three: insomnia.

chapter three:
• insomnia •


Resztę dnia dwójka przyjaciół spędziła w pokoju Changbina, w którym to starszy znalazł brązowowłosego zaraz po jego powrocie. Nie potrafił opuścić Jisunga, wiedząc, że młodszy potrzebował go wtedy jak nigdy. Nie miał do tego serca, nawet jeśli tym samym ranił siebie. Był tam, by wysłuchać jego słów i wesprzeć go na duchu. Tak bardzo był zakochany. Jedynie co jakiś czas jeden z nich opuszczał pokój, wychodząc do toalety i odrywając wzrok od ekranu telewizora, który odtwarzał jeden z licznych seriali. Ich obiad ograniczył się jedynie do dzielonego na pół kubku ramenu, gdyż młodszy naprawdę bał się opuścić pokój starszego. Wiedział, że w każdym momencie mogło się to równać spotkaniu Banga, a w tamtym momencie by tego nie zniósł. Starał się być silnym, ale jego emocje i tak brały górę. Wszystkie jego marzenia rozpadły się tego dnia w jednej chwili i jedynie obecność Seo w jakimkolwiek stopniu trzymała go w całości. Całe popołudnie wtulał się w bok niższego, starając się zapomnieć o wszystkim patrząc na ten nudny serial. Cały czas zanurzał nos w bluzie starszego, która pachniała jeszcze tym charakterystycznym proszkiem, którym pachnęła też jego kołdra, czując obejmującą go w talii dłoń czarnowłosego. W istocie rzeczy Seo cieszył się z bliskości swojego słoneczka, mimo że nadal pamiętał o tym, co się wydarzyło. Czułości i bliskość nie były dla nich nowością, gdyż Jisung gdy tylko był smutny, stawał się prawdziwą przylepą. Łaknął dotyku, czułości, czyjejś miłości i dlatego też teraz, mając złamane serce, lgnął do Changbina. Był to jego jedyny lek w tym momencie, nawet jeśli nie wiedział, że czarnowłosy czuł do niego coś więcej. Znajdując się w jego ramionach, nareszcie zaczynał zapominać o Bangu na chociaż chwilę. 

Jednak Changbin pomimo tego, że w końcu mógł trzymać w ramionach swoje słoneczko, to zaczynał morzyć go sen. W końcu przez to, co po powrocie zastał w swoim pokoju, nie mógł nawet udać się pod upragniony prysznic, a co dopiero zasnąć. Był zmęczony po całej nocy spędzonej w lesie, lecz teraz liczyło się dla niego coś innego. Był w stanie zrobić dla Jisunga dosłownie wszystko, a poświęcanie godzin snu było w tym momencie dla niego niczym. Chciał mu podarować gwiazdkę z nieba, nawet jeśli to raniło również jego. Mógł poświęcić wszystko, by Chan pokochał Hana, jeśli miało go to uszczęśliwić. Jednak skoro stało się coś takiego, wiedział, że go nie opuści. Chciał zrobić wszystko, by poczuł się lepiej, dlatego też dzielnie pożegnał się ze snem i prysznicem, zostając z Jisungiem i poświęcając mu dosłownie całe popołudnie. Jednak gdy mrok zapadł na ulicach Seulu, jego powieki znowu mimowolnie zaczęły lgnąć do siebie. Jakkolwiek mocno się zapierał, sen ogarniał go od środka, dlatego też wyprostował się nieco, odsuwając się odrobinę od drobnej sylwetki Hana.

— Sungie — westchnął cicho, a jego głos rozszedł się po pokoju, mieszając się z dialogami bohaterów serialu. Zwrócił tym wzrok młodszego na siebie. Jego wielkie, czarne oczka skierowały się na zmęczoną twarz Seo. Jak zwykle błyszczały one tą wyjątkową iskrą, dzięki której Changbin potrafiłby zatopić się w nich bez końca. Chłopak zamrugał, czekając na dalsze słowa starszego. — Już jest późno — wytłumaczył, mimowolnie przerzucając na chwilę wzrok na okno, za którym panował kompletny mrok. — Chyba już czas iść spać. Wiesz, padam po tym biwaku i jeszcze do tego śmierdzę lasem — dodał, uśmiechając się pod nosem.

Na twarz młodszego automatycznie wstąpił strach. Nie chciał opuszczać jego pokoju, ryzykować spotkania blondyna. Cofnął się na bok, wbijając błagające spojrzenie w twarz Seo, z której automatycznie zniknął uśmiech. Czarnowłosy odgarnął kołdrę na bok, wzdychając ciężko i i z powrotem przysuwając się do osoby mniejszego. Położył dłoń na jego udzie, zaczynając uspokajająco gładzić jego skórę. Młodszy miał w końcu na sobie jedynie dużą bluzę, toteż gdy poczuł dotyk na swojej nagiej skórze, mimowolnie przeszedł go dreszcz.

— Nie chcę — wyszeptał, spuszczając wzrok. Utkwił spojrzenie w dłoni czarnowłosego, która nadal spoczywała na jego nodze. I szczerze nie wiedział, dlaczego jego policzki znowu zaszły się różem. — Trafię jeszcze na Chana, a nie potrafię mu teraz spojrzeć w oczy.

Changbin westchnął po raz kolejny, jeszcze mocniej przysuwając się do młodszego. Ułożył drugą dłoń na jego policzku, starając się zahamować wszystkie jego odruchy. Gdyby tylko mógł, pocałowałby go w tym momencie natychmiast, dając upust wszystkim swoim emocjom. Jednak nie mógł tego zrobić, bo dobrze wiedział, że Han nie odwzajemniał jego uczuć. Ale jak wiele by dał, by jednak było na odwrót. Jisung ku jego zaskoczeniu nie odsunął się, wtulając policzek w dłoń starszego. Zaczynał się coraz bardziej rumienić i nawet nie wiedział dlaczego.

— Mieszkamy w jednym dormie, nie możesz go unikać cały czas — wytłumaczył, chociaż wiedział, że te słowa zapewne trafiły wprost w serce młodszego. — Wiem, że to trudne, że boli, ale to tylko prysznic lub relaksująca kąpiel. Jeśli chcesz, możesz potem tu wrócić.

Jisung skinął głową, nadal nie odsuwając się od dotyku Seo. W tej chwili koił on jego ból, toteż nic dziwnego, że lgnął do niego. Chciał z powrotem wtulić się w ciało przyjaciela, ale Changbin miał rację — musiał wyjść z pokoju i się umyć, a godzina robiła się coraz późniejsza. Niechętnie odsunął się od czarnowłosego, wstając z łóżka i rozprostowując się po kilku godzinach leżenie praktycznie w bezruchu. Wzrok Changbina automatycznie zawisł na jego szczupłych nogach. Pomieszczenie było rozświetlane jedynie przez ekran telewizora, jednak mimo tego i tak przejechał wzrokiem wzdłuż drobnego ciała wyższego, po raz kolejny raz zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo go kochał. Han podszedł do drzwi i gdy miał już chwycić za klamkę, obrócił się w kierunku starszego, który to nadal siedział na łóżku, chowając dłonie w rękawach za dużej bluzy.

