[0]
Znacie te leniwe soboty, prawda? Tak, każdemu czasem potrzebna jest taka leniwa sobota, żeby najzwyczajniej w świecie odpocząć. Ale kiedy takie soboty ma się codziennie, to człowiek zaczyna się nudzić.
Na zegarku było już grubo po piętnastej, a ja wciąż siedziałem na krześle od jadalni, opierając głowę na ręce i wędrując wzrokiem od ściany, do niego. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem robił w naszym mieszkaniu coś innego niż jedzenie, spanie, albo, jak teraz, granie na tej jego pieprzonej konsoli. Czasem najchętniej bym ją wyrzucił do śmietnika, albo spalił. Bo ze śmietnika to by ją ten leń wyciągnął i dalej grał jak maniak.
Głos zegara i strzelanki zaczął się już robić irytujący. Westchnąłem raz. Potem drugi, głośniej. Potem szurnąłem krzesłem. A na końcu kaszlnąłem atencyjnie, dając tym wyraźnie do zrozumienia, że pośrednio proszę o uwagę. I jak zwykle, nic. Zero jakiejkolwiek reakcji.
Wstałem więc z siedzenia, po czym zirytowany podszedłem i stanąłem między moim najdroższym chłopakiem, a telewizorem, zasłaniając mu cały obraz.
- Suń się. - przechylił głowę na bok, ignorując mnie w ciągu dalszym.
- Zróbmy coś w końcu. - założyłem dłonie na krzyż, nie mając najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji. - Nudzę się.
- To idź się nudzić gdzieś indziej.
Trochę byłem już przyzwyczajony do jego bagatelizującego podejścia. Codziennie się z nim w końcu stykałem. Ale też, codziennie próbowałem coś z tym zrobić. I przez to wybuchały kolejne awantury. Każda poruszała coraz więcej tematów. I każda uświadamiała mi, jak bardzo do siebie nie pasowaliśmy.
- Czy możesz na chwilę to zatrzymać i porozmawiać ze mną?
- Mogę, ale nie chce mi się. - wzruszył ramionami.
Takie teksty też już znałem.
Podszedłem do telewizora i wcisnąłem duży, okrągły przycisk, wyłączając go tym samym. Znów założyłem dłonie na krzyż, tym razem z poważniejszą o wiele miną. Wkurzyłem go.
- Kurwa! Jimin! - odstawił pada, wstając z miejsca z kanapy, po czym próbował podejść do telewizora, ale zablokowałem mu sobą dostęp. - Odsuń się. - westchnął.
- Sam mnie odsuń, jak taki mądry jesteś. - zaparłem się. Ani mi się śniło wtedy jakkolwiek ruszać. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Złapał mnie za ramiona, próbując najpierw lekko przesunąć, z czasem wkładając w to miarowo coraz więcej siły, kiedy nie dawałem za wygraną. W końcu przestał próbować, kładąc sobie dłoń na czole. Agresja na szczęście nigdy nie była w jego repertuarze.
- Co ty robisz? - zapytał, przymykając oczy.
- Kochaj się ze mną. - powiedziałem, wiedząc, że to zawsze na niego działa.
Nie uprawialiśmy seksu od ponad dwóch tygodni. Tak źle w tych sprawach jeszcze między nami nie było.
Przygotowałem się już na to, że zaraz zacznie mnie całować, a potem wyląduję pod nim na łóżku lub na kanapie. Ale nie.
Wyminął mnie, tym razem skutecznie, kiedy straciłem czujność, po czym włączył telewizor.
- Nie mam nastroju. - oświadczył, siadając z powrotem na kanapę, a w dłonie znowu chwytając pada i zaczynając grać.
Coś we mnie pękło. Nie zdawałem sobie sprawy, że oddaliliśmy się tak bardzo. Wiedziałem, że nie jest już tak, jak kiedyś. Ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak nieciekawie.
- Jungkook! Chcę się kochać! - tupnąłem nogą, uchylając lekko usta i robiąc proszące oczy.
- To idź do Taehyunga. I tak mnie z nim zdradzasz. - zabolało.
Taehyung to mój dobry znajomy. Ale nie zdradzam z nim Jungkooka. W ogóle go nie zdradzam. Od jakiegoś czasu wymyślił sobie mój rzekomy romans i tak mu zostało. Teraz zarzuca mi to za każdym razem, kiedy dochodzi do większej kłótni. Tyle że pierwszy raz stwierdził, że to właśnie z Taehyungiem mnie coś łączy.
- Nie zdradzam cię! - westchnąłem beznadziejnie. Ciągle wierciliśmy ten sam temat. W kółko, jak jakieś dzieci. - Nie umiałbym cię zdradzić, mimo, że zachowujesz się jak nieodpowiedzialny gówniarz, któremu na mnie nie zależy! Nie mógłbym, rozumiesz?! - znowu tupnąłem. I z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Ranił mnie tą swoją obojętnością na mnie. I wiedział o tym. Robił to w pełni świadomie.
W tym momencie odstawił pada po czym, odsunął się od oparcia kanapy i złapał mnie za rękę.
- Zależy mi na tobie. - spojrzał na ziemię. Tak dawno nie patrzyliśmy sobie w oczy. - Przecież wiesz. - przyciągnął mnie do siebie, wtulając głowę w mój brzuch.
Pogłaskałem go po głowie, ale tylko przez momencik, gdyż chwilę później Jungkook pociągnął mnie jeszcze bardziej, tak, że usiadłem na jego kolanie.
Pocałował mnie namiętnie, a już chwilę potem leżałem na sofie, dostając od niego dalszy deszcz pocałunków. A jednak. Seks zawsze na niego działał.
***
Potem patrzyłem w sufit. Już po wszystkim. Było około szesnastej. Albo wpół do siedemnastej. Coś w tym rodzaju. Jungkook spał obok, odwrócony do mnie plecami. Przerzuciłem wzrok na niego, widząc przerywane wspomnienia jego zasapanej twarzy, tuż nad moją. Skóra lepiła mi się, zarówno od potu jak i jego śliny, którą mnie całego pokrył.
Nie cierpiałem tego. Że musiałem pozyskiwać jego uwagę seksem. Brzydziłem się tym. Bo inaczej nie mogłem liczyć na to, że mnie pocałuje lub przytuli. Wszystko przez ciało.
Odwróciłem się na brzuch, po czym przejechałem mu palcem po plecach. Delikatnie.
- Nienawidzę cię. - wyszeptałem do niego błogim tonem. - Zmuszasz mnie do tego, od czego mnie ratowałeś.
Wiem, że spał. Ale wolałem mieć pewność, że tego nie usłyszy.
Wstałem z łóżka, znowu w oczach czując łzy, a w dolnych partiach ciała ból.
Tak bardzo go nienawidziłem, ale kochałem na tyle, że nie umiałbym go zostawić. Przez to cierpieliśmy obaj.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top