[12]
JIMIN
Nie spałem od dwóch godzin. Nie mogłem po prostu zasnąć, kiedy obudziłem się... tak. Nagi, obolały i cały pokryty krwiakami, które przyjęły wśród ludzi dumną nazwę 'malinki'. Chociaż to pewnie by mi nie przeszkadzało i pogrążyłbym się we śnie na nowo, gdyby nie uczucie penisa Taehyunga na moim tyłku.
Jeździłem mu dłonią po przedramieniu, którym mnie oplatał. Tae jeszcze się nie obudził. Dlatego byłem cicho i się nie ruszałem. Wolałem, kiedy spał, bo wtedy ani mnie nie całował, ani nie przytulał, ani nie robił nic, czego ogólnie nie chciałem. Ale pozwalałem mu na wszystko, z samego faktu tego, że on nie miał nic przeciwko temu, żebym z nim mieszkał. Czułem się zobowiązany do braku sprzeciwu na jego dotyk. Jakikolwiek.
Tym bardziej, że Tae za każdym razem pytał się o moją zgodę. Nie podchodził do mnie nawet, nie będąc w stu procentach pewien, że ja nie mam nic przeciwko. Miałem, oczywiście. Ale przecież nie mogłem wyrazić swojej dezaprobaty. Jakby to wyglądało? Jakbym go wykorzystywał, nie dając nic w zamian.
- Ty mnie kochasz, prawda? - dokładnie to samo pytanie zadawałem zawsze. - I będziemy razem już zawsze, prawda? Nigdy mnie nie zostawisz. - poczułem jak z oczu lecą mi łzy.
Ile razy już byłem w takiej sytuacji? Ile razy już szukałem miłości tam, gdzie nigdy bym jej nie znalazł...
- Nigdy. - ręce Taehyunga zacisnęły się na mnie mocniej, a on sam podniósł się lekko i pocałował mnie w kark. - Kocham cię Jiminnie.
Chwilę zamilkłem. To też nie była nowość. Wszyscy oni tak mówili, a potem i tak zostawałem sam. I znów musiałem robić... te rzeczy. Wykonywać moją 'pracę'. Nikt mnie nie kochał. Nawet mój...
- Jungkook... - zacisnąłem paznokcie na ręce Taehyunga.
- On nie umiał o ciebie zadbać jak trzeba. - naparł na mnie bardziej, otulając mnie jeszcze szczelniej niż dotychczas. - Wiesz Jiminnie, na jego miejscu nigdy nie wybaczyłbym sobie, że straciłem taki cud, jakim jesteś.
Cud... nie wiem jak bardzo spaczone myślenie trzeba mieć, żeby użyć tego słowa do określenia mnie. Albo, był ślepy. Jak każdy. Wszyscy myślą, że mnie ratują. A ostatecznie i tak zostawiają mnie, orientując się, że przecież 'nie da się kochać ciała'. Bo tylko to mogę zaoferować, co nie? To pytanie retoryczne.
- Będę przy tobie, skarbie. Mogę cię tak nazywać, prawda? - pocałował mnie w bark.
- Możesz. - zacisnąłem usta.
- Jiminnie... - Taehyung delikatnie odsunął się, odwracając mnie na plecy, po czym spojrzał po mnie powoli, dokładnie mierząc mnie swoim wzrokiem wzdłuż i wszerz. Na koniec ułożył mi dłoń na granicy szyi i żuchwy i przejechał mi kciukiem po dolnej wardze, przez co lekko uchyliłem usta. - ...jesteś taki piękny.
Pocałował mnie. Drugą dłonią złapał mnie w talii i zaczął [również kciukiem] jeździć mi po żebrach. To było bardzo przyjemne uczucie. Taehyung dotykał mnie idealnie. Nawet nie chodzi o to, że jakoś specjalnie mnie podniecał. Po prostu wymierzał każdy ruch w taki sposób, jakby dokładnie wszystko wyliczał, żeby dać mi jak najwięcej rozkoszy.
- Najpiękniejszy. - pocałował mnie w czoło, odsuwając się.
- Więcej. - zatrzymałem go, zakładając mu ręce na kark i przyciągając do siebie.
