3
- Mamy linę, nie zgubimy się. Nic nam nie będzie - powiedział Kai, ale Beomgyu nie wyglądał, jakby mu wierzył. Wyglądał bardziej na wystraszonego. Jak jakieś małe, bezbronne zwierzę albo dziecko, które dowiaduje się, że właśnie dziś musi iść do lekarza dostać zastrzyk. - Zabrałem ze sklepu amulety mamy - mówił dalej. - I zaklęcia. Jesteśmy gotowi na wszystko.
- Jak na kogoś kogo rodzina jest zajebiście przesądna... jesteś debilem - wyrzucił z siebie Beomgyu, podnosząc gwałtownie ręce do góry. - Nie doceniasz ich! Nie wiesz, co potrafią zrobić! - kłócił się dalej, ale Soobin stanął przy samochodzie, brzęcząc kluczykami do stacyjki.
- Dawaj, muszę zamknąć - powiedział, ale drugi pokręcił głową.
- Nie idę z wami - odparł. - Nie, nie, nie - wykrzykiwał, podnosząc ramiona do góry, w dramatycznym geście. - Nie - powiedział jeszcze raz i spojrzał Soobinowi prosto w oczy. - Góra Zapomnienia wciąż nazywa się Górą Zapomnienia - przypomniał.
Kai westchnął głośno, poprawiając na ramieniu plecak.
- Mgła zniknęła. Nic nam nie grozi - powiedział spokojnie, ale Beomgyu wychylił się na chwilę ze swojego siedzenia i zasłonił mu ręką usta.
- Nawet tak nie mów! Zwłaszcza na głos - uciszył go. - To przynosi pecha. Przecież dobrze o tym wiesz. Szczęście się zawsze odwraca, jak gada się takie głupoty i jeszcze się w to wierzy - mówił dalej, ale Soobin powoli tracił cierpliwość.
Nie mieli dużo czasu, zanim będą musieli wrócić do miasta, a młodszemu chłopakowi raptem zebrało się na słowotok.
- To po cholerę chciałeś z nami jechać? - nie wytrzymał wreszcie Kai. Spojrzał na Soobina, przygryzając lekko wargę.
Jego spojrzenie mówiło: "Zrób coś", ale Soobin wiedział, że i tak nie przekona, Beomgyu żeby poszedł z nimi na górę. Decyzja została już dawno podjęta.
- Nie myślałem, że mówicie serio - odparł Beomgyu po tak długiej chwili, że Soobin już zdążył zapomnieć, jakie było pytanie. - Myślałem, że podjedziemy do granicy, tam gdzie kiedyś była mgła. Zrobimy kilka zdjęć i wracamy. - Kai westchnął znów przeciągle i już nabierał powietrza w płuca, gdy Soobin przerwał mu szybko, łapiąc go przy tym za ramię.
- Dobra - powiedział pojednawczo, łagodnym tonem - To siedź sobie tutaj, ale... - wyjął z kieszeni spodni swoją komórkę i podał ją młodszemu chłopakowi. - Monitoruj nasze komórki i sprawdzaj, czy rodzice się odzywają. Na górze podobno nie ma zasięgu - dodał i spojrzał na Kaia, który wyglądał na dość zaskoczonego i nawet zadowolonego z tej propozycji.
- W sumie... - powiedział wolno chłopak, wzruszając ramionami. Wyłowił swoją komórkę z przepastnego plecaka i też podał ją Beomgyu, który wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować, albo dostać zawału serca. Trudno było powiedzieć w sumie, bo raz jego twarz była papierowo biała, a zaraz przybierała ten dziwny, blady odcień czerwieni, który kojarzył się Soobinowi z krzakiem różowej hortensji, która rosła zaraz obok wejścia do jego domu.
- Ale... ale... - zająknął się chłopak. - Co mam im powiedzieć, jak zadzwonią? - spytał. - Mam udawać, że to wy? Czy mam mówić, że to ja? - pytał dalej.
