[6]

JIMIN

- Dasz radę? - zapytał mnie na odchodnym Taehyung, kiedy już wyciągałem torbę z jego samochodu. Tae zawsze się martwił. I zawsze chciał mi pomagać.

- Nie martw się tak o mnie. Jestem dorosły. - uśmiechnąłem się, opierając jeszcze dłoń na drzwiach od auta. Na chwilę zatrzymałem się w tamtym momencie.

Nie miałem chęci wracać do domu. Jungkook i tak albo będzie udawał, że mnie nie ma, albo robił mi wyrzuty, że spałem z Taehyungiem. Zdradziłem go raz. Jeden, jedyny raz! I żałowałem tego najbardziej na świecie. Bo jak cudowny Taehyung by nie był, ja wciąż byłem z Jungkookiem i to jego kochałem. Wstydziłem się za siebie przez to, i chciałem mu to jakoś wynagrodzić. Tak, chciałem wynagradzać mu to każdego dnia. Ale on mi zwyczajnie nie pozwalał. Traktował mnie jak śmiecia. A mimo to wciąż chciałem do niego wracać, wierząc, że on już nie będzie. Za każdym razem jak mnie przepraszał.

- Na razie Taehyung. I jak zwykle, dziękuję za wszystko. - już właśnie miałem zamykać drzwi. I w sumie to zrobiłem. Ale za nim usłyszałem charakterystyczny huk, do moich uszu dobiegł jeszcze jego głos.

- Kocham cię, Jiminnie.

Zacisnąłem ze sobą oczy, nie odwracając się nawet w jego kierunku. W domu czekał na mnie Jungkook. Taehyung był tylko przyjacielem i jednorazową przygodą. Nikim więcej.

***

Drzwi od mieszkania były otwarte. Czyli, że Jungkook był akurat w środku. Pewnie będzie miał do mnie pretensje, że tak późno wracam. No tak, w końcu było już trochę po szóstej. Może nie jest to jakaś godzina policyjna, ale wiem z autopsji, że Jungkook lubił wracać do domu, w którym ja już byłem. I na Boga, jak bardzo on nienawidził być sam.

Ale kiedy wszedłem do środka było dość cicho. Jungkook nieraz odsypiał po pracy. Wtedy zachowywałem się tak, żeby spał sobie spokojnie. Ja wciąż szukałem zatrudnienia, bo ostatnio zostałem zwolniony i zdawałem sobie sprawę, że skoro tylko Jungkook nas utrzymuje to należy mu się odpoczynek. Dlatego i tym razem nie miałem podstaw, żeby nie pomyśleć, że znowu poszedł spać. I znowu zachowywałem się cicho.

Minąłem korytarz, chcąc pójść do kuchni po jakąś kanapkę. U Taehyunga jadłem obiad, a było to jakieś dwie godziny temu. Zrobiłem się już trochę głodny.

Jednak mijając salon zatrzymałem się.

W pierwszym momencie po prostu zamrugałem, a po tym przetarłem oczy. Ale widok nie znikał. Wtedy, nie wiem dokładnie w jakim momencie, ale mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Torba wypadła mi z rąk, uderzając o podłogę.

- J-Jungkook? - ledwo było mnie słychać. Czułem jak cały głos utknął mi w gardle i nie mogłem nic z siebie wydobyć.

Mój Jungkook siedział na kanapie z jakimś kolesiem, którego widziałem pierwszy raz w życiu i mało co go nie całował. I dotykali się. Poczułem niesamowity smutek. Złość i rozczarowanie. Poczułem jak coś mnie pali. W sercu. To bolało. To bolało bardziej niż jego słowa. To bolało bardziej niż cokolwiek innego.

- Jimin! - odsunął się szybko od tego faceta, patrząc na mnie jak na ducha. Chyba się mnie nie spodziewał. - Ja ... Jimin, to nie tak!

Powiedział, że to nie tak ... ale jak? Jak w takim razie to było? Przecież widziałem na własne oczy. Gdybym nie wszedł teraz całowaliby się i pewnie nie skończyłoby się na tym. Nie miałem pojęcia co się działo. Zachciało mi się płakać.

- Wygląda na to, że wpadłem tylko, żeby się spakować. - schyliłem się po torbę, po czym odszedłem do sypialni, powstrzymując łzy. Nie miałem zamiaru okazywać mu mojej słabości. - Nie przeszkadzajcie sobie. - nawet nie wiecie ile kosztowało mnie, żeby to powiedzieć.