Nie umiałem pohamować się przy mężczyznach. Każdy z nich był inny w swoim sposobie, ale jednocześnie wszystkich łączyło jedno - nie opierali się. Nawet nie próbowali nigdy. Kiedy raz poczułem na sobie czyjś pożądliwy wzrok wiedziałem, że na tym się nie skończy. Szczególnie, że wtedy moja profesja opierała się na jednym i każdy chyba wie na czym. To nie tak, że byłem jakimś wyrachowanym chamidłem bez uczuć. Wręcz przeciwnie, zawsze, po każdym razie przeżywałem to tak samo. Mówią, że człowiek się przyzwyczaja. Ta, może. Ale to nie znaczy, że to akceptuje.
Taehyung zmierzył moją twarz badawczym wzrokiem, po czym wsunął mi dłoń we włosy i znów zaczął całować. Poczułem jak jego kolano napiera na moje krocze, przez co jęknąłem delikatnie. To nie było wymuszone, dlatego zareagowałem dość cicho. Z klientami zawsze darłem się w niebogłosy, udając, że jest mi dobrze, nawet jeśli niekoniecznie było. Bądźmy szczerzy, nie każdy umie dawać przyjemność drugiej osobie.
Tae umiał. Był najlepszym przykładem osoby, która na rzecz drugiego człowieka rezygnowała ze swoich dóbr. Nie tylko w seksie. To było w nim cudowne. I to chyba tylko dlatego postanowiłem, że postaram się go pokochać. Był taki jak Jungkook na początku.
Poczułem jak jego ręka zjeżdża na moje biodro w taki sposób, jakby próbował zsunąć bieliznę. Ale ja jej nie miałem po wczoraj. Dlatego czułem go całego dokładnie. Czułem jego pocałunki, które zatrzymało niespodziewane pukanie do drzwi.
Taehyung rozłożył wargi, wciąż stykając je z moimi i ścisnął brwi, odsuwając się delikatnie.
- Ktoś przyszedł? - przechylił lekko głowę, wzdychając. Po czym spojrzał na mnie i westchnął znowu. - Pozwolisz Jiminnie, że zaraz wrócę. Zrobię ci od razu coś do jedzenia i posiedzimy sobie w łóżku. - uśmiechnął się, głaszcząc mnie po głowie. - Za moment do ciebie wracam. - pocałował mnie w czoło, po czym wstał, sięgając po szlafrok.
- Taehyungie... - zacząłem, mając ochotę powiedzieć teraz coś, co mogłoby wpłynąć na wiele. Na naprawdę wiele rzeczy.
- Tak? - zapytał, kiedy zawiesiłem się na moment.
'Kocham cię'
Ludzie nadużywają tych słów. Zdecydowanie ich nadużywają.
- Nie... nic. Po prostu wróć szybko, chcę się do ciebie przytulić. - uznałem to za bezpieczną odpowiedź. Lub raczej jej zastępstwo.
- Oczywiście. Za chwilę będę z powrotem z parującym talerzem naleśników, skarbie. - spojrzał na mnie jeszcze na moment i uśmiechnął się, wpatrując we mnie mega głęboko. Jungkook też się tak na mnie patrzył. Kiedyś.
Taehyung wyszedł, a ja zamknąłem oczy i uderzyłem potylicą o ścianę, za ramą łóżka. Kątem oka dostrzegłem moje bokserki, leżące na podłodze, sięgnąłem po nie, i jeszcze w tym samym momencie założyłem, ale kiedy właśnie miałem wstać usłyszałem jakieś głosy, na pewno dochodzące z mieszkania. Dlatego wskoczyłem z powrotem pod kołdrę i okryłem się nią szczelnie, zaciskając brwi.
Próbowałem doszukać się tożsamości właścicieli głosów, ale kompletnie nie miałem pojęcia do kogo należały. Nawet głosu Taehyunga nie rozpoznawałem. Aż do momentu, gdy nie zaczęły rozbrzmiewać... blisko. Pod drzwiami sypialni. Ale wtedy już nie musiałem się zastanawiać.
Usłyszałem i zobaczyłem jak wrota otwierają się i staje w nich Jungkook.
Zamrugałem kilka razy, będąc pewien, że to jakieś zwidy. Ale tak nie było.
- Jungkook? - spytałem jeszcze dla pewności.
Nikt mi nie odpowiedział. Ani nie usłyszałem głosu Taehyunga, ani Jungkooka. Żaden z nich nie odezwał się ani słowem, a jedyne co się stało to... masakra.