Soobin rzucił w jego stronę kluczyki, których chłopak nawet nie złapał. Upadły z brzękiem na podłogę, dołączając do pustych opakowań po coca-coli i śmieciach, które Soobin miał sprzątnąć z dna samochodu od dobrych kilku dni. Sroga twarz taty od razu stanęła mu przed oczami i zanotował sobie od razu w głowie, żeby zająć się tym jeszcze dziś. - Mam mówić, że jesteśmy u mnie w domu? Jestem swoim ojcem? - pytania Beomgyu nie kończyły się. - Matką? - jego głos załamał się niebezpiecznie
- Siedź w samochodzie i nigdzie nie wychodź - powiedział Kai, ignorując jego kryzys.
- Poradzisz sobie - dodał Soobin i uśmiechnął się do niego. - Niedługo wracamy.
- Wrócimy za jakąś...- Kai spojrzał na zegarek na komórce - Godzinę, może trochę dłużej.
- Do samej polany i granicy z mgłą idzie się pół godziny - zaprotestował Beomgyu od razu - Nie zdąż...
- Oficjalnej granicy - poprawił go zadowolony Kai - Dzika granica jest trochę niżej i bliżej - wyjaśnił, na co Beomgyu śmiesznie wytrzeszczył oczy. Soobin nie potrafił opanować się i zaśmiał się na głos, widząc jego reakcję.
- Włącz sobie światło - poinstruował chłopaka. - Przednie światła i radio. Nie będzie ci tak smutno, jak nas nie będzie.
Odparło mu głośne fuknięcie, a potem Beomgyu złapał za klamkę i zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem, a potem dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi na klucz.
- Poszło szybciej niż myślałem...- mruknął Kai, wzruszając ramionami i zaczął iść w stronę ciemnej drogi, nawet nie czekając na Soobina.
***
Mimo że Góra Zapomnienia i jej wieczna mgła górowała nad miasteczkiem od wieków, stanowiąc główny cel zjeżdżających się do niego turystów oraz tło dla niezliczonych reportaży ekip telewizyjnych z całego świata, to Soobin nigdy, przenigdy, w całym swoim życiu, nie postawił na niej stopy.
Wszystkie rodziny z doliny, które znał, odwiedzały ją przynajmniej raz w roku, żeby złożyć dary i zapewnić sobie przychylność Ukrytych Ludzi, ale jego rodzina nie robiła tego wcale. Zarówno Jin jak i Yoongi wydawali się ignorować jej istnienie i unikali jej jak tylko potrafili. Soobin nawet próbował kiedyś zapytać, dlaczego tak jest, ale nigdy nie uzyskał od nich żadnej konkretnej odpowiedzi.
Okazyjne wzruszenie ramion i gwałtowna zmiana tematu musiała mu wystarczać. I nie było tak, że chłopaka to nie zastanawiało. Zastanawiało i to cały czas, ale bał się poruszać ten temat, bo potem jego rodzice byli markotni i szeptali cicho po kątach. Dla dobra ich małej rodziny, wolał żyć w niewiedzy i podobnie jak ojcowie unikać najwygodniejszego objazdu, prowadzącego do największego miasta w hrabstwie, bo ten przechodził przez środek lasu, zbyt blisko podstawy góry, której cień i mgła były nieprzeniknione i wieczne, jak sami Ukryci Ludzie, którzy na niej żyli.
Jedna z krawędzi tej drogi tonęła w gęstej, białej mgle, a druga w zieloności i słońcu, ale Soobin widział ją tylko na zdjęciach turystów i pocztówkach, które można było kupić w sklepie Namjoona i tak naprawdę wszędzie w jego rodzinnym miasteczku. Dziś miało się to zmienić.
- Już niedaleko - powiedział Kai, przerywając milczenie.
Opustoszała o tej porze droga ginęła w ciemności. Mimo że była pełnia księżyca, jego światło było zbyt słabe, żeby przedrzeć się przez grube, deszczowe chmury. Zbierało się na deszcz od rana i przesiąknięte wilgocią powietrze można było prawie pić. Było tak duszno jak w lecie. Soobin miał wrażenie, że wszystkie jego ubrania przesiąknięte są już na wskroś. Nawet jego trampki wydawały mokre dźwięki, mimo że jeszcze nie padało.
