[5]

JUNGKOOK

Nie mogłem zasnąć. Nigdy nie mogłem zasnąć, kiedy Jimina nie było obok. Zawsze się wtedy męczyłem.

Leżałem na brzuchu, trzymając jedną dłoń na jego połowie. Powinienem go czuć, ale jego nie było. Jimin zasypiał przede mną. Wtedy kładłem mu rękę na boku, a dopiero potem sam oddawałem się w objęcia morfeusza, mając pewność, że bezpiecznie leży obok. Tak było za każdym razem. On chyba nawet o tym nie wiedział.

Po jakimś czasie jednak udało mi się usnąć. Tyle że wstając rano czułem się jak jeden z bohaterów 'the Walkimg Dead' i to bardziej tych martwych. Na takie chwilę idealnie nadaje się ekspres do kawy, który stoi w kuchni, zepsuty już od jakiegoś miesiąca. Żyć, nie umierać.

Zakląłem pod nosem, na samą myśl o tym, że będę musiał pić rozpuszczalną. Której nie było jak się po niedługiej chwili okazało. No tak, Jimin pił rozpuszczalną. I pewnie nie kupił, bo ostatnio starał się ją ograniczać. W sumie dobrze, kofeina szkodzi bardziej niż pomaga.

Na szczęście w lodówce chłodziły się dwa energetyki. Wyciągnąłem je, zaczynając czytać skład. Po czym uznałem, że to za mało cukru, więc wlałem oba do miski i zasypałem kolorowymi płatkami śniadaniowymi.

Dobrze, że Jimina nie było, bo by się nade mną przeżegnał. On zawsze dbał o to, żebym jadł regularnie i zdrowo. Nawet, kiedy nie jedliśmy razem. Podchodził i mówił, żebym w tym momencie coś zjadł. Szczegółowo przedstawiał mi zawartość naszej lodówki, dając od razu propozycje tego, co mogę spożyć. Chyba za mało mu za to dziękowałem. A właściwie to wcale tego nie robiłem.

Kiedy już śniadanie miałem odhaczone ubrałem dzisiejszy outfit. Pokręciłem się trochę po mieszkaniu, załatwiając przy tym kolejne poranne czynności, a potem wyszedłem, zamykając drzwi na klucz, gdyż przyszła pora na pracę.

***

- Jesteś jakiś nieobecny, Jungkook. - Namjoon szturchnął mnie w ramię, kiedy przechodził obok.

Faktycznie mogłem wydawać się trochę oderwany od rzeczywistości. Ale nie mogłem skupić się na niczym innym, jak tylko na tym, że Jimin może teraz ot tak robić z Taehyungiem rzeczy, które powinien robić tylko ze mną. Dobijało mnie to każdego dnia coraz bardziej. Miałem coraz większą ochotę pójść tam do tego całego mojego 'przyjaciela' i powiedzieć mu siłą co o nim myślę. Coraz częściej miałem wrażenie, że on od początku czaił się na Jimina. I że to przez niego nasz związek jest w rozsypce.

- Serio? - rżnąłem Greka, nie dając po sobie poznać, że dokładnie zdawałem sobie z tego sprawę.

- No tak, stary. - parsknął ze śmiechem, ale bardziej w stylu 'z choinki się urwałeś', aniżeli jakimś wrednym. Ta, Namjoon zawsze był szczery do bólu i stąd też był moim ulubionym kolegą [rzekłbym przyjacielem] z pracy. - Wszystko okej?

- T-ta. Tak. Jest okej. - zaśmiałem się nerwowo. Mogę sobie pogratulować najlepszego aktorstwa ever. Oscar już na mnie czeka.

- Yhym? - Namjoon zatrzymał się, patrząc na mnie jak na idiotę, odstawiając przy tym papiery na biurko. - A ty mnie masz za debila, czy coś? - założył ręce na krzyż, zaciskając ze sobą brwi z niedowierzaniem. Ale sam sobie bym nie uwierzył, także raczej się nie dziwiłem.

- Nie ja ... nie jest okej. - westchnąłem, przeczesując włosy dłonią. Po prostu nie widziałem sensu w mówieniu ludziom o swoich problemach. Dobra, sytuacja z Jiminem zaczynała mnie przerastać, ale nasz związek to była sprawa jego i moja. Nie było po co wciągać w to innych. Już i tak czułem, jakby Taehyung siedział w naszej relacji razem z nami, co było czymś nienormalnym. - Ale nie chcę o tym gadać. - stwierdziłem, odwracając od niego wzrok.

Usłyszałem jak znów bierze do rąk dokumenty, jakby już zadecydował, że ta rozmowa się skończyła. Ale może i to lepiej.

- Na pewno? - dopytał jeszcze. Sprezentował mi tym jednym, głupim zdaniem wiązankę moich sprzecznych myśli. Chciałem o tym porozmawiać. Ale z Jiminem. Chociaż wiem, że to i tak nic by nie przyniosło. Nasz związek był toksyczny i należało go skończyć.

