałem się, naprawdę mając wtedy chęć wpaść w jego objęcia. Ale po prostu przeszedłem obok niego, wchodząc do tej sypialni, z której miałem zwyczajnie zabrać ciuchy.

- Jak to nie wracasz do mnie? - podążył za mną.

Zamilkłem. Nie umiałem z nim rozmawiać.

- Jimin? - znów złapał mnie za dłoń, ale tym razem zachodząc mnie od tyłu.

Miałem otworzyć szafę, ale zatrzymał mnie tym gestem. Szczególnie kiedy znów przylgnął do mnie, kładąc mi podbródek na głowie. Ale jakoś tak odsunął się dziwnie. Powoli.

Odwrócił mnie do siebie po czym zbliżył do mnie twarz. I zaczął mnie wąchać. Wystraszyłem się. Ale chyba wtedy jeszcze nie było czego.

- Pachniesz... inaczej - znów zaciągnął się moim zapachem, marszcząc brwi. - Pachniesz nim- zaczął szybciej oddychać, wykrzywiają twarz w coraz większym grymasie. Spojrzał na mnie... jakby był wściekły. Chyba był. - Jimin... chyba nie powiesz mi, że... - parsknął. Mocniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku. - Jesteś mój - jeszcze nigdy nie patrzył na mnie w ten sposób.

- Jungkook... puść mnie. - próbowałem wyrwać rękę. Ale nie mogłem. Był silniejszy.

- Jimin, rozumiesz, że należysz tylko do mnie? - pogładził mnie po włosach, zmieniając nagle wyraz twarzy.

Ja... należałem tylko do niego. Sam świetnie zdawałem sobie z tego sprawę. Ale coraz więcej wątpliwości mnie męczyło. Nie czułem już takiej przynależności do niego jak wcześniej. Mimo to... chciałem do niego wracać.

- Jungkook przestań. - nie dawałem mu tego, czego chciał. Musiałem w końcu pogodzić się z tym, że nasz związek nie ma przyszłości. Że to już koniec. Tym razem. - Chcę tylko zabrać rzeczy i...

- Jimin, ja cię kocham. - drugą dłoń położył mi na barku, po czym zaczął delikatnie pchać mnie do tyłu.

Nawet nie zauważyłem, kiedy mimowolnie zacząłem się cofać. A on napierał na mnie mocniej. Opamiętałem się co do tego, co się dzieje, dopiero gdy zbliżył się do mnie za bardzo.

- Jungkook, chcę tylko zabrać swoje rzeczy. I wrócić do...

- Taehyunga? - wzdrygnąłem się, gdy poczułem jak dotyka mnie w biodro. Zacisnął na nim rękę. - Przecież to mnie kochasz. Nie jego- puścił moją dłoń i dołożył swoją na drugie moje biodro. Zbliżył do mnie twarz delikatnie.

- Jungkook, przestań - powiedziałem stanowczym głosem. Ale nie zatrzymało go to. Wręcz przeciwnie.

Pocałował mnie w szyję, zaczął ją ssać. Tak jak zawsze robił. Po czym przejechał rękoma w górę, zahaczając o moją koszulkę. Zaczął ją podnosić i błądzić mi po brzuchu. Po chwili pchnął mnie na łóżko i dopadł do mnie, znów dobierając się do mojej szyi.

- Jungkook, przestań. Proszę cię- to powiedziałem o wiele wyraźniej niż wcześniej. Ale tym razem nie tylko słowami przekazałem mu brak zgody. Położyłem mu ręce na piersiach i zacząłem odpychać go od siebie. Wciąż nie reagował.

Ściągnął ze mnie bluzę, zsuwając ją z moich ramion na tyle na ile mógł. Po tym chyba zdał sobie sprawę, że nie rozbiera mnie od tej strony, od której należy, bo przesunął dłonie na moje spodnie i je rozpiął.

- Jungkook, nie chcę! - wtedy dopiero krzyknąłem. Kiedy dotknął mnie w krocze, przez rozpięte już jeansy.