- Normalnie, jak jest pora składania darów to jedziemy jeszcze tak... nie wiem. Z trzy kilometry w górę tej drogi? - Kai pokazał ruchem dłoni na las przed sobą. - Tam jest taka mała polana, na której zbierają się ludzie z doliny i przyjeżdżają turyści.
- Widziałem na zdjęciach - odparł cicho Soobin. Nie wiedział dlaczego, ale czerń lasu onieśmielała go trochę i bał się ją w jakiś sposób urazić i jakoś tak automatycznie zaczął ściszać głos. Odwrócił się na chwilę. Samochód z włączonymi światłami przeciwmgielnymi stał na poboczu drogi i jeśli dobrze się przyjrzał, mógł zobaczyć w szybie zarys sylwetki Beomgyu.
Gdy odwrócił się, oświetlając przy tym jezdnię swoją latarką, odblaski przyczepione do drzew na zakręcie błysnęły krótkim, żółtawym światłem. - Dlaczego nie zatrzymaliśmy się bliżej? - spytał, znów szeptem.
- Policja spisuje - wyjaśnił szybko Kai. - Mingyu mówił mi, że jego matki prawie wcale nie ma w domu, odkąd zniknęła mgła. Ona i jej zastęp cały czas patrolują okolicę.
- Ludzie próbują wejść na górę?
- Mmm... - przytaknął Kai. - Głównie turyści albo dziennikarze - zatrzymał się gwałtownie. - Popatrz - pokazał palcem na zakręt. Gdzieś w oddali, między krzakami widać było jakieś niebieskie światło, które od czasu do czasu zmieniało kolor na czerwony. - Mają blokadę zaraz za zakrętem i nie da się dalej przejechać. Mingyu mówił mi, że są jakieś patrole, ale tylko na obwodnicy, bo nie mają za wiele ludzi. Hrabstwo jeszcze nie ogarnęło do końca, co się stało i nie dosłali im nikogo dodatkowego do patrolowania.
- Myślisz, że Beomgyu jest bezpieczny? - spytał Soobin. - Wiesz, jak rodzice się dowiedzą, że wziąłem samochód... - urwał.
- Nie dowiedzą - odparł szybko młodszy chłopak. - Dlatego jechaliśmy tak dookoła. Nikt nie używa tej drogi. Wyluzuj...
- Ale jesteś pewien, że nas nie nakryją? - spytał cicho Soobin. Gdy zadawał to pytanie już wiedział, że popełnia błąd, bo młodszy chłopak spiął się raptownie. Wyglądał, jakby był gotowy do ataku. - Nie to, że wiesz... chce się wycofać. Tak tylko pytam.
- Jestem pewien - odparł Kai chłodno. - A poza tym jesteśmy na miejscu. - Soobin spojrzał przed siebie.
Tu droga rozgałęziała się. Po lewej stronie widać było nieubitą, leśną ścieżkę, odgrodzoną od asfaltowej drogi łańcuchem. Chłopak podejrzewał, że biegła ona głęboko, głęboko w las, może nawet i pięła się w górę, w stronę Góry Zapomnienia. Po ich prawej stronie asfaltówka ciągnęła się może z jakieś dwieście metrów, może i nawet pięćset, a potem skręcała gwałtownie i ginęła między zbitymi krzakami i wysokimi dębami, które rosły na poboczu drogi. Przed nimi był tylko rów melioracyjny, obok którego się zatrzymali, a za nim ciągnął się już gęsty las.
- To...tu? - spytał niepewnym głosem Soobin. Wąski strumień światła jego latarki oświetlał tylko kilka drzew z przodu. Był za słaby, żeby przedostać się przez zbity szpaler brzóz i małych, niewyrośniętych dębów, które rosły zaraz za nimi.
- To tu - potwierdził Kai i skoczył z drogi wprost do rowu. Soobin stracił go na chwilę z oczu. Dał krok do przodu i stanął przy samej krawędzi szosy, oświetlając ją latarką. - No chodź - zaczął popędzać go młodszy chłopak. Soobin musiał przyznać, że rów był naprawdę głęboki, bo czupryna przyjaciela nawet nie dosięgała jego brzegu. - Daj mi rękę, jak się boisz skoczyć.