— Binnie... — zaciął się, wbijając spojrzenie w drewniane panele. Nadal czuł na sobie uporczywy wzrok czarnowłosego, który zdawał się wiercić w nim dziurę. Nagle wpadł mu do głowy jeden pomysł, który nie chciał przejść przez jego usta. Czuł jednak, że nie da rady iść tam sam. Strach za bardzo zżerał go od środka. — A... Mógłbyś pójść ze mną? — zapytał, czując jak momentalnie zmienia się w buraczka. Jego lica zaszły się czerwonym kolorem, a wzrok uciekł od sylwetki czarnowłosego.

W tej chwili Changbina dosłownie wbiło w ziemię. Rozszerzył mocno wargi, starając się przetworzyć to, co przed chwilą usłyszał. Jego wzrok nie potrafił oderwać się od drobnego ciała młodszego, który tymczasem spoglądał jedynie na podłogę. Jego dłonie ukryte były w rękawach buzy, uda miał zaciśnięte. Był jednym, wielkim bałaganem — jego brązowe włosy były roztrzepane i opadały mu go na czoło, a policzki były mocno zaczerwienione. Białe skarpetki miał podciągnięte maksymalnie do góry, co sprawiało, że wyglądał na jeszcze drobniejszego. Bluza sięgała mu połowy ud, a usta miał ciasno zaciśnięte. Sam nie wiedział już, co zrobić i czy zaraz nie zacznie żałować tego, co powiedział. Changbin po prostu nie mógł oderwać od niego wzroku — tak bardzo był w nim zakochany.

— Znaczy, mam cię odprowadzić? — zapytał, chcąc, by jego głos nie drżał. Wiedział, że nie może dać młodszemu poznać tego, że czuł do niego coś więcej.

W tym momencie Jisung zawstydził się jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę z tego, jak głupi był jego pomysł. Wyciągnął dłonie z rękawów, przytykając je do policzków, które piekły go niemiłosiernie. Nadal nie podniósł wzroku, nie potrafiąc podnieść spojrzenia na czarnowłosego. Zacisnął zęby na dolnej wardze, wciąż czując na sobie spojrzenie starszego chłopaka.

— Nie wiem — zdołał jedynie wydusić. Po głowie chodziło mu wtedy coś całkiem innego. Pragnął w tym momencie jedynie bliskości Changbina i był w stanie dla tego wtedy wiele poświęcić. — Może... może — zaciął się. Poczuł się zawstydzony bardziej, niż poprzedniego dnia, gdy spał z Chanem, mimo że teraz nie miało do niczego dojść. — Nie, to było głupie — wypalił.

Jednak w tym momencie po pokoju rozszedł się wesoły chichot Changbina. Był on rozczulony tym, jak bardzo zawstydzony był młodszy chłopak. Wstał z łóżka, podchodząc do stojącego obok drzwi Jisunga. Położył dłonie na jego ramionach, uśmiechając się szczerze. Wyższy jednak nadal patrzył na podłogę, nie potrafiąc podnieść wzroku.

— Dla ciebie wszystko, słonko — rzucił, chociaż samemu też nie był pewnym tego, co robił.

W końcu nie mógł Jisungowi pokazać, że kocha go bardziej, niż jako przyjaciela. Już bez tego przyjaźń ich trójki była teraz zagrożona. Jednak chciał zrobić wszystko, by Jisung czuł się bezpiecznie, nawet jeśli samemu miał przez to ryzykować. Podszedł do swojej szafy, wyciągając z niej swoją piżamę i jedną ze swoich czystych koszulek, i parę bokserek. Wrócił do młodszego i chwyciwszy jego dłoń, wyszedł na korytarz.

Tam było kompletnie ciemno, jedynie spod drzwi pokoju Chana wylatywała smuga białego światła. Nie puszczając dłoni nieco wyższego chłopaka, udali się w kierunku łazienki. W tamtym momencie czuł się za niego odpowiedzialny. Chciał zrobić wszystko, by Han czuł się dobrze. 

Kiedy w końcu znaleźli się w łazience, Jisung odetchnął z ulgą, bo znowu był wolny od Chana choć na czas tej kąpieli. Jasność nastała wokół, a on zacisnął mocno powieki, będąc nieprzyzwyczajonym do tej nagłej jasności. Zamrugał parę razy, próbując się przyzwyczaić i gdy mu się to udało, nieco nieśmiało przerzucił wzrok na czarnowłosego, który właśnie zamknął na klucz drzwi łazienki. On również przeniósł wzrok na drobniejszego chłopca, w końcu mogąc dostrzec go w pełnej krasie. Jego policzki świeciły rumieńcami, ciemne włosy wpadały do oczu, a długa bluza zaciągnięta była za jego pośladki. Wyglądał tak krucho, a sama myśl o tym, co zaszło między nim, a Chanem, sprawiała, że Changbin chciał ukryć go w swoich ramionach już na zawsze. Podszedł na niego na krok, wplatając palce w jego ciemnobrązowe włosy i jeszcze bardziej roztrzepując ich końce. Jisung mimowolnie się uśmiechnął, znowu czując kojący dotyk Seo. Sam do końca nie rozumiał, dlaczego poprosił go właśnie o wspólną kąpiel, ale gdzieś w środku tego potrzebował. Trzymał się wersji, że w końcu obaj byli przyjaciółmi i zdarzyło im się widzieć się nago. Mieli nawet w trójkę epizod, gdy kąpali się nago w jeziorze. I nie żeby właśnie po tamtym wydarzeniu powstała piosenka „Domestic Banana".

Następnie czarnowłosy odkręcił ciepłą wodę, która po chwili zaczęła powoli wypełniać wannę. Posyłając oo drodze młodszemu krótki uśmiech, sięgnął po jeden z mocniej pieniących się szamponów, po czym wylał trochę do napełniającej się wanny. Nie czekając na jakiekolwiek słowa Jisunga, podwinął rękawy swojej bluzy i włożył ręce do wody, zaczynając nimi energicznie poruszać. Po chwili na powierzchni wody zaczęła pojawiać się biała piana, która mieniła się innymi kolorami tęczy. Gdy uznał, że wanna jest pełna wystarczającej ilości bąbelków, odsunął się, przelotnie wycierając ręce w ręcznik.

— Mam wrócić do siebie? — dopytał. Tak naprawdę nie wiedział do końca, czego pragnął Jisung, a on nie chciał go skrzywdzić. Stanął naprzeciwko rumieniącego się chłopaka, wsuwając dłonie w kieszenie dresów. Ponownie uśmiechnął się pogodnie, czekając na reakcję młodszego.

— Nie — odparł niemal natychmiast. Nadal nie był co do tego pewny, ale czuł, że właśnie to podpowiadało mu jego serce. — Zostań ze mną, proszę.

Changbin jedynie uśmiechnął się szczerze, znowu podchodząc do Jisunga. Ujął w dłonie jego pulchne i ciepłe od rumieńców policzki, po czym wspinając się na palce, znowu złożył buziaka na czole młodszego. Nie potrafił się powstrzymać, to było silniejsze od niego. Chciał dbać o Jisunga, być jego prywatnym ochroniarzem, bo w jego oczach Jisung był najcenniejszym skarbem, którego musiał bronić przed światem.

