[7]

JUNGKOOK

Mój telefon znowu zawibrował. Pewnie kolejny raz ktoś z pracy próbował się dowiedzieć, dlaczego mnie nie ma. Może odpuszczanie sobie obowiązków nie było dojrzałe, a wręcz gówniarskie, ale ja po prostu nie umiałem. Od dwóch dni nie wychodziłem z domu, czekając tylko na Jimina. A przecież tak dobrze wiedziałem, że tym razem nie wróci.

Znów przechyliłem butelkę jakiegoś pierwszego lepszego whiskey, łykając od razu razem ze swoimi łzami, które już dawno przestały lecieć z moich oczu, ale wciąż sunęły po moich policzkach. Byłem pijany, ale nie na tyle, żeby nie wiedzieć co się dzieje.

Siedziałem pod kanapą, otoczony butelkami po naprawdę różnych trunkach, zupełnie jak jakiś alkoholik. Właśnie kończyłem ostatni wysokoprocentowy napój, jaki znalazłem w mieszkaniu. W sumie wypiłem takie cztery, z czego dwa nie dawały prawie żadnego efektu. Jakieś piwo i słabe wino. Potrzebowałem więcej, ale nie chciałem nigdzie wychodzić.

Jimin pewnie był teraz u Taehyunga. Zwykła kurwa z niego, ale tak bardzo mi go brakowało. Czułem złość. Niesamowitą złość na Taehyunga właśnie. Ten chuj dobierał się do mojego Jimina. Pewnie od początku to planował. Powoli odsuwać go ode mnie, żeby w końcu całkiem go przejąć. A dobrze wiedział, że Jimin jest moją własnością. Nie zabiera się czyichś rzeczy. Nie zabiera się czyjejś miłości.

Zagryzłem usta, kiedy z butelki nie poleciała już ani jedna kropla napoju. Nastał ten moment, kiedy zamiast bardziej się spijać, miałem zacząć trzeźwieć. Nie podobała mi się taka wizja, ale na logikę, nawet jakbym teraz wyszedł coś kupić i tak skończyłbym z pustymi rękoma. Nikt nie sprzeda alkoholu pijanemu mężczyźnie.

Nie miałem zamiaru tu sam siedzieć. Na dodatek z wizją tego, że niedługo nie tylko zostanę bez procentów we krwi, ale i jeszcze z kacem, który na pewno odwiedzi mnie, chociaż w pewnym stopniu. Dlatego zrobiłem chyba najgłupszą rzecz jaką tylko się dało. Ale wtedy wydawała się całkiem mądrym wyborem.

Wyciągnąłem telefon i napisałem to, na co miałem teraz ochotę.

Ja:
przyjedziesz do mnie?

No tak. Po tym zdarzeniu nie gadałem z Namjoonem. W sumie to nawet nie było do tego okazji, bo zwyczajnie nie pojawiałem się w pracy. Zdecydowanie powinienem mu to jakoś wyjaśnić. A ja po prostu napisałem coś takiego. Kompletna porażka... i kompromitacja do tego. Kurwa mać.

Ale byłem zbyt zdeterminowany. Przynajmniej wtedy. Naprawdę nienawidziłem być sam, miałem tak chyba od zawsze, w każdym razie od kiedy pamiętam, bo na pewno się z tym nie urodziłem.

Kiedy byłem mały miałem tylko mamę; ojciec zostawił ją jakiś czas po tym jak się urodziłem. Załamała się nerwowo. Zamykała mnie w jakimś ciemnym pokoju, zawsze gdy płakałem. Nie umiała mnie wtedy znieść. Nienawidziła mnie. Oczywiste jest to, że bałem się zostawać sam, szczególnie, gdy było ciemno.

Namjoon:
przecież masz chłopaka
znaczy... no chyba

No tak. Chyba. Okropnie się przez to czułem. Naprawdę powinienem jakoś wyprostować tę sprawę. Ale raczej przez telefon słabo było załatwiać tak istotne kwestie. Lepiej byłoby w cztery oczy. I... miałbym kogoś do towarzystwa.

Ja:
to nie mój chłopak
znaczy, to mój były chłopak
wtedy wpadł tylko po rzeczy

Zagryzłem wargę. Jimin nie był już moim chłopakiem to fakt. Wtedy też wpadł tylko po rzeczy, kolejny fakt. Toteż nie miałem czemu odczuwać wyrzutów sumienia, a mimo to je czułem. Jakbym go oszukiwał, bo niby to było moim zamiarem. Ugh, to wszystko jest takie trudne.