Soobin zawahał się. Przez krótką chwilę nawet chciał skorzystać z propozycji, bo przypomniał sobie o mniejszych lub większych wpadkach i wypadkach, które zaliczał prawie codziennie, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. To była kwestia honoru. Pokręcił głową i ostrożnie, powoli zsunął się w dół po śliskiej trawie.
W rowie było ciszej, niż się spodziewał. Trawiaste ściany wydawały się wyciszać wszystkie dźwięki z zewnątrz. Szum lasu, nocne ptaki, a nawet świerszcze, które pracowicie spędzały tę noc, dając głośny koncert.
- Lina? - spytał Kai, zawiązując mocniej sznurówki trampek.
- Mam - odparł Soobin. - Gdzie chcesz ją zawiązać? - spytał.
Drugi chłopak pokazał ruchem głowy na rosnącą niedaleko nich brzozę. Soobin wyjął sznur z plecaka i szybkim ruchem zawiązał jeden jej koniec, oplatając pień drzewa. Sprawdził kilka razy, czy supeł mocno się trzyma.
- Powinno być ok - powiedział, aa co Kai skinął głową. - Jesteś pewien, że to drzewo rośnie po naszej stronie? - spytał.
Miał nie zadawać tego pytania, żeby się nie stresować, ale i tak je zadał. Wolał wiedzieć. Jeśli mgła wróciłaby niespodziewanie, wolał żeby lina zaczepiona była o ludzkie, a nie magiczne drzewo.
Drzewa Ukrytych Ludzi potrafiły zmieniać miejsce, przemieszczać się i gdyby raptem postanowiło gdzieś odejść, nigdy nie znaleźliby drogi do domu.
- Tak...zobacz - pokazał Kai na korzenie drzewa wczepione było mocno w dno kanału melioracyjnego, w którym stali. - Ta trawa tu...- odwrócił się i machnął latarką w drugą stronę. - Ten mech jest nasz...- spojrzał w górę, na potężne korony buków, które zasłaniały im niebo. - Te drzewa są ich. Lepiej ich nie dotykać. - Soobin skinął mu głową - Gotowy? - Kolejne skinięcie. - No to chodź - powiedział i podał drugiemu chłopakowi rękę.
***
Mimo panującej wilgoci i zupełnie letniej temperatury, która wyciskała z każdego ostatnią kroplę potu, w lesie Ukrytych Ludzi było sucho. Stare liście i patyki strzelały pod ich butami, gdy wolno szli w jego głąb, odliczając cicho kroki i kolejne metry liny, które zostawiali za sobą. Powietrze też było suche i zimne, co obaj przyjęli z zaskoczeniem. Na to nie byli przygotowani.
Kai na pewno nie był, bo drżał prawie na całym ciele, chociaż nie był do końca pewien, czy to nie jest wina emocji. Tyle razy wyobrażał sobie, jak wygląda las za mgłą i wreszcie miał szansę się w nim znaleźć. Dotknąć, poczuć, zobaczyć.
Pozornie las wyglądał zwyczajnie, chociaż chłopak nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział tak wysokie i tak stare dęby w jakimkolwiek miejscu w mieście.
Tu rosła jakaś wątła dębina, a zaraz za nią malutki krzew aronii, która pachniała tak mocno, że aż kręciło się od tego w głowie. Zaraz za nimi rozpościerała się polana gęsto usiana niezapominajkami i dzwoneczkami, które przy delikatnym podmuchu wiatru wydawały się szeptać coś cicho do siebie.
Las wyglądał spokojnie, zwyczajnie, ale tylko na powierzchni. Gdzie Kai nie spojrzał, widział coś nowego. Dziwny, nieznany gatunek fluorescencyjnego grzyba, którego zdjęcie od razu powędrowało do sterty innych polaroidów, które wykonał tej nocy. Piękny różowy krzak o liściach tak małych i delikatnych, że wyglądały prawie jak mrówki i kwiatach jak bawełniany puch też zaliczał się do tych nowości.