I wtedy właśnie ... zrozumiałem Jungkooka. Chciało mi się wymiotować. Zarówno przez niego, jak i samego siebie. Bo dopiero teraz zobaczyłem, co to znaczy być zdradzonym.

- Jimin-ah! - nie patrzyłem już na niego, ale usłyszałem jak naprędce wstaje z kanapy, a potem do moich uszu dotarły jego kroki.

- Jungkook to ja już może pójdę. - przemówił ten trzeci facet. Od razu go znienawidziłem, mimo iż nawet go nie znałem. Ale to chyba zrozumiałe w moim przypadku. Jeszcze nigdy nie czułem się tak okropnie. I beznadziejnie. Bałem się. Bo ... Jungkook mnie już nie kochał. - Widzimy się jutro w pracy. - dodał jeszcze, ale Jungkook mu nie odpowiedział.

- Jimin-ah! - Jungkook podążył za mną do sypialni. W tle było słychać zamykanie się drzwi od mieszkania. Znowu zostaliśmy sami z naszymi problemami. - Jimin-ah, kochanie. - złapał mnie za barki, zaciskając na nich dłonie z całej siły. - Do niczego nie doszło!

Chciałem mu się wyrwać, ale nie miałem siły na nic. Bo zdałem sobie sprawę, że on faktycznie nic nie zrobił. Może i by do czegoś doszło, gdybym nie przyszedł, ale przyszedłem. I ostatecznie nic się nie stało. Nie można gdybać. Znaczy można, ale po co? To bezsensowne. Bo to ja tutaj byłem powodem do kłótni.

- Jungkook ja ... - wtuliłem się w niego z całej siły, zaczynając płakać po cichu. Na początku objął mnie, zaczynając jeździć mi dłońmi po plecach i całować mnie po głowie, którą wtuliłem w jego klatkę piersiową.

- Przepraszam, Jimin. Ale naprawdę do niczego nie doszło. Przecież wiesz, że nie umiałbym ... z kimś innym niż ty. - zaczął sunąć mi dłonią wśród włosów.

Jak ja mu miałem to powiedzieć? Przecież ... przecież musiałem w końcu to zrobić.

- Jungkook, ja ... ja zrobiłem coś okropnego. - zacisnąłem dłonie w pięści na jego koszulce. Bałem się. Okropnie bałem się jego rekacji. Ale ... dość tych kłamstw. Jungkook zasługuje, żebym był z nim szczery. Choćby nie wiem co.

Odsunąłem się od niego. Nie miałem prawa go dotykać. Obiecałem sobie, że już nigdy go sobą nie ubrudzę. Że już będę czysty. Dla niego. Dopiero teraz, kiedy widziałem co mu zrobiłem czułem się jak potwór.

Emocje rozsadzały mnie od środka. Mimowolnie zaciskałem ze sobą usta, nie chcąc ich otworzyć. Mogłem przecież nic mu nie mówić. Nie było potrzeby, żeby się dowiadywał, prawda?

Przecież ... nie musiałem się odzywać.

- Jungkook ja ... ja cię zdradziłem. - wbiłem mu paznokcie w bluzkę, czując jak mało brakuje do tego, żebym nie porwał materiału. Ale to nie było istotne. - Z ... z Taehyungiem. - znowu położyłem mu głowę na piersi, kiedy się nie odzywał. Wtedy cała ta sytuacja mnie przerosła. Chciałem tylko schować się w jego objęciach. - Jungkook, tak bardzo cię przepraszam! Ja tak okropnie tego żałuję! - znowu się rozpłakałem, ale tym razem intensywniej. Zacząłem drzeć.

Chwila ciszy tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że rozmowa nie poszła dobrze. Znaczy, że nie pójdzie dobrze. Jungkook nie miał w zwyczaju milczeć.

Poczułem jego ręce na moich ramionach. Zacisnął je chyba z całej siły, bo poczułem okropny ból. Po czym odsunął mnie od siebie, odpychając niemalże. Chciałem coś dodać, ale dostałem od niego z otwartej dłoni w twarz. Zatoczyłem się i pewnie bym upadł, gdyby nie komoda, której się złapałem w ostatniej chwili.

- Kurwa, wiedziałem. - zaśmiał się maniakalnie. Wplótł sobie dłoń we włosy, drugą opierając o biodro. Odwrócił się ode mnie, ale tylko po to, żeby po chwili znowu na mnie spojrzeć. - Ty dziwko! Jesteś męską dziwką, Jimin! Nic więcej nie znaczysz! Nadajesz się tylko do dawania dupy!