Następnie zapadła między nimi cisza, gdyż żaden z nich nie wiedział tak do końca co zrobić i powiedzieć. Jisung znowu obrał sobie za cel wpatrywanie się w kafelki, a Changbin z kolei zawiesił wzrok na uciekających oczkach nieco wyższego chłopaka. Wszystko przerywała jedynie nadal lecąca woda, której strumień uderzał o pokrytą pianą taflę.

— Umm... — wystękał Jisung, odsuwając się na krok. — Wejdę pierwszy — zaanonsował, nadal nie odrywając wzroku od kafelek. — Binnie... — zaczął, w końcu spoglądając na starszego. — Mógłbyś się, umm, obrócić? — poprosił, czując jak kolejna fala ciepła przechodzi przez jego ciało, jakby koncentrując się w czerwonych policzkach.

Changbin jedynie zachichotał, posłusznie obracając się wokół własnej osi. Dodatkowo przytknął dłonie do swoich oczu, co wywołało uśmiech na zawstydzonej twarzy Hana.

— Nie patrzę — potwierdził, nie odrywając swoich dłoni od oczu.

Dłonie Jisunga spoczęły na brzegu jego bluzy, po chwili się na nim zaciskając. Nadal niepewnie pociągnął materiał do góry, odkładając odzienie na szafkę. Ściągnął również białe skarpetki, a wtedy została już tylko bielizna. Odetchnął ciężko, zbierając w sobie całą odwagę. Mimo, że wczoraj robił z Chanem o wiele gorsze rzeczy, to teraz zawstydzało go nawet coś takiego. Drżącą dłonią sięgnął do gumki bokserek, następnie pociągając je w dół. I gdy stanął za Changbinem całkiem nagi, szybko dołożył majtki do reszty swoich ubrań, chcąc jak najszybciej znaleźć się w wannie. Podszedł do zbiornika, po kolei przekładając przez brzeg obie nogi i zatapiając się w pianie. I dopiero gdy całe jego ciało do ponad pasa znalazło się pod wodą i pienną granicą, zdołał odetchnąć. Podciągnął nogi niemal pod brodę, zapobiegawczo zaciskając kolana. Objął rękoma nogi, bojąc się reakcji starszego.

— Już — wyszeptał i już po chwili Changbin obrócił się w jego kierunku. On jednak znowu odwrócił wzrok, tym razem wbijając go w migocące bańki.

Tym razem to Changbin zaczął się rozbierać. Starał się oderwać wzrok od nagiego ciała Jisunga, pokonać wszystkie swoje męskie odruchy. Chciał być teraz kochającym przyjacielem, a nie napalonym zboczeńcem. Chciał dać mu coś więcej niż Chan — miłość. Pozbył się bluzy, a następnie spodni i reszty odzienia, aż w końcu sam również stanął kompletnie nago. Tak jak chwilę wcześniej Jisung, wszedł do wanny, zasiadając na drugim jej końcu i również podciągając kolana. Nie ścisnął się jednak w taką kuleczkę jak on, a jedynie ułożył się wygodnie, zakręcając lejącą się wodę.

— Możesz już otworzyć oczy — powiedział, patrząc na drobniejszego chłopaka, który to mocno zaciskał powieki, wywołując tym uśmiech na ustach Seo.

Znowu ich dwójkę ogarnęła cisza w momencie, gdy Jisung uniósł wzrok, spoglądając wprost w oczy czarnowłosego. Han zacisnął wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Changbin z kolei czuł się w tym momencie najszczęśliwszym facetem na ziemi, bo w końcu spędzał nareszcie czas z osobą, którą kochał całym sercem. Może musiał się powstrzymywać, wystawiając swoje ciało i samokontrolę na prawdziwą próbę, ale nie żałował tego, bo w końcu był blisko Jisunga. Nareszcie czuł się potrzebny.

Widząc, że zapadła dość niezręczna cisza, Seo poruszył się nieco, wywołując tym zdziwienie na twarzy młodszego. Nie wiedział, co chciał on zrobić, a jego nagły ruch wywołał u niego przerażenie. Na szczęście Changbin ułożył się jedynie wygodniej, trącając palcem jedną z baniek.

— Masz coś na nosku, Sungie — powiedział z dziwnie przyjaznym uśmiechem. Jisung jedynie wyrwał swoje dłonie spod wody, przytykając je do swojego małego nosa.

— Gdzie? — zapytał, nie do końca wiedząc, o co chodzi.

— Daj — odparł, momentalnie przysuwając się do młodszego

Wyciągnął rękę w jego kierunku, po czym nim Han zdążył się zorientować co się dzieje, trącił jego nos palcem, zostawiając na nim pokaźną ilość piany. Jisung pisnął głośno, a z kolei z ust starszego wyrwał się szczery chichot. Młodszy szybko znowu przyłożył dłoń do twarzy, chcąc ściągnąć z niej pianę, jednak zamiast tego zostawił na swoim policzku jeszcze jej więcej. Rozszerzył szeroko usta, wbijając wzrok w roześmianą twarz Changbina. Prychnął głośno, zakładając ręce na piersi i marszcząc zabawnie brwi. Jednak gdy śmiech starszego nie ustał, ten również nabrał piany na ręce i nie do końca zastanawiając się nad tym, co robi, przybliżył się do czarnowłosego. Przejechał palcami wzdłuż szczęki niższego, zostawiając na skórze starszego białą pianę. Zaczął się śmiać, nawet nie zważając na fakt, że znalazł się właśnie na kolanach niższego. Uśmiech w końcu wszedł na jego twarz i teraz przestało się liczyć to, że był całkiem nagi. Momentalnie wstyd odszedł, zostając zastąpionym rozbawieniem. Z tego, co zrobił zdał sobie sprawę dopiero, gdy Changbin położył dłoń na jego wąskiej talii, nie chcąc, by spadł. 

— Przepraszam — wyszeptał, bojąc się, że zrobił coś nieodpowiedniego.

I istotnie, Changbin hamował się w tej chwili z całych sił. Jisung nie mógł dowiedzieć się prawdy, a teraz tak po prostu siedział na jego kolanach, będąc całkiem nagim. On jednak uśmiechnął się jedynie pogodnie, kręcąc głową.

— Nic się nie stało, słonko — odparł niemalże natychmiast, obserwując, jak Jisung kolejny raz tego dnia ucieka od niego wzrokiem. 