- Zobacz, to musi być jakaś ich roślina. Nie wygląda na naszą - mruknął po raz kolejny Soobin, gdy zatrzymali się na krawędzi niezapominajkowej polany. Kai zrobił ostatnie zdjęcie jakiejś pleśni, jaką wcześniej wskazał przyjaciel i wstał z klęczek.
- Która? - spytał. Soobin pokazał przed siebie latarką, a potem ją zgasił.
Dopiero wtedy Kai zrozumiał, o co chodzi chłopakowi. Biały krzew, który wcześniej wskazywał snop światła poruszył się i zaczął przemieszczać się. Wydawał się uciekać w ciemność, w stronę głębokiej puszczy, której na pewno nie będą zwiedzać tej nocy.
Nie mieli tyle czasu żeby to zrobić, a poza tym prawie skończyła im się lina. Już była napięta i Kai czuł jej szorstki splot pod palcami, który rezonował jak struna od gitary. Jeśli zrobią jeszcze kilka kroków, istniała szansa, że pęknie i trochę zaczynało go to stresować. Byli naprawdę głęboko w lesie, dalej niż chyba każdy z nich zakładał, ale urok Góry Zapomnienia był niepodważalny i trudno było powiedzieć sobie "nie" i tak po prostu przestać iść, przestać robić zdjęcia i wrócić do rzeczywistości.
- To czarny bez - wyszeptał Soobin, zapalając znów światło. Krzew znieruchomiał, gdy tylko to zrobił. Jego białe kwiaty zafalowały, a potem zatrzymały się gwałtownie, gubiąc przy okazji kilka mniejszych kiści. - Mamy taki w ogrodzie. Tata... w sensie Yoongi, robi z niego nalewkę w lecie - dodał, a potem uśmiechnął się. - No i oczywiście nasz nie chodzi i nie jest taki duży...- chłopak zawahał się. Spojrzał w bok, w stronę góry, a potem pod nogi marszcząc się przy tym mocno nos.
- Co?
- A nic... wydawało mi się - chłopak pokręcił głową w odpowiedzi i zaraz się zaśmiał. Tak głośno, że Kai aż sam się skrzywił. Mieli nie robić hałasu. - To te kwiaty - Soobin kucnął, ujmując delikatnie między palce główkę fioletowego dzwonka. - Chyba im się nie podoba, że tu jesteśmy.
Dopiero wtedy młodszy chłopak zrozumiał, o czym mówi Soobin. Szept kwiatów, który towarzyszył im odkąd wkroczyli na polanę, stapiał się już dla Kaia z pozostałymi dźwiękami lasu i dopiero teraz, gdy przyjaciel zwrócił mu na nie uwagę, chłopak zorientował się, że głos dzwonków przybrał na sile. Niebezpieczeństwo, mówiły między sobą, a echo ich rozmów przetaczało się przez polanę jak fala, gdy kolejny rząd kwiatów przechwytywał słowo i podawało je dalej.
- Wydaje mi się, że chyba powinniśmy wracać powoli... - powiedział wolno Kai, rozglądając się po polanie.
Może dzwonki były tylko kwiatami i nie stanowiły żadnego zagrożenia, ale z jakiegoś powodu poczuł się raptem nieswojo. Soobin chyba nie podzielał jego obaw, bo wciąż uśmiechał się radośnie, głaszcząc uspokajająco łodygę małego kwiatka, który wydawał się nawet zadowolony z tej pieszczoty, bo co jakiś czas potrząsał zabawnie liśćmi. Dzwonek wyglądał jak mały pies, który cieszy się, widząc swojego właściciela.
- Ej...Słyszysz mnie? - chłopak kopnął go lekko w łydkę. - Wracamy - już miał się zamachnąć po raz kolejny i sprzedać mu kopniaka, gdy Soobin podniósł głowę do góry. Widać było, że chce zaprotestować.
Chłopak widział to po jego twarzy, w niezadowolonym łuku jego ust, które wykrzywiły się upodabniając go do przerośniętego królika, w lekkich zmarszczkach wokół jego oczu i tym dziwnym błysku w oku, który zawsze poprzedzał jego niezadowolone tyrady. Ale raptem twarz Soobina stężała, a wraz z nią serce Kaia. Coś było nie tak. Soobin wstał wolno z klęczek.