Obraz zamazywał mi się przez łzy, które nie wiem kiedy wypływały. Docierały do mnie jedynie słowa Jungkooka, a w głowie miałem świadomość tylko o tym, że to już koniec. Teraz to już nie da się tego naprawić.

W pewnym momencie zetknąłem się z myślą, że może to i lepiej. Że może to on podjął za mnie decyzję, na którą naciskał Taehyung. Może tak się to miało zakończyć. Nie byliśmy sobie chyba pisani. Nie. Na pewno nie byliśmy sobie pisani. To było tak oczywiste. Nie pasowaliśmy do siebie nigdy.

Doszło do mnie ostatnio, że nie byliśmy z Jungkookiem razem dlatego, że tworzyliśmy coś mocnego i zdrowego, ale dlatego, że ja potrzebowałem kogoś, kto się mną zajmie, a takim kimś okazał się być wtedy Jungkook, oraz dlatego, że on się we mnie zakochał. Chyba nigdy nie kochałem go jako Jungkooka, ale jako osobę, która mi pomogła. Miłość została, ale mdła i pozbawiona sensu, kiedy Jungkook nie miał już z czego mnie ratować.

Ale mimo tych wszystkich rzeczy ...

- Kocham cię Jungkook. Tylko ciebie. - wyszeptałem na tyle głośno, żeby słyszał.

I chyba niepotrzebnie. Bo zdałem sobie sprawę, że wolałbym żeby moje słowa do niego nie dotarły. Albo po prostu w ogóle się nie odzywać.

- A ja cię nienawidzę. Jesteś zerem, Jimin. - parsknął w moim kierunku, robiąc kilka kroków w kółko. - Jesteś ohydny.
Zejdź mi z oczu, bo zaraz zwymiotuję.

Miał rację. Powinienem wyjść. Obrzydzałem go.

Podniosłem z podłogi moją torbę, nie mając już nawet zamiaru nic do niej pakować. Nie dzisiaj. Chciałem zniknąć mu z oczu.

Właśnie miałem wyjść z pokoju, ale coś mi się przypomniało. Spojrzałem na dłoń, na której miałem pierścionek. Nie ściągałem go dotychczas. Ale ... Jungkook na pewno mnie już nie chciał. Dlatego z niechęcią, naprawdę ogromnie tego nie chciałem, ale zsunąłem go z palca, po czym ostatni raz spojrzałem. Niby tylko pierścionek, ale wiedziałem, że kiedy go odłożę, wraz z nim zniknie Jungkook. Dlatego zamknąłem oczy, nie mogąc na to patrzeć. I odłożyłem go na komodę.

Nie wiem co wtedy czułem.

Z jednej strony czułem się niepotrzebny. Zupełnie tak jak kiedyś, kiedy jedyne co robiłem to sprzedawałem swoje ciało, a potem płakałem, nienawidząc się za to. Z drugiej byłem zrozpaczony. Jungkook, którego kochałem nad życie patrzył na mnie jak na starą ścierkę. Jakby w ogóle bał się mnie dotknąć, ze strachu, że czymś go zarażę. I na koniec czułem ulgę.

Zdałem sobie sprawę, że skoro to koniec, to przestanę słyszeć te wszystkie rzeczy. Już nie będzie mnie tak traktować. Nasze problemy znikną, wraz z tą parodią związku.

To wszystko mieszało się ze sobą.

Po chwili wyszedłem nie tylko z pokoju, ale i z mieszkania, znajdując się pod drzwiami, po których się zsunąłem. Znowu zacząłem płakać. Ale sam. Dlatego teraz mogłem dowolnie oddać się emocjom. Ktoś raz przeszedł korytarzem, patrząc na mnie jeszcze zdezorientowany. Pewnie spytałby, czy wszystko dobrze, gdybym był dziewczyną, lub dzieckiem. Ale że natknął się na widok dorosłego faceta, pewnie poczuł zażenowanie mną. I w sumie nie dziwię się.

Znów nic nie widziałem przez łzy, ale jakoś tak instynktownie wyciągnąłem telefon i włączyłem kontakt, który mnie interesował. Było mi strasznie głupio, ale nie miałem dokąd pójść.

Chyba po drugim sygnale usłyszałem zmartwiony, znajomy głos, przez który rozpłakałem się jeszcze bardziej.

- Taehyung ... przyjedziesz po mnie?

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top