Teraz róż na jego policzkach był doskonale widoczny i Changbin mógłby przyrzec, że nigdy wcześniej nie widział czegoś tak uroczego. I szczerze cieszył go fakt, że młodszy nie odsuwał się, nadal siedząc na jego kolanach. Co prawda nie przylegał on do jego torsu, ale tyle mu wystarczało — i tak miał Hana bliżej siebie, niż zazwyczaj. Uśmiechnął się pod nosem, odgarniając brązowe kosmyki z czoła drobniejszego chłopaka, który nadal wpatrywał się w taflę wody. Czarnowłosy podciągnął się nieco do góry, nadal nie puszczając talii młodszego, po czym sięgnął po jeden z płynów do kąpieli. Jeszcze raz zamoczył swoje dłonie w wodzie, po czym wylał na jedną z nich słodko pachnący płyn i roztarł go pomiędzy dłońmi. Na jego rękach znowu zaczęła pojawiać się piana, a gdy tak się stało, nieco niepewnie przyłożył dłonie do ramion młodszego. Cały czas obserwował jego reakcję, zaciskając mocno wargi. Nie wiedział, czy nie przekraczał granicy, zaczynając wcierać mydło w ciało brązowowłosego, jednak chłopak go nie zatrzymywał, dlatego też po kolei namydlał jego ramiona, szyję i klatkę piersiową. Jisung nie potrafił wydusić ani słowa. Nadal nie rozumiał do końca, co się działo i dlaczego tak właściwie zaproponował starszemu wspólną kąpiel. Jednak jego dotyk był wyjątkowo przyjemny i czuły, jakby Seo bał się cokolwiek mu zrobić, dlatego też nie protestował jedynie rumieniąc się jeszcze bardziej. Dopiero gdy obie dłonie Changbina znalazły się na jego talii, zdołał unieść wzrok. I gdy to zrobił, ujrzał, że starszy cały czas się w niego wpatruje. Lecz jego oczy były czyste — jakby pozbawione wszystkich złych emocji, niewinne.

— Podaj — poprosił, wyciągając jedną z dłoni spod wody. Czuł, że teraz to on musi się odpłacić tym samym.

I gdy Changbin z nieco niezrozumiałą miną podał mu płyn, przyjął go, mocno zaciskając wargi. Cały czas czuł dotyk na swojej talii, jednak tym razem odbierał to w inny sposób, niż poprzedniego dnia przy Chanie. Poprzedniego dnia dotyk Chana pobudzał jego zmysły, przyspieszał bicie jego serca, a teraz czule gładzące jego boki dłonie Seo sprawiały, że czuł się bezpiecznie. Wyglądał jak buraczek, ale nie dlatego, że pożądanie przenikało przez jego ciało, a przez sam fakt, że ktoś w końcu pokazywał mu uczucia. Również wylał zimny żel na swoje dłonie i tak jak chwilę wcześniej czarnowłosy, roztarł płyn po dłoniach. Następnie zaczął nakładać pianę na ciało starszego, starając się nie rumienić jeszcze bardziej. I gdy uznał, że zrobił już co mógł, zaczął oblewać wodą tors czarnowłosego. Jednak w pewnym momencie zatrzymał swoje drobne dłonie na piersi niższego. Poczuł, jak mocno biło jego serce i wtedy uniósł wzrok, znowu wbijając go w niewinne oczy czarnowłosego. Nie rozumiał, dlaczego tak było. On z natury był bardzo wstydliwy i rumienił się na każdym kroku, ale Changbin zachowywał się wręcz w odwrotny sposób. Ale w końcu skąd miał wiedzieć, że Seo kochał go z całego serca?

Jisung nagle nie potrafił oderwać wzroku od oczu starszego. Zatrzymał kompletnie ruchy swoich dłoni, czując, jak czarnowłosy zacieśnia swój uścisk na jego talii. Tak bardzo pragnął w tym momencie spełnić swoje marzenia, w końcu go pocałować. Pragnął tego od tak dawna, ale wiedział, że nie może zepsuć ich przyjaźni. Zdawał sobie sprawę z tego, że była to jednostronna miłość i że Jisung kochał kogoś innego. Jednak w tym momencie był w stanie zaryzykować wszystko — nawet przyjaźń i przyszłość ich zespołu. Przeniósł jedną z dłoni na policzek młodszego, przy okazji ścierając z niego resztki piany. I może by to zrobił, gdyby z korytarza nie dotarły do nich dźwięki kroków. Spokojne oczy Changbina rozszerzyły się gwałtownie, a Jisung drgnął niekontrolowanie, automatycznie przyciskając dłoń do ust starszego. Brakowało już tylko tego, by Chan dowiedział się o ich wspólnej kąpieli. I tak tkwili aż do momentu, gdy na korytarzu znów rozległ się trzask drzwi — Chan wrócił do siebie. 

Dopiero wtedy Jisung oderwał dłoń od ust starszego, znowu rumieniąc się dorodnie. Niepewnie zszedł z kolan czarnowłosego, znowu kuląc się na drugim końcu wanny. A było tak dobrze do momentu, gdy nie przypomniał sobie o blondynie. Objął dłońmi kolana, zaciskając powieki. Znowu zebrało mu się na płacz. Seo odetchnął ciężko, niechętnie podnosząc się z wody.

— Robi się zimno — rzucił, po czym nie dodając nic więcej, wyszedł z wanny.

Szybko sięgnął po ręcznik, po czym pobieżnie otarł nim swoje ciało. Następnie wciągnął na siebie koszulkę i spodenki z piżamy, chwytając z wieszaka inny ręcznik. Znowu stanął przy brzegu wanny, podając materiał młodszemu. Trącił wierzchem dłoni jego ramię, starając się nie przyglądać za długo nagiemu ciału bruneta. Następnie odetchnął ciężko, znowu obracając się tyłem do Jisunga. Słyszał plusk wody, gdy chłopak wyszedł z wanny. I choć naprawdę go kusiło, nie obrócił się, dając młodszemu chwilę prywatności. I już miał wychodzić z łazienki, gdy usłyszał za sobą drżący głos Jisunga.

— Hyung, mogę spać z tobą?

Jisung rzadko mówił do niego hyung, gdyż byli naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Dopiero teraz Changbin zdał sobie sprawę z tego, w jak wielkiej rozsypce przez to co się stało, był młodszy. Jedynie w jego za dużej na niego, czarnej koszulce i ukrytych pod jej materiałem bokserkach wyglądał jeszcze drobniej i krucho. Jisung był po prostu jego skarbem, o którego chciał dbać z wszystkich sił.

— Jasne — odparł, podchodząc bliżej mniejszego. — Nie opuszczę cię, nie martw się. 

Nim minęła chwila, znaleźli się z powrotem w pokoju starszego chłopaka. Drzwi znowu zamknęły się za nimi, a wtedy Jisung poczuł, że jest już wolny od Chana chociaż na czas trwania nocy. W tym momencie naprawdę nie był w stanie spojrzeć mu w twarz, nie po tym, co mu powiedział. Nie po tym, gdy jego serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Jedynie obecność Changbina trzymała go w całości, nie pozwalając na to, by rozpadł się całkowicie.

Jisung stanął obok łóżka czarnowłosego, czekając na to, aż Seo zasiądzie na materacu. Nawet jeśli jeszcze godzinę temu leżał na nim bez skrupułów, to teraz bał się w pewien sposób narzucić starszemu. Nie chciał, by Changbin myślał o nim jak o natręcie, który nie potrafi dać mu spokoju. Gdyby tylko jeszcze wiedział, że obecność Jisunga tak blisko niego samego, była marzeniem nieco niższego chłopaka. Raper zgrabnie wsunął się na łóżko, odgarniając kołdrę na bok i wyczekująco spoglądając na młodszego. Ten tylko zacisnął mocno wargi, niepewnie siadając na brzegu materaca. Ostrożnie położył się, nie chcąc naruszyć prywatności starszego. Mimo tego, że oglądając serial, przytulali się, leżąc bardzo blisko siebie, to teraz czuł jakiś dziwny strach, przed wtuleniem się w ciało czarnowłosego. Teraz w końcu żaden serial nie leciał już w tle, a oni tak po prostu mieli leżeć wtuleni w siebie. Naciągnął brzeg kołdry na dwoje ciał, leżąc tyłem do Changbina.