- Ktoś tu jest. Słyszysz? - powiedział cicho. Kai ścisnął mocniej latarkę. Lina, którą obaj trzymali napięła się jeszcze bardziej. Przez moment chłopak myślał, że to może ten tajemniczy ktoś za nią szarpie, ale dopiero, gdy zaświecił w stronę drugiego chłopaka zdał sobie sprawę, że Soobin pociąga za nią słabo, dając mu znać, żeby podszedł bliżej.
- Skąd wiesz? - wyszeptał, podchodząc do przyjaciela. Dopiero gdy stali ramię w ramię, pozwolił sobie na oddech. - Posłuchaj mnie, jeśli to prawda to... - zaczął, ale zaraz został uciszony gestem dłoni.
Światło latarki Soobina zaczęło wędrować wśród traw rosnących przed nimi, a potem przeniosło się na polanę, która pod jego wpływem zafalowała nerwowo.
Gdzieś w oddali zahuczała sowa, a słabe głosiki dzwonków umilkły, zostawiając po sobie ciszę tak ogromną, że Kai mógł przysiąc, że słyszy bicie własnego serca. Soobin musiał jednak wyłapywać coś jeszcze, bo wydawał się niespokojny i co chwila przymykał oczy, starając się złapać jakiś dźwięk, którego Kai nie słyszał.
- To tam - powiedział wreszcie po dłuższej chwili. Jego oczy wciąż były zamknięte, a długie przedramię wskazywało na ciemność przed nimi. Na coś poza granicą polany, tam gdzie nie dosięgały ich latarki, a na pewno nie sięgała lina. - Ktoś tam jest. Słyszę jego głos - ręka Kaia od razu znalazła jego przedramię i pociągnęła chłopaka do siebie.
- Wracamy - postanowił Kai. Nie potrafił opanować już drżenia, które czuł wcześniej. Teraz zajęło całe jego ciało i struny głosowe, które nie chciały z nim współpracować, ale Soobin pokręcił głową, zabierając jego rękę.
- To nie jest dobry pomysł. A co jeśli ktoś potrzebuje... - zaczął mówić, a potem ciszę przeciął przeciągły jęk. Obaj zamarli, tracąc raptownie siłę na dyskusję.
- Musimy uciekać - wyszeptał Kai, ale nie wykonał żadnego gestu, który świadczyłby o tym, że chce się wycofać. Wciąż stał w tym samym miejscu, wpatrując się w rozszerzone źrenice przyjaciela. - Soobin? - jęk z ciemności, powtórzył się, a potem dało się słyszeć zbolały szept, który zaraz zaczęły powtarzać kwiaty dookoła.
Nie mówiły dzwonki.
Nie niosło echo i po chwili cała polana huczała już od ich głosów i jęków, które też zaczęły przekazywać sobie jak plotkę. Soobin znów skierował swoją latarkę w stronę polany, rozglądając się po niej nerwowo.
- Halo? - spytał ciemności, a Kai nie potrafił zatrzymać niezadowolonego syku, który wyrwał się z jego mocno zaciśniętych ust. - Czy jest tam ktoś? - dodał. Cichy płacz przerwał ciszę, która opanowała całą polanę. Nawet kwiaty zamilkły, nasłuchując go, jakby dając mu szansę wybrzmieć i pokazać swój ból. - Ten ktoś jest chyba ranny - wyszeptał Soobin, wciąż wpatrując się w ciemność.
- Daj spokój... - odparł Kai, starając się zapanować nad swoim drżącym głosem. - Chyba nie chcesz tam iść. To pułapka. Ukryci Ludzie są z tego znani i... - nie dokończył, bo Soobin puścił linę i zaczął iść przed siebie.
W stronę płaczu i szelestów, w stronę ciemności, której żaden z nich nie potrafił rozproszyć swoją latarką.
- Wracaj tu - syknął Kai, ściszając głos, ale chłopak nie reagował.