- Wolisz z nim? Jest lepszy? - drugą rękę wsunął mi pod koszulkę i ułożył po jednej stronie mojej talii, zaciskając ją z całej siły. Jakby chciał mnie przytrzymać. - No Jimin? Przecież zawsze jest nam tak cudownie. Tylko do tego się nadajesz.

Przestałem oddychać. Płakałem. Pierwszy raz w życiu się go bałem. Bałem się Jungkooka, który przecież obiecywał, że będzie mnie chronić. Od wszelkiego zła. A teraz... robił to samo co ci wszyscy mężczyźni. Zwyczajnie mnie wykorzystywał.

Poddałem się.

Przestałem wierzgać, układając ręce na łóżko i przechylając głowę na bok. Może miał rację. Tylko do tego się nadawałem.

Obraz rozmazał mi się bardziej, kiedy z moich oczu przestały się wylewać łzy. Kłębiły się w kącikach i blokowały każdy widok. Ale dobrze. Nie chciałem na nic patrzeć. Nie chciałem tego widzieć. Kiedy się sprzedawałem, też zawsze odwracałem wzrok.

- Już cię nie kocham- oświadczyłem cichym, ale pewnym siebie głosem.

Wtedy wszystko się zatrzymało. Jungkook przestał na mnie napierać. Po prostu odsunął się powoli, ściągając ze mnie dłonie. W tamtym momencie miałem silną ochotę na niego spojrzeć. Zobaczyć wyraz jego twarzy. Ale... nie mogłem.

Poczułem silną nienawiść, kiedy to się już skończyło. Gdy nie widziałem już siebie jako porażki, tylko jego jako napastnika. Nienawidziłem go. Chciałem, żeby cierpiał. Najbardziej, jak tylko się dało. Dlatego... powiedziałem to.

- Kocham Taehyunga- łzy popłynęły, a mój wzrok się wyostrzył. - Nic do ciebie nie czuję od kilku miesięcy.

Jungkook odsunął się dalej. Parsknął. Nie wiem z czego. Jakoś tak... jakby próbował brzmieć wściekle. Wstał z łóżka, po czym podszedł do okna i stanął tam, odwrócony do mnie plecami.

- Wypierdalaj z mojego życia - słyszałem jak oddycha niespokojnie. - Obaj wypierdalajcie.

Patrzyłem na niego, leżąc tak. Nie umiałem się ruszyć. A kiedy w końcu to zrobiłem, wydawało mi się, że to takie... automatyczne. Nie panowałem nad swoim ciałem, gdy wstałem z łóżka jak on przed chwilą. Gdy poprawiłem bluzę. Gdy zapiąłem spodnie, trzęsącymi się dłońmi.

Jungkook o mało co mnie nie zgwałcił. A ja wciąż marzyłem tylko o tym, żeby mnie przytulił.

- Ju...

- Pamiętasz jak wtedy do ciebie podszedłem? - zaśmiał się. - To była, kurwa, jedna, wielka pomyłka- zobaczyłem jak zadrżał. Sam cofnąłem się o krok. Wtedy zachciało mi się płakać tak naprawdę. - Łudziłem się, że jesteś kimś więcej niż maszynką do ruchania. Ale jesteś jak moja matka. Każda dziwka jest taka sama- chciałem, żeby na mnie spojrzał. Ale... - Wypieprzaj. Nie chcę cię znać.

Zawahałem się. W jednej chwili ruszyłem się do przodu. Widziałem jak cierpi. Chciałem go przytulić. Pocałować. Ale nie mogłem tego zrobić. On już mnie przecież nie chciał. Od tak dawna to wiedziałem. Jednak dopiero teraz doszło do mnie, że to już naprawdę koniec. Że Jungkook, miłość mojego życia, nienawidzi mnie, tak samo, jak ja jego.

Pociągnąłem nosem, wychodząc stamtąd jak najszybciej. Z mieszkania też wypadłem jak z procy. Biegłem przed siebie, aż nie znalazłem się poza budynkiem. Gdzie zatrzymał mnie deszcz. W kilka chwil byłem tak mokry, jak gdybym wskoczył do basenu. Lało jak z cebra.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top