— Sungie — usłyszał zza siebie głos starszego, który jak zwykle był niezwykle miękki i delikatny. To musiał przyznać — Changbin nigdy nie podnosił na niego głosu, a jego ton zawsze był bardzo łagodny. — Przytulić cię?

Czarnowłosy właściwie wyrwał mu z ust jego własną prośbę, bo chociaż miał przed tym jakieś dziwne zawahania, to w środku naprawdę pragnął dotyku i bliskości Seo. Nie było to jednak na takiej zasadzie, jak wczoraj w studio z Chanem — wtedy pragnął desperacko dotyku, by doprowadzić się na skraj przyjemności, teraz po prostu potrzebował bliskości rapera, by ucieszyć jego skaleczone serce. Brązowowłosy pokiwał lekko głową, po chwili czując, jak jedna z dłoni Changbina oplata się wokół jego talii. Następnie został przyciągnięty do silnego torsu Seo, co mimowolnie wywołało mały uśmiech na jego twarzy. Może czarnowłosy był od niego niższy o parę centymetrów, jednak przy nim czuł się mały. Dobrze mu było, leżąc jako mniejsza łyżeczka, bo Changbin sprawiał, że czuł się bezpiecznie. Przy nim nie musiał na siłę udawać męskiego, a mógł ukazać mu też swoje wrażliwe strony, które swoją drogą starszy kochał całym sercem. Przyjemny zapach tego specyficznego proszku do prania dotarł do jego nozdrzy, jeszcze bardziej pogłębiając jego uśmiech, a ramię czarnowłosego zacisnęło się w ciasnym uścisku na talii młodszego. Całe plecy brązowowłosego przylegały do torsu Seo, jeszcze bardziej pogłębiając niewidoczne rumieńce na jego policzkach. Czuł się bezpiecznie i jak w domu, leżąc zamkniętym w uścisku Changbina. Było w tym coś, co pozwalało mu poczuć się dobrze i bezpiecznie oraz zapomnieć o Chanie. Mimowolnie jeszcze bardziej wtulił się w ciało starszego, chcąc być jeszcze bliżej niego. W odpowiedzi otrzymał jedynie cichy chichot Seo, który zareagował na gest Hana bez sprzeciwu. I gdy już jego oczy zaczęły lgnąć do siebie, poczuł, jak starszy trącił delikatnie nosem jego szyję, sprawiając, że mocny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Zaśmiał się nerwowo, mimowolnie zaczynając się trząść. Gęsia skórka zaczynała tworzyć się na jego szyi, gdyż starszy nadal pocierał delikatnie nosem jego szyję. Było to tak cholernie przyjemne, chociaż nawet nie wiedział czemu.

— Binnie, co ty robisz? — wyszeptał cicho, starając się, by jego głos nie drżał i nie oddawał on jego zachwianych uczuć. I chociaż tego nie widział, mógłby przyrzec, że starszy właśnie wzruszył ramionami.

Changbin nie odpowiedział, a jedynie również zaśmiał się nerwowo. On też nie wiedział, co robił. Po prostu postępował zgodnie ze wskazówkami jego serca, czując, że jest to odpowiedni moment na to. Chciał tylko sprawić, by Jisung się uśmiechnął, choć na chwilę zapomniał o tym, co zrobił mu Chan. Zamiast odpowiedzi, podarował mu jednak delikatnego buziaka w szyję, który wywołał kolejny dreszcz u młodszego. Następnie odsunął się odrobinę, lecz Han automatycznie również się cofnął, lgnąc do dotyku czarnowłosego. Teraz było go mu dziwnie mało, mimo że przylegał do starszego całym ciałem. Sen zaczął morzyć go szybciej, niż przypuszczał, że się to stanie po dniu, który spędził głównie właśnie na spaniu, płakaniu i przytulaniu się z Changbinem. Teraz jednak jego powieki lgnęły do siebie, a przyjemna bliskość Seo jeszcze bardziej podsycała jego chęć snu. Ziewnąwszy więc ciężko, postanowił poddać się zmęczeniu.

Jednak Changbin, chociaż naprawdę był zmęczony po wczorajszym biwaku i mimo tego, że to właśnie on nalegał na to, by poszli spać, teraz nie potrafił zmrużyć oczu. Dotarło do niego to, jak niebezpieczna robiła się sytuacja w zespole. W końcu Jisung nie mógł unikać Chana w nieskończone. Kiedyś musieli sobie wszystko wyjaśnić, tylko nie wiedział, czy wrażliwe serce Jisunga da radę przejść przez tą sytuację. On liczył się wtedy najmniej, chciał tylko by młodszy dał sobie z tym radę, by nie cierpiał aż tak bardzo. Bał się o niego jak nigdy wcześniej i to właśnie sprawiało, że nie potrafił zasnąć. Leżał z młodszym zamkniętym w jego ramionach i chociaż wiedział, że sytuacja, w jakiej się znaleźli, była nieciekawa, to i tak się uśmiechał. Chciał go chronić przed całym światem i nareszcie czuł, że to robił. I właśnie tak mijały kolejne minuty — na nieprzeniknionej ciszy, podczas której jednak szalały jego myśli. Lecz w momencie, gdy usłyszał, że oddech młodszego się uspokoił, odetchnął ciężko.

— Śpisz, Sungie? — zapytał, szczerze licząc na brak odpowiedzi. I istotnie jej nie otrzymał, chociaż brązowowłosy wcale nie spał. Był on wprawdzie na granicy snu, a jego powieki jak i wargi zdawały się wyjątkowo ciężkie. Właśnie dlatego nie odezwał się ani słowem, licząc na to, że czarnowłosy nie chce niczego konkretnego. Gdyby jeszcze wtedy, wiedział, co Seo chciał powiedzieć. — Bo wiesz... — zaczął, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Jisung śpi. A przynajmniej tego był pewny. Korzystając z tego, że młodszy spał, chciał w końcu wypowiedzieć na głos to, co od lat chodziło mu po głowie. Może sprawiłoby, że będzie mu lżej? Że jego bolące serce się uspokoi? — Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś w błędzie, mówiąc, że nikt cię nie kocha — westchnął. Jego dłonie nadal owijały się wokół szczupłej talii rapera, a z każdym jego słowem, jego ciepły oddech odbijał się od szyi Hana. Dreszcz ponownie przeszedł po ciele Jisunga, który w tym momencie zrozumiał, że Changbin chce coś powiedzieć tylko dlatego, bo myślał, że on śpi. Otworzył gwałtownie, zaciskając mocno wargi, by tylko nie wydać przypadkiem z siebie żadnego dźwięku. — Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo cię kocham. Nie, gdybym tylko nie bał się tego powiedzieć — kontynuował, sprawiając, że Jisung jeszcze mocniej zacisnął zęby na swojej dolnej wardze. Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie słyszał. To jeszcze do niego nie docierało. — Zresztą, jak myślisz, dlaczego cały czas nazywam cię swoim słoneczkiem? — to pytanie było w końcu tylko retoryczne, bo Changbin przecież nie czekał na odpowiedź, ale serce brązowowłosego i tak zabiło mocniej, jakby poczuł, że musi odpowiedzieć. W zamian jednak zacisnął wargi jeszcze mocniej, czując w ustach nieprzyjemny posmak krwi i nadal wsłuchując się w słowa Seo. — Bo rozświetlasz każdy mój dzień. Jesteś jak słoneczko, które nadaje mojemu życiu barwy, dzięki któremu ono ma sens. Bez ciebie nie zaszedłbym tak daleko — te słowa sprawiły, że do oczu Jisunga mimowolnie napłynęły łzy. — Nie mogę patrzeć na to, jak Chan cię traktuje. Ja... ja zrobiłbym dla ciebie wszystko, a on tylko cię wykorzystuje. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, by los wybrał inaczej. Byś zakochał się we mnie, nie w nim — westchnął. Jego głos również drżał, bo nawet jeśli myślał, że Jisung spał, to te słowa z trudem przechodziły przez jego usta. Pierwszy raz mówił na głos to, co jego serce czuło od dawna. — Ale ty się nigdy o tym nie dowiesz, bo jestem tylko zwykłym tchórzem. Nie zasługuję na ciebie.