Namjoon:
jesteś pewien, że chcesz, żebym przyszedł?
ostatnio chyba trochę się zagalopowaliśmy...

Następny fakt. Potrzebowałem teraz Jimina, a nie mogłem liczyć na jego obecność, dlatego musiałbym ewentualnie zadowolić się Namjoonem. Właściwie to kimkolwiek mógłbym się wtedy zadowolić. A skoro już Namjoon był w zasięgu ręki i 'interesowałem go', to nie było powodu, żeby nie skorzystać.

Ja:
bardzo chciałbym cię zobaczyć, Namjoon
i nie, wcale nie uważam, że się zagalopowaliśmy
po prostu mój ex ma zły timing

Przez chwilę miałem wrażenie, jakby Jimin znów wszedł do domu. Jakby przeczytał moje wiadomości. Jakbym znów go zawiódł. Ale przecież... już nie byliśmy razem, prawda? A Jimina tu nie było. Nasz związek skończył się, kiedy zamknął za sobą drzwi i  wyszedł, zostawiając mnie samego.

Namjoon:
w takim razie z chęcią przyjdę
przynieść alkohol?

Rozejrzałem wokół siebie, wszędzie dalej były puste butelki, w których jeszcze niedawno pływała moja nadzieja na ulgę i zapomnienie.

Ja:
tak, proszę

***

- Mocniej, Namjoon! - Zacisnąłem mu dłoń na plecach, wbijając w nie paznokcie.

Jak się z tym czułem? Okropnie, chyba. Jimina nie było tutaj tak krótko, a ja robiłem coś takiego. Ale tak bardzo tego teraz potrzebowałem. Chciałem poczuć tę fizyczną bliskość z drugą osobą. Nawet w taki sposób.

To był mój pierwszy raz na dole. Nigdy wcześniej nie robiłem tego... tak. Moim jedynym mężczyzną był Jimin. Przed nim miałem kilka dziewczyn, jednak to nigdy nie było to. Nie trzeba chyba mówić, że z Jiminem to ja byłem aktywem.

Pamiętam, że na początku to nie był dla mnie zwykły seks.

Już kiedy zobaczyłem Jimna po raz pierwszy wydał mi się magiczny. Tajemniczy też.

Mam ten obraz wyryty w głowie. Wracałem wtedy z mojej pierwszej pracy, starając się omijać centrum. Byłem tak strasznie zmęczony tamtego dnia. Myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu i położyć do łóżka, po czym niezwłocznie zasnąć, ale w pewnym momencie z kimś się zderzyłem. Nie wiem kto to był, ale to całkowicie nieistotne. Krzyknął do mnie coś w stylu 'uważaj sobie', czym rozbudził mnie dosyć dobrze.

Lecz to, co mówił i w ogóle cała sytuacja przestała być ważna, kiedy podniosłem oczy i mój wzrok skrzyżował się z tym jego. Ale mogło tak być tylko przez chwilę. Tak szybko, jak Jimin zobaczył, że na niego patrzę, tak szybko odwrócił się. Jego ubrania też pamiętam. Chociaż nie było ich sporo... Na jego tors narzuconą miał prześwitującą, ciemną bluzkę, która kontrastowała z jego, czerwonymi wtedy, włosami. Miał na sobie krótkie spodenki, które idealnie podkreślały jego pośladki, a na nogach zwykle, czarne trampki. Ale cóż to były za nogi!

To wspomnienie mnie dobijało. Straciłem arcydzieło. Mój własny świat.

- Jesteś taki ciasny - Wyszeptał mi do ucha, całując je w tym samym właściwie momencie.

Nic dziwnego. To w końcu był pierwszy raz, kiedy ktoś mnie dominował. Była to ciekawa odmiana i na pewno doświadczenie warte przeżycia. Tym bardziej, że Namjoon był cudowny, robił to tak idealnie. Jakby wszystkie jego ruchy były dokładnie zaplanowane. Czułem jak z każdym kolejnym posunięciem jestem coraz bliżej. On tak samo.

Zacisnąłem na nim palce jeszcze mocniej. Wbiłem mu je w skórę tak bardzo, że poczułem jak zdzieram ją po chwili. Chyba mu to nie przeszkadzało. W sumie nic dziwnego, był zajęty. Pukaniem mnie.

Po jakimś czasie doszedłem, a on chwilę później. Seks ma sprawiać przyjemność, prawda? I czułem ją. Nie wińcie mnie. Zrobiłbym to jeszcze raz.

Ale mimo wszystko, czułem, że to nie to.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top