Wzdrygnąłem się, widząc jak w ułamku sekundy Jungkook odwraca się i łapie Taehyunga za szlafrok, a potem wymierza mu cios w twarz. Tae uderzył plecami o ścianę z takim hukiem, jakby jakiś głaz spadł z conajmniej 10ciu metrów.
- Jungkook! - wyskoczyłem z łóżka, przestając przejmować się tym, jak bardzo rozebrany byłem. Dopadłem do niego i złapałem go obiema dłońmi za ramię, po czym odwróciłem do siebie. - Jungkook, uspokój... - nie dokończyłem. Upadłem na podłogę.
Jungkook uderzył i mnie. Ale nie z pięści, tylko z otwartej dłoni. Znowu mnie uderzył. A do moich oczu po raz kolejny mimowolnie napłynęły łzy. Nie podniosłem się już. Leżałem tylko i patrzyłem w ziemię.
Aż do momentu, gdy znowu nie usłyszałem odgłosu, ale tym razem Taehyunga, który odepchnął Jungkooka, a później sam też uderzył go w twarz.
- Nigdy więcej go nie skrzywdzisz, rozumiesz?! - kopnął Jungkooka w brzuch. - Nigdy go już nie dotkniesz!
- Tae! - od razu wstałem, zorientowany już, że z Jungkookiem nic nie wskóram. Taehyung był bardziej trzeźwy umysłowo. - Zostaw go! - złapałem go zdecydowanym ruchem za bark, po czym odepchnąłem od Jungkooka i stanąłem pomiędzy nimi, twarzą do Tae. - Nie zbliżaj się do niego! - zacząłem dyszeć.
W oczach Taehyunga zobaczyłem coś dziwnego. Jakby smutek, połączony z rozczarowaniem. Wyglądał jakby miał się popłakać. I tak, jakbym go zdradził. Sam poczułem się źle, patrząc na te wszystkie emocje na jego twarzy.
Po raz kolejny dochodziło do mnie, że Taehyung naprawdę mnie kochał. A ja broniłem przed nim mężczyznę, który mnie szmacił. Ale... ja kochałem Jungkooka.
- J-Jimin? - z jego ust ledwo słyszalnie wyłoniło się moje imię, uderzając we mnie jak jakimś młotkiem. Patrzył na mnie wciąż tym samym wzrokiem, jakby pytał, co ja właściwie robię. Sam nie byłem pewien. Jednak po jakimś momencie poczułem jak Jungkook zaciska mi dłoń na ramieniu. Wtedy to podejście Tae uległo zmianie. - Jiminnie, odsuń się. - próbował przesunąć mnie na bok, ale na niewiele mu się ta próba zdała.
- Nie odzywaj się do niego! Nie wymawiaj nawet jego imienia, ty psie! - Jungkook gwałtownym ruchem pociągnął mnie za siebie i puścił w taki sposób, że uderzyłem plecami o ścianę. - Nie masz prawa go sobie przywłaszczać! - znowu pchnął Taehyunga, ale na tyle mocno, żeby ten się zatoczył. - On jest mój! Wiedziałeś o tym, bo sam osobiście przedstawiłem ci go jako swojego chłopaka, jebany chuju!
- Jungkook, ja go kocham! Przepraszam cię! Stary, przepraszam, naprawdę! Ale nie możesz winić mnie za to, że się w nim zakochałem! - westchnął. - On już nie jest twój...
Przyłożyłem ręce do twarzy, zsuwając się na podłogę. Chciałem się od tego uwolnić. Znaleźć się daleko od nich dwóch. Obaj byli siebie warci. W tamtym momencie.
Jungkook jakby zatrzymał się. Parsknął tylko po czym spiął mięśnie.
- Nie żyjesz, Taehyung.
Zamknąłem oczy. Miałem dość.
Co chwilę słyszałem tylko zagłuszone lekko przez mój płacz dźwięki ich bójki. A to jakiś wazon roztrzaskał się o podłogę, a to ciało któregoś z nich uderzyło o komodę.
Z całej siły zacisnąłem ręce na uszach, próbując odseparować się od tego. Ale to nie pomagało. Dokładnie słyszałem co się działo i miałem tego całkowitą świadomość. Jungkook i Taehyung bili się po raz pierwszy. Kiedyś jeden oddałby za drugiego życie... wszystko im zepsułem.