Łzy popłynęły z oczu Jisunga samowolnie. Po prostu nie mógł ich powstrzymać, słuchając kolejnych słów Seo. Dopiero wtedy coś w nim drgnęło, jakby zdał sobie sprawę ze znaczenia tych wszystkich gestów, jakimi Changbin ciągle go obdarzał. Momentalnie zrozumiał też, że on również reagował na te gesty. Wszystko to przeleciało przez jego głowę w chwilę — te wszystkie krótkie buziaki, słodkie słówka, zdrobnienia. Zdał sobie sprawę z tego, dlaczego rumienił się jak głupi podczas ich wspólnej kąpieli, dlaczego teraz tak bardzo lgnął do dotyku Changbina. Słone łzy popłynęły wzdłuż jego okrągłych policzków, gdy tylko zrozumiał, że Seo zawsze przy nim był — przy każdej trudności, każdym potknięciu. Gdy jego serce bolało, gdy coś mu nie wychodziło, gdy Chan go ranił — przez cały ten czas Changbin był przy nim. W tym momencie jakby cudem z jego oczu zostały ściągnięte klapki.

Tylko, czy on naprawdę był zakochany w dwójce chłopaków?

Czuł, że musi coś zrobić, że skoro oszukał Seo, udając, że śpi, to teraz musi zareagować. Usłyszał w końcu coś, co poruszyło jego serce, co pozwoliło mu poznać prawdę. Dlatego też naprawdę niepewnie przekręcił się w ramionach starszego, ze strachem spoglądając w jego oczy, które to rozszerzyły się gwałtownie. Zastygł w bezruchu, a jego serce stanęło, gdy okazało się, że Jisung jednak nie spał. Zimny dreszcz przeszedł po jego ciele, gdyż zdał sobie sprawę z tego, że młodszy słyszał wszystko — jego żałosne wyznanie płynące prosto z serca. I gdy ujrzał te piękne, ciemnobrązowe oczy tuż przed tymi swoimi, nie wiedział, czy bardziej pragnął w tym momencie cofnąć czas, czy się rozpłakać. Bał się, że to co powiedział, może zaważyć nad wszystkim, że to on może wszystko zepsuć. Tak długo ukrywał swoje uczucia, a teraz to wszystko wisiało na włosku.

Jednak w czasie, gdy serce Changbina zaczynało bić w coraz to szybszym tempie, w umyśle Jisunga panowała istna burza. Nawet nie wiedział czemu, ale postanowił zebrać w sobie wszystkie resztki odwagi, jakie jeszcze w sobie miał, decydując się na coś, czego nie mógł opanować. Może działał spontanicznie, pod wpływem swojego serca, ale czuł, że właśnie tak było trzeba, że to do tego przymusza go jego wewnętrzne ja. Nim Seo zdążył cokolwiek wydukać, w niezręczny sposób wyplątać się z tej sytuacji, on przybliżył się do jego twarzy, mocno zaciskając powieki i pod wpływem impulsu przyciskając swoje wargi do tych starszego. Ich miękkie usta zetknęły się dosłownie na moment, ale to wystarczyło, by coś w Changbinie eksplodowało — pierwszy raz mógł poczuć słodki smak warg młodszego, zaznać czegoś, o czym od bardzo dawna marzył. Jednak tak szybko, jak Jisung posunął się do tego czynu, tak równie szybko cofnął się do tyłu, nagle czując się niezwykle zawstydzonym tym, co zrobił. Bał się, że zrobił coś wbrew woli czarnowłosego, że zepsuł wszystko.

— Binnie, ja, przeprasza-

Lecz nie dokończył tych słów, bowiem miękkie wargi Changbina znowu przylgnęły do tych jego. Teraz nie było już nic do stracenia — nawet jeśli Jisung go nie kochał, to wyjawił mu przypadkiem swoje uczucia i musiał mu to udowodnić. Delikatnie przytknął swoje usta do tych młodszego, czując ich słodki smak i lekko zacieśniając uścisk na jego talii, lecz mimo tego nadal był on niezwykle czuły, niczym puchaty kocyk. Zresztą, Changbin nie potrafił dotknąć go w inny sposób, jak nie z największą czułością. Ale i Jisung nie pozostał bierny, układając jedną ze swoich dłoni na rozgrzanym policzku Seo. Spomiędzy jego warg uciekło cichutkie westchnięcie, które sprawiło, że serce rapera zrobiło koziołka. Czarnowłosy nie pogłębiał pocałunku, po prostu lekko poruszając ustami. Chciał mu odwodnić, że jest lepszy od Chana — że on nie chce go wykorzystać, że on chce go jedynie kochać całym sercem. Dlatego też po chwili odsunął się na bok, opierając swoje czoło o te mniejszego. Jego oddech nadal owiewał usta drżącego chłopca, a jego serce z kolei uderzało jak oszalałe. Nie wierzył w to, co się działo.

Wtedy też Jisung odgarnął ostrożnie czarne włosy niższego z jego czoła. Znowu przysunął się jeszcze bliżej, chowając swoje różowe policzki w zagłębieniu szyi Seo. Może poprzedniego dnia robił z Bangiem o wiele gorsze rzeczy, to teraz zawstydzało go to o wiele bardziej. Jego policzki płonęły, serce uderzało okropnie szybko, a myśli szalały. Nadal nie do końca rozumiał, co się działo, bo w końcu całował się właśnie ze swoim najlepszym przyjacielem, ale paradoksalnie czuł się szczęśliwy. Przymknął niewinne oczy, czując jak Seo znowu oplata ramieniem jego talię. Wypuścił spomiędzy ust powietrze, czując się wyjątkowo bezpiecznie. W tej chwili nie potrzebował nawet słów, by wiedzieć, że było idealnie — tuż przy ciele starszego.