On mnie zdradzał, a ja przez to nie umiałem nawet na niego spojrzeć. Robiło mi się niedobrze, gdy musiałem go dotykać. Ten człowiek zwyczajnie mnie obrzydzał, na miłość Boską! Tak nie powinna wyglądać tego typu relacja. A jednak.

- Tak, Namjoon. Dam sobie radę. - machnąłem dłonią, narzucając na twarz uśmiech, żeby chociaż trochę przekonać go do moich słów.

- Jasne, stary. - klepnął mnie w ramię, wzdychając, po czym ruszył w swoim kierunku, żeby zająć się pracą. Ja też powinienem. - Jak będziesz chciał pogadać, to ja prawie cały czas jestem wolny. - puścił mi jeszcze oczko, odchodząc.

Nie wiem dlaczego, ale poczułem, że ten gest znaczył więcej niż zwykły przyjazny sygnał. Właściwie to od jakiegoś czasu Namjoon pokazywał mi więcej atencji niż zazwyczaj. Na początku nie brałem tego do siebie i ot tak wydawało mi się, że po prostu mnie polubił. I chyba miałem rację. Tyle że miałem wrażenie, że polubił mnie bardziej niż powinien.

W sumie ... Namjoon nie wiedział, że jestem z Jiminem. W ogóle nie wiedział, że kogoś mam.

***

- Wróciłem. - do domu. Wypowiadając to słowo, liczyłem, że odpowie mi jakiekolwiek inne. Nawet negatywnie do mnie nastawione, przez ostatnią kłótnię. Jimin miał prawo być zdenerwowany. Ale kiedy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi to ja się zdenerwowałem. - Jimin-ah? Gdzie jesteś, skarbie?

Przeszedłem kilka kroków po mieszkaniu, zaglądając do każdego pokoju. Nigdzie go nie widziałem. A było już po 16:00. Miał dzisiaj wrócić. Tak mi powiedział. Naprawdę liczyłem na to, że go zobaczę, gdyż już będę po pracy. Świadomość, że dalej siedzi u Taehyunga doprowadzała mnie do szału.

W tamtym momencie miałem dość. Dlatego zrobiłem coś impulsywnego, czego sam bym się chyba po sobie nie spodziewał.

Wyciągnąłem telefon i znalazłem kontakt, po czym nacisnąłem go i przyłożyłem urządzenie do ucha.

- Jednak? - usłyszałem śmiech w słuchawce, kiedy znajomy, niski głos obił mi się o uszy.

- Jednak. - przytaknąłem wesołym tonem. Nie miałem co prawda żadnego chyba powodu, żeby być teraz uśmiechnięty, ale czego się nie robi dla pozorów. - Wpadniesz do mnie, Namjoon?

- Jasne, skoczę tylko po jakieś wino. - stwierdził pospiesznie. I nie wiem czy się nie przesłyszałem, ale wydawało mi się, że słyszałem jak zakłada kurtkę. Przewidział, że zadzwonię.

A co do wina ... podobał mi się ten scenariusz. Chciałem się napić. Tak. Alkohol był wtedy czymś, czego potrzebowałem. I ktoś do rozmowy. Ale nie o Jiminie. Od niego chciałem się oderwać. Wolałem napełnić głowę innym tematem i spędzić miło wieczór z przyjacielem.

Spojrzałem na moje mieszkanie, które od dawna nie widziało ścierki do kurzu. Jedzenia też nie miałem. Ani w ogóle sam nie byłem przygotowany. Jak zwykle zrobiłem coś bez przemyślenia ... eh. Chwyciłem z prędkością światła za telefon [znów], który na moment wylądował w mojej kieszeni i zamówiłem pizzę. Lepsze to niż nic. A sam ściągnąłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod prysznic.

Nie był jakiś super dokładny, bo jedynie obmyłem się wodą, nawet włosów nie moczyłem. Byle tylko zmyć naprędce pot po pracy. Ubrałem jakąś bluzkę, spodnie jeansowe i marynarkę dla efektu. Tak zwany casual look na szybko. Uczesałem włosy i wypachniłem się perfumami, wyglądając jako tako ostatecznie. W sumie to nie wiem po co aż tak starałem się dobrze wyglądać. Od dawna już mój wygląd był mi obojętny. Po prostu wstawałem rano, nakładałem pierwsze lepsze ciuchy i już. Do pracy trochę bardziej się przykładałem, ale tak mój wygląd przypominał zmarnowanego i znudzonego życiem desperata.

Nagle, kiedy przychodzi Namjoon wystraszyłem się, że będę źle wyglądać. Jedyną osobą dla której się dotychczas stroiłem był Jimin. Ale nie robiłem tego dla niego już tak dawno, że właściwie o tym zapomniałem. Po co starać się przypodobać komuś, kto i tak jest już cały twój?