Kai widział jak powoli, powoli jego ciemna bluza stapia się z drzewami poza kręgiem światła i jeszcze trochę a na dobre straci go z oczu. Chłopak ścisnął mocno linę i szarpnął za nią, ale ta nie rozwijała się już bardziej. To był jej koniec. - Kurwa - zaklął cicho.
Szarpnął ją jeszcze raz. Wciąż była napięta jak struna i żadne modlitwy ani błagania skierowane w stronę jakiegokolwiek boga, czy nieboga, nie zdały się na nic. Kai rzucił ją na ziemię. - Poczekaj na mnie! - krzyknął głośno i zaczął biec za Soobinem, którego potężna sylwetka powoli ginęła mu z oczu, mimo że chłopak miał ze sobą latarkę. - Przepraszam... przepraszam. Ja tylko na chwilę. Przepraszam - starał się jakoś wyminąć dzwonki, ale w tym miejscu rosły tak gęsto, że czy tego chciał, czy nie, nadeptywał na jakiegoś. - Ja tylko złapię kolegę i zaraz idziemy. Przepraszam - delikatne, fioletowe kwiaty, ginęły z każdym jego krokiem i nic nie był w stanie na to poradzić.
Jedyne, co mógł zrobić, to przeskakiwać nad nimi, starając się omijać ich większe skupiska i stawiać stopy ostrożnie i z uwagą. Był na tyle skupiony na tym zadaniu, że na moment zapomniał o tym, że powinien również obserwować światło latarki Soobina.
Przed dłuższą część trasy majaczyło gdzieś w ciemności przed nim i chłopak miał wrażenie, że nigdy go nie dogoni, więc na moment wyrzucił to z głowy, a potem raptownie wpadł na plecy Soobina, tracąc równowagę i upadając na ziemię.
Soobin odwrócił się w jego stronę, ale nawet nie spytał się, czy wszystko z nim w porządku. Jego oczy były dziwnie szkliste i w jakiś sposób nieprzytomne. Jeszcze chwilę wpatrywał się w Kaia, ale nie trwało to długo. Nie odzywając się ani słowem, odwrócił się znów w stronę potężnego krzewu i co najbardziej zdziwiło Kaia, nie pomógł mu wstać.
- Jak się czuję, pytasz? - mruknął niezadowolony chłopak, gramoląc się na równe nogi. - A nawet dobrze, Binnie, nawet dobrze. Dzięki za troskę - dodał sarkastycznie i zaczął rozglądać się po okolicy.
Byli na drugim końcu polany. Tu drzewa były jeszcze wyższe, a czarny bez, który wyznaczał jej polany, przesycał swoim mdłym, słodkawym zapachem powietrze do tego stopnia, że Kai miał wrażenie, że powietrze raptem stało się lepkie. -
Nienawidzę tego zapachu - mruknął pod nosem i stanął obok Soobina, który przypominał w tym momencie bardziej jakąś statuę, a nie prawdziwego człowieka. - Soobin, ej... słuchasz mnie w ogóle? - spytał i trącił go ramieniem.
- Nie - przyznał drugi chłopak z rozbrajającą szczerością i uniósł latarkę do góry. - Patrz - dodał po chwili.
Wzrok Kaia podążył za jasnym snopem w górę. Ciche westchnięcie, które wydarło się zza jego mocno zaciśniętych ze złości ust było zaskoczeniem, a potem przyszło kolejne, gdy białe kwiaty rozstąpiły się ukazując czyjąś twarz. Między gęstymi kiściami bzu leżał ktoś. A może raczej nie ktoś.
Chłopak. Na oko może nawet i w ich wieku. O pięknej, pociągłej twarzy i ciemnej cerze, która kontrastowała z otaczającą go bielą. I czerwienią, która gęstym strumieniem skapywała w dół, na trawę i ich kiedyś białe trampki. A potem chłopak otworzył oczy i wydał z siebie kolejny jęk bólu i Kai mógłby przysiąc, że to nie dzieje się naprawdę.
a/n: 1 obstawiacie, kto to będzie?
2 jeśli komuś jest przykro, że jest mało Beomgyu, to spokojnie, będzie go więcej c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top