— Binnie, czy to była prawda? — zapytał, nie potrafiąc się powstrzymać. Gdzieś w głębi jego serca kiełkował strach, że Changbin też chce go jedynie wykorzystać. Zagryzł znowu napuchniętą od maltretowania wargę, czując, jak jego serce znowu przyspiesza. — To wszystko, co mówiłeś — dodał, chcąc, by wszystko było jasne.

Gdyby jeszcze wiedział, jak wielkie rumieńce pojawiły się w tym momencie na policzkach starszego. Nie wiedział on bowiem, co powinien odpowiedzieć. W końcu była to szczera prawda, ale jak się do tego przyznać?

— Tak — zdołał jedynie wydusić, nieco bezmyślnie zaciskając palce na talii brązowowłosego. Zacisnął mocno powieki, bojąc się najgorszego.

I wtedy Jisung zdecydował się powiedzieć coś, co miało zaważyć nad ich dalszymi losami. Ziewnął słodko, znowu czując, jak zmaga go odsunięty na drugi plan sen.

— Też cię kocham, Binnie — wyszeptał, sprawiając, że serce czarnowłosego znowu podskoczyło.

Chan naprawdę nie wiedział, co myśleć o całej tej sytuacji. Winił się za to, że wykorzystał Jisunga, że go zranił. Jednak nie potrafił zrobić tego wszystkiego inaczej — wiedział, że wtedy powinien odmówić młodszemu, nie pozwolić, by doszło między nimi do czegokolwiek. Był zły na siebie, że pozwolił pożądaniu przejąć władzę nad jego czynami. Ale to nie było tak, że kompletnie nic nie czuł do niższego — gdzieś w zakątkach jego serca rzeczywiście tliła się jakaś iskra tego niezwykłego uczucia, ale zbyt bardzo bał się pozwolić tej iskierce urosnąć. Potrzebował czasu, by to wszystko przemyśleć, jednak gdy tak leżał samotnie w swoim pokoju, spędzając tak cały dzień, zrozumiał, że postąpił źle. Gdzieś w głębi serca wiedział, że Jisung wszystko przeżywał, że zapewne płakał w swoim pokoju. I właśnie wtedy postanowił go przeprosić, bo chociaż nie potrafił odwzajemnić jego uczuć, to chciał zrobić przynajmniej tyle. Lecz gdy wyszedł w końcu z pokoju, stając przed drzwiami sypialni Hana i chcąc go przeprosić, zrozumiał, że pokój jego był pusty, a to oznaczało, że tego wieczoru Jisung spał z Changbinem. Westchnął jedynie, wiedząc, że Seo jest ostatnią osobą, z którą chciałby się w tym momencie spotkać. Wrócił do swojego pokoju, niemalże całą noc przeleżawszy na łóżku i nie zmrużywszy oczu.

Jisung tymczasem spał jak dziecko w ramionach czarnowłosego, który również chrapał beztrosko. W jego oczach wszystkie problemy jego serca zniknęły. Nadal nie wierzył w to, co wydarzyło się pomiędzy nimi zanim zasnęli. Udając się do krainy snów, nadal czuł na wargach smak ust młodszego, a jego serce wciąż uderzało jak szalone. Kochał Jisunga całym sercem i to właśnie dlatego czuł się wtedy jak najszczęśliwszy facet na ziemi. Jego słoneczko w końcu zauważyło jego uczucia.

Również Jisung zasnął z dziwnie lekkim sercem, mimo że jego problemy nadal się nie rozwiązały. Wiedział, że nazajutrz będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Chanem, ale teraz, leżąc w ramionach Seo, czuł się wolny od problemów, jakby magicznie zniknęły za sprawą dotyku Changbina. Toteż właśnie dlatego zasnął niemalże natychmiast, wtedy nie przejmując się już więcej tym, co powie Bangowi. Jednak gdy następnego dnia ponownie otworzył oczy niemalże wraz z wschodem słońca, stres wrócił. Poprzedniego dnia spał bardzo długo i teraz zwróciło się to mu w postaci wczesnej godziny, o jakiej się obudził. Ziewnął niechętnie, cofając się nieco do tyłu i chcąc się upewnić, że Changbin nadal jest tam razem z nim. I rzeczywiście, nadal otaczało go przyjemne ciepło, a ciało starszego przylegało od tyłu do tego jego. Mimowolnie się uśmiechnął, rozkoszując się przyjemnym uczuciem, jakim była bliskość czarnowłosego. Nie do końca wiedział, co powinien teraz zrobić, bo ani obudzenie Seo nie wchodziło w grę, ani powrót do swojego pokoju również. W końcu gdyby tak po prostu wrócił do siebie, Changbin mógłby uznać to za ucieczkę — nie tylko od niego, ale też od uczuć czarnowłosego. 

Dlatego też ziewnął jedynie jeszcze raz, przecierając wierzchem dłoni zaspane oczy. Lecz gdy tylko chciał z powrotem włożyć swoją dłoń pod kołdrę, niespodziewanie została ona objęta przez dłoń starszego. Otworzył szerzej z zaskoczenia oczy, mimowolnie uśmiechając się pod wpływem delikatnego dotyku czarnowłosego. 

— Wiercisz się — już po chwili usłyszał tuż za swoim uchem ciepły chichot niższego. Mocny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, a rumieńce kolejny raz zakwitły na jego policzkach.

Niepewnie przekręcił się w ramionach czarnowłosego, spoglądając mu w oczy. Momentalnie ujrzał w nich iskrę szczęścia, która zawsze pojawiała się w nich na widok Hana. Brązowowłosy uśmiechnął się, odruchowo oblizując wargi. To tylko sprawiło, że wzrok Seo zjechał na różowe usta młodszego.

— Przepraszam, że cię obudziłem — wyszeptał, czując na sobie przeszywający wzrok starszego. Był on zarazem przyjemny, ale też niemalże palący. Znowu zagryzł wargi, nie mogąc odwrócić wzroku od twarzy czarnowłosego.

— Ale nie masz za co mnie przepraszać, słońce — te słodkie słówka starszego sprawiły, że serce Jisunga podskoczyło w jego piersi. Znowu poczuł, jak jego policzki nabierają jeszcze głębszego koloru różu.

Następnie poczuł miękkie wargi starszego na swoim czole. Seo zostawił na nim krótkiego buziaka, który wywołał u młodszego kolejny dreszcz. Po chwili jednak odsunął się, uśmiechając się szczerze. Lecz Jisung nie miał zamiaru rezygnować z tej cholernie przyjemnej czynności, która wywoływała dorodne rumieńce na jego twarzy, dlatego też nieco spontanicznie przysunął się do Changbina, pod wpływem uczuć łącząc ich usta. Changbinowi znowu było dane zasmakować słodkich ust Jisunga, dzięki czemu jego serce po raz kolejny zrobiło fikołka. Tak właśnie Jisung działał na niego od zawsze, a teraz w końcu mógł spełniać swoje marzenia, z którymi zdążył się już pogodzić, że są zbyt wybujałe, by miały się spełnić. Jisung jednak nie odsunął się wraz z pierwszym mlaskiem, który rozszedł się po pokoju. Przysunął się jedynie bliżej Changbina, którego dłonie nadal czuł na swojej talii, mocniej napierając na jego usta. Właśnie tego w tym momencie potrzebował.