Ale teraz te zdrady ... ugh. Teraz to nie wiem czyj on był. Jimin był okropny.

Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegar, orientując się, że minęło jakieś dwadzieścia minut. Kiedy kurwa?! Rozejrzałem się na szybko po raz kolejny. Poprawiłem szybko poduszki na kanapie i zmiotłem dłonią okruszki ze stołu. Po czym pognałem do wrót i otworzyłem je, widząc uśmiechniętego Namjoona, który też nosił marynarkę [czyli nie przesadziłem z elegancją] i koszulą jeszcze do tego.

- Szybki jesteś. - zaśmiałem się, przepuszczając go w drzwiach.

- A jak! - odparł mi tym samym gestem, wchodząc do środka i podając mi wino. - Wziąłem czerwone. Nigdy nie piliśmy razem tak kulturalnego napoju jak wino, więc nie wiedziałem jakie lubisz. - zaśmiał się.

Faktycznie. Nieraz już byłem z Namjoonem się napić. Ale zwykle było to jedynie jakieś piwo, czy soju, przy kurczaku, czy czymś w ten deseń. Po prostu nie było okazji napić się wina. To jest raczej ... tak jak on to ujął 'kulturalne'. Teraz miał być pierwszy raz.

***

Pizza przyjechała jakieś piętnaście minut później, kiedy już z otwartą butelką siedzieliśmy i gadaliśmy o pierdołach.

Nie zahaczałem nawet o Jimina, nie mając najmniejszej ochoty o nim rozmawiać. Już mówiłem, chciałem myślami od niego odpocząć. Poza tym, on teraz siedział sobie u Taehyunga i pewnie też miał mnie gdzieś. Dlatego ja też starałem się wyprzeć go ze swoich myśli. Ale nie mogłem. On zajmował moją głowę przez cały czas.

- Niech zgadnę ... - Namjoon przyłożył palec do ust, kontynuując naszą dyskusję. Obaj byliśmy już lekko nietrzeźwi. W każdym razie samochodu nie mógłbym prowadzić. On raczej też nie. - ... szef dobiera ci się do dupy i przez to masz taki stresik ostatnio. - stwierdził, wskazując na mnie. Zagryzłem tylko wargę, pochylając głowę do przodu. Nie dość, że nie trafił, to jeszcze rozpoczął temat tabu. O pracy się nie rozmawia po jej godzinach! Dlatego wydałem odgłos niezadowolenia, żeby się domyślił. - No tak! Nie gadamy o pracy! - ustaliliśmy to kiedyś we dwóch. Praca zostaje w pracy.

- Praca zła! - wzruszyłem ramionami, śmiejąc się, po czym uderzyłem plecami o kanapę, wychylając się do tyłu.

- Wiem! Sorki! - Namjoon oparł łokieć o tył mebla, odwracając się do mnie bokiem. On też się zaśmiał. Chwilę patrzyliśmy na siebie, nic nie mówiąc. Coraz bardziej czułem działanie wina, od którego butelka była już niemalże pusta. W głowie zaczynało mi się kręcić, a obraz robił się zamglony. Nie na tyle, żebym tracił kontakt z rzeczywistością, ale byłem nieświeży. - Wiesz Jungkook ... ciekawisz mnie. - zagryzł wargę.

- Ciekawię? - zacisnąłem ze sobą brwi, uśmiechając się przy tym. Chyba pierwszy raz usłyszałem coś takiego. Zaciekawił mnie tym, że ja go zaciekawiłem.

- Nawet bardzo. - założył nogę na nogę, coraz bardziej gryząc swoje usta. Uśmiechnął się tak samo bardzo jak ja.

Jak to komicznie musiało wyglądać. Dwóch facetów siedzi [trochę] pijanych na kanapie, patrzą sobie w oczy i uśmiechają się jak debile. Oh! No i ciekawią siebie nawzajem, no tak. Nie wiem jakby zareagowała osoba trzecia, widząc nas w tamtym momencie.

Ale mi się to podobało. Bardzo nawet. Dawno już nie czułem takiego pociągu do drugiej osoby. Możliwe, że Namjoon już od dawna mi się podobał. Tak, to nawet chyba prawdopodobne. Jednak dopiero teraz widziałem w jakim stopniu.

Jego dłoń przesunęła się na moje kolano, na którym je zatrzymał, patrząc na mnie pytająco. Jakby czekał na mój dalszy ruch. Dlatego odepchnąłem się od kanapy, powoli zbliżając do jego twarzy. Chciałem brnąć w to dalej. Złapałem go za kark, mając wpić się zachłannie w jego usta. Pewnie skończylibyśmy w łóżku. Albo na kanapie. Gdyby nie to.

- J-Jungkook? - usłyszałem uderzenie torby o podłogę, kiedy do uszu doszedł utrwalony idealnie w mojej pamięci głos.

Spojrzałem w bok widząc twarz Jimina.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top