Nie wiem kiedy to stanęło. Całość przestała wydawać odgłosy, a w mojej głowie pozostała jedynie pustka wypełniona milionem myśli. Wszystko poprzedzone jakimś hukiem, który niczym innym nie różnił się od poprzednich. A jednak różnił się tak bardzo.
- T-Tae? - odsunąłem od uszu dłonie, słysząc wystraszony głos Jungkooka. Coś było nie tak. - Taehyung?
Po chwili do uszu dołączyły i oczy, również zaczynając lustrować rzeczywistość. Zastał mnie obraz rodem z jakiegoś filmu kryminalnego. Z tego, z którego realności zawsze miałem ubaw. Teraz stał się prawdą.
Jungkook stał nad Taehyungiem, powtarzając co chwilę jego imię i trącając butem. Podczas gdy Tae leżał. Nieruchomo. Tak zupełnie bez żadnych oznak... życia. Zamarłem.
Zaparłem się dłonią o podłogę, podnosząc z niej lekko. Najwolniej jak tylko się dało stanąłem na nogi i poczyniłem jeden, jedyny krok w przód.
- Taehyung kuźwa! - Jungkook chwycił oba ramiona Taehyunga, klękając przy nim i potrząsając nim zdecydowanie. Wtedy zobaczyłem jego zamknięte oczy.
I głowę, z której boku leciała krew.
Zakryłem dłonią usta, znów cofając się i znowu uderzając o tą nieszczęsną ścianę.
Nieopodal Taehyunga stała etażerka. Pokryta krwią na kancie.
- Taehyung! - Jungkook znowu nim potrząsnął, a ja znowu zsunąłem się po ścianie. - Cholera! Taehyung to nie jest śmieszne!
I kolejny raz przestałem widzieć. Tyle że tym razem nie zamknąłem oczu. Wręcz przeciwnie. Były otwarte najszerzej jak się dało.
Jungkook zaczął trząść nim jak jakąś laleczką. To było takie okropne. Straszne. Ciało Taehyunga było takie... wiotkie.
- Jungkook... przestań. - wyszeptałem.
- Nie! - odkrzyknął, odwracając się do mnie na moment. Płakał.
- To nic nie da.
W tamtym momencie byłem bardziej przerażony niż kiedykolwiek w całym moim życiu. Nie bałem się tak bardzo nawet wtedy, kiedy jakiś gość próbował mnie udusić, żeby nie musieć mi płacić. To już stara rana i nie boli tak bardzo... ale sam fakt tego, że śmierć Taehyunga była mi obojętna mnie paraliżowała. Ja nie martwiłem się tym, że przede mną leży martwe ciało Tae, ale tym, co teraz będzie z Jungkookiem.
- Boże ja... ja nie chciałem... - Jungkook usiadł, opadając jakby z sił. Przeczołgał się pod komodę, opierając o nią i patrząc naprzeciw siebie pustym wzrokiem.
Ja patrzyłem podobnie. Ale na niego.
- Jungkook... co ty odpierdoliłeś... - przyłożyłem dłoń do ust. Obok głowy Taehyunga pojawiła się czerwona kałuża. I powiększała się wprost proporcjonalnie do upływu czasu.
Zamilkliśmy. Słyszałem tylko jak Jungkook oddycha i sapie. A ja byłem cicho. Jak Taehyung.
Nie wiem ile czasu minęło, ale wtedy wydawało się to wiecznością. Wskazówki po prostu pędziły jak szalone, a my wpatrywaliśmy się w leżące przed nami truchło.
- On... on próbował mi cię zabrać. - wyszeptał Jungkook po tym czasie nieprzyjemnej ciszy. Spojrzał na mnie. Nie widziałem tego co prawda, ale czułem na sobie jego wzrok. - Jimin... przepraszam cię. Tak strasznie cię przepraszam.
Wtedy zacząłem płakać. Przyłożyłem obie już dłonie do ust, żeby zakryć swój szloch, obijający się o wszystkie ściany w pokoju.
Kuźwa, leżał przede mną martwy Taehyung.
- Jimin... - Jungkook podszedł do mnie i przytulił do swojej piersi, głaszcząc mnie po głowie. - Jimin, nie patrz tam. - złapał mój podbródek i odwrócił moją głowę w drugą stronę. Patrzyłem na okno. Zasłonięte.
- Jungkook... co teraz...
- Zajmę się tym. Wszystkim się zajmę, kochanie.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top