Nadal czując, że jego ruchy były strasznie niepewne, wpakował się starszemu na kolana, nie przerywając tego niewinnego pocałunku. Changbin momentalnie poderwał się do siadu, układając obie dłonie na szczupłej talii młodszego. Jisung zarzucił ręce na jego ramiona, zaciskając mocno powieki i nadal niepewnie poruszając wargami. A gdy Seo odwzajemnił ten gest, serce dosłownie stanęło w jego piersi. Paradoksalnie on również spełniał swe marzenia, o których po prostu wcześniej nie wiedział. Jego uczucia nadal były dla niego zagadką, bo w końcu jeszcze poprzedniego dnia by przekonany, że był na zabój zakochany w ich liderze, a teraz całował się z czarnowłosym i o dziwo bardzo mu się to podobało. Podczas stosunku z Chanem nie czuł żadnych uczuć, a teraz czuł się kochany. To właśnie była główna różnica pomiędzy jego hyungami — Chan był zakochany w ciele Jisunga, a Changbin w jego duszy. 

Ciche westchnienia zaczęły z czasem ulatywać z ust dwójki nastolatków, przerywając tym panującą w pomieszczeniu ciszę. Ich wargi plątały się w delikatnym i powolnym tańcu — żaden z nich nawet nie chciał przyspieszać tego tempa, gdyż idealnie im ono pasowało. Jisung istotnie podniecał starszego, ale nie potrafił on zrobić niczego wbrew jego woli, gdyż najważniejsze dla niego było jego szczęście. Jego dłonie z czułością zaciskały się na talii Hana, usta mimowolnie uśmiechały się podczas pocałunku. Czuł się szczęśliwy jak nigdy, a dzielony z młodszym pocałunek jedynie to podsycał. W końcu jednak oderwał się od brązowowłosego, w zamian opierając swoje czoło o te Hana. I już miał coś powiedzieć, wyrazić swoją niezmierzoną radość, gdy nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się z zamachem, a w nich stanął nikt inny, jak Chan, który chciał naprawić swoje błędy. Jednak nim zdążył wydusić słowo, zdał sobie sprawę z tego, co działo się między jego młodszymi przyjaciółmi. Przeleciał wzrokiem po rozgrywającej się przed nim scenie — Jisung siedział na kolanach Seo, który to obejmował jego talię. Ich czoła stykały się ze sobą, jednak uśmiechy, które jeszcze przed chwilą gościły na ich twarzach, zniknęły z nich natychmiastowo, gdy tylko Bang wszedł do pomieszczenia. Jisung poczuł, jak jego serce znowu ścisnęło się boleśnie, a cała radość znowu z niego uleciała. Momentalnie zerwał się z kolan starszego, nie chcąc pogorszyć sytuacji. Zapadła cisza, której nikt nie śmiał przerwać. I nim Jisung czy Changbin zdołał wydusić chociaż słowo, Bang zniknął z pokoju, trzaskając głośno drzwiami.

Jisung naprawdę nie wiedział, co zrobić, co czuć, co myśleć, co powiedzieć. W jednej chwili poczuł się jak śmieć, jakby naraz zdradzał obu chłopaków. Nie zasługiwał na żadnego z nich, a teraz znalazł się pomiędzy dwojgiem chłopaków. A było już tak dobrze...

Brązowowłosy poderwał się z łóżka czarnowłosego, uznając, że musi iść za Bangiem. Jego serce rwało się właśnie we dwie strony, pomiędzy którymi nie potrafił wybrać. Jednak czuł, że jeśli nie pójdzie za starszym, to może być koniec ich zespołu, o którym przecież tak długo marzył. Nie mógł pozwolić na to, by ich marzenia skończyły się w tym samym czasie.

— Chan, poczekaj! — krzyknął, wybiegając na korytarz. Nim zdążył się obejrzeć, Changbin stanął obok niego, również wbijając wzrok w Chana. Blondyn stanął jak wryty pośrodku salonu, obracając się na pięcie, a jego mina nie należała do najprzyjemniejszych.

— A ja cię chciałem przeprosić... — fuknął, kręcąc głową. Jedna z jego dłoni zacisnęła się ze stresu, a druga zaś wskazała Jisunga. I chociaż był to tylko palec lidera, Jisung czuł się, jakby Bang mierzył w niego właśnie ostrym nożem. — A ty zachowałeś się jak zwykła dziw... — i w ostatnim momencie ugryzł się w język, zdając sobie sprawę z tego, co prawie powiedział.

Jednak to wystarczyło, by w Changbinie coś pękło. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś tak zwracał się do jego słoneczka. To było po prostu niedopuszczalne i w tym momencie poprzysiągł sobie, że Chan za to zapłaci. Przestało liczyć się to, że Bang był jego najlepszym przyjacielem i że mogli tym zniszczyć przyszłość swojego zespołu, on po prostu postanowił bronić swojego oczka w głowie.

— Coś ty powiedział? — warknął, natychmiastowo mijając Jisunga i dopadając najstarszego z ich trójki. Złapał za brzeg jego bluzy, którą to miał na sobie, szarpiąc nią mocno.  W tym momencie jego nerwy puściły. — Jedyną kurwą tutaj jesteś ty — wysyczał, przyciągając starszego do siebie. Z jego oczu kipiała złość. Nikt nie miał prawa obrażać Jisunga. — Jak mogłeś go wykorzystać i potem zostawić? Jak, kurwa, jak?

Łzy napłynęły do oczu najmłodszego z ich trójki samowolnie. Nie mógł patrzeć na to, jak dwójka chłopaków, których kochał, się kłóciła. To raniło jego serce bardziej, niż ból, jaki czuł po tym, co powiedział mu Chan poprzedniego dnia. 

— Przestańcie, błagam! — zaszlochał, przyglądając się pozostałej dwójce, która prawie że zabijała się wzrokiem. Ich spojrzenia automatycznie przeniosły się na najmłodszego, który stał obok, zaczynając bezradnie płakać. — Ja kocham was obu!

Chan wyrwał się z uścisku najniższego rapera, kręcąc z rozbawieniem głową. Odsunął się na krok, przerzucając wzrok pomiędzy dwójką pozostałych chłopaków.

— Nie możesz kochać nas obu, Jisung. Świat tak nie działa — odparł, zaciskając wargi. — Musisz wybrać. Albo ja, albo on.

I w tym momencie Jisung zrozumiał, że od tej jednej decyzji zależało wszystko.

...
[7397 słowa]

Hey, hey, nie uciekaj jeszcze!

Jak widzisz, zakończenie jest otwarte, dlatego mam do Ciebie (tak, do Ciebie!) prośbę. Napiszcie tę książkę do końca ze mną i napiszcie mi, kogo wybrać powinien Jisung. Wystarczy tylko imię, ale jeśli ktoś się rozpisze, to będzie to dla mnie naprawdę dużo znaczyć. Będzie to bardzo miłe "dziękuję", za napisanie tej książki, hahah.

Koszyk na wybory:

Poza tym, chciałam się pochwalić, bo łączna ilość słów w tej książce wynosi 20 237 słów, a to wszytko napisałam w 11 dni. Ksks, jestem z siebie dumna hahah.

No cóż, do zobaczenia w moich innych książkach!~ Altrey


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top